W połowie lipca 2010 r. wyruszyliśmy na długą, dwumiesięczną włóczegę samochodowo-namiotową przez południową Europę aż do zachodnich wybrzeży Turcji.
Pierwsze wyzwanie to zapakować do samochodu, zwykłej cytrynki Xary, cały sprzęt biwakowy, zestaw odzieży górskiej, plażowej i wiele drobiazgów przydatnych w życiu nomadów i to wszystko według zasady, że każda rzecz ma swoje stałe miejsce i łatwo można po nią sięgnąć w razie potrzeby bez wyładowywania całego kufra.
W niedzielne południe opuściliśmy Paryż „słoneczną autostradą” A6. Od Lyonu, przez Grenoble i dalej, już podziwialiśmy krajobrazy wzdłuż zwykłej drogi krajowej. Nocleg wypadł na trawiastym campingu pod brzozami w Allemont, małym miasteczku do którego dojechaliśmy surowym przełomem rzeki Romanche.
Alpy powitały nas pejzażem biało-niebiesko-szaro-zielonym zalanym słońcem, droga wiodła przez przełęcz Lautaret - poszarpana linia horyzontu skalistych gór z płatami śniegu, niżej soczysta zieleń łąk, wyżej błękit nieba z lekkimi chmurkami. Robimy ostatnie zakupy francuskich produktów w Briançon i przekraczamy granicę włoską. Zaraz pierwsze:
- prego, due cappuccini, per favore - w przydrożnym barze.
Od Turynu wypadało jednak wskoczyć na autostrady, Alessandria, Genova, La Spezia, zatrzymujemy się dopiero na campingu „Pineta” w Viareggio.
Tradycyjnie, jadąc tranzytem przez Italię coś zwiedzamy, tym razem Luccę otoczoną rozległymi, potężnymi murami z 11 bastionami i 4 bramami. Spacerujemy po mieście, podziwiamy białą, marmurową, trzynastowieczną fasadę Duomo z 3 szeregami finezyjnych kolumienek i dekoracyjnymi łukami. S.Michele in Foro jest podobny, też z białego marmuru z 4 galeriami kolumienek i wysoką wieżą. Przechadzamy się wśród wielowiekowych kamienic aż na plac centralny podziwiając każdy zakątek.
S.Michele in Foro