+ Odpowiedz na ten temat
Strona 2 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 16 do 30 z 42

Temat: Nomadowanie w Namibii

  1. #16
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491








    Kamping Namoutoni usytuowany w dawnym forcie na wsch. krańcu parku, w „żyrafim” regionie jest najmniej ciekawy, przynajmniej dla nas, znajduje się blisko szos prowadzących do Angoli, Botswany i przez Kapriwi do Zambii, to tu zajeżdżają autokary wycieczkowe na obiad do restauracji i aby rzucić chociaż okiem na sprinboki, guźce i żyrafy. Wracajac z niego brzegiem suchego teraz jeziora też natrafiamy na żyrafy i 3 goniące się guźce, a w korycie wyschniętej rzeki na jedną chienę.
    Tu, w gorący słoneczny dzień można zaobserwować „fata morganę” w postaci szerokiego stawu obramowanego kopulastymi krzakami.

  2. #17
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491








    Nadszedł nasz dzień wyjazdu, jeszcze na koniec przed bramą Anderssona zaglądamy do Ombika, w malutkim oczku wodnym usiłują wypluskać się trzy słonie, obok jakby z politowaniem patrzy na to grupa brodatych gnu.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 17-02-2011 o 19:22

  3. #18
    Travelek carnivalka is on a distinguished road Avatar carnivalka
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    411
    Ale słoniątko.

    Pixi jaka fantastyczna podróż i przygoda.Po prostu super.

  4. #19
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Zaplanowaliśmy zrobić zakupy w odległym o 115 km Outjo ale dzisiaj jest sobota, południe już minęło i wszystkie markiety, z wyjątkiem jednego marnego są pozamykane. Udaje nam się kupić większość potrzebnych rzeczy, brakuje tylko biltongu, suszonych owoców i kawałka mięsnego na wieczorne grilowanie. Szosa C 40 do Kamanjab jest pusta, na 155 km mijamy zaledwie kilka samochodów i w miasteczku też już wszystko pozamykane, funkcjonuje tylko stacja benzynowa i jej mały sklepik.
    Za 3 km dalej, w stronę Palmwag jest kamping, jesteśmy jedynymi gośćmi, to dla nas otwierają bar pod palmową strzechą i dla nas grzeją wodę do łazienek w pomysłowym piecu – szeroka wysoka rura-komin, na dole ruszt z polanami drewna, komin spiralnie obiega w wewnątrz cienka rurka w której grzeje się woda, po 10 min już bierzemy gorący prysznic.
    Kamping wyposażony jest w stoły i ławy z czerwonych, płaskich płyt kamiennych. Restauracja nie działa ale sprzedają nam mrożone, ogromne T-bone.
    W niedzielę, jedziemy dalej drogą C 35 w przebudowie, kawałkami jest już asfalt ale brakuje poboczy, stojące maszyny spowalniają przejazd. Jedziemy wzdłuż zachodniej granicy Etoshy zagrodzonej siatkowym płotem. Często drogę przebiegają guźce, zarówno w jedną jak i w drugą stronę, widocznie mają swoje tajemne dziury w płocie.

    Nagrobki wodzów




    Przekraczamy „granicę weterynaryjną”, oznacza to, że mięso bydła pasącego się dalej na północ nie ma stempelka gwarancji bo pasie się byle gdzie, zjada byle co i nie ma zgodności z normami. Jest tu posterunek policyjny sprawdzający samochody. Mijamy kilka wiosek z małymi domkami, najczęściej na planie kwadratu a nie koła, ustawionymi w krąg, w osadzie zawsze jest chruściana zagroda dla bydła. Dość szybko pokonujemy 250 km do Opuwo, ponieważ ostatni odcinek drogi od skrzyżowania z C 35 jest już właśnie wyasfaltowany (2006).
    W Opuwo, część sklepów jest otwarta ale nie te z alkoholem (w Namibii jest zakaz sprzedawania alkoholu w soboty i niedziele, aby nikt nie przepijał od razu swojej tygodniówki), choć „kluby alkoholowe” (konsumpcja na miejscu) są otwarte.
    Zatrzymujemy się na kampingu Kunene Village, droga do niego wprawdzie prowadzi przez podmiejską osadę, niezbyt czystą z otwartym ściekiem, w której sąsiadują Himby i Herero, tak przecież różniące się. Sam kamping jest ładnie zadbany i dobrze wyposażony, od uprzejmej barmanki otrzymujemy wszelkie informacje. Stawiamy namiot obok grupy Francuzów a niedaleko Włochów.

