PDA

Zobacz pełną wersję : Moje wędrówki po górach bułgarskich



Strony : [1] 2

zdzicho alboom II
03-02-2011, 16:58
Witajcie.
Chciałbym Wam skrobnąć tu co nie co, bo góry te zwiedziliśmy z córką wzdłuż i wszerz i w ciągu 5 lat, a jeszcze nie mamy dosyć.

Marko
03-02-2011, 19:38
Na co czekasz pisz Pan :rolleyes:

zdzicho alboom II
04-02-2011, 14:51
Zaczęło się jak zwykle całkiem przypadkowo.
Po 10 -ciu latach chodzenia po Tatrach Słowackich zaczęliśmy już mieć ich trochę dość.
Zaczęliśmy przemyśliwać o jakichś innych górach.
I wtedy właśnie w jednym z hipermarketów żona włożyła mi do ręki podręcznik "Bułgaria Pejzaż słońcem pisany" wydawnictwa Bezdroża.
Przekartkowałem go i na pierwszy rzut oka wydal mi się bezużyteczny dla mnie, bo o górach było tylko ostatnie sto stron czyli jedna piąta książki.
Ale dobra, żona poleca, więc kupiłem.
To było jakoś na jesieni chyba. W domu zabrałem się do czytania i spodobały mi się te gory, przeczytałem dwa razy i zacząłem planować trasy.
Planowałem przez półtora roku i w lecie 2005 roku byliśmy gotowi do wyjazdu.
A potem już po pierwszym wyjeździe będąc na Musale (Musała najwyższy szczyt całych Bałkanów) zakochałem się w tych górach i jeździliśmy tam co roku.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 09:31
Dlaczego jeździmy tam co roku ?

Ważne były dla nas przystępne ceny noclegów w górskich miejscowościach i w schroniskach, niskie ceny wyżywienia i koszt samego dojazdu do Bułgarii. Ale nie tylko względy finansowe mieliśmy na uwadze. Bułgarskie góry są w porównaniu do Tatr znacznie bardziej rozległe, a gęsta sieć szlaków i schronisk pozwala na zaplanowanie wędrówek „od schroniska do schroniska”. Odległości pomiędzy schroniskami wynoszą od 3 do 6 godzin marszu, zatem można spokojnie wędrować bez namiotu i bez potrzeby zakładania stałej bazy na dole, w okolicznej miejscowości - jak to dotychczas robiliśmy w Tatrach. Dodatkowo, przy stosunkowo małych trudnościach wspinaczkowych, bułgarskie góry oferują przepiękne widoki. Szlaki, choć biegną na dużych wysokościach (2500-3000 metrów nad poziomem morza) są generalnie łatwe - aczkolwiek znajdzie się tu też parę tras trudniejszych i bardziej niebezpiecznych (na przykład podejście na Wichren od strony północnej, czy przejście północno-zachodniej części Riły główną granią). I wreszcie, na bułgarskich szlakach można zasmakować jeszcze w tym, co należy już do rzadkości w zatłoczonych Tatrach – w spokoju i ciszy. Można wędrować przez cały dzień nie spotkawszy żywej duszy, bądź spotykając jedynie pojedyncze żywe dusze.
Gdy jechaliśmy do Bułgarii po raz pierwszy, myśleliśmy, że będzie to przygoda jednorazowa, że zdążymy przez dwa tygodnie przemierzyć co ciekawsze szlaki Riły i Pirinu i zdobyć ich najwyższe szczyty, Musałę i Wichren. Choć Musałę zdobyliśmy szybko, wejście na Wichren przez cztery kolejne lata uniemożliwiała nam psująca się nagle pogoda, dopiero za piątym razem udało się go zdobyć, a i tak ciągle do Bułgarii nas ciągnie.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 16:50
Zawsze rzetelnie i skrupulatnie. Czytamy przewodniki, oglądamy mapy (chodzimy zawsze po wytyczonych szlakach), dowiadujemy się o ceny noclegów (ale nie rezerwujemy ich wcześniej) i - na ile to możliwe – spisujemy połączenia i rozkłady lokalnej komunikacji. Każdy dzień wyprawy mamy dokładnie zarysowany na długo przed wyjazdem, lecz bywa że w ostatniej chwili zmieniamy trasę – a to pod wpływem złej pogody, a to dodatkowych informacji uzyskanych na miejscu, czy nawet namowy przez nowo poznanych ludzi.
Poza samą trasą ważne jest też dokładne przemyślenie ekwipunku. Chodzenie od schroniska do schroniska wymaga, by bagaż ograniczyć do minimum, jednak nie może w nim zabraknąć potrzebnych rzeczy, takich jak: śpiwór, polar, kurtka, czapka bądź chustka na głowę, krem z filtrem, bandaże elastyczne, plastry na odciski na stopach, talk do stóp, aspiryna i coś przeciw zatruciom, nóż składany, menażka, kubek, latarka. Jeśli chodzi o prowiant, trzeba nosić ze sobą swój zapas nie tylko ze względów oszczędnościowych, ale też dlatego, żeby mieć co jeść w drodze, i że nie w każdym miejscu noclegowym jest kuchnia. Pakujemy więc do plecaków prymus i zupki, zapas chleba i suchej kiełbasy, obowiązkowo też kawę, herbatę i cukier oraz dużo batonów i cukierków, które mają dostarczać energii. Sprawdzają się także napoje wzmacniające - oczywiście w pastylkach musujących, nie w płynie, żeby nie dodawać plecakom kilogramów.

Dawno temu spotkaliśmy w okolicach Kościelca tatrzańskiego przewodnika w sędziwym już wieku. Zapytaliśmy go, jak to robi, że wciąż ma siły na chodzenie. Odpowiedział, że zawsze stara się tak chodzić, żeby za rok móc znowu pójść w góry. Od tamtej pory i my się tym kierujemy.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 18:49
Co roku tak samo.
Zaczynamy zawsze od Sofii.
Do Sofii łatwo jest dojechać i jest ona położona w pobliżu gór.
A dojeżdżamy tam zawsze autobusem, bo wyliczyliśmy, że tak jest bezpośrednio i najtaniej - 500zł/os. w obie strony.
Autobus do Sofii wyjeżdża z Warszawy o 9:30 w niedziele, a z Sofii do Warszawy o 13:00 w piątki.
Dlatego wyprawy trwały zawsze dwa tygodnie, bo tydzień to za mało a trzy tygodnie za dużo.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:38
W Sofii byłem wiele wiele razy i ani razu nie miałem dobrych wspomnień.
Kiedyś bardzo dawno temu, tzn. w latach 1985 -1988, byłem w Sofii 8 razy tzn. 4 razy po 2 razy w roku tranzytem do Grecji. Jeździłem wtedy wczesną jesienią na 2 miesiące do Grecji na zbiór jabłek. A że podróż do krajów kapitalistycznych była skomplikowana i droga, trzeba było jechać przez Demoludy. Miałem zawsze przy sobie ok. 100 lewa chyba, nie pamiętam jak je kupowałem - chyba jakoś w banku.
Leciałem samolotem do Sofii (na powrót miałem tzw. bilet open), z Sofii pociągiem do Kułaty, w Kułacie przekraczałem granicę pieszo do Promachonas, a stamtąd już jako wolny człowiek stopem po Grecji.
Ach rozmarzyłem się.
Wracamy do Sofii niestety.
Z tamtych czasów Sofia kojarzy mi się głównie z taksówkami i z górami śmieci.
Bo z Sofii z lotniska na dworzec kolejowy zawsze jechałem taxi, bo chyba nie było jeszcze komunikacji miejskiej. Taksówkarze jak zobaczyli cudzoziemca to zawsze starali się wyciągnąć z niego jak najwięcej, pomagały częściowo moje tłumaczenia, że ja też jestem z Demoludów i że jedziemy na jednym wózku, ale nie zawsze pomagały.
Starałem się nie odchodzić daleko od dworca kolejowego, a tam już w jego najbliższej okolicy były góry śmieci.
To prawda, że jadąc do Sofii po 20 latach, byłem do niej uprzedzony, ale czy nie miałem powodów, zwłaszcza że w Sofii była akurat epidemia czerwonki z brudu oczywiście.
Afera z taksówkarzami powtórzyła się już podczas naszego pierwszego pobytu w Bułgarii , gdy wracając autobusem z Bańska do Sofii, niechcący dojechaliśmy na przedmieścia Sofii i kierowca autobusu ogłosił koniec jazdy – wysiadka. Na moje pytanie jak to, powiedział zadowolony „to jest Owcza Kupiel!” Było samo południe, z błękitnego nieba lał się żar spotęgowany jeszcze przez żar z rozgrzanych kół autobusu. Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z błękitnego nieba. Nie było widać żadnej komunikacji oprócz kilku taksówek i kierowca autobusu pchał mnie w objęcia tych taksówkarzy, którzy już na nas czatowali. Przestrzegano mnie przedtem przed taksówkami w Sofii, mówiono, że najlepsze są żółte z napisem OK!, ale wszystkie były żółte owszem, ale żadna nie miała napisu OK! Rozpoczęliśmy pertraktacje cenowe. Jeden mówił, że zawiezie nas za 20 lewa do Central Awtogara, my na to że za drogo, namówili się między sobą, oferta była że za 8 lewa, upewniliśmy się kilka razy czy na pewno i wsiedliśmy. Taryfa biła mocno cały czas. Przy Lwim Moście powiedziałem, że tu wysiadamy. Proszę bardzo, 48 lewa i pokazał mi licznik i papiery 6 lewa za km razy 8 = 48 lewa i zablokował drzwi żebyśmy nie uciekli. (niepotrzebnie zresztą , bo mieliśmy bagaż w bagażniku). Oceniłem sytuację: tłumaczenie, że tyle nie mamy nic by nie pomogło, bo był bankomat w pobliżu, wezwanie policji też nie, bo to pewnie jedna klika, bić go ani niszczyć samochodu nie będę, bo jestem przecież kulturalnym człowiekiem. Zapłaciliśmy. Wypuścił nas i dał bagaż.
Brud wszędzie oczywiście że był.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:41
W roku 2005 też jeszcze wyglądał jak ten sprzed 20 lat (teraz jest już nowy, ale nie miałem okazji go zwiedzić). Był zorganizowany w sposób całkowicie kuriozalny. Bilety w kierunku północnym sprzedawali na pierwszym piętrze, a w południowym w podziemiach. Polecieliśmy więc do podziemi. Zdecydowaliśmy się na pociąg do Kostenca o 16.55, cena biletu 3 lewa. Była 16.30. Pobiegliśmy szukać peronu 11G, znaleźliśmy go gdzieś daleko na peryferiach dworca. Na jednym torze stały 2 pociągi i każdy miał jechać w przeciwną stronę, a między nimi była tylko mała przerwa, na wagonach zaś nie było żadnych tabliczek z informacją o kierunku jazdy.
Podobne sytuacje pamiętałem z lat 80-tych. Ten horror jeszcze teraz mi się czasami śni. Dopytaliśmy o właściwy pociąg i wsiedliśmy w ostatniej chwili.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:45
Sofijski dworzec autobusowy (Awtogara Central) Od roku 2006 jest nowy, przedtem w ogóle go nie było. Na nowo wybudowanym dworcu autobusowym na 1-szym piętrze jest kawiarnia, gdzie można usiąść i poczekać na autobus. Na dole jest poczekalnia i kasy biletowe. Jest też bardzo ciekawa toaleta (a właściwie dwie, po dwóch stronach poczekalni, czynne na zmianę) na żetony, które kupuje się za 50 stotinek u specjalnie zatrudnionej tam kobiety, wrzuca się żeton, uruchamia się taki system z prętami jak w metrze, a wyjście jest tą samą drogą w odwrotną stronę, tylko trzeba nacisnąć guzik już bez wrzucania żetonu. Powoduje to ciągłe zatory i jak ktoś bardzo musi, to łatwo przewidzieć co może się stać. Nie jestem pewny, ale ta toaleta jest chyba koedukacyjna. Jeszcze jedna dziwna dla cudzoziemca rzecz: jest mnóstwo różnych kas i każda z tych kas związana jest z przewoźnikiem, a nie z kierunkiem w którym chcemy się udać, a nam jest przecież wszystko jedno jaki przewoźnik nas przewiezie, a nie wiemy do której kasy się udać.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:48
Bilety autobusowe z Sofii do Warszawy trzeba było w latach 2006 -2008 przed wyjazdem potwierdzić w biurze przewoźnika Touring, zdziwienie nasze było ogromne, bo dostaliśmy kwitki na bagaże i numery miejsc w autokarze, ale za to zostaliśmy pozbawieni paszportów na 2 godziny.
W roku 2009 wprowadzili w Touringu nowy system bukowania biletów na godzinę przed odjazdem, o którym my nie wiedzieliśmy. Musieliśmy jeszcze pochodzić po Sofii i przetrwać 3 godziny. Małgosia zauważyła, że miasto to opanowane jest przez drapieżne plemię i nie dostanie się tu bezinteresownego uprzejmego uśmiechu, uśmiech jest oznaką strachu, żeby go wywołać trzeba być silnym i pewnym siebie. Na ulicy, w barze, na chodnikach panuje prawo dżungli. Przyszliśmy ponownie o 12:00, a przed Touringiem była już kolejka i dopiero po kłótni z pracownią przewoźnika dostaliśmy dobre miejsca.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:50
W Sofii w dalszym ciągu są góry śmieci. To chyba po nich najłatwiej poznać, ze nic się nie zmieniło. A tuż po wjeździe do Sofii od strony Kałotiny jest obozowisko cygańskie utworzone przy górze śmieci tuż przy drodze.
No i sprawa złodziejstwa. W 2005 r. po wyjściu z tej taksówki portfel włożyłem, zaaferowany, do tylnej kieszeni spodni. Po przejściu kilku kroków napadł na mnie jakiś chłopak i chciał otworzyć mi kieszeń w biały dzień, przepędziłem go na szczęście i uratowałem portfel.
Jeszcze o noclegu w 2005 roku.
Nocowaliśmy w najtańszym chyba hotelu w mieście - Chance na Bulwarze Kniaginia Maria Luiza. Dostaliśmy pokój po 11 lewa od osoby. Łazienka była jedna na piętro, czyli razem trzy, ale w każdej czegoś brakowało a to zalana wodą, a to urwane sitko od prysznica. Po powrocie wieczorem do pokoju nie było światła, nie pomogła interwencja u szefa i zmiana żarówki, musieliśmy przenieść się do innego pokoju. Wyszedłem jeszcze sam wieczorem na Awtogara sprawdzić czy rano jest na pewno autobus do Warszawy. Biuro co prawda było nieczynne ale z rozkładu jazdy wynikało, że jest o 8.30. W drodze powrotnej pod naszym hotelem zaczepiła mnie nieco roznegliżowana dziewczyna oferując swoje usługi za 50 lewa za godzinę. Wytłumaczyłem, że chętnie ale mieszkam z córką, potem z okna, wychodzącego na ulicę obserwowaliśmy jeszcze metody ich pracy. Trudno było zasnąć, bo jechały hałaśliwe tramwaje.
Na zakończenie jeszcze raz o toalecie. Zwiedzając miasto w 2005 roku zapragnąłem skorzystać z toalety na placu w centrum. Chociaż czułem wielka potrzebę, najpierw musiałem zapłacić 30 stotinek za mały kawałek szarego papieru. Chciałem zapłacić 1 lewa, aby dostać tego papieru więcej. Usłyszałem „O nie, to nie Europa to jest Bułgaria!”
Trudno się chyba dziwić, że w Sofii źle się zawsze czułem.
Dlatego od 2006 roku zmieniliśmy przewoźnika i wyjeżdżaliśmy z Sofii o 13:00, aby w niej nie nocować.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:54
http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20125.jpg
To jest jakaś ruina w centrum Sofii w 2006 roku.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20110.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20113.jpg
Budowla, jakich w Turcji jest pełno, w Sofii też jest. Tutaj w dwóch różnych ujęciach.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 20:56
http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20131.jpg
Stara budowla.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20115.jpg
Nowoczesna budowla.

jacky
05-02-2011, 21:06
Sofijski dworzec autobusowy (Awtogara Central) Od roku 2006 jest nowy, przedtem w ogóle go nie było.
Jeszcze jedna dziwna dla cudzoziemca rzecz: jest mnóstwo różnych kas i każda z tych kas związana jest z przewoźnikiem, a nie z kierunkiem w którym chcemy się udać, a nam jest przecież wszystko jedno jaki przewoźnik nas przewiezie, a nie wiemy do której kasy się udać.
warto uzupełnić, ów nowy dworzec wygląda imponująco...
http://i53.tinypic.com/71tgti.jpg
na zewnątrz...
a zakres usług znajdziecie ne jego stronce, klikając tutaj (http://translate.google.pl/translate?hl=pl&sl=bg&u=http://www.centralnaavtogara.bg/&ei=fqpNTc67FouYhQeordWKDw&sa=X&oi=translate&ct=result&resnum=1&ved=0CCQQ7gEwAA&prev=/search%3Fq%3Dsofia%2Bavtogara%2Bcentral%26hl%3Dpl% 26sa%3DG%26biw%3D1193%26bih%3D686%26rlz%3D1W1GGLL_ en%26prmd%3Divns) ...
a to że na dworcu są kasy różnych przewoźników - tak to się stało po rozwaleniu monopolu jedynego "państwowego"...

zdzicho alboom II
05-02-2011, 21:25
Cofnąć się muszę w czasie i w przestrzeni, aby napisać coś z notatek.

Rok 2005.
O 8:30 wyjeżdżamy autokarem bułgarskiej firmy Group z Dworca Zachodniego w Warszawie. Autokar jest japoński 20-letni. Jaki jest stan mechanizmów wewnętrznych to się dopiero okaże, póki co jedziemy sprawnie. W Częstochowie dosiadają się dwie dziewczyny, mają na sobie górskie buty, więc postanawiam do nich zagadać przy najbliższej okazji. W Krakowie wsiada znajoma z forum, z młodszą siostrą i przeogromną walizą - jadą nad morze. Nie jest to dla mnie zaskoczeniem, zgadaliśmy się wszak wcześniej na forum. Zgłaszam się do niej zaraz po odjeździe z Krakowa, witamy się, po raz pierwszy rozmawiamy „na żywo”. Okazuje się, że ma miejsce zaraz koło dziewczyn z Częstochowy.
W miłym towarzystwie podróż mija szybko. Wieczorem przekraczamy granicę Chyżne- Trstena
Noc była ciężka ze względu na ciągłe kontrole graniczne. Budzę się ostatecznie na postoju w Serbii. Zagaduję do dziewczyn z Częstochowy. Rzeczywiście jadą w góry Riła i Pirin, a ich pierwszym celem jest Musała. To się pokrywa z naszymi planami. Udaje mi się przekonać dziewczyny, a zwłaszcza tę mniejszą, która, jak mniemam, jest kierowniczką wyprawy, aby z Sofii nie jechały autobusem do Samokowa, tylko pociągiem do Kostenca, tak jak my to zaplanowaliśmy.. Zabawne jest, że wszystkie dziewczyny mają na imię Agnieszka.
Do Sofii przyjeżdżamy około 16:00.
Agnieszki górskie mają zamiar wymienić dolary na lewa, więc Agnieszka morska szybko obiega wszystkie okoliczne budki, ale kantoru nigdzie nie ma. Decyduję się pożyczyć im na bilety, bo przezornie wzięliśmy 80 lewa gotówką. Resztę lewa wypłacimy z bankomatu w Kostencu.

zdzicho alboom II
05-02-2011, 21:35
W 2005 roku czytałem wszędzie, żeby broń Boże nie kupować lewa w Polsce, bo to sie kompletnie nie opłaca. W kantorze i w banku uważać, bo ceny są złodziejskie i oszukańcze. Wziąłem więc 80 lewa gotówką i kartę bankomatową.
W 2006 roku o mało co nie musieliśmy wracać do Polski, gdy dopiero w 6- tym bankomacie udało nam się.
Od tej pory bierzemy całą kasę gotówką w lewach i to wcale nie jest drożej.
Nie możemy wypłacać po trochę, bo w górach nie ma gdzie.
350 lewa na osobę to starcza nam nawet na drobne prezenty.

jacky
05-02-2011, 22:03
Nie możemy wypłacać po trochę, bo w górach nie ma gdzie.


rzeczywiście - trudno sobie by wyobrazić Zdzicha szukającego w górach bankomatu...

http://i56.tinypic.com/4uufcm.jpg

to nie są kurorty nadmorskie, gdzie ściana płaczu latem prawie co krok...

zdzicho alboom II
06-02-2011, 09:43
Rok 2006
Wyjazd z Warszawy taki sam jak w roku 2005. Udaje mi się podejrzeć, że człowiek siedzący przed nami legitymuje się paszportem dyplomatycznym, który jest grubszy od zwykłego paszportu, jak książeczka. „Dyplomata” okazuje się bardzo sympatyczny, często podróżuje do Bułgarii i dobrze ją zna, więc udziela nam paru przydatnych informacji.
Granicę polsko-słowacką (Chyżne–Trstena) i słowacko-węgierską (Szachi–Parasapuszta) przekraczamy zgodnie z rozkładem. Nocą przejeżdżamy przez Budapeszt, jego jasno oświetlone ulice, podziwiając centrum pięknego, nowoczesnego i prawdziwie zachodniego miasta. Granicę węgiersko-serbską (Rioscze-Horgosz), na którą w rozkładzie było przeznaczone dwie i pół godziny, przekraczamy błyskawicznie, w ciągu kwadransa. Gdy nad ranem otwieram oczy, jesteśmy w Serbii. Zaskakują mnie wspaniałe, nowoczesne autostrady biegnące przez Belgrad, Kruszewacz, czy Nisz, gdzie w latach 90-tych wszystko zniszczone było przez wojnę. Rzucają się też w oczy stojące wzdłuż drogi jednorodzinne domy w stanie nieukończonym, nie sprawiające wrażenia jakby w planach było dokończenie kiedykolwiek budowy. Serbskie stacje benzynowe i toalety są czyste i eleganckie, można powiedzieć - zachodnie. Napisy na szyldach i tablicach przy drogach są raz zrobione cyrylicą, a raz alfabetem łacińskim.
Z czasem nasz autokar zaczyna jechać jakby bardziej ociężale. Konieczny jest postój i naprawa. Jest siódma rano, ale większość pasażerów wysiada, by poobserwować proces naprawy i skomentować sytuację. Autokar jest stary, a kierowcy nie wydają się zaskoczeni awarią, co więcej, są przygotowani na samodzielne jej usunięcie na miejscu. Postój przeciąga się do ponad godziny. Nudę oczekiwania urozmaica nowa twarz wśród pasażerów. Okazuje się, że na granicy polsko-słowackiej kierowcy przygarnęli do autokaru pewnego Bułgara, którego nie wpuszczono do Polski. Na świstku, który zaczyna krążyć wśród zaintrygowanej jego historią gromadki pasażerów, widnieje zaświadczenie o zakazie wstępu do Polski. Biedak, nie pomogło mu wyrobienie nowego paszportu, baza danych o wykroczeniach na granicy słowacko-polskiej okazała się bardziej przebiegła niż on i koniec końców go zawrócono.
Wreszcie ruszamy, ale już po chwili policjant z serbskiej drogówki każe nam zjechać w bok. Pyta, jak się udała naprawa autokaru - prawdopodobnie dostał cynk. Żeby jechać dalej, kierowcy wręczają mu dwa małe soczki w pudełkach, specjalnie przygotowane na takie niespodzianki.
Na granicy serbsko-bułgarskiej nasi kierowcy, już bez próby przekupstwa, posłusznie ustawiają się w kolejce autokarów. Oczekiwanie na granicy przedłuża się do prawie trzech godzin.
Z okna autokaru Bułgaria jawi mi się jako kraj biedny i bardzo brudny. Wszędzie tam, gdzie są osady ludzkie, są też niczym nie maskowane wysypiska śmieci.
W Sofii jesteśmy z dwugodzinnym opóźnieniem i nie zdążamy na upatrzony pociąg. Od „Dyplomaty” dowiedzieliśmy się jednak, że jest już czynny nowy dworzec autobusowy, więc się nie denerwujemy i bez problemu załapujemy się na autokar, który w trzy godziny dowiezie nas do Sandanski

zdzicho alboom II
06-02-2011, 09:49
Rok 2007
Warszawę żegnamy o 9:30 rano z okien autokaru bułgarskiego przewoźnika Touring. Policja przeprowadza kontrolę autokaru, prawdopodobnie prewencyjnie, na skutek wypadku polskiego autokaru we Francji kilka dni temu. W autokarze poznajemy sympatyczną Bułgarkę z córką, która mieszka od 20 lat w Polsce, a urodziła się koło Sandanski. Wymieniamy się adresami. Podróż przebiega bardzo szybko, sprawnie przekraczamy kolejne granice, tak że już około 14:00 jesteśmy w Sofii. Wita nas potworny żar. Upał taki, że aż niebo jest lekko szarawe, gorące powietrze oblewa i jakby kąsa całe ciało. Dopiero teraz można zrozumieć, dlaczego daleko na południu ludzie chronią się przed ciepłem opatulając się w grube kożuchy.
Ryszard Kapuściński tak pisał o pewnym starym Turkmenie: “Wie, że jak jest upał, trzeba się ciepło ubrać, w chałat i baranią czapę, a nie rozbierać się do skóry, jak to robią biali. Człowiek ubrany myśli, a rozebrany – nie. Człowiek nagi może popełnić każde głupstwo. Ci, którzy tworzyli wielkie dzieła, byli zawsze ubrani. Powstały tam wielkie cywilizacje, których nie znała Australia ani równik afrykański, gdzie chodzono po słońcu nago.” W tomie: Kirgiz schodzi z konia.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 10:27
Rok 2008
Podróż z Warszawy do Sofii autobusem firmy Touring mija bez przeszkód, autobus jest do połowy pusty, więc każdy z naszej tegorocznej ekipy, jedziemy w trójkę z Grazynką, ma luksusowe podwójne miejsce. W podróży staramy się zastosować starą strategię – spać ile się da i wyrobić zapasy snu na później (i opłaciło się to już pierwszej nocy w Bułgarii gdy spokojny sen uniemożliwiało kukanie kukułki, wycie psów i cykady). Jedzie z nami m.in. dwójka studentów bułgarystyki z Krakowa, zagadujemy do nich, bo dostrzegamy na ich nogach górskie buty.
Do Sofii docieramy przed 14-tą.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 10:47
Rok 2009
Zaczęło się w sobotę wieczorem przy rodzinnej kolacji, gdy po którymś z kolei piwie mój syn Piotruś, stwierdził od niechcenia – a może i ja bym z wami pojechał na tydzień, bo później mam obóz kung fu?
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie i powiedzieliśmy zgodnie – właściwie to czemu nie.
Znaleźliśmy trzeci plecak, trzeci śpiwór i trzecie kijki, 300 zł i kasę do wymiany na euro i ustaliliśmy, że Piotruś idzie do swojego domu, a rano przychodzi do nas w butach górskich i z ok. 160 euro. Był tylko problem, czy w Touringu będzie miejsce i czy zechcą Piotrusia zabrać.
Rano zapakowaliśmy się w samochód i ruszyliśmy na dworzec autobusowy. Touring już stał. Okazało się, że jest jeszcze jedno ostatnie wolne miejsce, które można kupić za 299 zł. Później w Łodzi, Katowicach i Krakowie ludzie się dosiedli i był komplet.
W autokarze jechała z nami 9-tka młodych ludzi w butach górskich i z kijkami. Zagadnąłem jednego w jakie góry jadą, na co on zaczął czegoś szukać, ja spodziewałem się, że on mi pokaże jakiś plan wyprawy, a on znalazł bilet, spojrzał na niego i powiedział – jedziemy do Sofii, a bardziej szczegółowo to wie tamten w czarnej koszulce.*
Od tamtego dowiedziałem się, że chcą rozpocząć wyprawę od Rilskiego Monastyru. Według mojego rozeznania do Rilskiego Monastyru z Awtogara Central dostać się nie sposób, więc poradziłem im, aby spróbowali znaleźć jakiegoś busa. Ale słyszał naszą rozmowę jeszcze inny młody człowiek -* Bartosz, jak później powiedział pracujący w Sofii, który stwierdził, że o 15.00 jest autobus do Monastyru z Owczej Kupieli i że zdążą tam komunikacją miejską. Wtedy ja mu powiedziałem, że my planujemy przejechać taxi do Awtogara Jug i stamtąd do Samokowa i że wiemy, że uczciwe są te z napisem OK Supertrans i* że mają postój koło dworca. Na co on, żebyśmy uważali, bo są podróbki np. OK Superplay i na zewnątrz mają taryfę normalną, a w środku specjalną po 5 lewa za km. Poprosiłem go więc o pomoc przy wyborze taxi. - Oczywiście, nie ma problemu- powiedział. W Sofii na Awtogara Central grupka młodzieży chwilę na niego zaczekała, a on znalazł dla nas szybko* dobrą taxi z drogi. Zapłaciliśmy tylko 15 lewa i zdążyliśmy na busik do Samokowa na 14.00, (który już czekał), a nie jak planowałem na 14.30.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 15:43
W góry Pirin można wyruszyć od północy z Banska i Dobriniszte, od zachodu z Kresnej i Sandanskiego, od południa z Melnika i od wschodu z Goce Dełczew. Z tych miast prowadzą znakowane szlaki w góry.
Do wszystkich tych miast można dojechać autobusem bezpośrednio z Sofii z Central Avtogara.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 16:44
Najlepszym punktem wypadowym w góry Pirin jest miasteczko Bansko, to jakby nasze Zakopane.
Do Banska jest dobry dojazd z każdego miejsca w górach, zrobić można dużo wycieczek, i dlatego najczęściej tam byliśmy.
Byliśmy tu w każdej naszej wyprawie co najmniej na 1 nocleg, zamierzenie i nieplanowo, bo Bansko to nasza deska ratunkowa – odskocznia w czasie złej pogody. Wymyśliłem nawet powiedzenie – jak trwoga to do B....anska. Ale nigdy nie dojeżdżaliśmy do Banska prosto z Warszawy i z Sofii.

W czasie naszej pierwszej wyprawy w 2005 roku dojechaliśmy do Banska planowo autobusem z Jakorudy w Rile.
Byliśmy tam pod wieczór i trafiliśmy przypadkiem, idąc z dworca autobusowego za tabliczkami reklamowymi, do Hadżipopowej Kaszty, ul. Car Borys III nr 3. Zatrzymaliśmy się tu na 2 noclegi ze śniadaniem po 12 + 5 lewa od osoby na dobę, aby wypocząć po trudach wędrówki po Rile.

