Zima na gąsienicach
W poprzednim miesiącu analizowaliśmy najnowsze elektroniczne mapy i to, jak mogą nam pomóc w wytypowaniu unikalnych łowisk. Mapy cieniowane to niewątpliwie będzie bardzo widowiskowy produkt.
Od kiedy zacząłem opisywać wędkowanie na lodzie na dużych jeziorach i pokazałem Wam film, w którym wjeżdżałem na lód samochodem, miałem moralnego kaca, że propaguję bardzo niebezpieczne zachowanie. Lód zawsze może się załamać i wtedy lepiej nie mieć wokół siebie metalowej puszki. Więc kiedy nie jesteśmy pewni, że lodowa skorupa wytrzyma ciężar samochodu, lepiej wybrać coś innego.
Niewątpliwie najlepiej jeżdżą po lodzie pojazdy o czterech kołach. Motocykle i skutery są niezłe, ale łapanie równowagi na śliskim podłożu nie należy do najłatwiejszych zadań i nietrudno o bolesną wywrotkę. Są jednak warunki, w których nawet najlepsze zwykłe kołowe pojazdy wymiękają. Pół metra śniegu na lodzie skutecznie odgradza wędkarzy od łowisk położonych dalej od brzegu. No, chyba że użyją machiny rodem z dalekiej północy – skutera śnieżnego.
Odkąd zobaczyłem kiedyś w Internecie filmik o skuterach śnieżnych jeżdżących nawet po wodzie, zawsze chciałem wypróbować ten sposób przemieszczania się po zamarzniętym jeziorze. Okazja pojawiła się tej zimy, kiedy mój znajomy, z którym dzielę wędkarską fascynację Śniardwami, stwierdził, że nie będzie szedł na nogach 3 kilometry od brzegu w śniegu po kolana. Nabył owo cudo i zaprosił mnie na oblatanie śnieżnego wehikułu.
Jak zauważyliście, na razie, nie było mowy o żadnej elektronice, ale oczywiście taka okazja do przetestowania metod nawigacji, wyszukiwania i obserwacji ryb nie zdarza się często. Postanowiliśmy więc skomasować wszystko, co może pomóc wędkarzowi.
Za pomocą specjalnego uchwytu przymocowaliśmy pod owiewką skutera ekran GPS-a. Wcześniej z pamięci innego, używanego w lecie plotera, skopiowaliśmy wszystkie waypointy oznaczające dobre śniardwiańskie miejscówki. Takim sposobem w ciągu kilku minut na ekranie mniejszego urządzenia mieliśmy do wyboru kilkadziesiąt okoniowych górek.
Do skutera doczepiliśmy niedużą, ale pojemną przyczepkę. Do niej spakowaliśmy echosondę w zestawie przenośnym ze specjalnym przetwornikiem zimowym, kamerę podwodną, no i oczywiście całą masę sprzętu wędkarskiego.
Wyruszamy w mroźny poranek – jest jeszcze ciemno. Jako cel wybieramy system górek położony w północno-wschodniej części jeziora. Zamiast jechać po lodzie, wybieramy skrót po lądzie polnymi drogami. Rozpoczyna się śnieżny rock’n’roll. Powiem szczerze, że już sama przejażdżka skuterem podnosi ciśnienie. Trzeba uważać na koleiny i krzaki. Maszyna ma co prawda dwie płozy z przodu i szeroką gąsienicę napędową, ale przy większych prędkościach można stracić równowagę i bardzo łatwo o wywrotkę. Kulminacją drogi po lądzie był pełen emocji zjazd ze stromej skarpy w kierunku jeziora. Dalej już tylko świst wiatru i chmura lodowego pyłu za nami. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
Wiercimy przeręble i zaczynamy łowić. Testujemy echosondę z sopelkowym przetwornikiem przeznaczonym specjalnie do połowów podlodowych. Sprawdza się znakomicie, na ekranie wyraźnie widać było mormyszkę, a nawet rój ochotek, które wrzuciliśmy do otworu jako zanętę.
Robi się coraz widniej. Postanawiam zobaczyć, jak wygląda dno i czy ryby są w łowisku. Obok przerębla, w którym łowię, wiercę otwór i wpuszczam do niego kamerę podwodną. Na razie okoni nie ma, ale doskonale widzę swoją mormyszkę i kilkanaście zanętowych ochotek podrygujących na dnie. Podobno ryby zaczynają tu brać około dziesiątej, więc mamy jeszcze trochę czasu.
Rzeczywiście około dziesiątej pojawiają się pierwsze okonie. Łowisko jest płytkie, więc doskonale widzę, jak nieduże okonie wydzióbują czerwone larwy. Kamera podwodna daje niesamowitą możliwość selekcji ryb. Kiedy do przynęty podpływa mała ryba, podnoszę zestaw wysoko w górę i czekam, aż w pobliżu pojawi się większa ryba. Dzięki temu oszczędzam pracochłonne zakładanie ochotek na haczyk. Strategia jest opłacalna i emocjonująca. Doskonale widzę, jak gruby okoń zasysa mormyszkę! Zacięcie jest pewne i piękny okoń ląduje na lodzie. Obok mój partner również wyciąga okonia za okoniem.
Po odwiedzeniu kilku górek wracamy do domu. Prujemy przez jezioro z szybkością nieosiągalną w tych warunkach dla innych pojazdów. Skuter śnieżny dał nam możliwość sprawdzenia wielu miejscówek i mamy w głowach i w GPS-ie wirtualne rozmieszczenie ryb. Teraz wystarczy poprosić tegorocznego Świętego Mikołaja, aby na gwiazdkę podarował nam odrobinę więcej czasu na wędkowanie.
Cezary Karpiński