+ Odpowiedz na ten temat
Pokaż wyniki od 1 do 13 z 13

Temat: Azymut : Albania

  1. #1
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491

    Azymut : Albania

    W tym roku, A.D. 2008, postanowiliśmy ponownie odwiedzić Albanię i przejechać do nieznanej nam jeszcze Macedonii.
    Po 3-dniowym pobycie w greckim, bardzo uroczym lecz zbyt turystycznym kurorcie Parga, wróciliśmy do Igumenitsy i skierowaliśmy się w stronę granicy grecko-albańskiej. Na próżno szukać tu jakichś drogowskazów, informacji o granicy, staramy się jedynie jechać według mapy na północ do ostatniej osady greckiej Sagiada i dalej drogą na wschód do przejścia granicznego Konispol.
    Po stronie greckiej, wielki budynek, zadaszenie, olbrzymi parking, toalety. Odprawa jest szybka, czeka zaledwie kilka samochodów, dalej wielki, na wyrost, duty free shop proponuje szczególnie alkohole i papierosy.
    Od strony albańskiej, wygląda to trochę inaczej; siatkowy płot, drut kolczasty na górze,
    budynki mniej reprezentacyjne, różne okienka i nie wiadomo do którego należy się zgłosić, odprawa jednak okazuje się szybka i w tym roku opłata wynosi już tylko 1 € od osoby (a nie 10 €). Potem jest szlaban i ... koniec szosy, dalej zwykła droga gruntowa. Już widzimy pierwsze bunkry, w grupach po trzy na zboczu. Korzystając z zeszłorocznych doświadczeń, wiemy już, że po 5 km jest asfalt, który znowu znika, potem droga gruntowa z dwoma olbrzymimi kałużami - jeziorami, znowu kawałek asfaltu, stary most i ... dojeżdżamy do promu na kanale Vivari.
    Prom, pływający drewniany pomost na długość 2, 3 samochodów lub jednego autobusu, ciągnięty przez linę napędzaną warczacym silnikem na ropę. Przy wjeździe poszczególne deski podskakują na wszystkie strony a trzymające je gwoździe mają wyraźny zamiar zaatakować nasze opony.
    Moc atrakcji za 1 € i w czasie 5 min przepływu.
    Parking i wejście do zabytkowego Butrintu jest tuż obok, jednak wolimy parking pod drzewami przy pobliskim barze-hotelu-restauracji.



    Ostatnio edytowane przez pixi ; 09-02-2011 o 21:11

  2. #2
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Butrint to unikalny obiekt archeologiczny wpisany na światową listę zabytków UNESCO. Zachował ślady osadnictwa od czasów prehistorycznych poprzez okres grecki i rzymski aż do czasów średniowiecza.
    Aktualny stan konserwacji pozwala na zwiedzanie i zapoznanie się z kolejnymi okresami budowy – są tablice informacyjne po albańsku i angielsku, przy wejściu dostajemy kolorowy prospekt wraz z biletem za 700 Leków.
    Konstrukcje rzymskie przykrywają tu fragmenty wcześniejszych budowli greckich. Teatr z II w. p. n.e. usytuowany jest na pozostałościach świątyni Asklepiosa z IV w. p.n.e. obok znajdują się ruiny agory przebudowanej na forum. Mury wielkiej bazyliki z okresu bizantyjskiego i baptysterium na 16 filarach ze wspaniałą mozaiką na posadzce (VI w. ) sąsiadują z monumentalną fontanną nimf, domem i termami rzymskimi.
    W średniowieczu, po zniszczeniach spowodowanych najazdami m.in. Normanów, Butrint dostał się w posiadanie Wenicjan. Forteca wenecka zbudowana na wzgórzu w XIV – XVI w. i ostatnio odbudowana, mieści lokalne muzeum.
    Butrint zachował otaczające go mury antyczne (brama Lwia, brama Jeziorna) i średniowieczne – wieża wenecka. W XV w. nastąpił upadek miasta z powodu braku konserwacji, trzęsienia ziemi i podmywania przez wody morskie, które powodowały epidemie. Masto zostało opuszczone.
    Dopiero w pocz. XX w. archeolodzy rozpoczęli wykopaliska i przywrócili ten obiekt kulturze światowej.