W 2006 roku byliśmy w Bansku nieplanowo – awaryjnie ze schroniska Demianica.
Poszliśmy prosto do znanej już nam Hadżipopowej Kaszty i dostaliśmy nocleg w innym pokoju niż w zeszłym roku, ale też z telewizorem i łazienką z kabiną prysznicową.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 16:46
2007 roku dostaliśmy się do Banska awaryjnie ze schronu Kobilino Braniszte w Rile po straszliwej burzy, przez bazę turystyczną w Kiriłowej Polanie w Rile, Riłę i Błagoewgrad.
Tak wspominamy przejazd z Kiriłowej Polany do Banska.
Trudno się wydostać z naszego kempingu, strasznie leje i nie wygląda na to, żeby miało przestać. Gotujemy sobie na prymusie wodę na herbatę i kawę, robimy śniadanie z naszych zapasów. Połowa ubrań mokrych, nie bardzo mamy się w co ubrać. Tata pogadał z uprawitelem, za 10 lewa jakiś człowiek zawiezie nas 7 km do Rilskiego Monastyru. Iść w takim deszczu nie ma sensu, na złapanie stopa są małe szanse, 10 lewa po przemyśleniu wydaje się zatem ceną rozsądną.
Wysiadamy na parkingu przy monastyrze i próbujemy zorganizować dalszą drogę na Bansko. Taksówkarz chce nas tam zawieźć natychmiast za 100 lewa. Nam się natomiast nie spieszy, wolimy poczekać na autobus. Kobieta pracująca przy monastyrze mówi nam, że będzie autobus do Riły o 15.00, czyli za 3 godziny. Stamtąd o 15.50 mamy inny do Błagoewgradu i stamtąd już do Banska. Idziemy zatem spędzić te 3 godziny w jakimś suchym i ciepłym miejscu. W okolicy Rilskiego Monastyru nie ma jednak miejsca taniego, w którym górski turysta mógłby sobie w spokoju posiedzieć parę godzin. Są raczej niezbyt tanie restauracje nastawione na bogatszych turystów z zachodu. W jednej restauracji nie pozwolono nam zamówić jedynie piwa i frytek, musieliśmy się wynieść na zewnątrz.
O 14.30 jesteśmy już na parkingu i okazuje się, że dobrze zrobiliśmy, bo autobus przyjechał wcześniej i zdążyliśmy zająć miejsca siedzące. Na tabliczce przyczepionej nad kierowcą widnieje napis po francusku: miejsc siedzących 53, stojących 0, a tymczasem w przejściu między siedzeniami ciągnie się sznureczek ludzi, turystów z najróżniejszych stron świata. I tak obładowany autobus rusza. Droga jest dość stroma i śliska od deszczu. Jedziemy bardzo powoli i ostrożnie, niemalże przytuleni do skał, z których raz na jakiś czas staczają się na drogę kamienie. W pewnym momencie kierowca musi zatrzymać autobus, żeby je uprzątnąć, pomaga mu w tym jeden z pasażerów.
W Rile przesiadamy się, odbywa się to bardzo sprawnie. Droga między Riłą a Błagoewgradem jest już mniej górzysta, ale jak się okazuje też niezbyt bezpieczna. W pewnym momencie zatrzymuje nas korek. Na przeciwnym pasie tir wyjeżdżający z tunelu stoczył się do przepaści. Przejeżdżając widzimy tył jego przyczepy zaczepiony o drogę, a przednią część zwieszoną w dół w przepaść.*
Także przesiadka w Błagoewgrad odbywa się szybko

zdzicho alboom II
06-02-2011, 16:49
W Błagoewgradzie na przesiadce

http://ouh.home.pl/img/100_0723.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0724.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0725.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0727.jpg

Stąd czeka nas już najdłuższy odcinek drogi do Banska. Przejeżdżając przez mniejsze miejscowości kierowca pozdrawia klaksonem siedzących w barach mężczyzn a ci radośnie mu odkrzykują. Podróż autobusem wokół Riły i Pirinu jest szalenie ciekawa i piękna. Bałkańskie żółte grzbiety gór upstrzone zielonymi kępkami traw jak olbrzymie wielorybie ciała rozciągają się aż po horyzont.
Koło 18-tej docieramy do Banska, w Bansku pada deszcz. Odszukujemy znaną nam już Hadżipopową Kasztę. Niestety nie mają dla nas noclegu, ale załatwiają nam kwaterę u znajomych sąsiadów, 25 lewa za 2 osoby na dobę. Czysto, ładnie, sympatycznie, tu się zatrzymamy aż na 5 nolegów.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 16:57
Nasz pokój ...

http://ouh.home.pl/img/100_0728.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0730.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0731.jpg


...i widok z niego

http://ouh.home.pl/img/100_0732.jpg

zdzicho alboom II
06-02-2011, 17:10
W 2008 roku wcale nie planowałem pobytu w Bansku, ale zła pogoda w schronisku Wyrbite w Rile pokrzyżowała nam plany i byliśmy tu króciutko tranzytem z Kresnej do schroniska Wichren.

zdzicho alboom II
06-02-2011, 17:24
W 2009 roku byliśmy w Bansku też awaryjnie.
Znowu po opadach na campingu Bor koło Rilskiego Monastyru jechaliśmy autobusem z RM przez Riłę i Błagoewgrad.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20093.JPG

Z rozkładu jazdy wynika, że mamy godzinę, więc idziemy do miasta. Miasto jak większość bułgarskich miast i wsi jest ruiną i śmietnikiem z jednej strony. Z drugiej są ludzie i miejsca, które potrafią nadać wyprawie przytulny, ciepły i ciekawy klimat. Znajdujemy przyjemną uliczkę, taka prawie prawie uliczka paryska a na niej knajpka zadymiona papierosami, narożna, z pyszną kawą w prawdziwie parysko – lumpowskim stylu. I do tego banica.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20098.JPG

A wszystko kosztuje 3 – 4 lewa.
W czasie przejazdu z Błagoewgradu do Banska zmienia się krajobraz, zagęszcza się rzeźba terenu, różnicuje, wjeżdżamy w Pirin.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20100.JPG
Zakaz jedzenia i palenia w autobusie.

zdzicho alboom II
07-02-2011, 10:51
Dziwoląg na miarę światową. Wielki piętrowy budynek, na pierwszym piętrze nie ma nic, a na parterze wielka pusta sala. Nigdzie żadnego rozkładu jazdy, ani na zewnątrz ani wewnątrz. W sali na parterze na wprost wejścia jest jedno okienko, w którym siedzi pani z wąsami, zajęta robótką na drutach. Poza bułgarskim nie zna żadnego języka, a informacje odnośnie kursów autobusów, które komunikuje cudzoziemcom za pomocą kartki i długopisu są w dodatku błędne. W ciągu 5-ciu lat zawsze ją tam widziałem. To z jej niedoinformowania wynikła cała heca jaka zdarzyła nam się później w Sofii. z taksówką, bo wsiedliśmy do autobusu jadącego na dworzec Owcza Kupiel zamiast do centrum.
Teraz już wiem, że autobusy z Banska do Centralna Awtogara w Sofii: są o5:10, 7:20, 15:10, 15:30, 16:20. Pozostałe autobusy jadą na Awtogara Owcza Kupeł. Bilety warto kupić przedtem w budce z odzieżą koło poczty, bo tam jest punkt przewoźnika „Popow”, nie wiem, czy można je kupić u wąsatej.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20257.JPG

To jest właśnie autobus "Popow".

zdzicho alboom II
07-02-2011, 12:39
Knajpka to po bułgarsku mehana.
Nie odwiedzaliśmy ich zbyt dużo z oszczędności.

Mechana Czardaka.
Mieści się przy ul. Pirin 17, tuż przy pomniku Paisija Chilendarskiego i za 24 lewa pięknie się najadamy: 2 razy tarator po 1,50 lewa, 2 razy Pirinsko po 1,30, 2 razy pikantne kartoszki po 3,00, sacze banski za 12,00.

http://ouh.home.pl/img/100_0739.jpg
Tarator.

http://ouh.home.pl/img/100_0740.jpg
Sacze banski.

zdzicho alboom II
07-02-2011, 12:43
Mechana Sinanica
Zaszliśmy tam, bo nam się nazwa podobała.
http://ouh.home.pl/img/100_0874.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0877.jpg

I zjedliśmy tam oliwki.

http://ouh.home.pl/img/100_0878.jpg

zdzicho alboom II
07-02-2011, 12:47
Refleksja filozoficzna w mechanie
W innej knajpce spotykamy Polaków, pierwszych tego roku. Mówią, że też czekają w Bansku na lepszą pogodę żeby pójść w góry. Podróżują jednak zupełnie inaczej niż my, są tu samochodem i mieszkają w drogim hotelu z jacuzzi i sauną. Kurtuazyjnie nagradzamy ich miną pełną podziwu, choć w głębi serca zupełnie brak nam dla nich zrozumienia. Czy dwutygodniowa włóczęga z ograniczonym zapasem ubrań, jedzenia i pieniędzy i nierezerwowanymi noclegami w obskurnych, obiektywnie rzecz biorąc, schroniskach nie ma ciężaru gatunkowego stukrotnie większego niż minimalizująca ryzyko i stroniąca od wyrzeczeń wycieczka samochodem z noclegiem w hotelach u podnóży gór? To nie jest wybór tylko między lepszymi i gorszymi warunkami bytu, tu chodzi o to, czego się oczekuje od takiej podróży. Jeżeli nie zrezygnujemy z moszczenia się w miękkiej i pachnącej hotelowej pościeli, nie mamy szans zasmakować czegoś nowego i nieoczekiwanego.

zdzicho alboom II
07-02-2011, 12:50
http://ouh.home.pl/img/100_0744.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0745.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0747.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0749.jpg

zdzicho alboom II
07-02-2011, 12:51
http://ouh.home.pl/img/100_0754.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0757.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0758.jpg

zdzicho alboom II
07-02-2011, 13:07
Co roku staramy się przywieźć do Polski jakiś drobiazg, aby móc patrzeć na niego, używać go i miło przy tym wspominać okoliczności zakupu.
Piękny brązowo niebieski talerzyk z ceramiki mi się stłukł.
Na piękny obrusik zielono czerwony patrzę sobie teraz.
Ale najwięcej przyjemności sprawia nam Wichren.
Któregoś dnia w drodze do domu zaczepili nas Cyganie i wcisnęli nam wiklinowy kosz. Kupiliśmy go za 5 lewa, po uprzednim targowaniu się i nadaliśmy mu imię Wichren. Kosz zasadniczo nie był nam potrzebny, ale chcemy wspomóc jakoś Cyganów, którym nie wiedzie się tu najlepiej. Zresztą kosz przydał nam się jako bagaż podręczny w drodze do Warszawy.

http://ouh.home.pl/img/100_0873.jpg

I do tej pory nam służy do przechowywania owoców i warzyw.

Marko
08-02-2011, 06:59
Mimo wszystko uliczki miasteczka,jak i ono same imponujące

zdzicho alboom II
08-02-2011, 13:07
Odbywa się corocznie na początku sierpnia na głównym placu w Bansku, przy którym stoi pomnik Nikoły Wapcarowa, bułgarskiego poety i działacza komunistycznego I poł. XX wieku (my nazywamy go bułgarskim Majakowskim).
Rok 2006
Gdy dochodzimy do placu właśnie rozstawiają sprzęt, a jakaś piosenkarka próbuje swego głosu.
Koncert rozpoczyna się o 20:00 i przychodzimy punktualnie.
Nie ma dużo ludzi, siadamy na ławce w jednym z pierwszych rzędów. Jako pierwsza występuje piosenkarka, którą widzieliśmy po południu. Okazuje się, że to wielka gwiazda bułgarskiej piosenki – Kamelia Todorowa. Jej popowo-jazzowy koncert bardzo nam się podoba.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20052.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20065.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20067.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20068.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 13:11
Rok 2006

Kamelia Todorowa

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20071.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20073.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20074.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20081.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 13:33
Rok 2007

Koncert rozpoczyna się jak zwykle o 20-tej. Festiwal jest w tym roku jubileuszowy dziesiąty. Po zeszłym roku traktujemy koncert jako stałą atrakcję turystyczną i chętnie się na niego wybieramy. Gdy docieramy i zajmujemy miejsca na widowni, Tuż koło nas, jak się okazuje, siedzi Emilia z córką Martyną - Bułgarka mieszkająca w Polsce od 20 lat, którą poznaliśmy w autokarze z Warszawy. Wiedzieliśmy, że może się spotkamy, nie sądziliśmy jednak, że będzie to takie proste.
Na festiwalu występuje Orkiestra Radia Bułgarskiego z dyrygentem Janko Miładinowem i gościnnie Denis Dżana, wokalkandii oraz bułgarski wokalista Petar Sałczew. Następnie śpiewa świetna artystka grecko-bułgarskiego pochodzenia Viki Ałmazidu, dalej Janice Harrington Trio i na koniec r’n’bluesowy i reggae’owy Jerimiah Marques z Jamajki. Martynka jest fanką, słynnej jak się okazuje, Kamelii Todorowej i dostrzega ją w tłumie. My jej nie poznaliśmy, bo od koncertu zeszłorocznego zmieniła włosy na blond. Zdobywamy fotkę z jej autografem.

http://ouh.home.pl/img/100_0884.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0885.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0887.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0890.jpg


Dzień drugi rozpoczynają wspaniali Antoni Donczew na pianinie, Georgi Donczew na kontrabasie, Simeon Szterew na flecie poprzecznym i Atanas Popow na perkusji – świetna grupa bułgarska. Po nich występ Austriaka Christopha Steinbacha, fenomenalnie gimnastykującego się i wyginającego na wszystkie strony na fortepianie, w konwencji boogie-woogie. Gdy na scenie pojawia się Todorowa, przeszkadza nam już zbyt duże nagłośnienie, zresztą nie dorównuje ona swoim poprzednikom i postanawiamy wracać do domu.

zdzicho alboom II
08-02-2011, 14:22
Rok 2009
Na koncercie trochę wieje nudą, boogi woogi w rytmie na 3/4; w wykonaniu Axela Zwingenbergera z Niemiec mało odkrywcze.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20241.JPG
Jamie Davis and Bulgarian National Radio USA/Bułgaria

http://ouh.home.pl/img/DSC_7358.jpg
Michaela Rabitsch & Robert Pawlik Quartet Austria

http://ouh.home.pl/img/DSC_7364.jpg
Zjadamy do piwa pyszne caca w panierce.

zdzicho alboom II
08-02-2011, 14:57
Kolejka wąskotorowa jeżdzi z Dobriniszte do Septemwri przez Bansko i Razłog (w Pirinie), Belicę i Jakorudę (w Rile) oraz Welingrad (w Rodopach). Jazda z Banska do Dobriniszte kosztuje 0,60 lewa od osoby i trwa zaledwie 10 minut, bo to tylko jedna stacja, a jazda z Banska do Belicy trwa 40 minut.


http://ouh.home.pl/img/100_0769.jpg
Dworzec kolejowy w Bansku na zewnątrz po opadach deszczu.

http://ouh.home.pl/img/100_0767.jpg
Hala dworcowa.

http://ouh.home.pl/img/100_0768.jpg
Rozkład jazdy.

http://ouh.home.pl/img/100_0773.jpg
Na peronie.

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:02
Wagoniki są malutkie, przypominają trochę takie z westernu, lokomotywka też mała, spalinowa. Zawiadowca stacji daje sygnał odjazdu dużym, czerwonym lizakiem. Kolejka rusza pomalutku i jedzie cały czas wolno, w międzyczasie konduktor sprawdza bilety. Tory biegną wzdłuż szosy, z prawej strony widać góry. Ładnie.

http://ouh.home.pl/img/100_0777.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0778.jpg

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/kolejka%20w%B1skotorowa%2C%20Ba%F1sko%20i%20Dobrin iszte2.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0779.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:14
Następną, po Bansku, miejscowością z której można dojechać w Pirin od północy jest Belica.
Belica jest właściwie granicą między Riłą i Pirinem. Ma połączenie z Banskiem i z kompleksem wypoczynkowym Semkowo w Rile.

Od stacji do samej miejscowości jest jeszcze 4 km.

http://ouh.home.pl/img/100_0796.jpg
Budynek dworca kolejowego.


http://ouh.home.pl/img/100_0798.jpg
Pozostałość po dworcu autobusowym?


http://ouh.home.pl/img/100_0799.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0803.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:20
Droga zajęła nam ok. 40 min. Wejście do Belicy otwiera wielki tartak. Ulicami zmierzają pochody ludzi, prawdopodobnie robotników, wszyscy idą w jednym kierunku, nie wiadomo w jakim. W pobliżu jest stacja benzynowa, jakieś mini-biuro o europejskiej powierzchowności i policja. Wydają się bezpiecznym źródłem informacji.

http://ouh.home.pl/img/100_0805.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0810.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0807.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0808.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:23
W rezultacie naszym pierwszym przewodnikiem po miasteczku okazuje się policjant, sympatyczny 30-40 lat, najprawdopodobniej sąsiad lub kolega ze szkoły reszty gromady, która się już dokoła nas zebrała. Mówi, że jest autobus mniej więcej za 3 godziny o 14.50 i że możemy się do tego czasu pożywić w restauracji Zdrawec - dobra i nie taka droga, a sama Belica nie jest niestety szczególnie atrakcyjna dla turystów. Zagłębiając się w uliczki tej małej mieściny odkrywamy jednak, że jest wręcz przeciwnie. Belica jest miejscem ciepłym i przytulnym. Na pierwszy rzut oka widać, że ma swoją bogatą historię i tradycję.

http://ouh.home.pl/img/100_0811.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0812.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0813.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0816.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:26
Idziemy wpierw odnaleźć stację autobusową i upewnić się co do podanej godziny odjazdu. Niestety nie ma żadnej aktualnej rozpiski, kobieta która przesiaduje niedaleko o ciemnej brunatnej twarzy podaje nam jakąś inną godzinę.

http://ouh.home.pl/img/100_0819.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0822.jpg
Restauracja Zdrawec.

Idziemy znowu w kierunku centrum. Na głównym placu zupełnie niespodziewanie zaczepia nas młoda Amerykanka. Przyjechała tu na 2 lata, w ramach wolontariatu, uczy w szkole angielskiego i zdaje się dobrze znać to miasto. Podaje jeszcze inną godzinę odjazdu autobusu i poleca nam informację turystyczną niedaleko.
I tam się też kierujemy. Tu wita nas pani Adrianna, dobrze znająca język rosyjski. Zaprasza nas do dużego owalnego stołu i przez najbliższe pól godziny poświęca nam całą swoją uwagę.
Rozwiązuje zagadkę godziny odjazdu autobusu dzwoniąc do kole-żanki na stację, opowiada o Rezerwacie Tańczących Niedźwiedzi 17 km stąd, wreszcie zaprasza do zwiedzenia muzeum miejscowości Belica.

http://ouh.home.pl/img/100_0823.jpg
Informacja turystyczna z zewnątrz.

http://ouh.home.pl/img/100_0824.jpg
Pani Adrianna.

Z wielką przyjemnością. Po muzeum oprowadza nas sympatyczny archeolog Izydor, koło 30-tki. Wpierw pokazuje pozostałości po starożytnych mieszkańcach tych okolic - plemionach trackich. Etnicznie Bułgarzy chętnie przyznają się do swych trackich korzeni. Później czas na nowszą historię bułgarską, a więc okres 500-letniej brutalnej okupacji tureckiej i rewolucji wyzwoleńczych w końcu XIX wieku przy pomocy słowiańskich braci- mocarstwa rosyjskiego. Bułgarzy w podobnym stopniu co Polacy byli narodem dumnym i upartym. Beliczanie chwalą się historią - legendą, gdy chrześcijańscy mieszkańcy chcieli wznieść tu cerkiew. Turecki zarządca nie godził się na to. Budowali więc nocami, a w dzień wojska tureckie ich wysiłki obracały w ruinę. I tak przez tydzień aż oprawca zrobił się naprawdę zły. Bułgarzy przekonali go jednak, że centralnym punktem cerkwi będzie wieża z zegarem, który będzie pożyteczny zarówno dla muzułmanów jak i chrześcijan. Cerkiew wreszcie zbudowano. I tak narodowa duma połączyła siły z duchem wielokulturowości. Niestety musieliśmy się już żegnać z przemiłym panem Izydorem, żeby zdążyć na autobus.

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:33
Jak już pisałem Razłog leży na granicy, ale ponieważ prowadzi zeń droga do schroniska Jaworow w Pirinie. opiszę go tutaj.
Wylądowaliśmy w Razłogu jadąc autobusem z Belicy, bo Razłog leży między Belicą a Banskiem.
Tak wspomina Małgosia.
Z dworca autobusowego szukamy wzrokiem jakiegoś informatora. Dostrzegamy znowu samochód policyjny, więc nie zastanawiając idziemy do nich. Tata podchodzi do samochodu i mówi dzień dobry. Policjanci zaczynają się śmiać i pytają , czy Tata wie że są z policji. Tata mówi, że lubi policję i nie zrobił nic złego. Pytają więc czego chce. Tata pyta o podstawowe sprawy topograficzne czyli: w którą stronę do centrum i gdzie można dobrze i tanio zjeść., Jeden z policjantów wysiada i sympatycznie udziela informacji. Tu na rogu jest dobry i niedrogi bar, a do centrum tam, pokazuje subtelnym lecz wprawionym gestem. Język ciała Bułgarów, podobnie jak Greków i Włochów to prawdziwe arcydzieło. Wskazany bar okazuje się świetny. Najadamy się smacznie po uszy za około 10 lewa.

http://ouh.home.pl/img/100_0827.jpg

Potem jeszcze spacerujemy po mieście, które inaczej niż sugerował podręcznik jest naprawdę rozwiniętym, zachodnim i turystycznym miastem z mnóstwem tawern i ładnym deptakiem.

http://ouh.home.pl/img/100_0832.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0833.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0835.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 15:35
http://ouh.home.pl/img/100_0836.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0837.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0841.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0842.jpg

zdzicho alboom II
08-02-2011, 19:38
Tak jak pisałem w Pirin można iść od północy nie tylko z Banska, ale też z Dobriniszte - 10 min.jazdy kolejką z Banska. Z Dobriniszte prowadzi szlak przez schr. Goce Dełczew do schr. Bezbog. Między schroniskami jest też wyciąg krzesełkowy.
W Dobriniszte polecam mechanę Makedonia. Jest to duży drewniany budynek w stylu ludowym, stoliki są wewnątrz i na zewnątrz pod parasolami, z wnętrza dobiega przez głośniki muzyka regionalna. Wybieramy miejsca pod parasolami. Gości obsługują kelnerki w strojach ludowych, jest duży wybór zimnego piwa i duży wybór dań.

zdzicho alboom II
08-02-2011, 21:43
Autobusem z Sofii jedzie się do Kresnej 2 i pół godziny.
My byliśmy tam w roku 2008.
Wykorzystam notatki Małgosi.

Na pierwszy rzut oka jest to po prostu miejscowość przylepiona do szosy. Na ulicach nie ma nikogo, więc wchodzimy do pierwszego budynku w zasięgu wzroku, w poszukiwaniu noclegu. Trafiamy do biblioteki rejonowej.

http://ouh.home.pl/img/14%20kresna.jpg

Przeciskając się z wielkim plecakiem między regałami pełnymi książek Tata podchodzi do bibliotekarki i pyta, czy przypadkiem nie wie, gdzie tu można dostać nocleg. Oczywiście, że wie, odpowiada bez cienia zaskoczenia na twarzy, prosi tylko byśmy trochę poczekali. I w spokoju kończy układać książki. Po ok. 10-ciu min. wychodzi do nas i w milczeniu prowadzi kilka ulic do znajomych gospodarzy. Ci, nieco zaskoczeni, że bibliotekarka (swoją drogą o urodzie tejże złego słowa powiedzieć nie można) się do nich fatygowała odpowiadają, że u nich jest akurat remont. Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że niewiele rozumiemy z ich rozmowy po bułgarsku, więc po prostu obserwujemy, co się wydarzy, mając nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli, innymi słowy, że gospodarze remontowanego gospodarstwa i traktująca niezbyt frasobliwie swą pracę bibliotekarka sami znajdą nam jakąś kwaterę. I rzeczywiście, zaczynają wydzwaniać po sąsiadach. Wreszcie gospodarz kiwa na nas i zaprasza do swojego samochodu. Cały czas nie do końca wiemy o co dokładnie chodzi, ale wierzymy w dobre intencje mieszkańców Kresnej, pod których opieką chwilowo się znaleźliśmy. Z garażu, którego dach gęsto oplata dojrzewające kiwi,

http://ouh.home.pl/img/P7210003.JPG

z olbrzymim wysiłkiem próbuje wydostać się na światło dzienne na oko 30 letni Opel. Za piątym razem zapala, choć jeszcze na chwilę gaśnie, ale już po chwili jest gotowy do jazdy. Niezmiernie miły gospodarz dowozi nas do pensjonatu, gdzie zostajemy przyjęci.

http://ouh.home.pl/img/16%20kresna.jpg

Jest cały czas strasznie gorąco i duszno. Gospodyni pensjonatu zaprasza nas do stolika w ogrodzie, każe odpocząć, nie ma się dokąd spieszyć, mówi . Dopiero gdy z oczu naszych znika otępienie a pojawiają się oznaki lekkiego zniecierpliwienia, gospodyni podnosi się i prowadzi nas do naszego pokoju. Na powitanie dostajemy talerz pomidorów

zdzicho alboom II
09-02-2011, 10:16
Będąc już w Kresnej opiszę naszą nieudaną wyprawę w kierunku Sinanicy, korzystając cały czas z notatek Małgosi.

tępnego dnia wstajemy o 6.00, zjadamy śniadanie, na prymusie gotujemy kawę, popijamy, pakujemy nasze niemiłosiernie ciężkie plecaki i ruszamy w drogę. Chcemy dziś dojść do Warbite (tak mówią miejscowi, choć przewodnik fonetycznie podaje ‘Wyrbite’) 1025 m n.p.m. Po ok. godzinie marszu w coraz większym słońcu udaje nam się zatrzymać samochód terenowy – dwóch sympatycznych mężczyzn jadących do pracy przy instalacji elektrycznej, od razu dają znak, żebyśmy wrzucali plecaki i wsiadali. Pytają skąd jesteśmy, jeden z nich rozumie po polsku, mówi też po rosyjsku, a nawet po grecku, pracował w Grecji przez pięć lat. Pytają, jak zwykle, jak żyje się w Polsce, ile wynosi średnia pensja. Mówią, że w Bułgarii to ok. 150 euro. Droga, którą jedziemy kręci się serpentynami między przepaściami raz z jednej raz z drugiej strony. Przewodnik mówi, że powinniśmy iść tędy 3,5 godz., wydaje się jednak, że marsz trwałby znacznie dłużej. W pewnym momencie samochód na wąskiej drodze nagle hamuje, jakby w ostatniej chwili unikając zderzenia ze zjeżdżającym z naprzeciwka samochodem osobowym. Gdyby nie jego refleks, albo nasz terenowiec, albo ten osobowy stoczyłby się w przepaść. Za jakiś czas mijamy się jeszcze z ciężarówką, ale kierowca jest wprawiony w jeździe tą drogą, łatwo radzi sobie z manewrami. Cały czas towarzyszy nam żółty szlak. Docieramy na miejsce już ok. 10-tej. Chcemy wysłać do Polski sms-a, że jesteśmy już na miejscu, ale zdajemy sobie sprawę, że jest tam dopiero 9-ta i niektórzy mogą jeszcze spać. Zjadamy drugie śniadanie, starając się jak najszybciej odchudzić nasze zapasy, gdyż jak się okazało plecaki są trochę za ciężkie. Prognozy pogody zapowiadały na nasze nieszczęście deszcze i burze na najbliższych kilka dni. Od początku zakładaliśmy więc, że będziemy szli tak wysoko w góry, jak się da, a dalej będziemy wyczekiwać w bezpiecznym miejscu i obserwować niebo. Dziś tymczasem niebo jest błękitne, świeci słońce. Zastanawiamy się, czy od razu nie zrobić jutrzejszej 5-cio godz. wyprawy do schroniska Sinanica. Decydujemy jednak, że zostawimy tu plecaki i tylko pójdziemy w kierunku Sinanicy, żeby się przejść i zbadać szlak na jutro. W drodze mija nas biały samochód terenowy z napisem Narodowy Park Pirin. Zatrzymuje się, gdy nas widzi i wysiada dwóch mężczyzn. Jeden z nich przedstawia się jako dyrektor Parku, ten drugi to jego zastępca. Wypytują nas, dokąd idziemy, wyciągają mapy, pokazują trasy.

http://ouh.home.pl/img/P7220011.JPG

Proponują nam nawet podwózkę jutro rano w kierunku Sinanicy. Okazuje się, że z Warbite do Sinanicy szlak jest znakowany na brązowo, a nie jak podaje przewodnik dopiero od miejsca Peszterata czerwony. Na koniec wymieniamy się numerami telefonów i każą nam dzwonić gdyby były jakiekolwiek problemy. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem ich gościnności i kultury. Po ok. 1.30 godz. marszu przed siebie decydujemy się wracać, niebo zaczyna się chmurzyć, za grzbietem gór słychać też już pierwsze grzmoty, więc odwrót i szybkim krokiem wracamy. W połowie drogi niestety dopada nas to, co chyba już dla nas jest nieuniknione, na głowach czujemy pierwsze krople deszczu, a nad głową coraz głośniejsze grzmoty. Gdy sytuacja staje się już dość wyraźna, tzn. burza szaleje tuż nad nami, i gdy widzimy, że nie mamy z nią szans, staramy się bezpiecznie przeczekać ją stając w miejscu. Zostawiamy kijki i jeden plecak, który wzięliśmy, pod drzewem, a sami w pelerynach stajemy pod drzewami kilka metrów dalej. Po 15-tu min. silnego deszczu, grzmotów i momentami gradu wielkości grochu niebo zaczyna się przejaśniać – przetrwaliśmy pierwszą tego roku burzę. Niestety, jak się później okazało, nie przetrwał jej mój telefon komórkowy. Wróciliśmy do obiektu ok. 17-tej. Jak tylko dotarliśmy pod dach, zaczęły nadciągać kolejne ciężkie chmury i rozpętała się kolejna burza, i jeszcze kolejna. Jutro jest wielką niewiadomą. Sinanica jest chyba póki co odległym marzeniem.

Niech Sinanica błyszczy w słońcu
I niech ją moczą deszcze.
My ją z piosnką ochoczą
Podejdziemy jeszcze.

Niech Sinanica w słońcu błyszczy
I niech ją deszcze moczą.
My ją podejdziemy jeszcze
Z piosnką ochoczą.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 10:20
W nocy nad naszym schroniskiem przetoczyło się około pięciu burz. Rano byliśmy wciąż w chmurach, powietrze na zewnątrz było wilgotne i gęste, widoczność w białej mgle jedynie na 2-3 metry. Postanowiliśmy realizować ułożony wczoraj plan B. Zjeżdżamy w dół do Kresnej, przemieszczamy się do Banska i tam wjeżdżamy do schroniska Wichren, 100 m wyżej niż Warbite i w środku gór. Tam będziemy robić dokładnie to samo co tutaj, obserwować niebo, czekać. Tyle że bliżej gór. Pracownik schroniska chce nas zawieźć do Kresnej za 30 lewa. Postanawiamy się jednak skontaktować z poznanym wczoraj dyrektorem Pirinu. Po chwili Tata wraca do pokoju z wiadomością, że Iwan, dyrektor, za chwilę po nas przyjedzie. Zastanawiamy się z Grażynką długo czy to żart, jak to, tak po prostu przyjedzie po nas? Ale rzeczywiście za jakiś czas zjawia się dyrektor! Prosi jeszcze tylko, żebyśmy poczekali z godzinę, ma w okolicy do dokończenia pracę, poprawiają oznaczenia szlaków, a potem zawiezie nas na dół.
Jest koło południa, okolice Warbite wciąż spowija mgła, na zmianę zagęszczają się i rozmywają nad nami chmury. Siadamy przed bungalowem który jest siedzibą dyrekcji Parku Narodowego i czekamy.

http://ouh.home.pl/img/P7230021.JPG

Nie ma mowy o nudzie, zniecierpliwieniu, wydarzenia same do nas przychodzą. Na przykład nagle zza mgły wyłania się biały wan, młoda dziewczyna na przednim siedzeniu szeroko uśmiecha się w naszą stronę. Samochód się zatrzymuje, dziewczyna wysiada i … wyraźnie zmierza w naszą stronę, wciąż się szeroko uśmiechając. Ach, to nie do nas, nie do mnie z Grażynką w każdym razie, to do Taty. Podchodzi blisko i pyta, czy tu wolne, po czym siada w odległości niecałych 3 cm od niego. Zagaduje, twarz jej promienieje, oczy błyszczą, wpatruje się bacznie w Tatę, a gdy ten odpowiada, połyka łapczywie każde słowo. Jak Boga kocham, miłość od pierwszego wejrzenia!, tracimy orientację, co jest grane? Co to za postać? Czy to jakaś leśna nimfa? Skąd się tu wzięła? Czy jest prawdziwa czy tylko nam się wydaje, że się tu zjawiła? Mgła się zagęszcza, dziewczyna wraca do wanu, znika we mgle.
Powietrze znowu lekko rzednieje. Podjeżdża Łada taksi. Michaił ma 65 lat, dwóch synów. Pracował kilka lat w Iraku, Jemenie, Izraelu. Ceni Polaków za naszą waleczność, zna polskie miasta, Popiełuszkę, Wałęsę, Jaruzelskiego. Po 10 minutach rozmowy wraca na chwilę do samochodu by przynieść słoiczek rakiji, domaszniej oczywiście. Nie przyjmie odmowy, musimy wszyscy wypić za nową przyjaźń. Polana zachodzi mgłą.
Zjawia się w końcu i sam Iwan, dyrektor, zwozi nas do Kresnej. Prosi, żeby nie wspominać o żadnej zapłacie, opieka nad turystami należy do jego obowiązków. Opieka nad turystami? Czujemy się jakbyśmy należeli do arystokratycznej międzynarodówki i właśnie byli przyjmowani gdzieś w Persji w pałacu!

zdzicho alboom II
09-02-2011, 10:33
Ponieważ do autobusu z Kresnej w kierunku Banska jest jeszcze godzina, Iwan zawozi nas do przyjemnej knajpki, gdzie wspólnie zjadamy szopskie, kiufte i kebabcze.

http://ouh.home.pl/img/P7230027.JPG

Po tym wszystkim Iwan odwozi nas jeszcze na przystanek, bo chcemy jechać do Banska. Żegna się i każe dzwonić jak tylko będziemy go potrzebować. Wciąż szczypiemy się, czy to wszystko dzieje się naprawdę.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 10:49
Kolejnym miastem, z którego od zachodu można wyruszyć w Pirin jest Sandanski, położony na południe od Kresnej.
Sandanski to bodajże największe uzdrowisko w bułgarskich górach.
Autobus z Sofii do Sandanski jedzie 3 godziny.
Jest rok 2006.
Jesteśmy w Sandanski, gdy już jest ciemno. Trudno o informację ale znajdujemy bardzo przyzwoity, nawet luksusowy hotel Sokol. Za 24 leva dostajemy dość luksusowy pokój 2-osobowy z łazienką i telewizorem.
Rano idziemy na dworzec autobusowy szukać autobusu do wsi Popina Luka, koło schroniska Sandanski – stamtąd mamy iść w góry.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20003.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20005.jpg

W okienku biletowym trudno się porozumieć. Młoda dziewczyna jest niesympatyczna, gdy mówi się po rosyjsku, a usta wykrzywiają jej się w mało wdzięcznym nieśmiałym uśmiechu, gdy słyszy angielski. Różne oblicza i zderzenia lepszych i gorszych światów. Jest bardzo mało pomocna, a przez tę nieśmiałość wręcz niemiła i bezsensowna. Teraz już ledwo podnosi głowę znad gazety, by spróbować udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Na dworcu nie ma żadnego rozkładu jazdy.
Mamy kłopoty z porozumiewaniem się. Bułgarzy słabo znają, jak się okazuje, rosyjski, a może nie chcą go tylko używać. Deklarują natomiast, że znają angielski. Gdy jednak zaczynam mówić po angielsku, w ogóle nie rozumieją. Staram się wtedy mówić wolno i ‘mniej’ po angielsku, z celowo niepoprawnym akcentem, wyostrzając ‘r’ i wyraźnie wymawiając wszystkie samogłoski. Efekt jest dość komiczny.
W okienku obok pojawia się jakiś mężczyzna, który okazuje się na szczęście uprzejmy i pomocny, w dodatku mówi dobrze po rosyjsku. Za 15 leva oferuje nam transport własnym samochodem, ale będzie wolny dopiero za półtorej godziny. Odpowiada nam to, tym bardziej że po zeszłorocznych przykrych doświadczeniach trzymamy się z dala od taksówkarzy. Niestety tu, w Bułgarii wyglądamy jak bogaci turyści i łatwo możemy stać się ofiarą przygodnych wyzyskiwaczy. Idziemy na kawę. Dobra, parzona, gęsta, w czystym plastikowym kubeczku. Podchodzi do nas jakiś biedny staruszek. Chce papierosa. Nie mamy, częstujemy go za to suchą kiełbasą parmeńską, którą kupiliśmy w Polsce. Niestety nie może jej zjeść, jest zbyt twarda. Siedzący obok młody człowiek zagaduje po angielsku, skąd jesteśmy. Odpowiadamy, że z Polski, okazuje się, że dobrze zna nasz język. Ładna polszczyzna w ustach innego Słowianina brzmi dla nas w tym momencie niemalże jak oksfordzki angielski. Kończymy kawę, idziemy do samochodu człowieka z okienka.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20001.jpg

W drodze opowiada nam, że jest właścicielem firmy autobusowej, w której dowiadywaliśmy się o transport. Firma jest prywatna, wziął kredyt. Mówi, że to tak samo jak w Holandii, Niemczech, czy Austrii. Pyta, czy w Polsce można już płacić w sklepach w euro. Dziwi się, że nie, bo przecież jesteśmy już w Sojuzie, jak to nazywają Bułgarzy. Kapitalizm, Europa – te słowa brzmią tu zupełnie inaczej niż już w samej „Europie” czy w Polsce. Wciąż jeszcze przywoływane są jako „certyfikat jakości”. Na wszelkie skargi zresztą Bułgarzy lubią odpowiadać „To nie Europa, to Bułgaria”.
Jedziemy asfaltową drogą przez las. Asfalt momentami jest tak wykruszony, że wąski pasek, który pozostał na środku, nie starcza na szerokość samochodu. Nasz kierowca pyta też o Wałęsę. Co on teraz robi? Bez Wałęsy, jak mówi, nie byłoby tych wszystkich zmian na wschodzie.

Jest rok 2008
Nie możemy się nadziwić, jak bardzo zmieniło się to miasto odkąd byliśmy tu 2 lata temu. Przed dworcem autobusowym wyrósł wielki hipermarket Billa, a tym samym zlikwidował małe kafejki, w których siedzieliśmy czekając na autobus. Mamy za 1,5 godz. autobus, więc idziemy na bazar z warzywami i owocami. Prowadzi tam ulica, wzdłuż której sprzedawcy wystawiają swoje produkty: mnóstwo gatunków wspaniale aromatycznych papryk i pomidorów, arbuzów i melonów, cebuli, winogron, domowej roboty serów. Kupujemy sobie winogrona, pytam sprzedawcę, czy to winogrona bułgarskie, na co on odpowiada zdziwiony, że jego! winogrona. Do torby wędrują też jabłka, pomidory malinowe, cebula, świeżo suszona czubrica, melon i brzoskwinie, czyli wszystko to, za czym człowiek żyjący przez kilka dni o chlebie i suszonej kiełbasie najbardziej tęskni. Próbujemy sera owczego, ale dla Taty i Grażynki jest za mało słony. Mnie tam odpowiada, jestem fanką wszelkich nabiałów, ale rzeczywiście, nigdy nie wiadomo jak zareagowałby na taki dopływ świeżości żołądek. Obok bazaru wpadamy też na banice, które popijamy piwem w barze na głównym deptaku. Wracamy na dworzec – tu spotykamy Petara- szefa całego obiektu, który 2 lata temu zawiózł nas swoim samochodem do Popina Luka. Poznaje nas, choć ma początkowo z tym pewne kłopoty. My go natomiast pamiętamy świetnie.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 12:42
Od południa w Pirin prowadzą szlaki z Melnika.
A do Melnika jest autobus z Sandanski, jazda trwa 2-3 godzin.
Byliśmy w Melniku w roku 2006. Według notatek Małgosi.

Melniska Reka, prawie wyschnięta o tej porze roku, dzieli miasto na pół. Na obu brzegach ze skał i lessowych wzgórz wyrastają domki – twierdze. Murowane wysokie fundamenty i piwnice z nasadzonym lżejszym drewnianym piętrem, zwieńczone spadzistym dachem. Gorące ciemno-żółte słońce.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20082.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20084.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20087.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20108.jpg

Zatrzymujemy się w „Rimski Most” – pensjonat i mechana, 25 leva za pokój dla 2 osób. W środku panuje wspaniały chłód. Wybieramy się na miasto zjeść, ale gospodyni, gdy to słyszy, od razu zaciąga nas do swojej mechany. Tu za 14 leva zjadamy pyszne kiufte i kebabcze z frytkami i pomidorami i popijamy domowym delikatnym winem naszych gospodarzy. Na zewnątrz panuje morderczy upał, który postanawiamy przeczekać zamawiając jeszcze piwo i grając w scrabble.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 12:47
Gdy już słońce wystarczająco zaszło, wychodzimy do miasta po zakupy. Niemalże przed każdym domem gospodarze wystawiają wina i konfitury własnego wyrobu. Chcemy kupić trochę wina, by pochwalić się nim w Warszawie. Wybór nie jest jednak taki prosty, bo stragany są co dwa kroki i w każdym namawiają nas na degustację. W Melniku można spotkać 2 rodzaje czerwonych wytrawnych win: Szerokie Mełniszko i Merło. To pierwsze w cenie 3 lewa za litr jest cienkie i ma słaby czerwony kolor, natomiast Merło, po 4 lewa za litr, jest ciemniejsze, bardziej zdecydowane i dojrzałe, o głębokim aromacie i smaku. Po kilkunastu próbach decydujemy się na Merło i kupujemy dwie plastikowe trzylitrowe butle.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20083.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20086.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20093.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20098.jpg

zdzicho alboom II
09-02-2011, 12:50
Przy końcu głównej ulicy zawijającej się w lewo i pod górę mieści się Kordopułowa Kaszta - winiarnia i muzeum urządzone w dawnej willi słynnego kupieckiego rodu Kordopulosów.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20119.jpg

Podchodzimy, kładziemy się na murku i odpoczywamy chwilę.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20120.jpg

Napis przy wejściu informuje po bułgarsku i po angielsku że wstęp dla Bułgarów kosztuje 1 lewa, a dla cudzoziemców 2 lewa. Próbujemy wejść za 1 lewa. Podchodzimy do kasjera, sympatycznego starszego pana, i czytamy cyrylicą na głos: Bałgary odin lewa, czużdency dwa lewa – no, a Paliaki? Na co ten zaczyna się śmiać i sprzedaje nam dwa bilety po 1 lewa. Zwiedzamy muzeum. Jest przyjemnie, bo w labiryntach piwnic z ogromnymi beczkami panuje chłód.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20123.jpg

zdzicho alboom II
09-02-2011, 13:16
Z piwnic wychodzimy do wielkiej sali, gdzie można degustować i kupić wino.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20097.jpg

Z jednego ze stolików kiwa na nas starszy mężczyzna i zaprasza do siebie. Przysiadamy się do niego i jego znajomych, a on nam się przedstawia: okazuje się, że jest potomkiem Kordopulosów i że postanowił ugościć Polaków (zapewne usłyszał o nas od kasjera). Przynosi na stół dzbanuszek wina i zakąskę – chleb, kaszkawał (miękki żółty ser) i miseczkę z przyprawami. Rozmawiamy o podobieństwach i różnicach między Polską a Bułgarią, gospodarz wypytuje nas o zarobki i bezrobocie w Polsce. Przynosi kolejny dzbanuszek, a my nie możemy się oprzeć cudownej mieszance smaków delikatnego melnickiego wina i chleba z serem i przyprawami.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20118.jpg

Późnym już wieczorem dziękujemy za wspaniałą gościnę i zbieramy się do naszego pensjonatu.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 13:22
Korzystając z pobytu w Melniku opiszę, cały czas słowami Małgosi, wycieczkę do Monastyru i dalej w kierunku schroniska Pirin.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20102.jpg

Z rana wybieramy się na wycieczkę do odległego o 10 km od Melnika Monastyru Rożenskiego. To piękne miejsce, w którym można znaleźć dużo ciszy i spokoju. Dziedziniec niewielkiego dworu z XVI w. opleciony jest od wewnątrz bujną winoroślą.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20104.jpg

Do kamiennych murów przytulają się też figowce. W maleńkiej cerkiewce, pośrodku dworu, mnich z długą czarną brodą i w czarnej sutannie święci przyniesione przez pielgrzymów ikony. Pielgrzymów jest tu sporo, bo to nie tylko obiekt turystyczny, ale też miejsce kultu religijnego.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20124.jpg

Tymczasem na dziedzińcu francuska turystka robi mnichowi awanturę w języku angielskim, że zabrał jej kamerę (w monastyrze obowiązywał zakaz fotografowania), a nie zabrał innej osobie. Krzyczy, żeby tę drugą kamerę też skonfiskował, bo to nie fair. Mnich grozi palcem i oddaje turystce jej własność. Z okna jadalni na piętrze (długi drewniany stół a po bokach 2 ławy) widać schodzącą w dół w kierunku płd. zach. polną drogę.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20116.jpg

zdzicho alboom II
09-02-2011, 13:26
http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20105.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20096.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20106.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20130.jpg

Wydaje się, że to droga, którą zaplanowaliśmy wracać do Melnika. Dość ciężko ją jednak odnaleźć po opuszczeniu Monastyru, dopiero nieco dalej od asfaltowej drogi odchodzi jakaś polna dróżka. Skręcamy w nią i idziemy przez pola i łąki. W trawie grają świerszcze, a spod nóg uskakują nam jaszczurki. Droga jest piękna, ale słońce niemiłosiernie praży. Po jakiejś godzinie spotykamy leżących przy drodze w cieniu trzech pastuchów wraz ze stadem kóz i owiec. Na nasz widok kozy wylęknione zrywają się na nogi i wciskają jedna w drugą, nerwowo podrygując. Czuć ciężki duszący zapach owczego sera. Pytamy, żeby się upewnić, czy ta droga rzeczywiście prowadzi do Melnika. Jeden z mężczyzn kiwa głową że nie, że idziemy do innej miejscowości i pokazuje ręką właściwy kierunek na Melnik. Tam, gdzie pokazuje, nie widać jednak żadnej ścieżki, więc nie odpuszczamy łatwo i dręczymy go pytaniami. Uspokaja nas, że jego kolega nas trochę podprowadzi i pokaże jak iść. Klepie po ramieniu leżącego na trawie kolegę. Ten, zdaje się, że wyrwany ze snu, podnosi się ociężale, po czym posłusznie rusza w drogę, nieporadnie drepcząc w za dużych butach. My za nim. Jest około 13-tej, słońce o tej porze jest potężne. Pali w głowę, a jego żółto-szare światło jest tak silne, że nie można podnieść oczu. Nasz przewodnik zdejmuje koszulę i zahaczając ją sobie na jednym palcu przewiesza na ramieniu. Wystawia na diabelskie promienie swoje chude, wątłe plecy i opaloną pomarszczoną skórę. Pasek przytrzymuje na talii sporo za duże spodnie. Mimo tej całej niepozorności jest jednak dobrze zaprawiony w marszu, przemierza teren sprawnie i szybko, wytyczając szlak tylko dla niego widzialnymi dróżkami wygniecionymi w wysoko sterczącej trawie. Po 20 min. wędrówki ledwo już dotrzymujemy mu kroku. To jego terytorium, a my, z naszym wspaniałym ekwipunkiem, gdybyśmy znaleźli się tu sami, doszlibyśmy donikąd. Po godzinie wędrówki wspinamy się na lessowe wzgórze. Tu siadamy na odpoczynek. Wyciągam z plecaka wodę, biorę pierwsza łyka, a potem częstuję naszego przewodnika. Wyciągam też i daję mu 2 batoniki. Tylko tyle możemy mu zaoferować za tę nieocenioną z naszej perspektywy przysługę. Jego zdają się zadowalać batoniki, ale chyba ich nawet nie oczekiwał. Mówi, że dalej już prosto i jest Melnik – i znowu macha ręką w mało precyzyjnym dla nas kierunku, jakby widział przez wzgórza na wylot, podczas gdy my czujemy się jak w labiryncie identycznych ścieżek, kęp traw i lessowych wzgórz. Po chwili odpoczynku wstaje jednak z nami i prowadzi nas jeszcze dalej. Wybiera jedną z kilku polnych dróżek, potem idzie na skos przez łąkę i zaczyna wspinaczkę na kolejne wzgórze. Ja idę już resztką sił, przygnieciona do ziemi operującym słońcem. Na szczycie kolejnego wzgórza kolejny odpoczynek. Mówi, że teraz już w dół i będzie Melnik. Wylewam sobie trochę wody na twarz. Policzki i uszy palą. On chętnie przyjmuje kolejny łyk wody. Tata nie chce pić, ale wmuszam w niego kilka łyków. Gdy wstajemy, nasz przewodnik mówi ze spokojem, że dalej już sobie poradzimy. Wydaje nam się, że to bardzo wątpliwe, ale nie mamy wyjścia. Jesteśmy bardzo wdzięczni i idziemy dalej sami. Miał jednak rację, dalsza droga wiodła już wąwozem prosto w dół, po czym wyszliśmy na zbocze nad doliną, na której przeciwległej stronie widać już było w dali znajome spadziste dachy Melnika. Nie potrafimy powiedzieć, którędy dokładnie szliśmy, prawdopodobnie nasz przewodnik zaprowadził nas na przełaj, najkrótszą drogą.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 14:42
Na wschodzie Pirinu jest miasto Goce Dełczew, ale to już są Rodopy i inna bajka.

Skończyłem zatem z opisywaniem dojazdów w Pirin.

Czas wziąć się za opisywanie tras górskich.
Zacznę więc znowu od początku czyli od Banska.
Patrząc na mapę Pirinu widać, że w Bansku rozpoczynają się dwa szlaki.
1. Żółty do schronisk Bynderica i Wichren
2. Niebieski do schroniska Demianica

zdzicho alboom II
09-02-2011, 14:48
Wyruszamy rano, przechodzimy przez całą ulicę Pirin, zabudowa ulicy jest stara i niska. Idziemy w kierunku schronisk Bynderica i Wichren. Na tej drodze szlak jest niestety niezbyt dobrze oznakowany. Pierwszy problem pojawia się, gdy z asfaltowej szosy przez las trzeba odbić w prawo, nie ma tu niestety wyraźnego znaku i musimy podchodzić kawałek w różnych kierunkach, żeby znaleźć szlak. W dalszej drodze też mamy kłopoty, albo gubimy szlak, albo on prowadzi przez jakieś kamieniołomy wzdłuż budowanego wyciągu. W końcu udaje nam się wejść nieco wyżej w las na prawo od kamieniołomów i iść zacienioną ścieżką prowadzącą w górę. Mijamy górną stację wyciągu jeszcze w budowie i dochodzimy do schroniska Bynderica.

Ze schroniska Bynderica za kilkanaście minut dochodzi się do schroniska Wichren.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 15:56
W latach 2007 -2009 już nie szliśmy do schroniska Wichren pieszo, bo skapowaliśmy się, że istnieje busik.
Busik należy do firmy Korso, która prowadzi przejazdy też na innych trasach.
Kierowca busika na Wichren, po wnikliwszym przyjrzeniu się, okazuje się nie mieć jednego oka. Biorąc pod uwagę, że droga po której nas wiezie, chyli się to w jedną to w drugą stronę nad przepaściami, jest to ciekawy fakt do odnotowania.
Odjazdy busika z Banska do schroniska Wichren: 8.30, 14.00, 17.00 i ze schroniska: 9.30, 15.00, 18.00.
W 2009 roku cały dworzec autobusowy w Bansku zmówił się, żeby nas przekonać, ze nie ma autobusów do hiża Wichren i że trzeba wziąć taxi. Ale nie daliśmy się. Na domku obok dworca jest wywieszona informacja i godziny odjazdu, żółta kartka A4 niepozorna. A zatem wniosek, nie do końca polegać na tubylcach, dobrze czasem wiedzieć więcej i drążyć, pytać kilka razy o to samo i w różnych źródłach, a nawet na własną rękę wbrew wszystkiemu zgłębiać.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20115.JPG

Cena biletu wynosi 6 lewa na osobę.
Jazda trwa około pół godziny przez schronisko Bynderica.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 19:53
Tylko raz tym szlakiem szliśmy w 2006 roku.
Droga według przewodnika trwa 3 godziny.
Zachowałem takie wspomnienie Małgosi.
Schodzimy szeroką drogą wzdłuż potoku Demianica, aż trafiamy na dwóch wędkarzy łowiących pstrągi. Postanawiamy, że podejdziemy bliżej i staniemy im za plecami, a jeżeli coś złowią, to znaczy, że będziemy mieli szczęście. Brzmi banalnie, ale gdy nagle na poderwanym do góry haczyku pojawia się lśniąca, srebrzysta rybka, uśmiechy jaśnieją na wszystkich czterech twarzach. Wędkarze są przekonani, że to dzięki naszemu pojawieniu się odnieśli sukces, więc dają mi rybkę do pocałowania. Ja się brzydzę, więc szybko przekierowuję rybkę do taty, który nie ma oporów.

carnivalka
09-02-2011, 20:01
Marzy mi się powrót do Bułgarii zarówno czarnomorskiej jak i troszkę górskiej ,
a wszystko to przez Ciebie Alboomie.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 20:44
Między schroniskami prowadzi szlak zielony, stanowiąc w ten sposób trzeci bok trójkąta.
My szliśmy tą drogą w 2005, 2006 , 2007 (rozpoznawczo) i w 2008 roku.
Rok 2005
Wyruszamy z schroniska Bynderica. Najpierw szosą do schroniska Wichren, mijamy je, pobieżnie tylko oglądając i bez problemu trafiamy na zielony szlak i przechodzimy przez mostek. Dalej docieramy na przełęcz Todorina Porta i idziemy wokół jezior Bynderiszkich, a potem Wasiłaszkich. Cała droga jest bardzo piękna, można podziwiać rzeźbę polodowcową i meandrujący wśród traw w dolinie potok.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/rze%BCba%20polodowcowa%2C%20Pirin.jpg

Rok 2006
Nie pamiętaliśmy z zeszłego roku, którędy należy wejść na zielony szlak.
I pogoda była całkiem inna.
I dlatego Małgosia tak opisała tę drogę,
Kolejna noc dość kiepsko przeze mnie przespana w schronisku Wichren. Głowa ciężka, gdy ją podnoszę z poduszki, boli. Jest tak już trzeci dzień, boję się, że to objaw jakiejś łagodnej choroby wysokościowej, a może po prostu kwestia migreny, z którą miewam kłopoty. Wstajemy po 7-mej. Pogoda paskudna. Wieje, nad głowami ciężkie ciemnoszare chmury. Do schroniska Demianica, naszego dzisiejszego celu, 4 godziny. Trzeba będzie wpierw wspiąć się na przełęcz, potem pewien odcinek granią, a dalej już w dół. Wyruszamy, bo nie mamy innego wyjścia. Mamy tylko nadzieję, że nas bardzo nie zmoczy. Zaraz po wyjściu czeka nas przeprawa po kamieniach przez potok. Jest dość skomplikowana. Potok płynie porywiście, kamienie są śliskie i ruchome. Mamy ciężkie plecaki, a tata w wodzie od razu traci równowagę i o mało się nie przewraca, bo plecak przeważa. Postanawiam poświęcić jedną nogę, wchodzę do wody, drugą sięgam do najbliższego kamienia i chwiejąc się z ciężkim plecakiem, przechodzę. Zostawiam plecak i wracam po plecak taty. Na koniec przechodzi sam tata. Po przejściu paru metrów spotykamy na drugim brzegu bułgarskich przewodników, z którymi wcześniej dotarliśmy do Spano Pole. To bardzo miłe spotkanie. Wyruszyli z samego rana z Sinanicy i już są prawie w Wichrenie. Reszta grupy jeszcze smacznie śpi hen daleko za przełęczą. Pytamy ich o pogodę na górze. Mówią, że są ciężkie chmury, ale póki co nie ma burzy. Może padać, może być grad. Może być wszystko dobrze. Wolimy się trzymać tego ostatniego. Widać na skale pierwsze oznaczenia naszego szlaku, wcześniej oznakowania były niejasne bądź ich nie było. Teraz wspinamy się bardzo ładnie oznakowanym trawersem, od czasu do czasu wychodzimy na małą halę bądź siodełko, gdzie strasznie wieje. Silny wiatr i coraz gęstsze szare chmury wywołują we mnie uczucie niepokoju i strach. Stopniowo robię się też głodna i zmęczona. Nie ma jednak czasu na postój, trzeba jak najszybciej dotrzeć na przełęcz, zanim pogoda zepsuje się na dobre. Wyciągam znad głowy przygotowanego w plecaku batonika musli. Idąc, przeżuwam go i połykam między wdechami, starając się nie zakłócać oddechu. Po drodze spotykamy parę Duńczyków, którzy potem jednak znikają gdzieś daleko w tyle. Dalej na zmianę mijamy się z grupą trzech Bułgarów. Rozmawia się dobrze po angielsku. Idziemy w niedalekiej od siebie odległości, to dobrze, czuję się przez to trochę bezpieczniej. Dlaczego? Chyba liczę na ewentualny przyrost mądrości, zdrowego rozsądku, doświadczenia i fizycznej siły w większej grupie. Niestety z tyłu zaczyna być już słychać pierwsze grzmoty gdzieś na szczytach po drugiej stronie doliny. Jest za późno żeby się teraz cofać do schroniska, burza ściga nas przecież od tyłu, trzeba więc jak najszybciej przejść przez przełęcz a potem uciekać w dół, żeby burza nie złapała nas na grani, co byłoby niebezpieczne. Przełęcz okazuje się niespodziewanie blisko. Widoki z niej są piękne - na Jeziora Bynderiszkie i główną grań - ale huśtające się nad nami bałwany zakłócają ich podziwianie. Trzeba jak najszybciej zejść na dół i zanurzyć się w kosodrzewinie, by nie prowokować grzmotów, które z pewnością szybciej niż później do nas dotrą. Udaje nam się zejść z grani suchą stopą, ale wędrówka po niższych partiach wcale nie okazuje się taka prosta, głównie ze względu na niewyraźne oznakowania. Schodzimy razem z trójką Bułgarów. Z czasem dogania nas deszcz i zaczyna huczeć nad naszymi głowami. Idziemy już głównie lasem, ale często wychodzimy też na polany, czyli płaską otwartą przestrzeń, a dokoła nas wciąż błyska. Bez względu na obiektywną ocenę niebezpieczeństwa w takiej sytuacji marsz w ulewnym deszczu i wśród silnych grzmotów nie jest doświadczeniem przyjemnym. Mimo że idziemy już stosunkowo nisko i prawie cały czas zanurzeni w lesie, droga dłuży się w nieskończoność. Gdzieś niedaleko powinno już być schronisko, a my wciąż trawersujemy przez las i kolejne zakręty nie odsłaniają nic nowego oprócz gęstwiny drzew. Wreszcie gubimy szlak. Choć szliśmy cały czas wydawałoby się jedyną możliwą drogą, już jakiś czas temu przestały się pojawiać na drzewach oznakowania. Cofamy się pospiesznie, cali już przemoczeni, i szukamy ostatniego oznakowania. Powtarzamy tę samą drogę w dół, ale nic się nie zmienia. Trójka Bułgarów jest tak samo zdezorientowana jak my. Idziemy dalej do przodu uważnie się rozglądając. Nagle wychodzimy na usłaną wielkimi głazami drogę-rynnę. Droga, którą przyszliśmy przecina ją i wiedzie w górę, i tam na drzewach pojawiają się wreszcie dawno już niewidziane przez nas oznakowania. Nieustający deszcz i grzmoty nad nami utrudniają komunikację i nie pozwalają się skoncentrować nad wyborem drogi. Bułgarzy i tata od razu pchają się pod górę. Mi tymczasem nie chce się wierzyć, żebyśmy teraz jeszcze mieli się wspinać. Na kamienistej drodze-rynnie dostrzegam końskie odchody. Nagle przypomina mi się, że w schronisku Demianica, w którym byliśmy w zeszłym roku, gospodarze mieli konia pociągowego. To zatem musi być właściwa droga do schroniska. Mam jednak kłopoty z przekonaniem czterech zdecydowanych facetów, że to moja droga jest dobra, a nie ich. Nie wiem co robić, ale jestem zdeterminowana, żeby jednak iść po kamieniach w dół. Mówię więc, żeby robili co chcą, ja idę sama. I szybko zaczynam gnać drogą w dół, nie oglądając się na nich, marząc o tym, żeby wreszcie już dotrzeć do schroniska. Tata nie może mnie przecież zostawić, idzie ze mną. Po około 5 minutach odsłaniają się wreszcie przed nami spadziste dachy, wyczekiwane schronisko. Wbiegamy do budynku wymęczeni i przemoczeni, czym prędzej zrzucamy z siebie cieknące wodą kurtki i plecaki. Parę minut po nas dociera trójka Bułgarów.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 21:15
Rok 2007
Którędy naprawdę idzie szlak z Wichrena do Demianicy?
Dlaczego zbłądziliśmy w zeszłym roku?
Postanowiliśmy to zbadać.
I doszliśmy do takiego wniosku.
Konia z rzędem temu, kto potrafi kierując się drogowskazami przy schronisku Wichren trafić na szlak do schroniska Demianica. Mieliśmy z tym spore problemy w zeszłym roku, nie umiemy się połapać także w tym roku „ na sucho” czysto teoretycznie. Na słupie wszystkie strzałki z oznakowaniami wskazują prosto,

http://ouh.home.pl/img/DSC_7380.jpg

lecz później na kamieniach widać już tylko szlak żółty i niebieski. Tymczasem do Demianicy powinno się iść szlakiem zielonym i wpierw przeprawić sie na drugą strunę rzeki czyli kierować się w lewo. Początek szlaku zielonego po długich poszukiwaniach znaleźliśmy na schodku przy kawiarni. Prowadzi w górę , a zaraz portem mostem przez rzekę. Nasza ogólna refleksja nie tylko z tego miejsca jest taka, że oznaczenia te montowane były przez kogoś zezowatego.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 21:36
Rok 2008
Z punktu widzenia Małgosi.
Droga ze schroniska Wichren do schroniska Demianica jest przepiękna widokowo przy dobrej pogodzie. Szliśmy nią 2 i 3 lata temu, ale gęste chmur, mgła i wreszcie burza zakłóciły nam podziwianie widoków. O 6 rano niebo jest częściowo zachmurzone, prognozy zapowiadały na dziś „przejaśnienia”. To bardzo ciekawy sposób podawania informacji o stanie rzeczy, widzenie szklanki do połowy pełnej a nie pustej. Wyruszyliśmy więc pełni dobrych myśli, że dojdziemy do celu suchą stopą. Wyjście na szlak ze schroniska nie sprawia nam problemu, zbadaliśmy go rok temu. Obchodzimy budkę z kawiarnią i zaraz widać mostek,

http://ouh.home.pl/img/P7250097.JPG

przez który przechodzimy i już jesteśmy na szlaku. Robimy krótką sesję zdjęciową z górami w tle.

