W 2010r. wybrałem się z rodziną, jak pamiętacie autem do Syrii. Kolejnym etapem tej wyprawy miała być Jordania. Z pewnych względów (gł. zdrowotnych) ten plan się nie powiódł. Jednak myśli o niezrealizowanych zamiarach pozostały... Pewną jesienną porą zaświtała myśl- skoro na wyjazd narciarski nie ma co liczyć , to może skierować się na południe, tam gdzie słońce i ciepło ?
Tak jest, mam - to musi być Jordania! Główny problem, jak się tam dostać? Przeprowadziłem dyskusję meilową z naszą Nataszą (za co Jej w tym miejscu jeszcze raz bardzo dziękuję ).
Od nitki do kłębka doszedłem do koncepcji wyjazdu. Okazało się, że tylko jedno polskie biuro podróży ma w swojej ofercie stacjonarną Jordanię. Jak się domyślacie, właśnie z jej skorzystałem. Czas pobytu 15-22.01.2012r. Miejsce pobytu- miasto Aqaba nad Morzem Czerwonym, a ściślej pisząc nad Zatoką Akabską. Dalsza perspektywa naszej planety z umiejscowieniem Aqaby
i bliższa, polityczna.
W tym małym zaułku zatoki między Półwyspem Synaj a Półwyspem Arabskim na przestrzeni kilkunastu kilometrów mijamy kolejno od zachodu do wschodu: Egipt, Izrael, Jordanię, Arabia Saudyjską.