  3. #3
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Dalej szosa wiedzie przez górzysty przesmyk między morzem a jeziorem Butrint aż do kurortu Saranda. Trudno nazwać szosą tę drogę, bez poboczy, ze szczątkami asfaltu sprzed kilkudziesięciu lat, pamietającą wizytę Chruszczowa w Butrincie ale to zaledwie 20 km. Momentami droga biegnie brzegiem przepaści i jej szerokość tzn. wąskość, nie ułatwia mijania się dwoch samochodów. Jako potwierdzenie świadczy kilka monumentalnych nargobków - pomników. Samochody albańskie to oczywiście z reguły mercedesy w różnym wieku i różnym stanie technicznym, sądząc choćby po stanie karoserii.
    Wokół Sarandy mamy już cały wachlarz konsumpcyjny: sklepy, ******, kafejki, bary, warsztaty, hurtownie a w samym mieście dystrybutory pieniążków ale nie zawsze podoba im sie karta Visa.
    Ponieważ Saranda to słynny, lokalny kurort z minionego okresu, ładny nadmorski deptak ale w mocno zaludnionym mieście, pełnym teraz wielopiętrowych hoteli i w ciągłej rozbudowie, a to nie jest w naszym guście, jedziemy wzdłuż wybrzeża na północ w kierunku Fier, przez najładnieszy i najciekawszy odcinek albańskiej riwiery.
    Żeby pojechać na północ trzeba najpierw zjechać na południowy wschód a potem na północny zachód, oczywiście bez drogowskazów ! Pytanie o drogę niewiele pomaga – trzeba wiedzieć, że Durrës wymawia się Darasz, a prawdziwy Albańczyk mówi (i rozumie) tylko po albańsku !
    Akurat ta droga jest w przebudowie, ślicznie, ale po albańsku oznacza to, że nawierzchnia jest całkowicie zrypana do gołego gruntu, kurz jest wszechobecny, przypadkowe kamienie też, często spotyka się maszyny drogowe i nigdy nie wiadomo co będzie za następnym zakrętem, stara wąska droga czy nowy asfalt i nowiutkie drogowskazy !
    Są też atrakcje ze świata zwierzęcego, w ciągu tych 46 km (Saranda – Himarë) mieliśmy okazję spotkać na drodze: samotną krowę, czarną świnię, osła, kilka kur a potem nawet całe stado krów maszerujących grzecznie bez śladu pasterza i stado baranów pod egidą pasterza uzbrojonego w solidny długi kij.
    Ta droga ma być, według planów, skończona w 2010 roku.

    Przed wieczorem osiągamy Porto Palermo i dalej po kilku km, docieramy do restauracji Klarko (naszego znajomego z poprzedniego pobytu), pięknie położonej w zatoce, nad brzegiem morza z widokiem na surowe mury twierdzy Ali Paszy (Klarko jest tu przewodnikiem) i, niestety, szpecąjce krajobraz, częściowo zrujnowane budynki opuszczonych koszar, w dali dawna baza okrętowa wojska albańskiego.
    Radość Klarko nie ma granic, poznaje nas od razu, mówi że wielu turystow przejeżdża tędy ale nikt tu nie wraca.
    Dyskusja o historii greckiej, rzymskiej i najnowszej tych terenów toczy się po włosku, trochę po grecku, trochę po francusku z pomocą kolejno opróżnianych karafek miejscowego wina.



    Teren dawnych koszarów objęły w posiadanie krowy



    Dokuczliwy kogut zahipnotyzowany przez własciciela


  4. #4
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W zeszłym roku byliśmy w Porto Palermo w momencie groźnego pożaru zbocza i wieczorem gwałtowna zmiana kierunku wiatru groziła spaleniem domu i restauracji. Klarko z pomocą rodziny i przyjaciół pokonał ogień przeciwogniem, ale i zużywając cały zapas wody. Na pomoc strażaków nie można było liczyć, po kilku godzinach walki z ogniem, powiatowy policjant przyjechał zobaczyć co się dzieje a może sprawdzić, czy jeszcze żyjemy.
    Restauracja serwuje świeżutkie ryby i prawdziwe frytki, winko też nie do pogardzenia.
    Noc spędzamy, już tradycyjnie na tarasie restauracji; wcześnie rano, choć to niedziela, budzą mnie głośne rozmowy klientów z okolicy, którzy pradopodobnie wpadli tu na kieliszek białego wina przed pójściem do cerkwii ?
    Zwijamy nasze wyrka opędzając się przed atakiem imponującego, bardzo zadzierżystego koguta.
    W południe, po zwiedzeniu twierdzy i kąpieli morskiej w super przejrzystej wodzie, ruszamy w drogę do Vlorë, ciągle wzdłuż wybrzeża, z widokiem na rozległą plażę koło Queparo z licznymi bunkrami, ogólnie widoki są wspaniałe ale problemy drogowe te same. Ustalamy zasadę: nie wierz nigdy albańskim drogom, za każdym zakrętem czycha niespodzianka: szeroka asfaltówka lub wąska żwirówka.

    Oczywiście, nie uciekniemy od widoku bunkrów.



    Podjeżdżamy na przełęcz Llogara od prawie 0 m.n.p.m do 1027 m. Tu, od Dhërmi, szosa jest szeroka, „europejska”, widoki z serpentyn wspaniałe i niepowtarzalne, przy drodze wiele straganów proponujących słoiki doskonałego miodu. Wjeżdżamy do Parku Narodowego: limby, jodły, źrodlana woda, typowo górski klimat.
    Zjazd na południe przez szeroką dolinę w stronę wybrzeża. Pierwsza miejscowość nadmorska nosi starożytną nazwę Orikum. To tu byla baza wojskowa naprzeciw kapitalistycznej Italii – do dziś straszy smutne, siatkowe ogrodzenie i strzeżona brama do portu wojskowego, kryjącego 4 zardzewiałe łodzie podwodne. Obok kilka murowanych „pensjonatow” z tamtej epoki, okropnie zczerniałych i zapleśniałych, z cieknącymi rurami na zewnatrz ale w sklepach obok można zaopatrzyć się we wszelkie potrzebne artykuły.
    Teraz jedziemy wzdłuż płaskiego wybrzeża aż do Fier, plaże, kioski z artykułami dla plażowiczów i kafejki po lewej a nowe domki i wille po prawej, kilkupiętrowe, o wymyślnych liniach szerokich balkonów, coraz bardziej eklektyczne i fantastyczne w formie i kolorze – cytrynowo-pomarańczowe, zielono-sine, lilaróż, bordo. Przy drodze na improwizowanych straganach sprzedają owoce, głównie czarne winogrona, malutkie ale słodkie i bardzo tanie.
    Oddalamy się od morza, wjeżdżamy do Fier, miasto o jednym głównym skrzyżowaniu. Stary zdewastowany węzeł kolejowy, szyny jeszcze istnieją ale czy te wagony odrapane, bez szyb kiedyś się po nich potoczą ?.

    Na zach od skrzyzowania odchodzi droga do pobliskiej Apollonii - to stare greckie miasto z VI w. p.n.e. rozbudowane w okresie rzymskim, zniszczone przez trzęsienie ziemi. Obecnie zachowały się: ściana świątyni, teatr, agora z monumentalnym portykiem, odeon, fontanna, kolumna Oktawiana, łuk tryumfalny – ocenia się że 90 % ruin czeka na odkopanie.
    Dojazd jest wyjątkowo dobrze oznakowany, aż nie wierzymy drogowskazom ! Wstęp płatny, dają nam zniżkę ! folder po francusku ! (okazuje się że to francuscy archeolodzy pracowali przy wykopaliskach). Teren olbrzymi, nie sposób wszystko obejrzeć – jest późne popołudnie.





    Kolumna Oktawiana

    Ostatnio edytowane przez pixi ; 08-02-2011 o 23:36

  5. #5
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W zachodzącym słońcu ruiny nabierają specyficznego kolorytu. Obok starożytnych ruin jest też kościół i klasztor wczesnochrześcijański, a wokół ich murów ciekawe lapidarium.





    Czytamy, że konstrukcje wojskowe okresu komunistycznego zniszczyły część obiektów archeologicznych ! Rzeczywiście, z górki ponad kolumną Oktawiana doskonale widać grupy bunkrów mniejszych, większych, przygotowanych do odparcia ataku, skad ? od morza ? w tak banalnym miejscu ? I dlaczego USA miałoby atakować akurat tu, gdzie najłatwiej lądować ale i obronić się !. Ogółem, w Albanii wybudowano 700 tysiecy bunkrów ! To pachnie czystą paranoją !
    Korzystamy z okazji i fotografujemy się na tle kopulastego bunkra.

