To tam barmanki roznosiły drinki, bo u nas była samoobsługa w sensie zamawiania przy barze i osobistego odbioru.
To tam barmanki roznosiły drinki, bo u nas była samoobsługa w sensie zamawiania przy barze i osobistego odbioru.
Jak bez kolców nie ma róży
Tak bez VF nie ma podróży
ale gdzie tam...
przecież widzisz, że tradycyjnie żartowałem...
choć dla chcącego nic trudnego i zawsze można było mieć swoją "barmankę" przywiezioną z domu...
ale wracajmy do restauracji włoskiej położonej nad basenem...
otwartej zresztą w drugim tygodniu naszego pobytu, gdy w stopniu istotnym zwiększyła się liczba gości gotelowych...
i restauracja główna nie była w stanie obsłużyć klienteli w godzinach szczytu...
ludziska byli z początku zaskoczeni, patrzyli z lekkim niedowierzaniem, wszak jeszcze kilkanaście godzin temu był tam magazyn mebli kuchennych...
przychodzili prosto z basenu do korytka...
więc już następnego dnia pojawił się komunikat na tablicy ogłoszeń o obowiązkowości stroju - niekoniecznie wieczorowego, ale zawsze pełnego ubioru...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
to jeszcze pokrótce menu "makaronowej" restauracji...
czyli to co na talerzu...
co do nazwy - makaranu nie widziałem, nie pamiętam - ale pizza była i smaczna i z prawdziwego pieca...
na zawartość talerza trzeba było zarobić spacerkiem do bufetu po sałatkę...
bo pizzę i wino przynosił kelner
sałatek było dużo w schładzanych pojemnikach...
panie - szczególnie - te dbające o linię mialy co wybierać...
ale po zapoznaniu się z metodyką przygotowywania sałatek wybraliśmy bary na plaży, w dwóch z nich sałatki na życzenie kroili "barmani"...
można było sobie zaprojektować skład i proporcję, jarzynki / warzywka byly skrojone wedle gustu i smaku...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
skoro żeśmy sobie już pojedli, to poszliśmy...
na spacer ...
nad morze...
a trzeba napisać, że był to jedyny dzień w turnusie, gdy z ranka było tak pochmurnie, że zrezygnowaliśmy z porannego plażowania i po śniadaniu poszliśmy sobie do Alibaby na kawcię ( z rumem ) a potem realizowaliśmy pamiątkową sesję zdjęciową...
wszak była to nasza "podróż poślubna" w 40 lat po fakcie...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
podczas gdy maryla delektowała się winkiem ja łyknąwszy sobie brandy opuściłem ją na chwilę....
z aparatem foto, żeby uwiecznić nocne życie...
obok nas wiodła swoje późno wieczorne pogaduchy kompania rodzin arabskich...
niestety, nie rozpoznałem, czy to byli rodowici Egipcjanie, czy przybysze z sąsiednich emiratów...
wiedzony chłopską ciekawością zajrzałem przeto do kręgielni przylegającej do kawiarnio-hallu...
zdziwiłem się przeto widząc grupkę dzieciaków ( o tej porze ) pod opieką mamusi ? opiekunki ?
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
dekoracja ściany głównej czyni wrażenie nie tylko kolorystyczne...
a w oczy rzuca się żywa jak srebro mała czarnowłosa piękność...
tak, jakby tutaj rozgrywała swoją życiową partę....
widać, jak wszyscy przeżywają ową grę...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
mama opiekunka jest lekko skonsternowana moim foceniem...
ja też...
a mała rzuca kulę...
czeka na rezultat...
i cieszy się z wygranej...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
jeszcze małe spojrzenie na lodowisko...
więc chętnym do wypoczynku w Aladinie i Alibabie radzę zabrac tez łyżwy, wszak za naszymi oknami mimo miesiąca stycznia wiszącego na kalendarzu bynajmnie nie widzimy zimowej aury umożliwiającej śmiganie na łyżwach...
sam zaś usadowiłem się przed obiektywem - na tle choinki ( import z Europy ) - choć to była ledwo połowa listopada to gospodarze podkładali się już pod klientelę z innej strefy...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
a cóż innego mogliśmy czynić...
dla maryli była to nadal rekonwalescencja po operacji...
na prawdziwy szpital uzdrowiskowy musiala czekać jeszcze dwa miesiące...
więc zgłębialiśmy tajniki poszczególnych sal zabiegowych...
a mnie się tak spodobało, że zaparłem się przed wejściem do Alibaby i rzekłem, że się stąd nie dam ruszyć...
ale wyboru nie miałem - pora była szykować się do odwrotu, urlop się kończył i firma / ***** czekała...
nie lękajcie się - to jeszcze nie jest koniec relacji...
jeszcze mam co nieco fotek...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
pora na wieczorną a uroczystą kolację...
i poszliśmy...
żarełko było znakomite...
ale fotografa przy konsumpcji zabrakło...
a my samo woleliśmy wsmakować się w serwowane dania...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
Ale wstydziłbyś się.
Marylka wystrojona a Ty w bermudach.
Jak bez kolców nie ma róży
Tak bez VF nie ma podróży
no - niestety - nigdy by mi nie przyszło do glowy zabierać do Bocianowa garnitur a już tym bardziej smoking...
chyba, że firma organizowałaby tam imprezę integracyjną...
na co się na razie nie zanosi...
===
widziałem 2 lata temu acika lecącego do Sharmu w ancugu i adidaskach...
wyglądał na tle pozostałych turystów jak pół=dupek w lufciku...
...
a teraz idziemy na jednego...
a raczej na jedną rakijkę pod nazwą ouzo...
tyle, że w Bocianowie owe trunki nie miały więcej aniżeli 30 %...
masakra ...
jeno ouzo zdawało mi się gwarantować brak chrzczenia trunku...
jak wiadomo próba wzmocnienia dawką zwykłej wody owocuje zbieleniem ( nie oka ) jeno napoju...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
Przeciez ouzo pije sie rozcienczone woda. Powinno sie podawac szklaneczke trunku i szklanke wody - klient sam sobie rozciencza i wtedy napoj robi sie bialy - patrz Grecja.
Fajny "wypadzik"Jacky a garnitur na wakacje to rzeczywiście porażka.
Panie Jacky,
bo babcia mnie pyta....
ile miejscowych tugrików czy innych funciaków
kosztuje tam znaczek na pocztówkę do polskiej prowincji państwa Unia Europejska?
Edit: 1,25 funciaka znalazłem u wujka Google.... - potwierdzi Pan tą wersję?
Ostatnio edytowane przez Fila ; 21-01-2012 o 17:13