http://pixiland.info/B&L/bel59.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel60.jpg
Mnisi uprawiali ogród z roślinami użytecznymi – aromatycznymi i leczniczymi, miał plan w szachownicę, w razie potrzeby dorzucano nowy kwadracik poświęcony nowej roślince. Otrzymywane z nich medykamenty przechowywano w słoiczkach w aptece a potrzebne dawki odważano na wadze pod kontrolą " anielskiego oka ".
http://pixiland.info/B&L/bel53.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel56.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel54.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel55.jpg
Z trójnawowego kóścioła pozostały ściany i frammenty kolum, łuków, skromne kamienne dekoracje, rozeta transeptu, sklepień nie ma od dawna.
http://pixiland.info/B&L/bel57.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel64.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel65.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel66.jpg
Po środku stoi od wieków grobowiec luxemburskiego księcia Wenceslasa, brakuje mu tylko marmurowego posągu zmarłego.
http://pixiland.info/B&L/bel67.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel68.jpg
Od południa do kościoła przylegały zabudowania klasztorne otaczające krużgankami dziedziniec z ogrodem.
http://pixiland.info/B&L/bel69.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel70.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel71.jpg
Jeszcze spoglądamy na nowsze konstrukcje
http://pixiland.info/B&L/bel47.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel49.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel51.jpg
Wychodząc, zaglądamy do klasztornego sklepu ; półki pełne są pobożnych wydawnictw, albumów i dewocjonalii ale najczęściej kupowanym artykułem są wielkie kartony orvalskiego piwa. Nie uchybiamy tradycji, bierzemy również ser.
Wieczorem słońce wreszcie wysunęło się zza chmur. Zasiedliśmy na tarasie piwiarni w Buillon aby kontynuować piwową degustację obserwując sokoły krążące nad zamkiem.
Późno wracamy na camping, widać że tu też nieźle padało ale strat powodziowych nie ma. Właśnie gdy niebo wydaje się przybierać bardziej pogodny, niebieski kolor a my krzątamy się przy kolacji i na grillu płonie ogień, nadciąga granatowa chmura. Pospiesznie zbieramy manele do namiotu, stawiamy parasol nad grillem i … czekamy.
Pijemy n-ty aperitif a deszcz pada.
Deszcz pada, potem leje i trwa, to nie przelotna chmurka…
Decydujemy się rozłożyć daszek na dwóch łukowatych masztach zaczepiany o otwarty kufer, kryje stół i grilla. Jemy pod dachem. Dopiero po kolacji słońce zachodzi farbując chmury na czerwono i wreszczie deszcz nie pada, za to atmosfera zrobiła się lodowata, uciekamy do namiotu, a deszcz wraca na całą noc i ranek.
Rano dla rozgrzewki bierzemy gorący prysznic, nagle słyszę wrzask namydlonego towarzysza z sąsiedniej kabiny : ciepła woda mi sie skończyła, leć po następny żeton ! Akurat, odwrzaskuję że jeszcze muszę się wytrzeć i ubrać ! Odpowiedź - rozkaz : leć natychmiast ! – akuku…
Takie bywają przygody w płatnych prysznicach na żetony, na szczęście takie relikty zdarzają się rzadko, przetrwały gdzie niegdzie w Belgii, we Włoszech, we Francji ich nie ma.
Chmury idą w górę, przejaśnia się ; robimy jednodniowy poznawczo-handlowy wyskok do Luxemburga http://voyageforum.pl/threads/5171-J...6187#post56187.
Ostatniego dnia pobytu wyruszamy prosto z campingu w zachodnią część doliny rzeki Semois. W miejscowości Corbion jest muzeum tytoniu bo region słynął dawniej z uprawy tej rośliny. Niestety, muzeum czynne jest tylko na uprzednie zamówienia, stale otwarty jest jedynie tytoniowy sklepik. Wokół Corbion jest wiele punktów widokowych na zakola rzeki i okoliczne skałki ale dostępnych głównie pieszo po oznakowanych szlakami ścieżkach, wybieramy ten dalszy zapowiadający się ciekawie.
http://pixiland.info/B&L/bel75.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel76.jpg
Drewniane drogowskazy wyprowadzają z miasteczka, ale szlak gubi się w lesie zdeformowanym przez wycinkę drzew i w efekcie dochodzimy tylko do karmnika dla dzikiej zwierzyny z sianem i kostką soli ; wokół zarośla, koniec drogi.
Nawracamy i wybieramy inną ścieżkę, po kilkunastu minutach stajemy na skraju lasu na brzegu skalistej przepaści, poniżej mamy kilkadziesiąt metrów luftu a w dole błyszczy smuga wody w otoczeniu zieloności. Mimo gęstego igliwia drzewa zaczynają przeciekać i spada na nas lekka mżawka.
http://pixiland.info/B&L/bel74.jpg
Kończymy wycieczkę, wracamy do auta mimo zdziwionego spojrzenia mijanej krowy.
http://pixiland.info/B&L/bel77.jpg
http://pixiland.info/B&L/bel73.jpg
Na piknik spożywamy lokalne wędliny w obszernej wiacie tuż przy wodzie obserwując kajakarzy radzącyh sobie bardzo różnie z kamienistymi progami niezbyt głębokiej ale o wartkim prądzie rzeki. Potem zdążamy jeszcze rzucić okiem na panoramę wioski Frahan i pejzaż zaczyna znikać w szarej, mokrej mgle.
Pogoda kradnie nam najważniejszy, najpiękniejszy punkt programu – rozległą panoramę na 180 ° dostępną z kamiennego tarasu w miasteczku o adekwatnej nazwie Rochehaut (wysoka skała). Cały widok na góry, rzekę, domki w dole zasnuwa biała, nieprzejrzysta, niby muślinowa firana. Potęgujący się deszcz jeszcze pogłębia wrażenie szarego smutku, oznacza przedwczesny koniec zwiedzania i zmusza wyruszyć w drogę powrotną.
Wspomnienie piw wypitych w Belgii.
http://pixiland.info/B&L/bel105.jpg