Zacznę tradycyjnie czyli od początku czyli od dojazdu.
Dojazd odbył się samolotem. Z Warszawy na Rodos liniami Enter.
Zaczęło się od przygody. Samolot miał planowo odlecieć o 14-tej. Przed 14-tą przyleciał z Poznania i od tej pory zaczęli nas na lotnisku zwodzić. Co godzinę podawali inne komunikaty, a to że przegląd techniczny się opóźnia, a to że skończyło się greckie pozwolenie na przelot, a to że strajk w Grecji, a to ze samolot się zepsuł i przyleci inny. A samolot cały czas stał.
Na szczęście Natasza, która mi tą całą wycieczkę naraiła, za co już raz Jej dziękowałem, ale czynie to raz jeszcze, bo podziękowań nigdy nie za wiele, była czas w kontakcie telefonicznym ze mną i przekazywała mi aktualne i prawdziwe wiadomości, korzystając ze swoich licznych kontaktów, tak że niczym się nie martwiłem i byłem poinformowany na bieżąco jeszcze przed oficjalnymi komunikatami.
Prawda była taka, że samolot się zepsuł i go naprawili.
Wreszcie ok. 21-szej wylecieliśmy.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Moja żona, która rano była poddenerwowana wyjazdem, przez cały dzień czekania uspokoiła się.