    W dali ciemnieją czarne "oczodoły" wielkich, zakopanych bunkrów





    Wracamy do Fier z zamiarem dojechania do Beratu na nocleg do hotelu, Albania nie posiada jeszcze kampingów ! Jest „dopiero 2008 r. Berat leży 140 km na południe od Tirany, szosą, bo w locie ptaka to tylko 70 km. Przy drodze, widzimy często nowe, budujące się wille, konstrukcje pod wiechę, a wiecha po albańsku to znaczy kukła o ludzkiej sylwetce, wypchana słomą, ubrana w stare szmatki lub, częściej wielka maskotka, zawieszona na konstrukcji budynku.

  6. #6
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Po 45 km stosunkowo niezłej drogi, choć niepozwalającej na szybszą jazdę, jesteśmy w Beracie.
    Zabytkowe miasto, jedno z najstarszych miast Albanii, nazwane „miastem 1000 okien” gdyż domy starych dzielnic tureckich, kryte czerwonymi dachówkami, jednorodne w swej architekturze, zbudowane na stokach gór, spoglądają w dól licznymi oknami. (Drugie stare zabytkowe miasto to Gijrokastër o charakterystycznej architekturze z okresu tureckiego, które zwiedzaliśmy w zeszłym roku).



    Brak nam planu miasta, brakuje drogowskazów, informacji, chyba jedziemy do centrum, tam gdzie sterczą wieże starych meczetów ale gdzie tu znaleźć któryś hotel z naszego spisu skoro nie ma nazw ulic, krążymy w kółko i nawet pod prąd, uprzejmy policjant na migi wyjaśnia nam że ulica jest jednokierunkowa !
    Nagle przypadkiem trafiamy na poszukiwany hotel Gega, cena przystępna, komfort średni, brak klimatyzacji ale pokój z łazienką, wystrój pachnie zeszłą epoką plus nowe, tandetne, lokalne dekoracje.

    Obecnie Berat ma charakter turecko-komunistyczny, kilkupiętrowe bloki z pocz. 2 poł. XX w. o małych oknach i balkonach w niszach, są w okropnym stanie zaniedbania, tynki odpadają, niektóre ściany chyba nigdy nie były otynkowane, część balkonów jest zamurowana, pewnie aby powiększyć metraż mieszkań, na innych mieszkańcy magazynują drewno na opał.
    Nowsze budynki trzymają się lepiej choć szpecą je brudne tynki. Nad ulicami widać napowietrzne pajęczyny przewodów elektrycznych. Dawne budynki socjalne jak dom kultury, czy chyba pałac młodzieży, sala sportowa lub pływalnia itp. są opuszczone.
    Pomiedzy nimi wyrastają już nowoczesne konstrucje, oraz różne kioski i małe restauracje.






  7. #7
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Stare dzielnice tureckie za rzeką i u podnóża twierdzy, ze stylowymi domami są w większości odremontowane.





    Centrum miasta to rozległy plac koło starego meczetu i nowej cerkwi, służący za dworzec autobusowy – jednakże brak tu tablic z rozkładem jazdy, informacji, przystanków, stare autobusy, zakupione w Grecji, noszą jeszcze tabliczki tamtejszych stacji docelowych.
    Przyjemniejszy aspekt stanowi długi skwer nad brzegiem rzeki Osum z widokiem na twierdzę i malownicze domki spiętrzone na stoku. Zauważamy malutką cerkiew św. Mikołaja z XIV w. uczepioną na stromej skarpie poniżej twierdzy.





    Wieczorem udajemy się na poszukiwanie restauracji, jest trochę przechodniów na słabo oświetlonych ulicach, ale sklepy i barki pozamykane, a jest sobota.
    Jedna na tarasie 5-go piętra już nie podaje, inna za bardzo przypomina nam surowym wystrojem miniony okres, wreszcie trafiamy do sympatycznej, stylowej restauracji na tarasie hotelu w dawnej dzielnicy tureckiej Mangalem. Tu widać, że czekają na turystów; obsługa, dania na dobrym poziomie, wprawdzie przy świecach ale dekoracyjnych, wyłączenia prądu, których doświadczylismy w zeszłym roku już się nie zdarzają. Na dodatek mamy nocną panoramę miasta.

  8. #8
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Z lekką obawą wracamy pustymi, ciemnawymi ulicami ale to wyraźnie próżne obawy. Z daleka dochodzą głośne dzwięki orkiestry, a o północy nawet mamy kilkuminutowe piękne ognie sztuczne. Wyjaśniono nam, że sierpień to okres masowych ślubów.
    Następnego dnia obserwujemy liczne orszaki ślubne, krążące w honorowych rundkach po mieście, oczywiście w mercedesach (rzadziej inne auto), klaksonujące bez przerwy do południa i z obowiązkowym kameramanem, który filmuje wszystko !







    ...a nie to już nie ślubny orszak...



    Na śniadanie zjadamy tradycyjny „berek” - placek z francuskiego ciasta z serem, spacer nad rzeką z widokiem na dzielnice Gorica i po dzielnicy Mangalem pozwala nam znaleźć nawet plan miasta i kilka tablic przy zabytkach.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 08-02-2011 o 23:10

  9. #9
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491


    Oglądamy Meczt Sułtanski z XVI w. o oryginalnej konstrukcji dachowej w stylu lokalnym, sala oświetlona jest przez liczne okna, mimbar i mihrab bogato dekorowane. W otaczających, zabytkowych budynkach mieści się oddział ministerstwa kultury, w podcieniach jest też małe lapidarium.







    Do twierdzy decydujemy się podjechać, temperatura przekracza 40 °C w cieniu, żadnego wiaterka.
    Rozłożona na zboczu góry Tomor dzielnica Kala otoczona jest murem obronnym z licznymi basztami i wieżami, płacimy myto, dość niskie, przy wejściu, parkujemy pod drzewami i dalej trzeba wspinać się pod górkę wąskimi, brukowanymi uliczkami aż do właściwej cytadeli z XIII w.
    Wysokie mury z 6 wieżami otaczają zamek z olbrzymią podziemną cysterną na wodę, rozległy podwórzec i ruiny budynków pomocniczych. W razie potrzeby mogła tu schronić się armia i arystokracja miasta.

  10. #10
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Pod murem cytadeli od pn podziwiamy bizantyjską cerkiew sw.Trójcy z XIII-XIV w. Kali stanowiła kiedyś osobne miasto z licznymi domami, kościołami w stylu bizantyjskim z freskami, z reguły dobrze zachowanymi i po remoncie i meczetami aktualnie w stanie ruin. Jest też muzeum ikon miejscowego twórcy Onufrego. Kilka szczątkowych strzałek kieruje do zabytków.









    Z urządzeń dla turystów trzeba zanotować ze trzy barki z napojami (m.in. piwo), lodami i suchymi ciasteczkami, zamknietą toaletę publiczną, parę staruszek sprzedających pamiątki na rozpostartych na ziemi płachtach; głównie wyroby szydełkowe wszelkiego rodzaju od serwetek do swetrów, parę zapalniczek, breloczków i długopisów w kolorach narodowych, kamienne popielniczki w formie bunkra (!) smętne pocztówki, naszyjniki i wyroby z drewna o niewielkim artyzmie.
    Te naprawdę artystycznie wykonane płaskorzeźby drewniane sprzedawane są w kilku sklepach nad rzeką u podnóża góry za bardzo wyśrubowane ceny.

  11. #11
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Berat jest męczącym miastem i chociaż w niedzielne popołudnie chaos jest mniejszy to decydujemy się jechać w strone jeziora Ohryd, na granicy z Macedonią.

    zabudowa centrum raczej kioskowa





    W Lushnjë łapiemy wygodną, kilkupasmową autostradę do Tirany (przez Durrës), ruch duży, powrót z weekendu, oczywiście królują mercedesy. Podejrzewam, że na 10 samochodów, 9 to mercedesy ! Zjazd w kierunku Rrogozhinë i Elbasan jest już niedokładnie oznakowany ponieważ zagłębiamy się w region mniej turystyczny. Niedługo zatrzymujemy się na kawę w przydrożnym barze, obok w restauracji znowu weselisko. Wokoł kilka niewysokich domów luźno usytuowanych. Próbujemy dopytać się o dalszą drogę, jeden z mężczyzn mówi po włosku, tlumaczy że pracował parę lat w Italii, wzbudzamy powszechne sympatyczne zainteresowanie, oczywiście nie płacimy za kawę !
    Droga prowadzi wzdłuż rzeki i torów kolejowych, widać małe poletka, głównie kukurydza, arbuzy, melony i jarzyniaki oraz liczne łąki, wszędzie pietrzą się stogi siana. Ludzie pracują w polu, najczęściej kobiety z motyką, mimo że to niedzielne popołudnie. Mijamy drewniane wózki zaprzężone do osiołków. Jadąc wzdłuż torów, zauważam że stare, ślepe dziś semafory posłużyły za gniazda dla ptaków.

