Dla "adoratorow" mojego kocura podaje ze mial zlosliwa, rakowata kiste na szyji. Weterynarz go operowal i nastepnego dnia kocur probowal zdjac sobie szwy. Po godzinym staraniu weterynarzowi udalo sie zalozyc klamry i solidny opatrunek, dopiero ten trzeci, przyklejony przez uszy i pod brzuchem utrzymal sie. Ale na wszelki wypadek obcial kotu pazury. Teraz juz jest rana zagojona i chyba bedzie wszystko dobrze. Byly tez piguly z antybiotykiem, masc na gojenie, analiza w laboratorium a wiec w sumie niezle koszty.