-
Wokół widać było rozrzucone małe, murowane domki letniskowe, a teren porastały jakieś agawopodobne rośliny. Miejsce zachwyciło nas swoją egzotyką, ciszą i spokojem a zapadający zmierzch skrył ubytki minionego splendoru i zrozumieliśmy co mogli odczuwać Anglicy, byli kolonisatorzy regionu siedząc na tym tarasie i widząc taki krajobraz u ich stóp. Po kolacji rozpaliliśmy ognisko z zeschłych liści tych agaw czy aloesów, okropnie twardych i włóknistych.
http://pixiland.info/Sudan/sud164.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud156.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud090.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud159.jpg
-
-
-
Nadszedł czas odwiedzić morze Czerwone; pierwszy kontakt zawarliśmy w Suakinie. To dawne, bogate niegdyś nadbrzeżne miasto handlowe, które zostało opuszczone i popadło w ruinę z powodu rozrastającej się rafy koralowej spłycającej port. Jego malownicze, romantyczne ruiny, puste i łatwo dostępne posłużyły nam za wspaniałe schronisko na jedną noc.
http://pixiland.info/Sudan/sud166.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud091.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud092.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud098.jpg
-
Rozłożyliśmy się w podcieniach jakiegoś, dawnej reprezentacyjnego, kilkupiętrowego budynku, mając morze pluskające leciutko falami u stóp i szeroki widok na spokojną zatokę. W kryształowo przejrzystej wodzie pływały małe rybki, lekko falowały szaro-fioletowe łodyżki młodych, naturalnych (!) gąbek i jakieś malutkie ukwiały. Aż nam się nie chciało ruszać z takiego „hotelu” i poranne śnadanie trwało prawie do południa.
http://pixiland.info/Sudan/sud171.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud173.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud093.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud094.jpg
-
-
-
Cytat:
Napisał
pixi
jesteś bosko rozpoznawalna :-)
-
Następny etap to był Port Sudan. Jakoś załatwiliśmy sobie noclegi na pustym, betonowym tarasie budującego się dopiero budynku w centrum Port Sudanu z ładnym widokiem na miasto.
Już wiedzieliśmy z wcześniejszej retrospekcji, że w porcie czeka na załadunek melasy nasz polski drobnicowiec „M/S Oleśnica”, po długich dyskusjach, wprost molestowaniu pana kapitana mieliśmy obiecane, że statek zabierze nas auto-?, statko-stopem do Egiptu. Pozostało tylko pozałatwiać formalności paszportowo-wizowe do opuszczenia Sudanu.
Nastąpił powrót do 20-wiecznej i bardzo afrykańskiej, codziennej biurokracji. Nie obyło się bez kilku zwariowanych przejazdów na otwartej pace Toyoty pick-upa między portem a biurem paszportowym, czy celnym aby zgromadzić wszelkie potrzebne lub nie ale wymagane pieczątki, podpisy, zezwolenia ... i pozostało czekać na sygnał końca załadunku i wypłynięcia z portu.
Ostatnie zakupy na suku w Port Sudanie
http://pixiland.info/Sudan/sud097.jpg
Umówionego dnia, koło południa zaokrętowaliśmy się na „Oleśnicy”, dostaliśmy do dyspozycji świetlicę dla marynarzy i łóżka w pokładowym szpitaliku. Mnie przypadł nocleg w szpitaliku, który miał tę wadę, że był dokładnie nad maszynownią i wibracje uniemożliwiały wszelkie spanie.
Odtąd obowiązywał nas styl życia marynarzy; godziny posiłków, spotkania w messie, jednak bez obowiązkowych co 4-ro godzinnych wacht, mieliśmy też prawo włóczyć się po statku gdzie chcieliśmy. Wymagano od nas jedynie pomocy w postaci nakrycia stołów, zbierania talerzy, obierania kartofli, sprzątnięcia messy.
Nie od razu odpłynęliśmy, załadunek trwał jeszcze, dźwig znosił do luku jutowe worki z granulkami melasy, pracujący na dole robotnicy rozpruwali worki wysypując towar w obłokach szarego pyłu i niemiłego zapachu, pracując w okropnym upałe. Nawet dmuchawy powietrza i dostęp do pitnej wody niewiele im łagodziły trudne warunki pracy.
http://pixiland.info/Sudan/sud175.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud174.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud099.jpg
-
Pewnego ranka jeden z marynarzy, zapalony badacz flory i fauny tropikalnej zabrał nas, kilku chętnych, nad morze, pożyczył maskę i można było obserwować wyrastające z dna różne w formach i kolorach koralowce, pełzające, niebezpieczne skorki i inne stwory morskie.
Moim ulubionym miejscem w dzień był „fotel” ze zwoju grubych lin na dziobie, gdzie można było wygodnie czytać książki pożyczane przez marynarzy i obserwować latające ryby, skaczące delfiny. Poza tym ten rejs był dla mnie okazją do odwiedzania mostku kapitańskiego, wsadzania nosa w mapy nawigacyjne, zapoznania się ze wkazaniami na ekranie radaru, zejścia do maszynowni i wysłuchania w obłędnym hałasie tłumaczeń jak działa system napędowy, zajrzenia do kabin marynarzy i wypróbowania komfortu koi (już nie był to legendarny, wiszący hamak).
http://pixiland.info/Sudan/sud101.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud102.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud176.jpg
Posiłki zjadaliśmy w messie dla marynarzy (mesa oficerska była na wyższym pokładzie) i jedliśmy to co oni przy stolikach mających możliwość podniesienia brzegów zabezpieczających talerze od spadania w razie wysokiej fali.
Wieczorami oprócz oglądania znanych już filmów, toczyły się najróżniejsze rozmowy i często ktoś schodził do sali radiostacji na zamówioną wcześniej rozmowę z rodziną w kraju bo w sierpniu 1980 wobec panujących strajków i „gorących wydarzeń” tematów i obaw nie brakowało.
W czasie postoju w porcie załoga nie otrzymywała codziennej, przysługującej jej dawki wina, którą wydano nadychmiast w „całości” w wymiarze chyba półora butelki na osobę po podniesieniu kowticy... ten wieczór był dość wesoły...
http://pixiland.info/Sudan/sud100.jpg
-
Po kilku dniach spędzonych na statku przypłynęliśmy do Port Suezu, natychmiast, jeszcze o świcie małą łódką przybyło zaopatrzenia; sałaty i warzywa, owoce i inne zamówione produkty, które wypadło mi pomóc odebrać. Na statek też wtargnęli fryzjerzy, sprzedawcy koszul, spodni, pamiątek lokalnych i wielu niepotrzebnych rzeczy. Potem, około południa wysadzono nas na brzeg Kanału Suezkiego...i tak skończyła się sudańska przygoda. Przez Ismailę pojechaliśmy na półwysep Synajski nad morze do El Arisz.
http://pixiland.info/Sudan/sud103.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud104.jpg
Pozostałości po dwóch wojnach arabsko-izraelskich; 1967 i 1973.
http://pixiland.info/Sudan/sud105.jpg
http://pixiland.info/Sudan/sud177.jpg
Takiej podróży nie zapomina się nigdy, jedynie szczegóły zapadają się w zakamarkach pamięci i trzeba je stamtąd przywoływać. I do tego służą stare zdjęcia... Niestety, część z nich uległa zniszczeniu przy pęknięciu rury miejskiego ogrzewania w warszawskiej piwnicy.
-
Czyli to już koniec? To wielka szkoda.