Z baru na pole przez góry
Nasza wakacyjna wyprawa, planowana od kilku miesięcy zawisła na... nie na włosku... tylko na linie pewnego okrętu czarnogórskiego armatora. W kwietniu okazało się zdecydowanie, że ani data rejsu ani jego cena absolutnie nam nie odpowiadają i trzeba wybrać inną wersję osiągnięcia półwyspu bałkańskiego. A to oznacza, że trzeba przejechać trawersem nie tylko Francję ale i Italię i jeszcze kawałek wybrzeża albańskiego.
http://pixiland.info/w12/balkans01.jpg
W niedzielę 15 lipca 2012 r. wyruszamy w południe autostradą A6 do Lyonu, dalej sprytnym skrótem koło lotniska dostajemy się na drogę krajową do Grenoble. Pierwszy nocleg wypada nam na campingu między Uriage a Vizille.
Wieczorem trochę kropi mały, chłodny deszczyk ale od rana niebo jest już nieskazitelnie niebieskie i temperatura szybko wzrasta. W słońcu, głęboko wcięta dolina rzeki Romanche wydaje się mniej ponura, podjeżdżamy zakrętasami poprzez zielone zbocza, coraz wyżej wśród szczytów sięgających ponad 3000 m npm, miejscami na kamienistych, szarych pochyłościach widoczne są płaty śniegu.
Od przełęczy Lautaret mamy już zjazd do Briançon, robimy ostatnie zakupy i obieramy kierunek Siestriere. Granica francusko-włoska jest niewidocza, tylko napisy informują nas że już jesteśmy w kraju cappuccino. W Pinerolo niedaleko Torino wjeżdżamy na autostradę i mkniemy przez Alessandria, Genova, La Spezia aż do Viareggio na camping „Pineta”.
Następny dzień mamy „autostradowy” – zatrzymujemy się dopiero w Cassino. Miejski camping jest źle oznakowany, po nocy bardzo trudno na niego trafić, być może zajeżdżamy z nieodpowiedniej strony, pytamy kilkakrotnie o drogę i trafiamy tam zaprowadzeni przez uprzejmego „przewodnika” na motorze.
Klasztor na Montecassino
http://pixiland.info/w12/Mtc01..jpg