PDA

Zobacz pełną wersję : Wędkarstwo, rekreacja , przygoda, natura



Marko
04-02-2011, 05:31
Zima na gąsienicach

W poprzednim miesiącu analizowaliśmy najnowsze elektroniczne mapy i to, jak mogą nam pomóc w wytypowaniu unikalnych łowisk. Mapy cieniowane to niewątpliwie będzie bardzo widowiskowy produkt.
Od kiedy zacząłem opisywać wędkowanie na lodzie na dużych jeziorach i pokazałem Wam film, w którym wjeżdżałem na lód samochodem, miałem moralnego kaca, że propaguję bardzo niebezpieczne zachowanie. Lód zawsze może się załamać i wtedy lepiej nie mieć wokół siebie metalowej puszki. Więc kiedy nie jesteśmy pewni, że lodowa skorupa wytrzyma ciężar samochodu, lepiej wybrać coś innego.

Niewątpliwie najlepiej jeżdżą po lodzie pojazdy o czterech kołach. Motocykle i skutery są niezłe, ale łapanie równowagi na śliskim podłożu nie należy do najłatwiejszych zadań i nietrudno o bolesną wywrotkę. Są jednak warunki, w których nawet najlepsze zwykłe kołowe pojazdy wymiękają. Pół metra śniegu na lodzie skutecznie odgradza wędkarzy od łowisk położonych dalej od brzegu. No, chyba że użyją machiny rodem z dalekiej północy – skutera śnieżnego.

Odkąd zobaczyłem kiedyś w Internecie filmik o skuterach śnieżnych jeżdżących nawet po wodzie, zawsze chciałem wypróbować ten sposób przemieszczania się po zamarzniętym jeziorze. Okazja pojawiła się tej zimy, kiedy mój znajomy, z którym dzielę wędkarską fascynację Śniardwami, stwierdził, że nie będzie szedł na nogach 3 kilometry od brzegu w śniegu po kolana. Nabył owo cudo i zaprosił mnie na oblatanie śnieżnego wehikułu.

Jak zauważyliście, na razie, nie było mowy o żadnej elektronice, ale oczywiście taka okazja do przetestowania metod nawigacji, wyszukiwania i obserwacji ryb nie zdarza się często. Postanowiliśmy więc skomasować wszystko, co może pomóc wędkarzowi.
Za pomocą specjalnego uchwytu przymocowaliśmy pod owiewką skutera ekran GPS-a. Wcześniej z pamięci innego, używanego w lecie plotera, skopiowaliśmy wszystkie waypointy oznaczające dobre śniardwiańskie miejscówki. Takim sposobem w ciągu kilku minut na ekranie mniejszego urządzenia mieliśmy do wyboru kilkadziesiąt okoniowych górek.

Do skutera doczepiliśmy niedużą, ale pojemną przyczepkę. Do niej spakowaliśmy echosondę w zestawie przenośnym ze specjalnym przetwornikiem zimowym, kamerę podwodną, no i oczywiście całą masę sprzętu wędkarskiego.

Wyruszamy w mroźny poranek – jest jeszcze ciemno. Jako cel wybieramy system górek położony w północno-wschodniej części jeziora. Zamiast jechać po lodzie, wybieramy skrót po lądzie polnymi drogami. Rozpoczyna się śnieżny rock’n’roll. Powiem szczerze, że już sama przejażdżka skuterem podnosi ciśnienie. Trzeba uważać na koleiny i krzaki. Maszyna ma co prawda dwie płozy z przodu i szeroką gąsienicę napędową, ale przy większych prędkościach można stracić równowagę i bardzo łatwo o wywrotkę. Kulminacją drogi po lądzie był pełen emocji zjazd ze stromej skarpy w kierunku jeziora. Dalej już tylko świst wiatru i chmura lodowego pyłu za nami. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.

Wiercimy przeręble i zaczynamy łowić. Testujemy echosondę z sopelkowym przetwornikiem przeznaczonym specjalnie do połowów podlodowych. Sprawdza się znakomicie, na ekranie wyraźnie widać było mormyszkę, a nawet rój ochotek, które wrzuciliśmy do otworu jako zanętę.

Robi się coraz widniej. Postanawiam zobaczyć, jak wygląda dno i czy ryby są w łowisku. Obok przerębla, w którym łowię, wiercę otwór i wpuszczam do niego kamerę podwodną. Na razie okoni nie ma, ale doskonale widzę swoją mormyszkę i kilkanaście zanętowych ochotek podrygujących na dnie. Podobno ryby zaczynają tu brać około dziesiątej, więc mamy jeszcze trochę czasu.

Rzeczywiście około dziesiątej pojawiają się pierwsze okonie. Łowisko jest płytkie, więc doskonale widzę, jak nieduże okonie wydzióbują czerwone larwy. Kamera podwodna daje niesamowitą możliwość selekcji ryb. Kiedy do przynęty podpływa mała ryba, podnoszę zestaw wysoko w górę i czekam, aż w pobliżu pojawi się większa ryba. Dzięki temu oszczędzam pracochłonne zakładanie ochotek na haczyk. Strategia jest opłacalna i emocjonująca. Doskonale widzę, jak gruby okoń zasysa mormyszkę! Zacięcie jest pewne i piękny okoń ląduje na lodzie. Obok mój partner również wyciąga okonia za okoniem.

Po odwiedzeniu kilku górek wracamy do domu. Prujemy przez jezioro z szybkością nieosiągalną w tych warunkach dla innych pojazdów. Skuter śnieżny dał nam możliwość sprawdzenia wielu miejscówek i mamy w głowach i w GPS-ie wirtualne rozmieszczenie ryb. Teraz wystarczy poprosić tegorocznego Świętego Mikołaja, aby na gwiazdkę podarował nam odrobinę więcej czasu na wędkowanie.
Cezary Karpiński

Marko
07-02-2011, 05:46
Wielkopolskie eldorado

Rodzinna atmosfera świąt skłaniała do wspomnień. Teraz, za sprawą zbliżających się Walentynek, atmosfera miłości sprawiła, że postanowiłem opisać łowisko - przepraszam - romantyczne miejsce, w którym byłem na jednej z pierwszych randek z moją małżonką.

Wiecie o kim mówią, że to skąpcy, oszczędni do przesady i niesamowicie "poukładani" ludzie? O mieszkańcach Wielkopolski. Sam często śmiałem się z tych żartów i niekiedy śmieję się do tej pory. Jednak od czasu, gdy moją małżonką została Wielkopolanka, poznałem przyczynę tych żartów. Te dowcipy powstały z zazdrości! Bo czy ktoś kiedyś spotkał rolnika z Wielkopolski, który twierdzi, że mu się nie opłaca? Czy ktoś kiedyś, przejeżdżając przez wielkopolską wieś, widział bałagan dokoła obejścia? Ja nie spotkałem takich sytuacji. W moich oczach mieszkańcy Wielkopolski to ludzie bardzo zaradni, dokładni, uczciwi, pracowici i z wielką inicjatywą.

Wielu z Was może zarzucić mi brak obiektywizmu. Możliwe. Jednak byłem nad kilkoma akwenami w Wielkopolsce i nigdy nie widziałem śmieci, ognisk palonych w lesie, aut mytych w zbiornikach wodnych. Widziałem za to stojaki z workami na odpadki, strażników leśnych, gospodarzy dbających o wodę i jej otoczenie. Widziałem także efekty lokalnych inicjatyw, które sprawiły, że np. ze zbiorników starej żwirowni mogło powstać wyjątkowo ciekawe łowisko, na którym wędkowanie to czysta przyjemność.

Tak właśnie 4 stycznia 1976 roku, z inicjatywy członków PZW z terenu gminy Poniec, powstało koło wędkarskie "Perkoz Poniec". Jego sztandarowym łowiskiem jest opisywany dzisiaj akwen, znajdujący się w miejscowości o dźwięcznej nazwie Dzięczyna.

Łowisko jest starym wyrobiskiem pożwirowym, składającym się z czterech stawów (A, B, C, D). Jednak wędkowanie możliwe jest tylko w pierwszych trzech. Czwarty "D" – zwany kwadratem – dostępny jest tylko w trakcie zawodów wędkarskich. Powierzchnia wynosi około 15 ha. Głębokość, w zależności od zbiornika, waha się znacznie, a różnorodność w budowie dna jest atutem łowiska. Na niewielkim fragmencie wody wahania głębokości mogą wynosić od 0,4 do 9 m. Jednak specyfiką łowisk powyrobiskowych jest to, że mogą punktowo wystąpić głęboczki nawet kilkunastometrowe. Tak jest i tutaj.

Linia brzegowa zbiornika w Dzięczynie jest bardzo nieregularna. Wiele tu zatoczek, półwyspów oraz cypli. Doskonałymi łowiskami są także znaczne wypłycenia, trzcinowiska oraz uskoki dna. Łatwo tu o brania rekordowych sztuk, ale jednocześnie równie łatwo stracić okaz na elementach morfologicznych zbiornika. Wiele rekordowych szczupaków i karpi odzyskało wolność, uciekając w trzcinowiska lub opływając wysepki.

Koło "Perkoz" ustaliło, że wędkować wolno tylko z brzegu i tylko w ciągu dnia. Nocne wędkowanie dozwolone jest jedynie w okresach wyznaczonych, po uprzednim zgłoszeniu chęci do gospodarza wody.
Wracając w tym miejscu do "poznańskiej" dokładności, to analizując regulamin łowiska, zauważyłem, że co najmniej 70% przepisów dotyczyło warunków biwakowania, kąpieli (która jest zakazana), utrzymania ładu i porządku oraz ewentualnych kar i kontroli. Stosując się do tych przepisów, będziemy czuli się miłymi gośćmi. Bo kolejną cechą Wielkopolan jest gościnność. Zaskoczony byłem tym, iż ludzie na łowisku potrafią być w stosunku do siebie bardzo życzliwi, zawsze skorzy do pomocy, szczerze zainteresowani wynikami. Jednak nikt nie będzie miał wątpliwości, czy zwrócić uwagę, gdy koło nas będą leżały śmieci. Każdy to zrobi.

Nad brzegiem zbiornika stoi swoisty "wóz Drzymały", w którym możemy zawsze spotkać osobę dyżurującą, u której kupić można zezwolenia na połowy. Są także wypisy z regulaminu łowiska, trochę zdjęć, informacje...

Stawy w Dzięczynie są wędkarskim eldorado. Wiele okazów, które gościły także na naszych łamach, pochodziło właśnie z tego łowiska. Kolejna cecha Wielkopolan – okazy wróciły w większości do wody!
Dzięczyna to jednak woda typowo rekreacyjna. Każdy może się nałowić. Złowienie kilku leszczy, płoci, krąpi, okoni nie jest trudne. Dosyć łatwo jest o szczupaka. Ostatnimi czasy dużo łowi się też sumów. Niewielkich, bo niewielkich, ale radość olbrzymia. Jednak niech nie zwiedzie nas to, że "drobnicy" możemy złowić masę. Dzięczyna to także – jak już wspomniałem – łowisko olbrzymów. Obserwując w ciepłe, słoneczne dni taflę wody, zauważymy olbrzymie karpie i amury, które grzeją swe grzbiety. Niełatwo je przechytrzyć. Jednak nie jest to niemożliwe.

Królują metody gruntowe. Zarówno ciężkie gruntówki, jak i lekkie feedery czy pickery. Coraz częściej widać także solidne karpiówki, w pełnej gotowości do połowów karpi i amurów.
Ze względu na to, że Wielkopolska jest terenem rolniczym, bardzo często zanętami są składniki pasz gospodarskich lub całe ziarna zbóż. Co ciekawe – potrafią być równie skuteczne, co zanęty profesjonalne. To właśnie parzone ziarna zbóż są przynętami i zanętami nr 1. Widziałem tu także po raz pierwszy kulki – nazwijmy je "proteinowe" – które stworzone zostały z mąki pszennej, kaszy i mąki kukurydzianej oraz prestarterów (dodatków paszowych dla kur niosek lub prosiąt) z dodatkiem kurzych jaj. Skuteczność była zaskakująco wysoka! Wędkarz w mojej obecności złowił karpia o masie 5 kg.

Do połowu innymi metodami stosuje się zwyczajowe przynęty zwierzęce: białe robaki, pinki, kastery oraz zwykłe gnojaki i robaki czerwone, których zazwyczaj w gospodarstwie nie brakuje.

Będąc pierwszy raz nad tym akwenem, bardzo zdziwiłem się przejrzystością wody. Jest ona faktycznie zaskakująca. Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała (to tak, aby nie było zbyt kolorowo), był fakt, iż wędkarze swoimi samochodami wjeżdżali praktycznie na stanowiska. Może to tak silne przywiązanie do własnego mienia?

WARTO WIEDZIEĆ
Akwen znajduje się w województwie wielkopolskim, w powiecie gostyńskim, w gminie Poniec. Łowisko formalnie podlega okręgowi leszczyńskiemu PZW. Dokładny namiar GPS: N 51 stopni 45 minut i 1 sekunda, E 16 stopni 50 minut 57 sekund. Do łowiska najłatwiej dojechać od Wrocławia przez Trzebnicę, Żmigród, Rawicz, Krobię, a następnie przez "zagłębie pomidorowe" – Pudliszki – do Dzięczyny. Od strony Poznania lub Leszna droga prowadzi przez Rydzynę, a następnie przez Poniec do Dzięczyny. Do samego zbiornika prowadzi asfaltowo-betonowa droga.

Opłaty za wędkowanie nie są zbyt wygórowane. Dzień wędkowania dla zrzeszonych w PZW to koszt 10 zł, dla niezrzeszonych – 15 zł.
Koszt rocznego zezwolenia – 150 zł. Młodzież do lat 14 wędkuje bezpłatnie, a od 14 do 16 – płaci połowę. Jednak zawsze pod opieką dorosłego – uprawnionego do wędkowania. Członkowie koła "Perkoz Poniec" wędkują bez dodatkowych opłat.
Piotr Kondratowicz

Marko
07-02-2011, 05:55
Kirsna

W nr. 9/2010 "WW" opisałem ciekawy, przygraniczny odcinek Łyny. Ta królowa rzek Warmii i Mazur ma niezwykle zróżnicowany bieg i bogaty rybostan. Jest najdłuższą rzeką regionu i ma największą powierzchnię dorzecza. Co najmniej kilka mało znanych dopływów Łyny zasługuje na odkrycie. Jednym z nich jest płynąca w przepastnych borach Warmii dzika rzeka Kirsna. Kto dotrze do jej brzegów, w piekielnie trudnym terenie, tego rzeka może wynagrodzić pięknym potokowcem.

Całkowita długość Kirsny wynosi ok. 25 km, a powierzchnia dorzecza – 118 km kw. Źródliska rzeki trudne są do jednoznacznego określenia, gdyż składają się z kilku maleńkich cieków i rowu odwadniającego jezioro Blanki (440,1 ha) w pobliżu miejscowości Gajlity. Z tego rejonu rzeka płynie ciągle przez las w kierunku zachodnim. Nie jest on jednak stały, bowiem rzeka meandruje i płynie rozległymi zakolami, często zmieniając kierunek biegu. Na początku płynie w kierunku północno-zachodnim, później południowo-zachodnim, aż wreszcie znów w kierunku północno-zachodnim. Na końcu, ostro zakręcając na zachód, uchodzi do Łyny, poniżej m. Smolajny.

Lasy, przez które przepływa Kirsna, rozciągają się od Międzylesia na południu, Dobrego Miasta na zachodzie, Urbanowa na północy i Gajlit na wschodzie. Otaczają one szczelnie rzekę, dochodząc do samych jej brzegów. Drzewostan lasu jest mieszany, liściasto-iglasty, na brzegach rzeki porastają głównie olchy. W górnym biegu rzeka jest bardzo wąska i płytka. Stopniowo, dzięki licznym dopływom, staje się szersza i głębsza. Większe dopływy bez nazwy uchodzące do Kirsny to prawobrzeżny potok płynący od Jordanowa i kilka zupełnie małych i krótkich cieków odwadniających międzyleśne, dzikie łąki. Z lewej zaś strony uchodzi do rzeki dość długi potok płynący w pobliżu Międzylesia. W środkowym biegu rzeka ma już szerokość kilku metrów i głębokość średnio 1–1,5 m. Woda jest chłodna i dość przejrzysta. Kirsna płynie w głębokiej dolinie, dochodzącej miejscami do 30 m. Obrzeża rzeki są jednak grząskie, miejscami bagniste i porośnięte wysoką roślinnością przybrzeżną. Teren jest niesamowicie trudny.

Spinningowanie z brzegu, w tych warunkach, na przestrzeni kilkunastu kilometrów jest po prostu niemożliwe. Jedyną skuteczną metodą wędkowania w okresie ciepłej pory roku jest brodzenie. Po dotarciu do wybranego odcinka należy w spodniobutach wejść do koryta i rozpocząć łowienie. Najlepiej jest przemieszczać się, brodząc pod prąd rzeki, aby nie płoszyć ostrożnych ryb, które kryją się w burtach podmytych brzegów, za licznymi kłodami, zalegającymi w nurcie, bądź między warkoczami bujnej roślinności, porastającej dno. W całym środkowym biegu rzeki brodzenie jest możliwe. Dno, w przeciwieństwie do obrzeży, jest dość twarde, pokryte głównie piaskiem, miejscami tylko żwirem. Trzeba jednak uważać, bo i tu – zwłaszcza na zakrętach – są miejsca, gdzie głębokość dochodzi do 2 m.

Ichtiofauna górnego i środkowego biegu rzeki składa się z pstrągów potokowych i innych mniejszych gatunków ryb charakterystycznych dla wód krainy pstrąga: głowaczy, strzebli i ślizów. W dolnym, przyujściowym odcinku występują też klenie, płocie, jelce, okonie, trafiają się szczupaki. Populacja pstrągów potokowych, mimo znakomitych warunków środowiskowych, nie jest zbyt wielka. Podczas moich połowów, w sierpniu ubiegłego roku, najskuteczniejszymi przynętami okazały się woblery imitujące strzeble, błystki obrotowe Mepps Aglia nr 2 z paletką malowaną na biały mat oraz obrotówki Mepps Mino z rybką o naturalnych kolorach.

Rzeka na całej długości, wraz z dopływami, zaliczana jest do krainy pstrąga i lipienia Okręgu PZW Olsztyn. Dozwolone są przynęty sztuczne. Należy dodać, że przy wszystkich mostkach nad rzeką umieszczone są na pniach drzew tabliczki informujące, że rzeka stanowi krainę pstrąga i lipienia.

WARTO WIEDZIEĆ
Dojazdy do rzeki: z wschodnich krańców Dobrego Miasta drogą drugorzędną biegnącą w las w kierunku m. Kochanówka lub z m. Międzylesie drogą gruntową w kierunku północnym, przez las do rzeki.
Noclegi:
- w gospodarstwie agroturystycznym położonym nad jeziorem Blanki w m. Suryty 15, 11-112 Kochanówka, Elżbieta Prawdzik, tel. (89) 767-29-58;
- gospodarstwo agroturystyczne Gajlity również nad ww. jeziorem, Teresa Czernik (89) 766-17-66.
Marian Paruzel

Marko
07-02-2011, 06:00
http://www.iv.pl/images/99186272749998920728.jpg (http://www.iv.pl/)

http://www.iv.pl/images/44361751363139119073.jpg (http://www.iv.pl/)

Marko
10-02-2011, 05:52
Narew w Wierzbicy

Narew w dolnym biegu jest szeroka i w wielu miejscach bardziej przypomina jezioro niż dużą nizinną rzekę. Zanim na wysokości Serocka jej przejrzyste wody zmąci uchodzący ze wschodu Bug, odnajdziemy wspaniałe łowiska wielu gatunków ryb.

Najlepsze rozciągają się wokół mostu drogowego w Wierzbicy. Szeroka na 700 m cofka, która powstała po wybudowaniu zapory w Dębem, podniosła wody rzeki o blisko trzy metry. Dawne brzegi Narwi wytyczają porośnięte grążelami blaty, gdzieniegdzie zieleniące się kępami sitowia i trzcin, a także strzelające z dna karcze. W starym korycie szerokim na kilkadziesiąt metrów nadal wyczuwalny jest nurt, ale poza tą strefą Narew mocno zwalnia, a na dnie w płytszych miejscach pojawia się bujnie roślinność.

Lewy brzeg umacnia wał przeciwpowodziowy, prawy to naturalne wzniesienie terenu. Most biegnie tylko nad starym korytem i połączony jest z brzegiem wysokim ziemnym wałem. Przy skrajnych filarach usypano dwie równoległe do nurtu główki, pełniące funkcję tzw. kierownicy. W ten sposób przed i za mostem powstały rozległe baseny ze stojącą lub ledwie płynącą wodą.
Kilkaset metrów przed mostem leży trzcinowa wysepka, a za nią kilka wystających z wody karczów. To lewy brzeg starej rzeki. Dno szybko tutaj opada, tworząc rozległą, pofałdowaną rynnę o głębokości do 5 m. Przed nami rozciąga się doskonałe łowisko okoni, sandaczy i leszczy, ale też dorodnych szczupaków i sumów.

Między wyspą a lewym brzegiem, na którym położona jest miejscowość Łacha, dno znacznie się wypłyca i porośnięte jest kępami zielska. To woda typowo jeziorowa z przewagą średniej wielkości szczupaków, okoni, płoci, tłustych karasi i linów. Trafiają się również wzdręgi!

Po prawej stronie koryta mamy kolejne jeziorowe łowisko z licznymi dołkami, górkami i kępami zielska. Nazywane przez zimowych wędkarzy "patykami", ze względu na liczne niegdyś zaczepy. Tu warto zasadzić się z łodzi na lina i karpia, ze spinningiem zapolować na szczupaka i okonia.
Na główkach przed mostem od wiosny do późnej jesieni spotkamy wędkarzy gruntowych. Z jednej strony mają znakomite łowisko rzeczne, z możliwością lokowania w nurcie zestawów z żywcem na szczupaka, sandacza i suma lub z koszyczkiem na leszcza, płoć i migrującego węgorza. Z drugiej zaś – na zarzucenie zestawu spławikowego na lina i karasia. Spinningiści też chętnie odwiedzają główki oraz przyległe do nich klatki. Jesienią łowią tu na błystki i gumy szczupaki oraz patelniowej wielkości okonie.

Znakomite łowiska znajdziemy również poniżej mostu w Wierzbicy. Stare koryto początkowo biegnie prosto, ale 400 m dalej odbija w prawo i kieruje się pod sam brzeg. Dno jest mocno pofałdowane. Na echosondzie widać dołki i rynny leżące ponad 5–6 m pod lustrem wody. Latem i jesienią już kilkadziesiąt metrów od mostu zlokalizujemy dobre łowiska sandaczy i dorodnych sumów.

Brzegi starego koryta są dobrze widoczne, wyznaczają je kilkusetmetrowej długości poletka grążeli. Latem zielenią się na szerokość 10–20 m. Między roślinami znajdziemy naturalne polanki, które świetnie nadają się na zapuszczenie rosówki albo haczyka z kukurydzą na ponadkilogramowego lina lub karasia. Wiosną na skraju roślin dobrze biorą okonie. Niezłe są wtedy malutkie herbaciane i brązowe twistery oraz rippery uzbrojone w główki od 1,5 do 3 gramów.

Między lewym poletkiem grążeli a uregulowanym brzegiem ciągnie się, począwszy od szpaleru wysokich drzew, rynna głęboka na ponad 4 m (dorzucimy tam przynętę z brzegu). Okresowo spotkamy tu dorodne sandacze, ale zawsze możemy liczyć na brania kapitalnego szczupaka, okonia, a nocą na grubego jak przedramię węgorza.

Nieco płytszą rynnę znajdziemy za grążelami po prawej stronie rzeki. Łowisko jest bardziej zamulone, a woda w ogóle nie płynie. Tu rzadko trafimy na sandacza. Naszym trofeum częściej będą parokilogramowe szczupaki i średniej wielkości płocie i okonie.

Narew koło Wierzbicy jest szczodra dla wędkarzy, wymaga jednak dokładnego rozpoznania i częstego żonglowania przynętami. Łowisko w wielu miejscach jest dostępne z brzegu, ale najpierw warto obejrzeć je z łodzi na monitorze echosondy.

Przedstawiłem zaledwie ogólny zarys najciekawszych łowisk. Łowisk, z których często holowałem kapitalne okonie, szczupaki, sandacze i węgorze. Miałem też na kiju suma, który po paru godzinach murowania i mocowania się raz w lewo, raz w prawo ruszył w górę rzeki i urwał całą żyłkę.

INFORMACJE
Powyżej mostu w Wierzbicy (północna strona) trollingowanie jest zabronione. Zabronione jest także kotwiczenie łodzi na wytyczonym szlaku żeglownym i w odległości mniejszej niż 50 m od mostu.
Gospodarzem łowiska jest Okręg Mazowiecki PZW. W Ośrodku PZW w Wierzbicy znajduje się wypożyczalnia łodzi, sklep i łowisko specjalne. Po sąsiedzku nadwodna stacja benzynowa.
Andrzej Zieliński

http://www.iv.pl/images/57322321070315288487.jpg (http://www.iv.pl/)

http://www.iv.pl/images/61321763874730378646.jpg (http://www.iv.pl/)

Marko
11-02-2011, 05:09
Jezioro Toczyłowo

Każdego, kto poznał uroki tego 132-hektarowego jeziora w okolicach Grajewa, stanowiącego obwód rybacki wraz z rzekami Ełk i Jegrznia, ucieszyła wiadomość o przedłużeniu dzierżawy przez Okręg Mazowiecki PZW na kolejne 15 lat. Bardzo ofiarna ***** miejscowego Koła PZW nr 83 w Grajewie oraz zdecydowana postawa społecznych strażników rybackich zapewnia bowiem, że prowadzone przez okręg intensywne zarybienia nie marnują się, gwarantując dobre wyniki każdej wędkarskiej wyprawy.

– Zimą zawsze można liczyć na obfity połów dużych okoni i płoci. A latem warto przygotować się na długą zasiadkę, bo wówczas można poznać sekrety ryb, które trzymają się w naszym jeziorze. Są potężne karpie, szczupaki, sandacze i okonie. Pokazują się również mierzące ok. 2 m sumy. Kto nie wierzy, to na portalu naszego koła może obejrzeć fotografie okazów złowionych w jeziorze Toczyłowo. Praktycznie w całym jeziorze można znaleźć jakąś fajną rybę. Odrobina cierpliwości, a każdy wyholuje swój wymarzony okaz – zachwala uroki łowiska Sebastian Kos, prezes i aktywny strażnik rybacki liczącego 615 członków Koła PZW nr 83 w Grajewie.

Linia brzegowa łowiska jest słabo rozwinięta. Dno charakteryzuje się spokojną i łagodną konfiguracją. Miejscami trafiają się podwodne górki. Roślinność wynurzona występuje głównie w zachodniej i południowo-zachodniej części. Niezbyt szeroki pas oczeretów tworzy głównie trzcina pospolita, w mniejszym stopniu inna roślinność wynurzona. Roślinność zanurzona najczęściej występuje w części północnej jeziora (tzw. Biała Glina) oraz południowej, zwanej "Bielik". Wśród roślinności zanurzonej dominuje moczarka kanadyjska, wywłócznik oraz rogatek sztywny.

Na jez. Toczyłowo wędkować można praktycznie wzdłuż całej linii brzegowej. Są jednak miejsca, gdzie wędkarze zasiadają na większą rybę, np. w rejonach, które starzy miejscowi wędkarze nazywają "cypel" czy też "mech" albo "altana". Od strony m. Bogusze znajdują się głębsze miejsca, gdzie dno jest bardziej pagórkowate i tam trzymają się sandacze i wielkie okonie. Lina można połowić w tzw. altanie czy przy "kamieniu". Najczęściej stosowaną przynętą na białą rybę jest kukurydza, biały, ale i czerwony robak, ryż, pęczak i makaron. Drapieżniki latem najczęściej biorą na: żywca, woblery, wahadłówki, twistery (tzw. paprochy – okoń bardzo dobrze na to bierze), duże i małe obrotówki. W miejscu zwanym "cyplem" najczęściej łowi się metodą gruntową, a na "mchu" czy "altanie" – metodą spławikową i spinningową, jak i żywcówką.

Wędkować na jez. Toczyłowo można zarówno z łodzi, jak i z brzegu, korzystając z licznych pomostów i kładek wędkarskich, oczywiście po wcześniejszym uzyskaniu zgody ich właścicieli.
Gospodarka rybacka prowadzona poprzednio przez Okręg PZW w Łomży, a obecnie przez Okręg Mazowiecki, przy współdziałaniu z miejscowymi wędkarzami przynosi bardzo widoczne efekty. Z analizy odłowów kontrolnych, jakie przeprowadzono w latach 1994, 2004 i 2009, wynika, że dominującymi gatunkami ryb występujących w jeziorze są w kolejności: okoń, płoć, szczupak, leszcz, sandacz i karp. W mniejszej liczbie bytują w zbiorniku gatunki, których nie pozyskano w tamtych odłowach, takie jak lin i węgorz. To wszystko spowodowało, że Okręg Mazowiecki w porozumieniu z RZGW zwiększył nakład zarybieniowy gatunków ryb, takich jak: karp, karaś, lin, szczupak, sandacz.

Przy tak obfitych zarybieniach (w 2010 r. 194 tys. sztuk narybku sandacza i szczupaka oraz 580 kg narybku karpia, lina i szczupaka) trzeba na co dzień zwalczać agresywne w tamtej okolicy kłusownictwo. Dobrze sobie z tym radzi grajewska społeczna Straż Rybacka PZW, która w roku 2009 odnotowała 164 wyjazdy na patrole, a w 2010 roku 176 wyjazdów. Można więc powiedzieć, że jez. Toczyłowo znajduje się w dobrych rękach, a to oznacza pewność udanej wędkarskiej wyprawy.

Informacje
Jezioro Toczyłowo jest udostępnione do wędkowania na podstawie macierzystej składki okręgowej. Dane morfometryczne jeziora: powierzchnia lustra wody wynosi 132 ha, powierzchnia dopływów i odpływu – 6,41 ha, łącznie powierzchnia – 138,41 ha. Długość maksymalna – 1650 m, szerokość – 900 m, długość linii brzegowej – 4700 m, głębokość maks. – 9,5 m, głębokość średnia – 4,7 m. Rybacki typ jeziora: leszczowo-sandaczowe.
Kształt jeziora wydłużony z północy na południe, z zaokrągloną zatoką w części północno-wschodniej nazywaną przez rybaków "Biała Glina" oraz bardziej rozległą zatoką "Bielik" w części południowej. Od strony południowo-zachodniej akwen połączony jest kanałem z rzeką Ełk, na którym znajduje się jaz wyposażony w przepławkę dla ryb. Od strony wschodniej wpada do jeziora mały ciek odwadniający pobliskie Jezioro Krzywe. Od strony północno-zachodniej przylegają do jeziora kępy lasu, pozostałe obrzeża pokrywają łąki i pola uprawne. Przy południowo-wschodnim brzegu rozpoczynają się zabudowania wsi Toczyłowo.
Dojazd do jeziora: drogą nr 61 do Grajewa w stronę Augustowa i po przekroczeniu mostu na rzece Ełk skręcamy w lewo w drogę lokalną wiodącą w kierunku m. Toczyłowo. Przed tą miejscowością rozchodzą się drogi otaczające jezioro. Więcej na stronie: www.pzwgrajewo.com.pl.
Antoni Kustusz

http://www.iv.pl/images/09275285204456271459.jpg (http://www.iv.pl/)

http://www.iv.pl/images/78213439079864276220.jpg (http://www.iv.pl/)

Marko
16-02-2011, 05:39
Zmiany w Regulaminie PZW

Sezon podlodowy się kończy. Kiedy przyjdzie wiosna, wszyscy ruszymy na wędkowanie. Warto więc zapoznać się z nowym "Regulaminem amatorskiego połowu ryb", który obowiązuje na wodach PZW od 1 stycznia 2011 r.

Najważniejsze zmiany i zarazem najistotniejsze dla wędkarzy to nowe wymiary i okresy ochronne oraz limity połowu dla niektórych gatunków ryb. Sandacz, szczupak i węgorz mają teraz wymiar ochronny 50 cm (poprzednio: sandacz i szczupak – 45 cm, węgorz – 40 cm). Nadal obowiązuje wprowadzony w ubiegłym roku (na mocy rozporządzenia) okres ochronny dla węgorza – od 15 czerwca do 15 lipca. Wymiar ochronny uzyskał również okoń – 15 cm (z wyłączeniem wód krainy pstrąga i lipienia ujętych w informatorze ZG PZW).
Nowe okresy ochronne mają brzanka i brzana karpacka – od 1 stycznia do 31 grudnia, a także sieja i sielawa – od 1 października do 31 grudnia. Szerszą ochroną objęto wąsatego króla. W Odrze poniżej ujścia Warty sum ma okres ochronny od 1 grudnia do 31 maja (poprzednio od 1 marca do 31 maja).

Wśród limitów dobowych, a przypomnijmy, że doba wędkarska to ogólnie przyjęta doba – od godz. 0.00 do 24.00, odnotowaliśmy najwięcej zmian. W limicie, który obejmuje łącznie 2 szt., pojawiły się sandacz, szczupak, boleń, sieja i węgorz. Dołączyły do łososia, troci wędrownej i troci jeziorowej. Tymczasem świnka, jaź i kleń znalazły się w grupie ryb z limitem 5 kilogramów w ciągu doby.

W starym regulaminie poza wszelkimi limitami mieliśmy krąpia, karasia srebrzystego i leszcza. Z początkiem roku dołączyły do nich amur, tołpyga oraz pstrąg tęczowy i pstrąg źródlany – limity ich nie dotyczą.
Długa lista gatunków podlegających całkowitemu zakazowi połowów (gatunki prawnie chronione) wzbogaciła się o jesiotra ostronosego. Z listy tej, ku uciesze wędkarzy, ubyła słonecznica, która jest doskonałą przynętą na jeziorowe okazy okoni.

Są też zmiany w wędkarstwie podlodowym oraz w zbrojeniu sztucznych przynęt. Wreszcie wędkarze mogą łowić ryby spod lodu na dwie wędki jednocześnie (mormyszka lub haczyk z przynętą naturalną). Jednak łowienie na błystkę podlodową wyklucza stosowanie dodatkowej wędki i innych metod. Mamy w związku z tym nową definicję mormyszki. Mianowicie "za mormyszkę uważa się przynętę w postaci jednolitego korpusu – dowolnego kształtu i koloru, o długości nie większej niż 15 mm, z wtopionym lub wlutowanym haczykiem o pojedynczym ostrzu".

Warto zwrócić też uwagę na przeniesiony z poprzedniego regulaminu zapis o obowiązku uśmiercania wyholowanych spod lodu ryb, które przeznaczamy do zabrania. I tu uwaga! Nowy regulamin zobowiązuje nas do przechowywania tych ryb w pojemniku.

Miłośnicy spinningowania i trollingowania nie mogą już stosować sztucznych przynęt uzbrojonych w trzy haczyki (kotwiczki). Regulamin przewiduje tylko dwie kotwiczki przy sztucznej przynęcie. Z potrójnie zbrojonych woblerów będziemy zdejmować jeden z haczyków. Co więcej, w czasie spinningowania nie wolno stosować żadnych dodatkowych wskaźników brań instalowanych na lince.

Zwolennicy metody "na żywca" będą mogli niebawem (po ukazaniu się w "Dzienniku Ustaw" nowego rozporządzenia) ponownie zarzucić wędkarską podrywkę do łowienia rybek przynętowych. Prawdopodobnie będzie to rozpięta na pałąkach siatka o boku 1 m (m2) z oczkami 5x5 mm. Czyli taka sama, jak przed wykreśleniem podrywki. Wędkarze powinni jednak wiedzieć, że ryby przeznaczone na przynętę mogą być wprowadzone wyłącznie do wód, z których zostały pozyskane – z wyłączeniem gatunków: trawianka, czebaczek amurski i sumik karłowaty (patrz "Zasady wędkowania" pkt 3.7 oraz 3.11).

Wędkarzy wybierających się na całonocną lub kilkudniową zasiadkę zainteresuje zapewne pkt 3.5 ("Zasady wędkowania"), w którym dodano zdanie: w siatce można przetrzymywać nie więcej ryb, niż wynika to z limitów dobowych.

Z nowego regulaminu w rozdziale "Prawa wędkującego w wodach PZW" wykreślono punkty 8 i 9. Pierwszy z nich przyznawał posiadaczowi odznaki "Wzorowy Młody Wędkarz" uprawnienia do wędkowania na równi z członkiem PZW. Drugi mówił o prawach wędkarza do swobodnego dostępu do wody (...).

***
Wprowadzone zmiany wymagają kilku zdań komentarza. Może nie wszystkie, gdyż podniesienie wymiaru ochronnego dla szczupaka i sandacza czy ponowne przyznanie go okoniowi chyba wszyscy popieramy. Podobnie jak powrót do rąk wędkarzy żywcowej podrywki czy dwóch wędek na lodzie. Zaostrzone limity dobowe też są do przyjęcia, ponieważ będą nas motywowały do poszukiwania dorodniejszych ryb, zachęcały do stosowania większych i selektywniejszych przynęt, co w wielu przypadkach uchroni sandaczową i szczupakową młodzież przed haczykowym harakiri – bo nie oszukujmy się, że każdy wędkarz obcina żyłkę, gdy ryba głęboko połknie haczyk.

Dziwić natomiast może rozszerzony okres ochronny dla brzanki i brzany karpackiej, który w nowym regulaminie trwa od 1 stycznia do 31 grudnia. Otóż główną przesłanką do wprowadzenia "niemal" całorocznej ochrony tych gatunków w wodach PZW nie jest zagrożenie ich populacji. Powód jest prozaiczny. Większość wędkarzy myli brzanę (Barbus barbus L.) z tymi gatunkami (brzanka dorasta do 30 cm, a brzana karpacka rzadko osiąga 40 cm) i bardzo często niewymiarowe brzany trafiają do wędkarskich siatek. Strażnicy od lat biją na alarm i – niestety – nakładają surowe mandaty.

Intryguje zakaz stosowania w metodzie spinningowej wskaźników brań instalowanych na lince. Przepis ten wprost odnosi się do zawartego w ustawie zakazu łowienia ryb przez podnoszenie i opuszczanie przynęty w sposób ciągły, z wyjątkiem łowienia ryb pod lodem. Ma zapobiec instalowaniu na żyłce unoszącego się na wodzie sygnalizatora brań, np. spławika lub kuli wodnej, który umożliwia takie właśnie prowadzenie sztucznej przynęty.

Ryby na przynętę mogą pochodzić wyłącznie z tego zbiornika, w którym będziemy na nie łowić. To oznacza, że zarówno żywa, jak i martwa rybka oraz filet lub tzw. ogon nie mogą być przywiezione ze sklepu lub innego zbiornika wodnego. Przepis ten, wynikający wprost z nowej ustawy, ma ograniczać wprowadzanie do polskich wód gatunków obcych lub niepożądanych i zapobiegać rozprzestrzenianiu się chorób ryb.

Problemy może stwarzać zapis: "w siatce można przetrzymywać nie więcej ryb, niż wynika to z limitów dobowych". Tym bardziej że w zdaniu poprzednim zezwala się na przetrzymywanie żywych ryb przez 24 godziny. Co zrobić, gdy strażnik zajrzy do naszej siatki, a w niej będą trzepotały się dwa sumy – pierwszy złowiony o 23.00, a drugi kilka godzin po północy? Trudno się będzie wytłumaczyć. Dobrym rozwiązaniem byłoby okazanie rejestru połowów z odnotowanym czasem połowu. Ale regulamin, przynajmniej na razie, takiej opcji nie przewiduje.

Wykreślono przepis: "Wędkarz ma prawo do swobodnego dostępu do wody, a także do przybijania i cumowania do brzegu sprzętu pływającego, jeśli lokalne przepisy wydane przez uprawniony organ nie stanowią inaczej" (§ 1 pkt 9 starego regulaminu). Czy słusznie pominięto ten punkt? Właściwie nic nie zmienia się w prawach wędkarza, który podobnie jak turysta, motorowodniak czy żeglarz może w pełni korzystać z dobrodziejstw zbiorników wodnych na ogólnie przyjętych zasadach.

Nowy Regulamin PZW ma formę przejściową, ze względu na zapowiadane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi rozporządzenie do znowelizowanej ustawy o rybactwie śródlądowym (Dz.U. z 2010 r. Nr 200, poz. 1322). Nowego rozporządzenia można spodziewać się w najbliższych miesiącach. Jak podkreśla wiceprezes ZG PZW Maciej Brudziński, w regulaminie dokonano niezbędnych zmian wynikających z noweli ustawy oraz zaproponowanych przez Komisję ds. Ochrony i Zagospodarowania Wód ZG PZW.
Andrzej Zieliński


http://www.iv.pl/images/48496579864849438353.jpg (http://www.iv.pl/)

Marko
16-02-2011, 05:45
Bombowe jezioro

Bardzo długo zastanawiałem się, na jaką wędrówkę zaprosić Was w marcu. Na rzekach pomorskich trwa przecież w najlepsze sezon połowu keltów troci wędrownej i łososia. Ciągną jednak mnie wyprawy na okonia i sieję.

Wiele dobrego słyszałem o krajeńsko-tucholskiej krainie okoniowych jezior. W spisie krain geograficznych Polski na pewno tej krainy nie znajdziecie, bowiem jej nazwa jest moją autorską. Zaliczyłem do niej kilkanaście jezior w dorzeczach górnej Gwdy i Brdy. Są to stosunkowo mało zdegradowane, bardzo czyste i głębokie jeziora leżące koło Białego Boru (Cieszęcino, Łobez i Bielsko), Miastka (Jez. Bobęcińskie) oraz kompleks jezior na Pojezierzu Krajeńskim w okolicy Człuchowa (jeziora Szczytno i Krępsko) oraz najciekawsze chyba z jezior – leżące w samym Człuchowie, będące pod zarządem Okręgu PZW w Słupsku, Jezioro Rychnowskie Wielkie. Jest tylko jeden mały problem: są to zbiorniki duże i w większości z nich łowiłem tylko raz (oprócz Bobęcińskiego). Dalej opiszę pokrótce niektóre z wymienionych jezior (czyt. str. 74). Z tego, co wiem, naprawdę warto się tam wybrać, ponieważ w każdym z nich żyją jeszcze olbrzymie okonie, a w kilku także pływają dodatkowo sieje. W tym tekście zaproszę Was na bliskie Mazury, nad leżące w kompleksie Lasów Łańskich jezioro Pluszne. Podczas zeszłorocznej zimy byłem tam kilka razy i rybki, a w zasadzie okonie były.

Jezioro Pluszne to ponad 903 ha powierzchni i 30 000 m linii brzegowej, głębokość maks. 52 m. Typ rybacki – jezioro siejowo-sielawowe.
Akwen jest naprawdę duży, o dnie skomplikowanym, pełnym górek podwodnych i głębin. Dlatego proponuję wędrówkę i wędkowanie w południowo-wschodnim krańcu jeziora, w okolicy Wyspy Trzcinowej (GPS: 53.577933, 20.410709). Podczas wojny owa trzcinowa wysepka była tarczą celowniczą dla betonowych bomb, zrzucanych przez niemieckie samoloty z pobliskiego lotniska w Gryźlinach. Z opowieści miejscowej ludności wynika, że ćwiczono często, zarówno w nocy, jak i w dzień. Do nocnych nalotów służyły dwa przeciwlotnicze reflektory umieszczone na wieżach po przeciwległych stronach zatoki. Na wyspie była wybudowana prostokątna betonowa platforma, którą po wojnie rozebrano.

Dno w pobliżu wyspy jest bardzo pofałdowane. Sama wyspa zbudowana jest głównie z piasku i żwiru. Jej stoki stromo opadają na głębokość 7–9 metrów, zachowując piaskowy charakter dna. Dopiero głębiej zaczyna pojawiać się muł i zmniejsza się pochylenie zbocza. Największy dołek w pobliżu wyspy dochodzi do 35 metrów. W odległości 200 metrów na południe, za serią dołków, znajdziemy dość płytką, kamienistą górkę podwodną, której wierzchołek znajduje się mniej więcej 5 metrów pod powierzchnią lodu. Ciekawe są również strome stoki stałego lądu, a przede wszystkim – będące również świetnym łowiskiem grubej płoci – wypłycenie w okolicy porośniętego trzcinami cypla, oddzielającego dwie duże południowe zatoki jeziora. Tu wszędzie możemy złowić naprawdę pięknego garbusa, a nawet królową zimy, czyli sieję. Co prawda w ubiegłym roku łowiliśmy tam tylko małe (około 30 cm długości) sieje, ale przecież jest to ryba bardzo szybko rosnąca. Miejmy nadzieję, że podczas tegorocznego sezonu sieje z Plusznego przekroczą wymiar ochronny. W ubiegłym roku najskuteczniejszymi przynętami na tutejsze okonie były ciemne, wolframowe mormyszki z założonym na haczyk grubym pęczkiem larw ochotek.

INFORMACJE
Zarządcą jeziora jest Gospodarstwo Rybne Szwaderki. Zezwolenia na wędkowanie można nabyć np. w biurze w Gospodarstwie (pn. – pt. 7.00–15.00, tel. 89 519-90-11), ewentualnie w sklepach wędkarskich w Olsztynku bądź w leżących nad jeziorem ośrodkach wypoczynkowych oraz w smażalni ryb w Pluskach (tel. 605-22-44-78, 669-40-10-11).

http://www.iv.pl/images/52153650619932285327.jpg (http://www.iv.pl/)

Dojazd nad samą zatokę jest mocno utrudniony, bowiem jakimś dziwnym prawem do lasu samochodem nawet zimą wjeżdżać nie wolno. Dlatego należy dojechać do najdalej na południe położonego ośrodka wczasowego (dawny ZMS – GPS: 53.58364, 20.392513) i tam skierować się w prawo. Po mniej więcej godzinie marszu na pewno osiągniemy "bombową" wyspę. I teraz możemy już łowić, łowić i łowić.
Dojazd do Olsztynka trasą E-7, a tam skręcamy w drogę krajową nr 58, z której skręcimy w pierwszą drogę w lewo, za jeziorem Plusznem Małym.
Karol Zacharczyk

Marko
20-02-2011, 20:16
Kraina okoniowych wód

Koniec lutego i początek marca zawsze kojarzą mi się z sezonem siejowo-okoniowym. Prawdopodobnie jest to najlepszy czas na naprawdę grubego okonia. Z rybą tą mamy jednak jeden poważny problem: by mieć szansę ją złowić, musi w łowisku żyć i to w sporych ilościach!

Okonie, mimo swej ogromnej plenności, są rybami mało odpornymi na zanieczyszczenia (w tym brak tlenu). Ponadto nie unikają sieci i przynęt wędkarzy, przez co są łatwe do wyłowienia i bardzo rzadko osiągają maksymalne rozmiary określane przez ichtiologów na 45–60 cm przy masie 1,5–2,5 kg. By móc dorastać do takich rozmiarów, muszą żyć w zbiornikach o bardzo czystej i przejrzystej wodzie, która na dodatek powinna być pełna wysokotłuszczowej i białkowej diety: najlepiej stynki i sielawy, uklei, słonecznicy, drobnych płotek, wzdręg, jazgarzy, względnie raków. Takich jezior w Polsce, niestety, jest już bardzo niewiele. Ich spore zgrupowanie znajdziemy w środkowej części Pomorza Zachodniego na Pojezierzu Krajeńskim i Bytowskim. Leżą one w bezpośredniej okolicy tras nr 22 i 25 wiodących z Chojnic do Kołobrzegu. Są to jeziora stosunkowo nieduże, więc pokażę Wam tylko dojazdy i zdjęcia złowionych ryb. Resztę, czyli łowiska, musicie znaleźć sobie sami. Okazy powyżej 40 cm wypuszczamy!

Rychnowskie
Pierwszym z nich jest leżące przed samym Człuchowem rynnowe Jezioro Rychnowskie (Człuchowskie Wielkie – GPS: 53°40’ N i 17°25’ E). Położone na obszarze gminy miejskiej Człuchów jest największym, najgłębszym i najbardziej czystym w zespole jezior człuchowskich (Rychnowskie, Łazienkowskie i Urzędowe). Jest jeziorem stosunkowo głębokim, o łagodnych stokach opadających ku dwóm głębiom. W części południowej jezioro ma dwie wyspy. Wodę otaczają lasy sosnowe. Nad północnym brzegiem zlokalizowanych jest kilka ośrodków wczasowych oraz dwa kąpieliska strzeżone. Od strony południowej znajduje się baza WOPR, a przy niej pole namiotowe i kąpielisko.

Rychnowskie ma 167,9 ha powierzchni. Jego maksymalna głębokość wynosi 31,5 m, a średnia 13,1 m. Linia brzegowa jest dostępna na całej długości i wynosi 7425 m. Roślinność wynurzona pokrywa 37% linii brzegowej i obejmuje około 7% powierzchni jeziora. Roślinność zanurzona występuje na głębokości 7 m i zajmuje 24% powierzchni zbiornika. Dominujące gatunki ryb to: sielawa, węgorz, płoć, okoń, leszcz, szczupak. Można też spotkać: sieję, lina, karpia, ukleję, miętusa, jazgarza oraz raki.

Szczytno Wielkie
Jezioro rynnowe położone na północnym skraju Pojezierza Krajeńskiego, na obszarze gminy Przechlewo, powiat człuchowski (GPS: 53°46’ N i 17°13’ E). Powierzchnia 615,77 ha, głębokość maksymalna 21,3 m, średnia 8,1 m. Ma rozwiniętą linię brzegową z kilkoma wyspami (m.in. Wyspa Zamkowa ze średniowiecznym grodem obronnym Szczytno). W pobliżu jeziora znajduje się rezerwat Osiedle Kormoranów. Przez jezioro przepływa Brda, stanowiąca szlak kajakowy. Akwen jest połączony z Brdą i mniejszymi ciekami z jeziorami: Końskiem, Krępsko (przesmykiem lądowym przebiega trasa drogi krajowej nr 25) i Szczytno Małe, stanowiąc zespół jezior szczycieńskich.

W jeziorze można złowić duże ilości konsumpcyjnych "patelniaków", czyli okoni o wymiarze od 18 do 30 cm. Ryby takie znajdziemy tu, podobnie jak w sąsiednim jeziorze Krępsko, niemal wszędzie, na ostrych spadach przybrzeżnych i śródjeziornych wypłyceń. Prócz okoni jezioro znane jest z dużych leszczy i płoci. Występuje tu w niewielkich ilościach sieja, miętus oraz mieszkaniec Brdy, pstrąg potokowy, a w zasadzie jego naturalna osiadła forma - troć jeziorowa.

http://www.iv.pl/images/91839533508604104217.jpg (http://www.iv.pl/)

Krępsko
Przepływowe jezioro rynnowe położone na północnym skraju Pojezierza Krajeńskiego na obszarze gminy Człuchów, powiat człuchowski. Jezioro o ogólnej powierzchni 377,3 ha (głębokość średnia 8,0 i maks. 17,8 m) i silnie rozwiniętej linii brzegowej, z dwiema zatokami rozdzielonymi dużym półwyspem (m.in. pozostałości po wczesnośredniowiecznym grodzisku). To jezioro jest znane z bardzo dużej ilości dwu-, trzykilogramowych szczupaków.

Jedźmy dalej dwudziestką piątką do Białego Boru – uroczego miasteczka położonego na przecięciu dwóch głównych tras krajowych: Warszawa – środkowe Wybrzeże oraz Poznań – Ustka. Miasto znane jest ze stada ogierów, cudownej greckokatolickiej cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy (wg projektu prof. Jerzego Nowosielskiego) oraz... z trzech działających fotoradarów, generujących aż 30% dochodów gminy. Dla nas jednak miasto jest znakomitym punktem wypadowym. W promieniu 15 km od centrum znajdziemy kilkadziesiąt bardzo czystych jezior z silnymi – jak na warunki Polski – populacjami okoni. Są to m.in. opisywane wcześniej przeze mnie jeziora Wierzchowo, Drężno, Trzebienie, Chlewo, największe polskie jezioro lobeliowe Bobęcińskie Wielkie, Dołgie itd.

W samym Białym Borze znajdują się jeziora: Bielsko (o pow. 268 ha i głębokości do 23 m), Cieszęcino (o pow. 102 ha i głębokości 50 m), wzdłuż których rozciąga się Park Krajobrazowy wraz z jeziorami: Bunkrowe (zajmuje obszar o pow. 48,7 ha) i Ławiczka (pow. 6,6 ha). Wielkie okonie są w każdym z tych jezior! Najwięcej, jak mi się zdaje, w położonym wśród morenowych wzgórz Cieszęcinie (GPS: 53˚54,6’ N i 16˚49,3’ E), uważanym za najczyściejsze polskie jezioro. Tam, pod południowym brzegiem, mniej więcej w połowie jeziora, na głębokości 11 m znajduje się wyraźne wypłycenie (podwodna górka), którego ostre stoki spadają do głębokości 36 i 25 m. Co potrzeba, by się dobrać do tutejszych garbusów? Po pierwsze - odpowiedniej przynęty, którą zdecydowanie jest ciężka wolframowa mormyszka o fioletowej względnie granatowej barwie z kolorowym brokatem i kilkoma dużymi larwami ochotki na haczyku. Po drugie - trzeba uzbroić się w cierpliwość, bowiem dużych okoni nawet tutaj nie łowi się codziennie!

GOSPODARZE
Jeziorem Rychnowskim zarządza ZO PZW Słupsk, jeziora: Krępsko i Szczytno należą do prywatnych właścicieli (licencję można kupić w sklepie wędkarskim w Człuchowie). Gospodarzem jezior białoborskich jest Niezależne Towarzystwo Wędkarskie w Białym Borze. Pozwolenia na wędkowanie można nabyć w recepcjach hoteli i ośrodków wczasowych w Białym Borze oraz w sklepie wędkarskim w centrum miasta.
Karol Zacharczyk

Marko
23-02-2011, 21:40
Kozieniec - starorzecze Narwi

Dawne koryto Narwi w pobliżu Laskowca, tuż pod Ostrołęką, zwane Kozieńcem lub Kozą, to prawdziwy raj dla wędkarzy. Zarówno zimą, jak i latem. Wprawdzie Narew przypomina sobie o swoim starorzeczu tylko przy wysokich stanach wody, ale za to ryby wchodzą tam śmiało i stadnie, z czego korzystają spławikowcy i spinningiści. Niestety, pamiętają o tym także kłusownicy, co zmusza do pracy społeczną straż rybacką z ostrołęckich kół PZW, a i miejscowi gospodarze nie chcą darować rzece ogrodzeń z drutu kolczastego, betonowych elementów rzucanych do wody i zasypywanych wylotów. Mimo wszystko zawsze warto pojechać na Kozieniec, bo to i dojazd wygodny, i wędkarskich wrażeń nikomu nie zabraknie.

Starorzecze koło Laskowca to jedno z wielu tzw. rogali, które Narew ukształtowała w środkowym biegu. Kozieniec łączył kiedyś wewnętrzną część łuku rzeki, rozlewając się płytko w części północnej, a jednocześnie zachowując głęboki nurt starego koryta przy zalesionym, wysokim brzegu na południu, gdzie są zabudowania wsi Laskowiec. Teraz, niestety, wlot wody na wysokości zakładu utylizacji śmieci został zasypany, ale woda wymienia się w czasie wiosennych roztopów, co stwarza dobre warunki do tarła wchodzących tam ryb. Umożliwia też dobre połowy amatorom dorodnych okoni, płoci, szczupaków i kleni. Utrapieniem jest masa jazgarzy, które natychmiast po zanęceniu łowiska, szczególnie jokersem, opanowują zanęcony teren. Ale i na to są sposoby, jak choćby łowienie z koszykiem zanętowym czy spinningowanie. Zimą najczęściej łowi się na mormyszkę, chociaż można się spodziewać ataku szczupaka i obcięcia cennej przynęty.

Głębokość łowiska w rozlewisku wewnętrznym wynosi ok. 2–3 m, więc wędkowanie sprawia sporą frajdę. Zwłaszcza wówczas, kiedy podejdą w kolejnej fali dorodne, a nawet bardzo duże okonie. Bo ryby te wchodzą na Kozy, jakby chciały je stadnie odwiedzić, spatrolować, a następnie powrócić do rzeki. Po serii dobrych brań, kiedy bardzo szybko złowimy kilkanaście sztuk okoni powyżej 30 cm, możemy się spodziewać co najmniej godzinnej przerwy w wędkowaniu. Wówczas albo trzeba poszukać sobie nowego miejsca do wiercenia dziury, albo zacząć łowić płotki i poczekać na powrót okoni.

Latem nie ma możliwości dotarcia na wypłycony brzeg starorzecza i pozostaje nam wędkowanie z zalesionego brzegu od strony zabudowań Laskowca. Mamy tam do dyspozycji kilka wygodnych miejscówek dla miłośników wędkowania spławikowego. Można się wygodnie rozsiąść, ustawić wędziska i odpoczywać. Dobrych brań większych okoni oraz jazi i kleni można się spodziewać w głębokim dole przy wlocie starorzecza, a także za krzakami, przy lasku, nad głębszym nurtem. Najczęściej jednak miejsce to wybierają spinningiści, którzy mają do dyspozycji okołokilometrowy brzeg nad głębszą częścią rozlewiska, w starym nurcie rzeki. U wejścia do Narwi jest tam mniej więcej 4 m, a przy zakończeniu rogala mamy około 2 m głębokości. Fakt, że trzeba uważać w części środkowej, bo miejscowi rolnicy zrobili tam sztuczny bród, wrzucając do rzeki betonowe elementy umożliwiające dostęp do łąki powstałej na wyspie wewnątrz zakola rzeki. Łatwo tam stracić przynętę, ale miejsce trzeba obrzucić, bo lubią tam siedzieć zaczajone szczupaki.

Spinningiści najczęściej łowią paprochami z bocznym trokiem albo szczupakowymi gumami. Ja wolę obrotówki i coraz modniejsze wirujące ogonki, które po krótkim rzucie od razu nabierają właściwego tempa obrotów. Nie ma co nastawiać się na dalekie rzuty, bo wewnątrz zakola mamy wypłycenie i łąkę, więc lepiej tam nie celować.
Tych, którym nie uda się wędkowanie na starorzeczu, zachęcam do przedłużenia spinningowego marszu brzegiem Narwi albo w dół rzeki, przy zabudowaniach Laskowca, albo w górę, aż do kolejnego rogala. Choć tam możemy natrafić na liczne przeszkody w postaci ogrodzeń z kolczastego drutu. Ot, taki lokalny folklor.

Podostrołęcki Laskowiec leży nad Narwią w obwodzie rybackim Narew nr 6 dzierżawionym przez Okręg Mazowiecki PZW, więc trzeba pamiętać, że obowiązuje tam wymiar ochronny okonia 18 cm. Pozostałe wymiary i limity ochronne są zgodne z RAPR. Składki i opłaty jak w Okręgu Mazowieckim PZW, a także zgodnie z porozumieniami.

http://www.iv.pl/images/85981442241283937184.jpg (http://www.iv.pl/)

DOJAZD
Do starorzecza Kozieniec jedziemy drogą nr 61 Ostrołęka – Łomża, skręcając w ulicę Kościelną (od Ostrołęki w lewo w drugi zjazd do wsi), którą jedziemy do samego końca. Tam skręcamy w prawo, w ul. Leśną, od której wiedzie nad rzekę dość stromy zjazd polną drogą między drzewami. Jeśli więc nie ma warunków do wygodnego podjazdu po zakończeniu wędkarskiej wyprawy (np. w czasie deszczu lub po śniegu), to lepiej zostawić samochód przy drodze, a nad wodę udać się piechotą.
Antoni Kustusz

Marko
26-02-2011, 00:21
Kanał Brożajcki

Od pięciu dekad penetruję wody wędkarskie całego kraju, a szczególnie rzeki i jeziora znajdujące się w północnym pasie Polski. Wydawałoby się, że przez tak ogromny szmat czasu poznałem już wszystkie ciekawe łowiska. A jednak ciągle jeszcze odkrywam nowe nieznane rybne wody, warte opisania. Takim łowiskiem jest mało znany Kanał Brożajcki.

Nawet w Internecie nie napisano o nim ani słowa. Zdziwicie się pewnie, że w wodach kanału zamieszkują pstrągi potokowe i zaliczany jest on od kilku lat do krainy ryb łososiowatych. A nad brzegami kanału, przepływającego przez dzikie ostępy rozległego lasu, prędzej można spotkać dorodnego jelenia, łosia, odyńca czy borsuka niż człowieka.

Położenie
Kanał płynie na północno-wschodnich krańcach Rzeczypospolitej, w pobliżu granicy z Obwodem Kaliningradzkim (wschodnia część "Krainy Węgorapy", woj. warmińsko-mazurskie). Kanał służy do odprowadzania nadmiaru wody z górnego biegu rzeki Gołdapy. Wypływa z prawej strony Gołdapy, na wysokości wsi Zakałcze, i płynie w kierunku północnym. Po około 10-kilometrowym biegu wpływa do piętrzenia małej elektrowni wodnej w miejscowości Brożajcie. Poniżej spiętrzenia, w pobliżu miejscowości Mieduniszki, uchodzi do Węgorapy jako jej prawy dopływ.

Gospodarzem i użytkownikiem Kanału Brożajckiego (obwód rybacki nr 1 o pow. 7,6 ha) jest Okręg PZW Olsztyn. Obwód obejmuje wody Kanału Brożajckiego, kanału dopływowego, Kanału Minockiego wraz z wodami innych zbiorników wodnych o ciągłym dopływie lub odpływie do kanału. Natomiast kraina ryb łososiowatych kanału wyznaczona jest od wylotu z rzeki Gołdapy do piętrzenia MEW w m. Brożajcie – z wyłączeniem zbiornika zaporowego MEW w m. Brożajcie.

http://www.iv.pl/images/55133455256577101634.jpg (http://www.iv.pl/)

Obowiązują przynęty sztuczne i roślinne. Wymiar ochronny pstrąga potokowego – 35 cm, dzienny limit połowu – 1 szt.
Warunki wędkowania
Kanał po wypływie z Gołdapy płynie równiutko w kierunku północnym, z dwoma tylko niewielkimi załamaniami, dzieląc prawie na połowę duży kompleks leśny, przez który przepływa. Koryto wrzyna się głęboko w teren, a las z obydwu stron szczelnie je otacza. Latem, w wielu miejscach, strome zbocza kanału porośnięte są wysoką roślinnością.

Szerokość kanału jest równomierna i rzadko przekracza 10 m. Średnia głębokość wynosi 2 m, dno przeważnie piaszczyste, woda o dość dobrej przejrzystości, a nurt o średniej szybkości. Zarówno głębokość kanału, i szybkość prądu mogą się zmieniać w poszczególnych porach roku, np. przy wzroście poziomu wód Gołdapy. W korycie miejscami zalegają drzewa, powalone przez burzę lub działalność bobrów.

Wędkowanie w łowisku jest dość trudne. Łowi się z brzegu, maszerując po bardzo stromych, piaszczystych obrzeżach kanału. Należy więc zachować szczególną ostrożność, aby nie zsunąć się do wody, bo mogą potem być problemy z wdrapaniem się na brzeg. Brodzenia w kanale, ze względu na piaszczyste i grząskie dno oraz znaczną głębokość, absolutnie nie polecam.

Ichtiofauna cieku składa się głównie z pstrągów potokowych, płoci, okoni, trafiają się też szczupaki i inne gatunki ryb przenikające do kanału z rzeki Gołdapy. Stanowiska pstrągów w tak równym korycie są trudne do zlokalizowania. Należy ich szukać w jamach przy burtach, za powalonymi drzewami, przy szybszym nurcie, zwłaszcza poniżej nielicznych jazów. Łowiłem tu głównie na spinning. Stosowałem błystki wahadłowe i wirowe typu mepps nr 2, o paletkach białych i czarnych oraz przynęty miękkie, na główkach jigowych – imitacje rybek i małych żab. Skuteczne też są duże muchy wiązane na główkach jigowych, imitujące zarówno larwy owadów, jak i rybki.

http://www.iv.pl/images/49058765435638502369.jpg (http://www.iv.pl/)

DOJAZD
Dojazd na łowisko możliwy jest tylko drogami leśnymi lub gruntowymi. Najlepszy od mostu w m. Zakałcze, drogą lokalną biegnącą w kierunku północno-wschodnim do skrzyżowania, a następnie kiepską drogą leśną w kierunku północno-zachodnim do mostu nad kanałem. W miejscu tym kanał płynie w głębokim wąwozie.

W otoczeniu kanału nie ma możliwości zakwaterowania. Najbliższe hotele i pensjonaty znajdują się w Węgorzewie lub Gołdapi.
Marian Paruzel

Marko
10-03-2011, 17:21
Na duże ryby

Złowienie dużej ryby to marzenie każdego wędkarza. Nie tylko marzenie - to także wyzwanie i sprawdzian wędkarskich umiejętności. A satysfakcja i splendor tym większy, im trudniej upolować wyrośnięty okaz gatunku, który stał się obiektem naszych zabiegów. Wyholowanie rekordowej ryby to naprawdę trudna sztuka, sukces poprzedzają liczne przygotowania. Liczy się umiejętność rozpoznania łowiska, dobór odpowiedniego sprzętu, dopasowanie zanęt i przynęt. Takich umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień. Chyba że jest nam dane skorzystać z porad wędkarskiego mistrza...

Przed kolejnym sezonem namówiliśmy czterech znakomitych polskich wędkarzy, by uchylili rąbka tajemnicy swoich sukcesów. Robert Bednarski, Bogusław Brud, Wojciech Kamiński, Zbigniew Milewski oprowadzą po "swoich" ulubionych łowiskach, opowiedzą o sposobach na duże ryby. Kibicom i fanom nie trzeba ich szerzej przedstawiać, tym zaś, którzy o wędkarskim wyczynie mają mgliste pojęcie, niech wystarczy świadomość, że każdy z nich ma na koncie wiele sukcesów na arenach krajowych i międzynarodowych, w tym indywidualne i drużynowe medale zdobyte w mistrzostwach Polski, świata i Europy. To absolutnie czołówka naszego spławika. W tym wydaniu "WW" cykl porad dotyczących kilku gatunków ryb specjalnie dla naszych Czytelników!

Oczywiście warto postawić pytanie, czy "uklejowy magik" i "wyczynowiec", jak czasami lekceważąco nazwani są wędkarze startujący w zawodach wędkarskich, to dobry wzór do naśladowania. Wielu wędkarzy przekonanych jest, że tzw. wędkarski wyczyn, czyli środowisko wędkarzy związanych ze sportowymi rozgrywkami na różnym szczeblu, nie ma wielu punktów stycznych z wędkarstwem rekreacyjnym. Obserwatorzy zawodów dostrzegają przede wszystkim drogi sprzęt i skomplikowane zanęty, a także to, że trzeba łowić szybko, bo liczą się punkty. Coś w tym jest – nie ma w regulaminie rozgrywania zawodów wędkarskich premii za duże ryby. Liczy się sumaryczna masa. Ale ci wędkarze, których umiejętności kończą się na łowieniu drobnicy, nie mają dziś czego szukać ani w Polsce, ani w Europie. W ostatnim czasie daje się zauważyć na arenach sportowych rozgrywek tendencja do "wyłuskiwania" dużych ryb. Trend ten zapoczątkowali Anglicy, świetnie duże ryby łowią dziś wszystkie liczące się drużyny europejskie, w tym także nasi reprezentanci. Obecnie tak wiele łowisk obfituje w populację ryb dużych, że ta umiejętność musi być podstawą planów taktycznych. Wędkarze wyczynowi wypracowali zatem wiele sposobów na zwabienie i złowienie dużych ryb.

http://www.iv.pl/images/80396453907090606919.jpg (http://www.iv.pl/)

Warto posłuchać, co mają na ten temat do powiedzenia, tym bardziej że sposoby mistrzów wędki spławikowej można zastosować w łowieniu amatorskim.

Nasi specjalni goście zdradzą, jakie stosują triki z "warsztatu" zawodniczego. Dowiodą, że ani stosowany przez nich sprzęt nie jest taki drogi i tak skomplikowany, by jego obsługa stanowiła jakiś problem dla średnio zaawansowanego wędkarza, ani te zanęty nie są tak złożone, by nie dało się ich przygotować we własnym zakresie z dostępnych w sklepach komponentów.

Zapraszamy do lektury!

Józef Wróblewski

Marko
10-03-2011, 17:24
Jeszcze na leszcze

Kiedy marcowe słońce mocniej przygrzeje, a lód jest jeszcze dostatecznie mocny, aby poruszać się po nim bezpiecznie, naprawdę warto wybrać się na duże leszcze. Właśnie ostatni lód, tak atrakcyjny dla wędkarzy łowiących okonie, jest także szansą na szczególnie udany połów białorybu. Twierdzę nawet, że złowienie okazałego leszcza, krąpia, płoci zdecydowanie łatwiejsze jest w marcu niż w styczniu czy lutym.

Najczęściej stada leszczy w głębokich jeziorach można spotkać pomiędzy 10 a 20 metrem. Gdy łowiska są płytsze, ryby najłatwiej znaleźć u podstaw spadków dna, w najgłębszych partiach danego zbiornika. To właśnie głównie tam leszcze bardzo intensywnie uzupełniają zapasy pokarmowe. Aby odnieść sukces, bardzo rygorystycznie trzeba jednak przestrzegać pewnych zasad łowienia leszczy...

Unikajmy błędów
Hałas. Niestety, wędkarze podlodowi nie przywiązują większej wagi do cichego zachowania się podczas łowienia. Sądzą, że tafla lodu skutecznie izoluje hałasy i nie płoszy ryb. Nic bardziej mylnego! Posiadaczom echosond polecam następujący eksperyment. Spójrzcie na ekran sondy, gdy przesuniecie po lodzie ciężkie elementy wyposażenia, metalowe sanki, przewrócicie na lód świder, szurniecie w pobliżu otworu butami. Zobaczycie, jak nawet niewielkie ryby w popłochu odpływają z łowiska! A co dopiero duże, ostrożne sztuki? Powinniśmy zachowywać się jak najciszej.

Nęcenie. Ma ogromny wpływ na wyniki połowu.

http://www.iv.pl/images/04795852211120810651.jpg (http://www.iv.pl/)

Zanęta musi być podana punktowo, dokładnie tam, gdzie położymy przynętę. Zastosowanie zbyt luźnej zanęty, nawet przy minimalnym podlodowym ruchu wody, od razu skazuje nas na porażkę, gdyż zostaje ona zniesiona poza rejon podania przynęty. Zbyt obfite nęcenie też nie jest wskazane, gdyż sprawi, że słabo żerujące ryby szybko się nasycą i odpłyną. Sprawdzoną receptą jest zastosowanie specjalnych podajników - zanętników. Gdy łowisko jest głębokie, można odpowiednio je dociążyć choćby ołowianym ciężarkiem dowiązanym gumką lub kawałkiem żyłki. Warto zastosować cienki, dobrze widoczny sznurek do zanętnika, gdyż pomoże on nam w określeniu, jak podajnik zachowuje się podczas opuszczania.

Uniwersalny, a jednocześnie chyba najskuteczniejszy wsad zanętowy na leszcze do podajnika to: 1 część nawilżonej zanęty spożywczej na leszcze, 1 część ochotki zanętowej i 2 części gliny wiążącej. Całość waży około kilograma. W sprawdzoną miejscówkę, nęconą kilka dni przed rozpoczęciem łowienia, dorzucam 4–5 kulek zanęty (mniej więcej pół kilograma). Gdy nie ma brań albo są sporadyczne – nie donęcam! Jeśli brania mam często, wykładam 2 kulki zanęty, wolniutko opuszczając (i podnosząc) podajnik na dno.

Hol. Powinien być ostrożny. Ryby powyżej kilograma bez zbytniego forsowania, na precyzyjnie ustawionym hamulcu (ryba musi swobodnie wyciągać cienką żyłkę) wolno podnosimy z dna. Jako dodatkowy hamulec szpuli kołowrotka dobrze wykorzystać palec wskazujący ręki. Wolno holowany leszcz z zasady zachowuje się bardzo spokojnie, aż do górnych stref wody. Takie postępowanie jest bardzo wskazane, gdyż zacięta sztuka tylko w minimalnym stopniu płoszy resztę żerującego stada. Forsowny hol często kończy się zerwaniem żyłki i jest jednocześnie końcem łowienia w danym dniu. Uwolniony leszcz skutecznie przepłoszy wszystkie ryby na wiele godzin!

Odpowiedni sprzęt
Wędka. Najlepsze są cienkie, miękkie "szklaki", tj. blanki wykonane z włókna szklanego. Wędka nie może być krótka. Minimum to 60 cm, maksimum – metr. Akcja powinna być paraboliczna. Jest idealna do holu metodą pompowania. W sklepach jest spory wybór, więc bez problemu dobierzemy sobie odpowiedni dla nas egzemplarz. Moja propozycja to przygotowanie sobie kilku wędeczek. Gdy wydarzy się jakieś nieszczęście, nie tracimy zbytecznie czasu i nerwów. Od razu powiem, że najlepsze wędki leszczowe, jakie widziałem, wykonane były własnoręcznie przez wędkarzy.

Kołowrotek. Z dobrym hamulcem i łożyskiem oporowym pozwoli na wyholowanie nawet największego leszcza.

Żyłka. Nie może być sztywna! Tylko mięciutka żyłka zapewni nam dobrą sygnalizację brań. Jej grubość nie powinna przekroczyć 0,10 mm. Specjaliści łowią na 0,08 mm. Niestety, ja mam "ciężką" rękę, dlatego stosuję tę grubszą. Radzę nie oszczędzać na żyłce, gdyż jest ona podstawą udanego holu. Ponieważ najsłabszym elementem zestawu jest węzeł z mormyszką lub haczykiem, proponuję wykonać go z niezwykłą dbałością i przewiązywać przed każdym kolejnym wędkowaniem.

Mormyszki. Generalnie są trzy podstawowe kolory leszczowych wabików: czarne, fioletowo-niebieskie i fluo-żółte z czerwonymi akcentami. Dobrze, gdy mają maleńki element fosforyzujący. Najczęściej umieszcza się go przy haczyku. Na haczyki nakłada się od kilku do kilkunastu larw ochotki. Moje ulubione mormyszki pokazałem na zdjęciach.

Sygnalizator brań (kiwak). Powinien być długi i delikatny. Najlepsze wykonane są z tworzywa sztucznego i uzbrojone są w kilka szerokich przelotek z nierdzewnego, cienkiego drutu. Kiwak leszczowy ma najczęściej około 10 cm długości i jest cieńszy od kiwaków, którymi pracuje się mormyszką w toni. Jego podstawowym zadaniem jest sygnalizowanie podnoszenia przynęty przez leszcze z dna łowiska.

Wybór techniki
Na rysunkach przedstawiłem trzy techniki do wyboru, w zależności od głębokości łowiska i temperatury powietrza.
Gdy łowimy płytko i nie ma zbyt dużego mrozu, warto zastosować metodę spławikową. Jest ona bardzo widowiskowa i skuteczna. Wymaga zastosowania spławików przelotowych. Ich długość nie powinna być większa niż połowa przerębla, w którym łowimy. Spławiki należy dobrać starannie. Powinny mieć nienaganną konstrukcję, gdyż należy wyważać je bardzo precyzyjnie, aby podniesienie śruciny sygnalizacyjnej leżącej na dnie przez leszcza powodowało wynurzenie się całej antenki, aż do korpusu. Oczko mocujące spławik do żyłki powinno być wykonane z jak najcieńszego drutu i mieć wewnętrzną średnicę minimum 3 mm.

Gdy temperatura spadnie poniżej -5 stopni C lub gdy chcemy łowić przy "szarówce", radzę wybrać metodę mormyszki. Jest prosta i skuteczna. Zapewnia natychmiastowy kontakt z rybą na osi kiwak – mormyszka. Najlepiej używać tej techniki na łowiskach nieprzekraczających 6–7 m głębokości. Niestety, jest ona skuteczna na leszcze małe i średnie. Większe sztuki (powyżej kilograma) raczej sporadycznie dają się oszukać. Można za to skutecznie, co pewien czas, prowokować słabo żerujące ryby przez podniesienie mormyszki nad dno kilkoma delikatnymi ruchami.

Według mnie, przy użyciu tej techniki, najbardziej komfortowo holuje się ryby. Wskaźnikiem brań jest kiwak. Powinien być lekko podgięty w kierunku wody, ponieważ większość brań leszczowych sygnalizowana będzie jego wyprostowaniem, kiedy ryba podniesie z dna mormyszkę razem z ochotką.

Uniwersalną metodą na łowiskach od 5 do 20 m jest zastosowanie zestawu bez spławika, składającego się z oliwki przelotowej i haczyka. Pozwala sprowadzić przynętę w rejon nęcenia bardzo szybko. Jeśli zastosujemy, jako łącznik obciążenia z żyłką, przelotowy krętlik z agrafką, możemy bez problemu korygować obciążenie zestawu w zależności od wymogów łowiska. Wtedy polecam używanie śrucin. Gdy leszcz zainteresuje się naszą przynętą, kiwak zawsze pochyli się w kierunku wody.

Jeśli opuszczacie zestaw z większym obciążeniem, róbcie to delikatnie. Absolutnie niedopuszczalne jest uderzanie obciążeniem w dno łowiska. Wystarczy przyhamować palcem szybkość żyłki odwijanej ze szpuli kołowrotka.
Piotr Berger

Marko
17-03-2011, 05:40
Olbrzym z gryfińskiego kanału

Rekord Polski: okoń 2,69 kg!

Olbrzym z gryfińskiego kanału

Na ten rekord czekaliśmy 25 lat i bynajmniej nie jest to prima aprilis. Okonia ważącego 2,69 kg
(50 cm) złowił 18 lutego br. w ciepłym kanale w Gryfinie pan Grzegorz Wieczorek z Gryfina. Gratulujemy!

Świeżo upieczony rekordzista łowi ryby od najmłodszych lat, a jego ulubioną metodą jest klasyczna gruntówka. Jak się okazało, skuteczna również na rekordowej wielkości okonie. Tego dnia szczęśliwą przynętą były rosówki, na które pan Grzegorz przechytrzył dwa garbusy, w tym rekordowego „pięćdziesiątaka”.

Poprzedni rekord (okoń 2,65 kg), ustanowiony przez Jacka Nowakowskiego z Miechowa, widniał w tabelach oficjalnych rekordów Polski od 1986 r. Swoją zdobycz złowił latem na 8-centymetrowego okonka w jeziorze Lipczyno Wielkie (Równina Charzykowska).

Okoni ważących ponad dwa kilogramy, tj. kwalifikujących się na złoty medal, łowimy coraz mniej – mimo że z roku na rok dysponujemy lepszym sprzętem i wyszukanymi technikami wędkowania. Przez ostatnie pięć lat odnotowaliśmy zaledwie 13 okoni na złoty medal. Na czele znalazły się okazy: 2,51 kg (54 cm)
– złowiony w lipcu 2007 r. na wobler imitujący karasia w Jeziorze Białym koło Białej Giżyckiej przez Artura Laskowskiego, i 2,50 kg (51 cm) – złowiony w maju 2006 r. na pinkę w jeziorze Piaseczno w m. Kaniwola przez Waldemara Kijankę.

Nad wodą mówi się o okoniach mierzących ponad 60 cm i ważących ponad 3 kg. Jednak nikt takiego kolosa jeszcze nie zgłosił. Największy okaz, jaki mogliśmy podziwiać na łamach „WW”, miał 2,72 kg i 58 cm. Złowiła go 15 listopada 2009 r. w starorzeczu Sanu na cykadę Iwona Bratuś z Przemyśla. Niestety, nie mogliśmy uznać rekordu, ponieważ napłynął do redakcji miesiąc po złowieniu i brakowało zdjęć ryby na tle miarki (patrz „WW” nr 2/2010 str. 83 oraz „WW” nr 2/2011 str. 91).Na uwagę zasługuje zmienna masa dorodnych ryb, rosnąca w okresie przedtarłowym i malejąca w pierwszych miesiącach po tarle. W przypadku okoni różnice są bardzo duże. Stąd wiele medalowych garbusów to nabite ikrą samice, podobnie jak ryba na rekord Polski zgłoszona przez Grzegorza Wieczorka. (ZIEL)

http://www.iv.pl/images/89887371018650005889.jpg (http://www.iv.pl/)

GRZEGORZ WIECZOREK:

W piątek 18 lutego 2011 r. wybrałem się nad ciepły kanał w Gryfinie. Woda płynęła, a to oznaczało, że turbiny elektrowni pracowały. Rozłożyłem kij 2,70 m, na haczyk założyłem trzy średniej wielkości rosówki i zarzuciłem je na grunt. To moja ulubiona metoda wędkowania.

Pierwsze branie miałem już po 10 minutach. Wyholowałem okonia 28 cm. Temperatura powietrza wynosiła – 3° C. Marzłem, ale holowanie pierwszej ryby trochę mnie rozruszało. Ponownie założyłem pęk rosówek i posłałem je w miejsce, gdzie nastąpiło branie – około 15 m od brzegu. Kanał w tym miejscu ma szerokość 40–50 m, a głębokość sięga 6 m, dno jest twarde, piaszczyste.

W pewnej chwili szczytówka gwałtownie zbliżyła się do lustra wody. Pomyślałem, że coś zaczepiło o żyłkę, jakiś płynący korzeń lub torba foliowa. Spokojnie podszedłem do wędki i delikatnie zaciąłem. Wtedy szczytówka zaczęła szaleć, serce biło coraz szybciej, byłem bardzo podekscytowany, bo już dawno nie czułem takiej ryby na kiju. Miałem żyłkę Mikado 0,18 mm, więc powinna wytrzymać… Holowanie trwało 3–4 minuty. Gdy powoli ryba zaczęła zbliżać się do brzegu, dostrzegłem charakterystyczne pasy i płetwę grzbietową okonia. Nie wierzyłem własnym oczom. To był prawdziwy olbrzym!

Po lądowaniu ryby podbierakiem skakałem z radości i wydzwaniałem do znajomych, aby pochwalić się zdobyczą. Na początku nikt nie brał moich rewelacji na poważnie, ale stopniowo wsłuchiwali się
w opowieść i uwierzyli.

Haczyk tak głęboko uwiązł w pysku ryby, że zdecydowałem się obciąć żyłkę. Na tych dwóch wspaniałych okoniach zakończyłem wędkowanie. Mam wagę wędkarską MTX, jest stosunkowo dokładna. Pierwszy pomiar wykazał 2,71 kg, drugi 2,69 kg. Zadzwoniłem do znajomego Jakuba, żeby przyjechał z aparatem i uwiecznił mój okaz. Po sesji zdjęciowej pojechałem do domu i tam dokładnie zmierzyłem rybę. Miarka pokazała 50 cm!

Wszystkim Czytelnikom „WW” życzę TAAAKIEJ ryby!



opracował
Andrzej Zieliński

Marko
17-03-2011, 05:44
Wyposzczeni po zimie

W jednej z książek – znanej i wielokrotnie wznawianej – którą przeczytałem (czy raczej pochłonąłem) na początku mojej wędkarskiej przygody, znalazło się zdanie, które pamiętam do dziś: „Kwiecień jest na Mazurach miesiącem martwym”. Pozostawałem w tym przeświadczeniu przez dłuższy czas, zwłaszcza kiedy przytrafiały mi się takie przygody, jak przyjazd z wędkami na Święta Wielkanocne nad jezioro, które okazało się całkowicie zamarznięte. Z czasem okazało się jednak, że zdanie o „martwym” kwietniu nie jest prawdą objawioną i niejednokrotnie daje się w tym miesiącu naprawdę nieźle połowić na spławik.
http://www.iv.pl/images/85285483734174457358.jpg (http://www.iv.pl/)

Oczywiście kwiecień kwietniowi nierówny – wszystko zależy od pogody. Nasze szanse rosną, gdy panuje już radosna wiosna, pojawia się pierwsza roślinność brzegowa i wodna, a nad głową świeci jakże wyczekiwane słońce. To pierwsza wskazówka – o ile w pełni sezonu zwykle nie jest ono sprzymierzeńcem wędkarza, to teraz zazwyczaj zwiastuje udane połowy. Zupełnie jakby ryby też były za nim stęsknione i traktowały jako sygnał do wzmożonej aktywności, czyli żerowania.

Może w woderach?
Czas na konkrety. Jakie stanowiska wybrać? Zdecydowanie najwygodniejsze są pomosty, z których możemy penetrować strefę przybrzeżną o różnej głębokości. Wczesną wiosną nie są jeszcze oblężone tak jak w pełni sezonu i najczęściej będziemy wędkować w pojedynkę, a to już zwiastun pełni szczęścia. Niestety, bywa i tak, że nasze jezioro jest mało uczęszczane przez turystów i pomostów nad nim nie uświadczysz. Co wtedy? Przede wszystkim warto wziąć taką ewentualność pod uwagę i nie zapomnieć o woderach (spodniobutach). Dają one ogromny komfort wędkowania w klasycznych miejscach wczesnowiosennych – ujściach niewielkich rzek, płytkich zbiorowiskach niskich szuwarów, przesmykach w trzcinowiskach itp. Oczywiście łowi się stamtąd trudniej niż z pomostów – urządzenie stanowiska wymaga zastosowania podpórek na wędzisko, przynętę, zanętę, siatkę itd. Ale kiedy już opanujemy pierwszy bałagan, wszystko wyda się proste, łatwe
i przyjemne. Zwłaszcza kiedy będziemy mieli branie za braniem… Zaletą wspomnianego typu stanowiska jest jego wcześniejsze odmarzanie (dotyczy to zwłaszcza ujścia rzeki). Tam możemy skutecznie połowić nawet wtedy, gdy na części jeziora zalega jeszcze lód.

Nie na bata
Przejdźmy do sprzętu. Nie ukrywam, że jestem wielkim miłośnikiem bata, jednak na wczesnowiosenne wędkowanie w jeziorze wybrałbym się z odległościówką. Jest ona w tym okresie bardziej uniwersalna – pozwala na znalezienie strefy żerowania ryb, która może się znajdować zarówno 5, jak i 20 metrów od nas. Spławik zamocowany na stałe (chyba że dno opada wyjątkowo stromo, ale zdarza się to dość rzadko, poza tym ryby unikają w kwietniu zimnych głębin). Powinien być on dobrany tak, by pokazywać nawet najdelikatniejsze brania – zarówno przytapiające, jak i wystawiane. Bardzo ważnym aspektem jest tu oczywiście pogoda. Zwłaszcza wiatr i towarzyszące mu falowanie wody. Idealnie byłoby, gdyby nasze łowisko wyglądało jak lustro, ale, niestety, wczesną wiosną zdarza się to rzadko. Trzeba więc znaleźć kompromis – dobrać spławik tak, by było go widać, ale jednocześnie użyć modelu najlżejszego z możliwych. Wyważenie powinno być idealne. W kwietniu jeziorowe ryby potrafią brać wyjątkowo delikatnie (choć mogą się zdarzyć dnie z pewnymi, „statecznymi” zatopieniami spławika). Żyłka główna 0,12–0,14 mm, przypon 0,10–0,12 mm. Nie nastawiamy się na okazy, a nawet jeśli trafi się nam coś solidniejszego, wyposażeni w kołowrotek z dobrze ustawionym hamulcem na pewno sobie poradzimy. Tym bardziej, że ryby nie są w takiej kondycji jak latem. Haczyk dobieramy w zależności od stosowanej przynęty – najskuteczniejsze są zwierzęce: ochotki, białe robaki lub pinki, niekiedy także żwawo poruszające się niewielkie dendrobeny.

Zaproszenie do stołu
Wczesnowiosenne nęcenie to temat drażliwy. Wielu autorów jest zdania, że należy w tym czasie
o nim zapomnieć, ponieważ ryby błyskawicznie się nasycają i odmawiają współpracy z wędkarzem. Cóż – to prawda, że zwierzęta ektotermiczne potrzebują mniej pokarmu przy niższych temperaturach, ale moim zdaniem bez nęcenia nie ma planowego łowienia. Najważniejsza jest kwestia składu i ilości serwowanej rybom zanęty. Na pewno podawane porcje powinny być znacznie skromniejsze niż w pełni sezonu. Ot, kulki wielkości (co najwyżej) kurzego jaja. Co do składu mieszanki – powinna być ona oparta na składnikach mało sycących, ale jednocześnie podrażniających zmysły ryb. Składniki pochodzenia zwierzęcego, takie jak mączka kostna czy suszona krew (jestem jej wielkim zwolennikiem, wręcz maniakalnie wierząc w ogromną skuteczność), powinny stanowić nawet 25–30% składu mieszanki. Kule lepimy tak, by rozpadały się tuż po uderzeniu o powierzchnię, a zanęta opadała powoli w postaci rozpraszającej się chmury. Nieco większą spoistość wymusza jedynie większa głębokość łowiska lub wyjątkowo silny (jak na jezioro) przepływ w punkcie nęcenia. Niemniej jednak nawet w takich warunkach ugniecenie kul „na twardo” będzie dużym błędem. Zanęta zalegnie wśród roślinności dennej i minie sporo czasu, zanim zacznie pracować i wabić ryby.
Na jakie gatunki mamy szansę? Przede wszystkim płoć o bardzo różnych gabarytach. Często spotkamy się z sytuacją, że pomiędzy 10 a 15 centymetrowymi „pstynkami” trafi się gruba, wysrebrzona „trzydziestka”.

http://www.iv.pl/images/92510309713693206602.jpg (http://www.iv.pl/)

W słoneczne dni nieźle biorą wzdręgi, najczęściej całkiem przyzwoite, a na pewno prześliczne. Dochodzą do tego krąpie, leszcze – najczęściej niezbyt imponujących rozmiarów – oraz okonie. Jeśli łowimy w jeziorze przepływowym, przy odrobinie szczęścia możemy zaciąć jazia lub klenia.
Paweł Oglęcki

Marko
27-03-2011, 18:38
Wiosenne lorbasy

Pstrągi potokowe łowiłem już na początku lat pięćdziesiątych. Miałem szczęście, bo w tych czasach licznie zasiedlały nasze bystre rzeki, a presja wędkarska była niewielka. Najlepsze łowiska znajdowały się na Pomorzu, Kaszubach, w Borach Tucholskich i na Mazurach. Często je odwiedzałem i stosunkowo szybko zdobywałem doświadczenie i sukcesy w połowach okazów. Później łowiłem pstrągi zarówno w wodach polskich, jak i w wielu rzekach europejskich. Największe potokowce holowałem jednak z Brdy. Pamiętam, że wędkarze kaszubscy nazywali te wyrośnięte sztuki lorbasami.

Sezon nad Brdą rozpoczynałem zgodnie z ówczesnymi przepisami, 1 kwietnia. Dawniej przez długie lata obowiązywał okres ochronny pstrągów potokowych od 1 września do 31 marca. Był to, moim zdaniem, bardzo dobry przepis. Zresztą podobne okresy ochronne na pstrągi obowiązują do dziś w kilku krajach europejskich. Łowiłem je głównie na spinning. Sprzęt, jak na owe czasy, miałem dobry. Składał się z tonkinowej klejonki długości 2,5 m, z przelotkami wyłożonymi agatem, małego kołowrotka o stałej szpuli z nawiniętą żyłką 0,25 mm – wszystko produkcji czechosłowackiej. Natomiast na przynętę stosowałem krajowe błystki wahadłowe i obrotowe.
Meppsów w Polsce wówczas nie było, woblery były też rzadkością. Najskuteczniejsze na Brdzie były wahadłówki „Tramp” – warszawskiej firmy SUM, oraz rewelacyjne małe, ale dość ciężkie błystki wahadłowe produkowane przez kolegę Dyląga z Krakowa. Długość błystek wynosiła 3,5–4 cm, szerokość 1,5–2 cm. Wykonane były z mosiężnej blachy grubości 2–2,5 mm. Niektóre były z jednej strony srebrzone, a z drugiej złocone. Kształtem przypominały małego „Gnoma”, z niewielkim wygięciem, trochę mniejszym od klasycznych „Karlinek”.
Na przedwiośniu moja taktyka połowu w tej szerokiej rzece była niezmienna – w dół rzeki. Przemieszczałem się głównie lewym brzegiem. Rzucałem moje dość ciężkie błystki w poprzek Brdy, aż pod przeciwległy brzeg, a następnie szerokim łukiem ściągałem je wolno do siebie. Pracowały dobrze w nurcie, nawet w czasie wolnego prowadzenia. Często na środku rzeki, zwłaszcza przy żwirowato-kamienistym dnie, przestawałem na chwilę zwijać żyłkę, aby błystka mogła lekko balansować w prądzie tuż nad dnem. A później znów ruchem szczytówki podciągałem ją krótkimi skokami nieco wyżej. Manewr ten nie był gwałtowny. Zdawałem sobie sprawę, że pstrągi w tym czasie polują na nieruchawe głowacze, bytujące przy dnie. Po zacięciu pstrąg często wyskakiwał wysoko nad powierzchnię wody, potrząsając energicznie głową. Niekiedy udawało mu się w ten sposób pozbyć zdradliwej kotwiczki.
Wielkie pstrągi Brdy brały przeważnie na środku rzeki. Czasem płynęły za przynętą do brzegu, oglądając ją ze wszystkich stron i albo atakowały ją w ostatniej chwili, albo poznawszy jej sztuczność, czmychały w głębinę. http://www.iv.pl/images/41623153384722926135.jpg (http://www.iv.pl/)

Mój największy potokowiec miał długość 72 cm i masę ponad 4 kg. Złowiłem go na początku lat 60. w wielkim dole poniżej Mylofu. Przez następne dwie dekady między

Mylofem a Rudzkim Mostem udało mi się złowić ponad 200 potokowców powyżej 60 cm długości i wiele mniejszych. W tym okresie spotkałem się z jeszcze większymi okazami, szacując ich długość na co najmniej 80 cm. Kilka takich ryb straciłem w czasie holowania… Później przez wiele lat jeździłem nad Brdę w gronie najbliższych przyjaciół, między innymi z nieodżałowanym druhem, wybitnym ichtiologiem i znakomitym wędkarzem, dr. Wojciechem Brudzińskim. Zawiozłem Wojtka na moje łowiska na Brdzie, a on pokazał mi swoją tajną wówczas „rzekę dwóch serc” – Pasłękę. Jedna z nowel Hemingwaya o połowie ogromnych pstrągów nosi nazwę „Rzeka dwóch serc”. Mój serdeczny przyjaciel Wojciech Brudziński, nawiązując do tej sławnej literatury, w nr. 6/1961 „WW” opublikował piękny artykuł o połowie wielkich pstrągów w Pasłęce pt. „Nasza rzeka dwóch serc”. Aż do przedwczesnej śmierci Wojciecha bobrowaliśmy wspólnie na najlepszych pstrągowych rzekach Polski, łowiąc kapitalne potokowce. Tych cudownych chwil spędzonych z Wojtkiem nad rybnymi rzekami nie zapomnę do końca życia.
Marian Paruzel

Marko
27-03-2011, 18:41
Jezioro Wapieńskie (Okonte)

Północna Wielkopolska wraz z przyległą Puszczą Drawską i Pojezierzem Drawskim pod względem liczby rzek i jezior oraz ich zasobności stanowi jeden z najciekawszych regionów w Polsce. Oczywiście pytanie, czy północna Wielkopolska może konkurować z Mazurami w zakresie wędkarskiej atrakcyjności, pozostaje otwarte. Z pewnością jednak przegrywa z kretesem w zakresie infrastruktury turystycznej, bazy dla wędkarzy, a także tego, co chyba obecnie jest w tym biznesie najcenniejsze – pod względem rozpoznawalności marki.

Pas poniżej i powyżej Noteci, od Gołańczy, Wyrzyska i Złotowa na wschodzie, aż po Mirosławiec, Tuczno i Człopę na zachodzie, wprost usłany jest ciekawymi pod względem wędkarskim wodami.
Jednym z takich akwenów jest położone w dorzeczu Głomii (niewielkiego dopływu Gwdy) Jezioro Wapieńskie, znane także jako Wapińskie lub Okonte. Położone na pograniczu dwóch gmin – Kaczory i Krajenka jezioro jest prawdziwą perłą ziemi złotowskiej.

http://www.iv.pl/images/59616476110964555720.jpg (http://www.iv.pl/)

Ukryte jest w malowniczej dolinie, której strome brzegi niemal w całości porośnięte są lasem mieszanym. Przy południowym brzegu jeziora, ulokowanym na terenie leśnictwa Zelgniewo, znajduje się kolonia gniazd rzadkiej czapli siwej. Ptaki znalazły tu niezwykle korzystne warunki bytowania. Oprócz nich spotkać w tej okolicy możemy także kruki, sójki, kanię czarną, jastrzębia gołębiarza. Nic dziwnego, że przyjeżdżają tutaj nie tylko wędkarze, ale także turyści spragnieni kontaktu z nieskażoną przyrodą. Woda w jeziorze jest krystaliczna i zaliczana jest do pierwszej klasy czystości.
Nad tym atrakcyjnym zbiornikiem w ostatnich latach zbudowano kilkanaście domków letniskowych, usytuowane jest tu również pole biwakowe, jednak w bezpośrednim otoczeniu jeziora nie ma pól uprawnych, zabudowań gospodarczych ani mieszkalnych. To dzięki temu do tej pory zbiornik zachował wodę czystą i nieskażoną. Wapieńskie to także ulubione miejsce spędzania wolnego czasu okolicznych mieszkańców. Obecnie powstaje nowoczesne kąpielisko w Maryńcu, które zastąpi starą, niezbyt nowoczesną plażę.
Wapieńskie jest typowym przykładem polodowcowego jeziora rynnowego. Rozciągnięte wzdłuż osi południe – północny wschód z lotu ptaka przypomina rozciągniętą dżdżownicę, długą na 4,5 km (średnia szerokość to nieco ponad 200 metrów). Według oficjalnych danych powierzchnia jeziora to 128 ha. Średnia głębokość – 5 metrów, maksymalna – 12 metrów.
Jezioro można zaliczyć do akwenów bardzo atrakcyjnych pod względem wędkarskim. Czysta woda co prawda nie ułatwia wędkarzom zadania, ale Wapieńskie słynie zarówno z przyzwoitych drapieżników, jak i godnych uwagi ryb spokojnego żeru.

http://www.iv.pl/images/32041752359336801730.jpg (http://www.iv.pl/)

Główną zdobyczą spinningistów są szczupaki (nad jeziorem organizowane są od czasu do czasu zawody spinningowe), jednak od wczesnego lata do jesieni bez łódki trudno myśleć o skutecznym wędkowaniu. Wiosną i późną jesienią, zanim nie rozwinie się w jeziorze roślinność utrudniająca dojście do łowisk i wędkowanie, można próbować szczęścia z brzegu. W tym czasie wielu wędkarzy spinninguje, brodząc w wodzie. Latem pozostaje wędkowanie z łodzi. Drapieżników należy szukać głównie na krawędzi przybrzeżnej roślinności, bez względu na porę roku bardzo dobre są podwodne górki (wędkarze obławiają głównie trzy największe
z nich, chociaż podwodnych wzniesień jest tutaj dużo więcej i precyzyjna echosonda będzie bardzo pomocna). Warto także rzucić kotwicę w miejscach, gdzie Wapieńskie bardzo się zwęża. Wzdłuż wchodzących w jezioro brzegów znajdują się ostro schodzące w głąb skarpy, które są ostoją dużych szczupaków. Jesienią Wapieńskie szczupaki żerują na większych głębokościach i tam należy ich głównie szukać. Na jak duże ryby można liczyć? Wapieńskie to ulubione łowisko pilskich wędkarzy, wielu z nich może się poszczycić okazami w granicach 10 kilogramów. Trzeba jednak zaznaczyć, że takie ryby nie są codzienną zdobyczą. Złowić tu można także sandacza, choć jest go zdecydowanie mniej niż szczupaka. Są tutaj także piękne okonie oraz sumy, które wpuszczono do jeziora wiele lat temu i obecnie osiągnęły przyzwoitą masę.
Szczupaki łowione są zarówno na żywca, jak i na przynęty sztuczne. Trudno wskazać, które przynęty są najbardziej skuteczne. Część wędkarzy stosuje mocno pracujące woblery, błystki wahadłowe
i obrotowe w klasycznych barwach, jednak większe grono zwolenników mają duże przynęty gumowe, głównie kopyta.
Zwolennicy wędkarstwa spławikowego i gruntowego mogą liczyć przede wszystkim na ładnego lina. Jest go tutaj sporo, jednak jak to z linem bywa, trudno go zlokalizować i zachęcić do brania. Dlatego dobrze jest wejść w komitywę z miejscowymi wędkarzami i podpatrzeć, jak oni radzą sobie na łowisku. Jednak wszystkich, którzy ostrzą sobie zęby na ryby, przestrzec należy, że wędkowanie w jeziorze do łatwych nie należy. Blisko jedna trzecia brzegów to tereny podmokłe i bagniste. Brzegi porastają zwarte łany trzcin i pałki, głównie w części południowo-zachodniej. W sumie trzciny i pałki zajmują trzy czwarte linii brzegowej. Spotkać można także roślinność zanurzoną, tworzącą w północno-wschodniej części jeziora podwodne łąki (rdestnica, rogatek, wywłócznik oraz moczarka kanadyjska). Do wędkowania z brzegu nadaje się niewielki fragment, generalnie wędkarstwo gruntowe i spławikowe uprawiać można z pomostów. Na szczęście, jest ich tutaj wiele.
Poza wymienionymi gatunkami w Wapieńskim występują także: karasie i węgorze oraz płocie, krąpie i leszcze. Zwłaszcza ten ostatni gatunek dorasta w Wapieńskim do rekordowych rozmiarów.
Mimo że jezioro zagubione jest pośród lasów, trafić tam nie jest specjalnie trudno – nad Wapieńskie wiedzie leśna droga (około 1 kilometra), w którą wjeżdżamy od szosy Piła – Krajenka.
Gospodarzem jeziora jest Okręg Nadnotecki PZW. Wolno zatem wędkować tu według ogólnych zasad, obowiązujących na wodach związkowych. Trzeba tylko pamiętać, że zgodnie z uchwałą Okręgu Nadnoteckiego PZW wymiar ochronny okonia to 18 cm, a ponadto jezioro objęte jest strefą ciszy (dozwolone są jedynie silniki elektryczne).
Józef Wróblewski

Marko
31-03-2011, 08:19
Wędkowanie z duchami

W Krobielowicach, niewielkiej wsi leżącej na równinie wrocławskiej, nad brzegami Czarnej Wody (dopływu Bystrzycy), jest stary pałac, a kilkaset metrów dalej łowisko z prawdziwego zdarzenia. Łowisko, które może śnić się po nocach. Łowisko marzeń.

http://www.iv.pl/images/13758950527257614793.jpg (http://www.iv.pl/)

W cudownym otoczeniu lasu, który stał się dzięki swym naturalnym walorom Parkiem Krajobrazowym Doliny Bystrzycy, znajdują się stawy (łącznie kilkanaście hektarów), w których obfitość ichtiofauny może przyprawić o zawrót głowy: karpie, sumy, liny, szczupaki, karasie, okonie, a nawet pstrąg tęczowy!
Łowisko powstało z rodzinnej inicjatywy państwa Świderskich w 1988 roku. Oprócz nadzorowania akwenu przeznaczonego dla wędkarzy, gospodarz zajmuje się hodowlą i chowem ryb konsumpcyjnych oraz sprzedażą materiału zarybieniowego. W dbałości o rybostan, zabronił spinningowania, ze względu na częste kaleczenie ryb przynętami spinningowymi. Pozostałe metody wędkowania są dozwolone. Koła wędkarskie mają możliwość organizowania zawodów na tym akwenie. Warunki są wymarzone.
Metodą najczęściej stosowaną jest metoda włosowa. Większość karpi i amurów została właśnie w ten sposób przechytrzona. Kilogramowe karasie także nieźle radzą sobie z kulkami. Jednak czasem ryby są tak obojętne na kulki, że rozwiązaniem pozostają tylko naturalne przynęty podane na zestawach gruntowych.

http://www.iv.pl/images/54054070928353039952.jpg (http://www.iv.pl/)

Miłośnicy spławika i gruntu też mają szansę na sukces. Z doświadczenia wiem, że niekiedy w takich łowiskach warto do zanęty dodać nieco kruszonych kulek proteinowych. W końcu ryby znają ten smak. Polecam wszelkie ziarna zbóż, kukurydzę oraz przynęty zwierzęce. Warto spróbować.
Jeżeli chodzi o sprzęt, to wędki karpiowe wiodą prym. Jednak nie każdy jest karpiarzem i nie musi biernie czekać na złowienie tego wyjątkowego okazu. Można w tym czasie zapolować na lina lub ładnego karasia. Wtedy wędka spławikowa o dość czułym spławiku i z gnojaczkiem na haku potrafi dać równie dużo przyjemności. Wybór pozostawiam Państwu.
W tym miejscu należy się Wam pewne wytłumaczenie. W tytule napisałem o wędkowaniu z duchami… Tak faktycznie może być. Jak wiadomo, każdy zamek lub pałac ma swe mroczne, tajemnicze historie. Tak jest i w tym przypadku. Pałac w 1814 r. został darowany Gebhardowi Leberechtowi von Blücherowi. Kim był ów szczęśliwiec? Ogólnie był wybitnym wojskowym. W 1813 r. został mianowany naczelnym dowódcą wojsk pruskich. Blücher wniósł istotny wkład w zwycięstwo aliantów w bitwie narodów pod Lipskiem, uratował też ich pod Waterloo (18.06.1815), gdy w schyłkowym okresie bitwy oddziały Napoleona zaczęły brać górę. Za te czyny Fryderyk Wilhelm III mianował Blüchera księciem i darował mu liczne dobra w okolicach Wrocławia, w tym także włości w Krobielowicach.
Podobno w czasie wieczornego wędkowania można usłyszeć galopującego konia, który w pewnym momencie zaczyna głośno rżeć, zagłuszany przez okrzyk bólu spadającego z konia jeźdźca. Taki bowiem los spotkał Blüchera. Spadł z konia, wracając z towarzyskiego spotkania w sąsiedniej wsi. Zmarł w pałacu 12 września 1819 r.
Dla odważniejszych wędkarzy, po całodniowym wędkowaniu, udostępniony został jeden z apartamentów, w którym właśnie życie swe zakończył Blücher. Mimo pięknego wnętrza czuje się to coś…
Dzisiaj pałac w Krobielowicach jest hotelem i centrum konferencyjnym z pięknymi salami balowymi i wykwintną kuchnią, pełną oryginalnych smaków. Ewenementem jest stworzona w lochach pałacu piwnica win z miejscem do degustacji. Piękne sklepienia i wyjątkowy nastrój nie pozwalają
o sobie zapomnieć. Praktycznie w każdym z większych pomieszczeń są ozdobne kominki, które tworzą wyjątkowy klimat.
Właściciel pałacu jest pasjonatem mebli antycznych, które przenoszą nas do innej epoki. Do dyspozycji gości jest potężne pole golfowe, strzelnica, obfitujące w grzyby lasy, wyjątkowa cisza
i spokój.
Pokoje są ogólnodostępne, w cenie około 200 zł. Kuchnia poleca wyborne dania, m.in. łososia, doskonały żurek na wędzonym boczku i szeroki wachlarz kaw, win i deserów.


Warto wiedzieć
Pierwsza informacja o Krobielowicach pochodzi z 1321 roku. Po wielu historycznych zawieruchach pałac i latyfundia w 1814 roku trafiły w ręce Gebharda Leberechta von Blüchera. Od tego czasu, z przerwami i krytycznymi momentami (wojna, czas powojenny), pałac przeżywa ponownie lata świetności.
Łowisko w Krobielowicach znajduje się w pobliżu autostrady A4, przy Kątach Wrocławskich. GPS N 51 godzin 0 minut
34 sekundy; E 16 godzin 47 minut 35 sekund. Wędkowanie dozwolone jest w godzinach 6.00–22.00, ale tylko
z brzegu. Opłata za wędkowanie wynosi 5 zł, ryby złowione można zabrać – opłata wg cennika.
Gospodarz zezwala na przyjazd z czworonogami, jednak zawsze w kagańcach. Istnieje możliwość grillowania i wędzenia ryb. Można także rozpalić ognisko za opłatą, ale mamy zapewnione drewno. Łowisko ma przejrzystą stronę internetową ze wszystkimi informacjami i aktualnościami. W zbiorze zdjęć widzimy okazałe karpie, tołpygi, szczupaki, karasie… Widzimy zadowolone twarze osób, których zestawy raczyły przetestować krobielowickie monstra.
W sezonie gospodarz prowadzi bar o wdzięcznej nazwie „Sum”. Nie dane mi było spróbować sztandarowych dań. Nasłuchałem się jednak o szczupaku w szafranie i białym winie, o zupie rybnej, o rybach wędzonych, o marynatach
i przetworach rybnych, o sumie z borowikami prosto z lasu! „Sum” podobno kuchnią stoi! W sezonie zobaczymy…

Piotr Kondratowicz

carnivalka
31-03-2011, 09:42
To ci sum jeden.

Czy one są tak wielkie,czy to rekordowy osobnik?

Natasza
02-04-2011, 13:57
http://www.mukachevo.net/img/news/p_37370_2_large.jpg
Co: II Festival węgierskich rybaków na jeziorze Bereg
Termin: 2 - 3 kwietnia 2011
Miejsce: Zakarpackie Berehowe, w pobliżu wsi B. Shores

W pierwszym dniu odbywa się konkurs w gotowaniu potraw z ryb, a w drugim konkurs dla wędkarzy w następujących kategoriach:
największa ryba, najwięcej złowionych ryb, największa waga połowów.

Marko
02-04-2011, 20:46
To ci sum jeden.

Czy one są tak wielkie,czy to rekordowy osobnik?

Są dużo większe jeszcze Carnivalko
Rekord. Sum-gigant złowiony w Wiśle
Na Wiśle pod Płockiem złowiono suma mierzącego 232 centymetry.

jacky
02-04-2011, 21:43
Na Wiśle pod Płockiem złowiono suma mierzącego 232 centymetry.

z wąsami czy bez ?:w00t:

Marko
03-04-2011, 17:59
z wąsami czy bez ?:w00t:

sumy nie golą się :drool: pewnie miał

Marko
06-04-2011, 04:46
Moje irlandzkie wędrówki

Każdego roku z utęsknieniem czekam na pierwsze, letnie deszcze... Po wezbraniach - już od przełomu maja i czerwca - salmonidy z Lough Corrib (lough - po gaelicku „jezioro”) masowo wchodzą do okolicznych rzek.

Jezioro jest dla nich przystankiem na trasie wędrówki (łososie) albo miejscem, gdzie żerują i budują gonady (pstrągi). Rzeka to krótki epizod ich życia. Wpływają do niej tylko w jednym celu – rozrodu. W niektórych, bogatych w pokarm, ciekach duże pstrągi występują stacjonarnie i przez cały rok. Jednak dla większości rzeka jest jedynie tarliskiem i miejscem inkubacji ikry, a całe dorosłe życie spędzają w jeziorze. Narybek spływa natychmiast do Corrib, gdzie znajduje bogatą bazę pokarmową.

Łososie wpływają do rzek systemu Corrib już od lutego. Im większe osobniki, tym wcześniej, bo ich celem jest dopłynąć jak najwyżej. Każda duża woda to szansa na pokonanie kolejnej kaskady, a im szybciej zabiorą się za wędrówkę, tym większe prawdopodobieństwo, że dotrą na czas do najlepszych tarlisk.

Raz, dwa, trzy – branie!

Pierwsze pstrągi meldują się w rzekach zwykle w lipcu, a im bliżej jesieni, tym ryb więcej. Od sierpnia, a w szczególności we wrześniu, po każdej większej wodzie w zlewni Lough Corrib rozpoczyna się wędkarska orgia. Znajomość rewirów, w których zatrzymują się migrujące ryby, gwarantuje fantastyczne połowy. Są dni, że z każdej dobrze wyglądającej miejscówki, gdzie spodziewam się brania – mam branie. To niebywałe i czasem wręcz zabawne, kiedy w myślach odliczam sobie: „raz, dwa, trzy i bierz teraz”! Po czym następuje uderzenie dorodnego pstrąga lub łososia...

http://www.iv.pl/images/48017940393459995624.jpg (http://www.iv.pl/)

Wielka ilość ryb i brań daje możliwość robienia różnorakich testów i wyciągania wniosków. Kiedy ryba jest w rzece i warunki połowu są optymalne (podwyższona i lekko zmącona woda), to bardzo szybko daje się ustalić, co naprawdę jest dobrą przynętą, a co niekoniecznie. Nie jest prawdą, że pstrąg czy łosoś „na braniu” zaatakuje wszystko, co się rusza.

Przynęta oczywiście sama ryb nie łowi – trzeba ją ożywić. Zdecydowanie najlepsze rezultaty – i to zarówno w przypadku łososi, jak i pstrągów – mam, prowadząc woblera z prądem wody i po łuku, delikatnie go podciągając, tak aby nie kiwał się monotonnie. Przynęta musi rybę zaskoczyć, nie dać jej zbyt wiele czasu „na myślenie i oglądanie”. Wtedy instynktowny atak następuje błyskawicznie. Przytrzymywania w nurcie, podciąganki pod prąd etc. to średnio skuteczna nuda. Lepiej aktywnie poprawić kilka razy dokładnie ten sam dryf w obiecującym miejscu, bo czasem ryba musi zobaczyć woblera kilka razy, zanim ją „krew zaleje” i postanowi go uszczypnąć. Łososie w rzece nie żerują wcale, a jeziorowe pstrągi sporadycznie. Zatem wyzwolenie u nich agresji jest gwarancją sukcesu.

Łowienie na sztuczną muchę tych samych ryb to już zupełnie inna historia. Najważniejsze jest dobranie odpowiedniej miejscówki do stanu wody. Prezentacja muchy to podstawa sukcesu. Można łowić w miejscach, gdzie stoją setki ryb i nie mieć brania, bo trudno jest tam zaprezentować muchę w taki sposób, aby zainteresować nią rybę. Generalnie mucha daje lepsze rezultaty, gdy kończą się brania na spinning – woda opadnie, oczyści się, a ryby zaczną się bać własnych cieni. Wtedy mała, nieruchawa przynęta potrafi podnieść przyklejonego do dna pstrąga czy łososia.

Trafić na okaz

Wiele systemów wodnych w Irlandii funkcjonuje jak Corrib. Ryby wędrowne wpływają krótkimi odcinkami rzek łączących jeziora z morzem i czekają w słodkiej, stojącej wodzie na letnie deszcze, aby rozpłynąć się po dziesiątkach rzek wpadających do jeziora albo płynąć dalej główną rzeką, jeśli tylko przez jezioro przepływa. Nie jest wcale prawdą, że w Irlandii ciągle pada deszcz. Czasem ryby muszą czekać długie tygodnie, zanim woda w rzekach przybierze i zagwarantuje bezpieczną i skuteczną wędrówkę w górę dorzecza. Do pokonania na niektórych ciekach są liczne, naturalne kaskady, wodospady etc. Takie przeszkody mogą przepłynąć tylko przy odpowiednich warunkach.

Rozmiary łowionych ryb są często imponujące. Średnia wielkość pstrągów migrujących z Corrib to 50 cm. Często trafiają się ryby w granicach 60 cm i od czasu do czasu większe okazy – włącznie z ogromnymi feroksami w niektórych rzekach. Mowa o rybach dorastających do metra długości!

Wielkość łososi zależy do rzeki. W niektórych są one mniejsze, a w innych wyraźnie większe. Tam można się spodziewać okazów o masie nawet 10 kg. Szereg czynników wpływa na takie zróżnicowanie. Wszystkie ryby żyjące i wpływające do Corrib są dzikie, z wyjątkiem jednej linii łososi, pochodzących z wylęgarni znajdującej się nad jednym z dopływów.

Zapraszam do Irlandii

Irlandia, a w szczególności system Lough Corrib daje wyjątkową na skalę europejską szansę połowu dzikich, wielkich salmonidów. Złowienie 5–10 dużych ryb w sprzyjający dzień nie jest wyczynem. Mowa tu o pstrągach 1,5–2,5 kg i łososiach o masie zwykle ok. 2–4 kg. Ryby o takich parametrach od czasu do czasu przeplata prawdziwy okaz.

http://www.iv.pl/images/46532679278974151390.jpg (http://www.iv.pl/)

Jezioro i jego rzeki żyją swoim rytmem i nic nie dzieje się tutaj przypadkowo. Wszystko jest przewidywalne i odpowiedni dobór łowiska do pory roku oraz warunków na wodzie gwarantuje fantastyczne połowy. Nie trzeba lecieć do Patagonii czy Nowej Zelandii, aby przeżyć chwile, o jakich marzy większość z nas. Wystarczają 3 godziny lotu z Polski i można dotknąć wędkarskiego raju na ziemi. Mieszkam nad Corrib od 10 lat i ma ono dla mnie coraz mniej tajemnic. Zapraszam na ryby do Irlandii!

Więcej informacji na temat połowu salmonidów w jeziorze Corrib i jego dopływach na stronie http://www.salmo-adventures.com

Marcin Sułkowski

Marko
11-04-2011, 16:58
DARŁOWO 2011 - 29.04 do 01.05. 2011 ZAPRASZAMY

Zarząd Okręgu w Koszalinie informuje, że w dniach od 29. 04 – 01.05. 2011 na plaży w Darłówku Zachodnim odbędą się:
II Mistrzostwa Polski brzegowo - plażowe (SURFCASTING)
DARŁOWO 2011
Organizator - Okręg PZW Koszalin adres; 75-838 Koszalin ul. Łużycka 55 tel./ fax. 94 342 50 66. www.koszalin@pzw.pl
Honorowy Patronat nad zawodami objęli:
Stanisław Gawłowski - Sekretarz Stanu w Ministerstwie Środowiska i Gospodarki Wodnej;
Wojciech Wiśniowski - Starosta Powiatu Sławieńskiego;
Arkadiusz Klimowicz - Burmistrz miasta Darłowa;
Tomasz Bobin - Dyrektor Urzędu Morskiego w Słupsku
Patronat medialny:
Wiadomości Wędkarskie Telewizja „Taaaka Ryba”, „Obserwator Lokalny”.
Sponsorzy:
GRAUVELL; DEGA-JENZI
Sędzia Główny - Tadeusz Przybyś ( sędzia klasy krajowej )

http://www.iv.pl/images/02770733203762403870.jpg (http://www.iv.pl/)

Zgłoszenia zawodników posiadających licencje na sportowy połów ryb oraz aktualne składki PZW prosimy kierować na adres Okręgu do dnia 2004 2011 . Wpłatę startowego prosimy przekazać na konto Okręgu do dnia 20 04 2011 . Konto PEKAO SA II O/Koszalin 76 1240 3653 1111 0000 4188 3325

Wpisowe za zawody wynosi 280 zł. Na kwotę składają się: 2 noclegi , posiłki , obsługa sędziowska, nagrody, inne organizacyjne. Organizator dopuszcza możliwość rezygnacji z noclegów i posiłków, co obniży opłatę startową do kwoty 160 zł.

Osoba odpowiedzialna - kol. PIOTR EBEL tel. 603 118 422

Teren zawodów: brzeg Morza Bałtyckiego, w miejscowości Darłówko Zachodnie:

Sektor A - obejmuje obszar brzegu morskiego długości 1000m;

Sektor B - obejmuje obszar brzegu morskiego długości 1000m;
Stanowiska wędkarskie będą miały długość 50m brzegu w linii prostej.
Przykładowe gatunki ryb najczęściej występujące w łowisku: - leszcz, płoć, okoń, węgorz, płastugi, troć, belona, pstrąg, dorsz, sandacz.

http://www.iv.pl/images/20637662734637473297.jpg (http://www.iv.pl/)

Biuro zawodów: Ośrodek Wczasowy „Górnik” 76-150 Darłówko - Zachodnie ul. Sosnowa 2 tel. 943143621 www.gornik2.darlowo.

Ps. Wyciąg z Regulaminu

1. ŁOWIENIE BRZEGOWE Z PLAŻY (SURF CASTING).

1.1. Teren zawodów podzielony jest na sektory a w nich na stanowiska o długości minimum 25 metrów.

1.2. Zawody są rozgrywane przy użyciu dwóch wędek o długości maksymalnie do 5m.

1.3. Jedyna dozwolona metoda połowu to łowienie gruntowe, zakazane są wszelkie spławiki, kule wodne i inne rozwiązania umożliwiające dryfowanie całego zestawu.

1.4. Dopuszczone są wyłącznie przynęty naturalne (zabrania się połowu na ikrę)

1.5. Przynęty mogą być dodatkowo zabezpieczone przed spadnięciem z haczyka (Np. gumką).

1.6. Wędka może być uzbrojona maksymalnie w dwa przypony o z pojedynczymi haczykami o rozwarciu nie większym niż 20 mm.

1.7. Przypony mogą być wyposażone w optyczne, sztuczne elementy wabiące o maksymalnej wielkości 15 mm.

1.8. Łowienie i holowanie ryby musi się odbywać w obrębie stanowiska i bez wchodzenia do wody. Podczas wykonywania rzutu i lądowania ryby można na moment wejść do wody do wysokości kolan.

1.9. W czasie wykonywania rzutu należy szczególna uwagę zwrócić na bezpieczeństwo. Rzut może być wykonany tylko wtedy, gdy rzucający jest pewny (obciążenie , przynęta musi być cały czas w zasięgu wzroku rzucającego), że nie spowoduje zagrożenia dla innych osób, znajdujących się na plaży.

1.10. Wędka musi być ustawiona w sposób stabilny na suchym lądzie w obrębie stanowiska.

1.11. Dopuszcza się używanie świetlnych lub dźwiękowych sygnalizatorów brań a także małych źródeł światła ale w taki sposób aby nie przeszkadzać innym uczestnikom zawodów i nie zakłócać żeglugi.

1.12. Wielkość i kształt obciążenia muszą być tak dobrane by zestaw nie był znoszony na stanowisko połowu sąsiadów. Zakazane jest używanie koszyków zanętowych.

1.13. Zawody rozgrywane są w turach, czas wędkowania podczas jednej tury minimum 4 godziny.

1.14. Sygnały obowiązujące w czasie tury zawodów:

a. pierwszy - czas na przygotowanie (60 minut przed rozpoczęciem wędkowania),

b. drugi - rozpoczęcie wędkowania,

c. trzeci - 5 minut do zakończenia wędkowania , nakaz wyjęcia jednego zestawu z wody,

d. czwarty - zakończenie tury zawodów.


Opracowanie i zdjęcia Karol Zacharczyk

Natasza
20-04-2011, 14:16
Na Słowację...
Na terenie Słowacji jest do dyspozycji 900 zbiorników rybnych. Wwodach tych znajdziemy pstrągi, lipnie, karpie i łososie. Najczęściej spotykanymi rybami na Słowacji są: karp, głowacica, szczupak, lipień i wiele innych.W wodach karpiowych najbardziej poszukiwanymi i łowionymi rybami są karp, szczupak, sum, candat, lin, karaś, węgorz, leszcz.
Ryby takie jak pstrąg rzeczny, pstrąg tęczowy lub lipień można znaleźć w wodach łososiowych, które na Słowacji są dość częste i dostępne. Największą łososiową rybą jest głowacica wielka. Szukać jej należy w zimnych górskich i podgórskich potokach, ponieważ ryby łososiowe potrzebują dużo tlenu.
Do najbardziej popularnych terenów zarówno wśród początkujących jak i zaawansowanych wędkarzy należą: Dunaj, Váh, Laborec, Poprad, Ipeľ, Hron, Turiec, Orava, Ondava i Nitra. Do ulubionych należą również zapory wodne, których Słowacja ma bardzo dużo. Do najbardziej znanych należą Oravská priehrada, Liptovská Mara i Zemplínska Šírava. Slňava, Duchonka, Ružín, Teplý vrch, Veľká Domaša i Dedinky to te, które są również często odwiedzane przez wędkarzy.
Do najbardziej znanych rewirów wędkarskich na Słowacji należą:
Rewir Materiálová jama Michalovce – Powierzchnia wodna, która jest wynikiem powstania jamy po wydobyciu materiału ziemnego w części miejskiej miasta Michalovce – Stráňany. Można tutaj łowić karpia oraz inne gatunki ryb, z wyjątkiem okresu ochronnego, który rozpoczyna się z początkiem maja. Województwo Michalovce. Ma charakter wód karpiowych.
RewirŠtrkovisko Ivanka nad Dunajem – Powierzchnia wodna po żwirowni za miejscowością Ivanka nad Dunajem. Województwo Senec. Ma charakter wód karpiowych.
Rewir VN Ružín – Powierzchnia wodna zbiornika położonego od zapory wodnej, aż po wiadukt kolejowy Margecany, w kierunku wsi Kľuknava oraz potoka Bystrá od ujścia do źródła. Wojewódzwo Košice. Ma charakter wód karpiowych.
RewirVN Orava – Powierzchnia wodna zbiornika (3400 ha) położonego od zapory wodnej do mostu na drodzeNámestovo – Tvrdošín i po granicę państwową z Polską. W odległości 100 m od tamy wodnej obowiązuje całoroczny zakaz łowienia ryb. Województwo Námestovo. Ma charakter wód karpiowych.
Podczas wędkowania obowiązują określone zasady i przepisy. Wędkarz musi posiadać kartę wędkarską, bez której na terenie Słowacji nie można łowić ryb. Kartę wędkarską można uzyskać w urzędzie miejskim lub wojewódzkim, do którego region należy, albo w miejscu gdzie chcą Państwo łowić.
Wędkarz jest zobowiązany – przed pójściem na ryby wpisać do karty datę, a następnie uzupełnić informacje po zakończeniu łowienia. Podczas jednego łowienia wędkarz ma prawo wyłowić 2 sztuki ryb takich jak na przykład: karp, lin, okoń, sum, boleń lub do 5 kg ryb, na które nie obowiązuje indywidualna ochrona.
Następną zaletą wędkowania jest to, że można je połączyć z urlopem nad wodą. Jeżeli więc mają Państwo ochotę, niezbędne wyposażenie wędkarskie oraz wielką cierpliwość, to nic nie stoi na przeszkodzie aby słowacka „złota rybka“ spełniła również Państwa życzenia.

Źródło: AdAstra Net

Marko
25-04-2011, 11:56
Przechytrzyć drapieżcę

Szczupak to drapieżnik stosunkowo łatwy do złowienia. Jeśli żeruje, to potrafi zaatakować dosłownie wszystko, co się rusza. Są jednak dni, w których woda jest jak wymarła, a drapieżniki stają się nieprawdopodobnie wybredne. W większości przypadków nie mamy możliwości obserwowania zachowania szczupaków. Nasze wody są po prostu zbyt mało przejrzyste. Ja miałem jednak taką możliwość w krystalicznych wodach irlandzkiego jeziora i muszę przyznać, że tego rodzaju doświadczenia przydają się każdemu, kto pragnie podnosić swoje kwalifikacje wędkarskie. Ryby bezlitośnie zweryfikowały wtedy moje wszelkie teorie o „niezawodnych” przynętach i ich skutecznej prezentacji. Dla mnie, jako konstruktora przynęt, była to jednak najlepsza z możliwych motywacja do dalszych poszukiwań.

Generalnie przynęty szczupakowe dzielimy na naturalne i sztuczne. Do naturalnych zaliczamy oczywiście żywe i martwe ryby. Mogą być one prezentowane na rozmaitych systemikach statycznie bądź w ruchu (spinning lub trolling). Trzeba powiedzieć, że w większości cywilizowanych krajów klasyczny „żywiec” odszedł w zasadzie do lamusa. Szczupaki łowi się głównie na martwe ryby. Chociaż i u nas napisano o tym sporo, to jest to metoda bardzo mało popularna. Większość naszych łowców drapieżników wciąż nie może uwierzyć, że szczupaki nie dość, że biorą martwą rybę, nawet położoną na dnie, to na dodatek można je w tym miejscu skutecznie nęcić! Najskuteczniejszymi przynętami (i zanętą) są ryby morskie (śledź, makrela, sardynka), które cechuje bardzo silny aromat wabiący drapieżniki. Bertus Rozemeijer, jeden z najlepszych europejskich łowców szczupaków, wielokrotnie opisywał mi swoje udane połowy tą metodą. Nęci się 2–3 razy, kilka dni przed połowem, kawałkami ryb, których potem używamy jako przynęty. Z jednego miejsca można wyjąć kilka ryb w granicach metra. Oczywiście mówię tu o łowiskach w Holandii...

Zmieniły się też bardzo zestawy do łowienia na naturalne przynęty. Uległy one zdecydowanemu „odchudzeniu”. W miejsce stosowanej jeszcze u nas jednej, wielkiej kotwicy, używa się kilku małych – rozmiaru 6–4. Zacięcie może wówczas nastąpić od razu po braniu, a i z odczepieniem ryby nie ma najmniejszego problemu, gdyż haki tkwią na brzegu paszczy. Do tego cienka plecionka, niewielkie spławiki i klasyczne karpiowe wędziska o parabolicznej akcji.

Za najbardziej sportowe uważane jest jednak łowienie szczupaków na przynęty sztuczne. Najpopularniejszy bez wątpienia nie tylko w Europie jest klasyczny spinning. Na drugim miejscu plasuje się trolling. W obu przypadkach do dyspozycji wędkarzy producenci oddają niezliczoną wprost ilość typów i rodzajów przynęt. Oprócz najstarszych wahadłówek i obrotówek mamy więc do dyspozycji przynęty miękkie i woblery oraz hybrydy powstałe przez połączenie kilku wyżej wymienionych typów. Nawiasem mówiąc to, co u nas często wrzuca się do wspólnego worka z napisem „woblery”, na świecie dzielone jest na wiele podtypów.

http://www.iv.pl/images/43200932268489285956.jpg (http://www.iv.pl/)

Do najważniejszych z nich zaliczymy crankbaity, twitchbaity, swimmbaity, pullbaity, jerkbaity, przynęty powierzchniowe i do łowienia w pionie. Ciężko nawet wymyślić polskie nazwy tych rodzin przynęt. Intencją tak skomplikowanego na pozór podziału jest sugestia optymalnych technik połowu nimi. Ostatnio na rynku pojawiły się też tzw. muchy spinningowe. W dni zerowej aktywności szczupaków metoda muchowa okazuje się często po prostu zabójczo skuteczna. Połów szczupaków przy użyciu wędki muchowej przez wielu uznawany jest za najbardziej sportowy, a niektóre streamery szczupakowe to po prostu dzieła sztuki.

Nie ma metod lepszych i gorszych. Każda z nich ma i będzie miała swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników. Każdą z nich można też łowić ładnie i skutecznie, czerpiąc z tego wiele radości. Najważniejsze jednak, żeby łowiąc nasze ulubione drapieżniki, oprócz własnej przyjemności mieć również na względzie przyszłość tej ryby w naszych wodach. Jeśli już musimy, zabierajmy jedną sztukę w rozmiarach „konsumpcyjnych” – 1–3 kg,
a większe wypuszczajmy. Natura odwdzięczy się na pewno!

http://www.iv.pl/images/96417028067445468055.jpg (http://www.iv.pl/)

Piotr Piskorski

Marko
25-04-2011, 12:00
Jestem oszustem

Wydaje mi się, że jestem nawet bardzo dobrym oszustem! I nie dość, że się tego nie wstydzę, ale napawa mnie to dumą. Oczywiście oszukuję ryby, żeby sprowokować je do połknięcia mojej przynęty. Od pewnego czasu eksperymentuję z kolorami i pewnymi wnioskami chciałbym się podzielić.
Nie od dziś wiadomo, że magia koloru w świecie ryb jest ogromna. Jego oddziaływanie na zachowanie ryb nie jest do końca poznane i pewnie nigdy nie będzie, ale w wielu przypadkach potrafimy już z niego korzystać. Moim zdaniem, sam smak przynęty ma często drugorzędne znaczenie. Spójrzmy na spinningistów. Ile dbałości poświęcają wyborowi odpowiedniego koloru sztucznego wabika oraz jego zapachowi. Gdy trafią nimi w gusta ryb, to zdarza się, że drapieżniki atakują nawet nieruchome przynęty! Podobna sytuacja jest z wytrawnymi łowcami karpi. Kolorystyka i zapach ich przynęt oraz zanęt może spowodować „kolorowo-zapachowy zawrót głowy” nie tylko u ryb. Jest wielką sztuką wybranie tych właściwych w danym czasie, w określonym łowisku.

Pory roku
Przez lata zauważyłem pewną powtarzalną skuteczność kolorów zanęty w zależności od pór roku. Wczesną wiosną najbardziej skuteczna jest zanęta w kolorze czerwonym. Są już w sprzedaży takie mieszanki, ale można do podbarwienia zanęty użyć drobno zmielonego chleba tzw. belgijskiego gotowego lub też zwykłego pieczywa zmielonego domowym sposobem, zabarwionego czerwonym barwnikiem spożywczym. Można także dodać barwnik spożywczy rozpuszczony w wodzie bezpośrednio do nawilżania ulubionej zanęty.

Gdy wiosna rozkwitnie w pełni, tracą na atrakcyjności czerwone zanęty na korzyść tych w ciemnym brązie. Czynnikiem nęcącym jest niewielki dodatek białych elementów w zanęcie. Spostrzegłem, że bardzo przyciągają one uwagę ryb. Jednak nie powinno być ich zbyt wiele. Ten element wabiący uzyskuję przez drobne potłuczenie skorupki z jednego jajka kurzego na kilogram zanęty. Skorupka musi być dokładnie wymyta. Pozbawia się ją w ten sposób śladowego, przykrego zapachu siarkowodoru. Gdy będziecie z żoną nad morzem, warto też nazbierać wyprażonych przez słońce muszelek. Są idealne do tego celu.

Latem, aż do wczesnej jesieni, ryby preferują głównie żółte kolory zanęty. Można ten efekt uzyskać, dodając żółtego chleba belgijskiego, miksowanej kukurydzy czy zabarwionych na złocień białych robaków. Na tak przygotowaną zanętę reagują prawie wszystkie karpiowate, chociaż zdarza się, że liny, karasie
i płocie świetnie reagują na znajdujące się w niej zielone drobiny. Kiedyś na jeziorze Rosnowo, przy kiepskich braniach, jakiś diabełek za uchem podpowiedział mi, żebym zmieszał zanętę żółtą z kruszonym zielonym chlebem. Powiem, że był to świetny pomysł i od tej pory dość często go stosuję.

Jesienią ryby znów zdecydowanie preferują czerwone dodatki, choć stosowanie jednolicie czerwonej zanęty jest gorszym rozwiązaniem niż ciemnobrązowej zanęty z czerwonymi dodatkami opisanymi wcześniej. Od przedzimia (pierwsze przymrozki) przez całą zimę dominuje czerń z białymi i czerwonymi „wstawkami”. Można już kupić czarne mieszanki. Lubię dodać jeszcze ziemi okrzemkowej, w której jest sporo drobnych muszelek (przydadzą się również te zebrane nad Bałtykiem). Spotkałem się też z wędkarzami, którzy jako dodatek do zimowej zanęty dodają drobniutko potłuczoną srebrną bombkę choinkową. Moim zdaniem ściąga ona jednak przede wszystkim ciekawską drobnicę. Sprawdzonym, skutecznym sposobem jest dodanie „czerwonego barwnika” w postaci ochotki zanętowej.


Rybie preferencje
Praktycznie każdemu gatunkowi ryb można przypisać co najmniej jeden przez niego preferowany kolor. Przyjrzyjmy się najpopularniejszym gatunkom. Szczupak – czerwony. Okoń
– fiolet, czerwony, seledyn. Sandacz
– seledyn, biała i różowa perła. Boleń
– srebro, biel. Karaś, lin – żółty, zielony. Płoć – czerwony, biały. Wzdręga – żółty. Leszcz – czerwony, biały. Jaź – biały, brązowy (dlatego tak często skuteczną przynętą na jazie jest gotowany groch). Karp – generalnie żółty, ale w świecie kulek proteinowych duże karpie zaczęły preferować także między innymi brązy i czerwienie. Taki podział jest uogólniony, bo wiadomo, że barwy mają różne odcienie, ale generalnie mogę powiedzieć, że 80% złowionych przeze mnie ryb trzymało się opisanego kolorami schematu. Dobry „oszust” potrafi tę informację odpowiednio wykorzystać.

http://www.iv.pl/images/05565235123236649983.jpg (http://www.iv.pl/)

Wytrychy oszusta
Nie klucze, ale właśnie wytrychy są często drogą do wędkarskiego sukcesu. Wytrychami nazywam „nieuczciwe” chwyty wędkarzy, służące sprowokowaniu ryby do brania. Jest nimi na przykład wykorzystanie do tego celu materiałów sztucznych. Szczególnie kilka z nich zyskało znaczną popularność: styropian, nici, gumy, szklane koraliki, tkaniny i plastik.
Styropian – stosowany jest do utrzymania przynęty na odpowiedniej głębokości (np. łowienie powierzchniowe) oraz odpowiedniego jej pozycjonowania w wodzie (np. martwa rybka). Może służyć do spowolnienia opadania przynęty jako nośnik atraktora, dodatek przynęty złożonej lub sygnalizator brań.
Nici – służą do maskowania elementów zestawu (np. trzonka haczyka czy spławika, gdy podajemy przynętę w płytkich łowiskach ostrożnym rybom), nośnik atraktora jako samodzielna przynęta lub składnik tzw. kanapek.
Gumy – najczęściej stosuję kolorowe kawałeczki zużytych ogonków od twisterów. Są świetne jako przynęta na wzdręgi, gdy zakładam je na haczyk razem z białym lub czerwonym robakiem. Jeśli łowimy na robaki, zapobiegają zsuwaniu się ich na żyłkę. W płynącej wodzie uatrakcyjnia mało ruchliwe przynęty. Szklane koraliki – moje ulubione to czerwone i zielone. Zakładam je jako wabik na żyłce lub haczyku z innymi przynętami. Świetne są w połączeniu z zimowymi pastami typu Mystic. Służą mi jako stopery do koszyków zanętowych, ciężarków, spławików przelotowych, ochraniają węzły.
Tkaniny – świetne nośniki zapachów. Spróbujcie nad wodą takiego mojego pomysłu: gdy łowię z koszykiem zanętowym, aby nie przenęcić łowiska, jako wkład do niego stosuję kawałek tkaniny nasączony odpowiednim atraktorem.
Plastik – różnokolorowe paseczki zakładane na antenki spławików bardzo ułatwiają mi ich obserwowanie podczas zmieniających się warunków pogodowych. Natomiast czerwone kawałki pomagają utrzymać na haczyku martwą rybkę lub żywca, a swoim kolorem dodatkowo nęcą drapieżniki.
Niewątpliwie największe zastosowanie haczykowe mają nici i styropian. Łatwe w użyciu, można je dowolnie kształtować, aromatyzować i barwić według potrzeb bezpośrednio na łowisku. Aromat w dowolnej formie nanosimy po całkowitym wyschnięciu barwnika. Kulka styropianu, użyta z przynętami typu biały robak lub kukurydza, powinna mieć średnicę nie większą niż 3–4 milimetry. Gdy natomiast potrzebna jest jako wypełnienie przynęty (np. miękiszu pieczywa czy owoców), może być odpowiednio większa. Największy kaliber mają kulki styropianowe używane przez karpiarzy łowiących na kulki proteinowe.
Co do nici, to najlepiej stosować te wykonane z bawełny. Świetnie chłoną wszystkie aromaty i prowokacyjnie dla ryb falują w wodzie. Można je wiązać zarówno na kolanku, łopatce haczyka, jak i na żyłce. Gdy zależy mi na mocniejszym przytrzymaniu miękkiej przynęty na haczyku, to owijam nitkę kilkakrotnie na jego kolanku, a gdy nie chcę, żeby ryby zsuwały mi robaki na żyłkę, wiążę ją przy łopatce. Uniwersalna długość końcówek nitek, które zostawiam przy węźle, to jeden centymetr. W przeciwieństwie do styropianu nie polecam atraktora w paście, gdyż usztywnia on nitkę, przez co w znacznym stopniu ogranicza jej pracę w wodzie. Ciekawe jest połączenie cienkich nitek w różnych kolorach z przynętą. Zacząłem eksperymenty z tym pomysłem pod koniec zeszłego roku i rezultaty były zachęcające. Karp złowiony przeze mnie w połowie listopada (patrz zdjęcie) jest tego dowodem.
Dobry oszust sprawnie posługujący się podczas wędkowania kolorami potrafi osiągnąć sukces nawet w wyjątkowo kiepskich warunkach żerowania ryb. Warto o tym pamiętać!

Piotr Berger

Marko
03-05-2011, 06:36
Majówka na Mazurach

Pierwszy maja to dla wielu początek sezonu wędkarskiego. Rozpoczyna się okres doskonałych brań większości gatunków ryb naszej bogatej ichtiofauny. Na przynętę wędkową biorą dobrze zarówno ryby spokojnego żeru, jak i drapieżne. Chociaż niektóre gatunki ryb odbywają w tym czasie swoje gody i z tego powodu nie powinno się ich łowić, to jednak wiele jest już po bądź przed tarłem, więc jest w czym wybierać.
Początek sezonu proponuję rozpocząć na: jeziorkach, starorzeczach, stawach i małych rzekach. Doskonałymi łowiskami w tym okresie będą niewielkie jeziora typu linowo-szczupakowego. Są to zbiorniki zwykle kilkumetrowej głębokości, o dnie mulistym, rzadziej piaszczystym, silnie zarośnięte roślinnością zanurzoną i wynurzoną. W wodach tego typu szczupaki z reguły biorą dobrze już od początku maja. Szczególnie interesującymi i rybnymi jeziorami są te, przez które przepływają rzeki lub tylko niewielkie cieki, co umożliwia migrację ryb między poszczególnymi akwenami na dogodne tarliska i odpowiednie żerowiska.
Od kilku lat, w małym gronie przyjaciół, rozpoczynam sezon szczupakowy na jeziorach mazurskich. Najlepsze wyniki uzyskujemy na płytkich jeziorkach, które często ciekiem lub przesmykiem łączą się z większymi, dość głębokimi jeziorami. Wędkujemy przeważnie z łodzi, którą na łowisko holujemy na przyczepie za samochodem. Na wypożyczenie łodzi na małych akwenach nie ma co liczyć. Każda nasza pierwszomajowa eskapada kończy się złowieniem kilku średniej wielkości szczupaków, czasem o masie kilku kilogramów.
Gdy zdecydujecie się w majowy długi weekend łowić na podobnych łowiskach, sukces będzie murowany. Łowisk takich na Mazurach Południowych jest sporo, choćby w Zakładzie Rybackim Szczytno (Janowo) – PZW Okręg Mazowiecki, czy Kampanii Mazurskiej Pasym Sp. z o.o. lub Gospodarstwie Rybackim Szwaderki. W samym tylko Gospodarstwie Janowo znajdziecie co najmniej kilkanaście jezior tego typu. Są to: Frączek, staw Kobylocha, Głęboczek, Jasne, Konik, Lemańskie, Łaźnica Machnacz, Małszewko, Natać, Skoneczne, Średnie i Janówek. Na ww. akwenach oraz na pozostałych większych jeziorach gospodarstwa, takich jak Sasek Wielki i Mały, Wałpusz, Grom i Małszewskie, członkowie Okręgu Mazowieckiego PZW mogą wędkować na podstawie składki okręgowej. Opisy wszystkich tych jezior zamieszczaliśmy w ostatnich latach w „WW”.

Jezioro Krzywek
Tym razem przedstawię opis znakomitego i niezwykle rybnego jeziora Krzywek koło miejscowości Jęcznik.
Powierzchnia lustra wody wynosi 12 ha, maksymalna głębokość – 9 m, średnia – 2,7 m. Rybacki typ jeziora – linowo-szczupakowy. Zbiornik znajduje się (tak jak większość wymienionych
w artykule jezior) w powiecie szczycieńskim. Leży po lewej stronie drogi nr 53, wiodącej ze Szczytna do Olsztyna, i oddalony jest od Szczytna około 8 km. Jezioro jest hydrologicznie zamknięte. Kształt akwenu jest mocno wydłużony z dużą zatoką w części południowej, wybiegającą w kierunku zachodnim. Usytuowanie jeziora w stosunku do stron świata: oś podłużna z północy na południe. Obrzeża jeziora od strony wschodniej są wysokie i miejscami strome, niższe są tylko w części północnej. Pozostałe obrzeża są również dość wysokie, obniżając się łagodnie ku brzegom. Otoczenie akwenu stanowią pola uprawne i łąki.
Ławica przybrzeżna jeziora jest dość stroma, piaszczysto-mulista. Jedynie przy wschodnim i południowym brzegu jest przeważnie piaszczysta o łagodnym stoku. W tej części jeziora, przy wschodnim brzegu, rozciąga się niewielka plaża. Dno zbiornika jest mulisto-piaszczyste, płytsze partie dna porośnięte są roślinnością zanurzoną. Brzegi porasta pasmo oczeretów złożone przeważnie z trzciny, rzadziej z innej roślinności wynurzonej. Płytsze partie porośnięte są roślinnością o liściach pływających – grążelami. Woda w zbiorniku jest średnio przezroczysta, w upalne lata mogą okresowo występować zakwity roślinności. Najgłębsze miejsca w jeziorze znajdują się w środkowej części południowej zatoki.
Wędkować można tu z brzegu i łodzi. Z brzegu – z kilku prowizorycznych kładek i plaży. Nieliczne łodzie można tylko wypożyczyć od obecnego dzierżawcy.
Ichtiofauna zbiornika jest bardzo bogata. Łowi się tu na wędki spławikowe i gruntowe z koszyczkiem zanętowym dorodne leszcze, płocie, liny, karpie, karasie i inne gatunki ryb białych.
Drapieżniki w zbiorniku są reprezentowane przez szczupaka, okonia i sandacza. Dominującym gatunkiem wśród drapieżników jest jednak szczupak, który bierze dobrze na początku sezonu i jesienią. Trafiają się niekiedy szczupaki „dwucyfrowe” oraz rekordowe garbusy.

http://www.iv.pl/images/93633489508589226479.jpg (http://www.iv.pl/)

Zdziwicie się pewnie, jak na tak niewielkim akwenie mogą trafiać się takie olbrzymie ryby. Sprawa jest prosta. Przez ostatnie dekady dzierżawcą jeziora był rolnik z Gromu. Odławiał on ryby głównie na własne potrzeby sprzętem stawnym. Niewodu nie używał, nie chcąc rujnować dna i roślinności dennej. Wędkować prawie nikomu nie pozwalał. Mnie wyjątkowo zezwolił kilka razy spinningować i to tylko z brzegu. Udało mi się wówczas złowić kilka grubych szczupaków i 2 rekordowe okonie. Stosowałem na przynętę średnie woblery imitujące płoć i gumy – żaby na główkach jigowych. Kilka lat temu dawny gospodarz zrezygnował z dzierżawy. Nowy przetarg w roku 2010 wygrali wędkarze ze Szczytna, Jarosław i Piotr Perzanowscy, właściciele dużego sklepu zoologiczno-wędkarskiego w Szczytnie. Dzierżawa jeziora nie mogła trafić w lepsze ręce. Bracia Perzanowscy przeznaczyli jezioro tylko na cele rekreacyjno-wędkarskie. Jest ono systematycznie zarybiane narybkiem szczupaka, lina i sandacza, co ujęte jest nawet w umowie dzierżawnej. Zezwolenia na wędkowanie są limitowane. Można nabyć je w sklepie „Ochotka Szczytno” (ul. Odrodzenia 18, 12-100 Szczytno, filia: ul. Polska 45, tel. (89) 624-09-87, kom. 606-210--536). Wędkowanie odbywa się zgodnie z zasadami RAPR. Ograniczenia: nie wolno zabierać z łowiska wyrośniętych karpi i amurów. Nie należy stosować nadmiernej ilości zanęt, aby nie zanieczyszczać wody.

Marian Paruzel

Marko
03-05-2011, 06:38
Muchowy przewodnik po Dunajcu

Kiedy będziecie mieli ten numer „WW” w rękach, właśnie podgórskimi rzekami Podhala będą spływać ostatki wód pośniegowych. Nadszedł więc czas, by wziąć do ręki muchówkę i wybrać się na wędrówkę po Podhalu. Na pierwszy ogień zapraszam nad Biały Dunajec, który powstaje na wysokości ok. 730 m n.p.m. w Poroninie z połączenia Zakopianki z Porońcem. Następnie Biały Dunajec spływa przez miejscowość Biały Dunajec, Szaflary i Nowy Targ, gdzie na wysokości około 577 m n.p.m. łączy się z Czarnym Dunajcem, dając początek rzece Dunajec. Przed ujściem opływa powstały jeszcze w 1926 roku rezerwat przyrody „Bór na Czerwonem” z reliktowymi sosnami bagiennymi i kosodrzewiną. W górnej części biegu, do Szaflar, rzeka ma charakter typowego górskiego potoku. Występują w jej łożysku wielkie głazy, głębokie baniory i bystrza, a szerokość waha się od kilku do kilkudziesięciu metrów. Wolno tutaj łowić tylko na sztuczną muchę i tylko od 15 marca do 15 grudnia. Dopuszczalne jest łowienie na całej długości rzeki, od miejsca połączenia się Porońca z Zakopianką, aż do ujścia do Dunajca. W górnej części jest dużo pstrągów potokowych i tęczowych oraz nieliczne lipienie. W dolnej, poniżej Szaflar, oprócz pstrągów zdarzają się głowacice i licznie występują lipienie. Rzeka szybko czyści się nawet po dość ulewnych deszczach. Muszę się jednak zastrzec, że znawcą Białego Dunajca jestem nijakim. Zawsze drażniły mnie bowiem śmieci nad jego brzegami. W każdym razie rzeka (pominąwszy śmieci i miejscami kamienne murki) jest dzika. Pewne niedoskonałości krajobrazu na pewno wynagrodzą Wam wspaniale walczące, piękne pstrągi, których – dzięki działalności zakopiańskich wędkarzy – jest tu naprawdę dużo. Ciekawe łowisko znajdziemy przy połączeniu Czarnego i Białego Dunajca, poniżej targowiska w Nowym Targu. Tam, pod prawym brzegiem, znajduje się bardzo głęboka rynna. Tak jak na baniach Białego Dunajca trzeba tu łowić linką szybko tonącą. Dawniej często wędkowałem na płani poniżej jazu w Ostrowsku. Ryb było tam wtedy naprawdę mnóstwo. Dziś polecam Wam odcinek od mostu w Knurowie do cofki Zbiornika Czorsztyńskiego. Tam znów rzeka jest piękna. Szerokie, spokojne płanie przenikają się z potężnymi dunajcowymi bystrzami. W korycie znajdziemy najróżniejszej grubości kamienie. A jak jest z rybami? Moim zdaniem zupełnie przyzwoicie, tylko pstrągi są w kondycji o wiele gorszej niż ich bracia z Białego Dunajca. Jedźmy niżej na wielokrotnie opisywany przeze mnie graniczny odcinek rzeki: od tamy w Sromowcach Wyżnych do granicy Pienińskiego Parku Narodowego w Sromowcach Niżnych. Tam rzeka ma kilkadziesiąt metrów szerokości. Wszędzie, poza Sromowcami Wyżnymi, jest pięknie. Pstrągi, zarówno potokowe jak i tęczowe, są niemal wszędzie.

http://www.iv.pl/images/14634774353802162049.jpg (http://www.iv.pl/)

Te ostatnie są wpuszczane przez słowackich wędkarzy – im wolno. Najbardziej lubię łowić tam w cieniu Trzech Koron – najwyższego szczytu Pienin. Odcinek od kładki do ujścia Marcelowego Potoku jest jedną z najgrubszych wód na całym Dunajcu. To potężnie płynąca płań z głęboką, kamienistą rynną pod polskim brzegiem. W nurcie niemal wszędzie znajdziemy głazy i grube kamienie poprzeplatane głębokimi rafami. Dlatego wchodzę tam w bardzo niewielu miejscach do wody. O tej porze roku zawsze łowię linką o najwyższym stopniu tonięcia. Niżej rzeka wpływa do Pienińskiego Parku Narodowego, przez który płynie słynnym przełomem. Opuszcza Pieniny powyżej ujścia Grajcarka, niedaleko Szczawnicy. Od tego miejsca, przez kilkaset metrów do stojącej w nurcie skały Kotuńki, rozciąga się kolejne dobre majowe łowisko pstrągów. Na tym odcinku zdarzają się naprawdę bardzo grube pstrągi pochodzące prawdopodobnie z Parku Narodowego bądź z położonego kilka kilometrów niżej Odcinka Specjalnego. Na ten odcinek naprawdę warto poświęcić co najmniej jeden dzień wędkowania. Że kosztuje to dodatkowych kilkadziesiąt złotych? Trudno. Wędkowanie streamerem na Księdzowym Polu, w Kłodnem i w górnej części Tylmanowej warte jest każdych pieniędzy!
Karol Zacharczyk

Marko
12-05-2011, 21:51
Majówka na Mazurach

Pierwszy maja to dla wielu początek sezonu wędkarskiego. Rozpoczyna się okres doskonałych brań większości gatunków ryb naszej bogatej ichtiofauny. Na przynętę wędkową biorą dobrze zarówno ryby spokojnego żeru, jak i drapieżne. Chociaż niektóre gatunki ryb odbywają w tym czasie swoje gody i z tego powodu nie powinno się ich łowić, to jednak wiele jest już po bądź przed tarłem, więc jest w czym wybierać.
Początek sezonu proponuję rozpocząć na: jeziorkach, starorzeczach, stawach i małych rzekach. Doskonałymi łowiskami w tym okresie będą niewielkie jeziora typu linowo-szczupakowego. Są to zbiorniki zwykle kilkumetrowej głębokości, o dnie mulistym, rzadziej piaszczystym, silnie zarośnięte roślinnością zanurzoną i wynurzoną. W wodach tego typu szczupaki z reguły biorą dobrze już od początku maja. Szczególnie interesującymi i rybnymi jeziorami są te, przez które przepływają rzeki lub tylko niewielkie cieki, co umożliwia migrację ryb między poszczególnymi akwenami na dogodne tarliska i odpowiednie żerowiska.
Od kilku lat, w małym gronie przyjaciół, rozpoczynam sezon szczupakowy na jeziorach mazurskich. Najlepsze wyniki uzyskujemy na płytkich jeziorkach, które często ciekiem lub przesmykiem łączą się z większymi, dość głębokimi jeziorami. Wędkujemy przeważnie z łodzi, którą na łowisko holujemy na przyczepie za samochodem. Na wypożyczenie łodzi na małych akwenach nie ma co liczyć. Każda nasza pierwszomajowa eskapada kończy się złowieniem kilku średniej wielkości szczupaków, czasem o masie kilku kilogramów.
Gdy zdecydujecie się w majowy długi weekend łowić na podobnych łowiskach, sukces będzie murowany. Łowisk takich na Mazurach Południowych jest sporo, choćby w Zakładzie Rybackim Szczytno (Janowo) – PZW Okręg Mazowiecki, czy Kampanii Mazurskiej Pasym Sp. z o.o. lub Gospodarstwie Rybackim Szwaderki. W samym tylko Gospodarstwie Janowo znajdziecie co najmniej kilkanaście jezior tego typu. Są to: Frączek, staw Kobylocha, Głęboczek, Jasne, Konik, Lemańskie, Łaźnica Machnacz, Małszewko, Natać, Skoneczne, Średnie i Janówek. Na ww. akwenach oraz na pozostałych większych jeziorach gospodarstwa, takich jak Sasek Wielki i Mały, Wałpusz, Grom i Małszewskie, członkowie Okręgu Mazowieckiego PZW mogą wędkować na podstawie składki okręgowej. Opisy wszystkich tych jezior zamieszczaliśmy w ostatnich latach w „WW”.

Jezioro Krzywek
Tym razem przedstawię opis znakomitego i niezwykle rybnego jeziora Krzywek koło miejscowości Jęcznik.
Powierzchnia lustra wody wynosi 12 ha, maksymalna głębokość – 9 m, średnia – 2,7 m. Rybacki typ jeziora – linowo-szczupakowy. Zbiornik znajduje się (tak jak większość wymienionych
w artykule jezior) w powiecie szczycieńskim. Leży po lewej stronie drogi nr 53, wiodącej ze Szczytna do Olsztyna, i oddalony jest od Szczytna około 8 km. Jezioro jest hydrologicznie zamknięte. Kształt akwenu jest mocno wydłużony z dużą zatoką w części południowej, wybiegającą w kierunku zachodnim. Usytuowanie jeziora w stosunku do stron świata: oś podłużna z północy na południe. Obrzeża jeziora od strony wschodniej są wysokie i miejscami strome, niższe są tylko w części północnej. Pozostałe obrzeża są również dość wysokie, obniżając się łagodnie ku brzegom. Otoczenie akwenu stanowią pola uprawne i łąki.
Ławica przybrzeżna jeziora jest dość stroma, piaszczysto-mulista. Jedynie przy wschodnim i południowym brzegu jest przeważnie piaszczysta o łagodnym stoku. W tej części jeziora, przy wschodnim brzegu, rozciąga się niewielka plaża. Dno zbiornika jest mulisto-piaszczyste, płytsze partie dna porośnięte są roślinnością zanurzoną. Brzegi porasta pasmo oczeretów złożone przeważnie z trzciny, rzadziej z innej roślinności wynurzonej. Płytsze partie porośnięte są roślinnością o liściach pływających – grążelami. Woda w zbiorniku jest średnio przezroczysta, w upalne lata mogą okresowo występować zakwity roślinności. Najgłębsze miejsca w jeziorze znajdują się w środkowej części południowej zatoki.
Wędkować można tu z brzegu i łodzi. Z brzegu – z kilku prowizorycznych kładek i plaży. Nieliczne łodzie można tylko wypożyczyć od obecnego dzierżawcy.
Ichtiofauna zbiornika jest bardzo bogata. Łowi się tu na wędki spławikowe i gruntowe z koszyczkiem zanętowym dorodne leszcze, płocie, liny, karpie, karasie i inne gatunki ryb białych.
Drapieżniki w zbiorniku są reprezentowane przez szczupaka, okonia i sandacza. Dominującym gatunkiem wśród drapieżników jest jednak szczupak, który bierze dobrze na początku sezonu i jesienią. Trafiają się niekiedy szczupaki „dwucyfrowe” oraz rekordowe garbusy.

http://www.iv.pl/images/21119927909309992630.jpg (http://www.iv.pl/)

Zdziwicie się pewnie, jak na tak niewielkim akwenie mogą trafiać się takie olbrzymie ryby. Sprawa jest prosta. Przez ostatnie dekady dzierżawcą jeziora był rolnik z Gromu. Odławiał on ryby głównie na własne potrzeby sprzętem stawnym. Niewodu nie używał, nie chcąc rujnować dna i roślinności dennej. Wędkować prawie nikomu nie pozwalał. Mnie wyjątkowo zezwolił kilka razy spinningować i to tylko z brzegu. Udało mi się wówczas złowić kilka grubych szczupaków i 2 rekordowe okonie. Stosowałem na przynętę średnie woblery imitujące płoć i gumy – żaby na główkach jigowych. Kilka lat temu dawny gospodarz zrezygnował z dzierżawy. Nowy przetarg w roku 2010 wygrali wędkarze ze Szczytna, Jarosław i Piotr Perzanowscy, właściciele dużego sklepu zoologiczno-wędkarskiego w Szczytnie. Dzierżawa jeziora nie mogła trafić w lepsze ręce. Bracia Perzanowscy przeznaczyli jezioro tylko na cele rekreacyjno-wędkarskie. Jest ono systematycznie zarybiane narybkiem szczupaka, lina i sandacza, co ujęte jest nawet w umowie dzierżawnej. Zezwolenia na wędkowanie są limitowane. Można nabyć je w sklepie „Ochotka Szczytno” (ul. Odrodzenia 18, 12-100 Szczytno, filia: ul. Polska 45, tel. (89) 624-09-87 , kom. 606-210--536). Wędkowanie odbywa się zgodnie z zasadami RAPR. Ograniczenia: nie wolno zabierać z łowiska wyrośniętych karpi i amurów. Nie należy stosować nadmiernej ilości zanęt, aby nie zanieczyszczać wody.

Marian Paruzel

Marko
12-05-2011, 21:55
Ślęza we Wrocławiu

Wiosna w pełni. Wiemy już, jaki smak ma wiosenny wiatr, wiemy, jaką cudowną energię może mieć wiosenny deszcz. Wiosna jest tą porą roku, która pozwala sprawdzić stan naszych wędkarskich akumulatorów, które
po długiej i mroźnej zimie znacznie straciły na swej mocy…

http://www.iv.pl/images/34627052096770966645.jpg (http://www.iv.pl/)


Wiosenne wędkowanie jest dla mnie taką chwilą, gdy muszę sprężyć się sam w sobie i, sięgając w najgłębsze arkany swej wędkarskiej wiedzy, wykazać się wszystkim tym, co może decydować o wędkarskim sukcesie lub o zupełnej porażce. Moim zdaniem to właśnie w maju szczegóły są najważniejsze. Z własnego doświadczenia wiem, że majowe wyprawy, zazwyczaj niedługie, mobilizują mnie do dbania o wszelkie, zgoła nieistotne, szczegóły. Moje wędkowanie jest delikatne, wyrafinowane, finezyjne. Nawet dobór łowiska zostaje dokonany z pełnym uwzględnieniem wszelkich czynników. Dziś chciałbym przedstawić jedno z takich łowisk, idealne na majową eskapadę. Będzie to miejski odcinek rzeki Ślęzy wraz z jej ujściem do Odry, od mostu przy ulicy Pilczyckiej do samego połączenia z Odrą. Nie jest to odcinek długi. Ten, który może nas wędkarsko interesować, może mieć około dwóch tysięcy metrów.
Rzeka Ślęza bierze swój początek na Przedgórzu Sudeckim, pośród Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich. Jest lewobrzeżnym dopływem Odry, a jej całkowita długość wynosi 78,6 km. Ślęza przepływa przez Nizinę Śląską, opływając od wschodu Masyw Ślęży. Wpływa do Odry na 262 km jej biegu, powyżej sławnego osiedla Kozanów. Rzeka na większości swej długości została poddana regulacji. Po powodzi w 1997 roku otrzymała nowe wały oraz została spięta licznymi, nowymi mostami.
Ślęza jest rzeką czystą, zasobną w ryby, a na dodatek mamy do niej doskonały dostęp. Praktycznie nie występuje problem z parkowaniem, a nawet dojazd komunikacją miejską nie jest trudny. W zależności od pory roku – w przypadku Ślęzy – mamy do czynienia z diametralnie różną rzeką. Zazwyczaj niesie wodę czystą, o dosyć bystrym nurcie i w miarę stałym przepływie. Jednak rzeka pokazała swoje groźne oblicze już kilkakrotnie. W zeszłym roku cofka z Odry do Ślęzy zalała część osiedla Kozanów oraz okoliczne parki i działki rekreacyjne.
Szerokość Ślęzy na odcinku miejskim nie przekracza dwunastu metrów. Głębokość średnia wynosi półtora metra przy normalnym stanie wody. Zazwyczaj jednak stan jest wyższy i wtedy głębokość wynosi około dwóch metrów.
Specyfiką rzek płynących w miastach jest to, że często zmieniają kierunek, meandrują, tworząc bardzo ciekawe wędkarsko stanowiska. Tymi godnymi uwagi miejscami są zazwyczaj zakola i okolice mostów, starych zabudowań hydrotechnicznych oraz dopływów mniejszych cieków. W takich miejscach głębokość przekracza zdecydowanie dwa metry.
Opisywany odcinek jest najbardziej różnorodnym fragmentem rzeki na całym jej miejskim biegu. Wyjątkowo ciekawym miejscem jest fragment Ślęzy znajdujący się około 400 m od mostu przy ulicy Pilczyckiej (przez miejscowych wędkarzy zwany „starą przepompownią”). Nurt tu zwalnia, rozmywa się, tworząc coś w rodzaju płani. Głębokość jest zmienna, a rosnące nad brzegami wiekowe dęby dają cień i schronienie dla ryb.
Idąc dalej w kierunku ujścia, możemy wędkować wzdłuż polderów zalewowych, które dają nam możliwość wypoczynku w pełnej ciszy i spokoju. Ostatnim, także bardzo ciekawym wędkarsko miejscem jest samo ujście Ślęzy do Odry. Ślęza tworzy tu minideltę. Ujście jest opasane dwiema długimi, kamiennymi opaskami, które daleko wcinają się w koryto Odry. Praktycznie do samego połączenia dojechać możemy z obu stron. Dojazd samochodem do ujścia znajduje się w dzielnicy Maślice, tuż przy pętli autobusowej przy Domu Opieki Społecznej. Do samej wody dojedziemy asfaltową drogą.
Na jakie trofea możemy liczyć w wodach Ślęzy? Bardzo licznie występuje: płoć, krąp, jaź, kleń i świnka. Często możemy trafić na szczupaka i okonia, a o czystości wody niech świadczy fakt, że słyszy się o złowionych lipieniach oraz jelcach.
Jednak dla mnie maj to okres połowu płoci i leszczy. Metody stosowane najczęściej to bardzo lekki picker, delikatny spławik i zestaw pełny. Do pełnego zestawu wędka sześciometrowa zdecydowanie wystarczy, a do połowu gruntowych płoci i leszczy wystarczy pickerek o delikatnej szczytówce do 40 g wyrzutu. Moją metodą numer jeden jest jednak wędka z pełnym zestawem. Nie widzę potrzeby stosowania amortyzatorów. Żyłka główna oscyluje w przedziale od 0,16 do 0,18. Grubszych nie ma potrzeby stosować. Niektórym takie średnice żyłek i tak mogą wydawać się nienaturalnie grube. Jednak podczas holu dużego leszcza lub większej świnki docenimy walory „zapasu mocy”. W pełnych zestawach stosuję trzy podstawowe rodzaje spławików. Wspólną ich cechą jest bardzo cieniutka antenka. Zauważyłem, że im mniejsza średnica antenki, tym spławik jest mniej podatny na napór nurtu, a czułość wskazywania brań znacznie wzrasta.
Drugą metodą jest bardzo delikatny picker. Na zdjęciu widać, jakiej wielkości koszyki stosuję w trakcie majowych łowów. Nie mają one dociążenia, rurka antysplątaniowa jest bardzo krótka, a cechą wspólną z zestawami spławikowymi są bardzo długie przypony. Nawet półmetrowe! Zestawy gruntowe zarzucam zawsze z nurtem, w pobliżu środka koryta. Szczytówki bardzo cienkie i czułe. Niestety, taka budowa zestawu będzie wiązała się z dużą liczbą „fałszywych brań”. Wszyscy wiemy, że wiosenna woda często niesie ze sobą wiele zanieczyszczeń. Takie są uroki wiosennego, rzecznego wędkowania.
Ważną rzeczą podczas łowów w Ślęzy jest zanęta. Musi być świeża i „ukierunkowana” na dany gatunek. Do połowu leszczy i płoci z gruntu używam zanęty w głównej mierze skomponowanej z kukurydzy. Dosmaczam ją zazwyczaj melasą i dodaję pieczywa fluo. Do połowu świnek, jazi i kleni stosuję zanęty o smaku owocowym (truskawka, tutti frutti, magiczny owoc). Zauważyłem także, że często, przy czystej wodzie, lepiej sprawdzają się zanęty ciemne, które tak bardzo nie kontrastują z kolorem dna. Do nich zazwyczaj dodaję wiórki kokosowe, aby zanęta lepiej pracowała. Szczerze radzę ograniczyć stosowanie dodatków przynętowych zwierzęcych w zanęcie. Potrafią ściągnąć w pole nęcenia malutkie osobniki, które mogą stać się utrapieniem podczas wędkowania.

http://www.iv.pl/images/24017904568431176582.jpg (http://www.iv.pl/)


Przynętą uniwersalną są pinki i kukurydza. Bardzo dobre wyniki osiąga się także na pęczak, pszenicę i różne ciasta. Słyszałem także o dobrych wynikach na gotowane konopie i płatki owsiane.
Wędkowanie w obrębie dużych miast ma jeszcze jedną zaletę. Możemy spotkać osoby, szczególnie w majowy dzień, które doskonale rozumieją naszą pasję i z wielką chęcią będą towarzyszyły nam w ciszy w akcie wiosennej integracji z naturą.
Z wiosennym, wędkarskim pozdrowieniem!
Piotr Kondratowicz

Marko
22-05-2011, 21:30
Szczupak w zielsku

Kiedy w czerwcu wędkarze pojawili się nad wodą, aby złowić szczupaka, spotkała ich niemiła niespodzianka. Na łowisku, w którym na początku sezonu skutecznie łowiło się zarówno na spinning, jak i na żywca, teraz roślinność zanurzona wyrosła tak wysoko, że praktycznie uniemożliwiła wędkowanie.
Wprawdzie spinningiści próbowali kusić drapieżniki powierzchniowymi woblerami (tzw. popperami), ale amatorzy innych metod ich łowienia byli praktycznie bezradni. Czy aby na pewno?
Ponieważ rośliny nie wszędzie jednakowo porastają zbiornik, istnieje metoda, która pozwala skutecznie łowić szczupaki. Jest nią łowienie na martwą rybkę.

http://www.iv.pl/images/07615889775392633904.jpg (http://www.iv.pl/)


Wprawdzie zdecydowana większość wędkarzy niechętnie patrzy na tę technikę, ale powód niechęci jest zawsze ten sam – nigdy jej nie próbowali.
Na wstępie kilka słów o zachowaniach szczupaków w czerwcu. Po miłosnych szaleństwach i intensywnym żerowaniu w maju, najedzone drapieżniki stają się leniwe i wygodne. Nie uganiają się już za pokarmem. Wolą zaszyć się w bezpiecznej ostoi gęstych zarośli, w okolicy jakiegoś „oczka”, i czekać, aż pod sam pysk podpłynie stado wyrośniętego narybku, nieznającego jeszcze zagrożeń środowiska wodnego. Bez wysiłku szczupak może sobie napełnić brzuch. I właśnie w takie „oczko” należy podać mu martwą rybkę. Jeśli nawet nie traficie dokładnie, nie martwcie się. Drapieżnik do niej na pewno trafi, gdy zgłodnieje. Przewaga martwej rybki nad żywcem polega na tym, że żywiec natychmiast po zarzuceniu zaczepi się o łodygi roślin, a przynęta w takiej formie jest podejrzanym kąskiem. Moim zdaniem łowienie tą metodą najbardziej skuteczne jest w słoneczne, ciepłe dni, gdy szczupaki polują pod powierzchnią.


Zestaw i metody zbrojenia
Ponieważ łowić będziemy wśród roślinności, musimy użyć mocnej wędki o wyrzucie minimum 80 g i dużych przelotkach (co jakiś czas, po kilku siłowych holach, warto sprawdzić jakość ich wewnętrznych pierścieni). Świetnie nadają się do tego celu mocne karpiówki odporne na duże przeciążenia. Ja łowię na Albion Carp Kongera długości 3,6 m i bardzo go sobie chwalę. Zdecydowanie polecam na kołowrotku (dobrej klasy) ciemną plecionkę o wytrzymałości minimum 15 kg. Z zasady jestem przeciwnikiem plecionki, ale w tej metodzie plecionka dobrze sobie radzi wśród zielska, które tnie jak kosa. Rzadko też się plącze, bo z zasady rozciągnięta jest na roślinności wynurzonej. Ułatwia też skuteczne zacięcie nawet z dużej odległości. Dobrze jest plecionkę natłuścić sprayem do linek muchowych, żeby pływała po powierzchni i nie opadała w roślinność. Łowię na zestaw spławikowy. Stosuję spławiki przelotowe osiowo lub łączone z plecionką jednopunktowo za pomocą krętlika z agrafką. Tego typu spławiki są odporne na zaczepy. Ich ruch po żyłce ogranicza stoper gumowy.
Przy tej metodzie zawsze ustawiam grunt trzykrotnie większy od głębokości łowiska. To nic, że niedociążony spławik będzie leżał na powierzchni wody. Jego zadaniem jest pokazanie, że przynętą zainteresował się szczupak. Gdy zacznie znikać pod powierzchnią wody, natychmiast zacinam. Robię to także ze względów selekcyjnych. Zakładam rybki minimum 15-centymetrowe. Jeśli taką przynętę zaatakuje szczupak i przepłynie z nią kilka metrów do momentu zacięcia, powinien ją mieć całą w paszczy. Skoro się nie zaciął, na sto procent był niewymiarowy!
Martwą rybkę uzbrajam jedną kotwiczką na dwa sposoby. Pierwszy, gdy chcę, aby przynęta leżała na roślinności. Najpierw przeprowadzam przypon metalowy przez pyszczek, wyprowadzając go przez skrzela na zewnątrz i dopiero wtedy doczepiam do agrafki mocną kotwiczkę wielkości 4, 6 lub 8, w zależności od charakteru łowiska i użytej rybki. Jeden z grotów trójramiennej kotwiczki wbijam w tułów rybki, przebijam pęcherz pławny.
Sposób drugi, gdy chcę, żeby przynęta skierowana była pyszczkiem ku powierzchni ponad roślinnością: nie przebijam pęcherza pławnego, przypon dowiązuję gumką do ogona rybki, kotwiczkę wbijam na wysokości płetwy grzbietowej. Aby zwiększyć pływalność przynęty, często do pyszczka wkładam kawałek styropianu lub pianki. Stosuję przypon półmetrowej długości. Z krótszych zrezygnowałem, gdyż zdarzało się, że szczupak podczas ataku trafiał zębami w plecionkę.
Gdy łowię do 30 m od brzegu, obciążenie dodane do zestawu jest bardzo małe. Z zasady jest to mała ołowiana oliwka blokowana stoperem, której zadaniem jest wolne opuszczenie rybki na dno. Na płytkich łowiskach często z niej rezygnuję, bo wystarczy przebicie pęcherza pławnego, aby rybka naturalnie się zanurzyła. Gdy łowię niedaleko od brzegu lub łódki, głównym obciążeniem jest sama przynęta. Natomiast gdy potrzebuję zarzucić zestaw daleko lub chcę obłowić okolice podwodnej przeszkody (np. zatopionego drzewa), używam ciężarka kotwicznego na bocznym przyponie. Taki paternoster. Leżącą na roślinności rybkę należy od czasu do czasu delikatnie poruszyć przez lekkie szarpnięcie wędką. Często się zdarza, że po jej poruszeniu następuje natychmiastowy atak szczupaka.

http://www.iv.pl/images/84842344107639737658.jpg (http://www.iv.pl/)


Martwa rybka inaczej
Lubię też łowić szczupaki na martwą rybkę w chłodniejsze, wietrzne dni, gdy szczupaki żerują w trochę głębszych łowiskach, nad łanami roślinności zanurzonej. Uważam, że wędkowanie tą metodą jest dużo skuteczniejsze od spinningu, gdy ryby kiepsko żerują. Jednak przy tej metodzie wskazana jest łódka, która pozwoli wygodnie obłowić większy fragment łowiska. Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę używać martwej rybki z przyczyn etycznych. Męczenie ryb przez wbijanie im kotwiczki w ciało zupełnie nie podoba mi się już teraz.
Gdy wiatr dmucha w plecy na spławik możemy łowić nawet do 100 m od brzegu! W zestawie wędkowym zmieniam plecionkę na żyłkę 0,28–0,30 mm, zakładam przypon metalowy do 8 kg wytrzymałości. Powyżej przyponu na żyłce głównej zakładam jednopunktowe obciążenie dociążające spławik. Opiera się ono na stoperze gumowym. Rybkę przynętową zaczepiam zawsze za grzbiet. Zestaw zarzucam z wiatrem i otwieram kabłąk (bardzo dobry jest, gdy mocniej dmucha, wolny bieg kołowrotka), aby spławik dryfował swobodnie pod wpływem wiatru. Przynęta przemieszcza się powoli nad roślinnością lekko poruszana przez fale. Od razu rzuca się atrakcyjnie w oczy wszystkim czatującym w pobliżu szczupakom. Jako przynęty używam rybek mrożonych. Są one prawie tak skuteczne, jak świeżo złowione. Problem w tym, że nie zawsze można coś drobnego złowić (ale zawsze warto spróbować to zrobić).
Moment zbrojenia przynęty jest bardzo istotny. Najlepiej robić to wtedy, gdy jest ona jeszcze częściowo zmrożona. Trzyma się dobrze kotwiczki, co umożliwia wykonanie nawet dalekich wyrzutów. Gdy przynęta zrobi się zbyt miękka, można ją dodatkowo dowiązać do kotwiczki nitką lub gumką lateksową (tzw. recepturką). Uważajcie, aby zbytnio nie uszkodzić łusek rybki. Zawsze nacinam skrzela, bo nawet minimalna ilość smużącej w wodzie krwi dodatkowo prowokuje szczupaki do ataku. Do transportu przynęty używam izotermicznych termosów do lodów. Mają wygodny, szeroki otwór, co ułatwia wkładanie i wyjmowanie rybek. Moja rada to spakowanie rybek w zamrażarce w taki sposób, aby można je było łatwo rozdzielić. Na łowisku wyjmujemy na raz tylko jedną.


Tekst i zdjęcia
Piotr Berger

Marko
24-05-2011, 05:52
Sandacz dla początkujących

Kiedy jako młody chłopak (łza się w oku kręci…) czytałem w wędkarskich podręcznikach rozdziały poświęcone polowaniu na sandacza, utkwiły mi w pamięci dwa „dogmaty”: jest to ryba nie do złowienia, a jeśli już, to wyłącznie w rzece. Potem z rozdziawioną buzią oglądałem zdjęcia potworów ze śląskich zbiorników zaporowych, nadsyłane do „WW”.
Po kolejnych kilku latach złowiłem swojego pierwszego sandacza – oczywiście w rzece, konkretnie Bugu. I nagle nastąpił wysyp. Dzięki odkryciu kilku zbiorników wód stojących oraz – co chyba ważniejsze – metod łowienia, o których nie miałem dotąd pojęcia.

http://www.iv.pl/images/33673161585904135543.jpg (http://www.iv.pl/)

Od razu rozczaruję miłośników akwenów naturalnych – niezmienione przez człowieka jeziora są rzecz jasna perełkami przyrody, ale kiepskimi łowiskami sandaczowymi, chyba że poznamy je jak własną kieszeń i będziemy umieli namierzyć każdy uskok dna. Wymaga to jednak czasu, którego większości z nas brakuje.

Łowisko
Czy to się nam podoba czy nie – wody stojące będące dobrymi łowiskami sandaczowymi to przede wszystkim dzieła rąk ludzkich: zbiorniki zaporowe i wyrobiska pożwirowe. Rzecz jasna zdobytą tam wiedzę praktyczną jesteśmy w stanie wykorzystać na akwenach naturalnych, ale w tej właśnie kolejności. I tak musimy się pogodzić z faktem, że w „normalnym” jeziorze raczej nie połowimy tak, jak w tym „poprawionym” bądź stworzonym przez człowieka. Smutna prawda, ale prawda.
Modelowymi łowiskami sandaczy są zbiorniki zaporowe z takimi elementami struktury dna jak stare drogi, budynki bądź ich ruiny, fragmenty lasów i sadów itd. W „zaporówkach” elementem decydującym o sukcesie jest zazwyczaj prawidłowy najazd, czyli ustawienie łodzi i poprowadzenie przynęty po właściwym torze. Nie można sobie pozwolić na najmniejszą niedokładność. Stąd sukcesy odnoszą tylko ci, którzy znają zbiornik jak własną kieszeń (albo nieprawdopodobni farciarze). W wyrobiskach pożwirowych jest łatwiej, gdyż sprawdzają się tam podstawowe reguły obowiązujące przy spinningowaniu, zarówno w doborze sprzętu, jak i szukaniu miejscówek. Będą to wszystkie uskoki dna, górki, okolice stromych brzegów, zwalonych drzew itp.

Sprzęt
Zaczynamy od doboru sprzętu. Wędzisko sandaczowe powinno mieć przynajmniej 2,70 metra i być wyposażone w delikatną, najlepiej odróżniającą się barwą szczytówkę. To nie fanaberia – bywają dni, kiedy brania są ledwie wyczuwalne i trzeba bardzo uważnie obserwować końcówkę kija. Co do akcji – osobiście preferuję modele sztywniejsze (ze względu na szybkość i siłę zacięcia), ale jeśli ktoś lepiej się czuje z wędziskiem miękkim – bardzo proszę. Warto jednak pamiętać, że sandacz ma twardy pysk i zacięcie musi być solidne. Spadki ryb podczas holu są wówczas rzadkie. Oczywiście nie bez znaczenia jest rodzaj używanej linki. Nie wymyślę tu niczego nowego poza od lat uznawanym standardem – plecionka fluo. Pozwala na zauważenie delikatnych brań, pozwala na ograniczenie strat w przynętach i zapewnia komfort holowania (nie wolno nam tylko pozwolić na jej poluzowanie). Średnica od 0,12 do 0,16 mm, stosowanie grubszej nie wydaje mi się niczym uzasadnione.
Kołowrotek klasy 2000–2500, najlepiej z hamulcem walki. Wspomniałem o twardym pysku sandacza – trzeba zaciąć rybę ostro, a dopiero później zmniejszyć napięcie linki. Holowane sandacze nie wykazują tendencji do jakichś nieprawdopodobnych zrywów, ale – zwłaszcza tuż przy łodzi – potrafią nieźle odbić. Warto być na to przygotowanym.

http://www.iv.pl/images/74737975931989774993.jpg (http://www.iv.pl/)

Przynęty
Teraz to, co dla wielu spinningistów najważniejsze (chyba słusznie) – przynęty. Sandacz jest rybą, która zrewolucjonizowała rynek sztucznych wabików i sprowokowała wędkarzy do kilku epokowych wręcz wynalazków, na przykład kogutów. Klasyką pozostają jednak przynęty miękkie – twistery i rippery. Prowadzimy je zazwyczaj bardzo powoli, podrywając z dna na kilkanaście – kilkadziesiąt centymetrów i ponownie opuszczając. Ważne, by wabik jak najmocniej wzburzał podłoże, wzniecał chmury piasku (mułu). Sandacze są niezwykle wrażliwe na takie właśnie bodźce i atakują przynęty nawet w okresach kiepskiego żerowania. Bardzo istotnym elementem jest masa główki jigowej. O ile przy polowaniu na szczupaki czy okonie regułą jest stosowanie minimalnych obciążeń wystarczających do sprowadzenia przynęty na pożądaną głębokość, to podczas sandaczowych łowów możemy (i powinniśmy) dobrać obciążenie nieadekwatne do głębokości. Po prostu łowić ciężko. Rzecz jasna bez przesady, ale główki o masie 15–20 g przy głębokości łowiska wynoszącej 2–3 m będą w sam raz.

Technika
Wracając do techniki prowadzenia wabika. Gdybym miał ją określić jednym słowem, użyłbym terminu „powoli”. Powoli i z częstymi przerwami, podczas których guma będzie spoczywała nieruchomo na dnie. Z moich doświadczeń wynika, że mniej więcej połowa brań ma miejsce właśnie wtedy, jakby sandacze dostrzegały coś fascynującego w kawałku kolorowego tworzywa.
Brania są bardzo charakterystyczne i często określane mianem „pstryknięć”. Kiedy sandacze są aktywne, nie sposób przegapić momentu odpowiedniego do zacięcia. Gorzej, kiedy atakują anemicznie. Trzeba uważnie obserwować szczytówkę i linkę, a w pewnym momencie po prostu zaryzykować, zdając się na własne doświadczenie.
Na zakończenie jeszcze jedna rada dotycząca stosowanych przynęt: warto pamiętać, że sandacz należy do rodziny okoniowatych i podobnie jak jego mniejszy kuzyn bywa niezwykle wybredny przy namierzaniu obiektów ataku. Dlatego warto często zmieniać zarówno typ, jak i kolor wabika. Eksperymentować z techniką jego prezentacji, przede wszystkim szybkością i wysokością podrywania z dna. Prędzej czy później trafimy w gusta sandaczy i będziemy się cieszyć z niepowtarzalnych „pstryknięć” w szczytówkę.
Paweł Oglęcki

Marko
01-06-2011, 16:12
Oleśnikowa Dolina

Możliwość całodobowego wędkowania w łowisku specjalnym to nic nowego. Najlepiej wiedzą o tym karpiarze. Ale co powiecie na nocną zasiadkę z werandy domku, który znajduje się na wyspie? A wokół sumy, sandacze, karpie...

http://www.iv.pl/images/77995767048915292239.jpg (http://www.iv.pl/)

W ubiegłym sezonie na zestaw zarzucony z werandy wziął sum. Ostry dźwięk sygnalizatora został skwitowany mocnym zacięciem. Szczęśliwiec nie wiedział jednak, co pożarło kulkę proteinową. Zanim zorientował się, że jego przeciwnik ma bujniejsze wąsy niż karp, o mało nie wpadł do wody. Była północ. Ryba szorowała dołem jak czołg i żadna siła nie mogła jej oderwać od dna. Po dwóch godzinach biegania i siłowania się z sumem, który po raz kolejny okrążał niewielką wyspę, wędkarz dał za wygraną. Na komórce wystukał numer do właściciela łowiska, stanowczo prosząc go o pomoc. Rad nierad ten przybył mu na ratunek. Świtało, gdy sum zaczął tracić siły. Już, już prawie go mieli, kiedy sumisko postanowiło jeszcze raz okrążyć wyspę. I właśnie wtedy... najpierw wędka, a potem żyłka nie wytrzymały.

Gospodarz łowiska, pan Jacek Nowicki, doskonale pamięta tamtą noc i wciąż zastanawia się, czy zarybienie sumem miało jakiś sens. Przed laty, kiedy wpuszczał do największego ze stawów wąsate ryby, nie sądził, że urosną tak szybko. Kilka z nich może mieć ponad 40 kg. Wprawdzie są gratką dla wędkarzy, ale są też pożeraczami linów, karasi i małych karpi.

