+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 18

Temat: Krakowskie zwyczaje i obyczaje

  1. #1
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476

    Krakowskie zwyczaje i obyczaje

    Emaus
    W Ewangelii św. Łukasza, w rozdziale 24, zamieszczony jest piękny i wzruszający opis drogi, jaką dwaj uczniowie Jezusa odbyli z Jerozolimy do miejscowości Emaus. Mała wioska Emaus leżała blisko Jerozolimy, gdyż oddalona była od niej o 60 stadiów tj. ok. 10 km. W tradycji Kościoła ten tekst Ewangelii, osadzony głęboko w kontekście Zmartwychwstania, odczytywano w drugi dzień po nocy paschalnej, czyli w poniedziałek. Dzień ten był szczególnie obchodzony w parafii na Zwierzyńcu. W tym dniu w kościółku Najświętszego Salwatora (Zbawiciela) można było uzyskać odpust. Jak zwykle przy takiej okazji w kościele gromadziły się tłumy. Wierni przybywali tutaj z przyczyn natury religijnej ale i także towarzyskiej. Od dawnych bowiem czasów odpust w kościele łączył się z zabawą, okolicznościowym kiermaszem, możliwością radosnego spędzenia czasu przez licznie zgromadzoną gawiedź. W podkrakowskim Zwierzyńcu było tak samo ale i jednocześnie było inaczej.

    Tradycja samego odpustu na Zwierzyńcu sięga wieku XII. Co najmniej od XVI w., a pewnie i dużo wcześniej, odpust ten przyciągał nie tylko zwierzynieckich parafian ale także samych Krakowian. Zwierzyniec nie był wtedy częścią Krakowa. Był oddalony od miasta, może nie 60, ale o jakieś 20 stadiów. Od dawna wieś otaczał nimb tajemniczości i świętości. Może przyczyniła się do tego prasłowiańska świątynia Gontyna, która miała stać ongiś na stokach wzgórza wznoszącego się nad osadą, może wiązać to należy z romańskim kościółkiem Najświętszego Salwatora, który jest jedną z najstarszych świątyń Krakowa, może wreszcie, sławy tej przydała wsi Bł. Bronisława, pustelniczka i mistyczka, która żyła i zmarła w XIII w. in odore sanctcitatis w pustelni na szczycie góry, którą na jej pamiątkę nazwano jej imieniem? Tak czy inaczej w poniedziałek wielkanocny na Zwierzyniec waliły tłumy. Mieszczanie odbywali w ten sposób pielgrzymkę ze swojej fary, gdzie dokonywało się i aktualizowało misterium paschalne, do fary Zwierzynieckiej. Kraków stawał się Jerozolimą, Zwierzyniec wioską Emaus. Pierwszy raz taką właśnie nazwę odpustu spotykamy w opisie, jaki w 1596/97 sporządził Giovanni Paulo Mucanti:

    W poniedziałek wielkanocny poszedłem oglądać kościół, który nazywają Emaus, gdzie zbiera się wielki tłum obojga płci (...) Wszystka młodzież i żacy zachowują dawny zwyczaj noszenia dnia tego różdżki wierzbowej, na której rozwinięte są bazie i tymi idąc drogą na Emaus, uderzają dziewczęta brzydsze i mówią do nich: „czemu nie rychło na Emaus ?”

    Czy aby na pewno przy pomocy wierzbowej witki poganiano jedynie brzydsze dziewczęta wolno wątpić. Zwyczaj zaczepiania dziewcząt przy takich okazjach był po prostu próbą zwrócenia na siebie uwagi. Zapewne ładniejsze dziewczęta też miały powodzenie. Być może nasz włoski gość miał nieco inny gust niż krakowscy żacy.

    Theatrum Emausowych igrców był trakt zwierzyniecki, którego bieg wyznaczają dzisiaj ulice Tadeusza Kościuszki i Zwierzyniecka. Im bliżej Zwierzyńca tym gęściej był on zastawiony rozmaitymi kramami i straganami. Najpiękniejsze opisy odpustu na Emaus pochodzą z XIX w. W tym czasie miał on już charakter wielkiego festynu ludowego. Na przebiegu i kolorycie tego festynu znacząco zaciążyła też ludowa tradycja lanego poniedziałku, która z mokrym skutkiem zadomowiła się na Emaus. Zapał we wzajemnym polewaniu się przebierał czasem miarę sprawiając, że obyczaj nabierał często cech chuligańskich. Nie przeszkadzało to jednak krakowianom nadal tłumnie walić na Zwierzyniec. Dziatwa naciągała rodziców na karmelkowe cukierki, gliniane kogutki i okaryny. Chłopcy z lubością pukali z pukawek, dziewczynki zawieszały sobie na szyji różańce z bibułek i ptysiowego ciasta. Przebojem jednak, specjalnością odpustu Emaus, były drewniane, obszyte czarnym futerkiem figurki Żydów. Dłonie, kadłub i głowę takiej figurki łączono przy pomocy sprężyn, dzięki czemu przy najmniejszym ruchu postać drgała komicznie.

    W 1696 r. tradycja odpustu Emaus została wzbogacona procesją jaką tego dnia urządzało Arcybractwo Męki Pańskiej, istniejące przy kościele oo. Franciszkanów od 1595 r. Bracia odziani w długie, sięgające kostek czarne habity, z głowami nakrytymi kapturami, w których wycięte były jedynie otwory na oczy, wyruszali rano spod kościoła Franciszkanów i przy dźwiękach orkiestry, pod brackimi sztandarami i fenetronami udawali się na Zwierzyniec. Ich pochód miał charakter swoistej katechezy dla gapiów. Do refleksji nad własnym losem zachęcały ich symbole bractwa - trupia czaszka i piszczele oraz hasło- slogan Memento Homo Mori (pamiętaj człowiecze o śmierci), który recytowali uczestnicy pochodu. Po dojściu pod kościółek Najświętszego Salwatora, procesja okrążała go trzykrotnie po czym schodziła na dziedziniec ss. Norbertanek, gdzie odbywało się spotkanie z ksienią zakonu. Warto wiedzieć, że Arcybractwo Męki Pańskiej, żywy relikt dawnej kultury religijnej, istnieje przy kościele oo. Franciszkanów do dnia dzisiejszego. Choć forma nabożeństw Arcybractwa wydaje się wielu anachroniczna ich treść jest nadal aktualna. Słowa memento mori mimo upływu wieków mają dzisiaj to samo znaczenie co przed wiekami.

  2. #2
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Dni Krakowa
    Od dawna specyfiką Krakowa było niezwykłe nagromadzenie imprez o charakterze ludowym, artystycznym, kulturalnym i religijnym w miesiącu czerwcu. Lajkonik, Wianki, intronizacja Króla Kurkowego, uroczysta procesja Bożego Ciała to najstarsze z nich ale nie jedyne. Mając na względzie to niezwykłe bogactwo zdarzeń, w 1936 r., z inicjatywy Jerzego Dobrzyckiego, ówczesnego szefa miejskiej propagandy, Adama Polewki, znanego lewicującego dziennikarza oraz rysownika i pisarza, Antoniego Wasilewskiego, zainicjowano wielki, czerwcowy festiwal sztuki. Impreza, dla której wymyślono znakomitą nazwę Dni Krakowa, udała się wspaniale. Był to festiwal zorganizowany z dużym rozmachem i na wysokim poziomie artystycznym, bezsprzecznie najlepsza impreza tego typu w II Rzeczpospolitej. Dni Krakowa w zamiarze pierwotnym miały odbywać się cyklicznie co dwa lata. Druga edycja festiwalu, z 1938 r. była również dobrze przyjęta w Krakowie. Wybuch wojny nie pozwolił na przeprowadzenie kolejnej edycji w 1940 r. Do tradycji tej powrócono po wojnie, choć odbywały się one z przerwami (najdłuższa w l. 1969-1979) i na różnym poziomie. Na ogół impreza nosiła niestety znamiona ponurych czasów komunistycznych, w realiach których musiała się odbywać. W l. 80-tych „Dni Krakowa” przechodzą swoisty renesans. Od 1980 r. Festiwal odbywał się corocznie. Duża w tym zasługa miesięcznika Kraków redagowanego przez Z. Reguckiego, w którym bardzo często promowano to niepowtarzalne w Polsce wydarzenie, a raczej ciąg zdarzeń. Na początku lat 90-tych nazwa Dni Krakowa popadła w niełaskę. Zaczęły pojawiać się nazwy efemerydy - Czerwiec w Krakowie, Festiwal Krakowski itp. Szkoda. Rzadko zdarza się tak czytelna, oczywista, świetnie brzmiąca nazwa jak ta która „wypadła” z rozognionych głów Dobrzyckiego, Polewki i Wasilewskiego.

    W Muzeum Historycznym m. Krakowa, obok wielu plakatów, folderów i programów z przedwojennych Dni Krakowa, prezentowany jest też mało znany obraz. Jest to długa na 6 m. panorama Krakowa, namalowana przez Zygmunta Wierciaka w 1936 r. Obraz ten powstał na zamówienie Jerzego Dobrzyckiego, a wykorzystany został na wystawie historycznej, która zorganizowana była na Wawelu, przy okazji pierwszych Dni Krakowa. Ogromne płótno rangę artystyczną ma niewielką. Jest jednak ciekawym dokumentem ikonograficznym, dającym wyobrażenie o wyglądzie Krakowa na progu XVIII w.

  3. #3
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Czterdziestu Mężów
    Na mocy przywileju lokacyjnego, nadanego miastu w czerwcu 1257 r. najważniejszą osobą w mieście stawał się wójt. Był on reprezentantem w mieście władzy książęcej, łącznikiem pomiędzy nim a krakowską społecznością. Posiadał szerokie uprawnienia sądownicze, a przywileje ekonomiczne, które otrzymał, stawiały go wysoko ponad wszystkimi obywatelami. Już jednak przed 1264 r. pojawia się rada miasta, organ ówczesnego samorządu miejskiego. Jej uprawnienia i pozycja są zrazu znikome. Począwszy od XIV w. rola rady systematycznie wzrasta. Historycy są na ogół zgodni, że proces wzmacniania rady miasta kosztem pozycji wójta, był skutkiem tzw. buntu wójta Alberta przeciw władzy króla Władysława Łokietka (1311). Król dostrzegł w porę, że potęga krakowskiego wójta może zagrozić nawet jego panowaniu i zaczął ograniczać jego uprawnienia. Rada miasta, w Krakowie złożona przede wszystkim z przedstawicieli bogatego kupiectwa, zręcznie wykorzystała tę okoliczność. Miasto pod jej kierunkiem zdobywa w ciągu XIV i XV w. szereg cennych przywilejów. Jednocześnie wewnątrz organizmu miejskiego rada osiąga pozycję hegemona, zachowując jednocześnie lojalność względem króla.

    Mało tego. Rada chętnie pospieszała królom z pomocą w ich kłopotach finansowych, a tych nie brakowało. Wysokie pożyczki od miasta otrzymał Władysław Jagiełło i Kazimierz Jagiellończyk. W zamian za pomoc rajcy miejscy liczyli na „łaskawą pamięć” i zwykle się nie zawodzili. Głównym przejawem tej pamięci było mianowanie na kolejne kadencje na urzędzie radzieckim, a nominacja taka gwarantowała wysokie dochody i wpływ na bieg zdarzeń w mieście a nawet w państwie. Nic dziwnego, że w krótkim czasie rada miasta stała się ciałem oligarchicznym, obsadzanym przez kilka rodzin z kręgu bogatego patrycjatu krakowskiego. Urząd rajcy stał się też faktycznie dożywotni, co oficjalnie potwierdził dopiero Zygmunt II August. Krzywym okiem patrzyło na to pospólstwo, tworzące ogół obywateli miasta, klasę średnią jak powiedzielibyśmy dzisiaj. Na tym tle dochodziło już wcześniej do sporów, ale w 1418 r. konflikt przybrał bardzo ostry charakter. Cechy solidarnie sprzeciwiły się radzie miasta, która nadmiernie obciążała rzemieślników i drobniejszych kupców, podatkami. Władysław Jagiełło aby załagodzić spór powołał do życia nowy organ władzy miejskiej, radę szesnastu mężów, która miała kontrolować miejskie finanse. W praktyce jednak organ ten nie sprawdził się. W 1438 r. atmosfera w mieście zrobiła się tak gorąca, że rajcy musieli schronić się na zamku wawelskim przed gniewem pospólstwa. Dopiero w 1521 r. król Zygmunt Stary przemienił radę szesnastu w radę trzydziestu dwóch mężów, składającą się z 12 kupców i 20 rzemieślników. Nowa reprezentacja pospólstwa była już ciałem dużo mądrzejszym politycznie. Zamiast kruszyć kopie przy okazji wzniecanych tumultów, narażając się jednocześnie królowi, rada trzydziestu dwóch zastosowała skuteczniejszą formę walki z oligarchiczną radą miasta - bojkot płacenia podatków. Tak też się stało w 1524 r. Cios był poważny i celnie wymierzony. W 1548 r. pospólstwo uzyskało wyraźny sukces poprzez rozszerzenie rady trzydziestu dwóch do czterdziestu mężów. Kompetencje tego qudragintaviratu poszerzył znacząco w 1578 r. król Stefan Batory. Rada miasta musiała pójść po rozum do głowy, a raczej...do kieszeni. Rozpoczął się proces obłaskawiania niebezpiecznego quadragintaviratu . I właśnie przy tej okazji narodził się zapomniany, ale ważny w swoim czasie zwyczaj.

    Kilka razy do roku rada miasta przyjmowała na ratuszu delegację pospolitego człowieka, czyli właśnie owych czterdziestu mężów. Stały termin nie był ustalony. Zwyczajowo zwoływano delegację pospólstwa przed sejmami walnymi, w których Kraków miał prawo uczestniczyć, aby opracować wspólną linię działania. Spotkania te stały się okazją do egzekwowania przez qudragintavirat sprawozdań z działalności rady. Rada składała takie sprawozdanie, a jednocześnie, odbywał się bankiet, na którym nie brakło uprzejmości. W tak wytworzonej atmosferze qudragintavirat dużo łatwiej udzielał radzie absolutorium. Dodajmy wreszcie, już na marginesie tej tradycji, że wielu członków qudragintaviratu wcześnie zrozumiało, że przychylny i grzeczny stosunek wobec panów radziec może zaowocować nominacją na jakiś intratny urząd w mieście. Tak też często się stawało.

  4. #4
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Comber Babski
    Comber, jak czytamy w Encyklopedii Popularnej PWN z 1982 r. to „Mięso z kością z części lędźwiowej grzbietu zwierząt rzeźnych i łownych”. Może więc być comber zajęczy lub króliczy ale babski?!!! Owszem może, przynajmniej w Krakowie. Comber Babski to stara krakowska tradycja, którą obchodzono w czas ostatkowy, a która, wbrew nazwie, nie miała nic wspólnego z rytualnym kanibalizmem. Słowo comber bowiem, pochodzące najprawdopodobniej z języka niemieckiego, ma dwa znaczenia. W tym drugim znaczeniu combrzyć to tyle samo co swawolić, tęgo swawolić dodajmy.

    Ostatki, które tradycyjnie rozpoczynały się wraz z tłustoczwartkowym obżarstwem, szczególnie huczny przebieg miały w Krakowie, głównie za sprawą niewiast. We wtorek przed środą popielcową zbierały się one przy kościele Matki Bożej na Piasku (róg ul. Karmelickiej i Garbarskiej) formując niemałą dywizję. To pospolite ruszenie rekrutowało się głównie z przekupek handlujących warzywami, które dojrzewały na żyznych glebach Czarnej Wsi, Kawiorów czy Łobzowa. Przekupki te nazywano w Krakowie po prostu babami. Baby jako się rzekło, przebierały się tego dnia wymyślnie, strojąc się na wielkie damy. W miejsce atłasów, tiulów i jedwabiów używały jednak siermiężnych worów, w miejsce koronek - słomy a w miejsce starannie układanych loków, wplatały sobie we włosy wióry. Po zbiórce, baby ustawiały się w szyk bojowy i ruszały do Krakowa, w stronę bramy szewskiej. Ów podniosły marsz miał może niewiele wspólnego z zasadami musztry, ale było co oglądać. Na czele niesiono wielką słomianą kukłę, wyobrażającą mężczyznę, zwaną combrem. Za tą kukłą kroczyła ta z przekupek, która w danym roku sprawowała funkcję marszałka. W pierwszej połowie XIX w. urząd ten aż pięć razy z rzędu przypadł nie znanej z imienia i nazwiska, ale znanej z przezwiska, niejakiej Mądrej Marynie. Dopiero za Marszałkiem w spódnicy kroczyła reszta. Trzeba jeszcze dodać, że całe to babskie towarzystwo miało już nieźle „w czubie”, choć godziny były raczej przedpołudniowe. Na krakowski rynek pochód docierał około południa, biorąc w posiadanie miasto i jego obywateli. Kraków zamieniał się w Rzeczpospolitą Babską. Niewiasty rozbiegały się po rynku i po okolicznych ulicach ścigając mężczyzn. Młodzi chłopcy, osobliwie ci, którzy w mięsopust nie zdołali znaleźć sobie żony, byli zakuwani do olbrzymiej kłody drewna, którą ku uciesze gawiedzi musieli włóczyć po rynku. Dla ozdoby wieszano im na szyi wieniec z suchych grochowin. Starsi, stateczni i żonaci, byli otaczani, zaczepiani (combrzeni jak mawiano), zmuszani do szalonych pląsów i brani do niewoli. Aby się wykupić musieli, obok niezliczonej ilości całusów, złożyć okup w brzęczącej monecie. Znany ze skąpstwa, którą to cechę skąpi zwą oszczędnością, żyjący w XVIII w. profesor krakowskiej akademii Jacek Przybylski, tańcował któregoś roku kilka godzin. W końcu padł. Baby nie popuściły i zacny profesor musiał dać okup. Ogólnie rzecz biorąc bawiono się znakomicie. Jeszcze w XIX w. zdarzało się tak, że kolisko tańczących na rynku stawało się tak wielkie, że trzymając się za ręce otaczano cały gmach sukiennic. Dziś aż trudno sobie to wyobrazić. Kulminacyjny moment wydarzenia następował wtedy, gdy na dany przez marszałka (marszałkową) znak, baby rzucały się na kukłę combra i w mgnieniu oka rozszarpywały go na strzępy. Nie oznaczało to końca imprezy, która czasem przeciągała się do środy popielcowej.

    Comber Babski przetrwał do końca istnienia Rzeczpospolitej Krakowskiej. W 1846 r. policja austriacka zakazała dalszych obchodów. Trudno się dziwić władzom konserwatywnej monarchii habsburskiej, że położyły kres tej feministycznej imprezie. Dziwnym jednak trafem, wiele z tradycji zabronionych przez zaborcę odrodziło się w dogodniejszych czasach a Comber Babski nie.

  5. #5
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Jarmarki

    Jarmarki odgrywały szczególną rolę w życiu dawnych miast. Przede wszystkim określały i wyznaczały rytm działalności handlowej, wpływając na całokształt miejskiej gospodarki. Rola jarmarków nie ograniczała się jednak tylko do ekonomii. Czas jarmarków to czas spotkań ludzi różnych kultur i różnych języków. Spotkania te stanowiły swoisty tygiel, w którym mieszały się rozmaite wątki i wartości. To właśnie wtedy przyjezdni poznawali miejscowe tradycje i obrzędy, wzbogacając miejscową tkankę o własne obyczaje. Spotkania te miały także funkcje społeczne. Wypełniające się przyjezdnymi zajazdy i karczmy dawały zarobek właścicielom, którzy z kolei zatrudniali na ten czas rozmaitych parobków i „dziewki kuchenne”. W okresie jarmarku zmieniało się też prawo w mieście. Zawieszano surowe przepisy ograniczające prawa handlowe „gościa” czyli kupca z innego miasta. Surowsze natomiast stawało się prawo karne, stojące na straży bezpieczeństwa wielotysięcznych tłumów. Siła oddziaływania jarmarków była tak duża, że w wielu miastach do dnia dzisiejszego pozostały tego ślady w postaci festiwali sztuki, festynów ludowych, kiermaszy, które wpisane są w kalendarzu pod datą gdzie dawniej umiejscowione były lokalne jarmarki. Kraków należy do takich miast.

    Najstarsze wiadomości o jarmarkach krakowskich pochodzą z 1310 r. Już wtedy funkcjonowały w mieście trzy jarmarki. Określa je dokładnie wilkierz rady miasta z 1432 r. Pierwszy w roku jarmark nazywano na św. Stanisława lub Świętokrzyski. Nazwa oczywiście pochodzi od przypadających w maju świąt kościelnych. Trwał on 10 dni i 2 półdnia zaczynając od 3 maja. Drugi jarmark zwany był potocznie małym, a oficjalnie na św. Wita. Rozpoczynał się 11 czerwca i trwał 5 dni i 2 półdnia. Trzeci, obiegowo zwany jesiennym, w źródłach występuje jako jarmark na św. Michała. Trwał on prawdopodobnie tyle samo ile jarmark wiosenny. Tradycja tych trzech jarmarków okazała się być niezwykle żywa i przetrwała aż do rozbiorów. W l. 70-tych i 80-tych XVIII w. usiłował wprowadzić do Krakowa nowe jarmarki król Stanisław August Poniatowski. Na przeszkodzie stanął jednak kategoryczny i nieustępliwy sprzeciw Kongregacji Kupieckiej. Krakowscy kupcy byli w tym czasie w tak nędznej kondycji, że obawiali się jakiejkolwiek konkurencji ze strony kupca obcego.

    Warto jeszcze dodać, że obok krakowskich, funkcjonowały jeszcze trzy jarmarki na Kazimierzu. Najstarszy z nadania Władysława Jagiełły (1399), na św. Marcina odbywał się w listopadzie, późniejsze na św Bartłomieja oraz na św Jana Chrzciciela, odbywały się w lecie.

    Śladem dawnych jarmarków jest najprawdopodobniej tradycja niezwykłego krakowskiego czerwca. To właśnie wtedy odbywają się w mieście liczne imprezy kulturalne (Lajkonik, Wianki, intronizacja Króla Kurkowego). Być może dawne jarmarki wiążą się także z mającą XIII-to wieczne korzenie procesją na Skałkę, która w kolejnych wiekach przechodziła przez Kraków tłumnie wypełniony jarmarcznymi gośćmi. Dzisiaj tradycje dawnych jarmarków przypomina nowa tradycja. Od 1994 r. odbywają się na płycie rynku Targi Bożonarodzeniowe, impreza o charakterze handlowym i kulturalnym jednocześnie. Charakterystyczna scenografia i przedświąteczny nastrój, sprawiły, że impreza ta cieszy się rosnącą popularnością krakowian. Być może jest to znak, że warto wskrzesić także inne krakowskie jarmarki. Zwłaszcza ten czerwcowy, który połączeniu z imieninami miasta w dniu 5 czerwca może stać się wspaniałym wydarzeniem łączącym tradycje ze współczesnością.

  6. #6
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Juvenalia
    Juvenalia to tradycja młoda i zamierająca jednocześnie. Wszystko rozpoczęło się w 1954 r. od zorganizowanych w Lesie Wolskim Igrców Żakowskich. W tej pierwszej studenckiej zabawie, nawiązującej do tradycji krakowskich majówek, brali udział studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego. Rok później do zabawy włączyli się także studenci krakowskiej Politechniki. Pomysł urządzania swoistego święta studenckiego przyjął się nad podziw szybko. W roku 1956 zabawa przeniosła się w centrum Krakowa. Wtedy też pojawiła się jej nowa nazwa - Juvenalia. Za pomysłodawcę tej imprezy uważa się Hieronima Kubiaka, wówczas studenta socjologii, później znanego działacza partyjnego, zaliczanego do tzw. ewentualnie reformowalnych. Nazwę Juvenalia wymyślił podobno późniejszy dziennikarz, Stefan Bratkowski.

    Ludzi pamiętających te czasy zadziwia do dnia dzisiejszego jak w ciemną noc stalinizmu, mogła tak spontanicznie, radośnie i tylko dla zabawy, wybuchnąć taka zabawa. Fiesta pomiędzy ponurymi i nudnymi imprezami urządzanymi zawsze ku czci i obowiązkowo w słusznej sprawie. Po pierwsze, jak się wydaje, władze rozumiały potrzebę wypuszczenia nieco pary z kotła rozgrzanych umysłów studenckich, po drugie, zbliżał się polski październik 1956 r., po trzecie wreszcie, wzorowe zachowanie studentów w czasie pierwszych obchodów, przekonało miejscowych partyjnych kacyków o nieszkodliwości tych radosnych praktyk.

    Bardzo prędko wykształcił się pewien scenariusz tej zabawy, często zresztą traktowany dość dowolnie. Trwała ona zawsze trzy dni. Już do piątku krakowianie podziwiali ciągnące z miasteczka akademickiego barwne korowody studentów, poprzebieranych zrazu byle inaczej niż na codzień, następnie coraz wymyślniej. Zdarzały się także stroje mniej wymyślne ale...hm. Któregoś roku po ulicach paradował student ubrany w worek z przeźroczystej folii i tyle. Obok niego elegancko przebrany kolega informował przechodniów, że jest agentem estradowym pierwszej polskiej gołej d.... Śmieszne? Może nie, ale w tych dniach wiele studentom uchodziło na sucho. Już w późnych latach siedemdziesiątych, po Krakowie chodził bean przebrany za rakietę, na której widniał napis Persching. Była to aluzja do prasowej i telewizyjnej nagonki propagandowej przeciw amerykańskim zbrojeniom.

    Ważnym momentem pierwszego dnia imprezy było spotkanie z prezydentem miasta, który uroczyście przekazywał młodzieży klucze do bram miasta, co miało symbolizować przekazanie studenckiej braci władzy nad Krakowem.

    W niedzielę następował najważniejszy dzień zabawy, której kulminacją był wielki bal pod gołym niebem na krakowskim rynku. W czasie tego balu wybierano Miss Juvenaliów, zwaną później niezwykle wdzięcznie (i nie naśladowczo) Najmilszą Studentką Krakowa. Pierwszą zwyciężynią tego konkursu była Alicja Bobrowska. Pamiętne były Juvenalia w roku 1964, w roku gdy Uniwersytet Jagielloński obchodził 600 lecie swego istnienia. Ponieważ rektorem był wówczas prof. Kazimierz Lepszy, studenci bawili się pod hasłem od Kazimierza Wielkiego do Kazimierza Lepszego, które to hasło nie wiadomo czemu irytowało towarzyszy z Komitetu Wojewódzkiego PZPR. W latach siedemdziesiątych atmosfera Juvenaliów trochę się skwasiła. Wydarzenia z lat 1970 i 1976, rosnące napięcia społeczne, zwłaszcza w krakowskich środowiskach akademickich, znajdowały odbicie w coraz liczniejszych przebraniach czy zachowaniach studentów, wyrażających opozycję wobec władz. Wiele osób traciło też ochotę do zabawy. Młodość jednak miała swoje prawa więc zabawa trwała. Aż wreszcie ucichła. 7.05. 1977 r. w kamienicy przy ul, Szewskiej 7, odnaleziono zmasakrowane zwłoki Stanisława Pyjasa, studenta filologii polskiej UJ, znanego ze swej działalności opozycyjnej. Oburzeni akademicy wezwali do bojkotu Juvenaliów. W niedzielę 15.05, zamiast radosnej zabawy na rynku, przez Kraków przeszedł milczący marsz ubranych na czarno studentów. Juvenalia nie odbyły się ani w tym ani w 1979 i 1980 roku. Odbyły się, choć skromne, w pełnym nadziei 1981 r. W kolejnych latach, latach stanu wojennego i tzw. trzeciego etapu reformy, nikomu nie było do śmiechu. Maj w Krakowie był zwykłym majem. Mimo wysiłków władz, które organizowały różne imprezy i koniecznie chciały pokazać, że wszystko idzie ku dobremu, studenci pozostawali w akademikach. Dopiero po 1989 r. na nowo pojawiają się Juvenalia, choć w skromniejszej formie. Czy dawne Juvenalia powrócą? Raczej wątpliwe. Powstały nagle, były dla młodzieży Krakowa niczym łyk świeżego powietrza dla trzymanego w dusznym pomieszczeniu. Siłą tej zabawy była jej spontaniczność. Dzisiaj okazji do zabawy studenci mają wiele.

