+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 4 1 2 3 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 53

Temat: Jak nam Czarnohorski Szczeznyk mieszał szyki

  1. #1
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Jak nam Czarnohorski Szczeznyk mieszał szyki

    Od 2005 r. jeździliśmy z córką do naszej ukochanej Bułgarii, ale w zeszłym tzn. 2010 r. tak się złożyło, że Małgosia zrobiła doktorat, wyjechała do Stanów i zaczęła szukać pracy. W rezultacie nie mieliśmy potrzebnych na Bułgarię 2 tygodni, a tylko jeden. Wybraliśmy więc góry zastępcze, bliższe i niższe.
    Przez cały rok miałem nadzieję, że uda nam się jednak pojechać w Riłę i Pirin i miałem już zaplanowaną wspaniałą wyprawę.
    A wyprawę w Czarnohorę zaplanowałem na chybcika, nie znając w ogóle tych gór, nie mając dobrej mapy, a mając tylko podręcznik „Góry Ukrainy z plecakiem Czarnohora” autorstwa Karoliny Kwiecień wydawnictwa Bezdroża, doskonały zresztą, ale byłem nieprzyzwyczajony do takiego stylu pisania.
    Szczeznyk miał pole do popisu.

  2. #2
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Kto to jest Szczeznyk?

    O Szczeznyku opowiedziała nam Karolina – autorka podręcznika, gdy ją przypadkowo spotkaliśmy.
    Szczeznyk to diabeł huculski, który nie tylko kusi, dokucza, ale też pomaga. Trzyma się go w domu, albo jak ktoś akurat nie ma domu, to w plecaku, karmi kuleszą z mlekiem. Zazwyczaj staje się czyjąś własnością z wyboru właściciela, ale można go też dostać w spadku albo niechcący kupić na bazarze. Do nas Szczeznyk przyczepił się chyba jeszcze w Warszawie, wiedząc, że jedziemy w Czarnohorę, tylko my jeszcze nie wiedzieliśmy, że to On. A na miejscu przekazała nam go nam osobiście mała diablica, na oko 8-letnia, za to że poprosiłem ją o pozwolenie na pogłaskanie jej psa. Zlał nas silnymi deszczami i postraszył piorunami i grzmotami jakich nie słyszeliśmy w Bułgarii przez 5 lat. Może dla zabawy, ale może też z troski, żebyśmy nie pchali się tam, gdzie nie trzeba i zawracali do domu póki na to czas.
    Rezultatem działań Szczeznyka było, że nie weszliśmy na żadną z wielu zaplanowanych gór.
    Ale i tak było pięknie. Poznaliśmy mentalność Ukraińców i ich gościnność. Wiemy już, jak poruszać się w Czarnohorze.
    Ale zacznijmy od początku.
    Ostatnio edytowane przez zdzicho alboom II ; 06-02-2011 o 11:06

  3. #3
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Dojazd w Czarnohorę

    Czekamy w Warszawie na autobus, liczymy na to, że będzie wypasiony.
    A Szczeznyk już nas obserwuje, bo widzi ,że mamy górskie buty i kijki, domyśla się, że jedziemy w jego strony.
    Autobus przyjeżdża w ostatniej chwili. Rozczarowanie nasze jest wielkie, bo autobus jest najgorszy z przejeżdżających wokół.
    Tak wygląda w środku.





    Autobus jakoś tak jedzie, jakby dziury były w jezdni. Po 30 min. dojeżdżamy do PKS Stadion. Przy zjeździe z krawężnika dzieje się coś dziwnego. W pierwszej chwili myślę, że na drodze jest jakaś przeszkoda, którą trzeba ominąć, bo autobus jedzie raz do tyłu raz do przodu. Ale okazuje się, że sprawa jest poważniejsza. Nawaliła poduszka powietrzna wzmacniająca resor starego typu. Jeden z kierowców dzwoni do firmy o zalecenia co zrobić z tym fantem. Odpowiedź jest, że drugiego autobusu nie będzie, i że albo naprawią ten, albo zwracają pieniądze i jazda jutro. W autobusie jest prawie komplet. Kierowcy, którzy już wiele lat jeździli na Jelczach, decydują, że naprawią. Odkręcają koło drągiem metalowym mozolnie, bo dawno nie było odkręcane. Jeden wchodzi pod autobus i nakłada poduszkę, która po prostu spadła.



    Przykręcają ponownie kolo. Naprawa trwa 1,5 godz.
    Obserwujemy w tym czasie działalność największego bazaru Europy w jego ostatnich dniach przed likwidacją.



    Próba generalna. Początkowo konsternacja, chyba poduszka znowu spadła. Ale nie, napompowuje się pomału, nie będzie duża, bo nie jest oryginalna. Autobus jest zatem gotowy do drogi. Ale nie jedziemy jeszcze, bo jedna z pasażerek odkryła właśnie, że na PKS Stadion sprzedano jej bilet na jutro. Biegnie to odkręcić. Odkręcenie biletu jest znacznie prostsze niż odkręcenie kół i zajmuje tylko 15 min. Nam te wszystkie opóźnienia są na rękę, bo mamy nadzieję, że zamiast być w Iwanofrankowsku w nocy, będziemy nad ranem.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  4. #4
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Dojazd w Czarnohorę

    Autobus wreszcie rusza i jedzie szybko prosto do Lublina bez zatrzymywania się. W Lublinie jest tylko 45 min. spóźnienia. Ludzie dobijają, jest full. Około 22-giej jesteśmy na granicy w Hrebenne.



    Mamy szczęście, nie trzepią bagaży, ale mimo to przejazd przez granicę trwa 2 godziny. Polakom dają deklaracje do wypełnienia. Trzeba wpisać dokąd jedziemy i po co. Pograniczniczka nie rozumie, gdzie właściwie będziemy mieszkać, bo wyjaśnienie że w Karpatach jej nie przekonuje, wpisujemy zatem Bystrec.
    Szczeznyk wpakował się do naszego autobusu.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  5. #5
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Stanisławów

    O 4-tej, po przesunięciu zegarków o godzinę do przodu, jesteśmy w Stanisławowie, po ukraińsku w Iwanofrankiwsku. Szczeznyk nie próżnował, nadrobiliśmy i jest już tylko pół godziny spóźnienia. Lądujemy przy dworcu kolejowym.



    Jest już jasno. Wybieramy opcję zwiedzania Stanisławowa o świcie, po trzech godzinach snu.

    Dworzec autobusowy jest obok - nowy i wypasiony. Robimy zdjęcie rozpiski do Werchowiny, bo w tamtym kierunku chcemy się udać.



    Dowiadujemy się, że od 8-mej będzie czynna kasa z biletami do Warszawy i ruszamy w miasto. Od pierwszego wejrzenia czujemy się w nim bardzo dobrze (nie tak jak w Sofii). Niedaleko fontanny mówimy dzień dobry w całodobowym barze, budząc obsługę i zamawiamy dwie kawy rozpuszczalne, bo innych nie ma, trochę stawiają nas na nogi.





    Zaglądamy tu i tam, między innymi do przedwojennego hotelu Dnister, pozwalają nam tu skorzystać z łazienki i Małgosi udaje się trochę odespać na ławie w holu.
    Około 9-tej jesteśmy z powrotem na dworcu autobusowym. Kupujemy bilety do Warszawy na poniedziałek wieczorem za tydzień.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  6. #6
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Stanisławów

    To naprawdę urokliwe miasto, warte odwiedzenia. Jest tu wiele skwerów, zakątków, parków, miejsc, gdzie można usiąść i odpocząć, poobserwować toczące się życie. Przepiękna architektura, rzeźby, gzymsy, balustrady.







    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  7. #7
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Stanisławów

    Warszawa została zniszczona w czasie Powstania Warszawskiego i takich domów jest bardzo mało, a tutaj prawie wszystkie.







    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  8. #8
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Stanisławów

    Choć gastronomia nie jest tu jeszcze tak nastawiona na zagranicznych turystów, to w ostatnich latach otwarto tu kilka pirożkarni, które mają być symbolem ukraińskiej kuchni. Pierogi są oczywiście pyszne. Do tego kwas chlebowy i mamy smak lokalny w pełnej wersji.





    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  9. #9
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Stanisławów

    Do Stanisławowa dotarliśmy też w drodze powrotnej, bo Szczeznyk sprowadził nam powódź w górach.
    To bardzo urokliwe miejsce, spokojne, gdzie ukraiński nacjonalizm ma dużo bardziej pogodne oblicze, otwarte na inność, gościnne, wielkomiejskie. Meldujemy się w poznanym już trochę hotelu „Dnister”, pokój 2 osobowy z łazienką w korytarzu kosztuje 140 hrywien. Zjadamy obiad w kawiarni na dole – „czamachy”, czyli gęstą pożywną zupę z kartoflami, cielęciną, fasolą i startym czosnkiem podgrzewaną w glinianych garnuszkach.
    Reklama tego dania jest na oknie hotelu na zdjęciu w poprzednim poście. Przechadzamy się po mieście. Na placu, przy którym stoi pomnik Mickiewicza mężczyźni tradycyjnie spędzają czas na grze w szachy. Obserwujemy jedną z rozgrywek. Jako obcy wzbudzamy zainteresowanie, więc miejscowi zagadują skąd jesteśmy. Z Polszy. „Kiedy chcieli stawiać pomnik Stepanowi Banderze nie było miejsca dla niego. Ja mówię zdjąć Mickiewicza, po co on tam tutaj, niech go Poliaki sobie zabiorą, a tu niech stanie Bandera. No powiedzcie czy to nie absurd?” - „Taka historia” - odpowiadamy najbardziej neutralnie i nic nieznacząco, jak potrafimy. - „Historia historią, ale prawda jest ważniejsza od historii!” - zauważa nasz rozmówca.







    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  10. #10
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Jaremcze

    Kupujemy też w kasie na dworu autobusowym bilety do Jaremcza na 10:00 za 12 hr./os, bo chcemy zobaczyć ten sławny kurort. Jesteśmy w nim o 11:30. Tu mamy dwie godziny na zwiedzanie i poświęcamy je na Muzeum Czynu Wyzwoleńczego,



    przemianowane dla niepoznaki na Muzeum Etnografii i Ekologii Kraju Karpackiego,
    bo to miejsce z historycznych względów kojarzy nam się jak tylko można najgorzej.



    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  11. #11
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Ilci

    Szybko przesiadamy się do busu jadącego do Werchowiny i za 12 hr./os. po 1,5 godz. jesteśmy w Ilci – pierwszym celu naszej podróży.
    Kierowca wysadza nas 1 km za Ilci na skrzyżowaniu.



    Tu razem z nami wysiada Sławek z Gdańska z dwoma kolegami z Podlasia – stali bywalcy tych stron. Mieliśmy zamiar iść dalej pieszo i łapać okazję, ale odwodzą nas od tego pomysłu, mówiąc, że na okazję to lepiej nie liczyć, bo asfaltu jest tylko kawałek, a dalej droga bita i kamienista, a ponadto za 20 minut ma być bus z Werchowiny prosto do Dzembroni. A na skrzyżowaniu jest sklep z piwem. Lwowskie nie bardzo zimne, ale bardzo nam smakuje, bo jest pierwsze na ukraińskiej ziemi i pijemy je w przyjemnych okolicznościach. Siadamy na schodkach, otwieramy kolejne butelki.
    Mija 20 minut, mija i pół godziny, godzina i dwie. Busik się nie pojawia, ale czas w miłym towarzystwie upływa bardzo szybko. Czekamy, słuchając opowieści Sławka o sławnym Andrzeju, z którym 1 czerwca uczestniczyli w poświęceniu w Bystrecu pamiątkowej tablicy i huculskiego dębowego krzyża ustawionych staraniem Towarzystwa Karpackiego w miejscu, gdzie w latach 1926-1940 stał dom Stanisława Vincenza (1888-1971) autora tetralogii „Na wysokiej połoninie”. Sławek mówi, że jestem niemalże identyczny z Andrzejem i nawet w podobnych okolicznościach zacytowałem ten sam fragment z „Hebanu” R. Kapuścińskiego – musi nas poznać.
    Podjeżdża jakiś busik prywatny i jego kierowca powiada, że bus się zepsuł i nie przyjedzie dzisiaj. Prawdopodobnie jest to naganiacz pani Paraski, bo mówi, że może nas zawieźć prosto do niej za 20 hr./os. Drogo bo drogo, ale się godzimy i jedziemy wzdłuż pięknego i wartkiego Czarnego Czeremoszu, który szumi bardziej niż piwo w naszych głowach.
    Sławek z kolegami wysiadają za krzyżówką na Bystrec.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  12. #12
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    Dom pani Paraski

    My jedziemy dalej i wysiadamy przed domem Pani Paraski.



    Witamy się, jesteśmy już zapowiedziani. Bierzemy 2 noclegi po 50 hr./osobodobę.



    Rozpadało się, bo Szczeznyk już jest w swoim żywiole.
    Gotujemy na prymusie wodę na zupki.



    Próbuję się zaprzyjaźnić z psem Budułajem, ale Budułaj jest raczej obojętny na moje uczucia.



    O 20-tej padamy ze zmęczenia. Przesypiamy 10 godzin. W nocy Małgosia budzi się na krótko co parę godzin, rozkoszując się powietrzem.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  13. #13
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    W drodze na Popa Iwana

    Ze wspomnień Małgosi.
    Otwieram oczy o 6:40. Boże jak cudownie. Tata był już na zewnątrz, wita mnie słowami, że ma dwie wiadomości - dobrą i złą, którą chcę najpierw. Dobra – mój mąż wysłał doktorat, zła - jest kiepska pogoda. Nasz plan na dzisiaj: ponad 7 godzin i w dużej mierze po grani, bierze w łeb. Wyczołguję się powoli ze śpiwora. Nie spieszymy się z gotowaniem wody na prymusie, śniadaniem i kawą.





    Po śniadaniu wracam do pokoju przepakować rzeczy. Tata mówi, że ma wiadomość, ale nie wie jak ją zakwalifikować. Mówię, że może jako neutralną. Mówi że nie, właśnie nie neutralną, bo chodzi o pogodę – w górach pojawiły się przejaśnienia. No tak, jest już za późno, bo jest 10-ta, żeby ruszać tam, gdzie planowaliśmy tzn. na Popa Iwana. Na szczycie/grani powinniśmy być nie później niż o 14-tej, bo potem zaczynają się burze, taka uroda tych gór, a tymczasem jest dobra pogoda.
    Zbieramy się, idziemy w górę z zamiarem iść tyle ile się da i wrócić tą samą drogą. Idziemy wg opisu w przewodniku w prawo, ale jako że z autorką mamy do czynienia po raz pierwszy, mamy trudności z odgadnięciem jej intencji i zrozumieniem opisu szlaku. Wspinamy się pół godziny, ale opis przestaje pasować do drogi, nie widzimy rozwidlenia, na którym trzeba skręcić w prawo. Wracamy z napotkaną grupą Polaków do wsi. Tam razem czytamy opis, wygląda na to, że jednak szliśmy dobrze – czy aby? Znowu decydujemy się wracać. Ponownie wczytujemy się w słowa, wracamy jeszcze raz, pytamy Pani Paraski którędy na Pip Iwan – upewnia nas, że w przeciwną stronę. Rzeczywiście, odnajdujemy szlak na garażu.



    Autorka posługuje się ładną, bogatą polszczyzną, precyzyjnie dobiera słowa i konstruuje zdania. Teraz dopiero widzę, że opis jest jasny. To dla nas zupełnie nowe góry, nie wiemy jeszcze jak traktować odległości i nie potrafimy wyłowić z tego ogromu wiadomości informacji najistotniejszej: „...zaś nasz szlak wchodzi na podwórko gospodarstwa (na garażu czerwony znak...”, wydaje nam się bowiem, że to jest gdzieś daleko, a to jest tam gdzie stoimy, przy sklepie. Wyrusza z nami jeszcze trójka Ukraińców. Jest tabliczka, że jesteśmy na dobrej drodze.

    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  14. #14
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    W drodze na Popa Iwana

    Jest straszny upał, ale dobrze nam się idzie.







    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

  15. #15
    Moderator Maxitravelek zdzicho alboom II is on a distinguished road Avatar zdzicho alboom II
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    6,803

    W drodze na Popa Iwana

    .






    Dochodzimy do wodospadu i ok. 15-tej zaczyna padać i grzmieć.



    A droga dalej pod górę.



    Cóż robić – odwrót. Szczeznyk działa, chociaż my jeszcze nie wiemy że to on.
    Jak bez kolców nie ma róży
    Tak bez VF nie ma podróży

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 4 1 2 3 ... OstatniOstatni

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów