+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 4 1 2 3 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 78

Temat: Wędkarstwo, rekreacja , przygoda, natura

Hybrid View

  1. #1
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768

    Wędkarstwo, rekreacja , przygoda, natura

    Zima na gąsienicach

    W poprzednim miesiącu analizowaliśmy najnowsze elektroniczne mapy i to, jak mogą nam pomóc w wytypowaniu unikalnych łowisk. Mapy cieniowane to niewątpliwie będzie bardzo widowiskowy produkt.
    Od kiedy zacząłem opisywać wędkowanie na lodzie na dużych jeziorach i pokazałem Wam film, w którym wjeżdżałem na lód samochodem, miałem moralnego kaca, że propaguję bardzo niebezpieczne zachowanie. Lód zawsze może się załamać i wtedy lepiej nie mieć wokół siebie metalowej puszki. Więc kiedy nie jesteśmy pewni, że lodowa skorupa wytrzyma ciężar samochodu, lepiej wybrać coś innego.

    Niewątpliwie najlepiej jeżdżą po lodzie pojazdy o czterech kołach. Motocykle i skutery są niezłe, ale łapanie równowagi na śliskim podłożu nie należy do najłatwiejszych zadań i nietrudno o bolesną wywrotkę. Są jednak warunki, w których nawet najlepsze zwykłe kołowe pojazdy wymiękają. Pół metra śniegu na lodzie skutecznie odgradza wędkarzy od łowisk położonych dalej od brzegu. No, chyba że użyją machiny rodem z dalekiej północy – skutera śnieżnego.

    Odkąd zobaczyłem kiedyś w Internecie filmik o skuterach śnieżnych jeżdżących nawet po wodzie, zawsze chciałem wypróbować ten sposób przemieszczania się po zamarzniętym jeziorze. Okazja pojawiła się tej zimy, kiedy mój znajomy, z którym dzielę wędkarską fascynację Śniardwami, stwierdził, że nie będzie szedł na nogach 3 kilometry od brzegu w śniegu po kolana. Nabył owo cudo i zaprosił mnie na oblatanie śnieżnego wehikułu.

    Jak zauważyliście, na razie, nie było mowy o żadnej elektronice, ale oczywiście taka okazja do przetestowania metod nawigacji, wyszukiwania i obserwacji ryb nie zdarza się często. Postanowiliśmy więc skomasować wszystko, co może pomóc wędkarzowi.
    Za pomocą specjalnego uchwytu przymocowaliśmy pod owiewką skutera ekran GPS-a. Wcześniej z pamięci innego, używanego w lecie plotera, skopiowaliśmy wszystkie waypointy oznaczające dobre śniardwiańskie miejscówki. Takim sposobem w ciągu kilku minut na ekranie mniejszego urządzenia mieliśmy do wyboru kilkadziesiąt okoniowych górek.

    Do skutera doczepiliśmy niedużą, ale pojemną przyczepkę. Do niej spakowaliśmy echosondę w zestawie przenośnym ze specjalnym przetwornikiem zimowym, kamerę podwodną, no i oczywiście całą masę sprzętu wędkarskiego.

    Wyruszamy w mroźny poranek – jest jeszcze ciemno. Jako cel wybieramy system górek położony w północno-wschodniej części jeziora. Zamiast jechać po lodzie, wybieramy skrót po lądzie polnymi drogami. Rozpoczyna się śnieżny rock’n’roll. Powiem szczerze, że już sama przejażdżka skuterem podnosi ciśnienie. Trzeba uważać na koleiny i krzaki. Maszyna ma co prawda dwie płozy z przodu i szeroką gąsienicę napędową, ale przy większych prędkościach można stracić równowagę i bardzo łatwo o wywrotkę. Kulminacją drogi po lądzie był pełen emocji zjazd ze stromej skarpy w kierunku jeziora. Dalej już tylko świst wiatru i chmura lodowego pyłu za nami. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.

    Wiercimy przeręble i zaczynamy łowić. Testujemy echosondę z sopelkowym przetwornikiem przeznaczonym specjalnie do połowów podlodowych. Sprawdza się znakomicie, na ekranie wyraźnie widać było mormyszkę, a nawet rój ochotek, które wrzuciliśmy do otworu jako zanętę.

    Robi się coraz widniej. Postanawiam zobaczyć, jak wygląda dno i czy ryby są w łowisku. Obok przerębla, w którym łowię, wiercę otwór i wpuszczam do niego kamerę podwodną. Na razie okoni nie ma, ale doskonale widzę swoją mormyszkę i kilkanaście zanętowych ochotek podrygujących na dnie. Podobno ryby zaczynają tu brać około dziesiątej, więc mamy jeszcze trochę czasu.

    Rzeczywiście około dziesiątej pojawiają się pierwsze okonie. Łowisko jest płytkie, więc doskonale widzę, jak nieduże okonie wydzióbują czerwone larwy. Kamera podwodna daje niesamowitą możliwość selekcji ryb. Kiedy do przynęty podpływa mała ryba, podnoszę zestaw wysoko w górę i czekam, aż w pobliżu pojawi się większa ryba. Dzięki temu oszczędzam pracochłonne zakładanie ochotek na haczyk. Strategia jest opłacalna i emocjonująca. Doskonale widzę, jak gruby okoń zasysa mormyszkę! Zacięcie jest pewne i piękny okoń ląduje na lodzie. Obok mój partner również wyciąga okonia za okoniem.

    Po odwiedzeniu kilku górek wracamy do domu. Prujemy przez jezioro z szybkością nieosiągalną w tych warunkach dla innych pojazdów. Skuter śnieżny dał nam możliwość sprawdzenia wielu miejscówek i mamy w głowach i w GPS-ie wirtualne rozmieszczenie ryb. Teraz wystarczy poprosić tegorocznego Świętego Mikołaja, aby na gwiazdkę podarował nam odrobinę więcej czasu na wędkowanie.
    Cezary Karpiński

  2. #2
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Wielkopolskie eldorado

    Rodzinna atmosfera świąt skłaniała do wspomnień. Teraz, za sprawą zbliżających się Walentynek, atmosfera miłości sprawiła, że postanowiłem opisać łowisko - przepraszam - romantyczne miejsce, w którym byłem na jednej z pierwszych randek z moją małżonką.

    Wiecie o kim mówią, że to skąpcy, oszczędni do przesady i niesamowicie "poukładani" ludzie? O mieszkańcach Wielkopolski. Sam często śmiałem się z tych żartów i niekiedy śmieję się do tej pory. Jednak od czasu, gdy moją małżonką została Wielkopolanka, poznałem przyczynę tych żartów. Te dowcipy powstały z zazdrości! Bo czy ktoś kiedyś spotkał rolnika z Wielkopolski, który twierdzi, że mu się nie opłaca? Czy ktoś kiedyś, przejeżdżając przez wielkopolską wieś, widział bałagan dokoła obejścia? Ja nie spotkałem takich sytuacji. W moich oczach mieszkańcy Wielkopolski to ludzie bardzo zaradni, dokładni, uczciwi, pracowici i z wielką inicjatywą.

    Wielu z Was może zarzucić mi brak obiektywizmu. Możliwe. Jednak byłem nad kilkoma akwenami w Wielkopolsce i nigdy nie widziałem śmieci, ognisk palonych w lesie, aut mytych w zbiornikach wodnych. Widziałem za to stojaki z workami na odpadki, strażników leśnych, gospodarzy dbających o wodę i jej otoczenie. Widziałem także efekty lokalnych inicjatyw, które sprawiły, że np. ze zbiorników starej żwirowni mogło powstać wyjątkowo ciekawe łowisko, na którym wędkowanie to czysta przyjemność.

    Tak właśnie 4 stycznia 1976 roku, z inicjatywy członków PZW z terenu gminy Poniec, powstało koło wędkarskie "Perkoz Poniec". Jego sztandarowym łowiskiem jest opisywany dzisiaj akwen, znajdujący się w miejscowości o dźwięcznej nazwie Dzięczyna.

    Łowisko jest starym wyrobiskiem pożwirowym, składającym się z czterech stawów (A, B, C, D). Jednak wędkowanie możliwe jest tylko w pierwszych trzech. Czwarty "D" – zwany kwadratem – dostępny jest tylko w trakcie zawodów wędkarskich. Powierzchnia wynosi około 15 ha. Głębokość, w zależności od zbiornika, waha się znacznie, a różnorodność w budowie dna jest atutem łowiska. Na niewielkim fragmencie wody wahania głębokości mogą wynosić od 0,4 do 9 m. Jednak specyfiką łowisk powyrobiskowych jest to, że mogą punktowo wystąpić głęboczki nawet kilkunastometrowe. Tak jest i tutaj.

    Linia brzegowa zbiornika w Dzięczynie jest bardzo nieregularna. Wiele tu zatoczek, półwyspów oraz cypli. Doskonałymi łowiskami są także znaczne wypłycenia, trzcinowiska oraz uskoki dna. Łatwo tu o brania rekordowych sztuk, ale jednocześnie równie łatwo stracić okaz na elementach morfologicznych zbiornika. Wiele rekordowych szczupaków i karpi odzyskało wolność, uciekając w trzcinowiska lub opływając wysepki.

    Koło "Perkoz" ustaliło, że wędkować wolno tylko z brzegu i tylko w ciągu dnia. Nocne wędkowanie dozwolone jest jedynie w okresach wyznaczonych, po uprzednim zgłoszeniu chęci do gospodarza wody.
    Wracając w tym miejscu do "poznańskiej" dokładności, to analizując regulamin łowiska, zauważyłem, że co najmniej 70% przepisów dotyczyło warunków biwakowania, kąpieli (która jest zakazana), utrzymania ładu i porządku oraz ewentualnych kar i kontroli. Stosując się do tych przepisów, będziemy czuli się miłymi gośćmi. Bo kolejną cechą Wielkopolan jest gościnność. Zaskoczony byłem tym, iż ludzie na łowisku potrafią być w stosunku do siebie bardzo życzliwi, zawsze skorzy do pomocy, szczerze zainteresowani wynikami. Jednak nikt nie będzie miał wątpliwości, czy zwrócić uwagę, gdy koło nas będą leżały śmieci. Każdy to zrobi.

    Nad brzegiem zbiornika stoi swoisty "wóz Drzymały", w którym możemy zawsze spotkać osobę dyżurującą, u której kupić można zezwolenia na połowy. Są także wypisy z regulaminu łowiska, trochę zdjęć, informacje...

    Stawy w Dzięczynie są wędkarskim eldorado. Wiele okazów, które gościły także na naszych łamach, pochodziło właśnie z tego łowiska. Kolejna cecha Wielkopolan – okazy wróciły w większości do wody!
    Dzięczyna to jednak woda typowo rekreacyjna. Każdy może się nałowić. Złowienie kilku leszczy, płoci, krąpi, okoni nie jest trudne. Dosyć łatwo jest o szczupaka. Ostatnimi czasy dużo łowi się też sumów. Niewielkich, bo niewielkich, ale radość olbrzymia. Jednak niech nie zwiedzie nas to, że "drobnicy" możemy złowić masę. Dzięczyna to także – jak już wspomniałem – łowisko olbrzymów. Obserwując w ciepłe, słoneczne dni taflę wody, zauważymy olbrzymie karpie i amury, które grzeją swe grzbiety. Niełatwo je przechytrzyć. Jednak nie jest to niemożliwe.