  7. #7
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Klocki Popielcowe
    Obchód Środy Popielcowej na rynku krakowskim, H. Lipiński, fot. J. Mikułowski, zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie

    Ta przedziwna tradycja znana jest nam dzisiaj tylko z dawnych przekazów. Poza wąskim gronem historyków, nikt nie wie jak wyglądał obchód środy popielcowej w dawnym Krakowie. Oddajmy więc głos Józefowi Łepkowskiemu, który w wydanej w 1866 r. książce, Przegląd krakowskich tradycji, legend, nabożeństw, zwyczajów, przysłów i właściwości, pisze co następuje:

    Popielcowy zwyczaj wieszania jelit lub drewienek za plecami tych, co zapust na ożenek nie użyli. Obyczaj ten kockiem zwany (...) jest prawie powszechny (...). Na przedmieściach Krakowa Rybakach i Zwierzyńcu żacy poprzebierani za dziadów i baby ciągną po drogach kloc na łańcuchu, przymuszając każdą dziewczynę urąganiem i szamotaniem, aby im pomóc pomogła. Okup tylko uwalnia od tego zaprzęgu.

    Jak wynika z zacytowanego tekstu obyczaj ten miał dotykać tych, którzy zapust na ożenek nie użyli, czyli w Wielki Post wchodzili w stanie kawalerskim lub panieńskim.

    Karą za to „przewinienie” było zapięcie do drewnianego kloca, który należało taszczyć ku uciesze gawiedzi. Przypomina to podobny obyczaj zwany Combrem Babskim i to do tego stopnia, że nie wiadomo, czy autorowi obydwa zwyczaje nie połączyły się w jedną całość. Najważniejszym elementem obchodów środy popielcowej był jednak zwyczaj ozdabiania, najchętniej statecznej mieszczki, kawałkiem wyschniętego jelita lub drewienka, który sprytnie doczepiano do „tylnej fasady” przechodzącej. Nieoceniony Ambroży Grabowski (zm. 1868) także opisuje obyczaj klocka:

    W Krakowie trwa od dawna zwyczaj i ciągle się utrzymuje, że w dniu Popielca chłopcy uliczni biegają i wieszają na szpilce z tyłu Żydom, wieśniaczkom, służącym kawałki drewna, kości, skorupy jaj itp. Niekiedy z domu umyślnie wyprawiają po jakiś sprawunek na miasto takiego, komu klocek przywieszono. Ten, nic nie wiedząc o zdradzie, idzie przez ulice, a za nim wszyscy się śmieją

    W Muzeum Narodowym w Krakowie przechowywany jest obraz zmarłego za młodu malarza Hipolita Lipińskiego zatytułowany Obchód Środy Popielcowej na Rynku Krakowskim. Obraz o niezwykle dynamicznym wyrazie, charakterystycznym dla twórczości Hipolita Lipińskiego, ukazuje kłębiący się na płycie rynku tłum wyrostków, dziewczyn, statecznych mieszczan. Jedni w ucieczce, drudzy w pogoni, jedni usiłują dopiąć swego i ozdobić upatrzoną postać swoim klockiem, drudzy nerwowo usiłują tego uniknąć. Jedno nie ulega wątpliwości. Wszyscy bawią się wspaniale. Płótno to powstało ok. 1875 r., tradycja klocka musiała więc być jeszcze wtedy żywa. Niedługo później jednak zaginęła. Skąd się wzięła? Dlaczego zaginęła? Tego niestety nie wiemy.

  8. #8
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Lajkonik
    Lajkonik, zwany także konikiem zwierzynieckim lub tatarzynem, to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci krakowskich. Obok Wieży Mariackiej, wawelskiego wzgórza i Barbakanu, to także chyba najlepiej znany motyw plastyczny Krakowa. Mały konik na dwóch nogach odzianych w wysokie czerwone trzewiki i siedząca na nim postać brodatego jeźdźca, którego głowę nakrywa wysoka szpiczasta czapka, jest częstym gościem w turystycznych przewodnikach, na pocztówkach i folderach. Spotkać go możemy także w różnych przedstawieniach karykaturalnych, na plakatach, jako element znaków graficznych różnych firm. Jego nazwę zapożyczały wielokrotnie zespoły artystyczne, punkty gastronomiczne czy biura turystyczne. Imię Lajkonik nosi także pociąg relacji Kraków-Gdynia, a przed laty Krakowianie chętnie grali w grę liczbową (rodzaj totolizatora) ochrzczoną tym samym imieniem. Jednym słowem Lajkonik jest symbolem tego co krakowskie, pradawne, tradycją uświęcone i zabawne jednocześnie.

    Mając na uwadze sławę jaką Lajkonik cieszy się od Morza po Tatry, wypada z pewnym zażenowaniem powiedzieć, że historycy i etnografowie nie potrafią jednoznacznie wyjaśnić skąd właściwie wzięła się ta krakowska tradycja. Problem usiłuje wyjaśnić legenda. Nawiązuje ona do tragicznych wydarzeń w historii Krakowa, mających miejsce w XIII w. Wiążą się one z koczowniczym ludem z dalekich stepów Mongolii - Tatarami. Po raz pierwszy pojawili się oni w Krakowie, bynajmniej nie w pokojowych zamiarach, w 1241 r. Ich brawurowy rajd przez Małopolskę pozostawił ślady w postaci zniszczonych wsi i miast. Spośród nich Kraków ucierpiał bodaj najwięcej. Uległ prawie całkowitej zagładzie. Kolejne najazdy tatarskie były nie mniej niszczące. Skośnoocy wojownicy odziani w skóry i dosiadający niewielkich krępych koni stali się postrachem krakowian.

    I oto któregoś czerwcowego wieczora 1287 r., czambuł tatarski, zupełnie nie zauważony przez miejskich strażników, zbliżał się do murów miejskich. Aby nie narażać się na walkę w nocy, Tatarzy postanowili rozbić swój obóz w nadwiślańskich zaroślach nieopodal podmiejskiej wsi zwanej Zwierzyniec. Po chwili znużeni podróżą usnęli śniąc o bogactwach, które mieli zamiar zdobyć następnego dnia w Krakowie. Ich obecność w porę jednak zauważyli włóczkowie, których osada znajdowała się nieopodal na wiślanej piaszczystej łasze. Kim byli włóczkowie? Byli to rzeczni - wiślańscy żeglarze. Ich nazwę wywodzi się od tego, że galary płynące po Wiśle bądź spławiali w dół rzeki, bądź ciągnęli - włóczyli w górę, ku jej źródłom. Przyzwyczajeni do ciężkiej pracy nie ulękli się Tatarów. Uzbrojeni w ciężkie wiosła wpadli na śpiących wojowników azjatyckich, którzy w krótkim czasie ponieśli druzgoczącą klęskę. I wtedy włóczkom zaświtał w głowie dowcip. Ktoś powie - ciężki dowcip. Poprzebierali się w tatarskie stroje, twarze umazali sadzą z ogniska, dosiedli zdobycznych koni i wpadli niczym tajfun do Krakowa. Trudno doprawdy wyobrazić sobie przerażenie jakie wywołali swym przybyciem. Po chwili paniki i popłochu włóczkowie zdjęli jednak swe stroje i opowiedzieli o wydarzeniach mijającej nocy. Mieszczanie byli uratowani i uradowani. Rada miasta wydała na cześć włóczków wspaniałą ucztę, a gdy już beczki po znakomitym piwie świdnickim świeciły pustkami, burmistrz Krakowa ogłosił, że na pamiątkę tego wydarzenia raz do roku do miasta będzie wjeżdżał srogi chan tatarski na czele orszaku podkrakowskich włóczków. I tak też się dzieje zawsze w octavę Bożego Ciała, czyli osiem dni po tym święcie.

    Obchód Lajkonika ma barwny przebieg, ustalony jeszcze w XIX w. Około godziny 12.00, w czwartek, osiem dni po Bożym Ciele, na dziedzińcu klasztoru ss. Norbertanek gromadzi się orszak Lajkonika. Obok silnego mężczyzny, który jest zdolny wcielić się w rolę tytułową, tj. przez ok. 8 godzin harcować po mieście z rynsztunkiem ważącym 30 kg., w skład orszaku wchodzi chorąży wraz z pomocnikiem, orszak włóczków i orkiestra, zwana mlaskotami. Intrygująca nazwa tej orkiestry pochodzi od nazwiska jakie nosiła znana zwierzyniecka rodzina muzyków. Pierwszym obrzędem pochodu jest taniec przed ksienią ss. Norbertanek, która ogląda taniec Lajkonika z okna. Ksienia też jako pierwsza płaci tatarzynowi zwyczajowy haracz. Następnie cały orszak rusza w drogę, idąc ulicami T. Kościuszki, Zwierzyniecką, Franciszkańską i Grodzką do Rynku Głównego, gdzie pod Wieżą Ratuszową ustawiona jest estrada. Pochodowi orszaku towarzyszą dźwięki orkiestry. Wśród granych melodii najbardziej charakterystyczną jest marsz zaczynający się od słów:



    Ten Lajkonik, nasz Lajkonik

    po Krakowie zawsze goni

    Lajkoniku laj laj

    poprzez cały kraj(2x)



    Ciekawostką jest fakt, że melodia tego marszu ten do złudzenia przypomina Marsz Sobieskiego grany podczas triumfalnego powrotu króla Jana spod pól wiedeńskich w 1683 r.

  9. #9
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Rękawka
    Odbywający się od dawien dawna każdego roku we wtorek po Wielkanocy festyn zwany rękawką związany jest z najstarszym z krakowskich kopców, kopcem Kraka. Jak głosi legenda, lud usypał mogiłę swojemu władcy nosząc ziemię w rękach i rękawach, co znalazło swoje odbicie w nazwie. Z kolei słowiańska etymologia wskazuje na źródłosłów związany z pochówkiem - (serbskie raka - grób; czeskie rakev - trumna), co podkreśla jeszcze dobitniej związek tej tradycji z mogiłą legendarnego Kraka, chociaż badania archeologiczne przeprowadzone w tym miejscu nie przyniosły żadnych poważniejszych odkryć.

    Rękawka miała upamiętniać stypę, jaka odbyła się przed wiekami po usypaniu kopca. Z tą myślą przybywali co roku krakowianie na odpust pod pobliski kościół św. Benedykta na wzgórzu Lasoty. Tradycje pogańskie przeplatały się z chrześcijaństwem, ulegały też zmianie zwyczaje i upodobania uczestników rękawki. Z racji swojego terminu wiąże się ono z, obchodzonym szczególnie uroczyście wśród Słowian, świętem wiosny. Wokół mogiły rozrzucano ubogim resztki święconego, rozdawano jałmużnę. Sprzedawano na straganach słodycze i przeróżne drobiazgi, w tym głównie zabawki. Odbywały się ***, zabawy i zawody zręcznościowe. Rozstawiano karuzele. W latach 1815-1846 istniejąca między Austrią a Wolnym Miastem Krakowem granica - która przebiegała wzdłuż koryta Wisły i oddzielała Kraków od austriackiego Podgórza - utrudniała mieszkańcom Krakowa przybycie na festyn. Swobodny ruch mógł odbywać się tylko w godzinach od 14 do 19. W dużej mierze właśnie na skutek administracyjnych rozporządzeń rękawka coraz bardziej przesuwała się pod kościół św. Benedykta. Po formalnym włączeniu naszego miasta w 1846 r. do monarchii Habsburgów wybudowano wokół kopca Kraka fort wojskowy, co przypieczętowało obecną lokalizację festynu.

    Do dzisiaj przetrwała tradycja odpustu i jarmarku-festynu. Organizowane są występy artystyczne i konkursy. Obok tradycyjnych pukawek, drewnianych zabawek kupić tu można współczesną tanią "galanterię plastikową". Oprócz serc z piernika, tradycyjnych cukierków odpustowych i waty cukrowej zjeść można hot doga, hamburgera i batonik. Niezmienny jest jedynie stosunek krakowian do rękawki, którzy zawsze tłumnie przybywają na wzgórze Lasoty całymi rodzinami, być może podświadomie oddają hołd swojemu legendarnemu księciu.

  10. #10
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Szopka Krakowska
    W swej książce Nie od razu Kraków zbudowano Karol Estreicher jun. wspominając lata dzieciństwa, zamieścił taki oto, pełen emocji i zachwytu opis:

    (...) Budynek to był, który wysokością wypełniał ramy drzwi. Jej kolory rzucały się najpierw w oczy, potem dopiero kształt. Najpierw biły od niej barwy, potem dopiero architektura budynku zdumiewała: czerwień, zieleń, fiolety, niebieskie i żółte tony, czerń i minia, brązy, srebro i złoto składały się na tę orgię barw jak ogień żywą i jak ogień przyciągającą.

    Dwie wieże wznosiły się na przodzie, Mariackie wieże oczywiście, tylko bogatsze w ornamenty, uwieńczone u hełmów strzelistymi koronami. Pośrodku między nimi wielka kopuła złota, jak przystało być każdej kopule od Zygmuntowskich czasów (...)

    Kto widział kiedyś Szopkę Krakowską rozumie zachwyt małego Lolka, kto oglądał ją także oczyma dziecka, zachwyt ten nosi w sobie niezależnie od tego w jakim jest wieku . Szopka Krakowska to jedna z najpiękniejszych tradycji krakowskich. Łączy prostotę z wyrafinowaną finezją. Jest na wskroś oryginalna i na wskroś krakowska. Jest symbolem tego miasta i jego esencją zarazem. Jest wspaniałym znakiem Bożego Narodzenia, jest wreszcie tajemniczym theatrum, w którym baśń staje się prawdą.

    Wszystko zaczęło się przed blisko 800 laty w grocie koło maleńkiej miejscowości Greccio we włoskiej Umbrii. Tam to właśnie Franciszek z Asyżu, urządził żywy obraz, betlejemską stajenkę, w której postacie biblijne odtworzyli jego bracia - tzw. bracia mniejsi, zwani dziś Franciszkanami. Choć trudno nam w to uwierzyć, była to pierwsza szopka betlejemska w dziejach kościoła powszechnego. Gdy w 1225 r. zmarł Franciszek, jego bracia kontynuowali te tradycje. Okazało się bowiem, że ten prosty i ubogi w formie przekaz treści ewangelicznych, w głęboki sposób trafia do wiernych. Od tego czasu, tam gdzie docierali Franciszkanie, tam pojawiały się w okresie Bożego Narodzenia Szopki Betlejemskie. W Krakowie musiało się to wydarzyć niedługo po 1237 r., bo właśnie wtedy Bracia Mniejsi trafili po raz pierwszy pod Wawel. Nie przypadkowo najstarsze polskie figury jasełkowe pochodzą z klasztoru Klarysek przy ul. Grodzkiej w Krakowie (Klaryski to żeńska gałąź Franciszkanów). Są to drewniane figurki pokryte barwną polichromią, pochodzące z XIV w. Nie przypadkowo też najpiękniejsze szopki w krakowskich kościołach, tradycyjnie są urządzane u oo. Kapucynów (ulubiona przez dzieci szopka ruchoma) i u oo. Bernardynów (Bernardyni i Kapucyni to zakony z rodziny franciszkańskiej). W wieku XVII rozpowszechnił się w Polsce zwyczaj urządzania misteriów na Boże Narodzenie, swoistych przedstawień, które dzisiaj zwiemy jasełkami (od słowa jasła oznaczającego żłó. W XVIII w. w szopkach statycznych i w przedstawieniach jasełkowych zaczęły się pojawiać postacie współczesne lub historyczne, związane z dziejami Rzeczpospolitej.

    Na przełomie XVIII i XIX w. narodził się trzeci rodzaj szopki. Mała szopka przenośna o charakterze kukiełkowego teatrzyku. Jej powstanie przypisuje się krakowskim murarzom. Czemu właśnie im? To proste. W zimie nie mieli pracy więc wymyślili, że będą chodzić z takimi szopkami-teatrzykami od domu do domu i tak zarabiać na swe utrzymanie. Pomysł okazał się być zaraźliwy. W XIX w. po Krakowie, w okresie Bożego Narodzenia chodzi już kilka trup szopkarskich ze swoim programem jasełkowym. Ustawiali się oni ze swymi szopkami na lini A-B na Rynku Gł. i czekali na wynajęcie. Gdy otrzymali zamówienie przychodzili do umówionego domu gdzie witały ich dzieci. Ten właśnie moment opisał młodziutki Karol Estreicher. Konkurencja to dobra rzecz. Ponieważ na rynku wybór był duży, trzeba było do siebie jakoś klienta przyciągnąć. Jak? Najlepiej budując szopkę piękniejszą niż inni. A jaką miarę piękności mieli krakowscy murarze? Miarę krakowskich kościołów, baszt, wież, kaplic, pałaców, pomników. Jednym słowem miarę krakowską. I właśnie w ten sposób powstały miniatury krakowskich zabytków, wykonane na drewnianych stelażach ze staniolu, bibułki, celofanu, blaszek, cekinów, korali, szkiełek itp. Najpiękniejsze szopki powstawały na Krowodrzy, do 1910 r. przedmieściu Krakowa, zamieszkanego przez liczne rodziny murarskie. Najsłynniejszą trupą szopkarską był zespół Michała i Leona Ezenekiera. U schyłku XIX w. zbudowali oni szopkę (dzisiaj przechowywana w Muzeum Etnograficznym w Krakowie), która stała się obowiązującym do dnia dzisiejszego kanonem Szopki Krakowskiej. Czym więc jest Szopka Krakowska? To symetryczną budowla stworzona z charakterystycznego materiału, inspirowana motywami architektury krakowskiej, zawierająca wyraźne elementy tradycji Bożego Narodzenia.

    Tradycja widowisk w małych szopkach umarła w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Śmierć zadało jej kino i radio, nowoczesne media, które przyniosły rozrywkę tańszą i bardziej masową. To, że uratowano tradycję robienia tych cudnych pałacyków to zasługa Jerzego Dobrzyckiego, który w 1937 r. zorganizował I konkurs na najpiękniejszą Szopkę Krakowską. Konkurs przyjął się. W pierwszym roku nagrodą był m. in. wianek kiełbasy i tort czekoladowy. Mimo przerwy wojennej, w 1946 r. tradycję kontynuowano a patronat nad nią objęło Muzeum Historyczne m. Krakowa. Do 1999 r. odbyło się już 57 konkursów. W ciągu tych lat ujawniło się wiele wspaniałych talentów, często rodzinnych. Dynastie szopkarskie stworzyli Malikowie, Głuchowie, Piącikowie. Laury konkursowe wielokrotnie zdobywał Stanisław Paczyński, Maciej Moszew, Tadeusz Wojciechowski. Obok nagród dla doświadczonych, profesjonalnych szopkarzy, wręczane są także nagrody dla dzieci i młodzieży, co ma pomagać w tworzeniu nowych rzesz tych wyjątkowych artystów.

    W ostatnich latach nad Szopką Krakowską zawisło nowe niebezpieczeństwo - złoty cielec. Pomiędzy widzami, którzy jak zawsze oblegają cokół pomnika A. Mickiewicza w każdy pierwszy czwartek grudnia, kiedy to zgłaszane są szopki do konkursu, pojawiają się przedstawiciele hoteli, biur podróży, bogatych firm , którzy chodzą, patrzą i kuszą. Jeżeli twórca szopki zgodzi się na szybką transakcję, to szopka przechodzi w ręce kupującego i nie trafia do Muzeum Historycznego na wystawę pokonkursową. I tu właśnie leży problem. Wystawa ta bowiem, to nie tylko jedna z najlepiej frekwentowanych wystaw w Polsce, to nie tylko znakomita promocja Krakowa, to także płuca tej wspaniałej tradycji, które pozwalają jej trwać i rozwijać się.

  11. #11
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Relikwia
    Tylko kilka razy w roku, m. in. w Wielki Piątek, wierni mogą zobaczyć przechowywany w katedrze na Wawelu fragment gwoździa, którym przybito do krzyża Jezusa.

    Od sześciu wieków mieszkańcy Krakowa otaczają tę relikwię wielką czcią. Fragment gwoździa został ofiarowany w 1425 r. królowi Władysławowi Jagielle przez papieża Marcina V.
    Relikwiarz jest w kształcie monstrancji promienistej, a w niej umieszczono szklany klosz. W nim na cokoliku ozdobionym szlachetnymi kamieniami umieszczono relikwie gwoździa.
    Na co dzień jest ona dobrze strzeżona w katedralnym skarbcu. Będzie wyniesiona dzisiaj o 15.00, w godzinie śmierci Chrystusa. Zwykle w tym dniu do wawelskiej katedry przychodzą tłumy ludzi.

  12. #12
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    W 69. konkursie krakowskich szopek wystartowały 153 misternie zrobione budowle. W kategorii miniaturowych szopek wygrał Wiesław Barczewski, za nim uplasowali się Jan Kirsz i Andrzej Wróbel. W kategorii małych bezkonkurencyjny był Maciej Moszew, drugie miejsce dla Mariana Dłużniewskiego, a trzecie dla Kazimierza Stopińskiego. W kategorii szopek średnich zwyciężył Stanisław Malik przed Zbigniewem Gillertem. Trzecie miejsce ex equo dla Jana Freiberga i duetu Anna i Rozalia Malik.
    Każda szopka poddana została starannej ocenie według utrwalonych tradycją kryteriów: dekoracyjność, kolorystyka, figurki, architektura, elementy ruchome, tradycyjność, nowatorstwo i ogólne wrażenie artystyczne.

  13. #13
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Wydarzenia, takie jak Festiwale Pierogów, Zupy, czy Smaku nie tylko na stałe wpisały się w kalendarz imprez kulturalnych, ale stały się także atrakcją samą w sobie, która co roku przyciąga rzesze turystów. Gród Kraka to również szeroko rozumiana kuchnia galicyjska, wraz z niemałą tradycją śniadań, od zawsze cenionych jako podstawowy posiłek, dostarczający energii na cały dzień pracy.

    O tym, jak ważną rolę odgrywało śniadanie w tradycji krakowskiej, świadczą m.in. zapisy pochodzące z XVII i XVIII wieku. Mówią one, że jednym z najważniejszych punktów (po mszy świętej i uroczystej procesji) obchodów Święta Kongregacji Kupieckiej było właśnie wspólne, nierzadko wielogodzinne śniadanie w Ratuszu Miejskim. Zwyczaj, kultywowany przez tę najstarszą organizację handlową w Polsce, przetrwał do dnia dzisiejszego (z przerwą po II Wojnie Światowej, gdy Kongregację rozwiązano). Co roku, w grudniu, kupcy wraz z gośćmi witają swój dzień mszą świętą i okolicznościowym śniadaniem.

    - Trudno oczywiście zgadywać, co podawano kupcom w XVIII wieku, ale niewątpliwie na stołach znalazło się pieczywo, mięsa, ryby, owoce-mówi Aleksander Szałajko, specjalista ds. komunikacji w ZT Bielmar Spółka z o.o.-Dziś natomiast na śniadaniach, nawet tych uroczystych, mniej jest mięsiw, za to więcej warzyw, owoców czy ryb. W Krakowie, obok tradycyjnych chlebów i bułek, swoje zaszczytne miejsce zajmują także, niezwykle lubiane obwarzanki. Oraz... kanapki. Choć nie te domowe, ale raczej w formie niewielkich, zróżnicowanych tartinek- z masłem lub w wersji bardziej dietetycznej-z tłuszczem roślinnym, a do tego z wędliną, twarogiem, czy łososiem.

    Zwyczaj kupieckich śniadań był z pewnością inspiracją dla tych dzisiejszych-biznesowych i integracyjnych, organizowanych przez wiele firm. To popularna i lubiana forma spotkań, w trakcie których atmosfera jest często luźniejsza i spokojniejsza niż podczas oficjalnych konferencji, co służy owocnym rozmowom.

    Obecnie tym najważniejszym i najbardziej uroczystym śniadaniem, jest oczywiście to wielkanocne. Niegdyś było ono prawdziwą biesiadą, festiwalem mięs, przygotowywanych na wiele sposobów. Do tego pieczywo, jaja i niemała ilość ciast. Dziś, kiedy panuje moda na zdrowe odżywianie, tego typu kulinarna rozpusta zanika. Jednak, dzięki spisanym przez nasze babcie i powielonym w internecie przepisom, pewne elementy wciąż występują. Tradycyjny chrzan, żur na serwatce, chłodniki, czy popularna w części Małopolski-trzęsionka, to dania wciąż serwowane na śniadanie w wielu domach.

    Również krakowskie restauracje kultywują tradycyjne śniadania, o czym mogli przekonać się m.in. turyści, dla których lokalni restauratorzy przygotowali m.in. z okazji Euro specjalne menu. Znalazły się w nim m.in. obwarzanki, kiełbasa lisiecka, ogórki. Nie zabrakło również chrzanu, twarogu górskiego, jaj przepiórczych czy kanapek z bryndzą i kiełbasą krakowską.

  14. #14
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    I chyba jedyne miasto w Polsce -gdzie przed przekleństwem mówi się proszę Pana
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  15. #15
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    W dniach 24-29 czerwca w Pałacu pod Baranami w Krakowie odbędzie się Fiesta Nocy Letniej, czyli Festiwal Kultury Południa. Podczas tych czerwcowych dni i nocy poczujemy klimat południowych fiest, zobaczymy jak śpiewają, tańczą i bawią się ludzie na Kubie, w Argentynie czy Hiszpanii.

    Podczas imprezy będzie można zobaczyć występy światowych artystów takich jak: La Samarona z Hiszpanii, Mili Morena z Kuby, Carlos Roulet oraz Marcos Larraaga z Argentyny.

    Fiesta Nocy Letniej to również wystawy artystycznych fotografii, warsztaty tańca i śpiewu, kultowe filmy kina iberoamerykańskiego oraz spotkania inspirowane kulturą Południa.

    Festiwal odbywać się będzie w magicznych przestrzeniach renesansowego Pałacu pod Baranami. Taneczne korowody wypełnią zabytkowe sale balowe, muzyka zabrzmi na pięknym dziedzińcu, filmy ukażą się na ekranie klimatycznej Sali Czerwonej Kina Pod Baranami, a na całonocną fiestę przeniesiemy się do legendarnych piwnic Pałacu - zapowiadają organizatorzy.

    29 czerwca festiwal odbędzie się w Lanckoronie.

    Organizatorzy to Por Fiesta Club i Pałac pod Baranami we współpracy z Kinem Pod Baranami, Instytutem Cervantesa w Krakowie i Cafe Pensjonat w Lanckoronie.

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów