Od 2005 r. jeździliśmy z córką do naszej ukochanej Bułgarii, ale w zeszłym tzn. 2010 r. tak się złożyło, że Małgosia zrobiła doktorat, wyjechała do Stanów i zaczęła szukać pracy. W rezultacie nie mieliśmy potrzebnych na Bułgarię 2 tygodni, a tylko jeden. Wybraliśmy więc góry zastępcze, bliższe i niższe.
Przez cały rok miałem nadzieję, że uda nam się jednak pojechać w Riłę i Pirin i miałem już zaplanowaną wspaniałą wyprawę.
A wyprawę w Czarnohorę zaplanowałem na chybcika, nie znając w ogóle tych gór, nie mając dobrej mapy, a mając tylko podręcznik „Góry Ukrainy z plecakiem Czarnohora” autorstwa Karoliny Kwiecień wydawnictwa Bezdroża, doskonały zresztą, ale byłem nieprzyzwyczajony do takiego stylu pisania.
Szczeznyk miał pole do popisu.