    Królują metody gruntowe. Zarówno ciężkie gruntówki, jak i lekkie feedery czy pickery. Coraz częściej widać także solidne karpiówki, w pełnej gotowości do połowów karpi i amurów.
    Ze względu na to, że Wielkopolska jest terenem rolniczym, bardzo często zanętami są składniki pasz gospodarskich lub całe ziarna zbóż. Co ciekawe – potrafią być równie skuteczne, co zanęty profesjonalne. To właśnie parzone ziarna zbóż są przynętami i zanętami nr 1. Widziałem tu także po raz pierwszy kulki – nazwijmy je "proteinowe" – które stworzone zostały z mąki pszennej, kaszy i mąki kukurydzianej oraz prestarterów (dodatków paszowych dla kur niosek lub prosiąt) z dodatkiem kurzych jaj. Skuteczność była zaskakująco wysoka! Wędkarz w mojej obecności złowił karpia o masie 5 kg.

    Do połowu innymi metodami stosuje się zwyczajowe przynęty zwierzęce: białe robaki, pinki, kastery oraz zwykłe gnojaki i robaki czerwone, których zazwyczaj w gospodarstwie nie brakuje.

    Będąc pierwszy raz nad tym akwenem, bardzo zdziwiłem się przejrzystością wody. Jest ona faktycznie zaskakująca. Jedyną rzeczą, która mi się nie podobała (to tak, aby nie było zbyt kolorowo), był fakt, iż wędkarze swoimi samochodami wjeżdżali praktycznie na stanowiska. Może to tak silne przywiązanie do własnego mienia?

    WARTO WIEDZIEĆ
    Akwen znajduje się w województwie wielkopolskim, w powiecie gostyńskim, w gminie Poniec. Łowisko formalnie podlega okręgowi leszczyńskiemu PZW. Dokładny namiar GPS: N 51 stopni 45 minut i 1 sekunda, E 16 stopni 50 minut 57 sekund. Do łowiska najłatwiej dojechać od Wrocławia przez Trzebnicę, Żmigród, Rawicz, Krobię, a następnie przez "zagłębie pomidorowe" – Pudliszki – do Dzięczyny. Od strony Poznania lub Leszna droga prowadzi przez Rydzynę, a następnie przez Poniec do Dzięczyny. Do samego zbiornika prowadzi asfaltowo-betonowa droga.

    Opłaty za wędkowanie nie są zbyt wygórowane. Dzień wędkowania dla zrzeszonych w PZW to koszt 10 zł, dla niezrzeszonych – 15 zł.
    Koszt rocznego zezwolenia – 150 zł. Młodzież do lat 14 wędkuje bezpłatnie, a od 14 do 16 – płaci połowę. Jednak zawsze pod opieką dorosłego – uprawnionego do wędkowania. Członkowie koła "Perkoz Poniec" wędkują bez dodatkowych opłat.
    Piotr Kondratowicz
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  3. #3
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Kirsna

    W nr. 9/2010 "WW" opisałem ciekawy, przygraniczny odcinek Łyny. Ta królowa rzek Warmii i Mazur ma niezwykle zróżnicowany bieg i bogaty rybostan. Jest najdłuższą rzeką regionu i ma największą powierzchnię dorzecza. Co najmniej kilka mało znanych dopływów Łyny zasługuje na odkrycie. Jednym z nich jest płynąca w przepastnych borach Warmii dzika rzeka Kirsna. Kto dotrze do jej brzegów, w piekielnie trudnym terenie, tego rzeka może wynagrodzić pięknym potokowcem.

    Całkowita długość Kirsny wynosi ok. 25 km, a powierzchnia dorzecza – 118 km kw. Źródliska rzeki trudne są do jednoznacznego określenia, gdyż składają się z kilku maleńkich cieków i rowu odwadniającego jezioro Blanki (440,1 ha) w pobliżu miejscowości Gajlity. Z tego rejonu rzeka płynie ciągle przez las w kierunku zachodnim. Nie jest on jednak stały, bowiem rzeka meandruje i płynie rozległymi zakolami, często zmieniając kierunek biegu. Na początku płynie w kierunku północno-zachodnim, później południowo-zachodnim, aż wreszcie znów w kierunku północno-zachodnim. Na końcu, ostro zakręcając na zachód, uchodzi do Łyny, poniżej m. Smolajny.

    Lasy, przez które przepływa Kirsna, rozciągają się od Międzylesia na południu, Dobrego Miasta na zachodzie, Urbanowa na północy i Gajlit na wschodzie. Otaczają one szczelnie rzekę, dochodząc do samych jej brzegów. Drzewostan lasu jest mieszany, liściasto-iglasty, na brzegach rzeki porastają głównie olchy. W górnym biegu rzeka jest bardzo wąska i płytka. Stopniowo, dzięki licznym dopływom, staje się szersza i głębsza. Większe dopływy bez nazwy uchodzące do Kirsny to prawobrzeżny potok płynący od Jordanowa i kilka zupełnie małych i krótkich cieków odwadniających międzyleśne, dzikie łąki. Z lewej zaś strony uchodzi do rzeki dość długi potok płynący w pobliżu Międzylesia. W środkowym biegu rzeka ma już szerokość kilku metrów i głębokość średnio 1–1,5 m. Woda jest chłodna i dość przejrzysta. Kirsna płynie w głębokiej dolinie, dochodzącej miejscami do 30 m. Obrzeża rzeki są jednak grząskie, miejscami bagniste i porośnięte wysoką roślinnością przybrzeżną. Teren jest niesamowicie trudny.

    Spinningowanie z brzegu, w tych warunkach, na przestrzeni kilkunastu kilometrów jest po prostu niemożliwe. Jedyną skuteczną metodą wędkowania w okresie ciepłej pory roku jest brodzenie. Po dotarciu do wybranego odcinka należy w spodniobutach wejść do koryta i rozpocząć łowienie. Najlepiej jest przemieszczać się, brodząc pod prąd rzeki, aby nie płoszyć ostrożnych ryb, które kryją się w burtach podmytych brzegów, za licznymi kłodami, zalegającymi w nurcie, bądź między warkoczami bujnej roślinności, porastającej dno. W całym środkowym biegu rzeki brodzenie jest możliwe. Dno, w przeciwieństwie do obrzeży, jest dość twarde, pokryte głównie piaskiem, miejscami tylko żwirem. Trzeba jednak uważać, bo i tu – zwłaszcza na zakrętach – są miejsca, gdzie głębokość dochodzi do 2 m.

    Ichtiofauna górnego i środkowego biegu rzeki składa się z pstrągów potokowych i innych mniejszych gatunków ryb charakterystycznych dla wód krainy pstrąga: głowaczy, strzebli i ślizów. W dolnym, przyujściowym odcinku występują też klenie, płocie, jelce, okonie, trafiają się szczupaki. Populacja pstrągów potokowych, mimo znakomitych warunków środowiskowych, nie jest zbyt wielka. Podczas moich połowów, w sierpniu ubiegłego roku, najskuteczniejszymi przynętami okazały się woblery imitujące strzeble, błystki obrotowe Mepps Aglia nr 2 z paletką malowaną na biały mat oraz obrotówki Mepps Mino z rybką o naturalnych kolorach.

    Rzeka na całej długości, wraz z dopływami, zaliczana jest do krainy pstrąga i lipienia Okręgu PZW Olsztyn. Dozwolone są przynęty sztuczne. Należy dodać, że przy wszystkich mostkach nad rzeką umieszczone są na pniach drzew tabliczki informujące, że rzeka stanowi krainę pstrąga i lipienia.

    WARTO WIEDZIEĆ
    Dojazdy do rzeki: z wschodnich krańców Dobrego Miasta drogą drugorzędną biegnącą w las w kierunku m. Kochanówka lub z m. Międzylesie drogą gruntową w kierunku północnym, przez las do rzeki.
    Noclegi:
    - w gospodarstwie agroturystycznym położonym nad jeziorem Blanki w m. Suryty 15, 11-112 Kochanówka, Elżbieta Prawdzik, tel. (89) 767-29-58;
    - gospodarstwo agroturystyczne Gajlity również nad ww. jeziorem, Teresa Czernik (89) 766-17-66.
    Marian Paruzel
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 06-01-2020 o 15:56
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  4. #4
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768


    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  5. #5
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Narew w Wierzbicy

    Narew w dolnym biegu jest szeroka i w wielu miejscach bardziej przypomina jezioro niż dużą nizinną rzekę. Zanim na wysokości Serocka jej przejrzyste wody zmąci uchodzący ze wschodu Bug, odnajdziemy wspaniałe łowiska wielu gatunków ryb.

    Najlepsze rozciągają się wokół mostu drogowego w Wierzbicy. Szeroka na 700 m cofka, która powstała po wybudowaniu zapory w Dębem, podniosła wody rzeki o blisko trzy metry. Dawne brzegi Narwi wytyczają porośnięte grążelami blaty, gdzieniegdzie zieleniące się kępami sitowia i trzcin, a także strzelające z dna karcze. W starym korycie szerokim na kilkadziesiąt metrów nadal wyczuwalny jest nurt, ale poza tą strefą Narew mocno zwalnia, a na dnie w płytszych miejscach pojawia się bujnie roślinność.

    Lewy brzeg umacnia wał przeciwpowodziowy, prawy to naturalne wzniesienie terenu. Most biegnie tylko nad starym korytem i połączony jest z brzegiem wysokim ziemnym wałem. Przy skrajnych filarach usypano dwie równoległe do nurtu główki, pełniące funkcję tzw. kierownicy. W ten sposób przed i za mostem powstały rozległe baseny ze stojącą lub ledwie płynącą wodą.
    Kilkaset metrów przed mostem leży trzcinowa wysepka, a za nią kilka wystających z wody karczów. To lewy brzeg starej rzeki. Dno szybko tutaj opada, tworząc rozległą, pofałdowaną rynnę o głębokości do 5 m. Przed nami rozciąga się doskonałe łowisko okoni, sandaczy i leszczy, ale też dorodnych szczupaków i sumów.

    Między wyspą a lewym brzegiem, na którym położona jest miejscowość Łacha, dno znacznie się wypłyca i porośnięte jest kępami zielska. To woda typowo jeziorowa z przewagą średniej wielkości szczupaków, okoni, płoci, tłustych karasi i linów. Trafiają się również wzdręgi!

    Po prawej stronie koryta mamy kolejne jeziorowe łowisko z licznymi dołkami, górkami i kępami zielska. Nazywane przez zimowych wędkarzy "patykami", ze względu na liczne niegdyś zaczepy. Tu warto zasadzić się z łodzi na lina i karpia, ze spinningiem zapolować na szczupaka i okonia.
    Na główkach przed mostem od wiosny do późnej jesieni spotkamy wędkarzy gruntowych. Z jednej strony mają znakomite łowisko rzeczne, z możliwością lokowania w nurcie zestawów z żywcem na szczupaka, sandacza i suma lub z koszyczkiem na leszcza, płoć i migrującego węgorza. Z drugiej zaś – na zarzucenie zestawu spławikowego na lina i karasia. Spinningiści też chętnie odwiedzają główki oraz przyległe do nich klatki. Jesienią łowią tu na błystki i gumy szczupaki oraz patelniowej wielkości okonie.

    Znakomite łowiska znajdziemy również poniżej mostu w Wierzbicy. Stare koryto początkowo biegnie prosto, ale 400 m dalej odbija w prawo i kieruje się pod sam brzeg. Dno jest mocno pofałdowane. Na echosondzie widać dołki i rynny leżące ponad 5–6 m pod lustrem wody. Latem i jesienią już kilkadziesiąt metrów od mostu zlokalizujemy dobre łowiska sandaczy i dorodnych sumów.

    Brzegi starego koryta są dobrze widoczne, wyznaczają je kilkusetmetrowej długości poletka grążeli. Latem zielenią się na szerokość 10–20 m. Między roślinami znajdziemy naturalne polanki, które świetnie nadają się na zapuszczenie rosówki albo haczyka z kukurydzą na ponadkilogramowego lina lub karasia. Wiosną na skraju roślin dobrze biorą okonie. Niezłe są wtedy malutkie herbaciane i brązowe twistery oraz rippery uzbrojone w główki od 1,5 do 3 gramów.

    Między lewym poletkiem grążeli a uregulowanym brzegiem ciągnie się, począwszy od szpaleru wysokich drzew, rynna głęboka na ponad 4 m (dorzucimy tam przynętę z brzegu). Okresowo spotkamy tu dorodne sandacze, ale zawsze możemy liczyć na brania kapitalnego szczupaka, okonia, a nocą na grubego jak przedramię węgorza.

    Nieco płytszą rynnę znajdziemy za grążelami po prawej stronie rzeki. Łowisko jest bardziej zamulone, a woda w ogóle nie płynie. Tu rzadko trafimy na sandacza. Naszym trofeum częściej będą parokilogramowe szczupaki i średniej wielkości płocie i okonie.

    Narew koło Wierzbicy jest szczodra dla wędkarzy, wymaga jednak dokładnego rozpoznania i częstego żonglowania przynętami. Łowisko w wielu miejscach jest dostępne z brzegu, ale najpierw warto obejrzeć je z łodzi na monitorze echosondy.

    Przedstawiłem zaledwie ogólny zarys najciekawszych łowisk. Łowisk, z których często holowałem kapitalne okonie, szczupaki, sandacze i węgorze. Miałem też na kiju suma, który po paru godzinach murowania i mocowania się raz w lewo, raz w prawo ruszył w górę rzeki i urwał całą żyłkę.

    INFORMACJE
    Powyżej mostu w Wierzbicy (północna strona) trollingowanie jest zabronione. Zabronione jest także kotwiczenie łodzi na wytyczonym szlaku żeglownym i w odległości mniejszej niż 50 m od mostu.
    Gospodarzem łowiska jest Okręg Mazowiecki PZW. W Ośrodku PZW w Wierzbicy znajduje się wypożyczalnia łodzi, sklep i łowisko specjalne. Po sąsiedzku nadwodna stacja benzynowa.
    Andrzej Zieliński



    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  6. #6
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Jezioro Toczyłowo

    Każdego, kto poznał uroki tego 132-hektarowego jeziora w okolicach Grajewa, stanowiącego obwód rybacki wraz z rzekami Ełk i Jegrznia, ucieszyła wiadomość o przedłużeniu dzierżawy przez Okręg Mazowiecki PZW na kolejne 15 lat. Bardzo ofiarna ***** miejscowego Koła PZW nr 83 w Grajewie oraz zdecydowana postawa społecznych strażników rybackich zapewnia bowiem, że prowadzone przez okręg intensywne zarybienia nie marnują się, gwarantując dobre wyniki każdej wędkarskiej wyprawy.

    – Zimą zawsze można liczyć na obfity połów dużych okoni i płoci. A latem warto przygotować się na długą zasiadkę, bo wówczas można poznać sekrety ryb, które trzymają się w naszym jeziorze. Są potężne karpie, szczupaki, sandacze i okonie. Pokazują się również mierzące ok. 2 m sumy. Kto nie wierzy, to na portalu naszego koła może obejrzeć fotografie okazów złowionych w jeziorze Toczyłowo. Praktycznie w całym jeziorze można znaleźć jakąś fajną rybę. Odrobina cierpliwości, a każdy wyholuje swój wymarzony okaz – zachwala uroki łowiska Sebastian Kos, prezes i aktywny strażnik rybacki liczącego 615 członków Koła PZW nr 83 w Grajewie.

    Linia brzegowa łowiska jest słabo rozwinięta. Dno charakteryzuje się spokojną i łagodną konfiguracją. Miejscami trafiają się podwodne górki. Roślinność wynurzona występuje głównie w zachodniej i południowo-zachodniej części. Niezbyt szeroki pas oczeretów tworzy głównie trzcina pospolita, w mniejszym stopniu inna roślinność wynurzona. Roślinność zanurzona najczęściej występuje w części północnej jeziora (tzw. Biała Glina) oraz południowej, zwanej "Bielik". Wśród roślinności zanurzonej dominuje moczarka kanadyjska, wywłócznik oraz rogatek sztywny.

    Na jez. Toczyłowo wędkować można praktycznie wzdłuż całej linii brzegowej. Są jednak miejsca, gdzie wędkarze zasiadają na większą rybę, np. w rejonach, które starzy miejscowi wędkarze nazywają "cypel" czy też "mech" albo "altana". Od strony m. Bogusze znajdują się głębsze miejsca, gdzie dno jest bardziej pagórkowate i tam trzymają się sandacze i wielkie okonie. Lina można połowić w tzw. altanie czy przy "kamieniu". Najczęściej stosowaną przynętą na białą rybę jest kukurydza, biały, ale i czerwony robak, ryż, pęczak i makaron. Drapieżniki latem najczęściej biorą na: żywca, woblery, wahadłówki, twistery (tzw. paprochy – okoń bardzo dobrze na to bierze), duże i małe obrotówki. W miejscu zwanym "cyplem" najczęściej łowi się metodą gruntową, a na "mchu" czy "altanie" – metodą spławikową i spinningową, jak i żywcówką.

    Wędkować na jez. Toczyłowo można zarówno z łodzi, jak i z brzegu, korzystając z licznych pomostów i kładek wędkarskich, oczywiście po wcześniejszym uzyskaniu zgody ich właścicieli.
    Gospodarka rybacka prowadzona poprzednio przez Okręg PZW w Łomży, a obecnie przez Okręg Mazowiecki, przy współdziałaniu z miejscowymi wędkarzami przynosi bardzo widoczne efekty. Z analizy odłowów kontrolnych, jakie przeprowadzono w latach 1994, 2004 i 2009, wynika, że dominującymi gatunkami ryb występujących w jeziorze są w kolejności: okoń, płoć, szczupak, leszcz, sandacz i karp. W mniejszej liczbie bytują w zbiorniku gatunki, których nie pozyskano w tamtych odłowach, takie jak lin i węgorz. To wszystko spowodowało, że Okręg Mazowiecki w porozumieniu z RZGW zwiększył nakład zarybieniowy gatunków ryb, takich jak: karp, karaś, lin, szczupak, sandacz.

    Przy tak obfitych zarybieniach (w 2010 r. 194 tys. sztuk narybku sandacza i szczupaka oraz 580 kg narybku karpia, lina i szczupaka) trzeba na co dzień zwalczać agresywne w tamtej okolicy kłusownictwo. Dobrze sobie z tym radzi grajewska społeczna Straż Rybacka PZW, która w roku 2009 odnotowała 164 wyjazdy na patrole, a w 2010 roku 176 wyjazdów. Można więc powiedzieć, że jez. Toczyłowo znajduje się w dobrych rękach, a to oznacza pewność udanej wędkarskiej wyprawy.

    Informacje
    Jezioro Toczyłowo jest udostępnione do wędkowania na podstawie macierzystej składki okręgowej. Dane morfometryczne jeziora: powierzchnia lustra wody wynosi 132 ha, powierzchnia dopływów i odpływu – 6,41 ha, łącznie powierzchnia – 138,41 ha. Długość maksymalna – 1650 m, szerokość – 900 m, długość linii brzegowej – 4700 m, głębokość maks. – 9,5 m, głębokość średnia – 4,7 m. Rybacki typ jeziora: leszczowo-sandaczowe.
    Kształt jeziora wydłużony z północy na południe, z zaokrągloną zatoką w części północno-wschodniej nazywaną przez rybaków "Biała Glina" oraz bardziej rozległą zatoką "Bielik" w części południowej. Od strony południowo-zachodniej akwen połączony jest kanałem z rzeką Ełk, na którym znajduje się jaz wyposażony w przepławkę dla ryb. Od strony wschodniej wpada do jeziora mały ciek odwadniający pobliskie Jezioro Krzywe. Od strony północno-zachodniej przylegają do jeziora kępy lasu, pozostałe obrzeża pokrywają łąki i pola uprawne. Przy południowo-wschodnim brzegu rozpoczynają się zabudowania wsi Toczyłowo.
    Dojazd do jeziora: drogą nr 61 do Grajewa w stronę Augustowa i po przekroczeniu mostu na rzece Ełk skręcamy w lewo w drogę lokalną wiodącą w kierunku m. Toczyłowo. Przed tą miejscowością rozchodzą się drogi otaczające jezioro. Więcej na stronie: www.pzwgrajewo.com.pl.
    Antoni Kustusz



    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  7. #7
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Bombowe jezioro

    Bardzo długo zastanawiałem się, na jaką wędrówkę zaprosić Was w marcu. Na rzekach pomorskich trwa przecież w najlepsze sezon połowu keltów troci wędrownej i łososia. Ciągną jednak mnie wyprawy na okonia i sieję.

    Wiele dobrego słyszałem o krajeńsko-tucholskiej krainie okoniowych jezior. W spisie krain geograficznych Polski na pewno tej krainy nie znajdziecie, bowiem jej nazwa jest moją autorską. Zaliczyłem do niej kilkanaście jezior w dorzeczach górnej Gwdy i Brdy. Są to stosunkowo mało zdegradowane, bardzo czyste i głębokie jeziora leżące koło Białego Boru (Cieszęcino, Łobez i Bielsko), Miastka (Jez. Bobęcińskie) oraz kompleks jezior na Pojezierzu Krajeńskim w okolicy Człuchowa (jeziora Szczytno i Krępsko) oraz najciekawsze chyba z jezior – leżące w samym Człuchowie, będące pod zarządem Okręgu PZW w Słupsku, Jezioro Rychnowskie Wielkie. Jest tylko jeden mały problem: są to zbiorniki duże i w większości z nich łowiłem tylko raz (oprócz Bobęcińskiego). Dalej opiszę pokrótce niektóre z wymienionych jezior (czyt. str. 74). Z tego, co wiem, naprawdę warto się tam wybrać, ponieważ w każdym z nich żyją jeszcze olbrzymie okonie, a w kilku także pływają dodatkowo sieje. W tym tekście zaproszę Was na bliskie Mazury, nad leżące w kompleksie Lasów Łańskich jezioro Pluszne. Podczas zeszłorocznej zimy byłem tam kilka razy i rybki, a w zasadzie okonie były.

    Jezioro Pluszne to ponad 903 ha powierzchni i 30 000 m linii brzegowej, głębokość maks. 52 m. Typ rybacki – jezioro siejowo-sielawowe.
    Akwen jest naprawdę duży, o dnie skomplikowanym, pełnym górek podwodnych i głębin. Dlatego proponuję wędrówkę i wędkowanie w południowo-wschodnim krańcu jeziora, w okolicy Wyspy Trzcinowej (GPS: 53.577933, 20.410709). Podczas wojny owa trzcinowa wysepka była tarczą celowniczą dla betonowych bomb, zrzucanych przez niemieckie samoloty z pobliskiego lotniska w Gryźlinach. Z opowieści miejscowej ludności wynika, że ćwiczono często, zarówno w nocy, jak i w dzień. Do nocnych nalotów służyły dwa przeciwlotnicze reflektory umieszczone na wieżach po przeciwległych stronach zatoki. Na wyspie była wybudowana prostokątna betonowa platforma, którą po wojnie rozebrano.

    Dno w pobliżu wyspy jest bardzo pofałdowane. Sama wyspa zbudowana jest głównie z piasku i żwiru. Jej stoki stromo opadają na głębokość 7–9 metrów, zachowując piaskowy charakter dna. Dopiero głębiej zaczyna pojawiać się muł i zmniejsza się pochylenie zbocza. Największy dołek w pobliżu wyspy dochodzi do 35 metrów. W odległości 200 metrów na południe, za serią dołków, znajdziemy dość płytką, kamienistą górkę podwodną, której wierzchołek znajduje się mniej więcej 5 metrów pod powierzchnią lodu. Ciekawe są również strome stoki stałego lądu, a przede wszystkim – będące również świetnym łowiskiem grubej płoci – wypłycenie w okolicy porośniętego trzcinami cypla, oddzielającego dwie duże południowe zatoki jeziora. Tu wszędzie możemy złowić naprawdę pięknego garbusa, a nawet królową zimy, czyli sieję. Co prawda w ubiegłym roku łowiliśmy tam tylko małe (około 30 cm długości) sieje, ale przecież jest to ryba bardzo szybko rosnąca. Miejmy nadzieję, że podczas tegorocznego sezonu sieje z Plusznego przekroczą wymiar ochronny. W ubiegłym roku najskuteczniejszymi przynętami na tutejsze okonie były ciemne, wolframowe mormyszki z założonym na haczyk grubym pęczkiem larw ochotek.

    INFORMACJE
    Zarządcą jeziora jest Gospodarstwo Rybne Szwaderki. Zezwolenia na wędkowanie można nabyć np. w biurze w Gospodarstwie (pn. – pt. 7.00–15.00, tel. 89 519-90-11), ewentualnie w sklepach wędkarskich w Olsztynku bądź w leżących nad jeziorem ośrodkach wypoczynkowych oraz w smażalni ryb w Pluskach (tel. 605-22-44-78, 669-40-10-11).



    Dojazd nad samą zatokę jest mocno utrudniony, bowiem jakimś dziwnym prawem do lasu samochodem nawet zimą wjeżdżać nie wolno. Dlatego należy dojechać do najdalej na południe położonego ośrodka wczasowego (dawny ZMS – GPS: 53.58364, 20.392513) i tam skierować się w prawo. Po mniej więcej godzinie marszu na pewno osiągniemy "bombową" wyspę. I teraz możemy już łowić, łowić i łowić.
    Dojazd do Olsztynka trasą E-7, a tam skręcamy w drogę krajową nr 58, z której skręcimy w pierwszą drogę w lewo, za jeziorem Plusznem Małym.
    Karol Zacharczyk
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  8. #8
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Zmiany w Regulaminie PZW

    Sezon podlodowy się kończy. Kiedy przyjdzie wiosna, wszyscy ruszymy na wędkowanie. Warto więc zapoznać się z nowym "Regulaminem amatorskiego połowu ryb", który obowiązuje na wodach PZW od 1 stycznia 2011 r.

    Najważniejsze zmiany i zarazem najistotniejsze dla wędkarzy to nowe wymiary i okresy ochronne oraz limity połowu dla niektórych gatunków ryb. Sandacz, szczupak i węgorz mają teraz wymiar ochronny 50 cm (poprzednio: sandacz i szczupak – 45 cm, węgorz – 40 cm). Nadal obowiązuje wprowadzony w ubiegłym roku (na mocy rozporządzenia) okres ochronny dla węgorza – od 15 czerwca do 15 lipca. Wymiar ochronny uzyskał również okoń – 15 cm (z wyłączeniem wód krainy pstrąga i lipienia ujętych w informatorze ZG PZW).
    Nowe okresy ochronne mają brzanka i brzana karpacka – od 1 stycznia do 31 grudnia, a także sieja i sielawa – od 1 października do 31 grudnia. Szerszą ochroną objęto wąsatego króla. W Odrze poniżej ujścia Warty sum ma okres ochronny od 1 grudnia do 31 maja (poprzednio od 1 marca do 31 maja).

    Wśród limitów dobowych, a przypomnijmy, że doba wędkarska to ogólnie przyjęta doba – od godz. 0.00 do 24.00, odnotowaliśmy najwięcej zmian. W limicie, który obejmuje łącznie 2 szt., pojawiły się sandacz, szczupak, boleń, sieja i węgorz. Dołączyły do łososia, troci wędrownej i troci jeziorowej. Tymczasem świnka, jaź i kleń znalazły się w grupie ryb z limitem 5 kilogramów w ciągu doby.

    W starym regulaminie poza wszelkimi limitami mieliśmy krąpia, karasia srebrzystego i leszcza. Z początkiem roku dołączyły do nich amur, tołpyga oraz pstrąg tęczowy i pstrąg źródlany – limity ich nie dotyczą.
    Długa lista gatunków podlegających całkowitemu zakazowi połowów (gatunki prawnie chronione) wzbogaciła się o jesiotra ostronosego. Z listy tej, ku uciesze wędkarzy, ubyła słonecznica, która jest doskonałą przynętą na jeziorowe okazy okoni.

    Są też zmiany w wędkarstwie podlodowym oraz w zbrojeniu sztucznych przynęt. Wreszcie wędkarze mogą łowić ryby spod lodu na dwie wędki jednocześnie (mormyszka lub haczyk z przynętą naturalną). Jednak łowienie na błystkę podlodową wyklucza stosowanie dodatkowej wędki i innych metod. Mamy w związku z tym nową definicję mormyszki. Mianowicie "za mormyszkę uważa się przynętę w postaci jednolitego korpusu – dowolnego kształtu i koloru, o długości nie większej niż 15 mm, z wtopionym lub wlutowanym haczykiem o pojedynczym ostrzu".

    Warto zwrócić też uwagę na przeniesiony z poprzedniego regulaminu zapis o obowiązku uśmiercania wyholowanych spod lodu ryb, które przeznaczamy do zabrania. I tu uwaga! Nowy regulamin zobowiązuje nas do przechowywania tych ryb w pojemniku.

    Miłośnicy spinningowania i trollingowania nie mogą już stosować sztucznych przynęt uzbrojonych w trzy haczyki (kotwiczki). Regulamin przewiduje tylko dwie kotwiczki przy sztucznej przynęcie. Z potrójnie zbrojonych woblerów będziemy zdejmować jeden z haczyków. Co więcej, w czasie spinningowania nie wolno stosować żadnych dodatkowych wskaźników brań instalowanych na lince.

    Zwolennicy metody "na żywca" będą mogli niebawem (po ukazaniu się w "Dzienniku Ustaw" nowego rozporządzenia) ponownie zarzucić wędkarską podrywkę do łowienia rybek przynętowych. Prawdopodobnie będzie to rozpięta na pałąkach siatka o boku 1 m (m2) z oczkami 5x5 mm. Czyli taka sama, jak przed wykreśleniem podrywki. Wędkarze powinni jednak wiedzieć, że ryby przeznaczone na przynętę mogą być wprowadzone wyłącznie do wód, z których zostały pozyskane – z wyłączeniem gatunków: trawianka, czebaczek amurski i sumik karłowaty (patrz "Zasady wędkowania" pkt 3.7 oraz 3.11).

    Wędkarzy wybierających się na całonocną lub kilkudniową zasiadkę zainteresuje zapewne pkt 3.5 ("Zasady wędkowania"), w którym dodano zdanie: w siatce można przetrzymywać nie więcej ryb, niż wynika to z limitów dobowych.

    Z nowego regulaminu w rozdziale "Prawa wędkującego w wodach PZW" wykreślono punkty 8 i 9. Pierwszy z nich przyznawał posiadaczowi odznaki "Wzorowy Młody Wędkarz" uprawnienia do wędkowania na równi z członkiem PZW. Drugi mówił o prawach wędkarza do swobodnego dostępu do wody (...).

    ***
    Wprowadzone zmiany wymagają kilku zdań komentarza. Może nie wszystkie, gdyż podniesienie wymiaru ochronnego dla szczupaka i sandacza czy ponowne przyznanie go okoniowi chyba wszyscy popieramy. Podobnie jak powrót do rąk wędkarzy żywcowej podrywki czy dwóch wędek na lodzie. Zaostrzone limity dobowe też są do przyjęcia, ponieważ będą nas motywowały do poszukiwania dorodniejszych ryb, zachęcały do stosowania większych i selektywniejszych przynęt, co w wielu przypadkach uchroni sandaczową i szczupakową młodzież przed haczykowym harakiri – bo nie oszukujmy się, że każdy wędkarz obcina żyłkę, gdy ryba głęboko połknie haczyk.

    Dziwić natomiast może rozszerzony okres ochronny dla brzanki i brzany karpackiej, który w nowym regulaminie trwa od 1 stycznia do 31 grudnia. Otóż główną przesłanką do wprowadzenia "niemal" całorocznej ochrony tych gatunków w wodach PZW nie jest zagrożenie ich populacji. Powód jest prozaiczny. Większość wędkarzy myli brzanę (Barbus barbus L.) z tymi gatunkami (brzanka dorasta do 30 cm, a brzana karpacka rzadko osiąga 40 cm) i bardzo często niewymiarowe brzany trafiają do wędkarskich siatek. Strażnicy od lat biją na alarm i – niestety – nakładają surowe mandaty.

    Intryguje zakaz stosowania w metodzie spinningowej wskaźników brań instalowanych na lince. Przepis ten wprost odnosi się do zawartego w ustawie zakazu łowienia ryb przez podnoszenie i opuszczanie przynęty w sposób ciągły, z wyjątkiem łowienia ryb pod lodem. Ma zapobiec instalowaniu na żyłce unoszącego się na wodzie sygnalizatora brań, np. spławika lub kuli wodnej, który umożliwia takie właśnie prowadzenie sztucznej przynęty.

    Ryby na przynętę mogą pochodzić wyłącznie z tego zbiornika, w którym będziemy na nie łowić. To oznacza, że zarówno żywa, jak i martwa rybka oraz filet lub tzw. ogon nie mogą być przywiezione ze sklepu lub innego zbiornika wodnego. Przepis ten, wynikający wprost z nowej ustawy, ma ograniczać wprowadzanie do polskich wód gatunków obcych lub niepożądanych i zapobiegać rozprzestrzenianiu się chorób ryb.

    Problemy może stwarzać zapis: "w siatce można przetrzymywać nie więcej ryb, niż wynika to z limitów dobowych". Tym bardziej że w zdaniu poprzednim zezwala się na przetrzymywanie żywych ryb przez 24 godziny. Co zrobić, gdy strażnik zajrzy do naszej siatki, a w niej będą trzepotały się dwa sumy – pierwszy złowiony o 23.00, a drugi kilka godzin po północy? Trudno się będzie wytłumaczyć. Dobrym rozwiązaniem byłoby okazanie rejestru połowów z odnotowanym czasem połowu. Ale regulamin, przynajmniej na razie, takiej opcji nie przewiduje.

    Wykreślono przepis: "Wędkarz ma prawo do swobodnego dostępu do wody, a także do przybijania i cumowania do brzegu sprzętu pływającego, jeśli lokalne przepisy wydane przez uprawniony organ nie stanowią inaczej" (§ 1 pkt 9 starego regulaminu). Czy słusznie pominięto ten punkt? Właściwie nic nie zmienia się w prawach wędkarza, który podobnie jak turysta, motorowodniak czy żeglarz może w pełni korzystać z dobrodziejstw zbiorników wodnych na ogólnie przyjętych zasadach.

    Nowy Regulamin PZW ma formę przejściową, ze względu na zapowiadane przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi rozporządzenie do znowelizowanej ustawy o rybactwie śródlądowym (Dz.U. z 2010 r. Nr 200, poz. 1322). Nowego rozporządzenia można spodziewać się w najbliższych miesiącach. Jak podkreśla wiceprezes ZG PZW Maciej Brudziński, w regulaminie dokonano niezbędnych zmian wynikających z noweli ustawy oraz zaproponowanych przez Komisję ds. Ochrony i Zagospodarowania Wód ZG PZW.
    Andrzej Zieliński


    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  9. #9
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Kraina okoniowych wód

    Koniec lutego i początek marca zawsze kojarzą mi się z sezonem siejowo-okoniowym. Prawdopodobnie jest to najlepszy czas na naprawdę grubego okonia. Z rybą tą mamy jednak jeden poważny problem: by mieć szansę ją złowić, musi w łowisku żyć i to w sporych ilościach!

    Okonie, mimo swej ogromnej plenności, są rybami mało odpornymi na zanieczyszczenia (w tym brak tlenu). Ponadto nie unikają sieci i przynęt wędkarzy, przez co są łatwe do wyłowienia i bardzo rzadko osiągają maksymalne rozmiary określane przez ichtiologów na 45–60 cm przy masie 1,5–2,5 kg. By móc dorastać do takich rozmiarów, muszą żyć w zbiornikach o bardzo czystej i przejrzystej wodzie, która na dodatek powinna być pełna wysokotłuszczowej i białkowej diety: najlepiej stynki i sielawy, uklei, słonecznicy, drobnych płotek, wzdręg, jazgarzy, względnie raków. Takich jezior w Polsce, niestety, jest już bardzo niewiele. Ich spore zgrupowanie znajdziemy w środkowej części Pomorza Zachodniego na Pojezierzu Krajeńskim i Bytowskim. Leżą one w bezpośredniej okolicy tras nr 22 i 25 wiodących z Chojnic do Kołobrzegu. Są to jeziora stosunkowo nieduże, więc pokażę Wam tylko dojazdy i zdjęcia złowionych ryb. Resztę, czyli łowiska, musicie znaleźć sobie sami. Okazy powyżej 40 cm wypuszczamy!

    Rychnowskie
    Pierwszym z nich jest leżące przed samym Człuchowem rynnowe Jezioro Rychnowskie (Człuchowskie Wielkie – GPS: 53°40’ N i 17°25’ E). Położone na obszarze gminy miejskiej Człuchów jest największym, najgłębszym i najbardziej czystym w zespole jezior człuchowskich (Rychnowskie, Łazienkowskie i Urzędowe). Jest jeziorem stosunkowo głębokim, o łagodnych stokach opadających ku dwóm głębiom. W części południowej jezioro ma dwie wyspy. Wodę otaczają lasy sosnowe. Nad północnym brzegiem zlokalizowanych jest kilka ośrodków wczasowych oraz dwa kąpieliska strzeżone. Od strony południowej znajduje się baza WOPR, a przy niej pole namiotowe i kąpielisko.

    Rychnowskie ma 167,9 ha powierzchni. Jego maksymalna głębokość wynosi 31,5 m, a średnia 13,1 m. Linia brzegowa jest dostępna na całej długości i wynosi 7425 m. Roślinność wynurzona pokrywa 37% linii brzegowej i obejmuje około 7% powierzchni jeziora. Roślinność zanurzona występuje na głębokości 7 m i zajmuje 24% powierzchni zbiornika. Dominujące gatunki ryb to: sielawa, węgorz, płoć, okoń, leszcz, szczupak. Można też spotkać: sieję, lina, karpia, ukleję, miętusa, jazgarza oraz raki.

    Szczytno Wielkie
    Jezioro rynnowe położone na północnym skraju Pojezierza Krajeńskiego, na obszarze gminy Przechlewo, powiat człuchowski (GPS: 53°46’ N i 17°13’ E). Powierzchnia 615,77 ha, głębokość maksymalna 21,3 m, średnia 8,1 m. Ma rozwiniętą linię brzegową z kilkoma wyspami (m.in. Wyspa Zamkowa ze średniowiecznym grodem obronnym Szczytno). W pobliżu jeziora znajduje się rezerwat Osiedle Kormoranów. Przez jezioro przepływa Brda, stanowiąca szlak kajakowy. Akwen jest połączony z Brdą i mniejszymi ciekami z jeziorami: Końskiem, Krępsko (przesmykiem lądowym przebiega trasa drogi krajowej nr 25) i Szczytno Małe, stanowiąc zespół jezior szczycieńskich.

    W jeziorze można złowić duże ilości konsumpcyjnych "patelniaków", czyli okoni o wymiarze od 18 do 30 cm. Ryby takie znajdziemy tu, podobnie jak w sąsiednim jeziorze Krępsko, niemal wszędzie, na ostrych spadach przybrzeżnych i śródjeziornych wypłyceń. Prócz okoni jezioro znane jest z dużych leszczy i płoci. Występuje tu w niewielkich ilościach sieja, miętus oraz mieszkaniec Brdy, pstrąg potokowy, a w zasadzie jego naturalna osiadła forma - troć jeziorowa.



    Krępsko
    Przepływowe jezioro rynnowe położone na północnym skraju Pojezierza Krajeńskiego na obszarze gminy Człuchów, powiat człuchowski. Jezioro o ogólnej powierzchni 377,3 ha (głębokość średnia 8,0 i maks. 17,8 m) i silnie rozwiniętej linii brzegowej, z dwiema zatokami rozdzielonymi dużym półwyspem (m.in. pozostałości po wczesnośredniowiecznym grodzisku). To jezioro jest znane z bardzo dużej ilości dwu-, trzykilogramowych szczupaków.

    Jedźmy dalej dwudziestką piątką do Białego Boru – uroczego miasteczka położonego na przecięciu dwóch głównych tras krajowych: Warszawa – środkowe Wybrzeże oraz Poznań – Ustka. Miasto znane jest ze stada ogierów, cudownej greckokatolickiej cerkwi pod wezwaniem Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy (wg projektu prof. Jerzego Nowosielskiego) oraz... z trzech działających fotoradarów, generujących aż 30% dochodów gminy. Dla nas jednak miasto jest znakomitym punktem wypadowym. W promieniu 15 km od centrum znajdziemy kilkadziesiąt bardzo czystych jezior z silnymi – jak na warunki Polski – populacjami okoni. Są to m.in. opisywane wcześniej przeze mnie jeziora Wierzchowo, Drężno, Trzebienie, Chlewo, największe polskie jezioro lobeliowe Bobęcińskie Wielkie, Dołgie itd.

    W samym Białym Borze znajdują się jeziora: Bielsko (o pow. 268 ha i głębokości do 23 m), Cieszęcino (o pow. 102 ha i głębokości 50 m), wzdłuż których rozciąga się Park Krajobrazowy wraz z jeziorami: Bunkrowe (zajmuje obszar o pow. 48,7 ha) i Ławiczka (pow. 6,6 ha). Wielkie okonie są w każdym z tych jezior! Najwięcej, jak mi się zdaje, w położonym wśród morenowych wzgórz Cieszęcinie (GPS: 53˚54,6’ N i 16˚49,3’ E), uważanym za najczyściejsze polskie jezioro. Tam, pod południowym brzegiem, mniej więcej w połowie jeziora, na głębokości 11 m znajduje się wyraźne wypłycenie (podwodna górka), którego ostre stoki spadają do głębokości 36 i 25 m. Co potrzeba, by się dobrać do tutejszych garbusów? Po pierwsze - odpowiedniej przynęty, którą zdecydowanie jest ciężka wolframowa mormyszka o fioletowej względnie granatowej barwie z kolorowym brokatem i kilkoma dużymi larwami ochotki na haczyku. Po drugie - trzeba uzbroić się w cierpliwość, bowiem dużych okoni nawet tutaj nie łowi się codziennie!

    GOSPODARZE
    Jeziorem Rychnowskim zarządza ZO PZW Słupsk, jeziora: Krępsko i Szczytno należą do prywatnych właścicieli (licencję można kupić w sklepie wędkarskim w Człuchowie). Gospodarzem jezior białoborskich jest Niezależne Towarzystwo Wędkarskie w Białym Borze. Pozwolenia na wędkowanie można nabyć w recepcjach hoteli i ośrodków wczasowych w Białym Borze oraz w sklepie wędkarskim w centrum miasta.
    Karol Zacharczyk
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  10. #10
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Kozieniec - starorzecze Narwi

    Dawne koryto Narwi w pobliżu Laskowca, tuż pod Ostrołęką, zwane Kozieńcem lub Kozą, to prawdziwy raj dla wędkarzy. Zarówno zimą, jak i latem. Wprawdzie Narew przypomina sobie o swoim starorzeczu tylko przy wysokich stanach wody, ale za to ryby wchodzą tam śmiało i stadnie, z czego korzystają spławikowcy i spinningiści. Niestety, pamiętają o tym także kłusownicy, co zmusza do pracy społeczną straż rybacką z ostrołęckich kół PZW, a i miejscowi gospodarze nie chcą darować rzece ogrodzeń z drutu kolczastego, betonowych elementów rzucanych do wody i zasypywanych wylotów. Mimo wszystko zawsze warto pojechać na Kozieniec, bo to i dojazd wygodny, i wędkarskich wrażeń nikomu nie zabraknie.

    Starorzecze koło Laskowca to jedno z wielu tzw. rogali, które Narew ukształtowała w środkowym biegu. Kozieniec łączył kiedyś wewnętrzną część łuku rzeki, rozlewając się płytko w części północnej, a jednocześnie zachowując głęboki nurt starego koryta przy zalesionym, wysokim brzegu na południu, gdzie są zabudowania wsi Laskowiec. Teraz, niestety, wlot wody na wysokości zakładu utylizacji śmieci został zasypany, ale woda wymienia się w czasie wiosennych roztopów, co stwarza dobre warunki do tarła wchodzących tam ryb. Umożliwia też dobre połowy amatorom dorodnych okoni, płoci, szczupaków i kleni. Utrapieniem jest masa jazgarzy, które natychmiast po zanęceniu łowiska, szczególnie jokersem, opanowują zanęcony teren. Ale i na to są sposoby, jak choćby łowienie z koszykiem zanętowym czy spinningowanie. Zimą najczęściej łowi się na mormyszkę, chociaż można się spodziewać ataku szczupaka i obcięcia cennej przynęty.

    Głębokość łowiska w rozlewisku wewnętrznym wynosi ok. 2–3 m, więc wędkowanie sprawia sporą frajdę. Zwłaszcza wówczas, kiedy podejdą w kolejnej fali dorodne, a nawet bardzo duże okonie. Bo ryby te wchodzą na Kozy, jakby chciały je stadnie odwiedzić, spatrolować, a następnie powrócić do rzeki. Po serii dobrych brań, kiedy bardzo szybko złowimy kilkanaście sztuk okoni powyżej 30 cm, możemy się spodziewać co najmniej godzinnej przerwy w wędkowaniu. Wówczas albo trzeba poszukać sobie nowego miejsca do wiercenia dziury, albo zacząć łowić płotki i poczekać na powrót okoni.

    Latem nie ma możliwości dotarcia na wypłycony brzeg starorzecza i pozostaje nam wędkowanie z zalesionego brzegu od strony zabudowań Laskowca. Mamy tam do dyspozycji kilka wygodnych miejscówek dla miłośników wędkowania spławikowego. Można się wygodnie rozsiąść, ustawić wędziska i odpoczywać. Dobrych brań większych okoni oraz jazi i kleni można się spodziewać w głębokim dole przy wlocie starorzecza, a także za krzakami, przy lasku, nad głębszym nurtem. Najczęściej jednak miejsce to wybierają spinningiści, którzy mają do dyspozycji okołokilometrowy brzeg nad głębszą częścią rozlewiska, w starym nurcie rzeki. U wejścia do Narwi jest tam mniej więcej 4 m, a przy zakończeniu rogala mamy około 2 m głębokości. Fakt, że trzeba uważać w części środkowej, bo miejscowi rolnicy zrobili tam sztuczny bród, wrzucając do rzeki betonowe elementy umożliwiające dostęp do łąki powstałej na wyspie wewnątrz zakola rzeki. Łatwo tam stracić przynętę, ale miejsce trzeba obrzucić, bo lubią tam siedzieć zaczajone szczupaki.

    Spinningiści najczęściej łowią paprochami z bocznym trokiem albo szczupakowymi gumami. Ja wolę obrotówki i coraz modniejsze wirujące ogonki, które po krótkim rzucie od razu nabierają właściwego tempa obrotów. Nie ma co nastawiać się na dalekie rzuty, bo wewnątrz zakola mamy wypłycenie i łąkę, więc lepiej tam nie celować.
    Tych, którym nie uda się wędkowanie na starorzeczu, zachęcam do przedłużenia spinningowego marszu brzegiem Narwi albo w dół rzeki, przy zabudowaniach Laskowca, albo w górę, aż do kolejnego rogala. Choć tam możemy natrafić na liczne przeszkody w postaci ogrodzeń z kolczastego drutu. Ot, taki lokalny folklor.

    Podostrołęcki Laskowiec leży nad Narwią w obwodzie rybackim Narew nr 6 dzierżawionym przez Okręg Mazowiecki PZW, więc trzeba pamiętać, że obowiązuje tam wymiar ochronny okonia 18 cm. Pozostałe wymiary i limity ochronne są zgodne z RAPR. Składki i opłaty jak w Okręgu Mazowieckim PZW, a także zgodnie z porozumieniami.



    DOJAZD
    Do starorzecza Kozieniec jedziemy drogą nr 61 Ostrołęka – Łomża, skręcając w ulicę Kościelną (od Ostrołęki w lewo w drugi zjazd do wsi), którą jedziemy do samego końca. Tam skręcamy w prawo, w ul. Leśną, od której wiedzie nad rzekę dość stromy zjazd polną drogą między drzewami. Jeśli więc nie ma warunków do wygodnego podjazdu po zakończeniu wędkarskiej wyprawy (np. w czasie deszczu lub po śniegu), to lepiej zostawić samochód przy drodze, a nad wodę udać się piechotą.
    Antoni Kustusz
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  11. #11
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Kanał Brożajcki

    Od pięciu dekad penetruję wody wędkarskie całego kraju, a szczególnie rzeki i jeziora znajdujące się w północnym pasie Polski. Wydawałoby się, że przez tak ogromny szmat czasu poznałem już wszystkie ciekawe łowiska. A jednak ciągle jeszcze odkrywam nowe nieznane rybne wody, warte opisania. Takim łowiskiem jest mało znany Kanał Brożajcki.

    Nawet w Internecie nie napisano o nim ani słowa. Zdziwicie się pewnie, że w wodach kanału zamieszkują pstrągi potokowe i zaliczany jest on od kilku lat do krainy ryb łososiowatych. A nad brzegami kanału, przepływającego przez dzikie ostępy rozległego lasu, prędzej można spotkać dorodnego jelenia, łosia, odyńca czy borsuka niż człowieka.

    Położenie
    Kanał płynie na północno-wschodnich krańcach Rzeczypospolitej, w pobliżu granicy z Obwodem Kaliningradzkim (wschodnia część "Krainy Węgorapy", woj. warmińsko-mazurskie). Kanał służy do odprowadzania nadmiaru wody z górnego biegu rzeki Gołdapy. Wypływa z prawej strony Gołdapy, na wysokości wsi Zakałcze, i płynie w kierunku północnym. Po około 10-kilometrowym biegu wpływa do piętrzenia małej elektrowni wodnej w miejscowości Brożajcie. Poniżej spiętrzenia, w pobliżu miejscowości Mieduniszki, uchodzi do Węgorapy jako jej prawy dopływ.

    Gospodarzem i użytkownikiem Kanału Brożajckiego (obwód rybacki nr 1 o pow. 7,6 ha) jest Okręg PZW Olsztyn. Obwód obejmuje wody Kanału Brożajckiego, kanału dopływowego, Kanału Minockiego wraz z wodami innych zbiorników wodnych o ciągłym dopływie lub odpływie do kanału. Natomiast kraina ryb łososiowatych kanału wyznaczona jest od wylotu z rzeki Gołdapy do piętrzenia MEW w m. Brożajcie – z wyłączeniem zbiornika zaporowego MEW w m. Brożajcie.



    Obowiązują przynęty sztuczne i roślinne. Wymiar ochronny pstrąga potokowego – 35 cm, dzienny limit połowu – 1 szt.
    Warunki wędkowania
    Kanał po wypływie z Gołdapy płynie równiutko w kierunku północnym, z dwoma tylko niewielkimi załamaniami, dzieląc prawie na połowę duży kompleks leśny, przez który przepływa. Koryto wrzyna się głęboko w teren, a las z obydwu stron szczelnie je otacza. Latem, w wielu miejscach, strome zbocza kanału porośnięte są wysoką roślinnością.

    Szerokość kanału jest równomierna i rzadko przekracza 10 m. Średnia głębokość wynosi 2 m, dno przeważnie piaszczyste, woda o dość dobrej przejrzystości, a nurt o średniej szybkości. Zarówno głębokość kanału, i szybkość prądu mogą się zmieniać w poszczególnych porach roku, np. przy wzroście poziomu wód Gołdapy. W korycie miejscami zalegają drzewa, powalone przez burzę lub działalność bobrów.

    Wędkowanie w łowisku jest dość trudne. Łowi się z brzegu, maszerując po bardzo stromych, piaszczystych obrzeżach kanału. Należy więc zachować szczególną ostrożność, aby nie zsunąć się do wody, bo mogą potem być problemy z wdrapaniem się na brzeg. Brodzenia w kanale, ze względu na piaszczyste i grząskie dno oraz znaczną głębokość, absolutnie nie polecam.

    Ichtiofauna cieku składa się głównie z pstrągów potokowych, płoci, okoni, trafiają się też szczupaki i inne gatunki ryb przenikające do kanału z rzeki Gołdapy. Stanowiska pstrągów w tak równym korycie są trudne do zlokalizowania. Należy ich szukać w jamach przy burtach, za powalonymi drzewami, przy szybszym nurcie, zwłaszcza poniżej nielicznych jazów. Łowiłem tu głównie na spinning. Stosowałem błystki wahadłowe i wirowe typu mepps nr 2, o paletkach białych i czarnych oraz przynęty miękkie, na główkach jigowych – imitacje rybek i małych żab. Skuteczne też są duże muchy wiązane na główkach jigowych, imitujące zarówno larwy owadów, jak i rybki.



    DOJAZD
    Dojazd na łowisko możliwy jest tylko drogami leśnymi lub gruntowymi. Najlepszy od mostu w m. Zakałcze, drogą lokalną biegnącą w kierunku północno-wschodnim do skrzyżowania, a następnie kiepską drogą leśną w kierunku północno-zachodnim do mostu nad kanałem. W miejscu tym kanał płynie w głębokim wąwozie.

    W otoczeniu kanału nie ma możliwości zakwaterowania. Najbliższe hotele i pensjonaty znajdują się w Węgorzewie lub Gołdapi.
    Marian Paruzel
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  12. #12
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Na duże ryby

    Złowienie dużej ryby to marzenie każdego wędkarza. Nie tylko marzenie - to także wyzwanie i sprawdzian wędkarskich umiejętności. A satysfakcja i splendor tym większy, im trudniej upolować wyrośnięty okaz gatunku, który stał się obiektem naszych zabiegów. Wyholowanie rekordowej ryby to naprawdę trudna sztuka, sukces poprzedzają liczne przygotowania. Liczy się umiejętność rozpoznania łowiska, dobór odpowiedniego sprzętu, dopasowanie zanęt i przynęt. Takich umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień. Chyba że jest nam dane skorzystać z porad wędkarskiego mistrza...

    Przed kolejnym sezonem namówiliśmy czterech znakomitych polskich wędkarzy, by uchylili rąbka tajemnicy swoich sukcesów. Robert Bednarski, Bogusław Brud, Wojciech Kamiński, Zbigniew Milewski oprowadzą po "swoich" ulubionych łowiskach, opowiedzą o sposobach na duże ryby. Kibicom i fanom nie trzeba ich szerzej przedstawiać, tym zaś, którzy o wędkarskim wyczynie mają mgliste pojęcie, niech wystarczy świadomość, że każdy z nich ma na koncie wiele sukcesów na arenach krajowych i międzynarodowych, w tym indywidualne i drużynowe medale zdobyte w mistrzostwach Polski, świata i Europy. To absolutnie czołówka naszego spławika. W tym wydaniu "WW" cykl porad dotyczących kilku gatunków ryb specjalnie dla naszych Czytelników!

    Oczywiście warto postawić pytanie, czy "uklejowy magik" i "wyczynowiec", jak czasami lekceważąco nazwani są wędkarze startujący w zawodach wędkarskich, to dobry wzór do naśladowania. Wielu wędkarzy przekonanych jest, że tzw. wędkarski wyczyn, czyli środowisko wędkarzy związanych ze sportowymi rozgrywkami na różnym szczeblu, nie ma wielu punktów stycznych z wędkarstwem rekreacyjnym. Obserwatorzy zawodów dostrzegają przede wszystkim drogi sprzęt i skomplikowane zanęty, a także to, że trzeba łowić szybko, bo liczą się punkty. Coś w tym jest – nie ma w regulaminie rozgrywania zawodów wędkarskich premii za duże ryby. Liczy się sumaryczna masa. Ale ci wędkarze, których umiejętności kończą się na łowieniu drobnicy, nie mają dziś czego szukać ani w Polsce, ani w Europie. W ostatnim czasie daje się zauważyć na arenach sportowych rozgrywek tendencja do "wyłuskiwania" dużych ryb. Trend ten zapoczątkowali Anglicy, świetnie duże ryby łowią dziś wszystkie liczące się drużyny europejskie, w tym także nasi reprezentanci. Obecnie tak wiele łowisk obfituje w populację ryb dużych, że ta umiejętność musi być podstawą planów taktycznych. Wędkarze wyczynowi wypracowali zatem wiele sposobów na zwabienie i złowienie dużych ryb.



    Warto posłuchać, co mają na ten temat do powiedzenia, tym bardziej że sposoby mistrzów wędki spławikowej można zastosować w łowieniu amatorskim.

    Nasi specjalni goście zdradzą, jakie stosują triki z "warsztatu" zawodniczego. Dowiodą, że ani stosowany przez nich sprzęt nie jest taki drogi i tak skomplikowany, by jego obsługa stanowiła jakiś problem dla średnio zaawansowanego wędkarza, ani te zanęty nie są tak złożone, by nie dało się ich przygotować we własnym zakresie z dostępnych w sklepach komponentów.

    Zapraszamy do lektury!

    Józef Wróblewski
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  13. #13
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Jeszcze na leszcze

    Kiedy marcowe słońce mocniej przygrzeje, a lód jest jeszcze dostatecznie mocny, aby poruszać się po nim bezpiecznie, naprawdę warto wybrać się na duże leszcze. Właśnie ostatni lód, tak atrakcyjny dla wędkarzy łowiących okonie, jest także szansą na szczególnie udany połów białorybu. Twierdzę nawet, że złowienie okazałego leszcza, krąpia, płoci zdecydowanie łatwiejsze jest w marcu niż w styczniu czy lutym.

    Najczęściej stada leszczy w głębokich jeziorach można spotkać pomiędzy 10 a 20 metrem. Gdy łowiska są płytsze, ryby najłatwiej znaleźć u podstaw spadków dna, w najgłębszych partiach danego zbiornika. To właśnie głównie tam leszcze bardzo intensywnie uzupełniają zapasy pokarmowe. Aby odnieść sukces, bardzo rygorystycznie trzeba jednak przestrzegać pewnych zasad łowienia leszczy...

    Unikajmy błędów
    Hałas. Niestety, wędkarze podlodowi nie przywiązują większej wagi do cichego zachowania się podczas łowienia. Sądzą, że tafla lodu skutecznie izoluje hałasy i nie płoszy ryb. Nic bardziej mylnego! Posiadaczom echosond polecam następujący eksperyment. Spójrzcie na ekran sondy, gdy przesuniecie po lodzie ciężkie elementy wyposażenia, metalowe sanki, przewrócicie na lód świder, szurniecie w pobliżu otworu butami. Zobaczycie, jak nawet niewielkie ryby w popłochu odpływają z łowiska! A co dopiero duże, ostrożne sztuki? Powinniśmy zachowywać się jak najciszej.

    Nęcenie. Ma ogromny wpływ na wyniki połowu.



    Zanęta musi być podana punktowo, dokładnie tam, gdzie położymy przynętę. Zastosowanie zbyt luźnej zanęty, nawet przy minimalnym podlodowym ruchu wody, od razu skazuje nas na porażkę, gdyż zostaje ona zniesiona poza rejon podania przynęty. Zbyt obfite nęcenie też nie jest wskazane, gdyż sprawi, że słabo żerujące ryby szybko się nasycą i odpłyną. Sprawdzoną receptą jest zastosowanie specjalnych podajników - zanętników. Gdy łowisko jest głębokie, można odpowiednio je dociążyć choćby ołowianym ciężarkiem dowiązanym gumką lub kawałkiem żyłki. Warto zastosować cienki, dobrze widoczny sznurek do zanętnika, gdyż pomoże on nam w określeniu, jak podajnik zachowuje się podczas opuszczania.

    Uniwersalny, a jednocześnie chyba najskuteczniejszy wsad zanętowy na leszcze do podajnika to: 1 część nawilżonej zanęty spożywczej na leszcze, 1 część ochotki zanętowej i 2 części gliny wiążącej. Całość waży około kilograma. W sprawdzoną miejscówkę, nęconą kilka dni przed rozpoczęciem łowienia, dorzucam 4–5 kulek zanęty (mniej więcej pół kilograma). Gdy nie ma brań albo są sporadyczne – nie donęcam! Jeśli brania mam często, wykładam 2 kulki zanęty, wolniutko opuszczając (i podnosząc) podajnik na dno.

    Hol. Powinien być ostrożny. Ryby powyżej kilograma bez zbytniego forsowania, na precyzyjnie ustawionym hamulcu (ryba musi swobodnie wyciągać cienką żyłkę) wolno podnosimy z dna. Jako dodatkowy hamulec szpuli kołowrotka dobrze wykorzystać palec wskazujący ręki. Wolno holowany leszcz z zasady zachowuje się bardzo spokojnie, aż do górnych stref wody. Takie postępowanie jest bardzo wskazane, gdyż zacięta sztuka tylko w minimalnym stopniu płoszy resztę żerującego stada. Forsowny hol często kończy się zerwaniem żyłki i jest jednocześnie końcem łowienia w danym dniu. Uwolniony leszcz skutecznie przepłoszy wszystkie ryby na wiele godzin!

    Odpowiedni sprzęt
    Wędka. Najlepsze są cienkie, miękkie "szklaki", tj. blanki wykonane z włókna szklanego. Wędka nie może być krótka. Minimum to 60 cm, maksimum – metr. Akcja powinna być paraboliczna. Jest idealna do holu metodą pompowania. W sklepach jest spory wybór, więc bez problemu dobierzemy sobie odpowiedni dla nas egzemplarz. Moja propozycja to przygotowanie sobie kilku wędeczek. Gdy wydarzy się jakieś nieszczęście, nie tracimy zbytecznie czasu i nerwów. Od razu powiem, że najlepsze wędki leszczowe, jakie widziałem, wykonane były własnoręcznie przez wędkarzy.

    Kołowrotek. Z dobrym hamulcem i łożyskiem oporowym pozwoli na wyholowanie nawet największego leszcza.

    Żyłka. Nie może być sztywna! Tylko mięciutka żyłka zapewni nam dobrą sygnalizację brań. Jej grubość nie powinna przekroczyć 0,10 mm. Specjaliści łowią na 0,08 mm. Niestety, ja mam "ciężką" rękę, dlatego stosuję tę grubszą. Radzę nie oszczędzać na żyłce, gdyż jest ona podstawą udanego holu. Ponieważ najsłabszym elementem zestawu jest węzeł z mormyszką lub haczykiem, proponuję wykonać go z niezwykłą dbałością i przewiązywać przed każdym kolejnym wędkowaniem.

    Mormyszki. Generalnie są trzy podstawowe kolory leszczowych wabików: czarne, fioletowo-niebieskie i fluo-żółte z czerwonymi akcentami. Dobrze, gdy mają maleńki element fosforyzujący. Najczęściej umieszcza się go przy haczyku. Na haczyki nakłada się od kilku do kilkunastu larw ochotki. Moje ulubione mormyszki pokazałem na zdjęciach.

    Sygnalizator brań (kiwak). Powinien być długi i delikatny. Najlepsze wykonane są z tworzywa sztucznego i uzbrojone są w kilka szerokich przelotek z nierdzewnego, cienkiego drutu. Kiwak leszczowy ma najczęściej około 10 cm długości i jest cieńszy od kiwaków, którymi pracuje się mormyszką w toni. Jego podstawowym zadaniem jest sygnalizowanie podnoszenia przynęty przez leszcze z dna łowiska.

    Wybór techniki
    Na rysunkach przedstawiłem trzy techniki do wyboru, w zależności od głębokości łowiska i temperatury powietrza.
    Gdy łowimy płytko i nie ma zbyt dużego mrozu, warto zastosować metodę spławikową. Jest ona bardzo widowiskowa i skuteczna. Wymaga zastosowania spławików przelotowych. Ich długość nie powinna być większa niż połowa przerębla, w którym łowimy. Spławiki należy dobrać starannie. Powinny mieć nienaganną konstrukcję, gdyż należy wyważać je bardzo precyzyjnie, aby podniesienie śruciny sygnalizacyjnej leżącej na dnie przez leszcza powodowało wynurzenie się całej antenki, aż do korpusu. Oczko mocujące spławik do żyłki powinno być wykonane z jak najcieńszego drutu i mieć wewnętrzną średnicę minimum 3 mm.

    Gdy temperatura spadnie poniżej -5 stopni C lub gdy chcemy łowić przy "szarówce", radzę wybrać metodę mormyszki. Jest prosta i skuteczna. Zapewnia natychmiastowy kontakt z rybą na osi kiwak – mormyszka. Najlepiej używać tej techniki na łowiskach nieprzekraczających 6–7 m głębokości. Niestety, jest ona skuteczna na leszcze małe i średnie. Większe sztuki (powyżej kilograma) raczej sporadycznie dają się oszukać. Można za to skutecznie, co pewien czas, prowokować słabo żerujące ryby przez podniesienie mormyszki nad dno kilkoma delikatnymi ruchami.

    Według mnie, przy użyciu tej techniki, najbardziej komfortowo holuje się ryby. Wskaźnikiem brań jest kiwak. Powinien być lekko podgięty w kierunku wody, ponieważ większość brań leszczowych sygnalizowana będzie jego wyprostowaniem, kiedy ryba podniesie z dna mormyszkę razem z ochotką.

    Uniwersalną metodą na łowiskach od 5 do 20 m jest zastosowanie zestawu bez spławika, składającego się z oliwki przelotowej i haczyka. Pozwala sprowadzić przynętę w rejon nęcenia bardzo szybko. Jeśli zastosujemy, jako łącznik obciążenia z żyłką, przelotowy krętlik z agrafką, możemy bez problemu korygować obciążenie zestawu w zależności od wymogów łowiska. Wtedy polecam używanie śrucin. Gdy leszcz zainteresuje się naszą przynętą, kiwak zawsze pochyli się w kierunku wody.

    Jeśli opuszczacie zestaw z większym obciążeniem, róbcie to delikatnie. Absolutnie niedopuszczalne jest uderzanie obciążeniem w dno łowiska. Wystarczy przyhamować palcem szybkość żyłki odwijanej ze szpuli kołowrotka.
    Piotr Berger
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  14. #14
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768
    Olbrzym z gryfińskiego kanału

    Rekord Polski: okoń 2,69 kg!

    Olbrzym z gryfińskiego kanału

    Na ten rekord czekaliśmy 25 lat i bynajmniej nie jest to prima aprilis. Okonia ważącego 2,69 kg
    (50 cm) złowił 18 lutego br. w ciepłym kanale w Gryfinie pan Grzegorz Wieczorek z Gryfina. Gratulujemy!

    Świeżo upieczony rekordzista łowi ryby od najmłodszych lat, a jego ulubioną metodą jest klasyczna gruntówka. Jak się okazało, skuteczna również na rekordowej wielkości okonie. Tego dnia szczęśliwą przynętą były rosówki, na które pan Grzegorz przechytrzył dwa garbusy, w tym rekordowego „pięćdziesiątaka”.

    Poprzedni rekord (okoń 2,65 kg), ustanowiony przez Jacka Nowakowskiego z Miechowa, widniał w tabelach oficjalnych rekordów Polski od 1986 r. Swoją zdobycz złowił latem na 8-centymetrowego okonka w jeziorze Lipczyno Wielkie (Równina Charzykowska).

    Okoni ważących ponad dwa kilogramy, tj. kwalifikujących się na złoty medal, łowimy coraz mniej – mimo że z roku na rok dysponujemy lepszym sprzętem i wyszukanymi technikami wędkowania. Przez ostatnie pięć lat odnotowaliśmy zaledwie 13 okoni na złoty medal. Na czele znalazły się okazy: 2,51 kg (54 cm)
    – złowiony w lipcu 2007 r. na wobler imitujący karasia w Jeziorze Białym koło Białej Giżyckiej przez Artura Laskowskiego, i 2,50 kg (51 cm) – złowiony w maju 2006 r. na pinkę w jeziorze Piaseczno w m. Kaniwola przez Waldemara Kijankę.

    Nad wodą mówi się o okoniach mierzących ponad 60 cm i ważących ponad 3 kg. Jednak nikt takiego kolosa jeszcze nie zgłosił. Największy okaz, jaki mogliśmy podziwiać na łamach „WW”, miał 2,72 kg i 58 cm. Złowiła go 15 listopada 2009 r. w starorzeczu Sanu na cykadę Iwona Bratuś z Przemyśla. Niestety, nie mogliśmy uznać rekordu, ponieważ napłynął do redakcji miesiąc po złowieniu i brakowało zdjęć ryby na tle miarki (patrz „WW” nr 2/2010 str. 83 oraz „WW” nr 2/2011 str. 91).Na uwagę zasługuje zmienna masa dorodnych ryb, rosnąca w okresie przedtarłowym i malejąca w pierwszych miesiącach po tarle. W przypadku okoni różnice są bardzo duże. Stąd wiele medalowych garbusów to nabite ikrą samice, podobnie jak ryba na rekord Polski zgłoszona przez Grzegorza Wieczorka. (ZIEL)



    GRZEGORZ WIECZOREK:

    W piątek 18 lutego 2011 r. wybrałem się nad ciepły kanał w Gryfinie. Woda płynęła, a to oznaczało, że turbiny elektrowni pracowały. Rozłożyłem kij 2,70 m, na haczyk założyłem trzy średniej wielkości rosówki i zarzuciłem je na grunt. To moja ulubiona metoda wędkowania.

    Pierwsze branie miałem już po 10 minutach. Wyholowałem okonia 28 cm. Temperatura powietrza wynosiła – 3° C. Marzłem, ale holowanie pierwszej ryby trochę mnie rozruszało. Ponownie założyłem pęk rosówek i posłałem je w miejsce, gdzie nastąpiło branie – około 15 m od brzegu. Kanał w tym miejscu ma szerokość 40–50 m, a głębokość sięga 6 m, dno jest twarde, piaszczyste.

    W pewnej chwili szczytówka gwałtownie zbliżyła się do lustra wody. Pomyślałem, że coś zaczepiło o żyłkę, jakiś płynący korzeń lub torba foliowa. Spokojnie podszedłem do wędki i delikatnie zaciąłem. Wtedy szczytówka zaczęła szaleć, serce biło coraz szybciej, byłem bardzo podekscytowany, bo już dawno nie czułem takiej ryby na kiju. Miałem żyłkę Mikado 0,18 mm, więc powinna wytrzymać… Holowanie trwało 3–4 minuty. Gdy powoli ryba zaczęła zbliżać się do brzegu, dostrzegłem charakterystyczne pasy i płetwę grzbietową okonia. Nie wierzyłem własnym oczom. To był prawdziwy olbrzym!

    Po lądowaniu ryby podbierakiem skakałem z radości i wydzwaniałem do znajomych, aby pochwalić się zdobyczą. Na początku nikt nie brał moich rewelacji na poważnie, ale stopniowo wsłuchiwali się
    w opowieść i uwierzyli.

    Haczyk tak głęboko uwiązł w pysku ryby, że zdecydowałem się obciąć żyłkę. Na tych dwóch wspaniałych okoniach zakończyłem wędkowanie. Mam wagę wędkarską MTX, jest stosunkowo dokładna. Pierwszy pomiar wykazał 2,71 kg, drugi 2,69 kg. Zadzwoniłem do znajomego Jakuba, żeby przyjechał z aparatem i uwiecznił mój okaz. Po sesji zdjęciowej pojechałem do domu i tam dokładnie zmierzyłem rybę. Miarka pokazała 50 cm!

    Wszystkim Czytelnikom „WW” życzę TAAAKIEJ ryby!



    opracował
    Andrzej Zieliński
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

  15. #15
    Moderator Maxitravelek Marko is on a distinguished road Avatar Marko
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Warszawa
    Postów
    2,768

    Red face

    Wyposzczeni po zimie

    W jednej z książek – znanej i wielokrotnie wznawianej – którą przeczytałem (czy raczej pochłonąłem) na początku mojej wędkarskiej przygody, znalazło się zdanie, które pamiętam do dziś: „Kwiecień jest na Mazurach miesiącem martwym”. Pozostawałem w tym przeświadczeniu przez dłuższy czas, zwłaszcza kiedy przytrafiały mi się takie przygody, jak przyjazd z wędkami na Święta Wielkanocne nad jezioro, które okazało się całkowicie zamarznięte. Z czasem okazało się jednak, że zdanie o „martwym” kwietniu nie jest prawdą objawioną i niejednokrotnie daje się w tym miesiącu naprawdę nieźle połowić na spławik.


    Oczywiście kwiecień kwietniowi nierówny – wszystko zależy od pogody. Nasze szanse rosną, gdy panuje już radosna wiosna, pojawia się pierwsza roślinność brzegowa i wodna, a nad głową świeci jakże wyczekiwane słońce. To pierwsza wskazówka – o ile w pełni sezonu zwykle nie jest ono sprzymierzeńcem wędkarza, to teraz zazwyczaj zwiastuje udane połowy. Zupełnie jakby ryby też były za nim stęsknione i traktowały jako sygnał do wzmożonej aktywności, czyli żerowania.

    Może w woderach?
    Czas na konkrety. Jakie stanowiska wybrać? Zdecydowanie najwygodniejsze są pomosty, z których możemy penetrować strefę przybrzeżną o różnej głębokości. Wczesną wiosną nie są jeszcze oblężone tak jak w pełni sezonu i najczęściej będziemy wędkować w pojedynkę, a to już zwiastun pełni szczęścia. Niestety, bywa i tak, że nasze jezioro jest mało uczęszczane przez turystów i pomostów nad nim nie uświadczysz. Co wtedy? Przede wszystkim warto wziąć taką ewentualność pod uwagę i nie zapomnieć o woderach (spodniobutach). Dają one ogromny komfort wędkowania w klasycznych miejscach wczesnowiosennych – ujściach niewielkich rzek, płytkich zbiorowiskach niskich szuwarów, przesmykach w trzcinowiskach itp. Oczywiście łowi się stamtąd trudniej niż z pomostów – urządzenie stanowiska wymaga zastosowania podpórek na wędzisko, przynętę, zanętę, siatkę itd. Ale kiedy już opanujemy pierwszy bałagan, wszystko wyda się proste, łatwe
    i przyjemne. Zwłaszcza kiedy będziemy mieli branie za braniem… Zaletą wspomnianego typu stanowiska jest jego wcześniejsze odmarzanie (dotyczy to zwłaszcza ujścia rzeki). Tam możemy skutecznie połowić nawet wtedy, gdy na części jeziora zalega jeszcze lód.

    Nie na bata
    Przejdźmy do sprzętu. Nie ukrywam, że jestem wielkim miłośnikiem bata, jednak na wczesnowiosenne wędkowanie w jeziorze wybrałbym się z odległościówką. Jest ona w tym okresie bardziej uniwersalna – pozwala na znalezienie strefy żerowania ryb, która może się znajdować zarówno 5, jak i 20 metrów od nas. Spławik zamocowany na stałe (chyba że dno opada wyjątkowo stromo, ale zdarza się to dość rzadko, poza tym ryby unikają w kwietniu zimnych głębin). Powinien być on dobrany tak, by pokazywać nawet najdelikatniejsze brania – zarówno przytapiające, jak i wystawiane. Bardzo ważnym aspektem jest tu oczywiście pogoda. Zwłaszcza wiatr i towarzyszące mu falowanie wody. Idealnie byłoby, gdyby nasze łowisko wyglądało jak lustro, ale, niestety, wczesną wiosną zdarza się to rzadko. Trzeba więc znaleźć kompromis – dobrać spławik tak, by było go widać, ale jednocześnie użyć modelu najlżejszego z możliwych. Wyważenie powinno być idealne. W kwietniu jeziorowe ryby potrafią brać wyjątkowo delikatnie (choć mogą się zdarzyć dnie z pewnymi, „statecznymi” zatopieniami spławika). Żyłka główna 0,12–0,14 mm, przypon 0,10–0,12 mm. Nie nastawiamy się na okazy, a nawet jeśli trafi się nam coś solidniejszego, wyposażeni w kołowrotek z dobrze ustawionym hamulcem na pewno sobie poradzimy. Tym bardziej, że ryby nie są w takiej kondycji jak latem. Haczyk dobieramy w zależności od stosowanej przynęty – najskuteczniejsze są zwierzęce: ochotki, białe robaki lub pinki, niekiedy także żwawo poruszające się niewielkie dendrobeny.

    Zaproszenie do stołu
    Wczesnowiosenne nęcenie to temat drażliwy. Wielu autorów jest zdania, że należy w tym czasie
    o nim zapomnieć, ponieważ ryby błyskawicznie się nasycają i odmawiają współpracy z wędkarzem. Cóż – to prawda, że zwierzęta ektotermiczne potrzebują mniej pokarmu przy niższych temperaturach, ale moim zdaniem bez nęcenia nie ma planowego łowienia. Najważniejsza jest kwestia składu i ilości serwowanej rybom zanęty. Na pewno podawane porcje powinny być znacznie skromniejsze niż w pełni sezonu. Ot, kulki wielkości (co najwyżej) kurzego jaja. Co do składu mieszanki – powinna być ona oparta na składnikach mało sycących, ale jednocześnie podrażniających zmysły ryb. Składniki pochodzenia zwierzęcego, takie jak mączka kostna czy suszona krew (jestem jej wielkim zwolennikiem, wręcz maniakalnie wierząc w ogromną skuteczność), powinny stanowić nawet 25–30% składu mieszanki. Kule lepimy tak, by rozpadały się tuż po uderzeniu o powierzchnię, a zanęta opadała powoli w postaci rozpraszającej się chmury. Nieco większą spoistość wymusza jedynie większa głębokość łowiska lub wyjątkowo silny (jak na jezioro) przepływ w punkcie nęcenia. Niemniej jednak nawet w takich warunkach ugniecenie kul „na twardo” będzie dużym błędem. Zanęta zalegnie wśród roślinności dennej i minie sporo czasu, zanim zacznie pracować i wabić ryby.
    Na jakie gatunki mamy szansę? Przede wszystkim płoć o bardzo różnych gabarytach. Często spotkamy się z sytuacją, że pomiędzy 10 a 15 centymetrowymi „pstynkami” trafi się gruba, wysrebrzona „trzydziestka”.



    W słoneczne dni nieźle biorą wzdręgi, najczęściej całkiem przyzwoite, a na pewno prześliczne. Dochodzą do tego krąpie, leszcze – najczęściej niezbyt imponujących rozmiarów – oraz okonie. Jeśli łowimy w jeziorze przepływowym, przy odrobinie szczęścia możemy zaciąć jazia lub klenia.
    Paweł Oglęcki
    życie jest zbyt krótkie by je przespać

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 4 1 2 3 ... OstatniOstatni

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów