PDA

Zobacz pełną wersję : Nomadowanie w Namibii



pixi
15-02-2011, 12:05
Od pięciu lat mamy „umówione spotkanie” z pewnym lwem w parku Etosha... a to oznacza, że w tym roku, 2006, znowu pojedziemy do Namibii !

Od kilku tygodni przeglądam ceny biletów lotniczych w internecie... wreszcie znajduję bilet na 2 osoby (tam i z powrotem) za przystępną cenę w sierpniu, terminie zależnym, niestety, od mojego cholerycznego pracodawcy, który zgodził się wreszcie na mój urlop.

Lecimy do Cape Town w RPA, gdzie w okolicy mieszkają znajomi, zawsze gotowi na nasze przyjęcie. Lotnisko wita nas gęstymi chmurami i drobnym deszczem, a gdzie afrykańskie słońce ? Zarezerwowany samochód czeka na parkingu – nie zapomnij – tu ruch jest lewostronny !

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia001.jpg

Taka nasza wyprawa na inny kontynent wymaga przetransportowania drogą lotniczą prawie 20 kg naszego sprzętu kampingowego i różnych drobiazgów, które sprawiają nam przyjemność w podróży, nie licząc drobiazgów dokupionych na miejscu, oczywiście nie zabieramy ani stołu ani krzesełek bo w takie są w większości wyposażone miejscowe kampingi. Na wszelki wypadek mamy do siedzenia nadmuchiwane poduszki. Na czas tak długiej wyprawy nie chcemy korzystać z wypożyczonego sprzętu na miejscu.
Po kilku dniach pobytu i wycieczek po okolicy; do Cape Town, do Simon’s Town, gdzie jest fabryka-szlifiernia-muzeum pól-szlachetnych kamieni (można sobie uzbierać woreczk za niewielką opłatą), do Boulders do rezerwatu pingwinów i na Przylądek Dobrej Nadzieji.
Najbardziej południowy kraniec Afryki – Cap Aghulas jest niedaleko, ale tam już byliśmy w czasie poprzedniej podróży...

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia002.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia003.jpg

Po zrobieniu koniecznych zapasów w supermarkietach (tu alkohol kupuje się w osobnym), w aptece i zapakowaniu samochodu, ruszamy w drogę szosą N7 na północ RPA. Ledwo zdążamy przed 17-tą do sklepu przy drodze...aby zakupić worek doskonałych pomarańczy i torebki różnych suszonych owoców, prosto z fermy.

pixi
15-02-2011, 12:14
Sierpień w Europie to środek albo koniec lata ale to zaledwie wczesne przedwiośnie na południu Afryki. O zmroku zajeżdżamy na kamping Caravan Park w Springbok. Temperatura bliska zera, mój podróżniczy zegarek schowany w cieple rękawa nie ma odwagi pokazać prawdziwej temperatury. Stawiamy namiot na jednym z wolnych dużych placów z kranem i obetonowanym indywidualnym grilem (taki braai to normalka tutaj).
Nie jesteśmy tu sami, wokół kilka namiotów, kręcący się ludzie to z wyglądu emeryci z wnuczkami, niska temperatura im nie przeszkadza? Wypada przystosować się, zasiadamy do kolacji przy gościnnym grupowym stole bo tu jest światło. Ręce przymarzają do kuchenki, stosujemy rozgrzewacz w postaci doskonałego wina południowoafrykanskiego z winnic w okolicy Stellenbosch. Noc jest gwiaździsta i bardzo lodowata.
Rano budzi nas słońce na kryształowo przezroczystym niebie. Ostatnie zakupy w Nababeep, paliwo, pobranie pieniędzy z dystrybutora i dojeżdżamy do granicy na rzece Oranje.

Na ścianch budynku granicznego wiszą jeszcze plakaty po dopiero co opanowanej epmidemii choroby polio czyli Hayne Medina.
Mamy wszelkie wymagane szczepienia: polio-tetanos, żółtaczkę.., na ewentualną malarię zapas pigułek. Sprawna odprawa, obowiązkowa opłata i ...wjeżdżamy do Namibii. Przestawiamy zegarki, zyskaliśmy godzinkę.

Namibii nie można mierzyć europejską miarą. Główna asfaltowa droga szybkiego ruchu B1 przecina kraj z południa na północ i krzyżuje kilka podobnych dróg asfaltowanych, prowadzących do głównych miast. Pozostałe drogi, a takich jest większość, to szerokie szutrówki o różnym stopniu utrzymania, a te mniej ważne pełne są wybojów, dziur, mają częste brody na rzadkich jednak rzekach, nie wspominając o tych piaszczystych czy kamienistych, dostępnych tylko dla samochodów o napędzie 4 x 4.
Miasteczka zaznaczone na mapie, według naszych europejskich przyzwyczajeń, zasługiwałyby najwyżej na miano wioski z małym sklepikiem i kioskiem piwnym.
Odległości między miastami liczy się w dziesiątkach, a raczej setkach kilometrów, często można jechać wiele godzin i prędzej spotkać jakieś dzikie zwierzę niż człowieka, a horyzont niezakłócony żadną działalnością człowieka wydaje się tak odległy, że aż nieosiągalny.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia008.jpg

Oczywiście w takich warunkach należy zawsze zrobić zapas paliwa, wody i żywności gdy tylko jest to możliwe.
Porozumieć się można po angielsku, poziom zależy od pozycji socjalnej rozmówcy, po afrikanersku, czyli w języku wywodzącym się od pionierów holenderskich, w języku któregoś z plemion lub ...na migi i z uśmiechem.

Pierwsze zatrzymanie, po 150 km, w Grunau; jest tu kilka domów, stacja kolejowa, stacja paliw, Country House pełniący rolę hotelu, restauracji i baru a wokół pustka. Po piaszczystej drodze przejeżdża czerwona ciężarówka „coca coli” i niknie na horyzoncie w tumanach kurzu.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia004.jpg

pixi
15-02-2011, 12:18
Po południu, 160 km dalej, koło Keetemanshoop skręcamy na żwirówkę do Koes i już po 14 km osiągamy fermę Gariganus oferujacą hotel, restaurację i kamping.
Mamy jeszcze czas na piwo bo o godz. 16 jest....pora karmienia gepardów. Prowadzą nas do siatkowego ogrodzenia, dwa „duże koty” już niecierpliwe chodzą w prawo i w lewo, zaglądam im w pomarańczowe oczy, jeden robi dziwny, bardzo ludzki, pytający grymas: „gdzie mój obiad ?!”. Po chwili pracowniczka fermy otwiera bramę, możemy wejść, gepardy dostają każdy swoją porcję i nie zwracają na nas najmniejszej uwagi, możemy podejść bardzo blisko, fotografować je ile chcemy a nawet pogłaskać. Potem wychodzimy za ogrodzenie fermy z drugiej strony, jesteśmy trochę zdezorientowani..., po chwili drobnym truchtem od strony sawanny nadbiega inny gepard, spogląda na nas, dostaje też swoją porcję i szybko odbiega prawie ocierając się o mnie. Jesteśmy jak zahipnotyzowani.
Dopiero po chwili możemy zainteresować się norką dużej rodziny surikatów, wykopaną w piasku. Jeden z nich siedzi na tylnych łapkach pilnie nadsłuchjąc i rozglądając się, po chwili wychodzą z norki matki z małymi, które zabawnie figlują.
Po fermie włóczy się jeszcze stary guziec (warthog), przyzwyczajony do drapania po grzbiecie oraz duża czerwona antylopa, bardziej płochliwa.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia005.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia006.jpg

pixi
15-02-2011, 18:05
O zachodzie słońca idziemy oglądać i fotografować las kokerboomów, dziwacznych drzew porastający okoliczne wzgórza. Jest to drzewiasty rodzaj aloesu, osiągający 8 –10 m wysokości o masywnym szarym pniu, parasolowatej koronie z twardymi liśćmi. Spacerujemy wśród kokerboomów obserwując ich zaskakujące formy.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia007.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia009.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia010.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia011.jpg

Na noc zostajemy na kampingu. Miejsca wiele, do najbliższych sąsiadów jest kilkanaście metrów, stoły i siedzenia zrobione są z kamieni, miejsce na ognisko w metalowym kręgu, gorąca woda w łazienkach. Noc bardzo zimna pod bezchmurnym, wygwieżdżonym niebem, podziwiamy Krzyż Południa i inne, nieznane gwiazdozbiory.
Koło fermy jest też rezerwat Geant’s Playground, z niewysokimi skałkami bazaltowymi. Na nich grzeją się w słońcu góraliki (dassie), zwierzątka wielkości królika o wielkich brzuchach i małych uszkach.

pixi
15-02-2011, 18:08
http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia012.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia013.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia014.jpg

góralik (dassie) http://pixiland.info/Afryka%20foto/dassie.jpg

pixi
15-02-2011, 18:11
Opuszczamy skałki, kokerboomy i góraliki.

Wracamy na B-1, szosa prowadzi prosto na północ, samochodów bardzo mało, jesteśmy prawie sami a to zachęca do szybkiej jazdy, zbyt szybkiej, kończącej się zatrzymaniem przez policję koło Mariental. Prawdopodobnie jest tu stały posterunek-pułapka. Trzeba udać się na posterunek policji w mieście i opłcić mandat, okolo 25 euro. Korzystamy z pobytu w mieście i wpadamy na piwo do hotel – lodge.
Niedaleko na północ od Mariental droga przebiega koło Hadrap Dam Game Park – niewielki park rezerwat, oaza zieloności nad sztucznym jeziorem zalewowym. Można tu już spotkać większość zwierząt afrykańskich, zanocować na kampingu lub w bungalowach, zrobić kilka wycieczek pieszych a przynajmniej zatrzymać się na piknik
( wymagana mała opłata za wejście).
Autostrada ma siatkowe płoty po obu stronach, za jednym z nich widzimy antylopę kudu, szykuje się do przejścia ?

Wieczorem dojeżdżamy do Windhoek, stolicy Namibii, (prawie 800 km od granicy z RPA) na wjeździe wita nas duże stado małp...., potem kontrola policyjna, sprawdzająca wszystkie samochody wjeżdżające do miasta. Mamy wrażenie, że po sprawdzeniu paszportów pan policjant na coś czeka ale widząc nasze naiwne miny, rezygnuje. Szukamy, znanego już z poprzedniej podróży hotelu w północno-wschodniej części miasta, niedaleko restauracji Joe’s Beerhouse. Trudno o wolne miejsca, trafiamy do Eros Pension: pokoj 2–os, łazienka, telewizor, lodówka, elektryczny czajnik i saszetki kawy i herbaty w pokoju, w cenę wliczone jest poranne, obfite śniadanie z wielkim wyborem produktów.

pixi
15-02-2011, 18:14
Po około godzinie jesteśmy w Okahandja, miasteczko na skrzyżowaniu ważnych dróg, oaza komercjalna, można tu kupić wszystkie artykuły pierwszej potrzeby i niektóre tej drugiej. Są sklepy, hotele i miejsce pod namiot przy klubie hippicznym. Przy wjeździe do miasta od strony Windhoeku i Swakopmundu są targowiska z licznymi straganami, gdzie można kupić wszelkie afrykańskie wyroby rękodzielnicze, te zrobione z artyzmem i te tylko dla turystów. Ceny rozdmuchane prze liczne grupy wycieczkowe przywożone tu stadami na zakupy, na kilkanaście minut. My mamy czas, oglądamy, wybieramy, targujemy się, wypytujemy o życie mieszkanców.
W okolicy jest pokazowa farma, którą można zwiedzać, panie noszą kolorowe stroje Herero, w sadzawce moczy się kilka krokodyli, można karmić strusie garściami ziaren kukurydzy a nawet przejechać się na nich, o ile uda się go dosiąść ! Próbowaliśmy w 2001 r. (siniaki już zeszły).

Każdego roku, 26 sierpnia (lub w najbliższy weekend) jest tu obchodzone święto upamiętniające walki trybalne pomiędzy plemionami Herero i Nama oraz kolonizatorami niemieckimi. W ten dzień każdy ubiera się jak tylko może, aby jak najbardziej militarnie i czerwono. Wojskowi w kompletnych mundurach z czerwonymi wyłogami jadą na koniach, inni idą pieszo, niesione są czerwone sztandary z podobiznami zwierząt. Właściwie jest to rewia fragmentów umundurowania wszystkich armii świata, są nawet wojenne skóry zulu. Kobiety występują w strojach tradycyjnych (z XIX w.), długich, fałdzistych spódnicach, gorsetach i z charakterystycznymi zawojami na głowach. Pochód udaje się do grobu Williama Meherero, szefa czerwonych Herero. Mieliśmy okazję obserwowac ich przemarsz.
Herero zieloni organizują podobny pochód około 11 czerwca.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia017.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia018.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia019.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia020.jpg

pixi
15-02-2011, 18:17
http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia022.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia021.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia023.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia024.jpg

pixi
15-02-2011, 22:15
Dążymy ciągle na północ, należy pamiętać że tutaj w południe słońce zajmuje pozycję właśnie na północy ale wschód i zachód obsługuje już normalnie a nasze europejskie busole nie chcą działać.
Skończyły się wzgórza, teren jest płaski aż po horyzont, czasem ożywiony przez wysoką termitierę z czerwonawej ziemi.
Na 30 km przed Otiwarongo skręcamy na wsch, w dali rysuje się masyw Waterbergu. Po 40 km zaczyna się szeroka żwirówka, potem, po 15 km drogi gruntowej jesteśmy przed budynkiem parku narodowego.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia015.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia016.jpg

Opłacamy wejście (w Namibii wejście do wszystkich parków narodowych jest płatne, taryfa pobytowa dzienna plus noclegi), rozstawiamy namiot pod drzewami, jest kran, braai i lampa, stołu brak. Zdążamy jeszcze zrobić spacer u podnóża skał szlakiem „Kambazembi walk”, tu rozkleja się jeden z naszych wysłużonych butów do górskich wędrówek, kawałek sznurka ratuje sytuację ale jeszcze nie domyślamy się co nas czeka... Widzieliśmy wiele ptaków, mangustę, tropy jakichś niewielkich zwierząt i już wracając, tuż przed zmrokiem (godz 18) parę małych antylop kliperspring.
Następnego dnia wstajemy wcześnie, uprzejme ptaszki „umyły” nam talerze ale i zostawiły swoje ślady obecności.... Śniadanie i wyruszamy na szlak „Mountain View” prowadzący na szczyt tego skalistego masywu z różowego piaskowca. Droga nie jest zbyt trudna, miejscami niewielka ekspozycja, pnie drzew zawalające ścieżkę, ostre głazy ale co za panorama z góry! Delektujemy się tym prawie księżycowym pejzażem. Aby pójść we wsch. część masywu należy otrzymać płatne pozwolenie w dyrekcji parku i opłacić noclegi w schronach. Schodzimy inną drogą i tu następny but odmawia posłuszeństwa, zgodnie ze słowami piosenki: „odeszły podeszwy, zostały się wierzchy...” znowu radzimy sobie sznurkiem, do sklejenia przystąpimy wieczorem w obozie ale to zdarzenie komplikuje nasz przyszły wycieczkowy program.
Wracając, widzimy te małe antylopy, może nawet te same ?
Niedaleko jest cmentarz poległych w walkach w pocz. XX w., znajdujemy 2 nazwiska polskie.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia025.jpg

termitiery, nieco rozmyte przez deszcze

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia026.jpg

pixi
15-02-2011, 22:54
Powrót na B1, przejazd przez Otiwarongo i do Outjo na ostatnie zakupy przed wjazdem do rozległego parku narodowego Etosha. Zakupy i zapasy w supermarkiecie „OKfoods” dobrze zaopatrzonym i w innych sklepach, bierzemy też zapas biltongu – suszone połcie mięsa, według tradycji pierwszych osadników europejskich, pocięte w cienkie płatki, zapas paliwa, zapas pieniążków bo w parku nie ma banku a prawie wszędzie trzeba płacić gotówką.

Park narodowy Etosha, wymarzona, wyśniona nocami Etosha, gdy domowy kocur tulący się pomrukując do nas, w łóżku w nocy, przybierał w snach kształty leoparda. To tu oczekuje nas „nasz” lew.
Brama wjazdowa Anderssona, sprawdzanie dokumentów, pokazujemy potwierdzenie naszej rezerwacji (pobyt i kamping), dokonane w dyrekcji parku w Windhoeku (można też rezerwować przez internet ale...mogą być problemy...), opłata pobytowa. Dozwolona szybkość to najwyżej 60 km/godz, oczywiście nie wolno wysiadać z samochodu, to zbyt niebezpieczne, lew nie śpi!
Jesteśmy już około 450 km na północ od stolicy kraju. Spędzimy tu tydzień.
Są tu 3 kampingi; Okaukuejo, Halali i Namoutoni (oddalone jeden od drugiego o okolo 70 km), z bungalowami, restauracjami, sklepami, stacją paliw, pływalnią itp. Na noc ich bramy są zamykane bo po zachodzie słońca żaden turysta nie ma prawa przebywać na „wolności”, pewnie ze względu na bezpieczeństwo dzikich zwierząt.

Już po paru kilometrach od bramy wjazdowej widać pomiędzy niewysokimi drzewami, szereg antylop impala, idących powoli do wodopoju, jest póżne popołudnie, z drugiej strony nadchodzi podobny szereg kudu i gnu, kręcimy głowami na prawo i lewo, w oddali widać jeszcze nadchodzące zebry. Jesteśmy tu już po raz drugi ale taki widok znowu nas zaskakuje i zadziwia. Z towarzyszących nam samochodów turystów nieprzerwanie słychąc trzask migawek aparatów fotograficznych. Uśmiechamy się, my już wiemy, że to jest dopiero preludium, że dalej, jutro, można zobaczyć więcej takich zwierząt i zrobić dużo lepsze zdjęcia.

Zaczynamy od Okaukuejo, stanowiska na namioty niezbyt ciekawe, dużo kurzu, nie wszystkie mają stoły ale obok jest, dobrze widoczne pomiędzy bungalowami jeziorko, stąd widać ogromne sylwetki słoni, pędzimy zobaczyć nie zważając że namiot nie do końca rozbity. Gdyby nie siatkowe ogrodzenie i zwały kamieni sięgnęłyby do nas trąbami.
Póżniej przychodzą żyrafy i 2 nosorożce. W nocy pohukuje sowa a między namiotami biega szakal.
W każdej z części parku można spotkać inne zwierzęta. Najpierw eksplorujemy zachodnią partię , w kierunku Okondeka, tutaj obfitują gnu - szare, brodate, z zaokrąglonymi rogami, nie mają wyglądu rączej antylopy, sprawiają wrażenie starców. Widzimy całe ich stada idące gęsiego, jednak dość daleko od drogi, trafiają się też strusie.
Robimy wycieczki po okolicznych, dozwolonych drogach, wokół nas harcują sympatyczne wiewiórki ziemne, nakrywające się puszystym ogonkiem przed słońcem.

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(4).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(11).jpg

http://pixiland.info/Afryka%20foto/wiew.jpg

http://pixiland.info/Afryka%20foto/wiewiora.jpg

pixi
15-02-2011, 22:59
Przez południową część parku jedziemy do Halali, strefa jest drzewiasta, porośnięta niewysokimi mopanami o bardzo twardym drewnie lub cienkimi akacjami, które właśnie kwitną żółtymi pęczkami kwiatków, to przysmak dla każdej żyrafy. Po drodze mijamy duże stada zebr, wcale nie są płochliwe, wprost przeciwnie, okupują drogę, niepozwalając przejechać, są tak blisko że aż „nie mieszczą” się w obiektywie. Często wyskakuje na drogę stado springboków - małych antylop z brązowym paskiem wzdłuż boku. W Olifanbad, zgodnie z obiecującą nazwą jest grupa słoni, korzystają z bardzo małego jeziorka, bardzo się rozpychając. Spotykamy też duże stada jasnobrązowych antylop impala o długich cienkich, zakrzywionych rogach i innych większych, „czerwonych”, o brunatnej sierści i dziwacznie skręconych rogach.

pan i pani żyrafowie

http://pixiland.info/Afryka%20foto/girafes2.jpg

zebrowy strajk okupacyjny : my chcemy przejścia "po zebrach"

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(3).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(2).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(16).jpg

pixi
17-02-2011, 16:40
http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(23).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(1).jpg

Z auta nie wolno wysiadać i mimo, że żaden strażnik nie pilnuje, ten zakaz jest przestrzegany, bo cóż znaczy pieszy pomiędzy kopytami znanych z nieprzewidzianego zachowania zebr czy masywnymi nogami słoni. Do zrobienia zdjęć wystarczy opuścić boczną szybę, usiąść na drzwiach i ustawić aparat wyposażony w zoom na dachu na małym statywie, ale to nie zwalnia od zachowania ostrożności.
Kamping Halali położony jest w terenie lekko pagórkowatym, bardzo rozległy, poszczególne partie na planie nieregularnym, połączone ścieżkami jakby wydeptanymi w sawannie przez słonie. Stosując naszą europejską logikę łatwo się pogubić między namiotem a wodopojem dla zwierząt.
Tu miejsca na namioty są dużo wygodniejsze, stoły, ławy, braai i lepsze sanitariaty. Zmrok zapada wcześnie i bardzo szybko, wchodząc na chwilę do łazienki jeszcze za dnia, zdarza się wyjść już pociemku co bardzo dezorientuje.
Wieczorną krzataninę przy kolacji przerywa nam donośne, powtarzające się trąbienie... na trąbie słonia. Pędzimy do wodopoju, jest stado słoni, jeden stoi na kamienistym cyplu i pije, pije, pije, ten z tyłu czeka, przestępując zabawnie z nogi na nogę i próbuje go wypchnąć. Ta scena trwa bardzo długo. Tu jest zwyczaj spędzania połowy, conajmniej, nocy właśnie obserwując oświetlony wodopój z góry, ze stoku z zainstalowanymi ławkami, siedząc wygodnie i w ciszy, mimo zimna.

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(9).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(10).jpg

pixi
17-02-2011, 16:46
http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(24).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(29).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(28).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(30).jpg

Conocnymi gośćmi są stada słoni, zebr, kudu - antylop o kręconych rogach, szarym tułowiu z kilkoma białymi paskami. Czasem przychodzą też lwice lub przebiegnie szakal. Pewnej nocy obserwujemy pojedynek słonia z nosorożcem jako że ci sąsiedzi nie lubią się zbytnio i to nie słoń wygrał, raczej dał za wygraną, dla świętego spokoju, mimo że słoni było...39 !. Nosorożec zajął się, niedwuznacznie, swoją panią nosorożcową i już nie przeszkadzał słoniom. Kiedyś w nocy przyszedł leopard, próbując napić się z zachowaniem całej ostrożności, co wyglądało zabawnie bo nie chciał zbliżyć się za bardzo do wody a będąc w przysiadzie i wyciągając daleko szyję trudno mu było pić.
Zdarzają się też noce, gdy jedynymi gośćmi są wielka sowa i króliczek.
Rano też przychodzą zebry, zawsze w dużym stadzie i kudu bardziej samodzielne.

pixi
17-02-2011, 16:51
Dnie poświęcamy na objazd zachodniej części Etoshy. Ponieważ znamy troszeczkę topografię parku, wiemy gdzie i jakich zwierząt można się spodziewać. Zresztą o szczególnie ciekawym wydarzeniu informują inni turyści w mijanych samochodach.
Sueda i Salvadora, na wsch. od Halali to dobre miejsca na lwy, kiedyś widzieliśmy ich tu 13, niestety dość daleko i pod słońce, bezużyteczne z fotograficznego punktu widzenia. Tego ranka jest ich 7, rozłożone leniwie na brzegu suchego jeziora Pan, zajmującego olbrzymią powierzchnię parku od północy. Są jednak zbyt daleko, ledwo można je sięgnąć potężnym zoomem.

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(22).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(21).jpg

Lwy udało nam się zobaczyć później. Koło sztucznego stawu w Goas grupa zebr jest wyraźnie poddenerwowana, oryxy – jasne antylopy o podpalanych nóżkach i bardzo długich, cienkich, prostych rogach nie odważają się podejść do wody i springboki też trzymają się z daleka. Pomiędzy laskiem a wodą, za zwalonym, grubym pniem rozłożyły się lwy, jest ich 5. Ten piąty to wyraźnie grzywiasty samiec. Lwy jak to lwy, nie wykazują wielkiej aktywności ale w pewnym momencie samiec wstaje, ciągnie samicę do wody, piją razem, potem odchodzą i dokonują tego przewidywanego aktu, niestety chowając się za tym grubym pniem.
Któregoś dnia na głównej drodze parku panuje wyraźne poruszenie między autami turystów i wieść głosi, że są lwy w Nebrowni. Przybywamy akurat na spektakl, 5 młodych samców wyleguje się w trawie, niedopuszczając innych zwierząt do wodopoju. Z nerwów, zebry tupią nogami, oryxy biją się z oryxami, springboki nadsłuchują i co chwila zrywają się do krótkiego biegu całym stadem. Na dodatek nadchodzi słon. Wreszcie lwy podnoszą się, wykonują mały spacer leciutkim truchtem, co powoduje ucieczkę innych zwierząt, poczym wracają na swoje pozycje.

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(19).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(20).jpg

pixi
17-02-2011, 17:03
Pewnego ranka wołają nas podekscytowani Włosi z sąsiedniego namiotu, przeżywamy przemarsz miodożerów (rateli), niewielkich ssaków (pół metra bez ogona) na krótkich nóżkach i o ostrych zębach, bardzo żarłoczne, nie wolno ich głaskać ani karmić bo mogą odgryść palec, mimo że wyglądają sympatycznie. Biegną tak szybko że nie zdążam sięgnąć po aparat.

Innym razem, przy Chudob jesteśmy w trakcie obserwacji kilku kudu przy wodopoju i żyraf śmiesznie zginających przednie nogi aby napić się wody, oraz „tańca” żyrafich samców, okładających się szyjami w walce o samicę o pieknych, czarnych oczach, nie zważając na możliwość złamania sobie szyji, a tu nadchodzi stado słonic z małymi słonikami, razem 25 sztuk. Wchodzą do wody, ochlapują się, obrzucają błotem, popychają, inne zwierzęta uciekają natychmiast.

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(27).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(12).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(13).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(18).jpg

Na ścieżkach parku łatwo też dać się zaskoczyć znienacka przez ktorąś z mniejszych antylop, chienę lub samotnego likaona.
Wracając już o zmroku, wybiegają nam na drogę dwa szakale i spóźniamy się trochę na zamknięcie bramy, wartujący strażnik musi otwierać specjalnie dla nas.

Na takim tropieniu zwierząt upływają dni w Etoshy, oczywiście im pobyt dłuższy tym więcej szans na spotkanie zwierząt. Mimo dwukrotnego tam pobytu i spędzeniu wielu dni nie udało nam się jednak zobaczyć ani gepardów, ani servala czy karakala.

Kiedyś wieczorem, dzieci pracowników parku, uczące się w tutejszej szkole zorganizowały wieczór muzyki i tańca. Zagrały bębny, dzieci śpiewały, tańczyły, spektakl trwał długo bo każdy miał swoje solo.

pixi
17-02-2011, 17:09
http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(5).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(6).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(14).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(15).jpg

Kamping Namoutoni usytuowany w dawnym forcie na wsch. krańcu parku, w „żyrafim” regionie jest najmniej ciekawy, przynajmniej dla nas, znajduje się blisko szos prowadzących do Angoli, Botswany i przez Kapriwi do Zambii, to tu zajeżdżają autokary wycieczkowe na obiad do restauracji i aby rzucić chociaż okiem na sprinboki, guźce i żyrafy. Wracajac z niego brzegiem suchego teraz jeziora też natrafiamy na żyrafy i 3 goniące się guźce, a w korycie wyschniętej rzeki na jedną chienę.
Tu, w gorący słoneczny dzień można zaobserwować „fata morganę” w postaci szerokiego stawu obramowanego kopulastymi krzakami.

pixi
17-02-2011, 17:22
http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(7).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(8).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(25).jpg

http://pixiland.info/Etosha/Etosha-(17).jpg

Nadszedł nasz dzień wyjazdu, jeszcze na koniec przed bramą Anderssona zaglądamy do Ombika, w malutkim oczku wodnym usiłują wypluskać się trzy słonie, obok jakby z politowaniem patrzy na to grupa brodatych gnu.

carnivalka
17-02-2011, 18:54
Ale słoniątko.

Pixi jaka fantastyczna podróż i przygoda.Po prostu super.

pixi
17-02-2011, 19:00
Zaplanowaliśmy zrobić zakupy w odległym o 115 km Outjo ale dzisiaj jest sobota, południe już minęło i wszystkie markiety, z wyjątkiem jednego marnego są pozamykane. Udaje nam się kupić większość potrzebnych rzeczy, brakuje tylko biltongu, suszonych owoców i kawałka mięsnego na wieczorne grilowanie. Szosa C 40 do Kamanjab jest pusta, na 155 km mijamy zaledwie kilka samochodów i w miasteczku też już wszystko pozamykane, funkcjonuje tylko stacja benzynowa i jej mały sklepik.
Za 3 km dalej, w stronę Palmwag jest kamping, jesteśmy jedynymi gośćmi, to dla nas otwierają bar pod palmową strzechą i dla nas grzeją wodę do łazienek w pomysłowym piecu – szeroka wysoka rura-komin, na dole ruszt z polanami drewna, komin spiralnie obiega w wewnątrz cienka rurka w której grzeje się woda, po 10 min już bierzemy gorący prysznic.
Kamping wyposażony jest w stoły i ławy z czerwonych, płaskich płyt kamiennych. Restauracja nie działa ale sprzedają nam mrożone, ogromne T-bone.
W niedzielę, jedziemy dalej drogą C 35 w przebudowie, kawałkami jest już asfalt ale brakuje poboczy, stojące maszyny spowalniają przejazd. Jedziemy wzdłuż zachodniej granicy Etoshy zagrodzonej siatkowym płotem. Często drogę przebiegają guźce, zarówno w jedną jak i w drugą stronę, widocznie mają swoje tajemne dziury w płocie.

Nagrobki wodzów

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia091.jpg


Przekraczamy „granicę weterynaryjną”, oznacza to, że mięso bydła pasącego się dalej na północ nie ma stempelka gwarancji bo pasie się byle gdzie, zjada byle co i nie ma zgodności z normami. Jest tu posterunek policyjny sprawdzający samochody. Mijamy kilka wiosek z małymi domkami, najczęściej na planie kwadratu a nie koła, ustawionymi w krąg, w osadzie zawsze jest chruściana zagroda dla bydła. Dość szybko pokonujemy 250 km do Opuwo, ponieważ ostatni odcinek drogi od skrzyżowania z C 35 jest już właśnie wyasfaltowany (2006).
W Opuwo, część sklepów jest otwarta ale nie te z alkoholem (w Namibii jest zakaz sprzedawania alkoholu w soboty i niedziele, aby nikt nie przepijał od razu swojej tygodniówki), choć „kluby alkoholowe” (konsumpcja na miejscu) są otwarte.
Zatrzymujemy się na kampingu Kunene Village, droga do niego wprawdzie prowadzi przez podmiejską osadę, niezbyt czystą z otwartym ściekiem, w której sąsiadują Himby i Herero, tak przecież różniące się. Sam kamping jest ładnie zadbany i dobrze wyposażony, od uprzejmej barmanki otrzymujemy wszelkie informacje. Stawiamy namiot obok grupy Francuzów a niedaleko Włochów.

Na ulicach Opuwo ruch jest znaczny, szczególnie pieszy. Spacerują Himby, panie osobno, zwykle po dwie, starsza i młodsza z dziećmi, ubrane w charakterystyczne skórzane, krótkie spódniczki z futerkiem, piersi gołe, na szyji specyficzne naszyjniki, na głowach ozdoba, ze skóry niby „diadem”. Panie, dzieci, ich ubrania i ozdoby wysmarowane są brunatną pastą ze sproszkowanej okry zmieszanej z tłuszczem zwierzęcym. Wyglądają bardzo ładnie i bardzo egzotycznie. Panowie chodzą osobno i przeważnie pojedynczo, mają krótkie spódniczki przewiązane w pasie a z przodu małe, bardzo ładne plisowane fartuszki, najczęściej białe i chusty ciasno zawiązane na głowach. Pomiędzy nimi, chodzą grupami panie Herero, w długich, bardzo fałdzistych sukniach i rogatych zawojach na głowie (wyjaśniono nam, że aby chusta tak sie trzymała, wkładają w nią zrolowaną gazetę). Pomiędzy nimi są oczywiście osoby ubrane zupełnie po europejsku i także europejscy turyści. Największe zgromadzenie jest w małym centrum komercjalnym, na skrzyżowaniu, między stacją benzynową, bankiem z dystrybutorem pieniążków a supermarkietem OKfoods. Kobiety i dziewczynki sprzedają bardzo ładne naszyjniki i bransoletki z kości z prostym geometrycznym ale bardzo egzotycznym deseniem.
Robimy zapasy żywności, paliwa i jedziemy dalej na północ, czeka nas 200 km kiepskiej żwirówki.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia034.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia035.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia036.jpg

pixi
17-02-2011, 19:46
Okolica wyraźnie zmieniła charakter, jeżeli widać jakieś ślady bytności ludzi to są one rzadkie; położone dość daleko od drogi okrągłe, kopulaste domostwa z suchych gałęzi obłożonych gliną za szerokimi płotkami z kolczastych gałęzi akacjowych aby bydło nie uciekało, oraz stada szczupłych krów i byków spacerujacych majestatycznie po drodze. Dalej puste teraz, School Village w Epembe i dopiero w Okongwati na skrzyżowaniu jest kilka improwizowanych straganów z wyrobami Himbów.
Po długim targu kupujemy tradycyjny naszyjnik z dużą muszlą i metalowymi koralikami-nakrętkami, wysmarowany okrą. Tutaj droga już przypomina piaskownicę i wiele samochodów ma problemy z przejazdem, my też ale są tu uczynni popychacze, którym jednak trzeba dać jakieś wynagrodzenie, domagają się pieniędzy a potem zadawalają się paczką herbatników, owocami i butelką wody.
Pustkowie jest tylko pozorne, ludzie tu podróżują dużo i autostop świetnie działa. Już mamy w samochodzie pana urzędnika z teczką, pana starszego w czapce, któremu się spieszy, jakiegoś studenta dobrze mówiącego po angielsku i 12-letnią dziewczynkę, bardzo rozgarniętą i wygadaną, która wraca do domu i jeszcze wepchnął się jakiś chłopak. Trochę ciasno ale za to doskonała okazja do poznania kraju i ich obyczajów, wypytania o wiele rzeczy.

Epupa to rozległa osada Himbów nad graniczną z Angola, rzeką Kunene, obok malowniczych wodospadów o nazwie Epupa Falls, wysokich na 40 m. Są tu dwa kampingi, wybieramy ten plemienny, mniej komfortowy ale bardziej egzotyczny i tańszy. Miejsca pod palmami makalani, przeznaczone na namioty mają ławy z bali drewnianych, braai, krany a nawet zlewozmywaki (na wysokości 1,3 m nad ziemia ?), Toalety i prysznice też są egzotyczne; szkielet drewniany a ścianki z mat palmowych i chyba pozostałości jakiś rozprutych worków, jednak mają spłuczkę i papier, prysznice są podobne, a drzwi stanowią jakieś plecionki, woda grzana na słońcu w wysokich czarnych zbiornikach leci bardzo gorąca, światła brak bo i po co ? Jest nawet mały sklep gdzie pozwalają nam korzystać z lodówki.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia041.jpg

Zdążamy jeszcze zrobić przed wieczorem spacer do wodospadu i na górkę obok, skąd dobrze widać Angolę.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia039.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia038.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia037.jpg

pixi
17-02-2011, 21:13
Następnego dnia umawiamy przewodnika na spacer na krokodyle. Pan Himba mówi dobrym angielskim, nosi przydługie dżinsy i poliestrową sportową koszulkę piłkarską, ale ma porządne buty do wędrówek. Próbuje szybkiego marszu, po pół godzinie, stwierdzając że wcale nie zostajemy w tyle, zaczyna maszerować normalnie.
Przechodzimy przez wioskę z chatami o ścianach z wysuszonej gliny na drewnianym szkielecie za ogrodzeniem, mijamy posterunek policji i skręcamy nad rzekę. Ścieżek jest pełno i w różnych kierunkach, łatwo się pogubić, zauważamy jednak, że droga znaczona jest kamyczkami układanymi na rozwidlających się gałęziach drzew, są drzewa które mają więcej kamyków niż liści.
W rzadkim gaju nad wodą grasuje stado niewielkich, dość płochliwych małp. Tu odkleja się kolejna podeszwa, tym razem od mojego buta, wyciągam sznurek, nasz przewodnik w minutę podwiązuje ją bardzo przemyślnym systemem, pozwalającym potem na szybkie odwiązanie jej jednym ruchem. Już wiem, że te buty nie zobaczą nigdy Europy, uwolniony limit wagowy wypełnią „suweniry”.
Trochę dalej zatrzymujemy się nad rzeką, przewodnik, który przez cały czas z dumą niesie naszą lunetę, jakby to byla oznaka władzy, szuka dla nas krokodyli, wreszcie dostrzega jednego, ledwo widocznego na przeciwległym, płaskim brzegu, nieruchoma bestia, nawet nie raczy ruszyć ogonem ani pyska otworzyć.
Po południu spacerujemy po wsi, obserwując Himby, szczególnie kobiety z dziećmi a one...robią to samo.

palma makalani http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia040.jpg

Spotkani tu turyści a szczególnie miejscowy kierowca turystycznego autobusu stanowczo odradzają nam drogę do Rucany wzdłuż rzeki przez Zebra Mountains, jest wiele bardzo ostrych kamieni, które z łatwością przebijają opony. Pozostaje powrót tę samą drogą przez „piaskownicę” w Okongwati. Gdy do niej dojeżdżamy, grupa chłopców na drodze proponuje nam inną drogę i obiecuje pomoc gdy się zakopiemy, czemu nie, zgadzamy się. Droga jest zdecydowanie lepsza ale w pewnym miejscu ma przejazd przez szerokie, piaszczyste koryto suchej rzeki i historia powtarza się. Chłopcy popychają, nawet nacinają gałęzi aby podłożyć pod koła. Trwa to dosyć długo, nadbiegają posiłki ze wsi, wreszcie osiągamy drugi brzeg, teraz trzeba „płacić”, po długim targu dostają paczkę ciasteczek, butelkę wody, koszulkę, i stare klapki, bo oczywiście chcieliby wszystko z samochodu co tylko zobaczą, na szczęście mamy wszystko w torebkach plastikowych i nie wiele mogą wypatrzyć.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia043.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia044.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia045.jpg

pixi
17-02-2011, 21:16
W Epembe skręcamy na północ do Kunene River Lodge nad brzegiem tej samej granicznej rzeki, płynącej tu szerokim korytem. Droga jest bardzo zła, pokonujemy przejazd przez szeroką ale bardzo płytką rzeczkę, dalej już są bardzo wielkie koleiny, dziury, trudno to nazwać drogą. Para Anglików prowadzi tu kamping, jest możliwość popływania łódką. Dziś jesteśmy jedynymi gośćmi. Stawiamy namiot na najlepszym miejscu na cyplu nad rzeką pod olbrzymim, rozłorzystm drzewem, budzimy tym gromadę nietoperzy. Rano czarne ptaszydła tylko czychają na naszą jajecznicę, pozwalamy im wyczyścić talerze.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia042.jpg

Odtąd będziemy jechać już zawsze na południe. W drodze do Opuwo mijamy liczne stada bydła spacerujące sobie samopas, są pośród nich piękne byki.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia046.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia047.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia048.jpg

pixi
17-02-2011, 21:20
Od Opuwo do Sesfontain (130 km szutrówki) droga prowadzi przez górzysty teren porośnięty baobabami, niektóre są bardzo potężne, młodsze, zaledwie 2-metrowe już mają grube pnie z cieniutkimi gałązkami na górze, właśnie kwitną na biało.
Pokonujemy przełęcz Joubert Pass, podjazd jest ostro do góry a zjazd na południe wyjątkowo stromy, prawie pionowy, nawet jest wyasfaltowany. A na dole leży wywrócony przed chwilą busik. Ze środka przez stłuczone szyby gramoli się właściciel, rosły Afrikaaner i dwóch ciemnoskórych. Kierowca tłumaczy w języku anglo-afrikaans z akcentem trudnym do zrozumienia, że nic się nie stało, że jechał za szybko i już...

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia049.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia050.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia051.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia052.jpg

pixi
17-02-2011, 21:24
Do Sesfontein docieramy o zmroku zapadającym szybko jak kurtyna w teatrze. Mała osada; stacja paliw, kilka domków, sklep z artykułami naprawdę tylko pierwszej potrzeby. W starym forcie jest hotel i kamping pod palmami. Teren jak klepisko pełne kurzu, betonowe podesty jako stoły i przy każdym stanowisku wielki braai.
Dalej jedziemy przez „łyse” kopulaste góry, wokół pustka, jedyne urozmaicenie to przejazd przez błotnistą rzekę i spotkane stado kilku strusi. Palmwag to piękna oaza, z pięknym hotelem Palmwag Lodge w tutejszym stylu, basenem, restauracją i pięknym barem w ogrodzie nad rzeką, blisko ścieżki słoni. Ceny tutejsze też są „piękne”, więc pozwalamy sobie tylko na piwo.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia053.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia033.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia056.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia054.jpg

pixi
17-02-2011, 21:31
http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia055.jpg

Po 40 km mamy skrzyżowanie z drogą Khorixas – Torra Bay, wybieramy kierunek wschodni aby dojechać doTwyfelfontein z rysunkami na skałach.

W czasie poprzedniej podróży po Namibii, w 2001 r. jechaliśmy w przeciwnym kierunku, na Szkieletowe Wybrzeże, objęte parkiem narodowym. Na bramce wjazdowej, (wjazdy dozwolone tylko do godz 15), należy wypełnić formularz i uiścić opłatę.
Wjechaliśmy...o 14.55. Zaraz zauważamy stado springkobów i kilka oryxów. Potem jedziemy dość długo a morza nie widać ?
Po 50 km jest, brzeg niezbyt wysoki z mniejszych i większych, szarych otoczaków, obmywany falami, poruszanymi przez lodowaty wiatr, kilka leżących lwów morskich o gęstym płowym futrze (otaries) ucieka do wody na nasz widok. W Torra Bay, małej letniskowej osadzie, teraz (jest sierpień czyli tutejszy okres zimowy) nie ma nic i nikogo a my mamy jakoś mało paliwa, jest wieczor i nie odważamy się jechać aż do najbliższego miasta, Swakopmundu za 330 km, nie licząc malutkiego Hanties Bay za 260 km z letnimi rezydencjami, pustymi teraz.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia057.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia058.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia059.jpg

pixi
17-02-2011, 21:34
Teoretycznie aby pojechać na północ, do Terrace Bay potrzebne jest zezwolenie, o które wcześniej nie wystąpiliśmy bo nie było tego w planie. Teraz decydujemy się tam pojechać, to tylko 20 km. Dojeżdżamy o zmroku, jest mały port rybacki, stacja paliw, warsztat wszelkiej mechaniki, posterunek władz parku a raczej policji, hotelik i bungalowy. Tłumaczymy nasz przyjazd nagłą potrzebą, zbieramy naganę za bezprawny przyjazd i dostajemy wygodny domek z tarasem z widokiem na morze i bony na posiłek w stołówce za ...dość wygórowaną cenę. Wieczorem, w czasie spaceru przy lodowatym wietrze, że głowę urywa, obserwując falujący ocean czujemy się mali i samotni, zagubieni gdzieś wśród surowej natury we wszechświecie.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia060.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia061.jpg

Następnego dnia, po zaspokajeniu wymagań naszego środka lokomocji i okazyjnej rozmowie z rybakami suszącymi ryby, rozcięte na dwoje na sznurze w słońcu, udaliśmy się wzdłuż brzegu na południe spotykając jedynie kilka „otaries”, wylegujących się na brzegu i kilka osób w małej osadzie Ugabmund. To wybrzeże nosi nazwę Skeleton Coast ponieważ silne prądy spychały liczne statki do lądu, powodując ich rozbijanie się na skalistym dnie i piaszczystym brzegu. Dzisiaj można oglądać ich wraki, częściowo już pokryte piaskiem. Jednakże drogi wiodące do brzegu są zamknięte ze względu na możliwość występowania diamentów, bogactawa naturalnego Namibii. Pozostaje jechać dalej piaszczystą drogą, na której jesteśmy cały czas sami.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia062.jpg

pixi
18-02-2011, 09:20
Przylądek Cape Cross upodobały sobie lwy morskie o gęstym futrze, z rodziny uszatek, trochę podobne do fok, jest ich tu cała kolonia o tej porze roku, licząca kilka tysięcy zwierząt, same samice z małymi. Obserwujemy je z tarasu, ale są właściwie wszędzie, można podejść bardzo blisko, jedynie ich zapach jest odstraszający.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia063.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia064.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia065.jpg

Dalej, już bez zatrzymania osiągnęliśmy Swakopmund, duże miasto o bardzo po-niemieckim charakterze.

pixi
18-02-2011, 09:27
W 2006 r. nasza droga wiedzie do Twyfelfontein i jest, o dziwo! oznakowana tabliczkami, kamping Aba Huab też. Teren, nad rzeką Huab jest olbrzymi, można sobie pogrymasić i wybierać miejsca, są kamienne stoły ale brak siedzeń, kamienne stanowiska na ogniska, dość ciasne toalety ale gorąca woda w prysznicach. Są też skromne domki na podestach, kryte liśćmi palmowymi. W nocy oglądamy Oriona, jeszcze niewidocznego na północnej pókuli w tym czasie.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia067.jpg

Rano przez przypadek odkrywamy, że te wydłużone kamienie z kręgu na ognisko wydają różne dźwięki przy uderzaniu, można wygrać nawet prostą melodyjkę. Naszym odkryciem żywo interesuje się grupa robotników, pracujących obok przy konstrukcji szałasów i zaraz robią orkiestrę.
Rezerwat z rysunkami wyrytymi na płaskich, czerwonawych piaskowcowych skałach jest niedaleko. Zwiedzanie płatne z oprowadzaniem, jest pawilon muzealny, trasy krótsze i dłuższe zależnie od życzenia. Rysunki wyryto na skałach jakimś ostrym narzędziem, przedstawiają tutejsze zwierzęta, sceny z polowania a nawet stylizowaną mapę okolicznego terenu ze źródłami wody, zadziwiają prymitywnym realizmem. Pochodzą z około 4 – 2 tysięcy lat przed naszą erą.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia068.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia069.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia070.jpg

pixi
18-02-2011, 09:30
W drodze powrotnej interesuje się nami stado małp ale trzymają się z daleka, potem na drogę wyskakuje nagle kilka impali. Niedaleko, na zachód od Khorixas znajduje się rezerwat Skamieniałych Drzew, miejscowy oficjalny przewodnik oprowadza po terenie pełnym powalonych, grubych pni, niektóre mają do 30 m długości. Przed wejściem, rzędy straganów należących do rodzin tychże przewodników, oferują minerały, naszyjniki i skórzane ludowe laleczki.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia071.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia072.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia073.jpg

Wjeżdżamy do Khorixas po zaopatrzenie. To jak na lokalne warunki, duże i rozległe miasto, jest stacja paliw, markiet, sklepiki i baza noclegowa tylko atmosfera jakaś zimna, nieprzyjemna, nawet nie mamy ochoty aby skoczyć na piwo!
Za 115 km drogą C35 jest Uis Mine, miasteczko o nowoczesnym wyglądzie, ulice wyasfaltowane, bar, restauracje, take-way, na środku stacja paliw, czysto i przyjemnie, są tabliczki zakazujące żebractwa. Zaraz za miastem z drogi do Omaruru skręcamy na południe na Usakos, aby dojechać na skróty do Swakopmund, ponieważ drogę wzdłuż wybrzeża już znamy z poprzedniej podróży.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia066.jpg

pixi
18-02-2011, 09:41
Namibijskie znaki drogowe :

Uwaga, nisko przelatujace antylopy

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia028.jpg

Uwaga, maszerujace przez droge guźdźce

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia029.jpg

Uwaga, koniec asfaltu

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia031.jpg

Uwaga, krokodyle, zakaz kąpieli

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia030.jpg

pixi
18-02-2011, 09:47
Jedziemy między Erongo a Spitzkuppe, niestety nie możemy zostać tu na dłużej, urlop nie jest z gumy.
Szukamy zapowiadanego kampingu, noc zapada, przez pomyłkę zapuszczamy się na drogę trudno przejezdną a prowadzącą do punktu wymarszu na wspinaczkę w górę. Nawracamy przy świetle latarek i trafiamy na właściwy teren pola namiotowego, utrzymywanego przez tybylców, malutki domek recepcji pomalowany jest w lokalne rysunki, stanowiska na namioty wśród skał, stanowiących naturalne stoły i siedziska, oczywiście jest braai. Toaleta malutka, styl: szkielet drewniany, ścianki z plecionych liści palmy i podobny shower - bush, pociągasz za sznurek i leci woda, leci ale dosyć zimna i mało, bo zbiornik jest prawie pusty, tu nie ma źródła ani rzeki.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia078.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia076.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia077.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia079.jpg

Z Usakos jest asfaltowa, wygodna szosa do Swakopmund, wjeżdżając, jeszcze mamy słońce ale już widać na co się zanosi; tutejszy region znany jest z gęstych mgieł, niskich chmur nadchodzących nagle od morza. Pierwsze zakupy w wielkim supermarkiecie, przede wszystkim piwo i wino, bo dziś jest piątek, a jutro ani pojutrze już nie sprzedadzą.

pixi
18-02-2011, 09:59
Na weekend zostajemy w Swakopmund, jest tu wiele hoteli, restauracji, kawiarenek, sklepów i markietów. Miasto ma szerokie ulice, prawdziwie miejską zabudowę, bardzo sympatyczny park i deptak nadmorski z barami i knajpkami, w tym jedną w starym statku, latarnię morską i akwarium, warte zwiedzania, szczególnie w godzinach karmienia żarłocznych ryb.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia081.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia085.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia083.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia082.jpg

Znajdujemy pokój w hotelu tuż przy plaży, oczywiście pogoda nie jest do plażowania, ledwo można wytrzymać spacer w porywistym wietrze przy drobnym kapuśniaczku wzdłuż spienionego morza.

pixi
18-02-2011, 10:02
Później zwiedzamy również okolicę, na południu w Valvis Bay są odsalarnie morskiej wody, widać piramidy białej soli, można wjechać daleko w piaszczysty półwysep. Są też lwy morskie, flemingi i kormorany.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia084.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia086.jpg

Potem zapuszczamy się na Welwitschia Drive, obejrzeć te słynne wielowiekowe pustynne rośliny. Najciekawsze miejsca oznaczone są numerowanymi słupkami. W rzeczywistości są to skarłowaciałe drzewa, z rodziny drzew iglastych. Rośliny wglądają jednak mało atrakcyjnie, szaro-zielonkawe, pokręcone, twarde, długie liście poszarpane wiatrem, należy się jednak uznanie dla ich wieku i wytrzymałosci, najstarsze mają 2000 lat.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia088.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia089.jpg

pixi
18-02-2011, 10:05
Przejeżdżamy obok Wydmy 7 i dalej szosą C 14 która zaraz traci swój asfalt i staje się zwykłą szutrówką, o czym uprzedza znak drogowy. Potem prawie prosta droga zaczyna kluczyć między górami, pokonujemy Kuseb Pass i zaraz Gaub Pass, przekraczając jednocześnie równoleżnik Koziorożca, jak głosi tablica.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia090.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia087.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia092.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia075.jpg

pixi
18-02-2011, 10:22
Namibijskie drogi z niespodziankami :

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia074.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia080.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia032.jpg

pixi
18-02-2011, 14:27
Po 220 km dojechaliśmy do Solitaire, co znaczy „samotny”, ta nazwa dokładnie oddaje charakter miejsca. Jest tu stacja paliw, kamping, Lodge prowadzi malutki sklepik i bar, gdzie podają doskonałe ciasta domowego (bo jakiego inaczej ?) wypieku.
Solitaire leży na brzegu słynnej, rozległej pustyni Namib, stąd prowadzi szutrowa droga do parku narodowego Sesriem (65 km), gdzie można podziwiać żółto-czerwone olbrzymie wydmy. Byliśmy już tutaj w czasie pierwszej podróży po Namibii, jechaliśmy wtedy w przeciwnym kierunku, teraz nie możemy sobie odmowić obejrzenia tego pejzażu ponownie.
Na bramce już nie ma strażnika, może wstęp wolny ? Piaskowe góry wyglądają bardzo malowniczo w promieniach zachodzącego słońca. W dali widać podskubujące trawki stado antylop impala i kilka strusi.
Przy wjeździe jest hotel i skromny kamping, brak na nim miejsc i proponują nam nocleg, za taką samą i tak już wygórowaną cenę, na aneksie, znajdującym się dużo dalej i bez żadnych wygód, w szczerym polu. Nie do zaakceptowania, mimo że już późno, poszukamy dalej.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia098.jpg

Przy głównej drodze C 36 (Maltahohe - Solitaire) jest Veltevrede Lodge prowadzony przez Belgów. Przybywamy dobrze po zmroku, co nikogo nie dziwi, choć nie zaleca się jeździć po nocy ze względu na dzikie zwierzęta. Dostajemy, taniej, miejsce pod namiot, żywność mamy własną. O północy, mimo ogniska, zimno zagania nas do namiotu.
Rano springbok podchodzi blisko, na 20 m do namiotu, z ciekawości ? Potem przy drodze spotykamy kilka oryksów, chyba nie wiedzą, że wczoraj jedliśmy kotlety z ich ziomka?

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia094.jpg

Wracamy do Sesriem, wyjaśniamy na bramce, że już byliśmy wczoraj i za niewielką, bezkwitkową opłatą wpuszczają nas. Chcemy jeszcze raz popatrzeć na te czerwone, wysokie do 300 m wydmy, tym razem oświetlone z drugiej strony. W dali skaczą springboki, blizej pani strusiowa (szare piora) prowadzi gromadkę swoich małych. Asfaltowa droga o długości 60 km prowadzi pomiędzy górami piasku do parkingu przy Sossusvlei. Na niektóre wydmy wolno się wdrapać, z góry widać „morze” piasku, aż po horyzont. Te najładniejsze są przy końcu szosy, ktorą słońce nagrzewa, powodując „faty morgany”.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia093.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia095.jpg

pixi
18-02-2011, 14:30
http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia096.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia097.jpg

Niezmiennie podażamy na południe czyli dalej od równika a tutaj oznacza to, że będzie coraz zimniej.
W miasteczku Helmeringenhausen jest mała wystawa na wolnym powietrzu dawnych maszyn rolniczych i sprzętów mechanicznych. Niektóre z nich pamiętamy jeszcze z wczesnego dzieciństwa a już tak „trącą myszką”. Pośrodku miasteczka, sympatyczna kawiarenka w ogrodzie, z gadającą papugą, gdzie na drzewach wiszą ciekawostki, serwuje doskonałą szarlotkę.

Spotykamy tu zorganizowaną grupę wycieczkową, są trochę zagubieni, wszystko jeszcze przed nimi a my już musimy wracać....
W okolicy drzewa są bardzo rzadkie dlatego każde z nich obciążone jest olbrzymim, wielorodzinnym ptasim „apartamentowcem”. Niektóre są tak wielkie i ciężkie że powodują złamanie gałęzi na której wiszą. Ptaki nie oszczędzają też słupów elektrycznych, mimo że ludzie robią różne zabezpieczenia. Widujemy też czerwonawe termitiery, trochę zniszczone i być może opuszczone.

pixi
18-02-2011, 14:37
Nasze zakupy robimy w Bethanii, tu jest stacja paliw, kilka sklepów, rzeźnik, hotel i...asfalt na ulicach. Po 10 km już jesteśmy na ważnej szosie B 4, Luderitz – Keetmanshoop.

Najbliższy kamping w okolicy

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia108.jpg

Parę lat temu przeżylismy ciekawe momenty na tej szosie. Późną popłudniową porą jechaliśmy od Seeheim do Luderitz, to tylko 300 km. Za Aus, tam gdzie droga biegnie między laskiem a pustynią, rozszalała się burza piaskowa. Ciemności, bardzo silny wiatr zacinający piaskiem uniemożliwiały wszelką widoczność, bicze piaskowe waliły po przedniej szybie, nie widać było gdzie szosa a gdzie nie-szosa. Jechać trudno, zatrzymać się nie można, zjechać na bok nie ma gdzie, strach przed zjazdem z drogi w jakąś wydmę...
Szybki, myślowy remanent prowiantu wykazał, że mamy dość jedzenia na przetrwanie do rana nawet w wydmie. Po jakimś czasie wiatr trochę zelżał i zamajaczyły światła miasta, widmo wydmy oddaliło się.

Kamping w Luderitz położony jest na skalistym półwyspie nad morzem. Domek recepcji, właściwie metalowy kontener przywiązany linami do podłoża, hałasuje na wietrze tak, że nie można normalnie rozmawiać przy rejestracji. Postawienie namiotu było niemałym wyczynem, kolacja odbyła się w lokalu kuchennym bloku sanitarnego, na stojąco a i tak byliśmy szczęśliwi że nie jemy w samochodzie.
Następnego dnia wiatr znacznie osłabł, pokazało się słońce i mogliśmy spokojnie zwiedzić miasto, które ma starą dzielnicę kolorowych domków z XIX w. wokół kościoła luterańskiego, oraz inne budynki z czasów kolonialnych.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia099.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia100.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia101.jpg

pixi
18-02-2011, 14:44
Niedaleko jest półwysep Diaz Point z krzyżem, gdzie w XV w. zatrzymał się słynny portugalski żeglarz. Okoliczne skały oblężone są przez lwy morskie.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia102.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia103.jpg

A na popołudnie wykupiliśmy w Tourist Office bilety na zwiedzanie Kolmanskop, zasypanego piaskiem i opuszczonego miasta pracowników tutejszych min diamentów, teraz bardzo malowniczego i pełnego melancholii.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia105.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia104.jpg

pixi
18-02-2011, 14:48
http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia107.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia106.jpg

Obecnie z tej autostrady B 4 zbaczamy na piwko do Seeheim, to mała osada o swoistym uroku. Powstała jako przystanek na lini kolejowej, kiedyś ważnej, są 3 tory, 2 bocznice i nasyp pod jeszcze 2. Dawny, piętrowy budynek stacji, przerobiony jest na skład rupieci, dziś ruch jest niewielki, głównie towarowy. Kilka domków mieszkalnych na skalistym zboczu, hotel z restaracją i barem w stylu minionej epoki przy placu pod palmami. Tu „pachnie” XIX-ym wiekiem.

Ptasie apartamentowce

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia110.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia109.jpg

Wczoraj była wielka burza, dziś jeszcze błyszczą kałuże w słońcu i pobliska rzeka pełna jest wody, a mostu nie ma...trzeba w bród, po afrykańsku, na szczęście rzeka nie jest zbyt głęboka. Wieczorem mamy komplikacje programu bo nie ma już kampingu w opisanym miejscu, a biwakować na dziko nie ma gdzie, spieszymy się aby dojechać do Hobas, nad brzegiem Fish River Canyon. Jest już zupełnie ciemno, brama otwarta, nikt się nami nie interesuje, rozbijamy namiot koło Amerykanów.

pixi
18-02-2011, 14:53
Kiedyś już robiliśmy wycieczkę do Fish River Canyon, zejście jest na jego krawędzi, trochę dalej na zachód od Hobas. Nie należy schodzić zbyt poźno, jeżeli chce się powrócić na górę tego samego dnia.
Zwykle w górach najpierw wchodzimy a zejście jest łatwiejsze, tu wchodzi się, jak już ma się „w nogach” zejście i nie należy dać się zaskoczyć, zmrok zapada szybko. Ścieżka prowadzi po stromym, skalistym zboczu do płynacej dołem rzeki. Można zrobić kilkudniową wycieczkę dnem wąwozu (85 km) od Hobas do Ai-Ais zabierając sprzęt biwakowy i żywność. Jest to teren parku narodowego i przebywanie w nim jest reglamentowane.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia111.jpg

Nie należymy do rannych ptaszków i poruszamy się bez pośpiechu, szczególnie gdy jest dużo do oglądania i fotografowania. Dlatego zaczęliśmy zejście zbyt późno, zabawiliśmy trochę nad wodą na dole i podchodząc, byliśmy już poza zasięgiem słońca i skalista ściana była szara i bez reliefu co utrudniało trzymanie się słabo znakowanej ścieżki. Przyspieszyliśmy marszu i wdrapaliśmy się na górę dosłownie w ostatnim momecie przed zapadnięciem zmroku. Wtedy na kapming w Ai – Ais wróciliśmy bardzo późno.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia112.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia113.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia114.jpg

Rano, na kampingu Hobas, bramka znowu pusta, może to były „promocyjne dni” ? Przy drugim wyjściu z Canyonu jest duży ośrodek wypoczynkowy z hotelem i kampingiem przy źrodłach ciepłej wody w Ai - Ais. Pobyt i nocleg drogo tam kosztują, my chcemy tylko pomoczyć się w basenie. Po krótkich pertraktacjach na bramce strażnik wpuszcza nas na parę godzin za butelkę wina. W basenie rozmawiamy z parą Francuzów, wracając z deszczowych wakacji w RPA wpadli tu po słoneczko.

pixi
18-02-2011, 15:07
Zbliżamy się do granicy, ostatnie stragany z pamiątkami, jakoś nic nam się nie podoba, inny, prosty styl, wielkie misy, maski, oszczędnie rzeźbione, mało w tym sztuki.
Formalności graniczne są bardzo krótkie.

Zaraz po drugiej stronie nadchodzą chmury, robi się bardzo zimno, zaledwie 10 °C i pada deszcz. Jedziemy w gęstej mgle, wcześniej zapada zmrok. W takiej sytacji decydujemy się na nocleg w hotelu w Bitterfontein. Bar jeszcze działa ale tylko bar i pozwalają nam gotować naszą kolację na tarasie.
Rano już świeci słońce, zbaczamy z głównej drogi na wschód, w kierunku Calwinii, aby zobaczyć „kwitnacą pustynię”, to przecież okres tutejszej wiosny. Całe łąki i niskie góry pokryte są kwiatowymi, wielokolorowymi dywanami, aż po horyzont. Jest piękna pogoda, słońce grzeje zupełnie wiosenne a z kwiatów unosi się niesamowity zapach.

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia115.jpg

http://pixiland.info/Namibia%20foto/Namibia116.jpg

W Clanwillian zdążamy jeszcze zwiedzić wytwórnię rooibosa, rodzaj herbaty produkowanej z uprawianych tu krzaczków, doskonała w smaku. Jest degustacja, oprowadzanie, kupujemy duże paczki na zapas.
W ostatniej minucie wpadamy do „naszego” przydrożnego sklepu z pomarańczami i suszonymi owocami prosto z fermy, zapomnieliśmy że trzeba było przestawić zegarki o godzinkę.
Po zapadnięciu zmroku meldujemy się u naszych przyjaciół w Stellenbosch na wspólną kolację w pobliskiej restauracji „Romantica”. Ostatnie dni spędzamy w regionie Cape Town, na Górze Stołowej i w Hount Bay.

Dzień powrotu, zdajemy samochód na lotnisku, po ocenie jego stanu, każą nam płacić za czyszczenie wnętrza z kurzu, plecaki są potwornie ciężkie i jeszcze mamy torbę, boimy się o nadwagę bagażu ale ponieważ lecimy z przesiadką w Johanesbourgu, czyli odprawiamy się na linie krajowe, mamy prawo do 32 kg na osobę, co skutecznie rozwiązuje problem. Przed nami 11 godzin lotu.

Czas powrócić na pólnocną pólkulę

http://pixiland.info/Afryka%20foto/kudu.jpg

Żegnaj Afryko, witaj deszczowa Europo!

http://pixiland.info/Namibia%20foto/NamibiaHallali.jpg


Uważam, że dla kogoś, kto zajrzał w pomarańczowe oczy chitah, przejachał cały dzień nie spotykając homo sapiens nigdy nic nie będzie „jak dawniej”... Afryka wciąga..
Niestety, częstotliwość i głębokość tego wciągania zależy od rzeczy tak trywialnej jak finanse.