Najlepsza forma wsparcia, jaką możemy zaoferować Afrykanom, to nie przeszkadzać im w rozwoju. Na początek – wpuszczając ich produkty na nasze rynki.
Nie będę kopiował całego artykułu - przekopiuję ciekawe fragmenty.
Całość tutaj: http://www.rp.pl/artykul/11,787498-J...ac-Afryce.html
„Nigdy nie spotkałem kraju, które rozwinąłby się dzięki pomocy zagranicznej, albo kredytom. Kraje, w których dokonał się rozwój — w Europie, Ameryce, Japonia, kraje azjatyckie takie jak Tajwan, Korea, Singapur — wszystkie wierzyły w wolny rynek. Tu nie ma żadnej tajemnicy. Afryka po okresie kolonialnym wybrała złą drogę". Te słowa prezydenta Senegalu Abdouyale Wade wracają co jakiś czas, gdy mowa o pomocy dla krajów zwanych dziś globalnym Południem.
Obecnie trudno już znaleźć bezkrytycznych zwolenników pomocy, co jest wielkim osiągnięciem ludzi, zwłaszcza z krajów ubogich, którzy w ciągu ostatniej dekady pisali i mówili o tym, że przemysł pomocowy jest zabójczy dla rozwoju ich gospodarek, niszczy podstawową więź między rządzonymi a rządzącymi na jakiej opierać się powinna każda władza i utrzymuje setki milionów ludzi w trwałym uzależnieniu od Zachodu.
Jednak fakt, że nawet dyrektorzy i pracownicy organizacji pomocowych sami siebie krytykują nie znaczy, że walka o zwycięstwo normalności w stosunkach między krajami bogatymi a biednymi jest zakończona. Co to, to nie — możemy bić się w piersi, ale żadna organizacja pomocowa z własnej woli nie odda milionów, które dostaje na realizację „projektów", ani satysfakcji moralnej płynącej z faktu, że pomagając biednym stoimy po jasnej stronie mocy.
..........
Jeśli niektóre, np. kraje wschodniej Afryki, notują dziś poważny wzrost gospodarczy, a ich perspektywy po raz pierwszy od czasów kolonializmu wyglądają lepiej — to nie ma to nic wspólnego z pomocą rozwojową z Zachodu, tylko z wprowadzaniem przez nie mechanizmów wolnego rynku, o których w 2002 roku mówił prezydent Wade. Z krytyką pomocy międzynarodowej jest trochę tak jak z krytyką budowy autostrad w Polsce. Zawsze znajdzie się ktoś kto zapyta: To wolałbyś, żeby w ogóle nie budowali?
W przypadku pomocy ten argument jest jeszcze bardziej nie do obrony, bo w grę nie wchodzi przecież nasz komfort podróżowania, tylko życie milionów ludzi. Lepiej, żeby powstała szkoła niż miałaby nie powstać (mimo, że nie ma w niej nauczycieli), lepiej żeby w szpital w buszu miał łóżka, niż żeby nie miał (mimo, że nikt nie nauczył miejscowych obsługiwać nowoczesnych łóżek szpitalnych z Zachodu), lepiej rozdać moskitiery, nawet jeśli sensowniej i lepiej dla lokalnego rynku byłoby zlecić ich wykonanie i sprzedaż miejscowym producentom.
.....................
Pracownicy organizacji humanitarnych nie lubią, gdy używa się określenia „przemysł pomocowy", co jest w pełni zrozumiałe. Określenie to odziera bowiem ich pracę z nimbu działalności bezinteresownej, nakierowanej w pełni na ludzkie dobro i wyzbytej politycznych oraz finansowych motywacji. W rzeczywistości jest dokładnie na odwrót: przemysł pomocowy to globalny moloch nastawiony na czerpanie pieniędzy z publicznych źródeł. Jak pisze Linda Polman, autorka głośnej książki „Karawany kryzysu", opisującej praktykę przemysłu pomocowego, na świecie istnieje obecnie ponad 37 tysięcy międzynarodowych organizacji pozarządowych.
..................
Najgorsze jest to, że większość pracowników organizacji pomocowych zapytana, czy tego praktyki mają miejsce, odpowie zgodnie z prawdą, że są one normą. Dlaczego zatem cały proceder trwa? Dlatego, że pomoc międzynarodowa jest biznesem opartym na konkurencji. W miejsce każdej organizacji, która wykazuje najmniejsze skrupuły i odchodzi z rynku pojawia się kilka następnych gotowych do udzielania pomocy za wszelką cenę — nawet za cenę życia ludzi, którym owa pomoc ma służyć. Nic dziwnego — przemysł pomocowy jest jedyna dziedziną gospodarki, w którym skuteczność liczy się wartością wydanych pieniędzy — to czy z sensem, czy bez, nie jest najważniejsze.
...................
Dziś najlepszą formą pomocy, jaka możemy zaoferować Afrykanom, to nie przeszkadzać im w rozwoju. Na początek wpuszczając ich produkty na nasze rynki i inwestując w Afryce na normalnych zasadach. To znacznie trudniejsze niż zorganizowanie zbiórki na „biedne murzyniątka", ale może warto. Dla własnego interesu, ale też z czystej ludzkiej przyzwoitości.