http://ouh.home.pl/img/P7250099.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250100.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250103.JPG

Po ok. 2 godzinach jesteśmy na rozwidleniu szlaków czerwonego i zielonego. Krótki postój na drugie śniadanie, i nagle słyszymy znajomy glos – Tomek z Małgosią wracają z przełęczy Winiarska Porta. Małgosi typ urody – blondynka, duże błyszczące oczy i szeroki wyraźny uśmiech – to ideał urody Taty.
Robimy sobie wszyscy jeszcze jedno pamiątkowe zdjęcie na tle znaku wskazującego rozwidlenie szlaków i jeszcze raz żegnamy się, życząc sobie szerokiej drogi.

zdzicho alboom II
09-02-2011, 21:40
Rok 2008 ciąg dalszy.
Wspinamy się na przełęcz, wraz z wysokością zagęszcza się też mgła, wzmaga wiatr. Niebo całe w szarych chmurach, gdzieniegdzie rzeczywiście zdarzają się przejaśnienia. Udaje nam się załapać na ładne widoki na Wichren, Hwojnati Wrych i Graniten. Podejście na przełęcz jest dość ciężkie, bo strome, w dodatku dziś idziemy z całym dobytkiem na plecach. Z każdym zakosem wydaje się nam, że już za chwilę dojdziemy na przełęcz, ale za jednym wzniesieniem odkrywa się następne i następne. Wreszcie jednak dochodzimy, na przełęczy wieje lodowaty wiatr, nacierają chmury. Robimy szybko zdjęcia, zrzucamy z siebie na chwilę plecaki, żeby plecy odpoczęły, i zaraz potem ruszamy dalej bo jest tu zimno. Za przełęczą idziemy jeszcze jakiś czas granią, a potem już, dosyć stromo, w dół. Po drodze mamy piękne widoki na Jeziora Bynderiszkie w dole, a jakiś czas później przechodzimy obok jez. Górnego i Rybnego.

http://ouh.home.pl/img/P7250105.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250108.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250117.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250119.JPG

zdzicho alboom II
09-02-2011, 21:42
Rok 2008 ciąg dalszy.
Tu jakiś turysta stoi z wędką, mówi jednak, że nie biorą. Okolica jest tu przepiękna, jakby jakiś tajemniczy mikroświat odcięty od świata. Jeziora, potoki snujące się meandrami między soczystym zielonym mchem i trawą. Kosodrzewina , limby (5 igieł z jednego krótkopędu), bogactwo górskich odmian kwiatów. W powietrzu mieszają się aromaty ziół. Z niebieskich kwiatuszków rosnących tu w górach można przyrządzić pyszny czaj. Tym całym pięknym i soczystym krajobrazem nie mogliśmy się cieszyć dwa lata temu, gdy gnaliśmy przed burzą, ale cieszyliśmy się 3 lata temu.

http://ouh.home.pl/img/P7250126.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250128.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250135.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250143.JPG

Do Demianicy dochodzimy suchutką stopą przed 16-tą. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany.

zdzicho alboom II
10-02-2011, 08:57
Opiszę teraz te trzy schroniska.
Przy okazji schronisko to po bułgarsku hiża, a schron zasłon.
W hiży Bynderica byliśmy tylko raz w 2005 roku, ale na dwie noce.
Obiekt stanowi budynek schroniska, domki, pole namiotowe,restauracja i parking.

W 10 minut można podejść w głąb lasu do pomnika przyrody Bajkuszewatej Mury - 22-metrowej sosny rumelijskiej (bośniackiej) o średnicy pnia blisko 2,5 m., której wiek szacuje się na ok. 1300 lat, a w innym źródle na ok. 800 lat.

Dostajemy nocleg w domku dwuosobowym.
Jedną noc spędziliśmy niestety bezsennie, bo na weekend zjechała się z Banska młodzież i głośno puszczała muzykę.
Drugiego dnia, gdy docieramy z powrotem do schroniska, już tylko lekko pada. Jakiś starszy pan, Bułgar smaży na małym grillu słoninę z cebulą i przyprawami. Smakowicie to wszystko pachnie, więc nawiązujemy rozmowę. Sympatyczny pan każe nam się nie krępować i częstować. Dostaję SMS-a od Agnieszek, (tych które wsiadły w Częstochowie do autokaru),że już docierają i rzeczywiście przybywają niebawem i załapują się jeszcze na ostatnie kawałki chrupiącej rumianej słoniny. Wymieniamy wrażenia z czasu gdy się nie widzieliśmy. Agnieszki ze schroniska Grynczar poszły przez przełęcz Gorni Kuki, gdzieś tam rozbiły namiot, a potem poszły do Monastyru Rilskiego. Stamtąd pojechały do Banska, a z Banska jak my pieszo do schroniska Bynderica. Idziemy z Agnieszkami do baru, aby uczcić winem nasze ponowne spotkanie. Gdy zmierzcha, dziewczyny rozbijają namiot nieopodal baru, na bezpłatnym polu namiotowym - wydzielony płaski teren z niskim obmurowaniem. My natomiast wracamy do naszego domku i tym razem noc mija spokojnie.

zdzicho alboom II
10-02-2011, 13:41
Na obiekt skład się budynek schroniska z restauracją, domki, budynek kawiarni i mały parking.
Byliśmy tam wielokrotnie i wspominamy je źle, zwłaszcza Małgosia.
W 2005 roku, jak już pisałem, tylko minęliśmy hiżę idąc z Byndericy do Demianicy.

W roku 2006 schodziliśmy z góry.
W dali zaczyna być widoczny zielony dach jakiegoś budynku, może to już schronisko. Mijają nas z przeciwka turyści, zostaje za nimi zapach zupy, który przechował się w ich ubraniach. Tak, schronisko już blisko.
Dostajemy nocleg w 14-osobowym pokoju, 10 leva/os. Dość tu brudno, latają natrętne muchy.
W nocy przed snem ogarnia mnie chłód. Noce wysoko w górach są zimne, a schroniska nie ogrzewane. Kiepsko znoszę te nocne spadki temperatury, więc przed wejściem do śpiwora ubieram się wielowarstwowo, wkładam bluzę i polar, a do tego przykrywam się kurtką i kocem. Na chwilę się rozgrzewam, ale czuję, że zapasy ciepła zaraz się skończą, jakby moje ciało nie było grubsze od papieru i szybko oddawało całą energię. Mimo lekkich dreszczy udaje mi się usnąć.

W 2007 roku też nie nocowaliśmy w Wichrenie, a robiliśmy tylko rekonesans, aby obadać oznakowanie szlaków.

W 2008 roku przyjechaliśmy razem z Grażynką busikiem z Banska.
Nocowaliśmy w budynku w sali 5 - osobowej dwie noce - przed wejściem na Wichren i po wejściu.
W schronisku panuje prawdziwie górska atmosfera. Spotykamy wielu Polaków – Tomka i Małgosię, pracują w Mazurkas Travel, dwóch chłopaków z Krakowa i przebój roku– dwójka młodych studentów z Nowego Sącza, którzy poprzednią noc spędzili wysoko w górach w namiocie wśród burzy, wichury i gradu. Koło 22-giej idziemy spać z nadzieją, że gdy wstaniemy rano pogoda będzie w sam raz żeby iść na Wichren. Nie dostajemy żadnych sms-ów poza tymi od Vivatel, Telecom itd. Tylko oni się o nas troszczą.

W roku 2009 nie nocowaliśmy w tej hiży, byliśmy tylko tranzytem w drodze na szczyt wWichren.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7372.jpg
Parking przy schronisku.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7374.jpg
Z lewej kierowca busika.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7379.jpg
Zaopatrujemy się w wodę.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20221.JPG
Kupuję Zagorki w hiża Wichren po zdobyciu Wichrena

zdzicho alboom II
10-02-2011, 13:54
Ze schroniska Wichren szlaki prowadzą nie tylko do hiży Demianica i na szczyt Wichren ale w wiele innych miejsc, tak jak pokazuje to zdjęcie.

http://ouh.home.pl/img/P7230031.JPG

Ciekawostką jest , że na tym zdjęciu przedstawiającym tablicę wiszącą na schronisku Wichren jest napisane cyrylicą Damianica a w podręcznikach i na mapie Demianica.

zdzicho alboom II
10-02-2011, 20:56
Rok 2005
W schronisku Demianica czeka nas miła niespodzianka - bania. Za 1 lewa od osoby młody człowiek wpuszcza nas pojedynczo do małego budyneczku z prysznicem z gorącą wodą.

Rok 2006
Do schroniska docieramy przemoknięci.
Pytamy o nocleg, dostajemy spanie w pokoju kilkunastoosobowym – 7 leva/os.. Jakiś czas później stopniowo docierają kolejne grupy przemokniętych wędrowców. Metalowa płyta pieca w sali z barem oblegana jest przez cieknące wodą górskie buty. Z pieca bije ciepło, które jest tu teraz chyba najbardziej wartościowym dobrem. Nad piecem wiszą kurtki, bluzy, spodnie i niezliczone pary skarpet. Oto obraz nędzy i rozpaczy. Sztywne przemoknięte skarpety, ciężko naznaczone wysiłkiem swych właścicieli.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20059.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20050.jpg

Plecaki i prawie wszystko w nich też mamy kompletnie przemoczone. Pożyczam tacie parę krótkich spodenek, które się jakoś sucho uchowały, bo nie ma w czym chodzić. Buty się suszą, na dwie osoby mamy teraz tylko jedną parę klapek (oszczędność miejsca w plecaku). Jak jedna osoba zamawia jedzenie albo piwo, druga musi siedzieć przy stole z nogami w górze. Gospodarze w schronisku są bardzo sympatyczni i życzliwi. Wzięli nasze przemoczone śpiwory do kuchni, żeby się tam wysuszyły przed nocą. Wieczorem wszystkie stoły są już obsadzone tymi, którzy nie mają się w co ubrać, by pójść dalej i zamierzają tu nocować. Tli się bardzo słabe światło lampy, a za oknem już całkiem ciemno i wciąż trwa ulewa. W środku unosi się piękny, delikatny zapach popijanych rakiji i zielonych ogórków skrajanych na sałatkę szopską. Starsze Bułgarki kilka stolików dalej zaczynają śpiewać ludowe piosenki, a z czasem pojawia się na parkiecie pierwsza para i tańczy do ich rytmu.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20058.jpg

Nagle gdzieś za plecami słyszymy znajomo brzmiące słowa. To Czesi, ale rozmawiający po polsku. Dorotka jest z czeskiego Cieszyna i studiuje w Krakowie i właśnie uczy Martina, swojego chłopaka, polskiego. Przesympatyczni. Opowiadamy sobie swoje przygody i wypytujemy się skąd przyszliśmy i gdzie idziemy. Częstujemy się nawzajem jedzeniem, po kilku dniach w drodze cudzy prowiant stanowi przyjemne urozmaicenie własnych zupek, kiełbas i chleba. Potem zaczynamy grać razem w scrabble, po polsku. Dorotka z Martinem długo myślą nad każdym słowem, ale idzie im nieźle, dajemy im trochę fory. Pijemy kolejne rakije. Idziemy spać później niż zwykle.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20054.jpg

zdzicho alboom II
10-02-2011, 21:06
Rok 2008
Nasze kochane schronisko.

http://ouh.home.pl/img/P7250145.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260157.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250146.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250147.JPG

zdzicho alboom II
10-02-2011, 21:11
Rok 2008 ciąg dalszy.
W sali jadalnej czysto, ani jednej muchy, co się od razu rzuca w oczy po pobycie w Wichrenie, gdzie chmary much natrętnie usiłowały towarzyszyć turystom przy każdym posiłku. Dostajemy z domek z kilkoma piętrowymi łóżkami. Idziemy na piwo i kolację.

http://ouh.home.pl/img/P7250151.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250153.JPG

W TV włączony jest program Fołkłor, gdzie non stop cela teledyski z bałkańską muzyką ludową. Większość teledysków to nisko budżetowe produkcje, gdzie przed nieruchomą kamerą członkowie zespołu odtwarzają tradycyjne układy taneczne, ale naprawdę przyjemnie na to popatrzeć i posłuchać Obsługa tutaj ma opanowany język angielski. Młode dziewczyny słuchają włoskiej klasyki z lat 60-tych, chłopak właśnie przyniósł gitarę i się rozgrywa.

http://ouh.home.pl/img/P7250150.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7250155.JPG
Personel schroniska.



Bułgarzy razem jedzą kolację, wpierw przyrządzają , a potem wszyscy siadają do stołu, a na stole wielka miska sałatki szopskiej, miska skrzydełek ze skary i chleb.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 11:30
Zreasumujmy ździebko.
Opisałem już trasy w trójkącie o wierzchołkach Bansko, h. Wichren, h. Demianica.
W poście 22 napisałem, że od połnocy w Pirin prowadzą szlaki z Banska i z Dobriniszte.
W poście 49 opisałem Dobriniszte.
Wypada zatem kontynuować opis tras i wrócić do Dobriniszte.
Z Dobriniszte jest tylko jeden szlak wiodący do Demianicy (rozgałęziający się po drodze, ale o tym po tym).
My przeszliśmy tę drogę drogę, ale w odwrotnym kierunku z Demianicy do Dobriniszte.

Opiszę zatem ją teraz.
Jest rok 2005.
Wędrówkę zaczynamy przy ładnej, słonecznej pogodzie. Idziemy w kierunku jeziora Tewno szlakiem żółto-zielono-niebieskim, potem odbijamy żółtym do schroniska Bezbog. Przechodzimy przez wąską przełęcz Samodiwska Porta, a potem rozległe siodło Bezbożki Prewał. Cały czas mamy piękne widoki na poszarpane granie i jeziora. Za jeziorem Bezbog widać już wielkie schronisko, z góry przypominające piramidę. Dochodzimy tam dość późno, zmęczeni i bardzo głodni. Dostajemy pokój w budynku. Na parterze odkrywamy dużą salę restauracyjną, w niej nakryte stoły, ale nic się poza tym nie dzieje. Pukamy do drewnianego okienka, z którego wychyla się kucharz i mówi, że teraz będzie jadła wycieczka, i żebyśmy przyszli za pół godziny. Przychodzimy za pół godziny, a ten znowu nas odsyła, więc zaczynamy się niecierpliwić. Gdy po raz kolejny próbuje nas zbyć, robimy raban u gospodarza schroniska, ale ten mówi, że nic na to nie poradzi, wycieczka ma pierwszeństwo. Po pewnym czasie dowiadujemy się od innych turystów, że 100 metrów dalej znajdziemy bar z grillem. Prawie biegniemy, a tam szeroki wybór grillowanych mięs - parżoła, kebapcze, kjufte, no i nieodzowna sałatka szopska oraz zimne piwo, a wszystko to bez kolejki, po ludzku, kapitalistycznie. Niczego więcej nam w tej chwili nie potrzeba.
Rano zjeżdżamy wyciągiem krzesełkowym do schroniska Goce Dełczew, gdzie cena dla cudzoziemców jest dwukrotnie wyższa niż dla „swoich”. Tutaj należy wtrącić kilka zdań o tak zwanym „apartheidzie cenowym”, z którym często można się spotkać w Bułgarii. W górach i nad morzem ceny dla zagranicznych gości są kilka razy wyższe niż dla Bułgarów. Dotyczy to noclegów w schroniskach, przejazdów wyciągami, wejść do muzeów i zabytków, a nawet pamiątek na straganach. Wolne od tych różnic są zaś bilety za przejazdy pociągami i autobusami. W restauracjach - może dlatego, że mówiliśmy zawsze po rosyjsku – dotychczas nie spotkaliśmy się z osobnymi cenami dla obcokrajowców, ale słyszałem, że w knajpkach nad Morzem Czarnym cudzoziemcy płacą więcej, i że nawet jadłospisy podają różne ceny w zależności od tego, czy są napisane po bułgarsku, czy po angielsku. Podwójne ceny usprawiedliwia się oczywiście niską stopą życiową mieszkańców Bułgarii. Rzeczywiście, wypytany przez mnie emeryt w Kostencu, mówił, że jego emerytura wynosi niecałe 200 lewa miesięcznie. Na dłuższą metę jednak Bułgarzy chyba stracą na polityce podwójnych cen, bo turyści, poszukujący tanich miejsc, mogą zacząć wybierać inne kraje.
Na dole, przy stacji wyciągu, stoi budka z pamiątkami – jakimiś zupełnie nie związanymi z górami i do tego drogimi. Sprzedawca oferuje nam przejazd swoim samochodem do Dobriniszte za 30 lewa. Dziękujemy mu i ruszamy w dalszą drogę pieszo. Zostajemy wynagrodzeni - udaje nam się złapać stopa, co oznacza, że podróżujemy za darmo.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 13:17
Jak pisałem w poście 22 inne szlaki wiodące w Pirin prowadzą jeszcze z Kresnej, Sandanskiego i Melnika.
Trasy, którymi wędrowaliśmy z Kresnej i Melnika już opisałem przy tych miastach.
Pozostaje zatem wrócić do Sandanskiego.
A z Sandanskiego należy dojechać szosą do miejsca zwanego Popina Lyka, a stamtąd jest szlak niebieski do schroniska Begowica zwanego też Kamenica.
Wędrowaliśmy tym szlakiem w roku 2006 i w 2008 - w odwrotną stronę.
Rok 2006
Jedziemy asfaltową drogą przez las z właścicielem dworca autobusowego w Sandanskim. Asfalt miejscami jest tak wykruszony, że wąski pasek, który pozostał na środku, nie wystarcza na szerokość samochodu. Nasz kierowca zdaje się tego nie zauważać, spokojnie pyta o Wałęsę. Co on teraz robi? Bez Wałęsy, jak mówi, nie byłoby tych wszystkich zmian na wschodzie.
Od Popina Lyka ruszamy pod górę do położonego o 500 metrów wyżej schroniska Kamenica.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20007.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20009.jpg

Wokół w lesie sporo śmieci, tak jak w Polsce jeszcze jakiś czas temu, wszystko to jeszcze dobrze pamiętamy. Stopniowo zanurzamy się w las, idziemy niebieskim szlakiem. Droga wydaje się ciężka i męcząca, może dlatego że to pierwszy dzień wędrówki. Po 2 i pół godziny dochodzimy do schroniska, a po piętach depcze nam już burza i deszcz. Schronisko bardzo schludne, pokój 2-osobowy z łazienką za 12 lewa od osoby. Sporo tu Słowaków, nie spotkaliśmy jeszcze nikogo z Polski.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20010.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20011.jpg

Rok 2008
Schodzimy niebieskim szlakiem od schr. Begowica do schr. Jane Sandanski. Szlak przecina drogę pnącą się serpentynami, często go gubimy. Schodzimy stromo i ślisko po leśnym runie i korzeniach drzew. Po1,5 godz. docieramy do celu. Jesteśmy w okolicach schr. J. Sandanski, wiele tu zabudowań, budują się nowe dacze tych, których na nie w Bułgarii stać. Stąd mamy 20 km do miasta Sandanski. Zagadujemy strażnika Parku, mówi nam, że autobus będzie dopiero o 18-tej, ale zamawia nam taksówkę – 18 lewa do samego miasteczka. Przeprawa na nogach dwadzieścia km po asfalcie nie osłonionym cieniem byłaby teraz bardzo wyczerpująca. Docieramy do Sandanskiego.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 13:29
Szef Begowicy, wysoki, przystojny, siwy i nieco starszy pan od razu nas rozpoznaje. Byliśmy tu 2 lata temu. Gdy zamawiamy kiufte, szopskie i czuszki (nadziewane ryżem papryki z grilla) i wino (domowej roboty), ugaszcza nas dodatkowym dzbankiem wina. Można tu dostać pokój z łazienką, 15 l./os. Rozpoznaję pościel i zasłonki w ładną drobną niebieską kratkę. W sali jadalnej nagle znajoma twarz – to Mitia – z którym 2 lata temu spędziliśmy bardzo przyjemne popołudnie z rakiją w Spano Pole. Siada z nami, pijemy wino, choć popołudnie jest jeszcze młode. Tym razem przybył tu z ekipą 12-osobową, wśród nich kilkunastoletni bratanek, który też był dwa lata temu i deklaruje, że też nas pamięta. Rozmawiamy, wspominamy i z rozrzewnieniem kontemplujemy ponowne miłe spotkanie. Tata przypomina im, że wnieśli do Spano Pole produkty na sałatkę szopską i rakiję zamknięte w plastikowym baniaku. Zdjęcie owych zamieścił na stronie pewnego forum w konkursie na najzabawniejsze zdjęcie, za co dostał nagrodę (drugą , bo pierwszą dostało zdjęcie dziewczyny leżącej na plaży).

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20016.jpg

Mitia przytomnie reaguje, że w takim razie połowa koszulki-nagrody należy się jemu. Mówi też, że często pytają go, jak udało mu się włożyć pomidory i ogórki do baniaka, na co ma już przygotowaną odpowiedź – że wkłada je jak są jeszcze bardzo małe. Mitia jest wielkim fanem Wysockiego, dlatego i tym razem długo o nim opowiada. Ma wielką kolekcję jego utworów w plikach w komputerze, miał je tacie wysłać już 2 lata temu, teraz obiecuje że już na pewno wyśle. Gdy już więcej wina się polało Mitia opowiada o bułgarskiej historii.

http://ouh.home.pl/img/153%20Kamenica.jpg

Pierwszy z lewej Mitia, pierwszy z prawej szef Kamenicy

Mam już od Mitii dwie płytki – z wysockim i z Okudżawą.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 16:33
A więc mamy już opisane trasy z miast wokół Pirinu plus trójkąt wokół Banska.
Teraz wypadałoby wejść w głąb Pirinu.
I tu mamy do wyboru wyruszyć ze znanych już nam schronisk Begowicy, Wichrena, Byndericy lub Demianicy.
Patrzę na mapę Pirinu i wybieram na początek trasę Begowica – Wichren przez zasłon Spano Pole, bo pozwoli nam ona połączyć te dwa znane już schroniska.

Jest rok 2006.
O 9:00 opuszczamy schronisko Kamenica. Pierwsza noc spędzona na dość dużej wysokości (1750 metrów) była dla mnie bezsenna, ale mam jeszcze zapasy senne z autokaru, więc z siłami do chodzenia nie ma problemu. Idziemy lasem, czerwonym szlakiem, po drodze mijając 6-osobową grupę odpoczywających Bułgarów. Po niecałej godzinie od wyjścia przekraczamy strumyk i wychodzimy na małą halę, gdzie nagle urywa się szlak. Zostawiam tatę, żeby nasłuchiwał głosów idącej za nami grupy Bułgarów, a sama idę kawałek dalej poszukać oznakowań szlaku. Pomimo, iż teren jest stosunkowo płaski, po przejściu paru metrów tracę tatę z oczu, muszę się więc skoncentrować i zapamiętać, skąd wyszłam. Szlaku nie mogę jednak znaleźć, cały teren rozkopany jest przez końskie kopyta. Wracam więc do taty i cofamy się do ostatnio widzianego znaku. Okazuje się, że na rozwidleniu dróg źle zinterpretowaliśmy mało czytelne, trzeba przyznać, oznakowanie, kierujące nas w lewo zamiast prosto. Wybieramy tym razem poprawną drogę i za jakiś czas doganiamy grupę Bułgarów, która, jak widać, nie miała podobnych problemów. Ścieżka jest bardzo wąska, prawie zarośnięta przez krzaki jagód i wysoką po pachy kosodrzewinę. Stopniowo zaczyna prowadzić niemal pionowo w górę. Zdobywamy w ten sposób wysokość, po czym otwiera się przed nami piękna, rozległa hala. Tu trzeba przekroczyć dość szeroki strumień. Kamienie w strumieniu są śliskie, plecaki ciężkie, więc mamy z tym trochę kłopotu.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20013.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20015.jpg

Po jakimś czasie dochodzimy do drogowskazu, który informuje, że do schronu Spano Pole zostało nam jeszcze pół godziny marszu. Tymczasem zgodnie z naszymi oczekiwaniami powinniśmy właśnie do niego dochodzić, idziemy już prawie dwie godziny! Stamtąd zaś w kolejne dwie godziny powinniśmy dotrzeć do schroniska Sinanica... Według drogowskazu zaś do Sinanicy jest jeszcze cztery i pół godziny. A zatem od tej strony przejście do schroniska Sinanica jest dłuższe niż kalkulowaliśmy na podstawie mapki. W dodatku zaczyna się chmurzyć i pogoda jest niezbyt ciekawa, iść teraz do tego schroniska byłoby mało przyjemnie i może nawet niezbyt bezpiecznie.
Grupa bułgarska ma zarezerwowany nocleg w Spano Pole. Zastanawiamy się więc i my nad noclegiem w schronie. Dwaj przewodnicy z grupy bułgarskiej zapewniają nas, że i dla nas znajdzie się miejsce.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 16:42
Schron Spano Pole, położony 2050 metrów nad poziomem morza, składa się z 10 małych domeczków (w każdym jest miejsce na dwa łóżka), dwóch sporych namiotów i małej chatki, w której znajduje się bar.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy Podroznicy w Bulgarii 023.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20024.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20030.jpg

zdzicho alboom II
11-02-2011, 16:44
Na miejscu okazuje się, że domki są już zajęte, ale możemy spać w namiocie. Dla nas nie ma problemu, mamy śpiwory. W namiotach przygotowane są materace i koce.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20034.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20029.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20028.jpg

zdzicho alboom II
11-02-2011, 16:56
W barze dosiadamy się do grupy, która nas tu doprowadziła. Bułgarzy częstują nas rakiją z plastikowych butelek, oczywiście taką domowej roboty, o intensywnie żółtym kolorze. Tata kupuje u barmana dużą szklaneczkę rakii, żeby się odwdzięczyć. Przewodnik grupy trochę się krzywi, mówi że to spirytus. W plastikowym baniaku Bułgarzy wnieśli tu ze sobą świeże ogórki, pomidory, paprykę.

Zdjecie tego baniaka wygrało nagrodę, pisałem już o tym.

Przygotowują szopską sałatkę. Krają grubo pomidory, paprykę i ogórki razem ze skórką. Na koniec jedna z kobiet wyjmuje duży kawał sera i rozgniata go w dłoni prosto do naczynia. Na prymusie zaś smażą się na złocisty kolor omlety, które Bułgarzy jedzą przyprawiając je wcześniej delikatnie rozgniecionym ząbkiem czosnku. Na zewnątrz zaczyna się trochę przejaśniać. Ogrzewa nas teraz wpadające przez małe okienko słońce, a w oparach rakii rozwija się nieco podchmielona przyjaźń bułgarsko-polska.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20019.jpg

A to właśnie mój przyjaciel Mitia, o spotkaniu z nim po dwóch latach pisałem przy schronisku Kamenica.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20022.jpg

Późnym popołudniem idziemy zbadać nasz jutrzejszy szlak. Charakterystyczne dla gór Pirin są rozległe, piękne hale, poprzecinane żebrami wzgórz utworzonych przez lodowiec. Wspinamy się na jedno ze wzniesień i wychylamy nad przepiękną dziewiczą dolinkę usłaną soczyście zieloną trawą, przez środek której subtelnie, ale konsekwentnie toczy się szaro-błękitny strumyk. Nieco dalej dolina zasypana jest głazami i porośnięta kępami kosodrzewiny. Wracamy, gdy słońce już znikło daleko za górami. Na tle błękitno-granatowych, odległych pasm górskich świeci się zielona kosodrzewina, otaczająca nasze obozowisko.

zdzicho alboom II
11-02-2011, 17:12
Zrywamy się rano. W nocy silny wiatr trochę rzucał naszym namiotem, ale udało nam się jako tako wyspać. Przy śniadaniu przy drewnianej ławeczce jakaś pani słucha radyjka. Leci angielska wersja piosenki „Parole”.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20033.jpg

Wychodzimy o 8-mej. Mamy kłopot z odnalezieniem zbadanego już wczoraj pierwszego odcinka szlaku, bo w nocy trawa się podniosła i nie widać wydeptanej ścieżki. Idziemy komfortowo po równym i niezbyt stromo w górę.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20039.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20043.jpg

Po 2 godzinach docieramy na przełęcz Siniwriszki Prewał. Widać stąd w oddali szczyt Sinanica, uchodzący za najpiękniejszą górę Pirinu. Jest to biała naga piramidka, rzeczywiście bardzo zgrabna i powabna.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20048.jpg

zdzicho alboom II
11-02-2011, 17:14
Na przełęczy skręcamy w prawo, kierując się do schroniska Wichren i zaczynamy schodzić ostro w dół. Na zboczach pionowo są „poustawiane” obok siebie wielkie płaskie głazy, jak wielkie tomiska książek na regałach. Droga choć piękna, szybko robi się męcząca. Mozolny długi marsz i ciągnąca nas w dół siła bezwładności wywołują stopniowe otępienie. Przez prawie cztery godziny cały wysiłek musimy wkładać głównie w hamowanie ciężaru ciała, nogi więc, a przede wszystkim kolana i stopy, są mocno obarczone. Ruchome kamienie obrywają się spod nóg, trzeba uważać, żeby się nie przewrócić. W podskakującym żołądku pojawia się uczucie głodu. Spomiędzy zarośli kosodrzewiny wchodzimy na siodełko. Teraz idziemy wzdłuż rzeki, wciąż po dość stromym terenie. W dali widnieje zielony dach jakiegoś budynku - może to już schronisko? Mijają nas z przeciwka turyści, zostaje za nimi zapach zupy, który przechował się w ich ubraniach. Tak, z pewnością schronisko już blisko

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20051.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20055.jpg
Z perspektywy żaby.

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20057.jpg

http://ouh.home.pl/img/Wielcy%20Podroznicy%20w%20Bulgarii%20066.jpg

zdzicho alboom II
11-02-2011, 19:07
To zamknijmy drugą połowę kwadratu o wierzchołkach Begowica, Sinaniszka Porta, Demianica, Tewno Ezero.
Sinaniszka Porta to, dla przypomnienia, ta z której widać Sinanicę.
A trasę z Demianicy do Begowicy przez przepiękny zasłon Tewno Ezero właśnie opiszę.

Jest rok 2008.
Jest wieczór w naszym kochanym schronisku. A rano Małgosia robi notatkę.
Przed snem biorę dwie aspiryny, na wszelki wypadek. Od oddychania zimnym powietrzem wysoko w górach drapie mnie w gardle, trochę się też wyziębiłam. Noc zapowiada się zimna, wszyscy trochę się trzęsiemy. Chowamy się, solidnie poubierani, do śpiworów, przykrywamy kocami. W nocy budzi mnie jednak zimno, które dociera do wnętrza śpiwora przez otwór na twarz. Zarzucam na głowę kurtkę. Przy okazji przewracam się na drugi bok – jest to skomplikowana operacja, trzeba to zrobić tak, by różne warstwy, w które się opatuliłam nie zsunęły się z łóżka. Wyjmuję też zatyczkę z jednego ucha i przekładam do drugiego, tego, na którym nie będę leżeć. O 6-tej rano okazuje się, że jesteśmy w chmurach, w dodatku leje. Śpimy więc dalej i wstajemy o 8-mej. Tym razem na niebie są już przejaśnienia.

Na budynku wisi tablica z trasami.

http://ouh.home.pl/img/P7250149.JPG

Jednak i tak szykujemy się już na dzień odpoczynku, ewentualnie zejdziemy do Banska na obiad (2 godziny w dół i potem 3 w górę). Po śniadaniu i kawie niebo kusi nas jednak coraz większymi połaciami błękitu, żeby iść w górę. Kusi nas też jak zwykle Grażynka. Wypytujemy jeszcze w schronisku o wiadomości na temat pogody. Bułgarski przewodnik z małą grupką mówi, że możemy iść z nimi, idą w tym samym kierunku. Dzisiejsza droga to według naszych kalkulacji ponad 3 godziny, czyli z plecakami może być około 6-ciu. Cały czas prowadzi wysoko w góry aż do schronu Tewno Ezero 2512 m, więc gdybyśmy wpadli w złą pogodę, nie będzie odwrotu. To, że możemy podłączyć się do grupy dodaje nam otuchy, wyruszamy. Szybko jednak okazuje się, że z ciężkimi plecakami na grzbietach nie nadążamy za skaczącymi jak sarenki po kamieniach młodymi Bułgarkami, które nie muszą nic dźwigać. Idziemy swoim tempem.

http://ouh.home.pl/img/P7260159.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260163.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 08:11
Już po pół godzinie czuję duże zmęczenie, lekko kręci mi się w głowie. Stajemy więc na parę minut, by napić się wody i posilić jakimś batonikiem. (Do bidonu z wodą wrzuciliśmy dwie pastylki Plusz-Activ, dobry patent na długą drogę). Za jakiś czas do polany, na której się zatrzymaliśmy, docierają 3 konie objuczone ciężkimi skrzyniami i beczkami, wypełnionymi zapewne prowiantem dla schronu, a z nimi dwóch górali. Zapewne zmierzają w stronę schronu Tewno.

http://ouh.home.pl/img/P7260168.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260169.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260171.JPG

Ruszamy za nimi, okazuje się, że mamy mniej więcej podobne tempo – my też jesteśmy objuczeni ciężkim bagażem. Przy takich silnych zwierzętach musi być bezpiecznie. Gdy droga zaczyna się ostro wznosić, konie okazują się mieć nad nami przewagę w walce z wysokością. Ale zależy nam, żeby nie stracić do nich odległości, więc – ponieważ idę pierwsza – narzucam szybkie tempo. Przez ponad pół godziny idziemy stromizną która waha się między 15 a 30 stopni kąta nachylenia. Z ciężkim 20 kg plecakiem i szybkim tempem szybko spalam zapasy ze śniadania i postoju. Ale jestem zaparta jak nigdy, ciągnę żwawo w górę, głośno oddychając ustami. W pewnym momencie zaczynam już iść automatycznie, świadomość, z jej wszystkimi wahaniami i problemami z motywacją, wyłącza się, a silne, zdeterminowane mięśnie nóg i płuca ciągną do przodu. Siła, jaką w sobie w tym momencie odkrywam, daje mi dużo satysfakcji. W głowie kwitnie wielka i odkrywcza myśl (typowa aktywność umysłu w czasie długiej wędrówki w rozrzedzonym powietrzu), że być silnym i wielkim może być jakimś sposobem na osiągnięcie szczęścia i że może warto właśnie na tym skupić się w życiu. Wychodzimy na małą kotlinę, gdzie teren jest już równy. Górale mówią, żebyśmy szli dalej niebieskim szlakiem, oni zaś odbijają w lewo, nie wiemy dokąd.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 08:12
Ruszamy dalej sami, ale już po kilku minutach, okazuje się, że musimy uzupełnić intensywnie zużytą przed chwilą energię, czyli odpocząć. Przysiadamy na kamieniach na parę minut, a gdy ruszamy, znowu dochodzą nasi towarzysze podróży. Zauważamy jednak, że skrzynie już są puste. Pokazuję na nie i pytam: A te... astawili? Na co mężczyźni kiwają że tak i pytają czy chcemy wrzucić na konie swoje plecaki. Hoho! Jasne że chcemy!

http://ouh.home.pl/img/P7260182.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260183.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260184.JPG

Zrzucamy z siebie kilogramy, które przybijają nas do ziemi i rzucamy na jednego z koni. Nawet nie chcę myśleć, co biedaczek sobie myśli o 60 kg, które znowu musi dźwigać. Bez plecaków czujemy się jakby nagle przestała działać grawitacja.
Teraz nie suniemy, ale niemalże fruniemy po szlaku. Przed nami zaś dzielnie kroczą po górskich ścieżkach konie i wytyczają dalszą drogę.

http://ouh.home.pl/img/P7260185.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 08:13
http://ouh.home.pl/img/P7260187.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260190.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260191.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260193.JPG

Wejście na przełęcz jest bardzo strome, wchodzi się kamienistymi zakosami. Z plecakiem byłoby to niezmiernie męczące, szczęście że, niczym himalaiści, mamy teraz swoich Szerpów.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:24
http://ouh.home.pl/img/P7260194.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260195.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260197.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260198.JPG
Czerwony szlak to droga do schroniska Wichren bardzo trudna.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:26
Dochodzimy do przełęczy, stąd wpierw ścieżką nieco w dół a potem po równym dochodzi się w 20 – 30 minut do schronu Tewno (inaczej obliczaliśmy na podstawie przewodnika) położonego nad jeziorem Tewno.

http://ouh.home.pl/img/P7260199.JPG

Te łańcuchy po naszej prawej to droga Wichren – Tewno wg mojego rozeznania. Ale ludzie później mówili, że tam nie ma łańcucha.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:29
Już widać schron.

http://ouh.home.pl/img/P7260201.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260202.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260230.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7260203.JPG

Są już nasze koniki.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:33
Jesteśmy w rozłożystej kotlinie otoczonej przez wierzchołki gór, część z nich jest zaśnieżona. Widać tu: Momin Wrych, Kralew Dwor, Małką Kamenicę, Kameniszką Kuklę, Kamenicę.

http://ouh.home.pl/img/100%20Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/104%20Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/106%20Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/P7260213.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:35
Schron jest mały, ale niesamowicie przytulny, zadbany, czysty.
Podłogi schronu wysłane są dywanami, przed wejściem zostawia się buty przed drzwiami.

http://ouh.home.pl/img/P7260208.JPG

Panuje tu wspaniała atmosfera. W głównym budynku na dole jest kuchnia i sala.

http://ouh.home.pl/img/114%20Tewno.jpg
Sala jeszcze pusta.

http://ouh.home.pl/img/116%20Tewno.jpg
Szatnia.

http://ouh.home.pl/img/120%20Tewno.jpg
Miejsce na buty.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:39
A na górze jest sypialnia na 30 osób (na każdego przypada 1 m kw.).

http://ouh.home.pl/img/82%20Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/83%20Tewno%20.jpg

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:41
Oprócz głównego budynku są namioty

http://ouh.home.pl/img/92%20Tewno.jpg

i jeden bungalow – a w nim haftowane żółte poduszeczki i wszystko miniaturowych rozmiarów jak w domku dla krasnoludków.

http://ouh.home.pl/img/P7260205.JPG

http://ouh.home.pl/img/87%20Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/91%20Tewno.jpg

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:44
Wybieramy spanie w dużej sali na poddaszu, boimy się zimna w małym domeczku. Przy dwóch dużych stołach spędzamy resztę dnia.

http://ouh.home.pl/img/128Tewno.jpg

http://ouh.home.pl/img/117%20Tewno.jpg


O 22.30 jest cisza nocna.

http://ouh.home.pl/img/111%20Tewno.jpg

Zanim jednak zapadnie, wieczór upaja się opowieściami przybyszy z najróżniejszych stron świata o przebytych szlakach, głośnym śmiechem i zabawą, wznoszonymi toastami, pozdrowieniami, i, czego nie może zabraknąć, deklaracjami międzynarodowej przyjaźni. Występują m.in.: samotnie podróżujący Niemiec inżynier o twarzy św. Franciszka, młode belgijskie małżeństwo - on niedoszły filozof (nie skończył studiów, jak wnioskuję głównie z lenistwa), szef kuchni, a teraz ceniony w Brukseli hydraulik konkurencja dla robotnika z Polski, wielka grupa Serbów - okulary, dostojne i inteligentne twarze, znają języki, na inne narody słowiańskie, a może jedynie południowo-słowiańskie, zdają się patrzeć z pewnym poczuciem wyższości, tajemniczy to naród.

http://ouh.home.pl/img/126%20Tewno.jpg

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:47
Na śniadanie zjadamy pyszne racuchy, wielkie i gorące, prosto z pieca, z pyszną jagodową konfiturą. Już o 4-tej nad ranem czuć było z kuchni smakowite zapachy, gospodarze schroniska wstali wcześniej, żeby przygotować sycący posiłek dla wędrowców. Wypytujemy o początkowy odcinek drogi, szlakiem żółtym do rozwidlenia. Boimy się, że może to być trudny kawałek grani i z plecakiem nie damy rady przejść. Okazuje się jednak, że jest dość prosty- idziemy.

http://ouh.home.pl/img/P7270240.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7270241.JPG

W pewnym momencie, na odcinku po wielkich białych głazach gubimy szlak. Takie głazy potrafią być zdradliwe. Nigdy nie wiadomo, czy ścieżka, która przez nie wiedzie, została rzeczywiście ułożona, czy jest tylko halucynacją. Dopóki trzyma się człowiek szlaku sprawa zawsze wydaje się łatwa. Ale czasem wystarczy na chwilę jedynie stracić koncentrację, spojrzeć w inną stronę, by droga przez głazy stała się nagle jedynie gruzowiskiem wielkich kamieni, z których wszystkie wyglądają tak samo, a pośród nich nie widać żadnych śladów poprzednich wędrowców.

http://ouh.home.pl/img/P7270243.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7270244.JPG

Rozłączamy się więc na chwilę i bez plecaków szukamy następnego żółtego oznaczenia drogi. Jedna osoba wraca do ostatniego widzianego znaku, żeby go pilnować. Trwa to wszystko jakiś czas, ale nie można w takich sytuacjach ryzykować. Trochę po skałkach, wąskich lejach przedzieramy się dalej do przodu.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:50
http://ouh.home.pl/img/P7270249.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7270261.JPG

Dalej już niebieskim szlakiem, ścieżką w dół. Na dużych obszarach teren jest bardzo podmokły.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 09:53
Docieramy do stada pasących się krów, pilnowanych przez psy pasterskie. Te są najwyraźniej spragnione towarzystwa, a jednocześnie dobrze już obeznane w biznesie, wiedzą, czego się można spodziewać po turystach, jeśli zamiast ich obszczekiwać okaże się im trochę sympatii. Mały szczeniaczek nie chce nas puścić, wymusza kolejne pieszczoty, liczy też na coś do jedzenia, ale nie jesteśmy tacy naiwni.

http://ouh.home.pl/img/140%20T-K.jpg

http://ouh.home.pl/img/141T-K.jpg

http://ouh.home.pl/img/145%20T-K.jpg

http://ouh.home.pl/img/P7270260.JPG

Idąca za nami bułgarska grupa niestety się taka okazuje, bo wieczorem docierają do naszego schroniska, Begowica (dawniej Kamenica), z małą puchatą niespodzianką. Niewiele też się przejmują faktem, że pasterski szczeniak opuścił swoich panów i powędrował z nimi w doliny. Nie wiemy, co się potem dokładnie z nim stało, mam nadzieje, że na drugi dzień ktoś go w schronisku przynajmniej nakarmił.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 12:30
Patrzę sobie na mapę Pirinu, żeby sprawdzić, których tras jeszcze nie opisałem.
Został jeszcze tylko jeden mały kwadrat o trzech bokach czerwonych i jednym zielonym.
Mały ale jak ważny.
Ileż naszego potu tam się wylało.
Ileż razy wracaliśmy stamtąd na tarczy.
Ileż radości przysporzył nam sukces.
Zdobywaliśmy Wichren w latach 2005, 2007, 2008, 2009.

Nie cierpię na demencję starczą.
Siły mi jeszcze starczą,
by zejść z Wichrena z tarczą.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 13:24
Wyruszamy na Wichren z hiży Bynderica przez Kazanite szlakiem zielonym. Trawersujemy stok poprzez las. Po lewej stronie odsłania się już biała grań Wichrenu z malutkimi postaciami na szczycie, a po prawej schron Kazana- drewniany barak. W tej scenerii zza Wichrenu zaczynają wynurzać się chmury i wkrótce słychać pierwsze grzmoty. Decydujemy się na odwrót.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 14:14
W hiży Wichren szybko zjadamy śniadanie i ruszamy na Wichren - 3 godziny drogi. Wysokość jest znaczna, około 2000 m, a mamy się jeszcze wznieść o prawie kolejny tysiąc. W dodatku od samego początku szlak wiedzie bardzo stromo. Łatwo się więc męczymy. Piękne widoki dokoła i wspaniałe górskie powietrze nadają temu zmęczeniu sens. Pogoda jednak wydaje się niepewna. Połowa sklepienia jest błękitna, druga jednak coraz bardziej się chmurzy. Gdybyśmy brnęli konsekwentnie na szczyt mogłoby zacząć w dole grzmieć gdy będziemy na górze i nie będzie drogi ucieczki przed ewentualnym nagłym załamaniem pogody. Po dwóch godzinach wspinaczki przezornie bez żalu decydujemy się wracać i zostawiamy Wichren na przyszły rok.

http://ouh.home.pl/img/100_0846.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0850.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0853.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0857.jpg
Hiża Wichren z zielonym dachem. Na prawo od hiży widać kawałek rzeki.

zdzicho alboom II
12-02-2011, 14:51
Atakujemy z hiży Wichren.
Tata wstaje pierwszy, po chwili przynosi wiadomość, że można iść. Wstajemy więc i zaczynamy pakowanie. Choć niebo jest w połowie błękitne, a tylko w połowie przykryte czapą chmur, przewidujemy, że raczej uda nam się dojść aż do szczytu. Pogoda jednak wciąż okazuje się naszym wrogiem. Pierwsza połowa drogi mija bardzo przyjemnie, słońce podtrzymuje w nas optymizm i wiarę, że wreszcie odczarujemy ten Wichren. Gdy osiągamy jednak wysokość około 2500 m n.p.m. pogoda szybko się załamuje, zagęszczają się nagle szare chmury, robi się wietrznie, zimno, coraz wilgotniej. Taka pogoda nie sprzyja hartowi ducha, nasz optymizm szybko spada, mnożą się wątpliwości, co się kryje za pasmem gór, które przysłania nam przecież widok na drugą połowę sklepienia. Zamiast zdecydowanie przeć do przodu staramy się jak zwykle racjonalnie rachować i osądzać sytuację i nasze szanse dotarcia bezpiecznie na szczyt i, o czym nie można zapominać w kalkulacjach, zejścia bezpiecznie na dół do schroniska. Jednak nasza sceptyczna postawa jest diametralnie inna od hartu ducha Grażynki. Grażynka jest nieustraszona, deszcz i burza są jej niestraszne (chwała jej za ten optymizm, nie raz nam pomógł!), chce iść dalej i zdobyć szczyt. Jesteśmy naprawdę rozdarci. Oczami wyobraźni widzę już rozczarowanie Grażynki po powrocie do schroniska bez osiągniętego celu. Z drugiej strony, nie wiem, czy umiem wykrzesać w sobie tyle odwagi, żeby w tak ponurą pogodę pchać się na górę, i celowo wydłużać pobyt wysoko w górach podczas gdy już teraz sytuacja wcale nie przedstawia się ciekawie. Wszystko rozwiązało się ostatecznie tak, że każdy był zadowolony, choć rozwiązanie to do tej pory wydaje mi się dość kontrowersyjne. Otóż spotykamy na drodze dużą grupę francuską z bułgarską przewodniczką, która jest zdecydowana iść w górę. Grażynka na szczęście jest osobą bardzo towarzyską i otwartą, pyta, czy może się do nich dołączyć i w ten oto sposób rozdzielamy się. Grażynka idzie na swój wymarzony szczyt, my bezpiecznie schodzimy na dół, nie odczarowujemy więc jeszcze tym razem Wichrenu. Mam jednak cały czas wątpliwości, czy powinniśmy się byli rozłączać, jakoś źle mi to leży na sercu. Ale, jak później w zasadzie słusznie zauważa kolega, każdy odpowiada za siebie, każdy podejmuje decyzje na własny rachunek.
Grażynka osiągnęła cel i dotarła bezpiecznie do schroniska parę godzin po nas. Wróciła bardzo zadowolona, szczęśliwa, spełniona, a my, choć oczywiście trochę zazdrośni, to jednak przede wszystkim bardzo dumni z naszej dzielnej bohaterki. Można też ująć sprawę w ten sposób: Grażynka jako lider naszej grupy zaatakowała ostatni odcinek naszej wspólnej wyprawy, my ją tam doprowadziliśmy, założyliśmy obóz… niech żyje Grażynka! Na górze wcale nie było łatwo, jak opowiadała. Z zimna nie czuła rąk, gęste chmury ograniczały widoczność, wiał bardzo silny wiatr, a powietrze zagęszczone było szronem, jakby zmielonym gradem, który oblepiał całe ciało. Bez ciepłego swetra, kurtki, peleryny i rękawiczek nie ma się tam w ogóle co pojawiać (no, ale kto chodzi w góry bez takiego ekwipunku). Warunki tylko dla prawdziwie wytrwałych.

carnivalka
12-02-2011, 15:10
Też chciałabym kiedyś z córunią wybrać się "gdzieś"

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:38
Reportaż zdjęciowy Grażynki z wejścia na Wichren.


http://ouh.home.pl/img/P7230032.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7230033.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7230034.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240044.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:41
Reportaż zdjęciowy Grażynki z wejścia na Wichren.

http://ouh.home.pl/img/P7240055.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240057.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240061.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240065.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:42
Zejście Grażynki z Wichrena


http://ouh.home.pl/img/P7240066.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240073.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240082.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7240084.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:46
Z hiży Wichren szybko dochodzimy do przełęczy.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20119.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20120.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20121.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20127.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:48
Droga od przełęczy na Wichren przy dobrej pogodzie jest łatwiejsza niż ta przy samym schronisku.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20132.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20138.JPG
Z dala widzimy wysoko na stoku krowę. Myślimy, że to jakiś cud.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20145.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20146.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:49
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20147.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20148.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20149.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20150.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:52
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20151.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20152.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20153.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20160.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:54
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20165.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20166.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20167.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20168.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 17:58
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20177.JPG

Jeszcze przed przełęczą z dala widzieliśmy wysoko na stoku krowę. Myśleliśmy, że to jakiś cud. A za przełęczą na polanie pod Wichrenem jest ich całe stado.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20178.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20179.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20180.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 18:03
No i sukces - stało się! Nastąpił historyczny moment! Radosne fotki...

http://ouh.home.pl/img/DSC_7424.jpg


http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20185.JPG


http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20186.JPG

http://ouh.home.pl/img/DSC_7429.jpg

zdzicho alboom II
12-02-2011, 18:05
….i powrót.

Na polanie Piotruś mówi, że mógłby wskoczyć tam jeszcze raz.


http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20213.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20214.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20215.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20216.JPG

zdzicho alboom II
12-02-2011, 18:09
Schodzimy szybko, z dala widać schronisko, wiemy, że to nie jest tak jak przy zejściu do Rilskiego Monastyru z Maliowicy w zeszłym roku, niedługo będziemy na miejscu. O 15.00 mamy autobus do Banska. Jesteśmy o 14.50. Duszkiem wypijamy w hiży po Zagorce. Przy okazji skrócony spontaniczny wykład Piotrusia na temat zalet szybkiego picia piwa. Chodzi o to, ze szybko wypite piwo działa jak shot znaczy kieliszek wódki. A nie jest tak nieprzyjemny a wręcz pyszny i jest go dużo. Natomiast jak się pije powoli, to piwo tylko usypia i osłabia. Ani się człowiek nie napije ani nie dostanie rauszu. Po prostu nie ma co pisać tylko trzeba spróbować:). Ideałem jest wypicie piwa na raz po chińsku - gam bej.
Jednooki właśnie podjeżdża swoim busem.

Marko
12-02-2011, 19:19
Wędrówka zakończona sukcesem

zdzicho alboom II
12-02-2011, 20:57
Tak jest Marko. Dla nas to był wielki sukces. Tego dnia nikt nam nie mógł podskoczyć.

Została zakończona nie tylko ta wędrówka ale cała nasza dotychczasowa wędrówka po Pirinie. I koniec tematyczny zbiegł się z końcem chronologicznym.

Co nam jeszcze zostało do przejścia w Pirinie?

Cala tzw. główna grań Pirinu szlakiem czerwonym od schroniska Jaworow koło Razłoga przez schron Konczeto granią Konczeto i dalej przez Wichren do schroniska Pirin.
Ale nie staję się coraz młodszy tylko coraz starszy i pewnie to przejście nie nastąpi.

Szlak Kresna Sinanica, którego już kawałek przeszliśmy i mam nadzieję jeszcze go przejść w całości.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 09:35
Zaczniemy nowe pasmo górskie leżące na północ od Pirinu.
To góry Riła.
Mają mniej alpejski charakter od Pirinu, ale moim zdaniem są bardziej dzikie i mniej zagospodarowane.
W poście 22 pisałem, że do każdego punktu wyjściowego w góry Pirin można dojechać autobusem bezpośrednio z Central Awtogara w Sofii.
W Rile tak nie jest. A nawet wręcz przeciwnie. Do żadnego miejsca w górach Riła nie można dojechać bez przesiadki.
Na przedgórzach Riły leżą miasta, z których dopiero można dojechać w Riłę.
I tak na północy jest Dupnica, Samokow i Kostenec.
Na zachodzie Riła.
Na południu Razłog, Belica, Jakoruda i Jundoła.
A od wschodu są Rodopy - a to inna bajka.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 10:28
Zacznijmy zatem opis tych miejscowości wraz z dojazdami z nich bliżej gór.

Dupnica w czasach demoludów zwała się Stanke Dimitrow, a teraz zmieniono na nazwę brzmiąca dla Polaka bardziej swojsko. Zresztą dupka to po bułgarsku dziura.
Do Dupnicy z Sofii można dojechać koleją i autobusem.
Niedawno zbudowali centralny dworzec autobusowy koło dworca kolejowego, ale kiedyś było tych dworców więcej – podobnie jak w Sofii, nie wiem czy one jeszcze są. Nie jestem pewny czy autobusy jadące przez Dupnicę tranzytem zatrzymują się na dworcu centralnym - chyba nie.

Rok 2007.
Z Sofii do Dupnicy jedziemy autobusem o 15.00 za 5 lewa od osoby, ciekawe że nie ma tego autokaru na stronie internetowej Centralnej Avtogary.
Kierowca wysadza nas gdzieś i pokazuje którędy na jeden z lokalnych dworców.

Rok 2008.
Docieramy autobusem do Dupnicy. Tu szukamy autobusu bądź pociągu do Sofii. Niestety jedyny dojazd jest do Sofia Owcza Kupiel! - strajk autobusów. Będziemy tam o 12-tej według planu. Z przerażeniem jednak myślimy o tym jak się dostaniemy do centrum w ciągu godziny żeby zdążyć na nasz autokar do Warszawy i czy znowu nie będzie chciał nas oszukać jakiś taksówkarz. Mężczyzna w kolejce do kasy uspokaja nas, że też będzie się chciał dostać do centrum i że weźmiemy razem taksówkę. Wszystko jako tako dobrze się kończy. Docieramy przed 13-tą na dworzec główny,

Rok 2009.
Gdy przejeżdżaliśmy przez Saparewą Banię pogoda zaczęła się robić do bani.
A w Dupnicy totalna dupnica. Zaczęło cholernie lać i grzmieć. Autobus do Riły najbliższy za 3 godziny, o 19.40.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20043.JPG
Dworzec autobusowy w Dupnicy.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 10:52
Rok 2007.
W Dupnicy już czeka na nas autobus do Saparewej Bani za 1.10 lewa od osoby. W Saparewej Bani dość szybko znajdujemy nocleg za 15 lewa od osoby. ]W przewodnikach o Saparewej Bani jest napisane, że jest to duży kurort, że są udostępnione dla zwiedzających wykopaliska z czasów rzymskich, że jest zabytkowa cerkiew z XII w., a także lecznicze źródła mineralne i gejzer tryskający na wysokość 10m. wodą o temperaturze 103.8 st. C. i „turisticzeskaja spalnia Weriła” 300 m. od Saparewej Bani. Z tych wszystkich atrakcji zwiedziliśmy tylko gejzer z ładnym dużym parkiem dookoła. Na resztę byliśmy zbyt zmęczeni. Być może kąpiele mineralne by nam dobrze zrobiły, ale już było późno, a musieliśmy jeszcze znaleźć początek jutrzejszej trasy.

Gejzer tak wyglada.

http://ouh.home.pl/img/100_0572.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0571.jpg
.
http://ouh.home.pl/img/100_0569.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0573.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 18:20
Rok 2009
W poniedziałek wysiadamy w Sofii i taksówką, wskazaną przez Polaka pracującego w Sofii poznanego w autokarze, jedziemy za 14 lewa (taryfa 0.69/km) na dworzec południowy(awtogara jug, ul. Dragan Cankow). Dworzec południowy obsługujący ważne trasy umieszczony jest na zadupiu, gdzieś na jakimś osiedlu pod mostem.

Z Awtogara Jug kursują busiki do Samokowa co pół godziny w godzinach pełnych i pół.
Jazda 60 km trwa godzinę i piętnaście minut.

Obecnie do Awtogara Jug można dojechać metrem ze stacji Serdika 3 przystanki w kierunku Mladost , wysiąść należy na stacji Żolio Kiri i iść w kierunku jazdy pociągu, z mostku widać Awtogara Jug.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:17
Rok 2008. Dojechaliśmy do Samokowa z Sandanskiego.
Jest przepięknie. Meczet, sypiące się dziewiętnastowieczne kamieniczki. Chcemy tu zostać z Tatą na jutro i dokładnie wszystko pozwiedzać. Grażynce zależy bardziej na górach. Wybieramy kompromis – rano i po południu zwiedzanie, wieczorem przemieszczamy się już do schroniska w górach. A jak zdobyliśmy w Samokowie nocleg? Spytaliśmy mężczyznę grającego w karty z kolegami w swoim ogródku, a on nas zaprowadził 100 m przez ulicę do sklepu, w którym pracujące tam kobiety prowadziły też pensjonat. Dostaliśmy luksusowy pokój 3 osobowy, całość za 30 lewa, z piękną nową łazienką i kafelkami.

http://ouh.home.pl/img/P7280380.JPG

http://ouh.home.pl/img/158%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:22
Zgodnie z planem zwiedzamy dzisiaj Samokow. Zrywamy się dość wcześnie rano, jemy śniadanie w naszym eleganckim pokoju, pakujemy się, wcześniej jeszcze raz rozkoszujemy się elegancką łazienką z prysznicem i wychodzimy. Plecaki zostawiamy u sympatycznej gospodyni. Wczoraj znaleźliśmy w centrum miasteczka punkt informacji turystycznej. Na drzwiach napisane było, że otwierają o 9.00, więc punkt dziewiąta jesteśmy przed drzwiami. Ale gdzie tam. Zamknięte.

http://ouh.home.pl/img/193%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/192%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:25
Śmiejemy się z naszej nadgorliwości i potulnie siadamy na ławeczce, czekając, aż się zjawi obsługa. Mija dziesięć minut, ale nic się nie dzieje. Podczas gdy Grażynka z tej bezczynności wychodzi już z siebie, my z tatą, z naszym wrodzonym flegmatyzmem, i bez cienia znudzenia, gapimy się na przechodniów spieszących do pracy i budzące się do życia miasteczko. Doprawdy zabawne są różnice temperamentów.

http://ouh.home.pl/img/190%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/191%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/194%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/195%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:26
Mieszkańcy Samokowa przygotowują się do rozpoczęcia pracy.

http://ouh.home.pl/img/196%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/197%20%20%20Samokow-1.jpg

http://ouh.home.pl/img/198%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/199%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:27
Mieszkańcy Samokowa przygotowują się do rozpoczęcia pracy, ciąg dalszy.

http://ouh.home.pl/img/200%20Samokow.jpg


http://ouh.home.pl/img/201%20Samokow.jpg


http://ouh.home.pl/img/202%20Samokow.jpg


http://ouh.home.pl/img/203%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:28
W końcu wybieram się do budki obok naszego punktu, by spytać, czy przypadkiem nie wiedzą, kiedy ten pan, albo ta pani, obok otwiera. I oczywiście, że wiedzą, ta pani będzie o 10.00 - odpowiadają takim tonem, jakby tabliczka na drzwiach, którą widzieliśmy, miała to potwierdzać. A zatem zmiana planów, bez porady turystycznej udajemy się na zwiedzanie meczetu.

http://ouh.home.pl/img/P7280384.JPG

http://ouh.home.pl/img/163%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/169%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/204%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:30
Meczet jest przepiękny. Zbudowany i wykończony za panowania tureckiego przez lokalnych artystów bułgarskich. Jest nieczynny, obecnie jest tu jedynie muzeum, zaletą czego, że nie trzeba zostawiać przed wejściem butów. Cennik przy kasie biletowej mówi, że krótka informacja o tym miejscu kosztuje 1 lewa, zaś dłuższy wykład 5 lewa. Gdy sympatyczna kasjerka zapowiada, że opowie nam trochę o meczecie, pytam ją tylko czy za 1 czy za 5 lewa - nie po to by sobie z niej zadrwić, lecz dlatego, że 5 lewa to dla nas w tym momencie spora kwota. Uśmiecha się i odpowiada, że opowie za darmo.

http://ouh.home.pl/img/205%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/206%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/207%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/209%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:30
http://ouh.home.pl/img/P7290417.JPG

http://ouh.home.pl/img/211%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/212%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/213%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:32
Po zwiedzaniu meczetu ponownie uderzamy do drzwi informacji turystycznej, tym razem są otwarte. Pani, choć bardzo gościnna, sprawia jednak wrażenie, jakby udzielanie informacji było jej drugim zajęciem, po podgryzaniu na boku ciasteczek i przeglądaniu gazetek. Bardziej niż nasze pytania interesuje ją też to, skąd jesteśmy i jak się żyje w Polsce. Ale udaje nam się wydrzeć jej z rąk kilka mapek i folderów, które będą naszymi przewodnikami.
Zaczynamy od muzeum - kaszty żydowskiego rodu Arie, pochodzącego z XIX wieku. W miejscowości tej w ubiegłych stuleciach była dość liczna i ciesząca się wysoką pozycją społeczną mniejszość żydowska. W kaszcie mieszają się tradycje bułgarska, turecka i żydowska. Można tu znaleźć zarówno pomieszczenia do rytualnych kąpieli typowe dla judaizmu, charakterystyczne lokalne bułgarskie wzory rzeźbione na drewnianych stropach, jak i sale przeznaczone do picia kawy, w tureckim stylu. Dom wielokulturowy, tak jak i całe miasteczko, dawno temu. Po muzeum oprowadza nas kustoszka mówiąca tylko po bułgarsku. Nie mamy wyjścia, łączymy siły, by zrozumieć jak najwięcej z tego, co opowiada. Trafia do nas jakieś 40%, resztę doczytujemy z ulotki po angielsku.

http://ouh.home.pl/img/229%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/P7290436.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290438.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290439.JPG

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:37
http://ouh.home.pl/img/233%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/234%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/237%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/238%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:38
http://ouh.home.pl/img/250%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/253%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/262%20Samokow.jpg

http://ouh.home.pl/img/271%20Samokow.jpg

Wdrapaliśmy się tam przez to wybite okno, aby zrobić zdjęcia wnętrza dla kontrastu z tym innym wypasionym wnętrzem, w które całą parę wpuścił konserwator.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:41
Żeński monastyr na drugim końcu miasteczka. Cisza, spokój, o jakim każdy marzy. Sześć kobiet w wieku powyżej sześćdziesiątki mieszka tu, modli się, dba o kwiatki, spaceruje po ogrodzie. Raj. Pracownica sklepiku z dewocjonaliami przyjechała tu na zasłużoną emeryturę. Po tym jak trzydzieści lat przepracowała w handlu, w Sofii.

http://ouh.home.pl/img/P7290497.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290494.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290498.JPG

Parę uliczek dalej wielka cerkiew, piękna, w błękitnej ceramice i malowidłach, kilka razy spalona i odbudowana, jakiś kawałek muru pamięta nawet koniec XVII wieku.

http://ouh.home.pl/img/278%20Samokow.jpg

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:42
Siadamy w mechanie naprzeciwko cerkwi. Środek dnia, słońce operuje niemiłosiernie, jesteśmy już trochę zmęczeni i głodni. W mechanie przypatruje nam się z sąsiedniego stolika jakiś człowiek, podejrzewamy że Polak. Wreszcie podnosi się, zbliża do nas i pyta po bułgarsku, czy jesteśmy z Polski. Ach, to świetnie, bo on ma przyjaciół w Czechach i zna czeski. (?!) I zaczyna rozmawiać z nami po czesku. Rzeczywiście, okazuje się, że komunikacja polsko-czeska, w porównaniu do bułgarsko-polskiej, staje się gładka, stuprocentowa. A pamiętam, jak parę lat temu spotkaliśmy w Tatrach słowackich pewnego Czecha. Wtedy ni w ząb nie rozumieliśmy, co do nas mówi.

http://ouh.home.pl/img/P7290542.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290555.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290541.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290536.JPG

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:43
Przemieszczając się między opisanymi już obiektami sfotografowaliśmy jeszcze parę, które Wam teraz pokażę

http://ouh.home.pl/img/P7280387.JPG
Stara czeszma - wizytówka Samokowa.

http://ouh.home.pl/img/P7290404.JPG
Też czeszma ale nowsza.

http://ouh.home.pl/img/P7280393.JPG
Fontanna.

http://ouh.home.pl/img/P7290407.JPG
Jeszcze inna fontanna.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:44
http://ouh.home.pl/img/P7280394.JPG
Ceramika na tyłąch budynku dworcowego.

http://ouh.home.pl/img/P7280396.JPG
Deptak.

http://ouh.home.pl/img/P7280397.JPG
Deptak z rzeźbą.

http://ouh.home.pl/img/P7290430.JPG
Przedszkole.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:46
http://ouh.home.pl/img/P7290431.JPG
Sklep spożywczy.

http://ouh.home.pl/img/P7290486.JPG
Filia Ireny Eris

http://ouh.home.pl/img/P7290483.JPG
Mechana czyli tu można zjeść i wypić.

http://ouh.home.pl/img/P7280392.JPG
Wszystko za 1 lewa.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 20:47
Pomniki w Samokowie

http://ouh.home.pl/img/P7280391.JPG
Paisij Hilendarski.

http://ouh.home.pl/img/P7290482.JPG
Michaił Daszin.

http://ouh.home.pl/img/216%20Samokow.jpg
Zachar Zograf.

Dla niezmotoryzowanych
http://ouh.home.pl/img/P7290560.JPG
Rozkład jazdy autobusów.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 21:07
Z Samokowa można dojechać busem prosto w góry do Borowca i do Kompleksu Maliowica.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 21:20
W 2005 roku pojechaliśmy z Sofii do Borowca nie przez Samokow tylko przez Kostenec, bo droga przez Samokow była zbyt skomplikowana. Udało mi się nawet namówić poznane w autokarze Agnieszki, aby jechały z nami przez Kostenec.
A do Kostenca pojechaliśmy pociągiem. O dojściu do pociągu pisałem już przy okazji opisywania Sofii.

W trakcie podróży po wagonie przechadzają się Cyganie i usiłują nam coś sprzedać – owoce, patelnie, garnki. Wysiadają całą grupą na stacji Ichtiman, miejscowości zamieszkiwanej głównie przez ludność romską.
Szacuje się, że Romowie stanowią około 8-9 procent społeczeństwa Bułgarii. Niestety, nie cieszą się wśród Bułgarów szacunkiem. Jeśli ktoś kogoś chce tu obrazić, nazywa go „cyganem”. Tutejsi Romowie są społecznością dosyć hermetyczną, jak wszędzie zresztą. Stereotypem jest, że kradną i łobuzują. My natomiast mamy dla tej mniejszości dużo sympatii - z natury jesteśmy ksenofilami. Ci ludzie wiele wycierpieli na przestrzeni historii, zarówno w państwach tak zwanego bloku wschodniego, jak i na Zachodzie. Zabroniono im koczownictwa – to jeszcze można zrozumieć, lepiej gdy obywatele mają stały adres niż kiedy uprawiają włóczęgostwo i w razie potrzeby nie daje się ich odnaleźć, nawet pisma urzędowego nie można wysłać. Poza tym Europa, zwłaszcza zachodnia, jest dość gęsto zaludniona, więc kolejna kwestia to dostępność miejsca wędrowania i obozowania tak, by nikomu nie przeszkadzać. Ale już zakaz używania języka romskiego, zakaz noszenia tradycyjnych strojów, zakaz zawierania małżeństw pomiędzy dwoma osobami romskiego pochodzenia, albo praktykowane w Europie Zachodniej banicje – to były po prostu szykany. Jak dodamy do tego jeszcze utrzymującą się do dziś ogólnospołeczną nieżyczliwość, plucie nie-romskich dzieci na te romskie, wyzywanie od nierobów i złodziei na sam widok Cygana, nie przyjmowanie do pracy – robi się przykro. Ich los jest smutny, a właściwie dlaczego? Że są taką a nie inną grupą etniczną? Że mają własne prawo, własną kulturę i nie chcą się asymilować? Że są narodem bez państwa?
Cyganom zarzuca się na przykład, że w ogóle nie chcą pracować, tylko wyciągają rękę po cudze – żebrzą albo kradną. To nieprawda. Zdarzają się wśród nich złodzieje i żebracy, ale romska tradycja, oparta na hinduskim systemie kastowym i zwyczajach nabytych podczas wędrówek po świecie, zakłada wykonywanie tylko pewnych wybranych zawodów – to prawo tych ludzi. Tradycja każe im klepać patelnie, handlować końmi, kuć żelazo, pokazywać sztuczki cyrkowe, wróżyć, grać na skrzypkach, zbierać surowce wtórne. Nie uprawiają natomiast ziemi - to nie jest dobre zajęcie dla ludów wędrownych. I mają do tego prawo. Ich problemem jest jedynie to, że obecnie nie ma na tego typu pracę zapotrzebowania gwarantującego im utrzymanie na godnym poziomie. Romowie powinni więc dostosować się trochę do dzisiejszego świata i wierzę, że to wkrótce nastąpi.

Po około dwóch godzinach dojeżdżamy do Kostenca.

zdzicho alboom II
13-02-2011, 21:29
Przy stacji kolejowej w Kostencu jest budka z piwem, mały rynek, a niedaleko bankomat. Wypijam pierwsze piwo w Bułgarii – Szumensko, jest niestety nie bardzo zimne. Wypłacam lewa z bankomatu, dowiaduję się, o której będzie jutro rano autobus do Borowca i zaczynam załatwiać nocleg. Pytam w kiosku, pytam taksówkarzy. Jeden z nich mówi, że może nas zawieźć za 6 lewa do Kostenca-Wsi odległego o kilka kilometrów, znaleźć tam dla nas miejsce i jeszcze rano po nas przyjechać. Decydujemy się. Nocleg wypada w hotelu „Romantika”, to znaczy w przyzwoitym, dwupiętrowym pensjonacie. Płacimy po 10 lewa od osoby. Agnieszkom przez cały czas pożyczam pieniądze – oddadzą mi w Borowcu po wizycie w kantorze. Kolację robimy z zapasów z Polski, my z córą mamy jeszcze kanapki z autokaru, Agnieszki jedzą pasztet.
Rano taksówkarz rzeczywiście po nas przyjeżdża o umówionej godzinie. Jedziemy do Kostenca-Miasta, skąd zaraz mamy autobus do Borowca. Komunikacja autobusowa jest tu tania. Bilet z Kostenca do Borowca kosztuje na przykład 2,50 lewa, a jest to 30-kilometrowy przejazd.
Borowiec jest podobno wielkim ośrodkiem wypoczynkowym, ale go nie zwiedzamy, bo spieszymy się w góry.

Marko
14-02-2011, 06:47
Wszystko ładne Alboom

zdzicho alboom II
14-02-2011, 09:52
Skoro już jesteśmy w Borowcu to pociągniemy przeprawę przez Riłę Wschodnią z północy na południe aż do Jakorudy.


Udaje nam się ominąć centrum, zaopatrujemy się tylko w jakimś malutkim sklepiku na peryferiach w kiełbasę oraz ser i ruszamy szybko w kierunku Musały, bo droga daleka. Kolejka na Jastrebec jest w remoncie, więc cóż, trzeba iść pieszo. Gdy w pewnym momencie przekraczamy górski potok, duża Agnieszka traci równowagę i wpada do wody, na co mała śmiejąc się mówi, że duża chodzi tak, jakby jej błędnik wlókł się kilka metrów za nią. Łatwo jej mówić, sama w zeszłym roku pracowała w Morskim Oku i wchodziła codziennie na Rysy.
Po około pięciu godzinach dochodzimy do schroniska Musała.

Znalazłem dni i godziny kursowania kolejki.
Borowec – Jastrebec Śr.-Cz. 8:45-ca.16, Pt. -Nd. 8:45-ca.18, bilety w dwie strony 10 lewa.
A to był wtorek, czyli kolejka po po prostu miała wolne.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/droga%20do%20schroniska%20Musa%B3a7.jpg
Droga do schroniska Musała

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Kopia%20droga%20do%20schroniska%20Musa%B3a4.jpg
Schronisko jest mniej więcej w środku za tym zielonym.

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:19
Idziemy załatwiać nocleg, Agnieszki mają namiot. Budynek schroniska jest już zajęty przez wycieczkę, toteż dostajemy nocleg w domku dwuosobowym (po 9 lewa za łóżko). Kupuję piwo Ariana – zimne, smaczne, trochę gazowane, w litrowej plastikowej butelce. Agnieszki tymczasem zdążyły się poznać z Arturem – Polakiem samotnie wędrującym po górach już od dwóch tygodni. Opalamy się na kamieniach i miło spędzamy czas słuchając opowieści Artura.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/schronisko%20Musa%B3a2.jpg

Po kolacji, gdy już robi się ciemno i zimno, idziemy do lokalu. Tu siedzą bułgarscy turyści (w liczbie kilkunastu) z kimś, kogo należałoby chyba nazwać „kaowcem” (tak się w Polsce Ludowej mówiło na speców od „kultury i oświaty”). Siedzą przy jednym wielkim stole, przed każdym talerz i na każdym talerzu to samo. Pod dyktando „kaowca” wyśpiewują bułgarskie piosenki, chyba ludowe i raczej smutne.
Kupujemy u barmana 3 rakijki (setki) w plastikowych buteleczkach, dosyć często wznosimy toasty za Musałę, krążą następne buteleczki. Z czasem wycieczka się wynosi. Barman przysiada się do nas i ugaszcza dodatkową butelką rakii, a na zakąskę przyrządza nam jeszcze sałatkę szopską. Jest właścicielem tego lokalu, na imię ma Mario, jest uroczy. Wznosimy toasty razem. Mario zwraca nam uwagę, że w słowie „Musała” akcent pada na ostatnie „a”. Ucztowanie kończymy o trzeciej nad ranem. Artur układa się do snu w płachcie namiotowej obok naszego domku. Ja kładę się w ubraniu i w butach na łóżko, córa bez butów, za to pod kocami, Agnieszki rozbijają namioty „na płasko” koło naszych łóżek, bo noc jest zimna i nie chce im się wychodzić z naszego domku.

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:25
Budzimy się dopiero przed dziesiątą. Mario nie daje nam wyjść bez pożegnania, całuje każdą dziewczynę. Wyruszamy na szczyt Musała. W drodze mijamy schronisko Ledenoto Ezero z pięknym dormitorium w kształcie półokręgu, w okolicy podziwiamy zamarznięte przy brzegach jezioro Ledenoto. Leży ono na wysokości 2730 metrów i jest najwyżej położonym jeziorem Riły. Przez większą część roku pokrywa je lód, często jeszcze w czerwcu można zobaczyć je całe zalodzone.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Ledenoto%20Ezero.jpg

Jak podają przewodniki, powyżej 2000 metrów śnieg utrzymuje się na tym obszarze przez 200–220 dni w roku. Najniższa zanotowana temperatura na szczycie Musała wyniosła –31,2 stopnia, a najwyższa 18,7 stopnia Celsjusza.
Droga na Musałę jest łatwa, w końcowej fazie podejście ułatwia dodatkowo stalowa lina, której można się przytrzymać. Pod samym szczytem drogę wyznaczają wysokie, czarno-żółte słupki. Ścigamy się, kto wejdzie pierwszy. Pierwsza jest Małgosia, potem mała Agnieszka, duża Agnieszka, ja i wreszcie Artur ze swoim bardzo ciężkim plecakiem. Wszyscy jesteśmy zadowoleni z odniesionego sukcesu. Na szczycie znajdują się dwa budynki stacji meteorologicznej. Można tu napić się herbaty, a nawet przenocować. Tablica umieszczona na murowanym obelisku informuje, że jesteśmy na szczycie Musała, na wysokości 2925 metrów nad poziomem morza, w najwyższym punkcie całego Półwyspu Bałkańskiego.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Musa%B3a2.jpg

Widoki ze szczytu robią wielkie wrażenie. Przy dobrej pogodzie (a nam szczęśliwie dopisuje) widać stąd całe pasmo Riły, na dalszym planie widoczne są szczyty Riły Wschodniej, a także masyw Rodopów i góry Witosza, zaś jeszcze dalej widać Starą Płaninę.
Chyba właśnie w tym momencie, podziwiając widoki z Musały, zakochałem się w bułgarskich górach i postanowiłem, że będę tu wracał. Niebo było czyste jak łza i ze wszystkich stron otoczeni byliśmy pasmami górskimi wychylającymi się zza siebie jedno po drugim, od planu bliższego po coraz dalsze, jakby cała kula ziemska pokryta była górami.


Z okazji zdobycia Musały ułożyłem wiersz.

Z dwiema Agnieszkami
Wędrowaliśmy górskimi ścieżkami.
Poznaliśmy je w autokarze,
Wybrały się w góry w parze.
Weszliśmy na Musałę we czwórkę,
Wyprzedziły moją córkę,
A było ostro pod górkę.

Jest tu pewna nieścisłość merytoryczna.... ale licentia poetica

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:28
Droga w dół też jest łatwa, schodzimy pagórkami przypominającymi nasze Tatry Zachodnie. Artur gna do przodu, duża Agnieszka zostaje w tyle. Dochodzimy do rozległej polany z drogowskazem, to przełęcz Dżanka. Czekamy na dużą Agnieszkę, która dobija do nas po pewnym czasie, zmęczona, z całymi nogami brudnymi, chyba trochę niedomaga. Skręcamy w lewo i po paru krokach widzimy Artura myjącego się nago w jeziorze. Pewnie wiedział, że będzie jezioro i poleciał, by być w odosobnieniu - nie spodziewał się, że go podejrzymy. Czekamy na niego i razem idziemy do schroniska Grynczar.

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:35
Można tu dostać nocleg w głównym budynku, w domkach kempingowych, bądź – za drobną opłatą - na polu namiotowym należącym do schroniska.
Jesteśmy wszyscy bardzo głodni i zmęczeni. Artur zamawia dla wszystkich jedzenie i picie, ja z Małgosią dostajemy nocleg w jednym z domków nad jeziorem. Na moje pytanie, czy domek się zamyka, właścicielka odpowiada, że nie ma takiej potrzeby, bo w góry przyjeżdżają sami dobrzy i uczciwi ludzie.
Idziemy do restauracji, a tam już Artur stawia przed nami kebapcze, szopskie, grillowane pieczywo i butelkę dobrego wina. Tymczasem duża Agnieszka rozchorowała się na dobre, leży na ławie i nie chce jeść, pewnie grypa albo jakieś kobiece dolegliwości. Pożywiamy się pysznie, popijamy, a chora Agnieszka idzie do naszego domku się położyć. Wieczorem, gdy jest już ciemno, Artur z małą Agnieszką przeprowadzają zmyślny fortel. Idą w kierunku pola namiotowego, lecz Agnieszka potem zawraca i wierząc, że właścicielka jej nie zobaczy, przychodzi do naszego domku. Chora Agnieszka już śpi na jednym z łóżek, więc rozbijamy namiot (na płasko) w pokoju.
Tymczasem rano gospodyni już na mnie czeka pod domkiem. Podejrzała chyba, że Agnieszki nie rozbijały namiotu na polu. W świetle naszej wczorajszej rozmowy jest mi bardzo głupio, wiem że tłumaczenie, że jedna była chora, jest niewiele warte. Agnieszki muszą zapłacić za spanie w domku.
Poranna toaleta odbywa się w jeziorze, potem szybkie śniadanie. Musimy się rozstać. Agnieszki i Artur idą w kierunku Monastyru Rilskiego, będą po drodze rozbijać namiot. Wymieniamy się numerami komórek, umawiamy się z Agnieszkami za parę dni w schronisku Bynderica i odchodzimy pierwsi.

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:38
Idziemy szeroką drogą w dół, w kierunku Tresztenika. Za tym schroniskiem biegnie szosa do Jakorudy. Udaje nam się złapać stopa i dojeżdżamy do stacji kolejki wąskotorowej.

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:43
Jest wczesne popołudnie i upał, a kolejka dopiero wieczorem, idziemy więc do wsi. Wypijamy piwo na stacji benzynowej i popatrujemy na życie miasteczka.

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Jakoruda1.jpg

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Jakoruda3.jpg

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Jakoruda9.jpg

http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/Jakoruda12.jpg

Sprawdzamy, kiedy odjeżdża autobus do Banska. Będzie dopiero za kilka godzin, więc chronimy się przed upałem w tutejszej szkole, która dumnie nosi imię Cyryla i Metodego, i w banicarni - rodzaju piekarni, gdzie sprzedają charakterystyczną dla Bułgarii banicę, czyli ciasto składające się z kilku cieniutkich warstw, przekładane nadzieniem na ostro (na przykład szpinakiem), na słodko (na przykład cynamonem), lub tradycyjnym - sirenem (słonym serem białym).

zdzicho alboom II
14-02-2011, 18:47
http://www.bulgaricus.com/galeria/albums/userpics/11275/szko%B3a%20w%20Jakorudzie%20im.%20Cyryla%20i%20Met odego5.jpg

Typowa bułgarska toaleta, tym razem w szkole.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:03
Wsiadamy w Samokowie w busik i jedziemy nim do Kompleksu Maliowica.
Wyjazd jest o 16:15. Jazda trwa około 45 inut.
Jechaliśmy tym busikiem dwa razy: w roku 2008 i w 2009.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7249.jpg

To właśnie ten busik. Kierowca pali papieroska. Budynek dworca jest po prawej stronie zdjęcia.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:10
W roku 2009 nocowaliśmy w Kompleksie Maliowica.
W ośrodku naukowym najtańszym z czterech obiektów noclegowych Kompleksu dostajemy elegancki pokój z łazienką, szafą i TV za 15 lewa/os. Piwko, kebabcze i kiufte, piwko. Nie trzeba było iść daleko.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7283.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7263.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7264.jpg

Do łóżka czytamy A. Czerwińską „Gór Fanka”.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:26
Natomiast tę długą wycieczkę, o której teraz bedę pisał, odbyliśmy w roku 2008.
Przyjechaliśmy busem pod ośrodek naukowy, ale ostatni przystanek jest przy hotelu Maliowica.
Po przyjeździe do Kompleksu spojrzeliśmy tylko nań w drodze do hiży, bo droga doń trwa godzinę.

http://ouh.home.pl/img/P7290574.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290575.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290576.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290577.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:34
http://ouh.home.pl/img/P7290578.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290579.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7290580.JPG

W schronisku znajdujemy stoły do ping-ponga. Rozgrywamy z Grażynką kilka meczy, potem dołącza Tata. Okazuje się, że ma umiejętność *** w genach. Choć nigdy nie miał rakietki w rękach, już po dziesięciu minutach ładnie i szybko nią wymachuje, czasem nawet podkręcając piłeczkę.

http://ouh.home.pl/img/301%20Maliowica.jpg

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:37
Schronisko Maliowica wewnątrz:

http://ouh.home.pl/img/P7300616.JPG
Sypialnia.

http://ouh.home.pl/img/P7300617.JPG
Bufet.

http://ouh.home.pl/img/P7300618.JPG
Jadalnia.

http://ouh.home.pl/img/P7300619.JPG
Kominek w jadalni.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:46
Cz. 1. Wejście na Maljowicę.
Celowo piszę raz Maliowica a raz Maljowica, bo są te dwie pisownie.
Oj, to był długi dzień. W przeciwieństwie do dotychczasowych tras, gdzie zawsze mieliśmy jako takie rozeznanie co do stopnia trudności (albo sami już je częściowo przechodziliśmy, albo mieliśmy relacje z drugiej ręki) dzisiejsza wyprawa była i dużym przedsięwzięciem w sensie odległości i wielką niewiadomą. Cel: Wspiąć się na Maljowicę i zejść do Monastyru Rylskiego. Nasze dzisiejsze aktywa to dobra pogoda i mocno już wyćwiczone nogi i ramiona, no i dużo lżejsze już plecaki. Pasywa to pytania: Którędy dokładnie prowadzi szlak: czy wchodzimy na szczyt Maljowicy, czy omijamy go sąsiednią granią? Ta kwestia nie jest jasna. Stary wyga w schronisku bardzo długo tłumaczy mi coś po bułgarsku, pokazuje na mapie, wychodzi przed schronisko i palcem wędruje po górach – z tego wszystkiego wynika, że Maljowicę raczej zostawiamy po prawej. Tymczasem przewodnik pisze ‘osiągamy najwyższy punkt Maljowicy’, bardzo wyraźnie sugerując, że szlak przechodzi szczytem. Drugie pytanie dotyczy zejścia do monastyru. Przez cały pobyt tu słyszeliśmy od różnych podróżników, że zejście to jest koszmarem dla kolan. Przewodnik pisze, że wrażenie jest oszałamiające, zaś przy deszczowej pogodzie jest niebezpiecznie. Całe to zamieszanie wokół zwykłej ścieżki prowadzącej przez porośnięte trawą wzgórza. Jej niezwykłość polega na tym, że na przestrzeni 1000 metrów obniża się w dół o 1600 metrów. Łatwo policzyć, że kąt nachylenia to więcej niż 45°. Oczywiście są tam jakieś zakosy, ale… Nie możemy też sobie do końca wyobrazić, jak taka niepozorna ścieżka po trawie może budzić aż takie emocje, i jak w ogóle może stać się w określonych warunkach niebezpieczna.
Z otwartymi pytaniami w głowie wyruszamy bardzo wczesnym rankiem, posiliwszy się solidnym śniadaniem. Ni chmury na niebie, słońce wprawia w optymistyczne nastroje, ale to nie przeszkadza, że szczelnie obsmarowaliśmy się filtrami, żeby nie dopadły nas jego promienie. Maljowicę widzimy daleko przed sobą, kierujemy się wprost na nią.
Póki co, jej kształt jeszcze odróżnia się od okolicznych szczytów, jej bryła jest obrazem dość namacalnym. Ale w miarę gdy nabieramy wysokości, zanurza się wśród innych podobnych brył, a my otoczeni przez głazy, mniejsze i większe tymczasowe wzniesienia, tracimy ją z oczu, bądź jesteśmy nieświadomi jej widoku. Widoki rzeczywiście przepiękne. Widoczność wspaniała, wymarzona!, więc na kilku planach odsłaniają się przed nami kolejne pasma górskie.

http://ouh.home.pl/img/P7300621.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300623.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300624.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300625.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:53
http://ouh.home.pl/img/P7300626.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300627.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300629.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300630.JPG

Od hiży Maliowica szliśmy szlakiem czerwonym z niebieskim. Tu szlak niebieski odchodzi w lewo i potem się kończy, a my idziemy dalej czerwonym.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:56
Same zdjęcia chyba mówią same za siebie i opis jest niepotrzebny.

http://ouh.home.pl/img/P7300631.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300635.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300636.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300638.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:58
http://ouh.home.pl/img/P7300640.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300642.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300648.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300654.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 09:59
http://ouh.home.pl/img/P7300656.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300658.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300659.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300668.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:00
http://ouh.home.pl/img/P7300672.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300673.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300676.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300677.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:02
Wysokości względne są tu duże, w dole w oddali widzimy doliny, nieco bliżej odsłaniają się przed nami 3-4 jeziora na raz. Od tego wszystkiego kręci mi się w głowie. To uczucie z taką intensywnością nawiedza mnie w górach po raz pierwszy.

http://ouh.home.pl/img/P7300679.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300680.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300682.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300687.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:03
http://ouh.home.pl/img/P7300689.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300692.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300695.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300696.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:05
http://ouh.home.pl/img/P7300697.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300698.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300699-1.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300700.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:15
Staram się nie patrzeć w dół tylko na ścieżkę, żeby nie stracić równowagi. Wspinamy się coraz bardziej stromo w górę, wreszcie wychodzimy na grań. Przez około 20 minut idziemy granią, przedzierając się wśród skałek i zaliczając kolejne mniejsze i większe szczyty. Po obu stronach grani przepaści kilkaset metrów w dół. Obrazy niesamowite, ale nie mogę się nimi do końca rozkoszować, bo bardzo namacalne jest teraz to, że jesteśmy naprawdę bardzo wysoko, a kręcenie się w głowie nie ustaje. Idę małymi kroczkami, nisko na nogach, oczy wlepione w podłoże, żeby tylko się nie potknąć lub bez przyczyny nie stracić równowagi. W tym momencie widzę, że nawet na twarzy Grażynki rysuje się lekkie napięcie i jej łaknienie silniejszych emocji chyba wreszcie zostaje zaspokojone. Mimo to wciąż zagaduje mnie, żeby jej zrobić zdjęcie. Czy to jest właśnie Maljowica? Na żadnym ze szczytów nie ma tabliczki z nazwą szczytu, więc chyba, tak jak mówił chłopak w schronisku Maljowica jest gdzieś po prawej. Z drugiej strony, podręcznik mówi, że szlak prowadzi na sam szczyt. Niestety, zagadka nierozwiązana dla nas.

http://ouh.home.pl/img/329%20M-M.jpg

http://ouh.home.pl/img/341%20M-M.jpg

Teraz zagadka jest już rozwiązana, podręcznik "Riła i Pirin z plecakiem" wydawnictwo Bezdroża trochę w tym miejscu przekłamuje. Według dokładnej mapy, której w czasie tej wędrówki jeszcze nie mieliśmy (kupiliśmy ją dopiero w Rilskim Monastyrze), szlak prowadzi przez przełęcz miedzy Maliowicą i Eleni Wrychem - Maliowica jest kawałek z prawej.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:23
Po 20 minutach dość gwałtownie skalista grań przechodzi w krajobraz trawiasty, stopniowo zbliżamy się do rozgałęzienia. Tu jedynie umocowane na betonowych płytach żółte słupki znaczą trawers odchodzący w lewo w dół do Rilskiego Monastyru.
Prosto i lekko w górę czerwonym przez Dodow Wrych i Wazow Wrych na przełęcz Razdeła.


http://ouh.home.pl/img/342%20M-M.jpg

http://ouh.home.pl/img/343%20M-M.jpg

http://ouh.home.pl/img/344%20M-M.jpg

http://ouh.home.pl/img/328%20M-M.jpg

Na samym dole widać wetknięty wśród gęstych lasów czerwony monastyr. Nie może to być dalej niż godzina -dwie drogi. Jak mylne okaże się to wrażenie, dowiemy się już za jakiś czas.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 10:29
Najwyraźniej ulegamy pewnemu optycznemu złudzeniu. Choć z góry odległość od rozwidlenia szlaków do monastyru szacujemy na jakieś dwie godziny, w rzeczywistości droga ta zajmie nam … ponad pięć godzin. Ale jeszcze tego nie wiemy, więc póki co się uśmiechamy i dziarsko idąc do przodu myślimy sobie ‘co oni wszyscy widzieli takiego strasznego w tej sympatycznej ścieżce po trawie’. Grażynka, która jest nauczycielką, zauważa, że gdyby była tu z klasą, nikt by się nie przejmował trawersami, wszyscy polecieliby stromym zboczem prosto w dół. To rzeczywiście jest pokusa, która zawsze przychodzi do głowy, zwłaszcza gdy cel, tak jak teraz, widać jak na dłoni.
Początkowo idzie się łatwo, żółte słupki zaznaczają trawers, który i tak dość wyraźnie wyżłobiony jest w trawie. Z czasem ścieżka staje się mniej wyraźna, gdyby trawa położyła się po deszczu, mogłyby być trudności z podążaniem za szlakiem. W pewnym momencie ścieżka rozwidla się, cieńsza nitka odchodzi w lewo, nieco grubsza w prawo i wchodzi w gęstą i wysoką po szyję trawę i piołun, gdzieniegdzie urozmaicone krzakami pokrzyw. Konsekwentnie przedzieramy się przez tę namiastkę dżungli, mając tylko nadzieję, że wybraliśmy dobrą drogę. Trwa to jakieś pięć minut, więc oczywiście narastają wątpliwości, ale z czasem wreszcie wychodzimy z zarośli. Idziemy już około 2 godzin. Monastyr wcale się jednak do nas nie przybliżył, choć cały czas widać go ‘jak na dłoni’. Zaczynamy już przeczuwać, jaka droga nas czeka. Droga po trawie - nie może być trudna, ani męcząca. Teraz ta trawa wiruje nam przed oczami. Jej wielkie rozłożyste kępy, wyglądające jak wybebeszone zwierzę, są dla nas wszystkim. Rozpłaszczają się przed nami, tworząc ścieżkę. Czasem tworzą schodki. Czasem zjeżdżalnię. Czasem niebezpiecznie pochyły i zdradliwy chodnik w poprzek stromego zbocza, po którym idąc czujemy się jakbyśmy szli po gzymsie, w dodatku nie trzymającym poziomu. Po ponad trzech godzinach żmudnej drogi i przy narastającym zmęczeniu pojawia się w nas obronna postawa ironizująca. Zastanawiamy się, czy skoro taką stromizną schodzimy z góry do monastyru, to czy szlak wprowadzi nas doń bramą główną, czy przez dach i komin. W głowie układam też pozdrowienia dla producenta moich kijków, firmy Fizan, które zamiast ułatwiać mi te ciężkie chwile stają się dodatkowym balastem. Jeden kijek bez przerwy się zsuwa, popsuło się mocowanie. Nie pierwszy raz, obawiałam się, że to się stanie już przed podróżą i interweniowałam u Fizana, na co mi odpowiedział, że widocznie kijek był niewłaściwie używany. Myślę, że raczej był wadliwie wyprodukowany.
Ostatni etap drogi, gdy już zanurzamy się w las tylko początkowo przynosi ulgę i nadzieję, że cel już blisko. Droga znowu niemiłosiernie się dłuży i zaskakuje, gdy nagle każe nam się jeszcze wspinać na dodatkowe wzniesienia. Zmęczenie, otępienie. Woda kończy się w baniakach, zaczynamy wymierzać łyki. Uzmysławiam sobie, że poza małym batonikiem, nie jedliśmy nic od śniadania o 7.30, a jest już po 17-tej. Idziemy przed siebie, mamy tylko jedną myśl w głowach, żeby już dojść. Nic poza tym nie istnieje. Wszystkie troski nizinne znikają, i tylko kołacze się, żeby już wreszcie pokazał się zza drzew monastyr. Ta myśl aż zadziwia swoją intensywnością w tym momencie. I kolejna myśl, zupełnie absurdalna: że może tam w dole nic nie ma i będziemy iść w nieskończoność. Przez chwilę opcja ta wydaje mi się naprawdę prawdopodobna. Dzieje się już z nami coś złego. Grażynka ma dobry pomysł, żeby odpocząć. Rzeczywiście, trzeba nabrać sił, coś zjeść, choć widać było, że każdy z nas chce przeć do przodu, żeby jak najszybciej mieć tę drogę już za sobą. Siadamy na stromiźnie, na korzeniach, nie ma tu lepszego miejsca na postój. Każdy zajmuje swój mały prowizoryczny kącik, nie rozmawiamy, nie patrzymy na siebie, wszyscy w ciszy popijamy resztki wody i zjadamy chleb z pasztetem, każdy szybko i łapczywie. Podnosimy się z wielkim trudem, idziemy dalej jeszcze około godziny. Dopiero o 18.30 odsłaniają się przed nami mury monastyru. Wreszcie!

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:40
Poniżej będą ilustracje do tego zejścia wykonane kolejno i szczegółowo przez Grażynkę przyrodniczkę, a było sporo różnej roślinności.

http://ouh.home.pl/img/P7300703.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300704.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300706.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300707.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:43
Na razie jeszcze jesteśmy na przełęczy i dopiero przymierzamy sie do zejścia.

http://ouh.home.pl/img/P7300708.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300710.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300711.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300712.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:45
A tu już pojawiają się kwiatki.

http://ouh.home.pl/img/P7300713.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300714.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300715.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300717.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:46
http://ouh.home.pl/img/P7300718.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300719.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300720.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300721.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:47
http://ouh.home.pl/img/P7300723.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300724.JPG

A tu już roślinki są po pas.

http://ouh.home.pl/img/P7300725.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300730.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:49
A tu znowu ładne kwiatki.

http://ouh.home.pl/img/P7300733.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300732.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300737.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300738.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:51
http://ouh.home.pl/img/P7300741.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300743.JPG

http://ouh.home.pl/img/P7300744.JPG

A tu już wchodzę w las.

http://ouh.home.pl/img/P7300746.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:53
Piękna przyroda staje się coraz wyższa, ale do Monastyru jeszcze daleko.

http://ouh.home.pl/img/P7300750.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300753.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300758.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300759.JPG

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:56
Ale Monastyr jest coraz bliżej.


http://ouh.home.pl/img/P7300760.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300765.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300771.JPG

Tutaj przymierzamy się do małego posiłku.


http://ouh.home.pl/img/P7300780.JPG

A tu już brama do Monastyru?

zdzicho alboom II
15-02-2011, 13:58
Wysiłek został nagrodzony sukcesem.


http://ouh.home.pl/img/P7300783.JPG
Tę budowę parkingu przy Monastyrze to słyszeliśmy z samej góry - najpierw jakby dzwoneczki a potem kotły.


http://ouh.home.pl/img/P7300784.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300791.JPG


http://ouh.home.pl/img/P7300795.JPG
Wyławianie kijka.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 19:42
Wracamy z dalekiej podróży...
…. do Saparewej Bani.
Z Saparewj Bani odbedziemy kolejną dłuugą wycieczkę znowu do Rilskiego Monastyru, znowu przez całą Riłę Zachodnią, znowu z północy na południe.
Jest rok 2007.
Wstajemy o 6:00, żeby na 7:00 zdążyć na busik do schroniska Pionierska przez Panicziszte i Zeleny Presłap. Obok niewidocznego dla oka nie-tubylca przystanku pijemy w małej kafejce kawę, jak zwykle w Bułgarii gęstą i pyszną. Okazuje się, że niedaleko nas siedzi kierowca. Mówi, żebyśmy spokojnie czekali i pili. Za jakiś czas woła nas i wskazuje busik, który za 5 lewa zawiezie nas i nasze bagaże na Zeleny Presłap, na wysokość 1600 metrów.
Stamtąd idziemy pieszo z ciężkimi plecakami. To pierwszy dzień w górach, więc szybko się męczymy. Po godzinie zupełnie nieoczekiwanie udaje nam się zatrzymać samochód terenowy jadący od schroniska Pionierska z kilkoma turystami na pokładzie. Pytamy, czy zabrałby i nas. Udaje się jeszcze wygospodarować dla nas dwa miejsca, z czego jedno, to w bagażniku, przypada mnie. Jazda samochodem terenowym po górskiej, stromej ścieżce jest zupełnie nowym doświadczeniem. Czasem samochód staje prawie na sztorc próbując wjechać na głaz wystający ze środka drogi, czasem z kolei jest tak stromo, że zastanawiam się, czy zaraz nie zaczniemy koziołkować w dół. Oboje z tatą czujemy się prawie jak na wielbłądzie, rzuca nami na wszystkie strony. Siedząc w bagażniku, wkładam dużo wysiłku, żeby nie uderzyć głową w jakiś pręt albo poręcz. Stanowczo, nie można powiedzieć, że jest to wybór drogi łatwej i wygodnej – taka podróż samochodem terenowym po stromej, kamienistej ścieżce dostarcza wystarczająco dużo emocji.
W ciągu godziny docieramy do samego schroniska Rilske Ezera, które obraliśmy za cel naszej dzisiejszej wędrówki.

http://ouh.home.pl/img/100_0578.jpg
Tym właśnie samochodem przyjechaliśmy do schroniska.


Postanawiamy wykorzystać zarobiony czas i ładną pogodę, przechodząc do następnego schroniska, Sedemte Ezera. Te dwa schroniska są położone na sąsiednich górkach i widać jedno z drugiego.

http://ouh.home.pl/img/100_0579.jpg

To jest zdjęcie, które Jacky wkleił na początku wątku, aby pokazać, że w górach nie ma bankomatów.
Schronisko widoczne na zdjęciu to Rilskie Ezera, rzeczywiście nie ma tam bankomatu.

Gdy dochodzimy na miejsce jest dopiero południe, ale już się zatrzymujemy na nocleg.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 19:51
Wypijamy po jednym piwie i udajemy się na mały spacer, żeby zbadać jutrzejszy szlak - planujemy dojść do schroniska Iwan Wazow. Około 14:00 za najbliższym pasmem gór zaczyna grzmieć, więc wracamy szybko do schroniska.

http://ouh.home.pl/img/100_0583.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0584.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0586.jpg

Transport żywności do schroniska Sedemte Rilski Ezera.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 19:56
http://ouh.home.pl/img/100_0605.jpg
Schronisko Sedemte Rilski Ezera z zewnątrz.

http://ouh.home.pl/img/100_0600.jpg
I w środku.

Noc spędzamy w małym pokoiku na poddaszu, w którym jakimś cudem mieszczą się aż cztery łóżka. Całą noc kołysze się nad nami burza i wieje bardzo silny wiatr. Prawie nie mogę zmrużyć oka. Tata śpi za to głębokim, nieprzerwanym snem.
Rano pogoda nadal paskudna. Jasne staje się, że dziś nigdzie dalej się nie ruszymy. O 6:00, zamiast wstawać, zostaję więc w śpiworze i udaje mi się zasnąć na trzy godziny. Dzień spędzamy w schronisku. Śniadanie jemy w towarzystwie dwóch sympatycznych Bułgarek. Należą do Białego Bractwa, ruchu duchowego założonego na terenie Riły w 1912 roku przez Petyra Dynowa. Mówią, że Żywa Przyroda (tak jest, przez duże „ż” i duże „p”) przemawia do nas za pomocą obrazów i symboli, zaś człowiek, którego każda komórka ciała jest czujna i świadoma, stanowi jej część i ma w niej swoje określone miejsce. Białe Bractwo to ruch wegetariański. Zgodnie z jego założeniami, prawidłowe jedzenie jest podstawą higieny fizycznej, czyli wstępem do życia fizycznego, tak samo jak modlitwa jest wstępem do życia boskiego, a muzyka wstępem do życia duchowego. No i proszę, jak prosto i ładnie. Bułgarki z Białego Bractwa mówią też, że Riła stanowi kontynuację energii kosmicznej Himalajów. Spędzają tu cały sierpień, sypiając w namiotach tuż koło schroniska i spacerując po pobliskich wzgórzach. Pobyt w takim namiocie stanowi podobno wielkie przeżycie i koniecznie należy tego spróbować.
W dalszej kolejności poznajemy Polaka Krzysztofa z teściami Bułgarami. Krzysztof pochodzi z Warszawy. Mówi, że trzeba być twardym, a nie miękkim i iść w drogę. My jednak jesteśmy miękcy. Nie chcemy się pchać w mleczną mgłę i grzmoty z nieokreślonych stron świata - wolimy zostać i poznawać miłe towarzystwo z różnych jego krańców. Krzysztof wychodzi w drogę, po czym wraca mokry – i tak ze trzy razy. Za czwartym razem jego wyjście jest nareszcie uwieńczone sukcesem.
Odwracamy głowy w prawo i widzimy sympatyczną parę mówiącą po angielsku. Czytają „De Wereld van do Sofia”, zatem muszą to być Holendrzy lub Belgowie. Dopytuję się – Holendrzy. Rozmawiają z inną trójką, siedzącą nieco dalej, tym razem z Belgii. Siedzi wśród nich Polka o imieniu Ela - żona Belga. A z drugiej strony jeszcze czwórka Czechów.
I tak się spędza pochmurny dzień, nie wstając od stołu. Podobno jutro ma być ładnie. Już trzeci raz dociera do nas ta pogłoska. Pewnie krąży po zamkniętej sali, a pochodzi z jednego źródła.
W nocy, gdy w wieloosobowej sypialni wszyscy już śpią, wchodzi nagle nasza znajoma z Białego Bractwa. Mówi, że namiot ma cały przemoczony i chce spędzić jedną noc tutaj. Znajduje sobie wolne łóżko i szykuje się do spania. Po jakimś czasie zaczynam odczuwać chłód, jakby ciągnęło od nieszczelnego okna. Podnoszę głowę i widzę, że jedno okno jest wyraźnie uchylone. Do sypialni, w której wszyscy są szczelnie opatuleni w śpiwory, nasza znajoma postanowiła wpuścić trochę kosmicznej energii.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 21:40
Wstajemy wcześnie rano i wychodzimy na zewnątrz, by zobaczyć jaka jest pogoda. Słońce powoli wychyla się zza gór i oświetla na czerwono jezioro przy schronisku.

http://ouh.home.pl/img/100_0604.jpg

Na czystym błękitnym niebie widać jeszcze biały ślad księżyca.

http://ouh.home.pl/img/100_0603.jpg

Dzień zapowiada się pięknie, więc postanawiamy wykorzystać go maksymalnie: ominiemy wcześniej planowany cel - schronisko Iwan Wazow - i pójdziemy prosto do Monastyru Rilskiego.
Razem z nami idą Ela, Ives i Karl – poznani wczoraj Belgowie.

http://ouh.home.pl/img/100_0607.jpg
Od lewej Karl, Ela, Małgosia, ja.

Turystyczne wyposażenie Belgów jest godne pozazdroszczenia dla nas, ludzi wschodu. Od razu zachorowaliśmy na ich plecaki z szerokim pasem biodrowym. Mają też chlor w pastylkach do oczyszczania wody ze źródełek i specjalne urządzenie, które falami ultradźwiękowymi odstrasza pasterskie psy (Ela, podobnie jak ja, boi się psów).


http://ouh.home.pl/img/100_0612.jpg
Jezioro Nerka – jedno z Siedmiu Rilskich Jezior.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 21:59
Wspinamy się na górę, niebo jest bezchmurne, a widoki na Dolinę Sedemte Ezera przepiękne.

http://ouh.home.pl/img/100_0609.jpg

Zwłaszcza moment w którym odsłania się przed nami w dole naraz 6 jezior, 2 schroniska i szałas pasterski robi ogromne wrażenie.

http://ouh.home.pl/img/100_0615.jpg


http://ouh.home.pl/img/100_0614.jpg

W okolicy przełęczy Razdeła, gdzie znajduje się charakterystyczna stalowa konstrukcja z niewielkimi dzwonkami, oznakowanie staje się bardzo mylące.

http://ouh.home.pl/img/100_0620.jpg

Rozchodzi się stąd wiele szlaków i łatwo pomylić właściwą drogę z innym szlakiem. W dodatku teren rozkopany jest przez konie, więc ścieżki wydeptane w trawie są mało wyraźne. Udaje nam się wejść na właściwą drogę tylko dzięki kompasowi Ivesa. W oddali widać schronisko Iwan Wazow, z którego odwiedzin zrezygnowaliśmy. Pojawia się dylemat, czy dalej iść w górę szlakiem czerwonym, gdzie w przewodniku zapowiadane są kolejne piękne widoki, czy znacznie krótszą, ale nieoznakowaną drogą w dół wzdłuż potoku Topiłata, którą sugerują Belgowie.

Wtedy ani my ani Belgowie nie mieliśmy dobrej mapy.
Gdy patrzę na mapę teraz to dziwię się bardzo jak my weszliśmy na szlak.
Nie mogliśmy iść z przełęczy Razdeła czerwonym szlakiem, bo wyszlibyśmy na ten morderczy niebieski z tymi chaszczami. Musieliśmy jakoś przejść na skróty bez szlaku na szlak czerwony, który wiedzie z hiży Iwan Wazow.

zdzicho alboom II
15-02-2011, 22:06
Może to „dobry pasterz” spotkany na drodze wraz ze swym stadem 175 owiec i dwóch psów przestrzegł nas przed drogą krótszą, mówiąc, że po wczorajszej ulewie jest bagnista i grząska i może być niebezpieczna. Idziemy więc górą, a po drodze mijamy kolejne stado 200 owiec.

http://ouh.home.pl/img/100_0631.jpg

Droga, którą idziemy jest położona na wysokości 2500 m – w Tatrach na tej wysokości góry wyglądają już srogo i poważnie, nie ma już kosodrzewiny i trawy, idzie się już tylko po wielkich głazach i kamieniach - tymczasem tu idziemy dróżką wydeptaną w trawie jakbyśmy byli w naszych połoninach bieszczadzkich. W dali odsłaniają się jednak przepiękne widoki na poszarpane turnie.

http://ouh.home.pl/img/100_0636.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0637.jpg

zdzicho alboom II
15-02-2011, 22:11
http://i36.tinypic.com/2a94s5v.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0638.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0640.jpg

Po pewnym odcinku drogi zaczynamy iść stromo w dół. Droga, jak zwykle przy schodzeniu, zaczyna się dłużyć, nogi zaczynają boleć, na stopach, które są teraz najbardziej obciążone, pojawiają się odciski. Głowa zaczyna boleć od nadmiaru świeżego powietrza i wrażeń, no i przede wszystkim od słońca – nie pomagają czapki na głowach, bo już dłuższy czas idziemy po odsłoniętym terenie. Po 8-9 godzinach od wyruszenia, czyli po długim marszu, docieramy do Rilskiego Monastyru.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 11:33
Nocleg kosztuje tu 20 lewa od osoby w pokoju bez łazienki. Pokoje gościnne utworzone są z dawnych cel, w których mieszkali mnisi. Są więc bardzo skromnie urządzone i wyposażone jedynie w niezbędne sprzęty: łóżko, szafa, stół. Żadnych obrazków na ścianach, w całym klasztorze nie ma też ani jednego lustra. Mnisi pilnują, żeby w celach nie mieszkały ze sobą pary które nie są rodziną bądź małżeństwem, jesteśmy nawet świadkami gdy odmawiają gościny dziewczynie i chłopakowi z Francji.

http://www.ouh.home.pl/img/100_0659.jpg
To w tym mrocznym pokoju zapadł wyrok – podejrzenie o cudzołóstwo.

Monastyr jest monumentalny, robi ogromne wrażenie: 4 – kondygnacyjne krużganki otaczają ogromny dziedziniec, w którego centrum znajduje się cerkiew bogato zdobiona złotymi detalami i kolorowymi freskami.

http://ouh.home.pl/img/100_0645.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0644.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0647.jpg

Mnisi, których mieszka tu już dziś tylko dziewięciu, są jednak dość zarozumiali, przez docierających tu z dala bułgarskich pielgrzymów traktowani niemalże jak święci. Sami zaś zdają się patrzeć na wszelkich „nieumundurowanych” jak na zło konieczne.

W roku 2007 przybywamy tu z hiży Sedemte Ezera. Po umyciu się – co jest możliwe jedynie w ogólnodostępnych umywalkach na korytarzu – i przebraniu w stosunkowo czyste rzeczy, wybieramy się wraz z Belgami na kolację. Ponieważ jest to miejsce oblegane przez turystów, z których większość dojeżdża tu samochodami i autokarami, zamiast tanich knajpek dla wędrowców są jedynie dosyć drogie restauracje. Wybieramy jedną z nich. Gdy tak siedzimy przy elegancko zastawionym stole w spodenkach, tiszertach i zakurzonych butach, z białą serwetką rozłożoną na kolanach, myślę sobie jak dalekie jest to od naszych dotychczasowych górskich doświadczeń. Kiedy jeszcze w czasie rozmowy Ives, sam będący historykiem sztuki, z zainteresowaniem zaczyna mnie wypytywać o szczegóły mojego doktoratu, a ja, odpowiadając, skupiam się na układaniu okrągłych i zgrabnych zdań po angielsku, zabawność tej całej sytuacji uderza mnie ze zdwojoną siłą.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 11:46
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20067.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20066.JPG
Dwumetrowy mnich.

http://ouh.home.pl/img/100_0652.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0655.jpg

zdzicho alboom II
16-02-2011, 11:56
Wstajemy znowu wcześnie - chcemy przed wyjściem w drogę zdążyć do cerkwi na mszę. Z zaciekawieniem obserwujemy prawosławny obrządek, cała msza wyśpiewywana jest niskimi głosami przez mnichów
Idziemy do kawiarni obok monastyru, zamawiamy zestaw śniadaniowy złożony z chleba, syrene, dżemu i kawy. Porcja jest dość obfita, więc z tego co zostaje robimy kanapki na potem, szkoda byłoby takiego dobrego sera. Przy śniadaniu zagaduje nas dwójka Niemców z Freiburga. Zauważyli nasze buty i plecaki i chcą porady, co można zwiedzić w górach, przyjechali tu aż na 5 tygodni, ale nie mają konkretnych planów. Tata rozkłada więc swoje mapy i szkicuje im palcem różne warianty wycieczek. Jest to już nasz trzeci pobyt tutaj, w dodatku za każdym razem tata długo i skrupulatnie opracowuje nasze wyprawy, więc jego wiedza i doświadczenie robią na Niemcach duże wrażenie. Niemcy są bardzo sympatyczni, zostają jeszcze trochę przy naszym stoliku i umawiamy się, że może spotkamy się wkrótce na festiwalu jazzowym w Bansku.

Detale Rilskiego Monastyru.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20069.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20073.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20074.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20076.JPG

zdzicho alboom II
16-02-2011, 11:58
http://ouh.home.pl/img/DSC_7307.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7308.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7309.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7310.jpg

zdzicho alboom II
16-02-2011, 12:01
http://ouh.home.pl/img/DSC_7311.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7312.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7313.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7314.jpg

zdzicho alboom II
16-02-2011, 12:02
http://ouh.home.pl/img/DSC_7315.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7322.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7323.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7324.jpg

zdzicho alboom II
16-02-2011, 12:03
http://ouh.home.pl/img/DSC_7332.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7333.jpg


http://ouh.home.pl/img/DSC_7334.jpg


http://ouh.home.pl/img/DSC_7335.jpg

carnivalka
16-02-2011, 12:04
A czy noclegi w Monastyrze Rilskim należy rezerwować ,czy znajdą się wolne miejsca dla każdego pielgrzyma..
Widziałam już to miejsce nieraz wirtualnie,ale Ty ZA II :blush: narobiłeś mi porządnej ochoty.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 12:05
Takie zdjęcia można okupić co najmniej ich stratą.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7325.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7326.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7327.jpg

zdzicho alboom II
16-02-2011, 21:39
Carnivalko, uważam,że Monastyr Rilski powinnaś zobaczyć. Koniecznie!
Z noclegiem w samym monastyrze nie powinniście mieć kłopotów.
Jest kilka kempingów wokół Monastyru i one są tańsze i lepsze do nocowania.
Będę o nich jeszcze pisał.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 21:49
To mi przypomina mózg, taki mało rozwinięty.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7316.jpg


Ale to jest masyw Riły z lotu ptaka.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 22:42
Kemping Bor

W pobliżu Rilskiego Monastyru można przenocować w jednym z dwóch kempingów - w Zodiaku lub w Borze.
One są mniej więcej w tej samej cenie.
Zodiak ma lepszą restaurację i ma lepszy parking, ale w Borze jest więcej przyrody. Mnie się bardziej podoba Bor i dlatego go wybierałem w 2008 i 2009 roku.

Jest rok 2008.
Siadamy w barze i zamawiamy po piwie. Kelnerka obsługująca nas nie może sobie poradzić z czkawką, mimo to nie przerywa pracy. Na jedzenie niestety nam już nie starcza pieniędzy, mieliśmy odliczone lewa tylko na ostatni toast i małą rezerwę na podróż. Ale mamy jeszcze trochę zapasów: zupki chińskie, sporo kiełbasy i paczkę chleba, część zjadamy na kolację, resztę zostawiamy na podróż do Warszawy. Widząc jak odliczamy na dłoni pieniądze grupa Polaków podróżujących z dziećmi (głównie po Grecji) przysiada się do nas i stawia nam wino. Zamawiają też dodatkową porcję sera i częstują nas, rozumiejąc najwyraźniej że jesteśmy turystami u kresu podróży. Przy stoliku siedzi też para Francuzów z Bretanii. Palą papierosa za papierosem, rozkoszując się niskimi cenami tytoniu w Europie wschodniej. Gdy jedno z polskich dzieci zwraca uwagę, że Francuz właśnie wypala czwartego, ten prosi, żebym małemu Polakowi wytłumaczyła, że we Francji jest drogo i wreszcie się może do woli napalić. I tak skleconą brygadą spędzamy porządnie zakrapianą ostatnią, zieloną noc. Sympatyczni Polacy stawiają kolejne kolejki rakiji, która wyśmienicie wlewa się w gardło, Francuzi częstują tanimi papierosami. Dzieci już dawno poszły spać, a my wszyscy… umacniamy przyjaźń polsko-francuską, jakżeby inaczej. Pijemy za Rewolucję i Napoleona, choć za tego ostatniego Francuzi z większą rezerwą niż Polacy.

W roku 2009 gdy nie mogliśmy się wydostać z Dupnicy, wzięliśmy taxi, stargowaliśmy z 40 do 30 lewa, a za oknem taxi ulewa, oberwanie chmury, piorun uderzył tuż obok nas, aż zatrzęsło samochodem. Minęliśmy Rylski Monastyr i dojechaliśmy prosto do kempingu Bor.

Dostaliśmy tu dwa domki.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7292.jpg

http://ouh.home.pl/img/DSC_7293.jpg

Takich domków jest tu dużo.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7303.jpg


A trochę wyżej są domki większe i ładniejsze.
Na dole na trawce wokół jest parking.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 22:46
http://ouh.home.pl/img/DSC_7297-1.jpg

Recepcja.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20053.JPG

Domek w środku.

http://ouh.home.pl/img/P7310866.JPG

A rano śniadanie.

zdzicho alboom II
16-02-2011, 22:49
http://ouh.home.pl/img/DSC_7295.jpg

Ubikacja.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7296.jpg

Łazienka.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20057.JPG

Umywalka.

Wieczorem poznajemy sympatyczną parę chemików z Łodzi Pawła i Mariolkę podróżujących samochodem z namiotem przez Rumunię nad morze bułgarskie. Półlitrowa butelka Słonecznego Brzegu kosztuje tyle samo co dziesięć 50-tek. Nie opłaca się kupować całej butelki. Zaprzyjaźniamy się 50-tkami.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20058.JPG

Ubikacja i łazienka z zewnątrz.

Marko
17-02-2011, 06:45
Z pogodą bywa różnie Alboom

zdzicho alboom II
17-02-2011, 10:25
Zwiedzając Rilski Monastyr można też przenocować na Kiriłowej Polanie.
Nocleg ten jest w stylu komunistycznym i ma tę zaletę, że tam zaczynają się szlaki do zasłonu Kobilino Braniszte i do hiży Ribni Ezera.
Jest rok 2007.
Idziemy z Rilskiego Monastyru asfaltową drogą w kierunku Kiryłowej Poliany. Słońce pali, jest prawie południe. Droga po asfalcie nie jest przyjemnością, więc próbujemy łapać stopa. Trafiamy na turystów francuskich podróżujących samochodem kempingowym. Jak widać, turyści zagraniczni nie są tu rzadkością, można nawet powiedzieć, że tutejsze rejony Bułgarii stają się popularnym celem wypadów wakacyjnych dla Francuzów, Belgów, Holendrów, Niemców. Wydaje się, że jako kraj z byłego bloku radzieckiego Bułgaria stanowi namiastkę egzotyki dla europejczyków poszukujących nowości i chyba nie bez znaczenia jest, że zarówno poznani przez nas Belgowie jak i Niemcy byli albo naukowcami, albo nauczycielami, albo dziennikarzami.
Samochodem kempingowym docieramy do samej Kiryłowej Poliany. Polana jest przepiękna, otoczona przez las, obrośnięta malinami, a z niej wspaniałe widoki gór jak na wyciągnięcie ręki.

http://ouh.home.pl/img/100_0667.jpg

Jest jeszcze wcześnie, ale postanawiamy zatrzymać się tu do jutra i dobrze wyspać po trudach wczorajszego dnia. W planach mamy kolejne dni przez góry, z dala od oddechu cywilizacji, więc tu nabierzemy sił.
Załatwiamy nocleg w bazie turystycznej Jawora – 10 lewa od osoby.

http://ouh.home.pl/img/100_0661.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0663.jpg

Uprawitel prowadzi nas do bazy turystycznej Jawora.

Jest to duży obiekt składający się z kilku dużych baraków. W każdym baraku jest po kilka pokoi 2-3 osobowych. W oddzielnych barakach jest restauracja i łazienka z ubikacjami. Po załawieniu noclegu wracamy do baru na skrzyżowaniu dróg. Jemy kiufte, chleb z grilla, sałatkę szopską, wszystko razem jedynie za 10 lewa. Spędzamy resztę dnia popijając piwo i rakiję i grając w scrabble.

http://ouh.home.pl/img/100_0674.jpg

zdzicho alboom II
17-02-2011, 11:26
Wychodzimy o 8-mej rano, naszym celem jest schron Kobilino Braniszte.
Widoki z drogi:

http://ouh.home.pl/img/100_0686.jpg
Zabytkowa biała brzoza.

http://ouh.home.pl/img/100_0696.jpg
Jezioro Suche.

Niebo jest bezchmurne, po czterech godzinach wspinaczki dochodzimy bez żadnych przygód.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 12:11
Na zewnątrz.
Rozglądamy się po miejscu, w którym mamy zostać na noc. Schron górski tym różni się od schroniska, że oferuje jedynie miejsce do spania i dach nad głową, nie ma zaś żadnej obsługi, bieżącej wody, kuchni, ani prądu.

http://ouh.home.pl/img/100_0709.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0710.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0713.jpg

A to jest ubikacja.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:41
Wewnątrz
Na dwupiętrowych drewnianych pryczach przygotowane są koce.

http://ouh.home.pl/img/100_0700.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0702.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0703.jpg

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:42
http://ouh.home.pl/img/100_0708.jpg

O tym, że jednak jakieś oko czuwa nad docierającymi tu wędrowcami świadczy też apteczka na ścianie wyposażona w plastry, bandaże, wodę utlenioną, a nawet nieprzeterminowane tabletki od bólu głowy.


http://ouh.home.pl/img/100_0711.jpg

http://ouh.home.pl/img/100_0712.jpg

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:46
Studium socjologiczne.
Po godzinie od naszego przybycia na niebie stopniowo zaczynają gromadzić się chmury i nasila się wiatr. Do schronu dociera kilkuosobowa grupa Bułgarów. Jedna z Bułgarek, mówiąca płynnie po angielsku i po rosyjsku, mówi nam, że prognozy pogodowe są złe. Po południu ma zacząć intensywnie padać, zapowiadane są też burze i tak ma być aż do wtorku, w niedzielę zaś i w poniedziałek w ogóle nie powinno się być w górach. Niepokojące. Wygląda na to, że jesteśmy tu uziemieni na parę dni, w dodatku na odludziu i wcale nie wiadomo czy w do końca bezpiecznym miejscu. Postanawiamy jak najszybciej się spakować i uciekać z powrotem na dół do Kiryłowej Poliany. Jesteśmy jednak trochę zdezorientowani, bo wzdłuż naszej ewentualnej drogi już wyraźnie ciągną granatowe chmury. Z drugiej strony wolelibyśmy uniknąć kilku dni samotnie spędzonych w górach wśród ulewnego deszczu i grzmotów. Ruszamy zatem w dół, biegiem, o ile to możliwe. Serce bije mi mocno z wrażenia i ze strachu. Zaczyna kropić, potem coraz wyraźniej padać, a my z każdym krokiem oddalamy się od schronu. Deszcz zaczyna się mieszać z gradem, a gradowe chmury zazwyczaj przynoszą burzę. I rzeczywiście, po chwili nad naszymi głowami rozlegają się grzmoty. Panika. Jesteśmy już z 10 minut od schroniska, na odsłoniętym terenie, wysoko w górach. Zmierzać dalej do przodu czy wracać? Gdy słyszę nad sobą kolejny grzmot, puszczają mi nerwy, zatrzymuję się i zaczynam płakać. Tata decyduje więc, że wracamy. Odwrót i z powrotem w górę, znowu biegiem. Wokół błyska i grzmi. Śniadanie jedliśmy już dawno temu, więc teoretycznie powinniśmy mieć mniej sił, ale adrenalina robi swoje. Biegnę ile sił w płucach, głośno dysząc. Wreszcie dobiegam do schronu, po jakichś dwóch minutach jest i tata.
W schronie czekają już Bułgarzy, mówią pocieszająco, że i oni zostaną tu na noc. To dobrze, w więcej osób zawsze raźniej. Siadamy na piętrowych pryczach i tak zostajemy w bezruchu przez jakiś czas, trochę oszołomieni. Mnie trzęsą się z emocji ręce, więc staram się pocieszyć dwiema tabletkami ziołowymi na uspokojenie - jak się okazuje i one mogą znaleźć ważne zastosowanie w górach. Deszcz i burza nie ustają. Do schronu dociera jeszcze para Serbów i para Niemców. Z pięcioma Bułgarami i nami jest nas w sumie 11 osób zamkniętych w małej chatce w środku gór na kilka dni, bez prądu, wody i tylko z zapasem swojego jedzenia. Policzyłam nasze jedzenie: mamy jeszcze 5 chlebów, 9 zupek Gorący Kubek Knorra, jedną dużą torebkę barszczu Knorra, która starczy na kilka porcji, 4 pasztety, 8 batoników müsli. Z głodu nie umrzemy, ale gdybyśmy musieli tu zostać ze trzy dni, jak zapowiadają, to będziemy musieli dozować jedzenie, a to, choć pachnie przygodą, to jednak trochę niepokoi. Po pół godziny burzy i deszczu robimy się jeszcze bardziej otępiali. Wyciągamy śpiwory, najlepiej teraz ciepło się w nich zagrzebać i trochę zdrzemnąć. Nagle śmieszna sytuacja. Koło schronu, nawet do niego nie wstępując, przechodzą 2 lub 3 osoby lekko ubrane i, zupełnie nie przejmując się paskudną pogodą i ewentualnymi niebezpieczeństwami, idą dalej szlakiem. Jeden z nich tylko zagląda do środka i pyta czy nie zostały tu jego okulary. Rzeczywiście wiszą na ścianie koło apteczki przyciemnione okulary. Chwycił je i zadowolony ruszył dalej.
Staram się zajmować głowę różnymi myślami. Sytuacja nasza jest socjologicznie bardzo ciekawa. 11 osób w zamkniętym pomieszczeniu ma spędzić razem parę dni. Póki co każdy trzyma się raczej swojego stada, nie ma jeszcze między nami komitywy. Bułgarów jest najwięcej, są tu więc najsilniejsi. Serbowie wspinają się na górne łóżka i tam sobie siedzą. Niemcy przytuleni do siebie zajmują mały kawałek pryczy w rogu. Po kilku godzinach jednak relacje między tymi podgrupami na pewno by się zagęściły. Czy mogłaby się też rozwinąć jakaś bardziej zaawansowana mini organizacja społeczna? Co by ją mogło stworzyć? Wiedza i doświadczenie, dostęp do informacji mogłyby wyłonić jakiegoś tymczasowego lidera. Jeden z Bułgarów ma przecież radyjko i słucha informacji o pogodzie. Pogoda i spokój ducha, poczucie humoru, otwarcie, odwaga też mogłyby skupić uwagę reszty wokół niektórych. Potencjalni kandydaci to tata i ja, ale ja teraz jestem w rozsypce. Inna ważna kompetencja to np. znajomość języków - tata zna rosyjski, ja niemiecki i angielski, Bułgarka - angielski i rosyjski. Niemcy byliby raczej zawsze zależni od innych jako obcy w kraju słowiańskim. Rozglądam się po schronie. Jest jeden drewniany stół i 2 taborety. Nie wszyscy mogą z niego korzystać naraz, nie można też przy nim wiecznie przesiadywać. Stół zatem, jako dobro ograniczone, także wymuszałby pewną organizację. A woda? Najbliższy potok jest dopiero 10 minut drogi stąd. Zorganizowanie wyprawy po wodę mogłoby być istotnym źródłem grupowej solidarności.
Nagle w schronie robi się jaśniej. Na niebie coraz większe fragmenty czystego błękitu. Wychodzę i 3 metry ode mnie, jak na wyciągnięcie ręki rozciąga się przepiękna tęcza, nie widziałam jeszcze czegoś takiego. Jeden z Bułgarów, duży i silny, od razu wkłada kurtkę i plecak, żegna się i wychodzi. My jesteśmy znowu zdezorientowani. Czy to chwilowe przejaśnienie czy może dłuższe i zdążylibyśmy zejść do Kiriłowej Poliany? Serbowie zaczynają zbierać manatki i mówią, że idą w dół. Serb przekonuje mnie, że ciężkie chmury odchodzą od nas i zaczyna się ładna pogoda. Trudno mi w to uwierzyć uwzględniając powtarzające się złe prognozy. Nie powinniśmy tu jednak zostawać, więc chyba warto zaryzykować, wykorzystać okazję i ruszyć razem z Serbami. Pakuję wszystkie metalowe rzeczy, aparat fotograficzny, lornetkę, komórki i elektryczną szczoteczkę do zębów głęboko do plecaka.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:50
Wychodzimy. My znamy już drogę więc idziemy przodem. Staram się narzucić szybkie tempo marszu, bo choć niebo jest teraz zupełnie niespodziewanie czyste, z dala na horyzoncie znowu pojawia się biała czapa i nie wiadomo, co się z niej rozwinie w ciągu najbliższych dwóch godzin. Wąziutka i często dość stroma ścieżka jest całkiem podmokła i, co gorsze, śliska, chwilami wręcz zamieniła się w potok. Po pół godziny marszu i przedzierania się przez mokre krzaki jagód i kosodrzewiny mam już buty i spodnie całe nasiąknięte wodą.
Po ponad dwóch godzinach dochodzimy wreszcie na dół, przemoczeni ale szczęśliwi, że już bezpieczni.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:52
Wita nas poznany już wczoraj Bułgar z baru, cieszy się, że wróciliśmy. Mówi, że na dole nie wyglądało to wszystko dobrze, piorun trafił nawet w jedną z gór i zapaliły się drzewa. Zamawiamy u niego przede wszystkim dwie rakije (po 100 ml), Kamenicę i Sprita, a do tego 4 kebabcze, 4 chleby z grilla i 2 sałatki szopskie, wszystko razem za 15 lewa. Przebieramy się w suche ubrania, zmieniamy opatrunki na stopach, najadamy się i uspokajamy. Barman zaprasza nas do małej świetlicy do środka, tam jest cieplej. Przysiadają się jeszcze Serbowie. Dzień był pełen wrażeń, więc tata wlewa w siebie kolejne rakije – tym razem już domaszni wyrób gościnnego barmana. Wreszcie każę tacie wstawać, musimy jeszcze przejść przez las 0,5 km do naszego kempingu, a robi się już ciemno.
Wolno, kulawo, z rozwieszonymi na plecakach mokrymi skarpetami, ale dochodzimy. Tata odnajduje uprawitela, ten nas prowadzi do pokoju, tego samego co wczoraj. Fakt, że ulokowani zostajemy w tym samym pokoju, umyka jednak tacie, w którego głowie wciąż silny jest szum rakiji. Nie chce się rozpakowywać, przekonany, że wciąż jesteśmy w pokoju uprawitela i dopiero czekamy, aż nas zaprowadzi dalej. Jednocześnie przykuwa jego uwagę ciekawy szczegół na dywanie, mianowicie resztka talku. W głowie taty narasta prawdziwe zdziwienie: czyżby uprawitel także używał talku do stóp? No cóż ... I z taką błogością ducha, pozwala się przekonać, że to nasz wczorajszy pokój, a talk to ślad po naszej porannej operacji przygotowywania stóp do długiej drogi. Idziemy spać, za oknem leje, a my zasypiamy jak niemowlęta.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:57
Poranny plan na dzisiaj to dostać się do Banska. Tam będziemy spokojnie obserwować pogodę i jak się uda, jeszcze raz pójdziemy w Pirin i spróbujemy wejść na Wichren.
Trudno się jednak wydostać z naszego kempingu, strasznie leje i nie wygląda na to, żeby miało przestać. Gotujemy sobie na prymusie wodę na herbatę i kawę, robimy śniadanie z naszych zapasów. Większość ubrań mokrych, nie bardzo mam się w co ubrać. Tata pogadał z uprawitelem, za 10 lewa jakiś człowiek może nas zawieźć 7 km do Rilskiego Monastyru. Stamtąd planujemy pojechać autobusami do Banska. Iść w takim deszczu nie ma sensu, na złapanie stopa są małe szanse, 10 lewa po przemyśleniu wydaje się zatem ceną do przyjęcia.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 13:58
Wysiadamy na parkingu przy monastyrze i próbujemy zorganizować dalszą drogę na Bansko. Taksówkarz chce nas tam zawieźć natychmiast, za 100 lewa. Nam się natomiast nie spieszy, wolimy poczekać na autobus. Kobieta pracująca przy monastyrze mówi nam, że będzie autobus do Riły o 15.00, czyli za 3 godziny. Stamtąd o 15.50 mamy inny do Błagoewgradu i stamtąd już do Banska. Idziemy zatem spędzić te 3 godziny w jakimś suchym i ciepłym miejscu. Jak już pisałam jednak, w okolicy Rilskiego Monastyru nie ma taniego miejsca, w którym górski turysta mógłby zjeść i schronić się przed złą pogodą na parę godzin. W jednej restauracji nie pozwolono nam zamówić jedynie piwa i frytek, musieliśmy się wynieść na zewnątrz, pod parasole.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 14:10
Jest rok 2008
Pieszo wybieramy sięz Monastyru do Kiryłowej Polany.
Szlak żółty skraca serpentyny szosy.

http://ouh.home.pl/img/P7310894.JPG

Celem jest odwiedzenie w tamtejszym barze na kempingu naszego znajomego z zeszłego roku.


Udaje nam się to. Oto on.

http://ouh.home.pl/img/379%20Bor.jpg

http://ouh.home.pl/img/375%20Kiry%B3owa%20P..jpg

Widok z Kiryłowej Polany.


Z Kirilowej Polany robimy około godzinny rekonesans szlakiem żółtym w kierunku hiży Ribni Ezera.

http://ouh.home.pl/img/380%20Bor.jpg

Pod wieczór jesteśmy z powrotem na naszym kempingu w Borze.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 15:40
http://ouh.home.pl/img/P7300819.JPG

To jeszcze Rilski Monastyr


http://ouh.home.pl/img/P7300820.JPG

Po drodze mijamy hotel Carew Wrh.

http://ouh.home.pl/img/P7300841.JPG

To już domki kempingu Bor


Cała droga trwa 10 -15 minut.

zdzicho alboom II
17-02-2011, 17:37
Patrzę na mapę Riły i sięgam pamięcią - o czym to jeszcze nie napisałem.
Ano jest jeszcze fragmencik.
Sięgam pamięcią jeszcze głębiej i oto ten fragmencik.

Jest rok 2009 w Kompleksie Maliowica.
Rano jest zachmurzenie, ale z przejaśnieniami. Wychodzimy o 8.30. Idziemy w kierunku zasłonu Kobilino Braniszte - tak nam się przynajmniej wydaje.

http://ouh.home.pl/img/DSC_7284.jpg

Widok na szczyt Maliowica.

Półtorej godziny tracimy gubiąc szlak już na samym początku. Od naszego schroniska wychodzą żółty, czerwony, niebieski i zielony. Po dojściu do szosy zielony ginie. Długo go szukamy, w końcu wnioskujemy z mapy, ze mógł odchodzić od schroniska w innym kierunku.
Rzeczywiście. Należy odbijać w las w lewo naprzeciw hotelu Maliowica. Szlak od razu idzie stromo w górę przez las. Droga bardzo ładna, pogoda słoneczna. Przekraczamy strumyk.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20016.JPG

Były niewielkie trudności.

Idziemy lawiniskiem.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20037.JPG

Jesteśmy 30 minut od jeziora Junczewo, gdy zaczynają nadciągać mocne chmury, zaczyna padać! Zrobiliśmy 2,5 godziny, wycofujemy się. Postanawiamy spróbować dotrzeć do Monastyru Rylskiego. Wracamy do Kompleksu. Jest 13-ta. Najbliższy autobus do Samokowa jest o 16.40.

Na parkingu zagadujemy jakieś małżeństwo. Mówią, że jadą 4 km w dół. Zastanawiamy się, czy się z nimi zabrać. Do Gowedarci, najbliższego miejsca skąd jeżdżą autobusy, byłoby jeszcze 10 km. Dziękujemy. Z drugiej strony czekać tu na parkingu aż ktoś będzie jechał? To może potrwać godziny. Autobus jest za późno. Droga daleka. Jednak decydujemy się powoli iść w dół. Parę metrów przechodzimy i stoi samochód. Sympatyczny gość się myje. Okazuje się jednak, że jedzie do samego Samokowa (ok. 30 km) i nas zabierze, tylko dokończy się myć. Mówi, żeby wziąć plecaki na kolana, bo bagażnik jest pełny. W środku pięknie pachnie sosną. Okazuje się, że człowiek ten jeździ do lasu, wdrapuje się na drzewa i zbiera szyszki, z których robi miód. Mówi też, że jest jeden problem. Odtwarzacz CD puszcza mu tylko jedną piosenkę. Cały czas tę samą. „It's complicated. You know it is. It's over. I blame you.” Jakoś tak. W dół słucha tej piosenki, w górę innej. Super fajny gość.
W Samokowie o 14.20 mamy autobus do Dupnicy przez Saparewą Banię. (5 lewa).

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20042.JPG

zdzicho alboom II
17-02-2011, 20:12
Patrzę znowu na mapę Riły i sprawdzam, gdzie jeszcze nie byliśmy.
Dużo jest takich szlaków.

1 .Cała Riła Wschodnia.
Kostenec – hiża Bełmeken – hiża Grynczar – hiża Semkowo.

2. Cała główna grań Riły.
Gowedarci – Hiża Meczit – zasłon Kobilino Braniszte – hiża Ribni Ezera – hiża Makedonia - Razłog.

3. Cała główna grań Riły płn. zach.
Z. Kobilino Braniszte – hiża Maliowica.

4. Kilka dojść łącznikowych w rejonie Kobilino Braniszte, np. Kobilino Braniszte - Junczewo Ezero - Kompleks Maliowica.

Zrezygnuję tylko z 3. bo to jest nieprzyjemny kawałek.
Między hiżą Ribni Ezera a hiżą Makedonia w 2. jest bardzo długi kawał, raczej zrezygnuję z tego.
Ale pierwsza część 2. jak najbardziej i to w pierwszej kolejności.
1. Chętnie, ale nie bardzo jest z czym połączyć taką 3 – 4 dniową wycieczkę.
4. Przy okazji w połączeniu z innymi szlakami

zdzicho alboom II
17-02-2011, 22:17
Na okoliczność zakończenia wędrówki po Rile...
Moje wiersze o miastach w Pirinie

Melnik
Pozdrowienia z Melnika,
Gdzie z kranu wino sika.
Z Melnika pozdrowienia,
Gdzie woda w wino się zmienia.

Kordopoulova Kaszta
Degustację świetną masz tam.
Kaszta Kordopoulova
Z degustacji słynie owa.

Mieszkałem w Rimskim Moście
O namiary mnie proście.
W Rimskim Moście mieszkałem
I świetnie się tam miałem.


Bansko
Bańsko to śliczne miasteczko w górach,
Widać tam szczyty spowite w chmurach.

Bańsko to w górach śliczne miasteczko,
Jest położone nad czyściutką rzeczką.

Bańsko to w górach miasteczko śliczne,
Można tam zwiedzić knajpeczki liczne.

Śliczne miasteczko w górach to Bańsko,
Można zabawić się tam szampańsko.


Sandanski
Miasto Sandanski to uzdrowisko,
Można tam leczyć niemalże wszystko.

Jest z Ciechocinkiem porównywalny,
Choć jest to frazes raczej banalny.

Sandanski w górach jest położony,
A najwyższym wzniesieniem Ciechocinka jest tężnia.


A wiersz na okoliczność zdobycia Musały jest w poście 147.

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:21
No to zostały jeszcze Rodopy.

Rodopy to bardzo obszerne góry, jak nasze Beskidy.
Po długim planowaniu wybraliśmy jeden najciekawszy rejon.
Będziemy tu z Małgosią opisywać tę wyprawę chronologicznie.
.
Wyruszyliśmy w roku 2009 z Banska.

O 8.30 ruszamy do Goce Dełczew. Gdy zbliżamy się do Rodopów, robi się coraz dziwniej. Dość trudno to opisać. Jakbyśmy zaglądali do jakiegoś nieco bardziej niż na co dzień diabelskiego i prymitywnego świata. Jakbyśmy byli goszczeni przez złe plemiona barbarzyńskie, krwiożercze i jednocześnie jakieś magiczne.
W centrum Goce Dełczew zaraz przy dworcu przy ul. Kabała jest synagoga.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20261.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20262.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20263.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:22
Dziś w synagodze jest punkt naprawy, stragany itp.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20264.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20266.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20274.JPG

Na bramie klepsydra informuje o 5-tej rocznicy śmierci Rafaela Chaima Baruchowa.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20278.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:24
Przy głównym deptaku widać ślady dawnej ledwo rozkwitłej drobnoburżuazyjnej świetności. Kamieniczki wybudowane w latach 1925- 1927.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20268.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20269.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20270.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:25
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20271.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20272.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20273.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:26
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20279.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20280.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20281.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:26
Dziś miasteczko zdaje się być zdominowane przez ludność cygańską bądź muzułmańską.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20283.JPG

Ciemne jak węgiel białe twarze. Chusty na głowach. Wiele kobiet w bardzo charakterystycznym lokalnym stroju: spodnie, fartuszek, płaszcz z troczkiem, chustka na głowie, pantofelki.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20284.JPG

Czy zaraz spod ziemi zaczną wypełzać wielkie jaszczurki, żmija , a dworcowe wiedźmy zaczną rzucać klątwy?

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:28
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20285.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20286.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20287.JPG

Okazuje się, że autobus do Teszeł a nawet do Dospat w ogóle nie jeździ z powodu, jak się później dowiadujemy, małej ilości pasażerów. Jedyne miejsce, do którego możemy dojechać to Satowcza, bo autobus jedzie do Waklinowa. Można wziąć też taksówkę, bardzo zapewne drogą, bądź łapać stopa. Wybieramy autobus.

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:29
Kierowca autobusu słysząc, że chcemy dostać się do Dospat podrzuca nas jeszcze dalej na trasę za Satowcza i wystawia na rozstaju dróg na skrzyżowaniu na Dospat w szczerym polu.
Stajemy zaraz za skrzyżowaniem, pod drzewem zjadamy coś w rodzaju lunchu. Zaczynamy łapać stopa i jeden z pierwszych samochodów udaje nam się zatrzymać.
Piękna kobieta z małym chłopcem ufnie nas zabiera, na tylnym siedzeniu leży jej torebka. W mijanych miejscowościach są meczety z minaretami z nowymi blaszanymi dachami na cienkich wieżyczkach. Jesteśmy na płd. zachodzie Bułgarii, to mniejszość muzułmańska zdaje się dość liczna.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20288.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20289.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20290.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20291.JPG

Wielkie Bałkany zamieniają się w drobne pagórki. Zagłębiamy się w Rodopy. Wysiadamy w centrum Dospat na awtogara Dospat, który nie funkcjonuje i jest w rozsypce.
Mężczyźni kurzący papierosy, niedaleko przy stoliku, wskazują nam kierunek naszej dalszej drogi - zaraz obok jest skrzyżowanie i szosa do Dewin.

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:31
Niebawem łapiemy następnego stopa (młodego chłopaka) i pytamy czy do Borino. Tak. W Borino pytamy czy może do Teszeł. Tak. W Teszeł czy może do Trigrad. Ale aż tak dobrze już nie ma. Wysiadamy w Teszeł, idziemy „na peszeł” to 11 km. Po drodze mijamy turisticzeską spalnię, gdzie według planu mieliśmy nocować, ale jest dopiero 14-ta, chcemy więc jechać dalej do Trigrad. Stoimy przy drodze stoimy, ponad pól godziny,słońce pali, nikt się nie zatrzymuje. Dopiero jak ruszamy zatrzymują się sympatyczni Bułgarzy z Sofii. Na odcinku Teszeł – Trigrad góry rodopskie udowadniają, że są czymś więcej niż łagodną wersją Riły i Pirinu. Wielkie, potężne i wysokie na kilkadziesiąt metrów bloki skalne zwisają nad wąską drogą, po drugiej stronie drogi wartko płynie Trigradska Reka. Czasem rzeka znika pod ziemią, a skały tworzą wąwóz bądź zamykają się w tunel. Mocne wrażenia, piękne widoki. Tu postanawiamy szukać noclegu. Zaraz po wyjściu z samochodu widzimy kobietę handlującą przy drodze strojami regionalnymi i wyrobami własnej roboty.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20292.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20293.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20294.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20295.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:33
Zagadujemy na temat noclegu. Ma dla nas nocleg tuż obok - kwaterę z łazienką za 12 lewa/os.
pięknie urządzoną na ludowo z taką np. ręcznie wykonaną tablicą atrakcji przyrodniczych w okolicy. Widać, że chętnie przyjmują turystów.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20331.JPG

Turystów, patrząc później po stolikach, w sumie ok. 20-30, ale to niewielka miejscowość.
Wokół domku jest piękny ogródek.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20296.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20297.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20298.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:34
A z domku piękny widok.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20299.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20300.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:35
Z atrakcji są tu blisko jaskinie, via ferrata, parę knajpek i hoteli, muzeum. Warto tu zajrzeć w czasie przejażdżki samochodowej po Bułgarii, ale to też dobry punkt wylotowy do wędrówki po Rodopach.
Zaplanowałem zwiedzić jaskinię Diabelskie Garło, bo to niedaleko.
Do jaskini idzie się szosą, tą samą którą przyjechaliśmy z Teszeł.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20306.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20309.JPG

Patrząc na mapę Rodopów zach. przed wyjazdem miałem wrażenie, że na odcinku od Trigradu do Diawołsko Garło i dalej do Trigradsko Żdrieło i Jagodiny są dwa równoległe szlaki czerwone w odległości kilkudziesięciu metrów, ale naprawdę jest tylko jeden szlak czerwony, a na mapie czerwony jest rozdwojony chyba dla zmylenia turystów. Z tym że w terenie jest jeszcze szlak niebieski, którego z kolei nie ma na mapie.

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:39
Jesteśmy przed jaskinią.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20313.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:41
Idzie się w górę. I są poręcze.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20314.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20315.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20316.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20317.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 19:42
Do Jagodinskiej Pesztery nie poszliśmy, bo to trochę daleko i drogowskazy są mylące.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20304.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20305.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20307.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20308.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:04
Pozostałe atrakcje, ale tylko tablice informacyjne, nie byliśmy tam, bo spieszno nam było dalej i wyżej.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20310.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20311.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20312.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20301.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:05
To jest jakieś muzeum finansowane z projektu unijnego, ale nie mogę sobie przypomnieć jakie.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20302.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20303.JPG

Projektów unijnych namnożyło się w Rodopach, ot choćby szlak niebieski.
Żeby jeszcze zrobili jakąś sensowną mapę.

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:06
Tu też są muzułmanie.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20325.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20326.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20327.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:07
Kolację zjedliśmy w knajpie z krową

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20322.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20323.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20324.JPG

A deser w pokoju

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20329-1.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:08
Wstajemy o 7.00, śniadanie, kawa, gospodyni straszy nas, że ma padać, niebo w chmurach, ale wychodzimy. Powietrze pachnie zimą. Od wsi skręcamy za drogowskazem i pniemy się drogą pochodzącą z czasów rzymskich w górę trawersem, po czym wychodzimy na polanę i idziemy po równym przez wzgórza.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20332.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20333.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20334.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20338.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:10
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20339.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20340.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20341.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20342.JPG

zdzicho alboom II
18-02-2011, 21:12
Ścieżka czasem gubi się wśród traw i kamieni, bądź rozdziela na wiele ścieżek, dlatego ważne by tu iść z nosem niemalże przy znakach. Szlak czerwony, którym idziemy rozciąga się między hiżą Trigradski Skali a wsią Mugła. Przejście nim trwa 6 godzin jak wskazuje drogowskaz.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20321.JPG

carnivalka
18-02-2011, 21:38
Bardzo mi się podoba Twój sposób na podróżowanie Zdzicho=Alboomie.

zdzicho alboom II
19-02-2011, 08:22
Dziękuję Ci Carnivalko.
Przeczytałaś od deski do deski?

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:27
Szlak czerwony pokrywa się ze szlakiem niebieskim „europejskim” prowadzącym dalej do wsi Geła. Idąc od Trigradu do szlaków dołącza po jakimś czasie inny szlak niebieski prowadzący od Dospatu. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany, nowymi czerwonymi (i niebieskimi) plastikowymi tabliczkami. choć równoległe oznakowanie drogi na czerwono i niebiesko wprowadza pewne zamieszanie.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20343.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20349.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20366.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20362.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:32
Trzeba pilnować, by zawsze w końcu dojrzeć znak czerwony, a nie iść tylko za znakami niebieskimi, które raz wywiodły nas w kierunku na Dospat (albo przeciwnym) i musieliśmy zawracać.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20364.JPG

W tym miejscu, w którym się zgubiliśmy był jakiś mało czytelny stary znak niebieski, którego nie zauważyliśmy.

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:33
Postój z przekąską przy wodopoju

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20346.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20347.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20348.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20363.JPG

Było mglisto tego dnia, będzie padać ale tylko trochę, na szczęście.

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:34
Sesja zdjęciowa wśród drzew i traw.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20352.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20353.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20354.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:35
Dalszy ciąg sesji zdjęciowej wśród drzew i traw.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20355.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20358.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20360.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:36
Dzielne drzewo

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20367.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20370.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20371.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:37
Szlak zaczyna wieść wśród wielkich bloków skalnych, w pewnym momencie zamykających się w skalną bramę. Biały piasek i biały czysty kamień. Tu zaczyna padać, a nad naszymi głowami rozlegają się grzmoty, na szczęście bez piorunów.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20377.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20378.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20379.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20389.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:38
Przez 0,5 godziny idziemy w deszczu i wśród grzmotów, wreszcie udaje nam się jakoś odejść od burzy. Od Trigradu do Czairskich Ezer idziemy 4 godziny. Jest tu turystyczna noclegownia. Ale same jeziora to raczej bagniska, jako specjalny cel wyprawy niewarte fatygi.

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20380.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20381.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:39
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20382.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20383.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20384.JPG

zdzicho alboom II
19-02-2011, 11:40
http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20385.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20387.JPG

http://ouh.home.pl/img/BULGARIA%202009%20392.JPG