    Na ulicach Opuwo ruch jest znaczny, szczególnie pieszy. Spacerują Himby, panie osobno, zwykle po dwie, starsza i młodsza z dziećmi, ubrane w charakterystyczne skórzane, krótkie spódniczki z futerkiem, piersi gołe, na szyji specyficzne naszyjniki, na głowach ozdoba, ze skóry niby „diadem”. Panie, dzieci, ich ubrania i ozdoby wysmarowane są brunatną pastą ze sproszkowanej okry zmieszanej z tłuszczem zwierzęcym. Wyglądają bardzo ładnie i bardzo egzotycznie. Panowie chodzą osobno i przeważnie pojedynczo, mają krótkie spódniczki przewiązane w pasie a z przodu małe, bardzo ładne plisowane fartuszki, najczęściej białe i chusty ciasno zawiązane na głowach. Pomiędzy nimi, chodzą grupami panie Herero, w długich, bardzo fałdzistych sukniach i rogatych zawojach na głowie (wyjaśniono nam, że aby chusta tak sie trzymała, wkładają w nią zrolowaną gazetę). Pomiędzy nimi są oczywiście osoby ubrane zupełnie po europejsku i także europejscy turyści. Największe zgromadzenie jest w małym centrum komercjalnym, na skrzyżowaniu, między stacją benzynową, bankiem z dystrybutorem pieniążków a supermarkietem OKfoods. Kobiety i dziewczynki sprzedają bardzo ładne naszyjniki i bransoletki z kości z prostym geometrycznym ale bardzo egzotycznym deseniem.
    Robimy zapasy żywności, paliwa i jedziemy dalej na północ, czeka nas 200 km kiepskiej żwirówki.





    Ostatnio edytowane przez pixi ; 18-02-2011 o 11:14

  5. #20
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Okolica wyraźnie zmieniła charakter, jeżeli widać jakieś ślady bytności ludzi to są one rzadkie; położone dość daleko od drogi okrągłe, kopulaste domostwa z suchych gałęzi obłożonych gliną za szerokimi płotkami z kolczastych gałęzi akacjowych aby bydło nie uciekało, oraz stada szczupłych krów i byków spacerujacych majestatycznie po drodze. Dalej puste teraz, School Village w Epembe i dopiero w Okongwati na skrzyżowaniu jest kilka improwizowanych straganów z wyrobami Himbów.
    Po długim targu kupujemy tradycyjny naszyjnik z dużą muszlą i metalowymi koralikami-nakrętkami, wysmarowany okrą. Tutaj droga już przypomina piaskownicę i wiele samochodów ma problemy z przejazdem, my też ale są tu uczynni popychacze, którym jednak trzeba dać jakieś wynagrodzenie, domagają się pieniędzy a potem zadawalają się paczką herbatników, owocami i butelką wody.
    Pustkowie jest tylko pozorne, ludzie tu podróżują dużo i autostop świetnie działa. Już mamy w samochodzie pana urzędnika z teczką, pana starszego w czapce, któremu się spieszy, jakiegoś studenta dobrze mówiącego po angielsku i 12-letnią dziewczynkę, bardzo rozgarniętą i wygadaną, która wraca do domu i jeszcze wepchnął się jakiś chłopak. Trochę ciasno ale za to doskonała okazja do poznania kraju i ich obyczajów, wypytania o wiele rzeczy.

    Epupa to rozległa osada Himbów nad graniczną z Angola, rzeką Kunene, obok malowniczych wodospadów o nazwie Epupa Falls, wysokich na 40 m. Są tu dwa kampingi, wybieramy ten plemienny, mniej komfortowy ale bardziej egzotyczny i tańszy. Miejsca pod palmami makalani, przeznaczone na namioty mają ławy z bali drewnianych, braai, krany a nawet zlewozmywaki (na wysokości 1,3 m nad ziemia ?), Toalety i prysznice też są egzotyczne; szkielet drewniany a ścianki z mat palmowych i chyba pozostałości jakiś rozprutych worków, jednak mają spłuczkę i papier, prysznice są podobne, a drzwi stanowią jakieś plecionki, woda grzana na słońcu w wysokich czarnych zbiornikach leci bardzo gorąca, światła brak bo i po co ? Jest nawet mały sklep gdzie pozwalają nam korzystać z lodówki.



    Zdążamy jeszcze zrobić przed wieczorem spacer do wodospadu i na górkę obok, skąd dobrze widać Angolę.






  6. #21
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Następnego dnia umawiamy przewodnika na spacer na krokodyle. Pan Himba mówi dobrym angielskim, nosi przydługie dżinsy i poliestrową sportową koszulkę piłkarską, ale ma porządne buty do wędrówek. Próbuje szybkiego marszu, po pół godzinie, stwierdzając że wcale nie zostajemy w tyle, zaczyna maszerować normalnie.
    Przechodzimy przez wioskę z chatami o ścianach z wysuszonej gliny na drewnianym szkielecie za ogrodzeniem, mijamy posterunek policji i skręcamy nad rzekę. Ścieżek jest pełno i w różnych kierunkach, łatwo się pogubić, zauważamy jednak, że droga znaczona jest kamyczkami układanymi na rozwidlających się gałęziach drzew, są drzewa które mają więcej kamyków niż liści.
    W rzadkim gaju nad wodą grasuje stado niewielkich, dość płochliwych małp. Tu odkleja się kolejna podeszwa, tym razem od mojego buta, wyciągam sznurek, nasz przewodnik w minutę podwiązuje ją bardzo przemyślnym systemem, pozwalającym potem na szybkie odwiązanie jej jednym ruchem. Już wiem, że te buty nie zobaczą nigdy Europy, uwolniony limit wagowy wypełnią „suweniry”.
    Trochę dalej zatrzymujemy się nad rzeką, przewodnik, który przez cały czas z dumą niesie naszą lunetę, jakby to byla oznaka władzy, szuka dla nas krokodyli, wreszcie dostrzega jednego, ledwo widocznego na przeciwległym, płaskim brzegu, nieruchoma bestia, nawet nie raczy ruszyć ogonem ani pyska otworzyć.
    Po południu spacerujemy po wsi, obserwując Himby, szczególnie kobiety z dziećmi a one...robią to samo.

    palma makalani

    Spotkani tu turyści a szczególnie miejscowy kierowca turystycznego autobusu stanowczo odradzają nam drogę do Rucany wzdłuż rzeki przez Zebra Mountains, jest wiele bardzo ostrych kamieni, które z łatwością przebijają opony. Pozostaje powrót tę samą drogą przez „piaskownicę” w Okongwati. Gdy do niej dojeżdżamy, grupa chłopców na drodze proponuje nam inną drogę i obiecuje pomoc gdy się zakopiemy, czemu nie, zgadzamy się. Droga jest zdecydowanie lepsza ale w pewnym miejscu ma przejazd przez szerokie, piaszczyste koryto suchej rzeki i historia powtarza się. Chłopcy popychają, nawet nacinają gałęzi aby podłożyć pod koła. Trwa to dosyć długo, nadbiegają posiłki ze wsi, wreszcie osiągamy drugi brzeg, teraz trzeba „płacić”, po długim targu dostają paczkę ciasteczek, butelkę wody, koszulkę, i stare klapki, bo oczywiście chcieliby wszystko z samochodu co tylko zobaczą, na szczęście mamy wszystko w torebkach plastikowych i nie wiele mogą wypatrzyć.





    Ostatnio edytowane przez pixi ; 18-02-2011 o 10:14

  7. #22
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W Epembe skręcamy na północ do Kunene River Lodge nad brzegiem tej samej granicznej rzeki, płynącej tu szerokim korytem. Droga jest bardzo zła, pokonujemy przejazd przez szeroką ale bardzo płytką rzeczkę, dalej już są bardzo wielkie koleiny, dziury, trudno to nazwać drogą. Para Anglików prowadzi tu kamping, jest możliwość popływania łódką. Dziś jesteśmy jedynymi gośćmi. Stawiamy namiot na najlepszym miejscu na cyplu nad rzeką pod olbrzymim, rozłorzystm drzewem, budzimy tym gromadę nietoperzy. Rano czarne ptaszydła tylko czychają na naszą jajecznicę, pozwalamy im wyczyścić talerze.



    Odtąd będziemy jechać już zawsze na południe. W drodze do Opuwo mijamy liczne stada bydła spacerujące sobie samopas, są pośród nich piękne byki.






  8. #23
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Od Opuwo do Sesfontain (130 km szutrówki) droga prowadzi przez górzysty teren porośnięty baobabami, niektóre są bardzo potężne, młodsze, zaledwie 2-metrowe już mają grube pnie z cieniutkimi gałązkami na górze, właśnie kwitną na biało.
    Pokonujemy przełęcz Joubert Pass, podjazd jest ostro do góry a zjazd na południe wyjątkowo stromy, prawie pionowy, nawet jest wyasfaltowany. A na dole leży wywrócony przed chwilą busik. Ze środka przez stłuczone szyby gramoli się właściciel, rosły Afrikaaner i dwóch ciemnoskórych. Kierowca tłumaczy w języku anglo-afrikaans z akcentem trudnym do zrozumienia, że nic się nie stało, że jechał za szybko i już...








  9. #24
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Do Sesfontein docieramy o zmroku zapadającym szybko jak kurtyna w teatrze. Mała osada; stacja paliw, kilka domków, sklep z artykułami naprawdę tylko pierwszej potrzeby. W starym forcie jest hotel i kamping pod palmami. Teren jak klepisko pełne kurzu, betonowe podesty jako stoły i przy każdym stanowisku wielki braai.
    Dalej jedziemy przez „łyse” kopulaste góry, wokół pustka, jedyne urozmaicenie to przejazd przez błotnistą rzekę i spotkane stado kilku strusi. Palmwag to piękna oaza, z pięknym hotelem Palmwag Lodge w tutejszym stylu, basenem, restauracją i pięknym barem w ogrodzie nad rzeką, blisko ścieżki słoni. Ceny tutejsze też są „piękne”, więc pozwalamy sobie tylko na piwo.







    Ostatnio edytowane przez pixi ; 18-02-2011 o 10:36

  10. #25
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491


    Po 40 km mamy skrzyżowanie z drogą Khorixas – Torra Bay, wybieramy kierunek wschodni aby dojechać doTwyfelfontein z rysunkami na skałach.

    W czasie poprzedniej podróży po Namibii, w 2001 r. jechaliśmy w przeciwnym kierunku, na Szkieletowe Wybrzeże, objęte parkiem narodowym. Na bramce wjazdowej, (wjazdy dozwolone tylko do godz 15), należy wypełnić formularz i uiścić opłatę.
    Wjechaliśmy...o 14.55. Zaraz zauważamy stado springkobów i kilka oryxów. Potem jedziemy dość długo a morza nie widać ?
    Po 50 km jest, brzeg niezbyt wysoki z mniejszych i większych, szarych otoczaków, obmywany falami, poruszanymi przez lodowaty wiatr, kilka leżących lwów morskich o gęstym płowym futrze (otaries) ucieka do wody na nasz widok. W Torra Bay, małej letniskowej osadzie, teraz (jest sierpień czyli tutejszy okres zimowy) nie ma nic i nikogo a my mamy jakoś mało paliwa, jest wieczor i nie odważamy się jechać aż do najbliższego miasta, Swakopmundu za 330 km, nie licząc malutkiego Hanties Bay za 260 km z letnimi rezydencjami, pustymi teraz.






  11. #26
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Teoretycznie aby pojechać na północ, do Terrace Bay potrzebne jest zezwolenie, o które wcześniej nie wystąpiliśmy bo nie było tego w planie. Teraz decydujemy się tam pojechać, to tylko 20 km. Dojeżdżamy o zmroku, jest mały port rybacki, stacja paliw, warsztat wszelkiej mechaniki, posterunek władz parku a raczej policji, hotelik i bungalowy. Tłumaczymy nasz przyjazd nagłą potrzebą, zbieramy naganę za bezprawny przyjazd i dostajemy wygodny domek z tarasem z widokiem na morze i bony na posiłek w stołówce za ...dość wygórowaną cenę. Wieczorem, w czasie spaceru przy lodowatym wietrze, że głowę urywa, obserwując falujący ocean czujemy się mali i samotni, zagubieni gdzieś wśród surowej natury we wszechświecie.





    Następnego dnia, po zaspokajeniu wymagań naszego środka lokomocji i okazyjnej rozmowie z rybakami suszącymi ryby, rozcięte na dwoje na sznurze w słońcu, udaliśmy się wzdłuż brzegu na południe spotykając jedynie kilka „otaries”, wylegujących się na brzegu i kilka osób w małej osadzie Ugabmund. To wybrzeże nosi nazwę Skeleton Coast ponieważ silne prądy spychały liczne statki do lądu, powodując ich rozbijanie się na skalistym dnie i piaszczystym brzegu. Dzisiaj można oglądać ich wraki, częściowo już pokryte piaskiem. Jednakże drogi wiodące do brzegu są zamknięte ze względu na możliwość występowania diamentów, bogactawa naturalnego Namibii. Pozostaje jechać dalej piaszczystą drogą, na której jesteśmy cały czas sami.


  12. #27
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Przylądek Cape Cross upodobały sobie lwy morskie o gęstym futrze, z rodziny uszatek, trochę podobne do fok, jest ich tu cała kolonia o tej porze roku, licząca kilka tysięcy zwierząt, same samice z małymi. Obserwujemy je z tarasu, ale są właściwie wszędzie, można podejść bardzo blisko, jedynie ich zapach jest odstraszający.







    Dalej, już bez zatrzymania osiągnęliśmy Swakopmund, duże miasto o bardzo po-niemieckim charakterze.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 18-02-2011 o 10:23

  13. #28
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W 2006 r. nasza droga wiedzie do Twyfelfontein i jest, o dziwo! oznakowana tabliczkami, kamping Aba Huab też. Teren, nad rzeką Huab jest olbrzymi, można sobie pogrymasić i wybierać miejsca, są kamienne stoły ale brak siedzeń, kamienne stanowiska na ogniska, dość ciasne toalety ale gorąca woda w prysznicach. Są też skromne domki na podestach, kryte liśćmi palmowymi. W nocy oglądamy Oriona, jeszcze niewidocznego na północnej pókuli w tym czasie.



    Rano przez przypadek odkrywamy, że te wydłużone kamienie z kręgu na ognisko wydają różne dźwięki przy uderzaniu, można wygrać nawet prostą melodyjkę. Naszym odkryciem żywo interesuje się grupa robotników, pracujących obok przy konstrukcji szałasów i zaraz robią orkiestrę.
    Rezerwat z rysunkami wyrytymi na płaskich, czerwonawych piaskowcowych skałach jest niedaleko. Zwiedzanie płatne z oprowadzaniem, jest pawilon muzealny, trasy krótsze i dłuższe zależnie od życzenia. Rysunki wyryto na skałach jakimś ostrym narzędziem, przedstawiają tutejsze zwierzęta, sceny z polowania a nawet stylizowaną mapę okolicznego terenu ze źródłami wody, zadziwiają prymitywnym realizmem. Pochodzą z około 4 – 2 tysięcy lat przed naszą erą.






  14. #29
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W drodze powrotnej interesuje się nami stado małp ale trzymają się z daleka, potem na drogę wyskakuje nagle kilka impali. Niedaleko, na zachód od Khorixas znajduje się rezerwat Skamieniałych Drzew, miejscowy oficjalny przewodnik oprowadza po terenie pełnym powalonych, grubych pni, niektóre mają do 30 m długości. Przed wejściem, rzędy straganów należących do rodzin tychże przewodników, oferują minerały, naszyjniki i skórzane ludowe laleczki.







    Wjeżdżamy do Khorixas po zaopatrzenie. To jak na lokalne warunki, duże i rozległe miasto, jest stacja paliw, markiet, sklepiki i baza noclegowa tylko atmosfera jakaś zimna, nieprzyjemna, nawet nie mamy ochoty aby skoczyć na piwo!
    Za 115 km drogą C35 jest Uis Mine, miasteczko o nowoczesnym wyglądzie, ulice wyasfaltowane, bar, restauracje, take-way, na środku stacja paliw, czysto i przyjemnie, są tabliczki zakazujące żebractwa. Zaraz za miastem z drogi do Omaruru skręcamy na południe na Usakos, aby dojechać na skróty do Swakopmund, ponieważ drogę wzdłuż wybrzeża już znamy z poprzedniej podróży.


  15. #30
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Namibijskie znaki drogowe :

    Uwaga, nisko przelatujace antylopy



    Uwaga, maszerujace przez droge guźdźce



    Uwaga, koniec asfaltu



    Uwaga, krokodyle, zakaz kąpieli

    Ostatnio edytowane przez pixi ; 18-02-2011 o 10:43

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 2 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3 OstatniOstatni

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów