Natasza
08-04-2011, 20:57
Cable Beach w australijskim miasteczku Broome przypomina długi na 22,5 km pas startowy dla condordów wysypany drobnym piaskiem.
Broome to chyba najcudowniejsza dziura na tej planecie. Odizolowana od reszty świata miejscowość składa się z handlowego centrum, kilku hosteli i ośrodków wypoczynkowych rozsypanych w tropikalnym lesie, wśród palm i hibiskusów, oraz szerokich na kilkaset metrów plaż. Nic dziwnego, że nikogo nie bulwersują jeżdżące po nich samochody terenowe. Jest dość miejsca dla surferów, nudystów, piknikujących rodzin i grup przyjaciół, które chcą sobie urządzić imprezę nad brzegiem oceanu.
Cable Beach to tylko jedna z plaż na tym odcinku australijskiego wybrzeża (ich pas liczy w sumie ponad 80 km). Na pewno najbardziej znana, być może najładniejsza. Już pierwszego dnia urzekła mnie na tyle, że porzuciłam plany eksplorowania sąsiednich plaż. Zachwycił mnie piasek - srebrzysty, lekko opalizujący i tak miałki, że przypominał mąkę. Kilka godzin po wschodzie słońca nagrzewał się tak, że do wody trzeba było biec, jak przez płotki, do minimum ograniczając kontakt stóp z podłożem.
Spodobało mi się gładkie dno Oceanu Indyjskiego, lekko sprężynujące pod stopami, a nawet kiczowate zachody słońca oglądane spod palm rosnących na wzniesieniu nad plażą. Ostre, czerwone wzory na niebie, a na pierwszym planie sylwetki wielbłądów. Jak wycięte z czarnego kartonu.
Podróż autobusem z Perth trwa 33 godziny. Na Cable Beach można zobaczyć delfiny na wolności, a na rafie koralowej Ningaloo, po tej samej stronie australijskiego kontynentu: rekiny, płaszczki wielkie jak parasole, i ogórki wodne.
www.broomevisitorcentre.com.au (http://www.broomevisitorcentre.com.au/)
Broome to chyba najcudowniejsza dziura na tej planecie. Odizolowana od reszty świata miejscowość składa się z handlowego centrum, kilku hosteli i ośrodków wypoczynkowych rozsypanych w tropikalnym lesie, wśród palm i hibiskusów, oraz szerokich na kilkaset metrów plaż. Nic dziwnego, że nikogo nie bulwersują jeżdżące po nich samochody terenowe. Jest dość miejsca dla surferów, nudystów, piknikujących rodzin i grup przyjaciół, które chcą sobie urządzić imprezę nad brzegiem oceanu.
Cable Beach to tylko jedna z plaż na tym odcinku australijskiego wybrzeża (ich pas liczy w sumie ponad 80 km). Na pewno najbardziej znana, być może najładniejsza. Już pierwszego dnia urzekła mnie na tyle, że porzuciłam plany eksplorowania sąsiednich plaż. Zachwycił mnie piasek - srebrzysty, lekko opalizujący i tak miałki, że przypominał mąkę. Kilka godzin po wschodzie słońca nagrzewał się tak, że do wody trzeba było biec, jak przez płotki, do minimum ograniczając kontakt stóp z podłożem.
Spodobało mi się gładkie dno Oceanu Indyjskiego, lekko sprężynujące pod stopami, a nawet kiczowate zachody słońca oglądane spod palm rosnących na wzniesieniu nad plażą. Ostre, czerwone wzory na niebie, a na pierwszym planie sylwetki wielbłądów. Jak wycięte z czarnego kartonu.
Podróż autobusem z Perth trwa 33 godziny. Na Cable Beach można zobaczyć delfiny na wolności, a na rafie koralowej Ningaloo, po tej samej stronie australijskiego kontynentu: rekiny, płaszczki wielkie jak parasole, i ogórki wodne.
www.broomevisitorcentre.com.au (http://www.broomevisitorcentre.com.au/)