Magnesem przyciągającym wędkarzy są nie tylko sumy. Łowisko obfituje w wiele innych, równie atrakcyjnych gatunków ryb. Dużym powodzeniem cieszą się „dwucyfrowe” karpie. Co prawda, okazów na rekord Polski jeszcze nie ma, ale rosną i ważą po 15 kilogramów. Zdeklarowani karpiarze kuszą je na kulki proteinowe, przy okazji holują ładne karasie, amury i liny.

http://www.iv.pl/images/27800512749585742999.jpg (http://www.iv.pl/)

Mniej wtajemniczeni też sobie radzą. Czasem wystarczy teleskop ze spławikiem i słodką kukurydzą albo picker z rosówką, aby mniej lub bardziej wyrośnięty karp ostro zaszalał na kiju.

Okrasą niewątpliwie są dorodne klenie i jazie (także złota orfa), a wśród nich sztuki ważące po dwa kilogramy. Niełatwo je przechytrzyć, ale z pewnością stanowią pokusę zarówno dla miłośników spławika, jak i spinningujących wędkarzy. Spinningowanie ma wielu zwolenników, choć nie zawsze znajdzie się miejsce na dalekosiężne przynęty. Po weekendach jest trochę luźniej i wtedy można oddać się tej metodzie do woli. Sztuczna przynęta, np. wobler, obrotówka lub guma, albo zastawiony przy dnie żwawy żywczyk to doskonała propozycja dla żyjących w łowisku sandaczy, okoni i szczupaków. Wśród tych ostatnich są takie okazy, które nie muszą obawiać się sumów. Sandacze też trafiają się dorodne. Największe mają po 4 kg, choć najczęściej łowi się sztuki 1,5-kilogramowe. O grubego okonia jest trudniej, widocznie „pasiaki” czują na sobie oddech większych drapieżników. Są jednak takie dni, że „trzydziestki” biorą jak za dawnych lat w mazurskich jeziorach.

http://www.iv.pl/images/34899414642814952573.jpg (http://www.iv.pl/)

Stawy w Oleśnikowej Dolinie mają także do zaoferowania liczną populację jesiotra, podobnie jak większość tego typu łowisk. Ciekawostką są natomiast 30-kilogramowe tołpygi, które połamały już niejedną wędkę, oraz mniej liczne 5-kilogramowe pstrągi tęczowe i kilogramowe węgorze. Każdy amator wędki znajdzie tu godny okaz.

Wśród polskich łowisk komercyjnych, kuszących dziś miłośników wędkowania, Oleśnikowa Dolina urasta do rangi superłowiska, które warto polecić wędkarzom i ich rodzinom nie tylko na letni wypoczynek.



Informacje

Łowisko położone jest koło miejscowości Oleśnik, w gminie Błędów (pow. grójecki). Wchodzi w skład Gospodarstwa Agroturystycznego prowadzonego przez Annę i Jacka Nowickich, tel. 603-959-660 .

Kompleks połączonych ze sobą stawów ma powierzchnię 4,25 ha i zasilany jest wodami rzeki Mogielanki. Głębokość maksymalna wynosi 2,5 m. Woda jest czysta i dobrze natleniona, choć latem pojawiają się zakwity.

W łowisku występują: amur, jaź, jesiotr, karaś, karp, kleń, leszcz, lin, okoń, płoć, pstrąg tęczowy, sandacz, sum, szczupak, tołpyga, węgorz i wzdręga.

Łowisko jest czynne przez całą dobę od 1 kwietnia do 30 listopada. Dozwolone metody wędkowania: grunt, spławik, mucha i spinning. Można stosować modele do wywozu przynęt i zanęt.

Do dyspozycji wędkarzy są pokoje gościnne (2- i 3-osobowe), bar (można zamówić całodzienne wyżywienie), wygodny podświetlany pomost, wiaty z oświetleniem do nocnego wędkowania i parking. Na dużym zbiorniku są dwie wyspy połączone z brzegiem pomostami, a na nich dwa w pełni wyposażone domki (kuchnia, sypialnia, łazienka z prysznicem). Łącznie jest 40 stanowisk wędkarskich, w tym 15 przeznaczonych dla karpiarzy.

Dojazd: z obwodnicy Grójca (trasa krajowa Warszawa – Kraków) kierujemy się na Końskie i za m. Belsk Duży skręcamy na Błędów, a następnie na Mogielnicę. Po lewej stronie (około 2 km od skrętu naMogielnicę) zobaczymy tablicę kierującą nas wprost na łowisko.

Regulamin łowiska i aktualne cenniki na stronie internetowej łowiska: http://www.olesnik.pl.
Andrzej Zieliński

Marko
10-06-2011, 06:02
Jezioro Lubniewsko

Dziś chciałbym przedstawić jedno z czerwcowych łowisk, do którego czuję wielki sentyment. Będzie to jezioro Lubniewsko, zwane także Jeziorem Nakońskim.

Otoczenie zbiornika stanowią wzgórza morenowe, które w wielu miejscach stromo łączą się z taflą jeziora. Wzgórza porastają piękne lasy, których różnorodność może przyprawić o zawrót głowy. Piękne bory sosnowe przechodzą miejscami w lasy bukowe. Jezioro Lubniewsko jest sporym zbiornikiem o powierzchni 240,9 ha. Powierzchnia wysp wynosi pół hektara. Głębokość maksymalna – 15,1 m, głębokość średnia oscyluje w okolicach pięciu metrów. Ze względu na bardzo liczne zatoki, cyple, półwyspy linia brzegowa wynosi aż 15 120 m. Woda mieści się w drugiej klasie czystości. Brzeg zachodni jest bardzo stromy, z trudnym i miejscami niebezpiecznym dojściem do wody. Jeżeli więc chcielibyśmy skorzystać z kąpieli, zarówno tych wodnych, jak i słonecznych, to powinniśmy wybrać brzeg północny lub wschodni. Tam też znajdują się ośrodki wczasowe. Swego rodzaju fenomenem jest przewężenie jeziora w jego środkowej części. Na jeziorze znajduje się kilka wysepek, w tym jedna większa o nazwie „Rybaki”.

http://www.iv.pl/images/22083854421383880497.jpg (http://www.iv.pl/)

Jezioro Lubniewsko jest zbiornikiem przepływowym. Jego największe dopływy stanowią: potok Glisno, potok Pod Grodziskiem, Struga Świerczkowska, Czerwony Potok. Szeroki odpływ stanowi kanał łączący opisywane jezioro z sąsiednim jeziorem Lubiąż.

Bardzo interesująca wędkarsko jest morfologia dna jeziora. Na tym akwenie możemy znaleźć praktycznie wszelkie typy dna. Zaczynając od znacznych przegłębień, licznych wypłyceń, a na głazowiskach kończąc. Nad brzegami znajdują się liczne pomosty wędkarskie, które ułatwiają wędkowanie, zwiększając zasięg naszych rzutów i prawdopodobieństwo trafienia na fragmenty dna o mniejszej ilości roślin.

Jezioro mieści się w typie jezior leszczowo-sandaczowego i faktycznie leszcze oraz sandacze będą naszymi głównymi zdobyczami. Na drugim miejscu będą piękne liny, płocie i krasnopióry.

Spektrum technik wędkarskich, możliwych do wykorzystania na opisywanym jeziorze, jest dosyć szerokie. Ja z zamiłowania jestem „gruntowcem”. Często też wędkuję metodami spławikowymi. Wybór techniki zwykle jest zdeterminowany budową dna, występowaniem roślinności czy stanem poziomu wody na danym stanowisku.

Sandacze na jeziorze Lubniewsko żerują zarówno na dywanie roślin, jak i na blatach i kamiennych fragmentach dna. Poławiane są zazwyczaj metodami gruntowymi za pomocą żywca na zestawie z delikatnym obciążeniem (do 20 g), często na elastycznych rurkach antysplątaniowych. Bardzo często stosuje się przypony wolframowe lub kevlarowe. Nie spotkałem się, aby ktokolwiek stosował kotwiczki. Najczęściej są to duże haczyki z oczkiem. Inaczej sprawa wygląda podczas wędkowania na dywanie roślin. Tu stosuje się zestawy z bocznym trokiem. Zestaw kończy się obciążeniem mocowanym za pomocą agrafki i krętlika. Na bocznym troku, mocowanym przelotowo, mocuje się elastyczny przypon z plecionki z dużym hakiem i przynętą. Z założenia przynęta powinna znajdować się wśród roślinności lub tuż nad nią. Jest to metoda skuteczna zarówno na sandacze, jak i na węgorze.

Przy połowie linów zestawy muszą być finezyjne, ale i bardzo mocne zarazem. Polecam bardzo wytrzymałe plecionki. Na moich zestawach typowo linowych linką główną są właśnie plecionki o średnicy 0,08 mm. Przy wędkowaniu w dywanie roślin – do 0,10 mm.

Linów szukamy w licznych zatokach, często z grążelami i grzybieniami, oraz w oczkach wśród roślinności dennej.

Nad opisywany zbiornik przyjeżdżam jednak głównie w celu stoczenia walki z okazałymi gruntowymi leszczami. Moim zdaniem, jest to ryba, która znajduje tu wręcz idealne warunki do rozrodu i rozwoju. Leszcze o masie około 4 kg nie są tu czymś dziwnym, a złowienie kilku takich okazów w trakcie dwu-, trzydniowego pobytu nie jest wyczynem.

Moje zestawy na gruntowe leszcze są bardzo specyficzne. Łączą w sobie (podobnie jak w połowie linów) finezję z mocą, a dodatkowo cechuje je pewna specyfika. Wyjątkową cechą tych zestawów jest podajnik zanęty (koszyk lub sprężyna) zamocowany centrycznie na bardzo długich rurkach antysplątaniowych. Im dłuższe, tym skuteczniejsze. Chodzi głównie o to, aby podajnik zanęty nie zapadał się w roślinność lub muliste fragmenty dna. Jest jeszcze jeden tajemny sposób nęcenia gruntowych leszczy. Jest skuteczny, jednak wymaga mocniejszych wędzisk. Nie będą tu przesadą wędki o ciężarze wyrzutu do 100 g. Podajnik zanęty stanowi obustronnie otwarty duży koszyk bez obciążenia własnego, który mocowany jest także na bardzo długiej rurce antysplątaniowej, tym razem w sposób boczny. W pojemnik wkładamy porcję zanęty złożonej z suchego pieczywa, gotowanych ziaren zbóż oraz jakiegoś dodatku wabiącego, np. w postaci firmowej zanęty leszczowej. Taki koszyk, wpadając do wody, zostaje szybko opróżniony, a cząstki zanęty równomiernie rozkładają się na dnie i dywanie roślin. A gdzie tu wspomniana finezja? Jej odzwierciedleniem jest bardzo długi, cienki przypon i niewielki haczyk (plecionka na przypon 0,06–0,08 mm, rozmiar haczyka 16–14). Długość przyponu sięga często nawet 60 cm

http://www.iv.pl/images/54028058673412013575.jpg (http://www.iv.pl/)

ypowymi przynętami na leszcze, gruntowe płocie i często liny są czerwone robaki, kukurydza, ziarna innych zbóż oraz nieco zapomniane przynęty w postaci gotowanego makaronu i kostek ziemniaków. Słyszałem także, że wiele okazów dało się przechytrzyć na jedzenie dla psów oraz pellet o zapachu ryby, kraba itp.

Pozostałością po niekoniecznie racjonalnym zarybianiu są w zbiorniku ogromne tołpygi, karasie i karpie. Te ostatnie coraz częściej są nęcone i poławiane na kulki proteinowe oraz pellet. Warto, tworząc mieszankę zanętową, pomyśleć nad zastosowaniem mieszanki kulek mini, pelletu oraz dodatku ziaren. Po częściowym rozmyciu takiej porcji zanęty w łowisku tworzy się bardzo bogata strefa zanętowa, którą chętnie odwiedza wiele gatunków ryb. Łowisko jest wprost cudowne! Wędkować można i w dzień, i w nocy, wędki zarzucać i z brzegu, i z wody. Dla każdego coś miłego. Jezioro Lubniewsko jest naprawdę zbiornikiem, nad który wraca się z wielką przyjemnością.



Informacje

Użytkownikiem jeziora Lubniewsko jest Okręg PZW w Gorzowie Wielkopolskim.

Dojazd do jeziora jest łatwy, jego niektóre części wręcz widać z dróg. Na przykład północny skrawek widoczny jest z drogi Lubniewice – Ornatów – Miechów
– Sulęcin. Wschodnią część jeziora widać
z drogi relacji Lubniewice – Wędrzyn (droga nr 136).

Jezioro znajduje się w kompleksie Pojezierza Lubuskiego, a bezpośrednio należy do Pojezierza Łagowskiego.


Piotr Kondratowicz

Marko
13-06-2011, 07:31
III Festiwal Wędkarski - Turniej Trzech Miast (wyd. internetowe)

14 maja na Jeziorze Kaleńsko pod Czaplinkiem rozegrano zawody spinningowe – III Festiwal Wędkarski – będące pierwszymi w tym roku zawodami Spinningowego Turnieju Trzech Miast
Na przystani Ośrodka Sportu i Rekreacji w Starym Kaleńsku zameldowało się 106 zawodników (w tym 2 panie). Przy bezwietrznej, słonecznej pogodzie łodzie rozpłynęły się w zatoczki i trzcinowiska Jeziora Kaleńsko. Za wędkarzami podążyły ekipy sędziowskie (zawody rozegrano na żywej rybie).


W ubiegłym roku Kaleńsko zaskoczyło wszystkich wspaniałymi szczupakami. W tym roku jednak było na nie niestety za wcześnie. Na przybrzeżnych płyciznach żerowała szczupacza młodzież, znacznie odbiegająca od pożądanego wymiaru. Nic dziwnego, że szczupakowe kije uzbrojone w pokaźne gumy szybko zastąpione zostały znacznie delikatniejszymi spinningami z paprochami na bocznych trokach. Zawodnicy nie liczyli na cuda. Przestawili się na tropienie okoniowych stad, choć i w tym przypadku na rewelacyjne efekty nie było co liczyć. Brały głównie ryby o wymiarach mniejszych niż 20 cm, a złowienie 3 – 4 większych „garbusów” stawiało już wędkarza na podium.

W sumie sklasyfikowano 31 zawodników. Zwyciężył Marian Kuźniak z Koczały (1495 p.) przed Kazimierzem Lipkowskim z Miastka (1440 p.) i Maciejem Hurką z Kalisza Pomorskiego (1220 p.). Największą rybę zawodów – szczupaka o długości 58 cm – złowił Walenty Janczurewicz z Czaplinka (5 miejsce), a największym szczęściarzem okazał się Piotr Milko (także z Czaplinka) – to on wylosował silnik elektryczny ufundowany przez redakcję „WW”.
Mirosław Ścibisz (Wielki Mistrz Zakonu Spinningowego z 2009 r.) zajął 29 miejsce, a Wiesław Rozenbajger (Wielki Mistrz Zakonu Spinningowego z 2010 r.) uplasował się na 19 pozycji. Różnice pomiędzy zawodnikami są jednak na tyle niewielkie, że na tytuł Wielkiego Mistrza ma szanse praktycznie każdy. Przed nami jeszcze Poligon Wędkarski w Bornym Sulinowie (9 lipiec) oraz Szczecinecki Jesiotr w Szczecinku (17 wrzesień). Zapraszamy!

Na zakończenie warto dodać, że Festiwal Wędkarski uświetnił swym występem najlepszy aktor wśród wędkarzy i najlepszy wędkarz wśród aktorów – Wiktor Zborowski.





Marek Kluczek

Marko
21-06-2011, 16:22
Rekord Polski - Karp 34 Kg

Pierwszym polskim karpiem o masie ponad 30 kg złowionym i oficjalnie zgłoszonym był lustrzeń z Rybnika. Ważył 30,2 kg – w styczniu 2007 r. złowił go Grzegorz Gajda.

Wydawało się, że to tylko kwestia czasu, kiedy jeszcze większe okazy z Zalewu Rybnickiego znajdą się w podbierakach wędkarzy. Tak jednak się nie stało, zaś kolejną wodą, o której mówiono, że zasłynie z trzydziestek, był zbiornik Nowaki. Regularnie są tam łowione wielkie karpie, ale do granicy 30 kg, a tym samym do rekordu kraju nieco im brakuje.

Jesienią ubiegłego roku świat karpiowy obiegła elektryzująca wiadomość o zarybieniu łowiska Jarosławki kilkunastoma wielkimi karpiami. Zbiornik leżący nieopodal Goleniowa był znany łowcom karpi już od kilkunastu lat. Dorobił się dużej populacji sporych karpi, jednak tak wielkie okazy pojawiły się w nim po raz pierwszy. To, że największa z wpuszczonych ryb miała 35 kg, zostało bezdyskusyjnie udokumentowane na zdjęciach i na filmie, zresztą przy wielu świadkach. Pytanie brzmiało jedynie – kiedy ta ryba (ochrzczona Max) po raz pierwszy weźmie na zestaw wędkarski oraz ile straci na wadze w nowym środowisku.

Żeby ujrzeć Maxiego w podbieraku, trzeba było czekać pół roku. Oto relacja z Jarosławek znanego karpiarza Ryszarda Jarmułowicza, który był świadkiem rekordowego połowu:

Od 12 maja na łowisku organizowana była III edycja zawodów Meeting JRC & Baits.pl. Wspólnie z kolegami przyjechaliśmy trzy dni wcześniej, aby móc przygotować wszystko do zawodów i oczywiście zmierzyć się z dużymi karpiami, które pływają w tej wodzie. Karpiarzy było sporo, ale większość z nich miała raczej sporadyczne brania. W środkowej części zbiornika rozbiła obozowisko grupa zagranicznych karpiarzy. Przyjechali oni do Jarosławek w sobotę, 7 maja. Wśród tej grupy byli: niemiecki karpiarz Dennis Schäfer oraz jego koledzy z Danii – Lasse Jarl Kondrup, Jonas Helios i Jan Jensen. Są oni przedstawicielami na Danię firm karpiowych CC Moore i LK Baits, więc na Jarosławkach testowali nowe przynęty. Przygotowali szereg różnych zanęt (niektóre z nich nie są jeszcze dostępne w Polsce), za pomocą których zwabili słabo żerujące karpie, a następnie utrzymywali je w zanęcie przez cały czas trwania zasiadki. Łącznie podczas całej zasiadki wrzucili do wody ponad 100 kg różnej zanęty, pelletów i kulek. Dennis z Janem złowili 27 karpi, w tym 6 sztuk powyżej 20 kg. Takiego wyniku w Polsce chyba jeszcze nigdy nikt nie osiągnął. Nie gorsze rezultaty mieli Lasse i Jonas, którzy łącznie złowili ponad 20 karpi, w tym olbrzyma o masie około 25 kg. Przez pierwsze trzy dni Dennis nie miał ani jednego brania, podczas gdy jego partner i koledzy mieli dosłownie branie za braniem. Postanowił więc zmienić taktykę i zmontował swój zestaw z fluorocarbonu Fox Illusion 0,37 mm oraz haczyka Korda Kaptor Kurv Shank nr 4. Na tak przygotowany zestaw założył bałwanka składającego się z tonącej kulki LK Baits Mussel oraz pływającej sztucznej kukurydzy. Przynęty dowiązał bezpośrednio do kółeczka, które swobodnie poruszało się po trzonku haczyka. Tak wykonany zestaw okazał się strzałem w dziesiątkę.

Od momentu, gdy Dennis zmienił przypon oraz przynętę, odezwały się jego sygnalizatory. Brania miał prawie bez przerwy, a u jego partnera intensywność brań zdecydowanie spadła. Dzień przed końcem zasiadki na zestawie Dennisa następuje branie. Do wędek podbiega Jan (Dennis w tym czasie pił kawę na naszym stanowisku). Zacięcie i jest! Ryba daje się wyciągnąć z zaczepów, w których Dennis centralnie położył zestaw. Karp, pomimo swojej dużej masy, nie sprawia większych kłopotów podczas holu. Na stanowisko dobiega Dennis i kończy hol olbrzymiego karpia. Po wyjęciu ryby z wody szok. Tak dużego karpia jeszcze nigdy nie widzieli. Natychmiast zbiegli się karpiarze z sąsiednich stanowisk.

http://www.iv.pl/images/96473522447667234707.jpg (http://www.iv.pl/)

Ważenie nie było łatwe, bowiem trudno utrzymać i zważyć tak dużą rybę, nawet w worku przeznaczonym do tego celu. Waga wskazuje równo 34,4 kg. Długość wynosi 110 cm. Ważymy i odliczamy masę worka. Mamy NOWY REKORD POLSKI – karp waży 34 kg. Złowiona ryba ważona była na dwóch różnych wagach – Korda oraz Reuben Heaton. W dniu połowu temperatura wynosiła 18 stopni Celsjusza, ciśnienie – 1018 hektopaskali. Wiał południowy wiatr. Informujemy Dennisa, że właśnie został nowym rekordzistą. Pomagamy mu zgłosić połów rekordowego karpia do „Wiadomości Wędkarskich”. Wypełniamy niemieckiemu koledze formularz zgłoszeniowy, aby formalnościom stało się zadość.

http://www.iv.pl/images/89850203377579352129.jpg (http://www.iv.pl/)

Na zakończenie dodam, że nowy rekordzista Polski – Dennis Schäfer – z wędkarstwem ma do czynienia od 16 lat, zaś karpie łowi od lat 7. W Polsce był po raz pierwszy i od razu osiągnął taki rezultat! Jego dotychczasowy rekord to lustrzeń 19 kg pochodzący z niewielkiego jeziora w Niemczech.

http://www.iv.pl/images/72503214924119104070.jpg (http://www.iv.pl/)

Zgodnie z przewidywaniami, Max nieco stracił na wadze, ale to naturalne. Podobne historie zdarzają się w większości przypadków. Teraz jednak, kiedy już przyzwyczaił się do nowego środowiska, powinien zwiększać swoją masę, tym bardziej że tak jak i pozostałe karpie z Jarosławek może liczyć na dobrej jakości darmowy pokarm wrzucany przez karpiarzy. Z drugiej jednak strony, jeżeli będzie mało ostrożny i zbyt często będzie trafiać na haczyk, stres oraz nie zawsze odpowiedni sposób traktowania na brzegu (np. zbyt długie przetrzymywanie w celu zrobienia zdjęć) mogą być powodem nie wzrostu, lecz spadku wagi.

Przemysław Mroczek

Marko
27-06-2011, 05:37
Potyczki z sumem

Sezon się rozpoczął. W lipcowe dnie i noce będziemy wabić wąsatego króla. Czy tym razem damy radę wyholować wymarzony okaz – czas pokaże. W każdym razie nie ma co liczyć na przypadkowe brania, bo choć te zdarzają się wielu wędkarzom, tylko nieliczni fotografują się z dorodną rybą.

Lipiec od lat prowadzi w rankingu dobrych brań, co potwierdzają zgłoszenia medalowych sumów do „Rekordów na plan”. Na drugim miejscu, ze znaczną stratą, plasuje się sierpień, a o pozostałych dwóch miesiącach sezonu nawet nie warto wspominać. Ze statystyką oczywiście można się nie zgadzać, można też w najbliższych dniach zaplanować parogodzinną zasiadkę, bo skoro innym się udaje, to może i nas dopadnie szczęście...

http://www.iv.pl/images/90051338722515450325.jpg (http://www.iv.pl/)

Z gruntu

Suma łowimy głównie na żywca. I nie ma w tym nic dziwnego, gdyż w jego menu, gdy tylko dorośnie, to właśnie ryby są najczęściej przełykanym kąskiem.

Nasz bohater poluje przede wszystkim na gatunki ławicowe, żyjące stadnie, jak płocie, krąpie i średniej wielkości leszcze. Nie przepuści też portowej uklei, na widok której niejeden kot prycha i odkręca głowę. Inne ryby też chętnie połyka, np. karasie, małe karpie i liny to udokumentowany przysmak suma w łowiskach specjalnych. Zapewne atakuje wszystkie towarzyszące mu gatunki, jeśli tylko zmiarkuje, że ofiarę uda się przełknąć.

Kilkadziesiąt lat temu fachowcy łowiący dwumetrowej długości olbrzymy twierdzili, że najlepszą przynętą na sumy jest szczupak. Jego specyficzny zapach podobno najmocniej przyciąga wielkie wąsacze. Na żywca stawiali sztuki 40-centymetrowe, bo taki był wtedy wymiar ochronny, i niejednokrotnie mieli sukcesy.

Statystycznie najwięcej dorodnych wąsaczy łowimy na żywca (karasie, płocie, krąpie, karpie, okonie i duże ukleje), co wskazuje nie tylko na przynętowe preferencje wędkarzy, ale też i sumów. Dobre są także rosówki, a bywa że również pellet, mięso raka, wątroba drobiowa i kule z jętki.

Metodę gruntową najczęściej stosujemy w rzekach, a żywca zahaczamy za pyszczek, rzadziej za grzbiet. Wydaje się, że tylko pierwszy ze sposobów ma sens, ponieważ pozwala na dalekie zarzucenie przynęty i długo utrzymuje ją przy życiu (ryba ustawia się pyszczkiem do nurtu i może swobodnie oddychać). Wybieramy rybki długości 15–20 cm (ukleja, płoć, krąp lub okoń) i lokujemy je pod przykosą lub w głębokiej rynnie, najlepiej na jej początku – od napływowej strony, tam gdzie są dzienne ostoje sumów.

Na Hiszpana

Na spokojniejszej wodzie, za ostrogami lub w klatkach (między ostrogami) możemy zastosować metodę popularną nad hiszpańską rzeką Ebro. Ja nazywam ją metodą „na Hiszpana”. Potrzebne będą: mocny feeder, wbijany w ziemię uchwyt do wędki, kołowrotek z żyłką 0,40–0,50 mm, wytrzymały krętlik (najlepiej morski), trójramienna kotwiczka od 2/0 do 6/0 i szpula z żyłką o średnicy 0,12 mm.

Po przewleczeniu żyłki głównej przez przelotki odcinamy jej półmetrowy odcinek i wykonujemy z niego przypon połączony krętlikiem (może być trójramienny). Do przyponu przywiązujemy kotwicę i jednym ostrzem zahaczamy żywca u nasady płetwy grzbietowej. Do krętlika wiążemy żyłkę 0,12 mm, odwijamy ze szpuli od 5 do 10 m i przywiązujemy do grubego patyka, który blokujemy między kamieniami przy ostrodze. Żywca delikatnie rzucamy z ręki na wodę dwa, trzy metry od patyka i, odwijając żyłkę główną, schodzimy z ostrogi na brzeg po jej zapływowej stronie. Tam wstawiamy wędkę do stojaka i lekko naprężamy żyłkę (patrz rys. 1).

Metoda „na Hiszpana” ma przynajmniej kilka zalet. Po pierwsze, umożliwia ustawienie żywca w toni. Po drugie, żywiec może ważyć kilogram, a nawet więcej. Po trzecie, żywiec ma możliwość poruszania się w pionie i na boki, ale nie ukryje się w zakamarkach dna, nie wypłynie na powierzchnię i nie zostanie zepchnięty przez występujące za ostrogą prądy. Uwaga, bardzo ważne przy tej metodzie jest zluzowanie hamulca kołowrotka. Pozostawiamy tylko opór niezbędny do utrzymania ryby na wyznaczonej pozycji!

Istnieje także odmiana tej metody na wody stojące (np. jezioro, zbiornik zaporowy). Zestaw wzbogacony jest o dużej wyporności spławik, który mocujemy na żyłce głównej bez obciążenia (rys. 2). Wędkę pozostawiamy na brzegu w stojaku z otwartym kabłąkiem kołowrotka i łodzią lub pontonem wywozimy przynętę na wodę. Ustawiamy dowolny grunt, np. metr lub dwa nad dnem, i przywiązujemy żyłkę 0,12 mm do kamienia ważącego minimum 0,5 kg. Trzymając żyłkę w palcach, powoli opuszczamy zestaw do wody. Najpierw kamień, a następnie żywca i spławik. Kładziemy żyłkę na wodzie i, omijając ją łukiem, wracamy do brzegu, naprężamy wędkę i regulujemy opór hamulca. Teraz nasz żywczyk nie podpłynie do brzegu, a spławik nie będzie spychany przez wiatr.

Gdy sum zatrzaśnie szczęki na naszej przynęcie i ruszy przed siebie, żyłka 0,12 mm, tzw. odciąg, strzeli jak nitka. Ryba nawet tego nie poczuje. Jednak po chwili wędzisko pochyli się na wodę, a z kołowrotka zacznie uciekać żyłka...

http://www.iv.pl/images/97675896648354957021.jpg (http://www.iv.pl/)

Na kwoka

Kwok to drewniany przyrząd służący do wabienia sumów (na zdjęciu), który przywędrował do nas z Rosji. Stosowany jest w czasie wędkowania z dryfującej łodzi. Składa się z trzonka (uchwytu) i specjalnie wyprofilowanej główki, przypominającej spód czerpaka łyżki stołowej. Gdy uderzymy główką w wodę, powstanie fala akustyczna imitująca odgłos wydawany przez żerującego wąsacza. Jeżeli umiejętnie to zrobimy, leżące pod łodzią sumy ruszą w górne partie wody, aby sprawdzić, co tak posmakowało jednemu z nich. Oczywiście nic nie zobaczą, i z powrotem zalegną na dnie. Chyba że przygotujemy dla nich jakiś przysmak, np. żywca, rosówkę, wątróbkę lub raka, i ustawimy go w toni dwa albo trzy metry nad dnem.

Łowienie z kwokiem jest bardzo trudne i wymaga wieloletniej praktyki. Producenci oferują wiele modeli różniących się m.in. wielkością główki, a ten parametr jest decydujący. Im większa główka, tym silniejsza fala akustyczna. Te większe stosujemy na dużych głębokościach, mniejsze oczywiście płycej. Na przykład główka wielkości dużej łyżki stołowej użyta w łowisku o głębokości 4 m zamiast przyciągać, wypłoszy sumy, a nawet nurkujące w pobliżu ptactwo. Doskonale wywabi jednak drapieżniki z 12-metrowego dołka. Poza tym dźwięk kwoka może być zniekształcany przez kadłub naszej łodzi – jednostka drewniana będzie pochłaniała część sygnału, czyli go osłabiała, łódź z laminatu tylko nieznacznie ten sygnał wzmocni, ale już łódź metalowa może go zwielokrotnić. Przy wyborze kwoka trzeba o tym pamiętać.

I najważniejsza kwestia. Musimy nauczyć się oceniać zachowanie suma na podstawie obrazu wyświetlanego na ekranie echosondy (oczywiście wyłączamy identyfikację ryb), ponieważ każdego dnia wąsate drapieżniki mogą wychodzić za kwokiem na inną głębokość. Jeżeli tego nie rozgryziemy, nasza przynęta często pozostanie niezauważona.

http://www.iv.pl/images/69608034132626101800.jpg (http://www.iv.pl/)

Na sztuczne przynęty

Niewielu wędkarzy specjalizuje się w łowieniu sumów na sztuczne przynęty, choć statystycznie są bardzo łowne. Wytrawni łowcy stosują przede wszystkim specjalistyczne pękate woblery, które nurkują na głębokość 4–6 m, a w trollingu jeszcze głębiej. Smarują je substancjami zapachowymi, a swoje łowiska nawet przed kolegami trzymają w tajemnicy. Na sumy polują głównie w dużych nizinnych rzekach i rozległych zbiornikach zaporowych. Dokładnie znają batymetrię dna i potrafią wypatrzyć sumy na ekranie echosondy.

Takie specjalistyczne woblery dostaniemy tylko w nielicznych sklepach wędkarskich. Produkują je małe, często jednoosobowe firmy. Są bardzo drogie i pojawiają się w ograniczonych ilościach. Szkoda, że wśród markowych wyrobów mamy niewiele dobrych wzorów. Podstawowym mankamentem jest sposób mocowania metalowego uszka (uchwytu woblera). Bywa, że uszko nie jest połączone z uchwytami kotwic, tylko wtopione w język sterowy. Sum z łatwością rozrywa taki wobler, gdyż gruba plecionka jest o wiele mocniejsza niż plastikowy ster.

Na okazy równie dobre są gumowe imitacje ryb. W tym przypadku nie będziemy mieli problemu z wyborem odpowiednich wzorów. Wszystkie rippery i kopytka mierzące więcej niż 10 cm mogą zainteresować naszego bohatera. Trzeba je tylko obciążyć odpowiednią główką jigową i nauczyć się leniwego prowadzenia.

Najczęściej używamy główek od 18 do 35 g i dobieramy je do szybkości prądu i głębokości łowiska. Przynętę prowadzoną z nurtem uzbrajamy lżejszą główką niż tę ciągniętą pod prąd. Ale jej ciężar dobieramy także pod względem średnicy stosowanej linki i giętkości szczytówki, aby wyczuwać nierówności dna, gdyż wiele sumowych brań następuje w „opadzie”. Guma powinna się kolebać przy dnie i co jakiś czas równie leniwie unosić na metr lub półtora w toń. Przeciągamy ją przez klasyczne rewiry sumów, czyli w zbiorniku zaporowym przez stare koryto macierzystej rzeki, a w rzece pod przykosami i przez dołki występujące na linii nurtu.

Branie ogromnego suma z początku może wydawać się niewinne, sandaczowe, ale ryba szybko wyprowadzi nas z błędu. Jeśli trafimy ponaddwumetrową sztukę, nierzadko będziemy zmuszeni stoczyć nawet parogodzinny pojedynek...

Pamiętajcie, że moc wędkarskiego zestawu zależy od jego najsłabszego ogniwa, a tym ogniwem nieoczekiwanie może okazać się przypon, krętlik, haczyk albo język sterowy woblera.


Andrzej Zieliński

Marko
06-07-2011, 05:54
Jeziora Krominek i Jegły

Na północ od Jeziora Leleskiego, nieopodal Pasymia (ok. 3 km) obok drogi do Grzegrzółek, leżą połączone krótkim ciekiem dwa dość rybne jeziora: Krominek i Jegły.


Jezioro Krominek

Dane morfometryczne jeziora: powierzchnia lustra wody – 17,94 ha, głębokość maks. – 6 m, długość maks. – 750 m, szerokość maks. – 250 m, objętość wody w tys. m³ – 598,40, wysokość położenia w m n.p.m. – 139,10. Rybacki typ jeziora – szczupakowe.

Kształt jeziora owalny, z zatoką wybiegającą z głównego akwenu w kierunku południowo-wschodnim. Oś podłużna przebiega z północnego wschodu na południowy zachód. Jezioro połączone jest ciekiem z jeziorem Jegły. Obrzeża są na przemian strome i płaskie. Od strony północno-zachodniej bardzo wysokie. Otoczenie akwenu stanowią głównie łąki i pola uprawne. Brzegi porastają dość szczelnie drzewa liściaste, przeważnie olchy. Fragmenty brzegów wschodnich są podmokłe.

Ichtiofauna charakterystyczna dla jeziora linowo-szczupakowego. Dominujące gatunki to: lin, szczupak, płoć, wzdręga, krąp, karaś i wszędobylski okoń.

W obydwu jeziorach można wędkować z brzegu i z łodzi oraz w zimie spod lodu. Z brzegu najlepiej łowić z prowizorycznych kładek, bowiem brzegi są porośnięte szczelnie pasmem oczeretów, a ławica przybrzeżna jest mulista i grząska. Dno jeziora jest również muliste, a płytsze jego partie porośnięte są roślinnością zanurzoną. W wielu tych miejscach występują grupy grzybieni białych i grążeli żółtych. Charakterystyka zbiornika jest idealna dla rozwoju populacji lina, gdyż ulubionymi miejscami bytowania tego gatunku są właśnie zbiorniki o dnie mulistym, o brzegach zarośniętych szuwarami. W mulistym dnie liny grzebią i ryją, szukając swego ulubionego pokarmu. Są to larwy ochotkowatych, jętek, chruścików oraz ośliczki, rureczniki, małże i kiełże. Niektórzy naukowcy twierdzą, że liny karmią się też samym mułem i różnymi dennymi roślinkami. Uważam jednak, że podstawowym pożywieniem linów jest pokarm zwierzęcy. Dlatego najskuteczniejszymi przynętami na liny są czerwone i białe robaki, rosówki średniej wielkości, larwy muchy plujki, chruścika i jętki. W zbiornikach, gdzie występują raki, dobrą przynętą są szyjki rakowe. Z przynęt roślinnych należy wymienić kukurydzę, gotowany groch i ziemniaki, ale przynęty te są skuteczne jedynie przy dłuższym nęceniu.

Najlepszą porą połowów linów jest tu koniec wiosny i początek lata, zaś pora dnia – to niezbyt wczesny ranek. Według mnie, najlepsze godziny to okres między 7 a 9 rano. Dobre brania są również wieczorem.

Liny podczas żerowania zbliżają się do brzegów i pływają wzdłuż pasa szuwarów. Aby je zatrzymać w łowisku, należy je zanęcić. Moim wypróbowanym sposobem jest nęcenie bez zanęty. Zanętą są podpieczone kopytka świńskie umieszczone w siatce obciążonej kamieniami i opuszczane na dno, na lince lub grubej żyłce. Woń wydzielana z przypieczonych kopytek jest tak silna, że wabi na to miejsce zarówno liny, jak i karasie. Spróbujcie sami. Inni wędkarze nęcą liny kulami (najlepiej z torfu) z posiekanymi robakami czerwonymi z domieszką białych robaków. Smuga torfu w wodzie nęci ryby i nie zanieczyszcza środowiska.

W akwenach o zarośniętych brzegach najwygodniej łowić z łódki. Należy ją zakotwiczyć w odległości około 6 m od granicy roślinności i niezarośniętej wody. Sposób ten ma swoją zaletę, ponieważ zacięty lin na ogół ucieka na wodę, czyli w naszą stronę. Gdy jest głodny i żeruje intensywnie, przestaje być lękliwy i łódki się nie boi. Dobrymi miejscami połowu są również naturalne oczka wodne wśród grążeli lub korytarze między roślinnością.

Inne ryby spokojnego żeru łowi się w obydwu wymienionych jeziorkach na wędki spławikowe, stosując przynęty zwierzęce i roślinne. Doskonałą, trochę obecnie zapomnianą przynętą są larwy chruścików, tzw. kłódki. Węgorze, trafiające się także w łowisku, łowić należy z gruntu na rosówki i martwe rybki. Szczupaki – główne drapieżniki jeziorek – biorą dobrze już od 1 maja oraz w końcu lata i jesieni. Łowi się je zarówno na żywca (na rybki przynętowe występujące w łowisku), jak i na spinning. Przynęty spinningowe to: woblery (rzadko stosowane przez miejscowych wędkarzy), błystki wahadłowe „Algi” i „Gnomy” oraz przynęty miękkie – twistery i rippery. Prowadzi się je w partiach przybrzeżnych wzdłuż wodorostów. Okonie w ciepłej porze roku biorą dobrze na małe twistery
w kolorach jaskrawych i białych oraz na małe błystki obrotowe o białych paletkach. Zalecam stosowanie tych przynęt, bo woda w akwenach jest średniej przezroczystości, a w upalne lata dodatkowo zmniejsza się jej przezroczystość z powodu zakwitów roślinności wodnej. W okresie zimy uzyskuje się dobre wyniki w połowach podlodowych okoni i płoci. Okonie biorą dobrze na małe, dość szerokie i płaskie błystki podlodowe, a płocie na mormyszki z ochotką.

Dojazd: do zachodnich krańców jeziora
– drogą Pasym
– Grzegrzółki. Po przejechaniu około 2300 m od rozwidlenia drogi za Pasymiem, na górce, skręcamy w polną drogę w prawo do samego jeziora.

http://www.iv.pl/images/52792279558466666245.jpg (http://www.iv.pl/)

Zapomniany systemik

Niektórzy stosują na przynętę specjalnie spreparowane kulki proteinowe, tylko nieco mniejsze od tych, które stosowane są do połowu karpi. Zakładane są one również na zestawie włosowym, lecz prostszym od zestawu karpiowego. Jest on, moim zdaniem, lepszy od zestawu karpiowego. Ma na końcu „włoska” z żyłki grubości zaledwie 0,08 mm wiązany haczyk nr 16, a przeciwległy koniec „włoska” mocuje się do kolanka haka nr 8 wiązanego na żyłce głównej – 0,26 mm. System ten ma m.in. tę zaletę, że przy założeniu całej rosówki mały haczyk jest przez rybę niezauważalny i niewyczuwalny. Można na niego założyć na pętelkę gnojaczki lub kilka małych białych robaczków albo ziarnko kukurydzy, gdzie haczyk jest całkowicie zatopiony. Przynęta na cienkim, wiotkim przyponie jest bez obawy połykana przez lina, a za nią główny hak. Gdy lin poczuje sztywną, grubą żyłkę, zapewne zechce wypluć przynętę. Jest już wtedy za późno, gdyż główny hak tkwi w jego pyszczku. Ten skuteczny i zdradliwy sposób połowu lina został opisany pierwszy raz w „WW” nr 10/1965.

http://www.iv.pl/images/89607626830565760740.jpg (http://www.iv.pl/)
Jezioro Jegły

Dane morfometryczne jeziora: powierzchnia lustra wody – 11 ha, głębokość maks. – 6 m, długość maks. 500 m, szerokość maks. – 250 m, objętość wody w tys. m³ – 238,20, wysokość położenia w m n.p.m. – 140,40 m. Rybacki typ jeziora: linowo-szczupakowy.

Kształt jeziora jest zbliżony do kwadratu. Akwen połączony jest rowem z jez. Krominek oddalonym kilkadziesiąt metrów od niego. Brzegi północne i zachodnie zbiornika są strome, pozostałe płaskie. Wokół jeziora ciągną się łąki i pola uprawne. Ichtiofauna podobna jak w jeziorze Krominek. Dominującymi gatunkami zbiornika są: lin i szczupak. Metody i sposoby łowienia takie same jak w opisie jeziora Krominek.

Dojazd: szosą Pasym – Grzegrzółki, od rozwidlenia szosy za Pasymiem około 2850 m do zbliżenia z północnym brzegiem jeziora. Przy pojedynczym domu z lewej strony skręcamy w prawo i drogą polną dojeżdżamy do samego jeziora.

Gospodarzem i dzierżawcą jezior jest Kompania Mazurska Pasym Sp. z o.o., ul. Wypoczynkowa 2, tel. (89) 621-20-09.

http://www.iv.pl/images/49290685694912175218.jpg (http://www.iv.pl/)

Marian Paruzel

Marko
20-07-2011, 05:50
2011-07-15
Nagroda miesiąca 08/2011 - łosoś 12,30 kg!

Łosoś nie trafia się często na dorszowy zestaw. A jeżeli już, to – jak twierdzą fachowcy – atakuje wybierany pilker w pół wody albo tuż po zarzuceniu, zanim przynęta opadnie na dno.

Pan Rafał Lehmann z Kiełpina ma inne doświadczenia. Jego majowy łosoś wziął z samego dna, a głębokość sięgała kilkudziesięciu metrów...

Rafał Lehmann:

Kuter WŁA-65 płynął na łowisko ponad dwie godziny, w planie było wędkowanie na głębokiej wodzie. Zaczęło się obiecująco. Pierwsze opuszczenie przynęty na 70 m przyniosło dorsza, ale później ryby brały słabo. Do południa miałem tylko trzy nieduże sztuki, u kolegów też nie było rewelacji, więc postanowiłem zejść pod pokład na odpoczynek.

Po godzinnej drzemce żwawo zabrałem się do wędkowania. Założyłem sprawdzony pilker Jaxona o masie 250 g w kolorze niebiesko-pomarańczowym oraz żółte przywieszki. Opuściłem zestaw do dna z burty nawietrznej i po chwili poczułem potworne uderzenie. Na początku myślałem, że mam zaczep, ale po kilkunastu sekundach nastąpiły dwa mocne szarpnięcia i plecionka dosłownie zaczęła znikać z kołowrotka. Ryba błyskawicznie się wynurzała. Wiedziałem, że dorsz tak nie postępuje. To mógł być tylko łosoś albo troć...

Niepokoiłem się, że ryba wyskoczy nad powierzchnię i wytrzepie kotwicę. Takie przykre doświadczenia miałem z pstrągami, więc dałem jej trochę luzu. To poskutkowało. Ruszyła w dół i wtedy zaczęła się prawdziwa walka.

W jednej chwili ryba odwinęła prawie całą 150-metrową plecionkę, co zmusiło mnie do podkręcenia hamulca i siłowego holowania. Po około 20 minutach pokazała się pod powierzchnią.

Koledzy krzyczą „piękny łosoś!”.
A ten zrobił jeszcze dwa odjazdy i dopiero po półgodzinnej walce miałem go na powierzchni. Szyper pomógł mi wydostać łososia na pokład. Był przepiękny. Waga wskazała 12,30 kg!

Życzę każdemu wędkarzowi spotkania z tak silną i waleczną rybą.

http://www.iv.pl/images/53986366898624470203.jpg (http://www.iv.pl/)

Marko
20-07-2011, 05:53
Złota karierowiczka

Bohaterka tego artykułu to jedna z najpiękniejszych naszych ryb. Złoto, brąz, ciemna zieleń i głęboki karmin to urokliwa sukienka popularnej krasnopiórki (zwanej także czasami czerwionką, czerwoną płotką), czyli wzdręgi. Ryby pocieszycielki, gdy fala letnich upałów zniechęci do żerowania pozostałe gatunki zmiennocieplnych kręgowców.

Piękno i waleczność nie idzie w parze z walorami smakowymi. Wzdręga niepodzielnie przewodzi w rankingu pod względem ilości ości. Dlatego bardzo mnie dziwi, dlaczego ludzie zabierają te ryby do spożycia. Pewnie bierze się to stąd, że zdecydowana większość wędkarzy myli wzdręgi z płociami. Nie wierzycie? Podejdźcie do pierwszej biwakowej patelni podczas smażenia ryb, a się przekonacie.

Ze spinningiem

Nie ma drugiej ryby w polskich wodach, która zrobiłaby w wędkarstwie ostatnimi laty tak zawrotną karierę. Stała się niezaprzeczalnie gwiazdą zawodów spinningowych. Dla mnie to nienaturalne i dziwne, że traktuje się ją jako drapieżnika na równi z okoniem, sandaczem czy szczupakiem. Połów wzdręg metodą spinningową w toni uważam za nieetyczny, gdyż wiele ryb zrywa się razem z przynętą, gdy łowimy na supercienkie żyłki (0,08–0,10 mm)wśród trzcin i oczeretów. Wystarczy kilka zaczepów lub otarć o sztywne łodygi roślin wynurzonych i żyłka ma wytrzymałość nitki krawieckiej. Do tego dochodzi lenistwo wędkarza, który niezbyt chętnie wymienia ją na kołowrotku. Byłem świadkiem, jak łowiący tą metodą wędkarz urwał na Tałtach pod rząd kilkanaście prześlicznych, średniej wielkości krasnopiórek. Głośno wyrażał swoje oburzenie, że stracił tyle przynęt. Dodajmy – na własne życzenie. Polecam wszystkim spinningistom spróbowania metody muchowej (mokra, jasna czy czerwona muszka) lub na boczny trok. Można zastosować bardziej wytrzymały zestaw, polować na „upatrzonego”, a na haku siadają z zasady większe wzdręgi, co podnosi adrenalinę podczas holu.

Nęcić czy nie?

Krasnopióry próżno szukać na wodzie głębszej niż dwa metry. To typowo litoralna ryba. Bankowe miejscówki to ustronne zatoczki z dużą ilością nenufarów, grążeli, strzałki wodnej i szerokim brzegowym pasem trzcin, oczka wśród pasa trzcin lub roślinności wynurzonej, długie cyple wychodzące w jezioro pokryte rzadką trzciną od strony zawietrznej. Gdy nie ma wiatru, warto odwiedzić pokryte rozproszoną trzciną górki podwodne, gdzie wzdręgi wyszukują racicznice i inne drobne żyjątka. Niestety, wzdręga jest bardzo płochliwa i dojście po cichu do jej stanowisk z brzegu graniczy z cudem. Ułatwiają nam podejście do ryb pomosty wędkarskie i kładki, ale pełnię szczęścia i wygody zapewni nam jakieś płaskodenne „pływadło”. Nie bez przyczyny napisałem „płaskodenne”, bo nie będziemy grzęznąć wśród roślinności zanurzonej i wynurzonej. Ponieważ wiosła tylko utrudnią nam przesuwanie się pomiędzy kolejnymi miejscówkami, proponuję zastosować długie wiosło pychowe. Jest to sprawdzone rozwiązanie. Często pytacie, czy wzdręgi można skutecznie nęcić? Oczywiście, że tak! Trzeba tylko podać zanętę niezwykle subtelnie, bez hałasu. Gdy poszukuję stanowisk większych wzdręg, zawsze mam ze sobą procę wędkarską, którą strzelam w upatrzone miejsce duże białe robaki i kawałki pieczywa. Gdy strzelamy dalej, skórkę pieczywa tuż przed użyciem na moment zanurzam w wodzie. Zwiększenie jej ciężaru procentuje większą celnością. Białe robaki zawsze podaję w łowisko jako pierwsze. Dodanie do nich niewielkiej ilości oleju jadalnego zdecydowanie zwiększa ich pływalność. Pozwala to szybciej przekonać się o obecności krasnopiór. Charakterystyczne zawirowania wody i głośne cmokanie świadczą o tym, że mamy do czynienia z rybami powyżej 20 dag. Warto wtedy dostrzelić w to miejsce kilka kawałków pieczywa, żeby nie odpłynęły. Świetnie przytrzymuje wzdręgi lekko nawilżony, żółty chleb belgijski Trofeum.

Z batem

Najbardziej widowiskową i skuteczną metodą połowu jest użycie pięciometrowego „bata”, którym nauczył Was posługiwać się mój redakcyjny kolega J. Wróblewski. Zestaw powinien być o metr krótszy od długości wędki. Ułatwia to manewrowanie podczas zarzucania przynęty i holu większych sztuk. Na rękojeść „bata” radzę założyć mocną gumkę, pod którą podpinać będziemy haczyk zestawu. Najprostszy zestaw składa się z żyłki 0,14 mm, bez przyponu, krótkiego spławika w kolorze białym lub brązowym o wyporności nie większej niż 1,5 g. Jednopunktowe obciążenia w postaci stilla (najmniej zaczepia się o rośliny) umieszczam pod spławikiem. Czasem stosuję też spławiki z własnym obciążeniem. Na 30–50 cm odcinku żyłki pomiędzy spławikiem a haczykiem umieszczam jedną śrucinkę o ciężarze 0,1–0,2 g. Musimy ich mieć kilka w zapasie, bo zdarza się, że spada z żyłki. Haczyki nr 8 i 10, srebrne z długim trzonkiem do miękiszu pieczywa (długi trzonek ułatwia jego zaciskanie). Haki srebrne z krótkim trzonkiem do białych robaków, a brązowe z zadziorem na trzonku do kawałków rosówek lub czerwonych robaków.

Z odległościówką

Używanie „bata” jest naprawdę fantastyczne. Jedynym utrudnieniem jest obławianie miejscówek w gęstych trzcinach. Wtedy warto zaprosić na wspólne wędkowanie kolegę, który w trakcie zmian stanowiska będzie trzymał wędki pionowo do góry. Praktycznie wyeliminuje to kłopoty z ich transportem. Gdy natomiast potrzebne jest podanie przynęty na większą odległość, aby nie wystraszyć ryb, warto skorzystać z mocnej odległościówki, która zapewni nam w miarę komfortowe zarzucanie, zacinanie i hol. Spławiki oczywiście krótkie, w kształcie wydłużonej gruszki. Kołowrotek o dużej szpuli i przełożeniu.

Opisane wcześniej sposoby łowienia stosuję w dni słoneczne i upalne. Gdy natomiast zrobi się chłodniej i zimniej, trzeba poszukać wzdręgi głębiej. Z zasady szukają pożywienia na granicy płycizn i głębszej wody lub na spadzie, ale zawsze w pobliżu roślinności. Wtedy warto pokusić się o łowienie w opadzie. To bardziej finezyjna metoda. Ponieważ łowimy w głębszej wodzie (od metra do dwóch), możemy bez obaw użyć dociążonego wagglera (może być ze statecznikami lotu). Spławik (4–6 g) mocuję na żyłce przez typowy uchwyt blokowy. Jego odległość od haczyka jest równa głębokości łowiska. Z zasady nie zakładam na żyłkę żadnego dodatkowego obciążenia, ale gdy wieje wiatr, zestaw może się plątać. Dokładam wtedy małą śrucinkę, ale nie bliżej niż pół metra od haczyka. Ten odcinek żyłki przecieram płynem zwiększającym pływalność. Przynęta wtedy opada bardzo wolno i naturalnie.

Jeśli łowię w odległości mniejszej niż 20 metrów, donęcam z procy dodatkowo robakami. Przy większych dystansach robaki sklejam specjalnym klejem do białych robaków z dodatkiem zanęty sypkiej (mielona bułka z dodatkiem atraktora waniliowego). Mocno pracująca zanęta wskazuje miejsce zarzucania zestawu. Spławik kładę 2 metry za zanętą i podciągam wolno nad pole nęcenia. Przypon wolno opada, penetrując całą głębokość łowiska. Zestaw trzeba przerzucać dość często, bo w tej metodzie ważny jest ruch przynęty.

Bez spławika i obciążenia

Jedną z najciekawszych metod połowu wzdręgi jest łowienie bez spławika i obciążenia. Przynęta to kawałek miękiszu pszennego pieczywa zaciśnięty na długim trzonku haczyka numer 6–8 koloru srebrnego. Zaciskamy go mocno tylko w jednym miejscu, aby miękisz tworzył na nim nieregularną grudkę. Ten sposób łowienia eliminuje praktycznie krasnopióry poniżej 20 cm. Musimy tylko pamiętać, aby ostatnie 30 cm żyłki przy haczyku od czasu do czasu przecierać olejem spożywczym. Zwiększa to pływalność żyłki, a przez to też samej przynęty. Przynętę można uatrakcyjniać, najlepiej wanilią, ale minimalną ilością! Ja używam do tego celu pipety aptecznej. Zaczynamy łowić w momencie, gdy do wrzuconych dużych (bułka podzielona na dwie części) skórek zanętowych pieczywa zaczynają podpływać większe ryby. Grubych wzdręg nie widać, ale… słychać! Głównie są to głośne cmokania i ciche pluski w okolicy zanęty, gdy ostrożne ryby od spodu starają się dobrać do pływającego pożywienia. Próżno jednak liczyć na to, że któraś z nich choć na chwilę się nam pokaże. Naszą przynętę wrzucamy jak najbliżej skórki zanętowej. Branie jest emocjonujące, gdy nagle nasza przynęta uniesie się na powierzchni wody i para mięsistych warg zassie ją z głośnym cmoknięciem. Zacinamy i – na ile jest to możliwe – najciszej i najszybciej staramy się wzdręgę odholować poza strefę nęcenia. Gdy zrobimy to sprawnie, na następne branie możemy liczyć za kilkanaście minut. Właśnie tą metodą, podczas majowego wypadu na Mazury, udało mi się złowić wzdręgę ważącą 72 dag. Jest to metoda dla cierpliwych, którzy znają łowisko, ale zapewniam, że warto jej spróbować.

WZDRĘGA

Wymiar ochronny 15 cm. Nie ma czasowego okresu ochronnego. Występuje w wodach całej Europy z wyłączeniem Szkocji, Półwyspu Iberyjskiego i północnej Skandynawii. Preferuje wody zarośnięte, o mulistym dnie (jeziora, kanały, starorzecza, zbiorniki zaporowe, dolne odcinki rzek o słabym i bardzo słabym prądzie). Przebywa w niewielkich stadkach. Im większe ryby, tym mniej ich w stadzie. Świetnie nadaje się do celów hodowlanych, nawet w oczkach wodnych. Dorasta do długości około 50 cm i może osiągać w sprzyjających warunkach bytowania nawet ponad 2 kilogramy. Tarło odbywa najczęściej w kwietniu i maju. Ikra w ilości około 100 000 przyklejana jest do roślinności zanurzonej. Może dożywać 20 lat, a dojrzałość płciową osiąga pomiędzy 2 a 4 rokiem życia. Żywi się głównie roślinnością wodną i małymi formami zwierzęcymi. Rekord Polski ustanowiony przez Roberta Kozerę w 2005 roku wynosi 1,69 kg, przy długości 46 cm.

http://www.iv.pl/images/57793710956690027796.jpg (http://www.iv.pl/)

Nie mylić z płocią

Charakterystyczną cechą różniącą wzdręgę od płoci jest moim zdaniem nie kolorystyka płetw, choć płoć ma z zasady mniej intensywny kolor ich czerwieni (niestety, często w zbiornikach płytkich, mocno zamulonych ta różnica jest prawie niezauważalna), ale skierowany ku górze otwór gębowy i brązowy obrys warg ryby. Płoć takiego nie ma.



Tekst i zdjęcia :
Piotr Berger

Marko
21-07-2011, 05:59
Rzeki z marszu

W pełni lata rzeki zwykle prowadzą mało wody. Wraz z pojawieniem się niskich stanów wód, na dużych rzekach dostępne stają się dla wędkarzy miejsca, które przez większość roku były głęboko zatopione i trudne do obłowienia. Stare, rozmyte ostrogi i kamieniste rafy ledwo przykryte małą warstwą wody kuszą swymi urokami. Właśnie tam żerują grube kleniska, opasłe brzany i wielkie bolenie, których złowienie byłoby dla każdego spełnieniem wędkarskich snów.

Dla tych, którzy nie dysponują środkami pływającymi, jedyną możliwością dobrania się do tych okazów jest wejście do rzeki. Jeśli takiego łowienia jeszcze nie próbowaliście, to czeka Was wielka przygoda. Pod warunkiem jednak, że dowiecie się, jak należy się wyposażyć i jak bezpiecznie poruszać po łowisku.

http://www.iv.pl/images/04140608429081459607.jpg (http://www.iv.pl/)
efekt brodzenia, brzana z przelewu

Samo brodzenie nie jest bardzo trudną sztuką, jednak wymaga pewnego doświadczenia. Tylko wtedy łowienie będzie bezpieczne. Początkującym mogę poradzić, aby lekcje brodzenia zaczęli od przybrzeżnych płycizn i dopiero w miarę zdobywania doświadczenia przesuwali się w kierunku środka rzeki. Ale nawet wtedy, gdy poczujecie się w wodzie pewnie, absolutnie nie wolno popadać
w rutynę. Rzeki są nieprzewidywalne i nawet doświadczonym wędkarzom w każdej chwili może przydarzyć się niechciana kąpiel. Moim zdaniem na wędkowanie „z wody” najlepiej wybierać się w towarzystwie, bo wtedy w razie niespodziewanej przygody będziemy mieli obok siebie kogoś do pomocy. Nawet mając przy sobie dobrego kompana, trzeba pamiętać, że pierwszą zasadą, którą należy przestrzegać podczas brodzenia, jest zachowanie przy każdym wykonywanym kroku bezwzględnej ostrożności. Również w miejscach, gdzie często łowimy i które – jak nam się wydaje – dobrze znamy.

Przygodę z brodzeniem należy rozpocząć od zakupu odpowiedniego obuwia. Według mnie na duże nizinne rzeki, takie jak Wisła czy Odra, do skutecznego brodzenia z powodzeniem wystarczą zwykłe, sięgające do bioder gumowe wodery. Są tanie (dostępne już za ok. 100 zł), a ich mała wysokość nie pozwala wędkarzowi wejść w wodę za głęboko. Wybierając wodery, warto zwrócić uwagę na zabezpieczenia antypoślizgowe. Podeszwa buta powinna mieć głęboki bieżnik lub być podklejona podkładką filcową. To minimum, które powinno zapewnić nam odpowiednią przyczepność do podłoża. W mojej ocenie najlepszym rozwiązaniem, dającym doskonałą przyczepność, są metalowe kolce w podeszwach, stosowane w niektórych modelach butów do śpiochów. Ale to już, niestety, artykuły z wyższej półki cenowej.

Mając odpowiednie buty, początkujący zaraz po wejściu do wody zauważą, że słabo albo wcale nie widzą dna. Wyczuwają pod butem, że jest nierówne. Każdy krok grozi wywróceniem, więc nie czują się w wodzie zbyt pewnie. Intuicyjnie poszukują trzeciego punktu podparcia. Na tę okoliczność wymyślono „trzecią nogę”, czyli kijek do brodzenia. Kijek pomaga w utrzymaniu równowagi i jest wręcz niezbędny do sprawdzania głębokości w podejrzanych miejscach. W sklepach wędkarskich rzadko dostępne są składane kijki specjalnie zaprojektowane do brodzenia (ang. wading sticks), zastępczo można więc posłużyć się typowym kijkiem trekkingowym (dostępne we wszystkich sklepach sportowych). Żeby kijek nie przeszkadzał nam łowić, najlepiej przypiąć go do kamizelki lub paska za pomocą magnetycznego klipsa.

Warto mieć dwa takie klipsy, by drugi wykorzystać do zamocowania podbieraka. Przy brodzeniu sprawdzają się tylko podbieraki z krótką rączką, zwyczajowo nazywane muchowymi. Ten element wyposażenia przede wszystkim umożliwia wędkarzowi szybkie i bezpieczne zakończenie holu ryby. Jednak ma też inne zalety. Pamiętajcie, że brodząc znajdujemy się z dala od brzegu, a ryba na wędce z całej mocy się nam opiera. Bez podbieraka tylko czasem udaje się ją podebrać w pierwszym podejściu. A jeśli ryba jest duża (a na takich przecież najbardziej nam zależy), jest bardzo trudna do podebrania. Podebraną w podbierak rybę możemy spokojnie odhaczyć, a potem zważyć (razem z podbierakiem) i zmierzyć (przez przyłożenie do wędziska z naniesioną np. co 5 cm podziałką). Można też przetrzymać ją w wodzie do momentu, kiedy podejdzie nasz kolega, żeby zrobić nam pamiątkowe zdjęcie. Zdecydowanie odradzam robienia zdjęcia samemu sobie. Prawdopodobieństwo zrobienia dobrej fotki jest nikłe, za to możliwość utopienia lub zamoczenia aparatu wysoka. Po fotografowaniu można złowioną rybkę wypuścić w niezłej kondycji (do czego wszystkich zachęcam, bo przecież następnego dnia lub za dni kilka będzie można złowić ją ponownie).

Kto chce łowić piękne ryby, musi umieć czytać w swojej rzece jak w otwartej księdze. Gadżetem ułatwiającym to czytanie i poprawiającym bezpieczeństwo wędkowania są okulary polaryzacyjne. Zdarza się, że okulary pozwolą nam zajrzeć pod powierzchnię wody i dojrzeć głębię tuż przed nami lub leżące na dnie przeszkody i uniknąć niebezpieczeństwa. Czasem też uda nam się dojrzeć rybę. Najczęściej jednak służą do ochrony oczu przed odblaskami, a czasem przed przynętą „odstrzeloną” z zaczepu.

Elementy wyposażenia, które wymieniłem wcześniej, to nie tylko ekwipunek poprawiający komfort wędkowania. Dzięki nim łowienie jest nieco bezpieczniejsze. Jednak nawet przy zastosowaniu najlepszego sprzętu nie będziemy bezpieczniejsi na łowisku, jeśli nie poznamy podstawowych kanonów poruszania się po rzece.

Oto kilka z nich:

– podczas brodzenia poruszamy się wolno i bardzo wolno,

– brodząc szuramy po dnie, starając się nie odrywać nóg, badamy ostrożnie grunt przed sobą, unikamy gwałtownego przenoszenia ciężaru ciała na jedną nogę, jeśli nie wiemy na pewno, że pod tą nogą mamy stabilne podłoże,

– wszystkie kamienie omijamy, nigdy na nie nie wchodzimy,

– nigdy nie odwracamy się tyłem do nurtu,

– wychodząc z wody przy stromej burcie brzegowej unikamy podciągania się na zwisających gałązkach,

– ostra wyrwa w przerwanej ostrodze przed nami przeważnie jest głębsza, niż chcielibyśmy, a testowanie głębokości nogą jest niedopuszczalne (tu przydaje się kijek),

– jeśli wyrwa jest łagodna, a woda na środku przelewu płynie równo, bez zmarszczek, głębokość z pewnością przekracza możliwości naszych woderów,

– jeśli woda płynie szybko i siła nurtu jest duża, to nawet w wodzie o głębokości poniżej kolan jesteśmy zagrożeni podcięciem nóg,

– unikamy brodzenia w miejscach, gdzie podłoże jest luźne, piaszczyste (blisko krawędzi wędrującej przykosy) lub muliste (w zastoiskach).

http://www.iv.pl/images/65992324473751321383.jpg (http://www.iv.pl/)
Na przelewie trzeba być bardzo ostrożnym

Lista, którą tu wymieniłem, nie jest oczywiście zamknięta. W miarę zdobywania doświadczeń z pewnością dopiszecie do niej swoje punkty. Moje rady jednak niech będą zaczynem, który umożliwi Wam rozpoczęcie zdobywania niezbędnej wiedzy, aby poczuć smak łowienia ryb ze śródrzecznych płycizn.

Zanim wejdziecie na te płycizny – jeszcze jedno ostrzeżenie! Niedoświadczeni wędkarze często narażają się na niebezpieczeństwo w sytuacji, kiedy przynęta wejdzie im w zaczep i nieskuteczne są wszelkie próby jej odczepienia. Ruszają wtedy z klapkami na oczach wzdłuż żyłki, żeby dotrzeć do zaczepu na odległość wędziska i odzyskać ulubiony wobler lub wirówkę. Krok za krokiem włażą w coraz głębszą wodę, gdzie jest mocniejszy nurt. Wydaje im się, że jeszcze kroczek i uratują przynętę. Niestety, przy kolejnym kroczku nurt podcina im nogi i nieszczęście gotowe. Wchodząc do wody, pamiętajcie, że życie jest cenniejsze niż wobler za kilkanaście złotych. Jeśli przynęta tkwi mocno w zaczepie, nie wahajcie się jej urwać i nie martwcie się stratą, bo chociaż przynęta została w wodzie, to rezygnując z dotarcia do zaczepu nie spłoszyliście ryb, którym trzeba by było przejść „po głowach” i łowisko byłoby spalone na długi czas. Po zacięciu ładnej ryby, kiedy kołowrotek zagra tę najmilszą wędkarzowi melodię, strata sprzed chwili wyda się mało ważna i zaraz zniknie z pamięci, czego Wam serdecznie życzę.



Tekst i zdjęcia:
Ryszard Kuna

Marko
25-07-2011, 17:28
Dwie rynny

Pierwszą z nich jest długa, kamienista rynna, a w zasadzie ciąg rynien idących wzdłuż lewego brzegu Wisły, położonych w okolicy stadionu „Spójni” w Warszawie, a kończących się mniej więcej w okolicy mostu Grota Roweckiego. Rynna ma ok. 100 m szerokości (namiar GPS: N 52.270149, E 21.003496). To renomowane łowisko wspaniałych brzan, lecz pełne zaczepów. Łowisko ciekawe, wymagające dłuższego poznania.

http://www.iv.pl/images/31169928948671236893.jpg (http://www.iv.pl/)

Kolejna brzanowa rynna znajduje się około 40 km poniżej Warszawy, w jednym z najbardziej urokliwych miejsc Mazowsza: w położonej poniżej Zakroczymia Duchowiźnie. To prawdziwa „kraina wąwozów”, której krajobraz został wyrzeźbiony przed tysiącami lat przez skandynawski lądolód. Pędząc nad rzekę, skorzystajmy z okazji i stańmy na chwilę na zboczu wiślanej skarpy, poprzecinanej spadającymi ku rzece wąwozami. Choćby na wysokiej na 25 m odkrywce geologicznej (GPS: N 52.431237, E 20.580654). Pod nią znajduje się moja rynna. Jedno z najładniejszych wiślanych łowisk brzan, kleni, leszczy, sandaczy i boleni, a nawet okoni. Ze skarpy otwiera się przepiękny widok na płynącą w dole rzekę, a za nią na płaskie, pokryte wikliną, topolami i olszami łęgi (dolinowe lasy zalewowe) i ciemne plamy lasów północno-wschodniej części Puszczy Kampinoskiej. W obniżeniach gęste krzewy, w nurcie rzeki piaszczyste łachy, mielizny, przykosy, a pod brzegiem, w rynnie, podmyte nurtem rzeki drzewa. Spotkać tu można liczne, ale i bardzo rzadkie gatunki zwierząt i roślin. W trosce o zachowanie ostoi lęgowych mało spotykanych i ginących gatunków ptaków, m.in. brodźców, biegusów i kulików, oraz z uwagi na unikatowe wartości przyrodnicze tereny środkowej Wisły uznane zostały za rezerwaty przyrody o randze europejskiej: „Wyspy Smoszewskie” i „Wikliny Wiślane”.

http://www.iv.pl/images/56858445392482165425.jpg (http://www.iv.pl/)

Przy okazji warto zwiedzić przepiękny Zakroczym. Na skraju tarasu wiślanego w Zakroczymiu znajduje się, ukryty między drzewami, gotycko-renesansowy kościół parafialny,
a w nim dobrze zachowana kaplica św. Barbary z późnogotyckim ołtarzem. Tu też znajduje się słynny barokowy kościół i klasztor oo. kapucynów, powstały w 1758 roku. Innym, wartym zobaczenia zabytkiem w okolicach jest Fort nr 1 w Zakroczymiu, usytuowany około 200 m na północnywschód od centrum. Jest jednym z elementów systemu fortyfikacji związanych z Twierdzą Modlin. Zbudowano go w latach 1878–1880, następnie zmodernizowano w latach 1912–1914. Podczas II wojny światowej, po Powstaniu Warszawskim, hitlerowcy założyli tu obóz, w którym przytrzymywali od 15 do 30 tysięcy więźniów.

Ciekawym obiektem do zwiedzania jest również Góra Zamkowa – dawne grodzisko, a także pozostałości zamku zamieszkanego jeszcze w drugiej połowie XVII wieku, położone wśród wiekowych lip nad brzegiem Skarpy Wiślanej w Zakroczymiu.



Dodatkowe informacje:

Noclegi: Ośrodek Wypoczynkowy Inco-Veritas w Zakroczymiu, Zakroczym – Duchowizna, tel. +48 22 785-21-11.

„Villa Duchowizna” – ul. Nad Wisłą 33, 05-170 Zakroczym

tel. kom. 500-126-604,

www: http://ww.duchowizna.pl

e-mail: rezerwacja@duchowizna.pl.

Tekst i zdjęcia

Karol Zacharczyk

Marko
25-07-2011, 17:35
Omaza

Tak dzikiej i pięknej rzeki nie znajdziecie w całym północnym pasie Warmii i Mazur. Omaza to właściwie rzeczka, w której do dziś utrzymują się pstrągi. Wypływa z północno-zachodnich krańców Wzniesień Górowskich w pobliżu wsi Grzędowo. W dalszym biegu, jako wąski strumień, dwukrotnie przekracza granice Rzeczypospolitej z Rosją – obwód kaliningradzki. Za granicą wpada jako prawy dopływ do Banówki, nazywanej tam Mamonowka, po czym uchodzi do Zalewu Wiślanego.

Bieg górny

Źródła cieku znajdują się w wąskim wąwozie na zachód od wsi Lutkowo. Powyżej Lutkowa strumień przepływa przez bagnisty teren, zalewany okresowo płytką wodą. Dalej Omaza płynie w kierunku północnym w otoczeniu przeważnie dzikich łąk. W pobliżu kol. Jachowo zaczyna się podobny dla całego biegu charakter rzeki. Pomimo że w całej okolicy nie ma większych kompleksów leśnych, Omazę i jej niewielkie dopływy otacza szczelnie dziewicze pasmo leśne, składające się z drzew mieszanych, przeważnie liściastych. Niektóre fragmenty rzeki są przykryte gałęziami powalonych drzew. Miejsca te stanowią wspaniałe kryjówki dla pstrągów. Dno rzeki usłane jest przeważnie żwirem, piaskiem i kamieniami. W wielu miejscach zalegają w korycie duże głazy. Żwirowate partie dna stanowią doskonałe tarliska dla potokowców. Nieliczne, zamulone miejsca i grząskie brzegi znajdują się tylko tam, gdzie rzeka wypływa z wąwozu i ma wolniejszy nurt. Ma to miejsce tylko w środkowej części górnego biegu. Dalej rzeka lekko meandruje, po czym, zataczając rozległy łuk w lewo, wpływa za granicę kraju. Odcinek ten jest bardzo krótki, liczy zaledwie kilkaset metrów.

http://www.iv.pl/images/41217624409347060838.jpg (http://www.iv.pl/)
Omaza, bieg górny

Odcinek dolny

Za granicą Omaza znów zmienia kierunek biegu na południowo-zachodni i wpływa ponownie do Polski. Płynie teraz łukiem wygiętym w kierunku głębi kraju. Pod autostradą do Kaliningradu (ciągle w budowie) zmienia kierunek biegu na północno-zachodni, by po około 4 kilometrach ostatecznie opuścić naszą ojczyznę.

Cały ten łukowaty odcinek jest jednolity i wprost niepowtarzalny. Rzeka rwie jak szalona w głębokiej dolinie, a raczej wąwozie, po kamienistym dnie. Jej dzikość i piękno zapiera dech w piersi każdego rasowego pstrągarza. Nic to, że trzeba raczej brodzić nurtem niepokornej rzeki, niż próbować przemieszczać się wzdłuż jej brzegów. Bystra, ocieniona wysokim lasem rzeka oraz spływające ze zboczy srebrzyste kropelki źródlanej wody powodują, że woda cieku jest niezwykle zimna i dobrze natleniona. Sprzyja to naturalnie bytowaniu i rozwojowi potokowców.

http://www.iv.pl/images/82254418585179816832.jpg (http://www.iv.pl/)
pstrąg z Omazy


Jak dodamy, że płynie ona w bezludnej okolicy, to cóż by jeszcze trzeba do szczęścia wybrednym wędkarzom. Sprawa ma jednak kilka haków! Po pierwsze, rzeka płynie na krańcach Rzeczypospolitej i żeby do niej dotrzeć z głębi kraju, trzeba pokonać kilkaset kilometrów. Po drugie, w okolicy brak odpowiedniego zakwaterowania. Po trzecie, uprzedzam Was, drodzy wędkarze, abyście nie wybierali się tam latem. W tym okresie zwykle stan wody w rzece tak się obniża, że wędkowanie jest utrudnione i mało efektowne.

http://www.iv.pl/images/43409115036960421343.jpg (http://www.iv.pl/)
Omaza, odcinek dolny



Ichtiofauna i wędkowanie

Omaza od wielu lat figuruje w Informatorze wód KPiL jako woda pstrągowa Zarządu PZW Elbląg. Nie opisywałem jej dotychczas m.in. z powodów wcześniej wymienionych. Na początku czerwca wybrałem się tam wraz z mym przyjacielem Jarkiem. Był to raczej rekonesans, a nie dłuższe wędkowanie. Testowaliśmy odcinek dalszy, w rejonie przebiegającej górą autostrady. Mimo niskiego stanu wody stwierdziliśmy, że pstrągi w rzece nadal bytują. Spinningując stosowaliśmy na przynętę małe woblery Salmo imitujące głowacza i strzeble, jak również małe błystki obrotowe o białych paletkach. Brania były głównie w większych dołkach. Nie były to wprawdzie „lorbasy”, ale trafiały się pstrągi wymiarowe. Zabraliśmy tylko jednego. Wszystkie pozostałe, jak w wierszu Romana, obdarzone zostały wolnością.

W Omazie dominującą rybą jest pstrąg potokowy, tylko z naturalnego tarła. Prócz pstrąga w rzece występują jeszcze małe ryby charakterystyczne dla krainy pstrąga i lipienia: głowacze, strzeble i ślizy.

Informacje dodatkowe:

Skuteczną metodą połowu na Omazie jest spinning. Mucha, ze względu na charakterystykę rzeki, jest trudna i mało efektowna. Dojazd do łowisk: od wsi Żelazna Góra drogą utwardzoną na północ, pod wymienianą w artykule autostradę.
Tekst i zdjęcia

Marian Paruzel

Marko
17-08-2011, 05:55
Szczupak rusza na żer

W opinii wielu wędkarzy specjalizujących się w łowieniu drapieżników wrzesień uchodzi za miesiąc przełomu. Żerowanie ryb nie jest już ograniczone do krótkich okresów doby. Zmiany termiki wody i mniejsze nasłonecznienie sprawiają, że podwodni łowcy stają się aktywniejsi, co – rzecz jasna – wędkarz może i powinien wykorzystać.


Nie ulega wątpliwości, że najpopularniejszą w Polsce rybą drapieżną pozostaje od lat szczupak, i to na nim koncentruje się zainteresowanie zarówno miłośników żywcówki, jak i spinningu. Żywcówkę pozostawię w spokoju – właściwie nic się w tej metodzie nie zmienia poza nieustannymi dyskusjami regulaminowymi (zakazać – nie zakazać). Za to klan spinningistów ma coraz cięższy orzech do zgryzienia – ryb z roku na rok wydaje się mniej. Zastanawiamy się, jak przechytrzyć coraz liczniejszą konkurencję i regularnie łowić „zębate”. Czy tajemnica leży w superprzynętach? A może ważniejsza jest umiejętność czytania wody i błyskawicznego dostosowania się do aktualnych warunków? Wydaje się, że prawda – jak to zwykle bywa – leży pośrodku. Sukcesy odniosą ci, którzy na określonym łowisku będą potrafili dobrać odpowiedni wabik. Dwa warunki – muszą go mieć w pudełku i wiedzieć, jak poprowadzić. Wiele razy widywałem spinningistów, którzy świetnymi przynętami łowili – delikatnie mówiąc – jak nowicjusze, po prostu monotonnie je ściągając. Gdyby ich zapytać o głębokość łowiska czy jego pokrycie roślinnością, odpowiedzieliby: „Panie, zaczepy są raz na dziesięć rzutów”. Ot, niezbędna wiedza.

Poruszając temat szczupakowych przynęt, nie sposób pominąć kontrowersyjnej kwestii tzw. przebłyszczenia. Pisałem już o tym wielokrotnie, więc tylko krótkie przypomnienie. Szczupaki nie są w stanie nauczyć się, że jakiś wabik jest dla nich groźny. Są za to zmiennie wyposażone genetycznie pod względem reakcji na różne przynęty. Jeśli wędkarze namiętnie łowią na jakiś jej typ, holują przede wszystkim osobniki świetnie na niego reagujące, niszczą ich pulę genową i sprawiają, że wabik staje się nieskuteczny – ale pozostałe w wodzie sztuki i tak słabo by na niego reagowały.

We wrześniu szczupaki żerują we wszystkich strefach jeziora, niekiedy w trudnych do przewidzenia godzinach, niemniej pewne schematy stają się już powtarzalne i możliwe do wykorzystania. W klasycznym jeziorze szczupakowym występuje dość obszerna strefa roślinności zanurzonej, zwana litoralem. Może być zwarta bądź poprzecinana pasami czystego dna, natomiast zawsze jest płytka (przyjmijmy, że ma do 2 metrów głębokości). Kiedy możemy się tam spodziewać szczupaków? Generalnie przez cały dzień, ale podpływają najbliżej brzegu i są najaktywniejsze w porze świtu i zmierzchu, co wynika z cyklu dobowego ich ofiar – drobnicy.

http://www.iv.pl/images/18294698141185709303.jpg (http://www.iv.pl/)
Brania takich okazów możemy się spodziewać przez cały dzień,

ale najaktywniejsze są o świcie i zmierzchu

Przy spinningowaniu w płytkiej, często dość „zaczepowej” wodzie sprawdzą się przynęty płytko schodzące, podpowierzchniowe, a nawet powierzchniowe. Będą to różnego rodzaju woblery o wydłużonym kształcie i niemal poziomo ustawionym sterze (lub modele bezsterowe), poppery, lekkie wirówki (maksymalnie 5–7 gramów).

http://www.iv.pl/images/22209794205147760660.jpg (http://www.iv.pl/)

wobler z kolekcji SALMO


Jeśli gumy, to z antyzaczepem – nie żebyśmy mieli urwać pół pudełka, ale po co płoszyć ryby szarpaniem o jakieś grążele… Warto eksperymentować z modelami i kolorami – wydawać by się to mogło bez znaczenia, kiedy w wodzie jest niemal ciemno, ale z doświadczenia wiem, że drapieżniki mają szósty zmysł, którym odbierają barwy. Niektórzy wiążą to z określoną ciepłotą odcieni.

Kiedy wędkujemy w różnych porach dnia na pograniczu strefy występowania roślin zanurzonych i czystego dna (naukowo nazywa się to pograniczem infralitoralu i sublitoralu), możemy używać głębiej schodzących woblerów, różnego rodzaju gum i obrotówek o masie do 8–10 gramów. Znów eksperymentujemy z kolorami wabików, nawet jeśli mają zbliżone gabaryty. Dotyczy to zwłaszcza woblerów i przynęt miękkich. W tym drugim przypadku mamy dodatkowo do przetestowania różne ich rodzaje – rippery, żaby oraz twistery z pojedynczym lub podwójnym ogonkiem itd.

Stosunkowo najprostsze – co nie znaczy, że proste – wydaje się spinningowanie w strefie pelagialu, zwłaszcza w tzw. toniach sielawowych. Ciężkie wahadłówki, duże obrotówki o przeciążonych korpusach, gumy z główkami o masie od kilkunastu do kilkudziesięciu gramów. Ważniejsza w tym przypadku wydaje się systematyczność w obławianiu różnych partii wody i staranność w prowadzeniu wabików, a nie kombinowanie z przynętami – choć oczywiście nie zaszkodzi od czasu do czasu je zmienić.

Na uboczu tych rozważań pozostały przynęty najrzadziej używane przez spinningistów – takie jak cykady czy muchy tubowe. Przyznaję, że mam z nimi zdecydowanie za mało doświadczeń, by się wypowiadać, ale jeśli ktoś, zdesperowany brakiem brań „na wszystko”, zdecyduje się założyć coś takiego i złowi szczupaka w trzecim rzucie, nie będę zdziwiony. Wędkarstwo jest fascynujące między innymi dlatego, że jest w nim miejsce nie tylko na utarte reguły, ale jakże przyjemne niespodzianki. Których wszystkim życzę jak najwięcej!

zdięcia:

SALMO

J. Wróblewski



Tekst:
Paweł Oglęcki

Marko
21-08-2011, 14:56
Zanęta na rzekę

MISTRZ POLSKI RADZI


W czasie zawodów zanęta, szczególnie rzeczna, jest często przygotowywana dużo wcześniej, jeszcze na kwaterach. Wiele składników takiej zanęty wymaga, aby były odpowiednio nawilżone. Moja zanęta nie zawiera żadnych dodatkowych atraktorów. Uważam, że dobra, profesjonalna mieszanka spokojnie może się obejść bez „dopalaczy”.



Nie znam żadnych cudownych dodatków, choć słyszę, że są prowadzone próby z „chemią”. W każdym razie skład mojej zanęty oparty jest na składnikach naturalnych. Jedynym dodatkiem, jaki stosuję w przypadku przygotowywania zanęt na rzekę, jest melasa w płynie.

Rozcieńczam 250 ml melasy w litrze wody i, energicznie mieszając zanętę, stopniowo dodaję płynu. Muszę bardzo uważać w czasie nawilżania zanęt, gdyż wymagają one niewielkiej ilości wody, wystarczy mniej więcej litr na 4-kilogramowe opakowanie, by wstępnie była odpowiednio nawilżona. Zanęta „dochodzi” w wiadrze.

Kolejny krok to dokładne badanie łowiska. Po próbnych przepłynięciach zestawem staram się wyczuć nie tylko siłę nurtu, ale i to, czy warstwy wody układają się równomiernie, bo czasem dołem nie ciągnie prawie wcale, a wtedy zanętę trzeba modyfikować. Dziś przygotuję dwie różne zanęty – kilka kul mniej spoistych, by zanęta „sypnęła” i zwabiła ryby w pierwszej fazie wędkowania, oraz normalną, mocno związaną zanętę gruntową.
W osobnym wiadrze przecieram glinę. Stosuję 1 opakowanie gliny Sensasa „Brune Humide”, 2 opakowania gliny rzecznej B. Bruda i 1 opakowanie gliny wiążącej B. Bruda. Do przetartej i wymieszanej gliny dosypuję przetartą wcześniej zanętę. Dokładnie mieszam wszystkie składniki, a gdy stwierdzam, że mieszanka jest nieco za sucha, jeszcze ją lekko dowilżam.

Teraz dodaję przynęty zanętowe – garść kasterów, pół litra pinek i pół kilograma jokersa panierowanego w glinie. Część zanęty, którą przygotowuję do szybkiego zwabienia ryb, odsypuję do osobnego wiadra. Kule nie będą tak mocno ściśnięte. Chcę, żeby szybko się rozpadły. Z pozostałej porcji przygotuję 10 kul, które mają z wolna się rozmywać na dnie.

W sumie mam około 15 kul, ale kilka pozostawiam w pojemniku do ewentualnego donęcania.
Zbigniew Milewski

Marko
24-08-2011, 16:55
Wodne Ranczo

Równo odcięta linia brzegowa, kształtem przypominając prostokąt lub kwadrat, tworząca - mówiąc gwarą wędkarską - „wannę”. Większości wędkarzy właśnie tak kojarzy się łowisko specjalne. A co powiecie na Mazury na Mazowszu..?


http://www.iv.pl/images/88781564957046116639.jpg (http://www.iv.pl/)

Jadąc drogą Warszawa – Skierniewice, mijamy miejscowość Brwinów. Właśnie tu, na skraju wspomnianej miejscowości, znajduje się łowisko o nazwie „Wodne Ranczo”. Miejsce, które łączy w sobie dzikość przyrody i bezpieczny wypoczynek.

Uroki tego łowiska docenił już niejeden z wędkujących tu gości. Sześć stawów podzielonych groblami, o nieregularnej linii brzegowej, porośniętych trzciną i starodrzewem przyciąga wędkarzy swoim pięknem i... rybami. Stawy są pozostałością byłej kopalni gliny z lat trzydziestych ubiegłego wieku, działającej aż do późnych lat siedemdziesiątych. Przez długie lata, bez ingerencji człowieka, kształtowały swój niepowtarzalny charakter. Woda w nich nigdy nie była spuszczona, co przełożyło się na różnorodność gatunków ryb. Jest tu też wiele gatunków ptaków, począwszy od bardzo popularnych, a skończywszy na gatunkach będących pod ścisłą ochroną.

http://www.iv.pl/images/76278700576857567452.jpg (http://www.iv.pl/)

„Wodne Ranczo” swą nazwę oraz status łowiska specjalnego przyjęło w roku 2008 za sprawą jego gospodarza i właściciela, pana Huberta Pawlaka, który udostępnił obiekt do użytku wędkarskiego. Stawy połączone są śluzami, co umożliwia migrację ryb. Ogólna powierzchnia zbiorników wynosi 6 hektarów wody o zróżnicowanej głębokości – od 1,5 do 5 m. Przybrzeżne drzewa, trzciny i krzewy ocieniają powierzchnię wody, stwarzając rybom warunki umożliwiające prawidłowe bytowanie, zaś raki szlachetne świadczą o czystości tych wód. Przechodząc się dyskretnie brzegami stawów, zauważyć można, stojące pośród podwodnej roślinności, metrowe szczupaki, które wygrzewają swe cętkowane cielska w promieniach słońca. Niewielu wędkarzom jednak udało się je pojmać i wyholować na brzeg. Bardzo często dochodzi do ataku szczupaka na ściągany zestaw z rosówką czy kulką proteinową.

Takie nieoczekiwane branie dostarcza niesamowitych emocji, jednak hol szczupaka na przyponie z żyłki czy plecionki nie trwa długo i prawie zawsze kończy się tak samo – przegryzionym przyponem. Nie można też zapomnieć o innym przedstawicielu ryb drapieżnych, jakim jest na tym łowisku węgorz. Występujące tu okazy tej ryby nie są łatwe do przechytrzenia. Pomimo wielu prób jeszcze żadnemu wędkarzowi nie udało się złowić okazowego węgorza.
Wody rancza dają schronienie również innym gatunkom ryb, takim jak: karaś złocisty (jego okazy przekraczają kilogram masy), karaś srebrzysty, płoć, lin, wzdręga czy leszcz. Do ryb niewątpliwie chętnie widzianych na haczyku należy karp, którego też tu nie brakuje. Występują osobniki o masie konsumpcyjnej (1,5 do 3 kg), które sprawiają wiele radości wędkarzom spławikowym. Są też sztuki dochodzące do 25 kg. Już wielu wędkarzom gruntowym zasugerowały potrzebę zmiany sprzętu na inny, oczywiście wyższej klasy.

http://www.iv.pl/images/28716427773745062957.jpg (http://www.iv.pl/)

http://www.iv.pl/images/52389453992967403838.jpg (http://www.iv.pl/)

Występują także: amur, okoń, sandacz oraz wpuszczony w zeszłym roku pstrąg tęczowy. Przynętami najczęściej używanymi są: białe i czerwone robaki, rosówki, kukurydza, ciasta, kulki proteinowe, przynęty sztuczne. Dozwolony jest wywóz zanęty i zestawów za pomocą łódek zdalnie sterowanych oraz łodzi wędkarskiej będącej na wyposażeniu łowiska. Na potrzeby gości przygotowane są siedemdziesiąt dwa stanowiska, które mogą być wykorzystywane przez całą dobę. Na okres nocy ośrodek jest zamykany, co przekłada się na bezpieczeństwo osób na nim przebywających.

Z roku na rok gospodarz, pan Hubert, inwestuje w rozbudowę łowiska.Obecnie uruchomiony jest letni bar, w którym możemy zjeść przepyszne dania z grilla, napić się kawy, piwa lub zimnych napojów i posiedzieć pod parasolami. Wytyczone jest też miejsce na ognisko, przy którym bez problemu pomieści się 50 osób. Zorganizowany jest także plac zabaw, co roku na bieżąco modernizowany. W najbliższym czasie na terenie łowiska planowane jest uruchomienie kompleksu turystyczno-mieszkalnego.

Na „Wodnym Ranczo” możemy bez problemu zorganizować towarzyskie zawody wędkarskie czy imprezę integracyjną. Z opcji tej korzystają często społeczności wędkarskie portali internetowych. Każdego roku organizowane są zawody drużynowe o „Puchar Wodnego Ranczo”. Dodatkowo organizowanych jest kilka imprez otwartych z udziałem wiodących firm polskiego rynku wędkarskiego. Harmonogram imprez wystawiany jest na stronie internetowej łowiska.



INFORMACJE:

Łowisko znajduje się w miejscowości Brwinów koło Warszawy (pow. pruszkowski). Dojazd trasą Warszawa – Skierniewice, około 30 kilometrów od centrum Warszawy.

GPS: N 52°15279', E 20°70320’.

Występujące gatunki ryb: szczupak, sandacz, węgorz, karaś złoty, karaś srebrny, lin, płoć, wzdręga, leszcz, karp.

Dozwolone metody połowu: spławik, grunt, żywiec, martwa rybka oraz spinning.
Połowy odbywają się przez całą dobę w cyklach: dzień – 8.00–20.00 oraz noc – 20.00–8.00.

Więcej informacji dotyczących cennika i regulaminu na stronie łowiska: http://www.wodneranczo.pl.

Marko
30-08-2011, 21:30
Staw Zamkowy

Chciałbym przedstawić malutki fragment naszego kraju, który dzięki swej różnorodności musi nas w sobie rozkochać. Opiszę dzisiaj okolice miejscowości Niemcza.

Niemcza leży w woj. dolnośląskim, w powiecie dzierżoniowskim, w gminie Niemcza (GPS: N 50 stopni 43 minuty 8 sekund; E 16 stopni 50 minut 2 sekundy). Miejscowość położona jest nad rzeką Ślęzą, sławna z bohaterskiej obrony grodu przed wojskami niemieckiego cesarza Henryka II w 1017 r. Prawa miejskie otrzymała ok. 1282 r.

Gmina Niemcza znajduje się na przedgórzu środkowej części Sudetów, przy drodze krajowej nr 8 z Wrocławia do Kudowy Zdroju. W równej odległości (ok. 50 km) od Wrocławia i Wałbrzycha. Samo miasto położone jest na wysokim wzgórzu, które dodaje całej scenerii wyjątkowości. Fragmenty murów obronnych z 1470 r., zamek renesansowy książąt brzesko-legnickich z XVI w., zielone zbocza wzgórza, wyjątkowa architektura oraz cel naszej wędkarskiej eskapady – Staw Zamkowy – to czynniki, które zdeterminowały mój wybór.

Dodatkowym atutem, przemawiającym za obowiązkiem odwiedzenia tego miejsca, jest leżące w pobliżu (miejscowość Wojsławice) fantastyczne arboretum. Jedno z najpiękniejszych i najbardziej znanych w Europie.

http://www.iv.pl/images/76668130991166733370.jpg (http://www.iv.pl/)

Właśnie gdy oglądałem ozdobne rybki pływające w jednym z licznych oczek wodnych na terenie arboretum, zostałem zagadnięty przez jednego z pracowników technicznych ogrodu. Powiedział: „Po duże ryby to musi Pan pojechać niżej. Do centrum Niemczy. Na zamek”. Miałem wrażenie, że gość robi mnie w przysłowiowego konia! Duże ryby? Centrum miasta? Zamek? Okazało się, że faktycznie tuż przy zamku, w centrum miejscowości, pomiędzy ulicami Batalionów Chłopskich i Gumińską, znajduje się bardzo stary Staw Zamkowy.

Kilka sekund obserwacji, chwila analizy, kilka standardowych pytań skierowanych do sąsiada i zazdrość, gdy wyciąga ładnego karpika. Wiedziałem, że wyjazd będzie całkowicie udany!

http://www.iv.pl/images/55020558733680470315.jpg (http://www.iv.pl/)

Musiałem tylko zmienić swe zestawy. Moje ciężkie feedery, przygotowane pod kątem wędkowania w Odrze, musiałem przezbroić na bardzo lekkie feederki, praktycznie bez obciążenia, gdyż właśnie taki oręż wiedzie prym na tym łowisku. Sięgnąłem po najczulsze szczytówki, ciężkie koszyki zanętowe zmieniłem na koszyki o dużej średnicy, bez obciążenia. Musiałem zamontować bardzo długie rurki antysplątaniowe, ze względu na muliste dno. Człowiek uczy się całe życie.

Warunkiem udanych łowów, głównie średnich karpi, leszczy i gruntowych płoci, są zestawy gruntowe, bardzo delikatne, z długimi przyponami.

Postanowiłem się zmierzyć z gruntowymi płociami i leszczami z tego łowiska. Mój sprzęt mógł również być testowany przez karpie. Na tym łowisku należy osiągnąć kompromis między finezją
a wytrzymałością. Toporne zestawy są najzwyczajniej nieskuteczne, a linki o średnicach powyżej 0,25 mm wręcz eliminują brania. Standardem jest tu żyłka o średnicach 0,20 i 0,18 na przyponie. Wspominałem już o stosowaniu długich rurek antysplątaniowych, które w moim przypadku stanowiły centralną część podajnika zanęty. Haczyki wielkości 10 są optymalne przy połowie gruntowych leszczy i karpików.

Inaczej sprawa wygląda przy połowie na bata. Takich wędkarzy także było całkiem sporo. Ich główne trofea stanowiły płocie. Jednak w takich połowach sednem była delikatność. Wędki typu bat, często z amortyzatorem, żyłka główna 0,14, przypon 0,12 mm. Haczyki najczęściej nr 18. Przynęta numer jeden to pinka barwiona na kilka kolorów. Zauważyłem także pewną prawidłowość. Przy połowach na wędki bez kołowrotków oraz na wędkę z zestawem spławikowym (zestawy płociowe) stosowano zawsze zanętę o ciemnej barwie. Wnioskuję, że ma to związek z bardzo ciemnym, mulistym dnem. Sytuacja taka może wiązać się z tym, że drobnica żerująca na tle plamy jasnej zanęty staje się łatwym celem dla drapieżników. Opisywane łowisko bogate jest w sandacze i szczupaki. Stąd może metodą prób i błędów wędkarze doszli do wniosku, że jasne zanęty są zdecydowanie mniej skuteczne od ciemnych.

Zupełnie inaczej wygląda sprawa w połowach metodami gruntowymi. Tu z założenia naszymi zdobyczami będą osobniki większe, które nie stanowią tak łatwej zdobyczy dla drapieżników. Wiadomą sprawą jest, że jasna zanęta doskonale kontrastuje z ciemnym dnem i przy niewielkiej głębokości łowiska (w tym przypadku od 0,7–3 m) jest doskonale widoczna przez żerujące ryby.

W czasie mojej wyprawy podstawowymi zanętami były zanęty w typie „lin – karaś” o słodkim, miodowym zapachu. Osobiście stosowałem zanętę płociową, pomieszaną z zanętą leszczową o wyraźnym zapachu nostrzyka, kolendry i… karmelu. Zwyczajowo do zanęt leszczowo-płociowych dodaję mielonego arachidu i kopry z melasą. Melasa dodatkowo dosładza zanętę, lekko klejąc i barwiąc.

Zasięg rzutów nie musi być daleki. Łowisko ma łagodne brzegi, o niewielkiej gradacji głębokości. Aby mieć okazję walki z pięknym leszczem czy grubiutkim karpiem, nie trzeba rzucać pod drugi brzeg. Warunkiem udanych połowów jest ciche zachowanie i rozsądek.

Do pasji doprowadzał mnie jeden z wędkarzy, który dźwiękiem swoich sygnalizatorów mógłby obudzić wszystkie duchy z pobliskiego zamku!

Staw Zamkowy w Niemczy jest bardzo ciekawym, atrakcyjnym łowiskiem. Jest zadbany i fantastycznie zarybiony. Wędkowanie dozwolone jest na opisywanym łowisku od świtu do zmierzchu. Limit karpia wynosi dwie sztuki, obowiązuje zakaz wędkowania do dwóch tygodni po zarybianiu. Fantastycznym pomysłem jest także wymiar ochronny karpia. Nie tylko ten dolny, który wynosi tu 35 cm, ale także ten powyżej 60 cm. Wymiarem ochronnym dodatkowo objęty jest także amur – wynosi on 50 cm

http://www.iv.pl/images/58980708338783437755.jpg (http://www.iv.pl/)

Opisując okolice Niemczy, nie wolno ominąć wspomnianego wcześniej wojsławickiego arboretum. Jest ono filią Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego, a leży wśród Wzgórz Dębowych (fragment Wzgórz Niemczańsko-Strzelińskich). Powierzchnia arboretum to aż 61 ha, w tym 5 ha zabytkowego parku, 2 ha byliniarni, 12 ha sadu starych odmian czereśni i 42 ha nowych terenów. Poraża także liczba gatunków i odmian roślin zebranych w ogrodzie: ponad 4000 gatunków i odmian, w tym 880 odmian azalii i różaneczników, których kolorów, odcieni i zapachów nikt chyba nie jest w stanie wymienić.

tekst i zdjęcia:
Piotr Kondratowicz

Marko
19-09-2011, 05:50
Adriatyk bez tajemnic
Chorwacja, a w szczególności Dalmacja jest często odwiedzana latem przez polskich turystów i wczasowiczów. Sporą grupę wśród nich stanowią wędkarze. Postanowiłem przybliżyć polskim wędkarzom temat połowów w Adriatyku, biorąc pod uwagę dominujący sprzęt i techniki wędkarskie stosowane przez miejscowych. Spróbuję również podpowiedzieć, na jakie przynęty byłoby dobrze łowić oraz jakich gatunków ryb możemy się spodziewać.

Żeby było prościej, rozdzielimy wędkowanie z brzegu od wędkowania z łodzi. Do gruntowego wędkowania używa się wędki o ciężarze wyrzutowym od 50 gramów i więcej. Żyłka główna od 0,30 do 0,60 mm. Kołowrotek średni lub duży, najlepiej morski.

Brzegowy paternoster

Proponuję dwa proste zestawy, które możecie doskonalić w zależności od aktualnie panujących warunków i wyników łowienia: paternoster i ciężarek przelotowy. W pierwszym zestawie żyłka główna kończy się krętlikiem, na krętlik nawiązuje się żyłkę o 0,10 mm cieńszą od żyłki głównej. Na tę żyłkę, w odległościach od 30 do 50 cm (co zależy też od długości wędki), wiążemy boczne troczki długości 15–20 cm. Troczki powinny być cieńsze od żyłki, na którą są wiązane, o 0,1 lub 0,05 mm. Najczęściej stosuje się przypony (troki) grubości od 0,20 do 0,30 mm. Najlepiej tę część wykonać z fluorocarbonowej żyłki, która według producentów jest niewidoczna. Wielkość haczyków: od numeru 11 do 15 według numeracji Mustada, haczyki koniecznie ze stali nierdzewnej. Po ostatnim troczku na żyłce mocujemy krętlik, a do niego wiążemy za pomocą cienkiej żyłki ciężarek. Ponieważ będziemy łowić najczęściej na dnie skalistym, przy ewentualnym zaczepie stracimy tylko ciężarek lub jeden haczyk, a nie cały zestaw.

Z tym zestawem łowimy prawie wszędzie, jednak najlepiej tam, gdzie skalisty brzeg stromo opada do morza. Rzucony zestaw opada na dno, a my wędkę trzymamy w ręku i odpowiadamy na brania zacięciem. Czasami można zestaw ściągać do siebie, ale to grozi zaczepami. Zaczepów będzie co niemiara! Dlatego dobrze jest zaopatrzyć się w dużą ilość haczyków i ciężarków lub – jak to robią miejscowi wędkarze, którzy w zimowe, sztormowe wieczory wiążą dziesiątki zestawów – przygotować wcześniej więcej zestawów, opisać je i ułożyć w przezroczystych koszulkach.

Co zakłada się na haczyk jako przynętę? Długo by można o tym pisać. Spróbuję ograniczyć się do podstawowych, zabójczych i ogólnodostępnych przynęt. Przede wszystkim są to fileciki ze świeżej sardynki, sardeli lub ostroboka. Ponieważ chodzi o delikatne mięso, które drobnica natychmiast rozszarpie, sąsiedzi z naprzeciwka (Włosi) wymyślili cienką gumową nitkę (filo elastico). Owija się nią miękkie przynęty na haczyku, żeby doczekały większej zdobyczy. Za pomocą wspomnianej nitki mocuje się także do haczyka delikatne i śliskie mięso małża lub omułka. Jeżeli macie problem ze zdobyciem świeżej przynęty, trzeba po prostu wybrać się do Lidla i kupić mrożone szprotki (wprost z Polski) lub mrożone kalmary. Kalmara przed założeniem na haczyk należy trochę ubić, jak schabowego, żeby nie był zbyt twardy.



Łowienie z dna

Drugi zestaw adresowany jest do mniej aktywnych lub tych, którzy lubią ustawić się z kilkoma wędkami. Zestaw jak wyżej, tylko tym razem na głównej żyłce znajduje się przelotowy ciężarek o masie od 30 do 70 g.
Potem krętlik, a z drugiej strony na krętlik wiążemy przypon dowolnej długości i grubości. Haczyki takie jak na większą rybę. Przynęta – martwa rybka, większy kawałek kalmara, mięso ślimaka morskiego (Murex sp.) lub białe mięso ogórka morskiego (strzykwa – Holothuria sp.). Czasami, kiedy nastawiam się na dużą doradę (Sparus aurata), robię zestaw bez przyponu. Na główną żyłkę 0,40 mm nawlekam długi ciężarek przelotowy, perełkę, a na końcu wiążę haczyk, taki jak na karpia. Przy zacięciu dużej ryby ciężarek ma za zadanie zejść do samego haczyka, czyli znaleźć się w paszczy dorady i w ten sposób chronić żyłkę przed przegryzieniem. Dorada ma naprawdę mocne uzębienie, którym miażdży najgrubsze muszle małż. W ten sposób można zabezpieczyć też żywca (lub za pomocą stalowego przyponu) i nocą ustawić się na kongera albo murenę. Można łowić przy otwartym lub zamkniętym kołowrotku.

Na opisane zestawy wędkuje się o każdej porze roku, dnia i nocy. Można spodziewać się brań ryb z rodziny prażmowatych (dorada, amarel, pandora, bops, dubiel, kielec) i innych, bardziej drapieżnych.



Skuteczny spławik

Następny sposób łowienia z brzegu, który w Chorwacji nie jest popularny wśród wędkarzy z osad nadmorskich, to łowienie na spławik. Z ciężkim sercem przyznaję, że spławikowcy mają coraz lepsze wyniki. Na spławik można wędkować „bolonką”, ale i „batem” oraz każdą wędką teleskopową. Spławik musi być dobrze wyważony, a przynętą jest bardzo często tylko chleb lub ciasto z białego chleba ubite z tartym serem. Zestaw delikatny: żyłka 0,14–0,18 mm, haczyki jak na płoć. Ponieważ w 80% naszą zdobyczą będą mugile (Mugil sp.), to zestaw powinno się lokować płytko, maksymalnie na pół metra głębokości. Zestaw rzuca się daleko od brzegu, w miejsce, które możemy zanęcić. Brania mugili są chimeryczne. Czasami spławik tylko się kiwa.

Oprócz chleba na haczyk można założyć filecik z sardynki lub mięso z omułka. W tym przypadku można złowić też obladę, salpę, a nawet labraksa. W Chorwacji nad morzem nie ma sklepu, w którym można kupić białe robaczki. Są one nocą doskonałą przynętą na labraksa, który jest nocnym zbójnikiem (z zachowania taki sandacz morski). Na delikatny, nocny zestaw spławikowy jako przynętę zakłada się małe, przezroczyste krewetki obecne przy linii brzegowej. Labraksa można też złowić na martwą rybkę, żywca, a nawet na spinning (na gumki i małe woblery przypominające stynkę lub ukleję). Jako prawdziwy drapieżnik labraks czai się w pobliżu falochronów, w portach, w cieniu statków. To uciekając przed nim w godzinach nocnych drobnica „uczy się latać”. Nie robi tak dużo hałasu, jak boleń, ale można rozpoznać, że żeruje. Lepiej się go łowi, kiedy woda morska jest trochę mętna i niespokojna. Jest dosyć pospolity, ponieważ jest to gatunek hodowany na licznych fermach, gdzie trą się dojrzałe ryby, a część narybku często ucieka z sadzów.



Na spinning

Na brzegu można się jeszcze pobawić spinningiem, tylko latem jest to mało skuteczna metoda. Z jednej strony przeszkodą są wysokie temperatury, a z drugiej liczni hałaśliwi turyści oraz jeszcze bardziej hałaśliwe motorówki, skutery wodne itp. Jeżeli komuś to nie przeszkadza, polecam spinningować skoro świt. Najbardziej uparci, choć stracą na zaczepach mnóstwo przynęt, będą się mogli spotkać oko w oko z drobnymi, kolorowymi drapieżnikami, podobnymi do niedorosłych okoni, lub z belonami.

Ci, którzy wędkują nad Adriatykiem w maju lub z końcem września, mogą liczyć na brania ostroboka, makreli japońskiej, koliasa, nawet serioli i palamidy. Najczęściej stosowane przynęty spinningowe to woblery, rippery, twistery i wahadłówki. Od jesieni do wiosny pod brzeg podpływają kalmary, które łowi się na sztuczne przynęty podobne do woblerów, powleczone tkaniną o jaskrawych kolorach. Zamiast w kotwiczki, uzbrojone są one w jeden lub dwa wieńce igiełek bez zadziorów.



Z łódki tradycyjnie

Łowienie z łódki jest osobną historią w wędkarstwie chorwackim. Jego pasjonaci dzielą się na tych, którzy łowią metodami tradycyjnymi, oraz na tych, co łowią za pomocą wędek uzbrojonych w kołowrotki.

Tradycjonalistom do dobrej zabawy nie trzeba wiele. Na kawałki styropianu nakręcone dziesiątki metrów żyłki różnej średnicy, pudło z ciężarkami oraz pudełeczko z haczykami. Zestaw montują w zależności od warunków pogodowych, miejscówki, głębokości, prądów morskich, planowanej zdobyczy i dostępnej im przynęty. Najczęściej są to różne warianty systemu paternoster. Łódką podpływa się nad podwodne górki z kamienia, które miejscowi znają z dziada, pradziada. Na tych miejscach kotwiczy się, rzucając do morza „kota”. Tak nazywają się kotwice zrobione z wygiętych prętów grubości 6–8 mm. Taka kotwica ma zatrzymać łódkę w miejscu, a w przypadku mocnego zakleszczenia się w skałach, pozwala na odhaczenie, kiedy pręty się prostują. Najczęściej kotwiczy się na najwyższym miejscu, a później – wypuszczając sznurek – szuka się głębokości, na której żerują ryby. Przynęty są takie same jak do połowów z brzegu. Osobiście lubię wędkowanie nocne na dużych głębokościach. Kamieniste dno na głębokości od 80 do 110 m zawsze może zaskoczyć „potworem”. W ten sposób łowię dorszowate, kongery i skorpenowate. W dzień, na dużych głębokościach, można puszczać „sabiki” – zestawy z 6–7 haczyków ozdobionych nitkami i piórami. Łowią się na nie ostroboki, makrele i inne stadne drapieżniki pelagiczne.



Na trolling

Niektórzy chorwaccy wędkarze uważają, że prawdziwe wędkowanie to tylko trolling. Oni z kolei dzielą się na tych, którzy łowią tylko na żywe i naturalne przynęty (kalmary, belony), i na tych, co łowią na przynęty sztuczne. Jest to aktywny sposób łowienia. Tradycjonaliści wypuszczają do morza tylko jeden zestaw. Całymi dniami szukają brania na różnych miejscówkach i głębokościach. Ciągle są w ruchu i próbują złowić albo kielca (Dentex dentex), albo seriolę olbrzyma (Seriola dumerili). Inne ryby są tylko przypadkową zdobyczą. Niektórzy nawet są w stanie określić, po zachowaniu żywego kalmara lub belony 70 m za łódką, czy drapieżnik jest blisko i czy uderzy. Ci, co łowią przynętami sztucznymi, nastawieni są na kuzynów barakudy, na różne mniejsze tuńczyki, na labraksa i inne pelagiczne drapieżniki. Często ten sposób wędkowania nazywamy „light big game fishing” w odróżnieniu od prawdziwego „big game fishing”, którego celem są tuńczyki błękitnopłetwe (wymiar ochronny 30 kg) oraz inni gospodarze ostatniego piętra piramidy troficznej – rekiny.

Marko
19-09-2011, 05:51
Jiging jako metoda łowienia ryb z łodzi dopiero od paru lat jest u nas znany. W Bałtyku stosuje się go do łowienia dorszy. W sklepach biją po oczach różnego koloru i masy pilkery, kolorowe plecionki oraz mocne kije i kołowrotki z Japonii. Na razie na reklamy, promocje i nietani sprzęt chwytają się wędkarze, ryby chyba się jeszcze zastanawiają. Chociaż na „You tube” są już całkiem przekonujące filmiki potwierdzające skuteczność tej metody.

Leon Grubsic

Marko
03-10-2011, 05:59
2011-09-28
Morskie Grand Prix Polski - wrzesień 2011

W dniach od 9 do 11 września w Łebie odbywały się zawody o Puchar Burmistrza tego nadmorskiego grodu, których organizatorem był WKKS Słupia, a właściwie Grzegorz Kondrat i Krzysztof Zieniewicz. Zawody te kończył cykl imprez składających się na Grand Prix Polski w wędkarstwie morskim. Do rywalizacji przystąpiło 75 zawodników z całego kraju.

Prognozy były dość optymistyczne, tak więc była szansa na to aby w końcu rozegrać wszystkie zaplonowane tury. Zawodnicy rozlosowani zostali na 5 kutrów: Jurny, Łeb 39, Łeb 82, Marcel i Halny

Pierwszy dzień łowów nastąpił po praktycznie całotygodniowym sztormie, tak więc na rewelacyjne wyniki nikt się nie nastawiał. Do łowiska płynęliśmy prawie 2,5 godziny, ale w tak doborowym towarzystwie to prawdziwa przyjemność. Ryby nie chciały zbytnio współpracować, choć jak na zawody to wyniki były całkiem przyzwoite. Sektory wygrywali zawodnicy, którzy łowili od 11 do 15 ryb.

Na sobotni wieczór organizatorzy z wielkim rozmachem zaplanowali spotkanie integracyjne, a właściwie biesiadę, która była doskonałą okazją do luźnej wymiany poglądów i snucia planów przed ostatnią turą Grand Prix Polski 2011.

Druga tura odbywała się na tych samych łowiskach co pierwsza, ale pomimo zdecydowanie lepszej pogody ryby ignorowały serwowane, jakby nie patrzeć przez wytrawnych wilków morskich, specjały . Brały bardzo chimerycznie i delikatnie a co za tym idzie, wyniki tego dnia były dużo gorsze niż dobę wcześniej.

Po powrocie do portu sędziowie ostro przystąpili do pracy i w rezultacie sędzia główny zawodów Józef Janowski mógł ogłosić wyniki, które wyglądały następująco:

Piotr Ziółkowski

Mariusz Getka

Witold Janiak

Kazimierz Klamrowski

Janusz Ciesielski

Czecził Jarosław

Po dekoracji zwycięzców ogłoszono również klasyfikacja Grand Prix Polski 2011, która w tym roku miała szczególne znacznie, gdyż na jej podstawie typowana będzie Kadra Narodowa na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy, które odbędą się we wrześniu w Darłowie.

Końcowa klasyfikacja GPx przedstawia się następująco

Mariusz Getka

Witold Janiak

Roman Olma

Krzysztof Sosnowski

Jerzy Bajer

Sponsorami zawodów byli: Jaxon, Mikado, Getka Pilker, Grauvell, Spinnex, Burmistrz Miasta Łeba, Dragon, Fiskars.

Marko
03-10-2011, 06:00
2011-09-20
Relacja z Finału Ligi Dzieci i Młodzieży Koła PZW nr.7 Kąty Wrocławskie

10 września na Żwirowni w Kątach Wrocławskich przeprowadziliśmy trzecią turę i zarazem finał „Ligi Dzieci i Młodzieży” dla małych mieszkańców Gminy Kąty Wrocławskie. Tego dnia do ostatniej tury przystąpiło 5 dziewczyn i 8 chłopaków. Tak jak w poprzednich turach przeprowadziliśmy: zawody wędkarskie, sprawnościowe i test wiedzy wędkarsko-ekologicznej. Niestety media jakie były zaproszone na finał nie dojechały, a szkoda, bo zabawa była przednia. Niektórym uczestnikom łezka w oku się kręciła, że to już koniec w tym roku zmagań, jakie dla nich przygotowaliśmy. Po zawodach kiełbaska z grilla i rozdanie nagród dla uczestników trzeciej tury ufundowanych przez sponsorów. Ogłoszenie wyników finałowych to kolejny etap, na który czekali wszyscy uczestnicy razem z opiekunami:

Grupa Młodsza

1m. Jakub Tul – klasa 6 – Szkoła Podstawowa w Gniechowicach

2m. Wiktoria Witaszek – klasa 6A – Szkoła Podstawowa nr1 w Kątach Wrocławskich

3m. Martyna Włodarczyk – klasa 4C – Szkoła Podstawowa nr1 w Kątach Wrocławskich

4m. Kaja Konieczna – klasa 3A – Szkoła Podstawowa nr1 w Kątach Wrocławskich

4m. Kuba Boczar – klasa 2 – Szkoła Podstawowa w Rakoszycach

6m. Sandra Ziemińska – klasa 5A – Szkoła Podstawowa nr1 w Kątach Wrocławskich

7m. Damian Raich – klasa 1A – Gimnazjum Kąty Wrocławskie

8m. Szymon Teodorowski – Przedszkole we Wrocławiu

9m. Patryk Radwański –

10m. Paweł Teodorowski – Przedszkole we Wrocławiu

Grupa Starsza

1m. Dariusz Jarominiak – klasa 3D – Gimnazjum Kąty Wrocławskie

2m. Paulina Synówka – klasa 1D – Gimnazjum w Jaszkotlu

3m. Łukasz Wróbel – klasa 1TA – Technikum we Wrocławiu

Pierwszym finałowym trójkom prezes Koła Piotr Stokłosa wręczył puchary.

Wszyscy młodzi wędkarze otrzymali dyplomy oraz nagrody rzeczowe ufundowane przez sponsorów. A byli nimi:

Gmina Kąty Wrocławskie, Bank BZ WBK odział Kąty Wrocławskie reprezentowany przez Pana dyrektora Dariusza Antoszczyszyna, Ośrodek Konny Stróża, ARCHECO Galeria Projektów dom dla ciebie, Sima sklep HALLO Rynek Kąty Wrocławskie, Firma kosmetyczna Oriflame reprezentowana przez Panią dyrektor Agnieszkę Gelbert, KATE SERVICE Katarzyna Ziemińska oraz nasze Koło nr7.

Zarząd Koła serdecznie dziękuje uczestnikom oraz sponsorom Ligi Dzieci i Młodzieży.

Redakcja Wiadomości Wędkarskich serdecznie gratuluje wszystkim uczestnikom zawodów

Materiał zamieszczony na prośbę

Vice prezes do spraw organizacyjnych

Krzysztof Witaszek

Marko
03-10-2011, 16:40
2011-09-08
III Olimpiada Wędkarska (3th Sport Fishing World Championship)

Trochę z tarczą, trochę na tarczy. Od Bolzano na północy aż po okolice Rzymu na południu, w 6 różnych włoskich regionach: Toskanii, Umbrii, regionie Emilia Romana, a także Trentino, Ligurii i Lazio, we włoskich rzekach, jeziorach i okalającym włoskie wybrzeże Adriatyku, w ramach trzeciej w historii Olimpiady Wędkarskiej rozegranych zostało 25 imprez wędkarskich w randze mistrzostw świata w wędkarstwie morskim, spławikowym, muchowym, spinningowym, karpiowym i gruntowym. Udział wzięło blisko 50 narodowych reprezentacji (tylko w mistrzostwach świata seniorów, najliczniej obsadzonej konkurencji, rywalizowało 36 narodowych drużyn).

Polskę w tych zawodach reprezentowały drużyny w wędkarstwie spławikowym w kategorii junior U14, junior U18, junior U22, kobiet oraz mężczyzn, w wędkarstwie muchowym (junior oraz senior), oraz w wędkarstwie spinningowym z łodzi oraz z brzegu. Udział naszych ekip to przedsięwzięcie kosztowne (odnotujmy, że wsparcia finansowego naszym reprezentacjom, oprócz PZW, udzieliło także Ministerstwo Sportu i Turystyki) i wymagające ogromnego zaangażowania od zawodników, trenerów i członków wszystkich ekip. Trzeba też pamiętać, że pomimo tego nie zawsze udaje się nawiązać równorzędną walkę ze światową czołówką. Praktycznie we wszystkich kategoriach i dyscyplinach poziom wyszkolenia, myśli taktycznej, a także wyposażenia nieustannie rośnie. Ale, podobnie jak w starożytnych olimpiadach, tak we współczesnych olimpiadach wędkarskich liczy się nie tylko zwycięstwo, ale sam udział w sportowej rywalizacji. I choć tym razem nie było nam dane wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego, to z pewnością nasz udział został dostrzeżony, a wielu kibicom w Polsce dostarczył sportowych wrażeń i niezłych emocji.

Polskie ekipy przywiozły do kraju 4 medale – dwa srebrne krążki zdobyli spławikowcy w kategorii U22 drużynowy i indywidualny), jeden brązowy w klasyfikacji indywidualnej przywieźli do kraju muszkarze w kategorii junior, jeden zaś muszkarze w kategorii seniorów (medal w klasyfikacji drużynowej).

W ogólnej klasyfikacji medalowej znaleźliśmy się na 14 miejscu spośród 25 krajów, których reprezentanci w tej Olimpiadzie zdobyli jakikolwiek medal. Na pierwszym miejscu znalazły się Włochy – tym razem gospodarze okazali się niezbyt gościnni, zagarniając znaczną część z całej medalowej puli (26 złotych, 12 srebrnych i 10 brązowych). Za nimi uplasowali się Belgowie oraz Francuzi. Uroczyste wręczenie najważniejszego trofeum, czyli ogromnego pucharu za to właśnie osiągnięcie, nastąpiło w niedzielę, 4 września, w czasie finałowego wręczania medali najlepszym wędkarzom spławikowych Mistrzostw Świata Seniorów w Ostellato. Było to symboliczne zwieńczenie tego wspaniałego wydarzenia.

Ponieważ odległości pomiędzy miejscami rozgrywania poszczególnych mistrzostw były ogromne, a w wielu przypadkach terminy się pokrywały, toteż specjalnemu wysłannikowi trudno było osobiście uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach. Warto jednak dokonać krótkiego podsumowania przebiegu rywalizacji na wszystkich arenach, bo emocji nie brakowało, a wyciągnięte wnioski mogą być bardzo pouczające.



Mistrzostwa Świata w Wędkarstwie Muchowym Juniorów

Nasz kraj w tych rozgrywkach reprezentowali: Mateusz Irsak, Filip Kuras, Michał Greszta, Artur Tarasek, Jakub Nocoń, Mateusz Makówka. Trenerem był Andrzej Wnękowicz, II trenerem Łukasz Ostafin, kierownikiem drużyny Adam Wnękowicz. Pomoc techniczna to Antoni Wnękowicz i Artur Szczygieł. Areną zmagań młodych puszkarzy była rzeka Tevere w Arezzo (region Toskania). Zawody rozegrano w dniach 30 sierpnia – 1 września.

W kategorii drużynowej Polska nie odegrała szczególnej roli – w ostatecznej klasyfikacji, po 5 turach, zajęliśmy 7 miejsce na 11 startujących drużyn. Rywalizację wygrali Amerykanie, przed Włochami i Hiszpanią. Jednak niespodzianka czekała nas w klasyfikacji indywidualnej – nasz reprezentant, Mateusz Irsak, sięgnął po brązowy medal! To był pierwszy z medali zdobytych w Olimpiadzie Wędkarskiej. Odnotujmy jeszcze, że mistrzem świata w tej kategorii został Czech Lukas Starychfojtu, a wicemistrzem Dan Marino z USA. Miejsca pozostałych Polaków: Filip Kuras – 26 miejsce, Michał Greszta – 40 miejsce, Mateusz Makówka – 50 miejsce, Artur Tarasek – 56 miejsce.



Mistrzostwa Świata w Wędkarstwie Muchowym Seniorów

Nasz narodowy team wystąpił w składzie: Piotr Konieczny, Marek Walczyk, Kazimierz Szymala, Tomasz Wieczorek, Artur Trzaskoś. Trenerem drużyny był Andrzej Wawryka, II trenerem Antoni Bogdan, kierownikiem reprezentacji Piotr Pszczółkowski.

W sportowym wędkarstwie muchowym mamy bogatą i zapisaną złotymi zgłoskami historię. Są w niej tytuły mistrzów świata, zarówno drużynowe jak i indywidualne, a także kilka krążków z mniej szlachetnych kruszców. Gdy więc nasi zawodnicy przystąpili do rywalizacji nad Lago di Bràise Torrenti pod Bolzano, kibice w Polsce trzymali mocno kciuki. I nie zawiedli się – choć w klasyfikacji indywidualnej żaden z naszych nie zmieścił się w czołowej dziesiątce (najlepszy z naszej ekipy Piotr Konieczny uplasował się na 13 pozycji), to w klasyfikacji drużynowej było już zdecydowanie lepiej – podsumowanie po 5 turach dało nam upragniony medal, tym razem z brązu. Daliśmy się wyprzedzić tylko gospodarzom (złoty medal) oraz Czechom (srebrny medal). W klasyfikacji indywidualnej tytuł mistrzowski zdobył reprezentant gospodarzy, Valerio Santi Amantini, wicemistrzowski kolejny Włoch – Stefan Cominazzini, a na trzecim miejscu uplasował się Roman Heimlich z Czech.

Odnotujmy jeszcze wyniki pozostałych Polaków: Artur Trzaskoś – 15 miejsce, Marek Walczyk – 19 miejsce, Kazimierz Szymala – 26 miejsce, Tomasz Wieczorek – 51 miejsce.

Marko
03-10-2011, 16:46
Mistrzostwa Świata w Wędkarstwie Spinnigowym z Łódek

Polskę reprezentowała drużyna w składzie: Sławomir Czajkowski, Krzysztof Kacprzak, Zbigniew Wróbel, Grzegorz Zarębski, Michał Kłobut, kierownikiem i zarazem drugim trenerem był Tomasz Duer.

Zawody rozegrano w dniach 31 sierpnia – 1 września na rzece Pad w okolicach miejscowości Boretto. Do rywalizacji przystąpiło 11 reprezentacji, Polska zajęła w tej stawce bardzo dobre, piąte miejsce, uzyskując 43 punkty (miejsca w turach 6 i 15 oraz 8 i 15). Tytuł mistrzowski przypadł w udziale Węgrom (25 punktów), srebrny medal (także 25 punktów), brązowy natomiast zawodnikom z Litwy (29 punktów).

Zawodnicy wędkowali w parach, stąd w klasyfikacji indywidualnej na kolejnych miejscach odnotowywane są dwa nazwiska. Tytuły indywidualnych mistrzów świata w tej konkurencji wywalczyli Zoltan Peli i Gyorgy Szegedi w Węgier (6 punktów), wicemistrzami zostali Laurentiu Andronic i Ion Dumitru z Rumunii (także 6 punktów), a brązowy medal przypadł w udziale parze Saulius Bartusevicius i Darius Jakiunas z Litwy (7 punktów). Miejsca zajęte przez Polaków: Sławomir Czajkowski i Grzegorz Zarębski uplasowali się na 6 miejscu (14 punktów), a para Krzysztof Kacprzak i Zbigniew Wróbel na miejscu 17 (29 punktów).



Mistrzostwa Świata w Wędkarstwie Spinnigowym z Brzegu

W skład reprezentacji Polski weszli: Sebastian Mazur, Andrzej Lipiński, Hubert Cygler, Wojciech Miernik, Zbigniew Biernacki, Maciej Żejmo. Trenerem reprezentacji był Andrzej Leśnik, II trenerem Marek Kwiatkowski.

Nasi zawodnicy rywalizowali w dniach 30 – 31 sierpnia na rzece Nera w okolicach Borgo Cerreto. I tym razem trzeba podkreślić, że gospodarze Olimpiady potrafili wykorzystać atut swojego łowiska – ich zwycięstwo w tych zawodach było bezapelacyjne, w finałowej punktacji na swoim koncie mieli jedynie 82,5 punkta, gdy tym czasem Chorwaci, którzy zdobyli tytuł wicemistrzowski zgromadzili tych punktów już 181,5, a brązowi medaliści Słowacy 191. Polska drużyna wypadła średnio – 9 miejsce (267,5 punkta) w stawce 16 drużyn narodowych to wynik na pewno poniżej oczekiwań, a już na pewno poniżej możliwości naszych wędkarzy.

Wobec takiej przewagi Włochów w klasyfikacji drużynowej podział medali w klasyfikacji indywidualnej nie był specjalnym zaskoczeniem – złoty medal wywalczył Włoch Arno Hermann, srebrny jego rodak Giacomo Muin, a brązowy Alexey Shanin z Rosji. Miejsca zajęte przez naszych zawodników: Andrzej Lipiński – 6 miejsce, Sebastian Mazur – 18 miejsce, Wojciech Miernik – 39 miejsce, Hubert Cygler – 66 miejsce, Zbigniew Biernacki – 72 miejsce.



Spławikowe Mistrzostwa Świata Juniorów U14

W dniach 1 i 2 września, jednocześnie na trzech różnych łowiskach, rozegrane zostały spławikowe zawody w kategoriach juniorskich. Polska wystawiła reprezentacje we wszystkich kategoriach wiekowych.

W kategorii wiekowej U14, której finałowe rozgrywki ulokowano na rzece Arno w okolicach Fornacette k/ Pizy, nasz kraj reprezentowała drużyna w składzie: Wiktoria Żok, Magdalena Jasińska, Łukasz Adamczyk, Jakub Derlaga, Marcin Wacha. Trenerem drużyny był Stanisław Wolicki, funkcję pomocnika trenera pełnił Tomasz Nysztal, kierownikiem reprezentacji była Ewa Bystydzieńska, a opiekunem zawodników Alicja Wolicka.

Chociaż wszystkie trzy nasze reprezentacje startowały w ubiegłorocznych mistrzostwach świata rozegranych także we Włoszech, jednak trudno bezkrytycznie przenieść doświadczenia zdobyte na kanałach w okolicach Modeny na zupełnie nowe łowiska. Dotyczyło to nie tylko charakteru łowiska, ale także występujących w nim ryb. A przede wszystkim ich ilości – o ile ubiegłoroczne łowisko było umiarkowane pod względem ilości ryb, o tyle tegoroczne łowisko było po prostu bezwstydnie rybne; łowiono głównie karpie, sumy, a także inne gatunki. Dość powiedzieć, że zwycięzca tych zawodów, Włoch Claudio Salvi, wygrywając dwie tury osiągnął sumaryczną wagę 40. 340 kg. Generalnie mistrzowskie rozgrywki w tej kategorii zdominowali Włosi – do 9 punktów w pierwszej turze dołożyli 4 w drugiej (czyli same zwycięstwa sektorowe)! W klasyfikacji indywidualnej srebrny i brązowy medal także dla Włochów: wicemistrzem świata został Gian Maria Ghisini (dwa punkty sektorowe i 33. 600 kg), na trzecim miejscu uplasował się Massimilliano Paglia (także dwa punkty sektorowe i 32. 620 kg). Najlepszy z Polaków, Jakub Derlaga, uplasował się na 7 miejscu (6 punktów sektorowych, 25, 330 kg). Miejsce pozostałych Polaków: Marcin Wacha – 21 miejsce, Magdalena Jasińska – 24 miejsce, Łukasz Adamczyk – 26 miejsce. W klasyfikacji drużynowej srebrny medal przypadł Serbii (33 punkty sektorowe), a brązowy Francji (35 punktów sektorowych). A jak na tym tle wypadła polska drużyna? Pierwszej tury zapewne nie zaliczy do udanych - z 26 punktami zajmowała ex quo przedostatnie miejsce w stawce 9 startujących w tej kategorii drużyn. Jednak w drugiej turze efekt przyniosły zmiany w taktyce – dały one w sumie czwarte miejsce naszej drużyny, co w tych warunkach należy uznać za sukces, i przesunęły w klasyfikacji generalnej na 6 pozycję.



Spławikowe Mistrzostwa Świata Juniorów U18

Na odcinku rzeki Arno w pobliżu miejscowości Castelfranco di Sotto Pisa rywalizowali juniorzy U18. Tu naszych barw broniła drużyna w składzie: Mikołaj Geisler, Marcin Gryga, Joanna Otawa, Kamil Wilk i Jakub Zawada. Obowiązki trenera pełnił Tomasz Wilk, jego asystentem był Remigiusz Zielonka, a kierownikiem reprezentacji Zenon Nikodem.

Łowisko miało podobny charakter jak odcinek rzeki Arno, na której rywalizowali zawodnicy U14. I w tym przypadku liczyła się umiejętność selekcji ryb, utrzymania ich na stanowisku, a także sztuka szybkiego holu dużych ryb. I w tej kategorii Włosi nie dali sobie odebrać palmy pierwszeństwa – w klasyfikacji drużynowej sięgnęli po złoto (23 punkty sektorowe), choć nad „srebrnymi” Anglikami uzyskali tylko dwa punkty przewagi (25 punktów). Na trzecim miejscu uplasowała się Serbia – 35 punktów sektorowych. Zwróćmy uwagę, że to kolejny medal dla drużyny z Serbii w kategoriach juniorskich. Niestety, występ polskiej drużyny trudno zaliczyć do udanych – zarówno pierwszego, jak i drugiego dnia nasza reprezentacja zajęła przedostatnie miejsce, w klasyfikacji ogólnej pozwoliło to nam wyprzedzić jedynie drużynę z Południowej Afryki. W klasyfikacji indywidualnej złoty medal wywalczył Serb Milan Nenadovic (2 punkty sektorowe, 50, 710 kg), srebrny Włoch Francesco Campani (3 punkty, 39, 560 kg wagi), brązowy Anglik Alex Clements (także 3 punkty sektorowe, 39, 280 kg wagi). Miejsce Polaków: Mikołaj Geisler – 36 miejsce, Kamil Wilk – 54 miejsce, Jakub Zawada – 55 miejsce, Joanna Otawa – 74 miejsce, Marcin Gryga – 75 miejsce.

Marko
03-10-2011, 16:47
Spławikowe Mistrzostwa Świata Seniorów

W skład reprezentacji Polski na spławikowe MŚ Seniorów weszli: Paweł Kasprowicz, Grzegorz Mazurczak, Zbigniew Milewski, Sebastian Mączka, Marcin Stańczyk, Wiktor Walczak. Trenerem polskiej drużyny był Andrzej Borkowski, asystentem trenera Andrzej Walczak, a obowiązki kierownika teamu pełnił Sławomir Pszczoła.

Po pierwszym dniu prowadzili rewelacyjni Włosi (9 punktów, to wynik niemal bez precedensu na zawodach tej rangi), przed Holendrami (11 punktów) i Węgrami (15 punktów). Dla polskiej drużyny nie była to szczególnie udana tura – 43 punkty i 10 miejsce nie dawało raczej szans na wejście do ścisłej czołówki, trzeba jednak pamiętać o tym, że w tych mistrzostwach udział wzięło 36 drużyn i rywalizacja była na najwyższym poziomie. Toteż sztab trenerski i wszyscy zawodnicy analizowali przebieg pierwszej tury i możliwości zmiany w zanęcaniu i taktyce, by znaleźć sposób na awans w klasyfikacji.

Trener Andrzej Borkowski – Treningi poprzedzające zawody utwierdziły nas w przekonaniu, że kanał Ostellato to łowisko bardzo równe, na którym losowanie nie ma większego znaczenia. Jednak problemem było znalezienie odpowiedniej taktyki; chodziło o to, by skład zanęty, a także sposób jej podania i częstotliwość pozwolił segregować ryby w łowisku. Tempo brań było bardzo podobne, jednak w ostatecznej klasyfikacji liczyły się te drużyny, które potrafiły znaleźć sposób na większe ryby.

Obiektywnie trzeba powiedzieć, że nam ta sztuka do końca się nie udała. I to pomimo tego, że jedną z dominujących ryb w łowisku był leszcz, gatunek, który Polacy potrafią łowić skutecznie. Jednak w temperaturze wody, która oscylowała wokół 30 stopni, przy dużej presji ogromnych sumów zasiedlających kanał, jego zachowanie było odmienne od naszych, krajowych leszczy. O wynikach w dużym stopniu dominowały właśnie one, od niewielkich aż po dwukilogramowe okazy. Łowiono także duże karpie, ważące nawet 7 – 10 kilogramów. Oczywiście, złowienie takiej ryby natychmiast windowało łowcę na czub sektora. Była to jednak ryzykowna taktyka, bo chociaż stosowano wytrzymałe karpiówki, najgrubsze z dostępnych amortyzatorów i żyłki grubości nawet do 0,25 mm to jednak wiele ryb się zrywało, zdarzały się przypadki połamań. Jednak na usprawiedliwienie trzeba powiedzieć, że pogubiło się wiele ekip, w tym bez wątpienia mocniejsze od nas, jak choćby Anglicy (5 miejsce w ostatecznej klasyfikacji). Po raz pierwszy od lat z mistrzostw świata reprezentanci Albionu wyjechali bez choćby jednego medalu. Jednak najbardziej spektakularna porażka stała się udziałem Francuzów – 23 miejsce to dla nich prawdziwa klęska narodowa.

W finałowej turze Włosi nie pozostawili wątpliwości, komu należy się złoty medal – kolejne zwycięstwo, tym razem ex quo z Węgrami, przypieczętowało ten sukces. Srebrny medal przypadł w udziale Węgrom (27 punktów sektorowych). Nieco słabsza tura Holendrów pozbawiła ich medalu, skorzystali Belgowie, którzy dzięki świetnej drugiej turze zrównali się punktami ze swoimi odwiecznymi rywalami, jednak wyższa waga pozwoliła im stanąć na „brązowym” podium. A Polacy? Dzięki nieco lepszej turze nasz team przesunął się o jedno „oczko” w klasyfikacji generalnej – w sumie z 83 punktami zajęliśmy 9 miejsce.

W klasyfikacji indywidualnej wygrał Włoch Andrea Fini (2 punkty sektorowe, 32, 620 kg wagi), wicemistrzem świata został Węgier Peter Milkovics (2 punkty sektorowe, 31, 070 kg), a brązowy medal wywalczył kolejny Włoch, Ferruccio Gabba (2 punkty sektorowe, 28, 200 kg). Miejsce Polaków: Wiktor Walczak – 19 miejsce, Zbigniew Milewski – 22 miejsce, Paweł Kasprowicz – 103 miejsce, Marcin Stańczyk – 118 miejsce, Sebastian Mączka – 182 miejsce, start w jednej turze, Grzegorz Mazurczak – 188 miejsce, start w jednej turze.

materiał opracował:

Józef Wróblewski, specjalny wysłannik Komisji Zarządu Głównego PZW ds. mediów i promocji wędkarstwa.

Marko
03-10-2011, 16:50
2011-08-10
XII Maraton Wędkarski - Nielisz 2011

W dniach 6 – 7 sierpnia 2011, na brzegach zbiornika Nielisz pod Zamościem rozegrano XII Maraton Wędkarski o Puchar Koła PZW „Roztocze” i Redakcji „Wiadomości Wędkarskich”. Tym razem na starcie stanęły 63 drużyny (189 zawodników).

Początek nie był najlepszy. W upale i z wiszącą nad horyzontem burzą ryby nie interesowały się przynętami. Brania były wyjątkowo anemiczne, nawet na potencjalnie dobrych stanowiskach. Na szczęście wieczorem przeszła nareszcie zapowiadająca się przez cały dzień burza. Deszcz dotlenił wodę, co o świcie zaowocowało falą dość intensywnych brań. W efekcie sędziowie pod wodzą Marka Wojtasa (sędzia główny) nie narzekali na brak zajęcia.

W sumie złowiono 1418 kg ryb, głównie leszczy. Największą rybę zawodów – leszcza o masie 1820 g – złowił Piotr Moszumański (Radymno I). Sklasyfikowano 179 zawodników.



Wyniki drużynowe

1 DPJ Kock (83670)

2 Kolejarz I (74635)

3 CHSM Sum Chełm (67110)

4 Moskito Zaleszczany (70380)

5 Trio Tarnobrzeg (63650)

6 Amur Radzyń Podlaski (60760)

Wyniki indywidualne

1 Daniel Jurkiewicz – DPJ Kock (32480)

2 Piotr Nowakowski – DPJ Kock (32290)

3 Andrzej Mazur – Stalowa Wola III (31300)

4 Robert Bąk – Moskito Zaleszczany (28460)

5 Wojciech Kozorys – Kolejarz I (28165)

6 Piotr Stawiarz – Trio Tarnobrzeg (27270)

Na zakończenie wśród 10 najlepszych zawodników rozlosowano silnik spalinowy, a wśród wszystkich startujących łódź wędkarską. W przypadku silnika szczęście dopisało Edwardowi Krupie (CHSM Sum Chełm), a w przypadku łodzi – Szczepanowi Herbutowi (Old Boje Chełm).
opracował: Marek Kluczek

Marko
03-10-2011, 16:50
2011-08-10
XII Maraton Wędkarski - Nielisz 2011

W dniach 6 – 7 sierpnia 2011, na brzegach zbiornika Nielisz pod Zamościem rozegrano XII Maraton Wędkarski o Puchar Koła PZW „Roztocze” i Redakcji „Wiadomości Wędkarskich”. Tym razem na starcie stanęły 63 drużyny (189 zawodników).

Początek nie był najlepszy. W upale i z wiszącą nad horyzontem burzą ryby nie interesowały się przynętami. Brania były wyjątkowo anemiczne, nawet na potencjalnie dobrych stanowiskach. Na szczęście wieczorem przeszła nareszcie zapowiadająca się przez cały dzień burza. Deszcz dotlenił wodę, co o świcie zaowocowało falą dość intensywnych brań. W efekcie sędziowie pod wodzą Marka Wojtasa (sędzia główny) nie narzekali na brak zajęcia.

W sumie złowiono 1418 kg ryb, głównie leszczy. Największą rybę zawodów – leszcza o masie 1820 g – złowił Piotr Moszumański (Radymno I). Sklasyfikowano 179 zawodników.



Wyniki drużynowe

1 DPJ Kock (83670)

2 Kolejarz I (74635)

3 CHSM Sum Chełm (67110)

4 Moskito Zaleszczany (70380)

5 Trio Tarnobrzeg (63650)

6 Amur Radzyń Podlaski (60760)

Wyniki indywidualne

1 Daniel Jurkiewicz – DPJ Kock (32480)

2 Piotr Nowakowski – DPJ Kock (32290)

3 Andrzej Mazur – Stalowa Wola III (31300)

4 Robert Bąk – Moskito Zaleszczany (28460)

5 Wojciech Kozorys – Kolejarz I (28165)

6 Piotr Stawiarz – Trio Tarnobrzeg (27270)

Na zakończenie wśród 10 najlepszych zawodników rozlosowano silnik spalinowy, a wśród wszystkich startujących łódź wędkarską. W przypadku silnika szczęście dopisało Edwardowi Krupie (CHSM Sum Chełm), a w przypadku łodzi – Szczepanowi Herbutowi (Old Boje Chełm).
opracował: Marek Kluczek

Marko
14-10-2011, 17:12
Nagroda miesiąca (11/2011) - boleń 6,26 kg!

Wielu z nas lubi starannie zaplanować wędkarską wyprawę. Zabieramy ze sobą najlepsze przynęty, górę sprzętu niezbędnego do ulubionej metody i nie przyjmujemy do wiadomości, że ktoś lub coś może nam pokrzyżować szyki.

Pan Jacek Rowicki wypłynął na trolling z zamiarem sprowokowania sierpniowego sandacza i nawet nie przypuszczał, że przyjdzie mu spinningować kijem trollingowym. Ale podobno nie ma tego złego…

Jacek Rowicki:

– W sobotę 6 sierpnia 2011 r. wybrałem się wraz z małżonką nad Zalew Zegrzyński. Zamierzaliśmy trollingować pomiędzy mostem w Zegrzu a zaporą w Dębem w poszukiwaniu sandaczy i ewentualnie szczupaków, ale w głębi serca liczyłem na spotkanie z królem tej wody – sumem.

Niestety, wszystkie plany rozmyły się w parę minut po opuszczeniu przystani, kiedy okazało się, że łódź przecieka, a do silnika po ostatnich intensywnych opadach dostała się woda i odmówił posłuszeństwa na dobre.

Postanowiliśmy jednak nie wracać do portu, bo pogoda się poprawiała i przez chmury nieśmiało przebijało się słońce. Uciąg wody był na tyle silny, że nie miałem ochoty daleko wypływać na wiosłach. Doczepiliśmy się do kołków wbitych przy starym korycie niedaleko naszej przystani. Głębokość
w tym miejscu nie przekraczała 4 m, a pomimo to gumy na główkach 15 i 17 g z trudem docierały do dna. Wymieniłem przynętę na woblera z nadzieją, że jemu uda się osiągnąć zamierzoną głębokość. Branie nastąpiło około 13.00, w najmniej spodziewanym momencie – podczas końcowej fazy ściągania woblera, tuż pod powierzchnią wody, przy samej łódce.

Walka z rybą to na przemian odjazdy i fontanny wody. Nie mieliśmy podbieraka, a uchwycenie jej ręką graniczyło z cudem. Na szczęście zaraz po braniu poprosiłem żonę, aby odwiązała cumy z kołków i dalsza walka przebiegała już na otwartej wodzie. Po około 10 minutach, kiedy ryba okazywała pierwsze oznaki zmęczenia, przekazałem wędkę małżonce i oburącz chwyciłem zdobycz, docisnąłem do burty i wspólnymi siłami wtaszczyliśmy ją do środka. Tak duży boleń był dla mnie ogromnym zaskoczeniem i zarazem miłą niespodzianką. Mierzył 85 cm, a waga elektroniczna wskazała 6,26 kg!

Tego dnia nastawiałem się bardziej na sandacze z trollingu, dlatego używałem wędki Mikado Fishfinder Heavy Jig 260 cm (do 50 g) z kołowrotkiem Dragon Maxima FD 1030i, plecionki Jaxon Concept New Line 0,18 mm. Szczęśliwą przynętą był wobler Rapala Tail Dancer BP 9 cm.

Po wyholowaniu bolenia zakończyliśmy wędkowanie. Łódkę musieliśmy wyciągnąć na brzeg, a silnik zabrać do serwisu, ale ten dzień i tak był bardzo udany, a ja wracałem do domu w pełni

Redakcja WW

jacky
30-10-2011, 21:09
ale ten dzień i tak był bardzo udany, a ja wracałem do domu w pełni

Redakcja WW
i ??? co było dalej ?

Marko
17-11-2011, 17:12
2011-11-13
Nagroda miesiąca 12/2011 - sum 56 kg!

W lipcowych „WW” przedstawiliśmy kilka metod kuszenia dorodnych sumów. Jedna z nich, mianowicie sposób „na Hiszpana”, polegała na prezentowaniu wąsatej rybie rozsądnej wielkości żywca. Wiemy, że niewielu wędkarzy próbowało takiego łowienia. Okazuje się jednak, że warto...

Marian Sumera:

W poniedziałek 26 września 2011 r.wybrałem się wraz z kolegą Grzegorzem nad Wisłę w okolicy Sandomierza. Na poszukiwanie odpowiedniego łowiska wypłynęliśmy łodzią wędkarską. Ku naszemu zaskoczeniu szybko je odnaleźliśmy. Przykosa miała 80 m szerokości, 200 m długości i 3,5 m głębokości przy nurcie. To było miejsce, które mogliśmy sobie wymarzyć. Dobiliśmy do wyspy, aby urządzić nocne obozowisko. Kolejnym wyzwaniem było złowienie przynęty. Na haczyk zaczepiła się najpierw 41-centymetrowa brzana, a później leszcz. Obydwie ryby nadawały się na żywca. Brzanę założyłem na spławikowy zestaw paternoster i umieściłem przy nurcie, leszcza na spokojnej wodzie. Czas mijał, a my wśród przepięknych okoliczności przyrody miło spędzaliśmy kolejne godziny.

Kulminacyjny moment nastąpił o 22.30, kiedy kolega zauważył, że jedna z wędek mocno się wygina, a żyłka wysuwa z kołowrotka. Podbiegłem do kija i mocno zaciąłem. To mógł być tylko sum. Holowanie nie było łatwe. Na mocnym sprzęcie podciągałem go na około 40 m, a on wciąż miał siłę na kolejne „odjazdy”... Po mniej więcej 20 minutach przy brzegu zamajaczyło potężne cielsko. Sum mierzył 210 cm i ważył 56 kg!

http://i40.tinypic.com/14tc8x5.jpg

Emocji nie sposób opisać, to ogromne przeżycie i niezapomniane chwile, które pozostaną w pamięci na całe życie i z pewnością będą wspominane przy każdej nocnej zasiadce.

Łowiłem wędką z pełnego włókna szklanego długości 420 cm, z kołowrotkiem Zebco, na którym miałem żyłkę główną 0,60 mm. Do tego hak 12/0 i przypon z kupionej w Hamburgu plecionki Surfcat o wytrzymałości 60 kg.

Marko
17-11-2011, 17:20
Dwa oblicza żywcówki

Kiedy zbliżą się jesienne słoty i znad wody znikną prawie zupełnie wędkarze spławikowi, ja – pomimo „skrzypiących” już stawów – na opustoszałych jeziorach zaczynam polowanie z łódki na duże okonie.

Łódka pozwala mi spenetrować wiele ciekawych miejscówek, do których dotarcie z brzegu jest w wielu wypadkach niemożliwe. Poza tym na jeziorach okazałe „garbusy”, gdy woda się sklaruje po wczesnojesiennym mieszaniu przez chłodniejsze wiatry, odchodzą za drobnicą od brzegów na przegłębienia jeziorne typu górka podwodna, rynna, okolice wysp ze stromymi spadami itp. Krótki dzień pozwala obłowić skutecznie chociaż kilka miejscówek, gdy dobrze znamy łowisko i jesteśmy obowiązkowo zaopatrzeni w GPS lub echosondę, aby niezwykle precyzyjnie ustawić łódkę
w miejscówce. Cóż, takie czasy!

http://i40.tinypic.com/qnv0xt.jpg
Piękny okoń, na pilkerek

Gdy piszę ten materiał, mam nadzieję, że jednak przepowiednia naszego redakcyjnego górala, Andrzeja Murańskiego, choć w części w tym roku się nie sprawdzi i na początku grudnia nie będzie na jeziorach lodu, abym mógł z przyjaciółmi jeszcze trochę połowić na otwartej wodzie. Na początek istotne wskazówki.

W końcu listopada i w grudniu zawsze zabierajmy na ryby: sprawdzonego towarzysza, kamizelki ratunkowe, telefon komórkowy w wodoszczelnym etui (np. torebka strunowa), podbierak, nieprzemakalny płaszcz lub sztormiak, wieloczynnościowy ostry nóż, czerpak do wybierania wody, czapkę z nausznikami i dużym daszkiem, termos z gorącą herbatą, dwie kotwice na mocnych linkach, ręcznik i dmuchaną, nienasiąkającą poduszkę pod pupę. O wygodne i suche siedzisko naprawdę warto zadbać podczas wielogodzinnego wędkowania. Zawsze zabieram tak długie linki, abym mógł kotwiczyć na sztywno, to znaczy tak, żeby łódka na wodzie nie dryfowała na boki. Dla przypomnienia jak to się robi: opuszczamy na dno kotwicę dziobową, odpływamy wzdłuż miejscówki, wypuszczając jej sznur, kładziemy na dno kotwicę rufową i ją blokujemy (zostawiając kilka metrów luźnego sznura), a następnie wybieramy sznur kotwicy dziobowej do jej maksymalnego napięcia i blokujemy na zaczepie lub knadze. I już. W moich metodach łowienia jest to niezwykle ważne. Dlaczego? O tym za chwilę.

Żywcówka bez spławika

Metodę tę poznałem dzięki kilku moim przyjaciołom z Mazur. Dodam, że od razu mi się spodobała. „Pomykała”, „dryganka”, „pikerówka” – to tylko niektóre jej nazwy. Do tego typu łowienia stosujemy wędki długości od 2,7 do 3,3 m z bardzo miękką szczytówką długości minimum 50 centymetrów. Świetnie nadają się do tego celu ultraczułe pickery i różnego typu wklejanki stosowane do metody bocznego troka. Długa, delikatna szczytówka to sygnalizator brań okonia, który w pierwszej fazie brania nie powinien poczuć żadnego oporu. Dlatego im szczytówka jest dłuższa, tym lepsza! Ja używam z powodzeniem wędki „Tango” Kongera. Na kołowrotku mam nawiniętą żyłkę 0,14–0,18 mm o dużej elastyczności. Dobrze jest zastosować kołowrotek z wolnym biegiem, który pozwala biorącej rybie skutecznie połknąć żywca, co jest szczególnie ważne, gdy okonie żerują słabo. Szeroka szpula kołowrotka też bardzo się przydaje, gdyż zmniejsza opory wysnuwanej podczas brania żyłki.

Sam zestaw jest bajecznie prosty w swojej konstrukcji. Na końcu żyłki głównej wiążemy pętlę (wytrzymały i najłatwiejszy w wykonaniu jest węzeł „ósemkowy”) takiej długości, aby po rozcięciu powstały dwa przypony długości 80 i 100 centymetrów. Do krótszego końca dowiązujemy brązowy lub czarny haczyk z dłuższym trzonkiem, w rozmiarze od 6 do 2, w zależności od tego, jakiej wielkości żywcami dysponujemy. Do dłuższego końca przytwierdzamy niewielki krętlik z agrafką. Pozwoli on na szybką zmianę obciążenia zestawu, gdy zaistnieje taka potrzeba. Najczęściej stosuje się ciężarki w kształcie stożka lub kuli o masie od 6 do 10 g. Zestaw gotowy.

Kiedy znajdę za pomocą echosondy zgrupowanie drobnicy, zatrzymuję się w jej pobliżu, kotwiczę. Na haczyk przez wargę zakładam rybkę (najczęściej są to nieduże ukleje), zarzucam wędkę blisko łódki, opieram ją o jej burtę, lekko napinam żyłkę zestawu, aby szczytówka na samym końcu była minimalnie przygięta w kierunku wody, włączam wolny bieg kołowrotka i czekam na branie okonia. Dodatkowo stosuję pewną sztuczkę. W pojemniku mam sporą ilość mocno przemoczonej zanęty uklejowo-płociowej, którą za pomocą łyżki (aby nie brudzić rąk) donęcam okolice zarzuconego zestawu.
W ten sposób przytrzymuję w miejscówce drobnicę (i oczywiście kręcące się wokół niej okonie).

Brania okonia są niezwykle wyraziste. Widać je po krótkich uderzeniach w szczytówkę, gdy okoń zasmakował w uklei. Często też szczytówka potrafi gwałtownie się wyprostować, aż wędka podskoczy na burcie, gdy agresywny okoń mocno uderzy od dołu w przynętę, podnosząc do góry całe obciążenie zestawu. Potem szczytówka zaczyna zginać się w kierunku wody. Wtedy należy mocno zaciąć.

Zapewniam Was, że zarówno branie, jak i wyholowanie nawet ćwierćkilogramowego okonia na delikatnym sprzęcie są bardzo ekscytujące. Łowienie tą metodą polega zarówno na precyzyjnym ustawieniu łódki, jak i na prawie punktowym umieszczaniu przynęty i zanęty. Stąd tak ważne jest odpowiednie zakotwiczenie łodzi, aby stabilnie stała w jednym miejscu. Ręczę Wam, że przy spełnieniu powyższych warunków jest to bardzo skuteczna metoda!

http://i39.tinypic.com/24xglza.jpg
Antoni Świetlikowski, mistrz żywcówki bez spławika

Lekka żywcówka spławikowa

Alternatywą wyżej opisanej metody jest lekka żywcówka spławikowa. Zawsze stosuję te dwie metody jednocześnie. Z prostej przyczyny: późną jesienią nawet dobrze żerujące okonie mają swoje kaprysy. Nigdy nie wiadomo, która metoda danego dnia będzie skuteczniejsza i nie ma na to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Dlatego mam w pokrowcu duplikaty używanych wędek, aby w razie potrzeby szybko przestawić się na metodę skuteczniejszą.

Do lekkiej spławikówki używam kijów długości 3,6–4,2 m, o akcji szczytowej i ciężarze wyrzutowym do 30–40 g. Z zasady są to wędki teleskopowe o średnicy wewnętrznej przelotek trochę większej niż w wędkach typu match. Zestaw montuję w następujący sposób: na kołowrotek ze szpulą do dalekich wyrzutów mam nawiniętą żyłkę główną grubości 0,18 mm. Najpierw zakładam na nią nitkowy stoper z koralikiem, a następnie spławik o wyporności 3–4 g z dość długą, kolorową antenką. Taka antenka ułatwia obserwację podczas słoty oraz spowalnia spływanie spławika z wybranego miejsca.

Nie stosuję większych spławików z dwóch powodów. Po pierwsze – delikatniejszy spławik pozwala na penetrowanie przez żywca różnych warstw wody. Po drugie – rybka przynętowa długo żyje, co przy kłopotach z pozyskaniem żywca jesienią jest nie bez znaczenia.

Spławik łączę z żyłką główną krętlikiem z agrafką. Następnie na żyłkę naciągam mały stoper z tworzywa lub kauczuku. Zapobiegnie on opadaniu spławika na obciążenie, co skraca wyrzuty zestawu i często prowadzi do jego splątania. Kolej na obciążenie. Stanowi je jedna ołowiana łezka z rurką silikonową wewnątrz i ewentualnie mała śrucina korekcyjna. Potem zakładam drugi stoper z miękkiej gumy. Teraz dowiązuję krętlik i naciągam na powstały węzeł wcześniej założony stoper. Następny element to minimum 40-centymetrowy przypon zakończony haczykiem o wielkości 4–6, w stonowanych kolorach. Łowiąc, ustawiam zawsze grunt o pół metra mniejszy niż faktyczna głębokość łowiska. Ponieważ najczęściej spływ zarzuconego zestawu (pod wpływem wiatru i prądów podwodnych) jest powtarzalny, to trasę tę zanęcam niewielką ilością zanęty o składzie i konsystencji, które opisałem wcześniej. Rybki zakładam jak i w poprzedniej metodzie, za pyszczek.





Piotr Berger

Natasza
26-11-2011, 17:01
Amerykański rybak złowił tuńczyka w sieć, a nie na wędkę. Tym samym złamał prawo.
Właściciel dużej łodzi rybackiej z Massachusetts Carlos Rafael nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył, jak załoga wyciąga z oceanu sieć z gigantycznym tuńczykiem błękitnopłetwym. Zgodnie z przepisami, Carlos powiadomił o swojej zdobyczy nadzór rybacki i skierował się do portu, gdzie miał już czekać samochód chłodnia.

Rybak dysponował pozwoleniem na połów tuńczyków, więc nie przewidywał problemów. Gdy jednak łódź dopłynęła do portu, byli tam już obecni funkcjonariusze federalnych służb rybackich, którzy skonfiskowali 400-kilogramowego tuńczyka. Poinformowali oni Rafaela, że złowił go niezgodnie z prawem i że w związku z tym ryba podlega konfiskacie.

Tuńczyk zostanie sprzedany na giełdzie rybnej, gdzie jego wartość może sięgnąć nawet pół miliona dolarów. Niedawno w Tokio ważącego 340 kilogramów tuńczyka bękitnopłetwego sprzedano za prawie 400 tysięcy dolarów.

IAR

Marko
17-12-2011, 21:17
2011-12-07
Nagroda miesiąca 01/2012 - szczupak 11,70 kg!

Złowienie 120-centymetrowego zębacza to wielkie wydarzenie. Ile takich ryb wygrało walkę z wędkarzami, dokładnie nie wiadomo. Ostre zęby przecinają żyłkę i plecionkę. Pękają kije, stalowe i wolframowe przypony...

O dużym szczęściu może mówić pan Dariusz Gorski, wędkarz z Brwinowa, który wybrał się na sandacze i przez kilkadziesiąt minut zmagał się z cętkowanym monstrum.

Dariusz Gorski:
http://i42.tinypic.com/99gsuu.jpg
– W niedzielę 6 listopada 2011 r. wybrałem się wraz z kolegą nad Zalew Zegrzyński na jesienne sandacze. W porcie wita nas mgła i zimny wschodni wiatr. Wypływamy o 7.30. Mgła opada, coś już widać, ale wciąż mocno wieje. Przez trzy godziny nie mamy nawet jednego brania. Nic się nie dzieje. Wielokrotnie przemieszczamy się łodzią w poszukiwaniu dobrego miejsca. W końcu echosonda pokazuje ciekawie ukształtowane twarde dno. Pod nami jest 6 m głębokości, a obok grzbiet wychodzący na 3,5 m. Po 15 minutach jigowania mam zdecydowane branie z opadu. Ryba pływa przy dnie i mocno szarpie. Stawiam na sporego suma, który zapomniał, że ma okres ochronny, ale ku mojemu zdziwieniu po 10 minutach ryba daje się oderwać od dna. Co to może być? Na powierzchnię wypływa ogromny szczupak!

Jest zacięty za nożyczki, w kąciku pyska. To dobrze, bo mój zestaw nie ma przyponu. Obaj w osłupieniu patrzymy na olbrzyma, gdy ten zawija potężnym ogonem i rusza w kierunku dna. Walka się przeciąga, a ja z każdą minutą tracę nadzieję, że jeszcze go zobaczę. Pół godziny później wprowadzam rybę do podbieraka. To naprawdę piękny okaz, waży 11,70 kg i mierzy równe 120 cm!

Szczupaka wyholowałem za pomocą kija Robinson Diaflex 240 cm (10–46 g) i kołowrotka Shimano Stradic 3000 FG z białą plecionką Power Pro o średnicy 0,22 mm. Szczęśliwą przynętą było seledynowe kopytko Mann’s 7 cm z czerwonym ogonkiem i czarnym grzbietem, uzbrojone w 20-gramową główkę jigową. Miałem dużo szczęścia, łowiąc takiego szczupaka na zestaw sandaczowy.

Wiadomości Wędkarskie

Marko
28-12-2011, 17:21
PSTRĄG SPOD LODU '2012

Toruńskie Towarzystwo Wędkarskie zaprasza na XIV
Ogólnopolskie Zawody „Pstrąg spod lodu”.

Zawody odbędą się 21 i 22 stycznia 2012 roku, na 7 ha jeziora Rybnik,
które od 8 stycznia, do czasu zawodów będzie wyłączone z wędkowania.
70 zawodników rywalizować będzie w 3 konkurencjach:
- największa łączna waga złowionych pstrągów (konkurs główny),
- największy pstrąg zawodów,
- największa ryba innego gatunku.
Przynęty i metody połowu dowolne.

Wpisowe - 150 zł. Gwarantujemy ubezpieczenie, atrakcyjne nagrody
i sympatyczną atmosferę. Służymy pomocą w znalezieniu noclegów.
Zawody zaliczane są do rozgrywek o Puchar Krajowej Federacji Towarzystw Wędkarskich, zapraszamy jednak wszystkich, bez względu na przynależność organizacyjną.

Marko
26-02-2012, 06:28
Rekord Polski: miętus 3,86 kg! - Miętus zamiast sandacza



Duże miętusy trafiają się bardzo rzadko, ale ubiegły sezon na pewno przejdzie do historii jako wyjątkowy.

Jest to zasługa pana Jerzego Zająca, wędkarza z 40-letnim stażem, mieszkańca Głogówka, który mimo długiego stażu wędkarskiego swojego pierwszego miętusa złowił dopiero w listopadzie ubiegłego roku. Pierwszego, ale jakiego – od razu na rekord Polski!

Poprzedni rekord – 3,84 kg (72 cm) – należał do Tadeusza Krężołka (1993).



Jerzy Zając:

– Nad Jezioro Nyskie wybrałem się w niedzielę 6 listopada po południu. Spieszyłem się, żeby zarzucić przynęty jeszcze za dnia. Łowisko nazywamy „Błękitną Zatoką”, jest tu łagodny, piaszczysty brzeg, 10 m płycizny, a za nią gwałtowny uskok.

Przed godziną siedemnastą zaczęło się ściemniać. Zwinąłem „szczupakówkę” i zastawiłem dwie gruntówki na sandacza. Na przynętę miałem martwe płocie długości około 15 cm, które zahaczyłem tuż pod płetwą grzbietową.

Kwadrans po osiemnastej zaświeciła się lampka sygnalizatora. Skierowałem latarkę na kołowrotek, ze szpuli zaczęła uciekać żyłka. Typowe branie sandacza. Sąsiad namawiał mnie, żebym za wcześnie nie zacinał, bo sandacz jeszcze nie połknął przynęty. – Musi stanąć, skonsumować i ponownie ruszyć do ucieczki...

No i czekałem, aż się zatrzyma. Czekałem, a ryba „odjeżdżała” coraz szybciej i szybciej. Na kołowrotku pozostało już niewiele żyłki, a przecież na szpuli było 200 m!

Nieważne, czy wziął duży sandacz czy inna ryba. Zaciąłem. Ale na wędce nie wyczułem żadnego ruchu. Zaczep? Sandacz pewnie gdzieś zaplątał żyłkę. Zastanawiałem się, co dalej, a kij rytmicznie zaczął się przyginać. Oho! Puściłem hamulec, a ten aż zapiszczał. Ryba wysnuła kolejne metry żyłki. Po chwili rozpocząłem pompowanie. Wolno mi to szło, bo ryba wciąż stawiała duży opór. Wreszcie na płytszej wodzie coś zamajaczyło. Co to za ryba? Ciało marmurkowe, podobne do suma. Sąsiad wskoczył do wody w gumowcach i ją podebrał.
– Ale miętus! – ryknął. Ryba wiła się jak węgorz. Jednak udało się ją zmierzyć. Całe 75 cm! Zaczęli się schodzić wędkarze.
– O Boże, jaki piękny miętus... Ktoś przyniósł wagę elektroniczną. Pokazała 3,86 kg!

Wszyscy namawiali mnie, abym zgłosił rybę do „WW”. Wprawdzie łowiłem już medalowe okazy, ale do tej pory ich nie zgłaszałem. – Panie zgłoś ją pan, bo to może być rekord... I w końcu mnie przekonali.

Wędkuję 40 lat, ale nigdy nie miałem z miętusem do czynienia. Nie widziałem nawet, żeby ktoś wyholował tutaj miętusa. Mój gruntowy zestaw składał się z wędki 360 cm, linki głównej 0,30 mm, a na przyponie, o który bałem się najbardziej, była żyłka 0,22 mm. Przypon miał długość około 40 cm i był zakończony haczykiem nr 2. Zestaw zarzuciłem 30 m od brzegu na głębokość około 4 m. Po zmroku nie było wiatru, więc otworzyłem kabłąk i wcisnąłem żyłkę w uchwyt sygnalizatora. Holowanie ryby, od momentu zacięcia, trwało około 30 minut.

http://i42.tinypic.com/wuidfb.jpg

Serdecznie gratulujemy panu Jerzemu rekordu krajowego i życzymy kolejnych sukcesów!

Wiadomości Wędkarskie

Marko
26-02-2012, 06:31
Targi w Zabrzu 2012

W dniach 9–11 marca w hali MOSiR w Zabrzu odbędzie się kilka imprez targowych. Już po raz XI odbędą się Międzynarodowe Targi Wędkarstwa, Myślistwa, Militariów i Survivalu „POŁOWY I ŁOWY 2012”.

Równolegle odbywać się będzie VIII Festiwal Karpiowy ,,KARP FESTIWAL 2012” oraz ,,I SZKOŁA WĘDKARSTWA MUCHOWEGO I SPINNINGU 2012”. W ramach szkoły odbędzie się II Festiwal Filmów o Tematyce Muszkarskiej ,,RISE FLY FISHING FILM FESTIVAL”.



W trakcie trwania tych imprez odbędzie się wiele atrakcyjnych pokazów i paneli dyskusyjnych. Między innymi po raz pierwszy odbędzie się pokaz rzutowy Adama Sikory. Dla łowców karpi specjalny program przygotował Przemek Mroczek
z ,,Karp Max”, Wojciech Warmuz, Wielkopolski Klub Karpiowy, Polska Federacja Wędkarstwa Karpiowego oraz znani karpiarze z zagranicy. Podczas trwania targów będzie można zakupić sprzęt wielu renomowanych firm w bardzo atrakcyjnej cenie. Więcej informacji szczegółów na stronie www.markoz.pl.



Zapraszamy do zwiedzenia targów w godz. od 10.00 do 18.00.

http://i42.tinypic.com/szdc78.jpg

Wiadomości Wędkarskie

jacky
19-03-2012, 21:44
bywa i tak na rybach...

http://i40.tinypic.com/nwxy.gif

...

kto pod kim dołki kopie ....

Marko
04-04-2012, 05:51
Nagroda miesiąca 04/2012 - płoć 1,20 kg!

Ciekawe, jak wyglądałoby dzisiaj wędkowanie i jego rezultaty bez stosowania elektroniki, np. ledowego sygnalizatora, echosondy czy odbiornika GPS. Czy bez niej mielibyśmy jakieś szanse?

Okazuje się, że inwestowanie w technologie ułatwiające wędkowanie ma sens. Przekonał się o tym Ryszard Chmielewski z Wrocławia, wytrawny łowca dorodnych karpi, amurów i… płoci na złoty medal.

Ryszard Chmielewski:

http://i40.tinypic.com/281ctug.jpg

- Wraz z kolegą mamy ulubione odrzańskie łowisko na peryferiach Wrocławia, w którym wędkujemy od 7 lat. Położone jest na środku rzeki, mniej więcej 65 m od brzegu. Głębokość sięga 3,5–4 m, a dno jest pofałdowane. Nęcimy punktowo zanętą podawaną ze zdalnie sterowanej małej łodzi. Zestawy też wywozimy tą łodzią. Kolega jest inżynierem. Sam skonstruował łódkę. Model waży 1,5 kg i jednorazowo może zabrać 1,6 kg zanęty. Jest bardzo zwrotny, pływa do przodu i tyłu, a po włączeniu nocnego oświetlenia wygląda na wodzie jak choineczka. Z łatwością pokonuje odrzański nurt.

Zanętę sporządzamy z mieszanek dostępnych w sklepie, ale wzbogacamy je kulkami proteinowymi i różnymi specyfikami zapachowymi. Ryby łowimy bez koszyczka zanętowego, a feederowe zestawy obciążamy ciężarkami od 160 g do 200 g. Zamiast żyłki stosujemy plecionkę o wytrzymałości 20 kg i bardzo cienkie plecionkowe przypony. Nastawiamy się głównie na amury i karpie. Staramy się je przechytrzyć na 20-milimetrowe kulki proteinowe. Dodam, że już zgłosiłem do „WW” kilka ponaddwudziestokilogramowych sztuk. Jesienią, kiedy duże karpiowate żerują coraz słabiej, odchudzamy zestawy i polujemy na leszcze i płocie. Do lekkiego feedera stosuję wtedy cienką plecionkę z haczykiem nr 10, na który zakładam małe kulki – 14, 12 mm, kukurydzę albo czerwone robaki.

Tę medalową płoć złowiłem właśnie na czerwonego robaka. Była to jedna z czterech płoci na złoty medal, które jesienią ubiegłego roku wyholowałem z Odry. Mniejszych, głównie sztuk na brązowy medal, nawet nie liczyłem. Wszystkie płocie, podobnie jak większość odrzańskich trofeów, wypuszczam z powrotem do rzeki.

Marko
28-05-2012, 06:12
Na letnie szczupaki

Przed nami czerwcowe letnie przesilenie, koniec wiosny i wyczekiwany przez wszystkich okres wakacyjno-urlopowy. Majowe przyspieszenie i wiążące się z nim wędkarskie wyprawy mamy już za sobą. Niestety, dla wielu spinningistów, miłośników cętkowanych rozbójników, dopiero w czerwcu nadchodzi pierwszy moment, kiedy wpada trochę wolnego i mogą pomyśleć o wyciągnięciu wędek z szaf i piwnic.

O tej porze roku temperatury często przekraczają pułap, w którym czujemy się komfortowo. Fale upałów wpływają również na spadek aktywności i żerowania niektórych drapieżników, w tym szczupaków. Sprawy nie ułatwia coraz szybsze zarastanie stawów, jezior i rzek.

Przez nagły rozrost podwodnej zieleni niedostępna jest już większość miejsc, które moglibyśmy bez większego wysiłku obławiać jeszcze w maju. Podwodne chaszcze utrudniają manewrowanie przynętami i dobranie się do interesującej nas zdobyczy.

Nie ukrywam, że w czerwcu nie jest łatwo, ale sytuacja nie jest aż tak beznadziejna, jak mogłoby się wydawać.

Wakacyjna loteria
Tego, aby wymarzone polowanie na szczupaki stało się jeszcze bardziej zagmatwane i utrudnione, dopilnują prawdopodobnie Wasze połowice. Co prawda z chęcią przystaną na spędzanie wolnego czasu nad wodą, ale już same wybiorą miejsce wspólnego pobytu. W ostatniej chwili dowiecie się, czy szczupakowym poligonem będzie wielkie jezioro, niewielka rzeka, czy obfitujące w żaby zarośnięte bajoro. Mając na uwadze wakacyjną loterię, warto zawczasu zdać sobie sprawę, że konieczna będzie chociaż minimalna wiedza o łowieniu szczupaków w najróżniejszych zbiornikach i ciekach wodnych. Ułatwi nam to ekspresowe rozpoznanie terenu i namierzenie stanowisk ryb.

Na żelastwo i silikon
Zacznijmy jednak od przynęt. Oferta rynku wędkarskiego ciągle zaskakuje nas nowościami. Szczupaki łowi się na slidery, drop shot, a nawet na muchę. Z roku na rok oferta ciekawostek i nowych rozwiązań poszerza się, a kolorowe czasopisma zasypują nas wiadomościami o niebywałej skuteczności przynęt i podsuwają ofertę dodatkowych akcesoriów, w postaci wędek i kołowrotków, niezbędnych do skutecznego łowienia poszczególnymi, nowymi metodami. Nie śmiem twierdzić, że innowacyjne rozwiązania są nieskuteczne. Sam z nich z powodzeniem korzystam. Nie będę jednak ukrywał, że wymagają one solidnego przygotowania teoretycznego oraz często niemałych nakładów finansowych. Nie każdy ma na to czas i środki. Koniec końców lądujemy nad jakąś nieznaną wodą, z przemyconym spinningiem i pudełkiem przynęt, pełnym błystek wahadłowych, wirówek oraz gum zakupionych parę sezonów temu. Nic straconego, nawet bez sprzętowych nowości możemy cieszyć się skutecznym łowieniem czerwcowych szczupaków.

http://i46.tinypic.com/11j9kc3.jpg

W zarośniętym bajorze
Na widok obficie zarośniętego, niewielkiego jeziorka, stawu lub starorzecza zawsze szybciej bije mi serce.

Atrakcyjność niewielkich zbiorników tkwi w niedocenianiu ich potencjału przez wędkarzy. Nie wszystkim chce się łowić w skromnie wyglądających bajorach lub zniechęcają ich niełatwe warunki. Jest to błąd. Nie dość, że niewielkie akweny często są świetnymi łowiskami linów i karasi, to w plątaninie grążeli, rdestnic, moczarki i innego zielska potrafią kryć się prawdziwe, zębate bestie. Szkopuł w tym, jak się do nich dobrać.

O tej porze roku łowienie z brzegu może być poważnie utrudnione. Pas bujnej roślinności zazwyczaj uniemożliwia podanie nam przynęty na otwartą wodę. Jeśli nie uda nam się wypożyczyć od miejscowych łódki i nie posiadamy pontonu, naszym sprzymierzeńcem będzie inny gumowy atrybut. Mam na myśli spodniobuty. Jeśli dno jest wystarczająco twarde, możemy przebić się przez zielony gąszcz i spenetrować wolne od zieleniny oczka oraz spadek dna, na którym kończy się pas roślinności wodnej. Do penetracji wolnej toni między grążelami świetnie nadają się duże wahadłówki i gumy. Czerwcowe łowiska pełne są drobnicy. Spory kąsek może szybciej zachęcić cętkowanego drapieżnika do ataku niż gubiąca się w ławicy rybek mała przynęta.

Pod względem kolorystycznym, świetnie sprawdzają się gumy zielone, żółte lub białe z czarnym lub czerwonym grzbietem. Gdy będziemy łowić w bardzo prześwietlonej wodzie, warto spróbować fioletów, brązów, motoroil i innych stonowanych odcieni. W słonecznym świetle refleksy dawane przez srebrne wahadłówki mogą bardziej zniechęcać, niż wabić ryby. Kiedyś sposobem na ten problem było okopcanie blach dymem ze świecy. Teraz możemy bez problemu kupić w każdym sklepie matowe wahadła w szerokiej gamie kolorystycznej.

Choć używam całkiem pokaźnych przynęt, staram się, aby były jak najlżejsze. Imitująca chorą rybkę wolno opadająca guma lub leniwie kolebiąca się na boki wahadłówka da czas na podjęcie decyzji chimerycznie żerującemu szczupakowi. Obrotówki zostawiam do obławiania miejsc, gdzie roślinność nagle się urywa i nie trzeba wykonywać przynętą błyskawicznych zwrotów i innych akrobacji w celu ominięcia zielonych przeszkód. Wirówka z czarnym listkiem w żółte lub czerwone kropki może spowodować istny pogrom, nawet w słoneczny, gorący dzień. Poeksperymentujcie z kolorami fluo, niezawodną coca-colą oraz odcieniami srebra i miedzi. I pamiętajcie o dokładnym obłowieniu wolnej od roślinności toni. Podczas upałów grube szczupaki lubią przebywać w głębszych partiach zbiorników, gdzie nad dnem woda ma niższą temperaturę.
Co jednak zrobić, gdy zostaje tylko łowienie z brzegu? Z pomocą przyjdzie nam kopyto, ripper lub twister, uzbrojony w hak z małą, dwu- lub trzygramową główką. Lekką przynętę, przy odrobinie wprawy, możemy poprowadzić nawet na kilkucentymetrowej wodzie, nad dżunglą roślinności wodnej.

Marko
28-05-2012, 06:14
http://i49.tinypic.com/iwkps1.jpg

Na podwodnych łąkach
W bardziej komfortowej sytuacji będą wędkarze spędzający urlop nad dużym jeziorem. Większość ośrodków wypoczynkowych oferuje również możliwość wypożyczenia łodzi, w której eksploracja zbiornika jest o wiele przyjemniejsza i wydajniejsza. Jednostka pływająca umożliwi nam dostanie się od strony wody nad zarośnięte zatoki, podwodne łąki i ostre spady. Obławianie zatoczek nie będzie się wiele różnić od metod skutecznych w zarośniętych bajorach. Warto jeszcze wspomnieć o wyższości plecionki nad żyłką podczas łowienia w zarośniętej wodzie. Duża rozciągliwość żyłki może maskować delikatne brania ryb. Rozleniwione szczupaki potrafią brać „półgębkiem”, a brak natychmiastowej reakcji z naszej strony nie pozwoli na skuteczne zacięcie. Zdarza się również, że holowana na żyłce ryba przypomina kępę zaczepionego zielska. O naszej pomyłce dowiadujemy się w ostatniej chwili, gdy niezacięta ryba wyczepia się pod łódką. Plecionka, choć nie wybacza błędów, pozwoli nam skutecznie zaciąć więcej ryb.

Następnym rewelacyjnym miejscem, gdzie znajdziemy szczupaki, są płytkie, płaskie blaty z podwodnymi łąkami. Łowienie w takich miejscach jest proste i niezwykle przyjemne. Jeśli przejrzystość wody na to pozwoli, możemy dodatkowo śledzić przez okulary polaryzacyjne tor naszej przynęty oraz ataki szczupaków, niespodziewanie wyskakujących z roślinnego materaca. Poczynione obserwacje pomogą dostrzec, w jakich momentach ryby reagują na blachy lub gumy, a wyciągnięte wnioski pomogą udoskonalić technikę skuteczniejszego prowadzenia wabików.

Czas i uwagę należy poświęcić również wszelkim spadom i uskokom dna. Jeśli nie posiadamy akurat echosondy, najłatwiej zlokalizować zbocza na cyplach, wrzynających się w toń jeziora. Szczupaki uwielbiają cyple i mogę śmiało stwierdzić, że jeśli uda się Wam zlokalizować okalające je spady, będą prawdopodobnie bankowymi miejscami. Na głęboko schodzących zboczach jest zazwyczaj już mniej roślinności. Dzięki temu możemy bez problemu obławiać te miejsca gumą, w pełnym opadzie. Opukiwanie spadów i twardego dna może, oprócz szczupaków, dać nam pięknego okonia lub sandacza.

Nad niewielką rzeką
Nic nie pobudza tak wyobraźni, jak malowniczo wijąca się przez pola i lasy niewielka rzeka. Przeurocze łowisko w swoich nurtach, oprócz jazi, kleni i innego białorybu, może kryć niezwykle silne i fantastycznie walczące szczupaki. Cętkowany bandyta, przebywający w rzece, zawsze sprawi na wędce więcej radości niż jego obżarty i zgnuśniały brat ze stojącej wody. Stanowiska interesujących nas drapieżników można bardzo łatwo zlokalizować. Ryby kryją się pod zwalniającymi nurt nawisami drzew, w sąsiedztwie zatopionych pni i innych przeszkód, tworzących spowolnienie rzecznego nurtu. Szczupaki czatują spokojnie w rzecznych dołkach, niewielkich zastoiskach i w ujściach rowów melioracyjnych. Gumę lub wahadłówkę warto wpuścić pod każdy zatopiony konar i krzak lub przytrzymać w nurcie, między pozostałościami po starym młynie lub moście. Przed nami sporo dłubaniny i urwanych przynęt. Przed wyprawą nad niewielkie rzeki zaopatruję się w zapas żelastwa pod postacią alg, wydr i gnomów. Ich niewielka cena pozwala, bez strachu przed stratą, penetrować miejsca, gdzie za żadne skarby nie wpuścilibyśmy swojej ulubionej obrotówki lub woblera. Gum używam z powodzeniem, obławiając proste, zarośnięte odcinki rzeki. Odpowiednio dociążoną przynętę możemy precyzyjnie wpuścić między falujące łany podwodnej roślinności. Trochę czasu warto też poświęcić skrajom trzcinowisk, z których szczupaki startują do potencjalnej zdobyczy.


Sebastian Kowalczyk

Wiadomości Wędkarskie

Natasza
10-08-2012, 19:02
http://www.expo.sejny.pl/userfiles/STR%20G+ü+ôWNA-620X250(1).png
(http://www.expo.sejny.pl/index.php?aid=11)

Marko
18-08-2012, 15:53
2012-07-06
Nagroda miesiąca 08/2012 - węgorz 3,60 kg!

Podobno w wędkarstwie znajomość łowiska to połowa sukcesu. Tym razem można się z tym nie zgodzić. Pan Stanisław Surdel z Olsztyna zna swoje jezioro jak mało kto i łowi w nim medalowe węgorze na 100%. W ostatnich latach wyholował okazy: 2,65 kg (108 cm); 2,35 kg (101 cm) i 1,80 kg (86 cm), ale tegoroczny węgorz zaskoczył go swoją wielkością.

Stanisław Surdel:

Łowię tylko ryby drapieżne – głównie węgorze, szczupaki i okonie, czasem uda mi się przechytrzyć sandacza. Od kilkunastu lat wędkuję w Jeziorze Kortowskim. Występują w nim duże węgorze, ale jest ich mało i nie trafiają się często. Dawniej łowiłem te ryby również w innych jeziorach, nie holowałem jednak tak dużych okazów.

Na węgorza mam swoje sprawdzone miejsca. Wędkuję z łodzi. Zestaw umieszczam na głębokości 6 m, nad dnem płaskim, mocno zamulonym i bez roślinności. Na przynętę używam żywca – płoć lub ukleję. Brania notuję przeważnie w godzinach 10.00–12.00. Łowię dwie lub trzy godziny. Jeśli nie ma brania, rezygnuję.

http://i46.tinypic.com/8x7adz.jpg

Mój największy okaz – 3,60 kg (116 cm), który złowiłem 13 maja 2012 r., wziął na 12-centymetrową płoć. Była godzina 11.10. Węgorz walczył zaciekle, a holowanie było męczące – wprowadzanie ryby do podbieraka trwało ponad pół godziny. Gdyby nie długoletnie doświadczenie, nie wiem, jak by się to skończyło, bo zaskoczył mnie swoją siłą i wielkością.

Na węgorze stosuję teleskopową wędkę Mikado długości 240 cm z kołowrotkiem Shimano Catana i żyłką Mikado Dino 0,26 mm, przelotowy spławik o wyporności 8 g i przypon z żyłki głównej z haczykiem Mustad nr 3, który zaopatrzony jest w łopatkę. Nie używam typowych haczyków na węgorze. Zestaw jest przegruntowany. Umieszczam go w łowisku w ten sposób, aby półmetrowy odcinek żyłki z przynętą leżał na dnie, a spławik wykładał się na wodzie.

Wiadomości Wedkarskie

jacky
18-08-2012, 21:38
Jeśli nie ma brania, rezygnuję.
zaiste zaimponował :-)
a Wy co sądzicie ?

jacky
30-06-2013, 20:40
kiedyż to wreszcie "zabłądzi" tutaj "ojciec - założyciel" ?
ze swoimi okazami rzecz jasna ...

Natasza
29-07-2013, 21:29
Czy za sprawą Polaków pustoszeją holenderskie stawy? Tamtejsza prasa twierdzi, że Polacy wyławiają wszystkie ryby w Holandii. Do tego nowego, kuriozalnego ataku na Polaków przyłączyła się partia Gerta Wildersa PVV. Ta sama, która utworzyła specjalną stronę internetową i zbierała skargi na Polaków. Jeden z jej członków porównał polskich wędkarzy do szarańczy.

Królewski Związek Wędkarzy, który zrzesza pół miliona członków, w tym bardzo wielu Polaków, stanowczo odcina się od tych insynuacji. Boolt twierdzi, że sprawa jest rozgrywana politycznie w sezonie ogórkowym. Jego zdaniem kłusownictwo, to marginalny problem i dotyczy tak samo Holendrów, np. mieszkańców Amsterdamu, jak i Polaków. Związek opublikował nawet na swojej stronie internetowej broszurę w języku polskim i wręcz zachęca Polaków do wędkowania w Holandii.

Marko
22-09-2013, 07:11
W czerwcu 2013 roku dziennikarze redakcji „Wiadomości Wędkarskich" wyruszyła na polowanie na metrowego szczupaka. Tym razem naszym łowiskiem nie były jeziora w Skandynawii, Irlandii czy Kanadzie, ale dostępne dla każdego Jezioro Żarnowieckie, które od kilku lat słynie z łowionych tutaj kapitalnych drapieżników. Czy mimo deszczu, wiatru i skoków ciśnienia nasz plan się powiódł? Zapraszamy na film! http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=sTz1XJGrKCQ

Natasza
23-02-2014, 12:49
Na ryby? Najlepiej kutrem


* Władysławowo. Tym, którym nie straszna choroba morska, proponujemy by wybrać się w rejs, aby złowić dorsza. Kutry wypływają z portu o świcie, rejsy trwają ok 10 h. Obowiązuje wcześniejsza rezerwacja, cena za rejs to około 180 zł.

*Gdańsk. Podczas wizyty w Trójmieście warto wybrać się w rejs kutrem rybackim - również na dorsza. Cena za wyprawę to ok. 160 zł. W cenę wliczony jest posiłek na kutrze oraz pozwolenie na połów sportowy.

* Jastarnia. Sprawdź, jak wygląda ***** w porcie lub złów największą rybę w morzu. Cena za takie atrakcje zaczyna się już od 120 zł. Podczas rejsu kucharz przygotuję na obiad świeżo złowioną rybę podaną z masłem.