    Na horyzoncie widać liczne kominy, napowietrzne rury i szczerniałe konstrukcje metalowe, to znak że zbliżamy się do Elbasan. Ten niegdyś wielki ośrodek przemysłowy na miarę komunistycznych osiągnięć, dziś straszy ponurym widokiem opuszczonych budynków z powybijanymi szybami, porzuconym żelaztwem, pracuje jedynie częściowo fabryka chromu, dymiąc obficie. Wyraźnie rzuca się w oczy, że wszędzie wszystkie budowle i konstrukcje minionego okresu są opuszczone jakby Albańczycy chcieli przekreślić epokę, której nigdy nie zaakceptowali.

    Nawet nie próbujemy szukać tu hotelu, choć dalsza droga na wsch prowadzi przez coraz wyższe góry i coraz mniejsze miasteczka. Atmosfera wyraźnie oczyściła się i towarzyszy nam górski krajobraz, trudno stwierdzić gdzie jesteśmy bo brak tablic przy wjeździe do mijanych wiosek.
    Niespodziewanie znajdujemy motel, obok restauracja, bar. Ta „oaza” jest nad górską rzeką a z licznych ujęć płynie źródlana woda. W dwupiętrowym motelu mamy wielki pokój z szerokim tarasem, telewizorem i .... kapciami dla gości : brązowe dla pana i różowe dla pani ! Po aperitifie w barku, dobrze zaopatrzonym, jemy kolację w restauracji obok, gdzie stoliki stoją wprost na gęstej, zielonej trawie.

    Zbliżamy się do granicy, w ostatnim miasteczku Përrenjas nie korzystamy z oferty mycia samochodu (takich zaimprowizowanych myjni : gąbka, wiadro, kilka bidonów wody, pod dachem lub po prostu przy drodze, jest w Albanii wszędzie pełno) i zamiast do granicy kierujemy się na południe aby obejrzeć zachodni brzeg jeziora Ohrid, wspólnego dla Albanii i Macedonii.



    Jezioro olbrzymie, prawie jak morze ale zupełnie niezagospodarowane, jedynie gdzie niegdzie jakiś barek czy restauracja, z tarasem na słupach nad wodą, pod modnymi reklamowymi parasolami, kilka pomostów, parę kąpiących się wczasowiczów, na wodzie dwie łódki, chyba rybackie.

    Wjeżdżamy do Podgradca, znowu hałas, chaos i brak drogowskazów, podobno miasto ma plażę, ale jak na nią trafić, po kilku próbach rezygnujemy. Zostało nam trochę Leków albańskich, które trzeba koniecznie tu wydać, inaczj nikt nam tego nie wymieni, wydać ale na co ? Tu są 2 i pół sklepy z pamiątkami (to drugie pół sprzedaje plastikowe kwiaty), asortyment: breloczki, zapalniczki, długopisy, wyblakłe widoczki na drewnianych deseczkach z muszelkami i flagi albańskie w różnych rozmiarach oraz czapki, szaliki, paski też na narodowo. Skończyło się na zakupie benzyny.

    więcej o Albanii jest tu: http://voyageforum.pl/showthread.php...oki-po-Albanii
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 11-02-2011 o 17:47

  12. #12
    Maxitravelek Maxitravelek jacky is on a distinguished road Avatar jacky
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Skąd
    Redenovo
    Postów
    4,437
    Cytat Napisał pixi Zobacz post
    Niespodziewanie znajdujemy motel, obok restauracja, bar. Ta „oaza” jest nad górską rzeką a z licznych ujęć płynie źródlana woda. W dwupiętrowym motelu mamy wielki pokój z szerokim tarasem, telewizorem i .... kapciami dla gości : brązowe dla pana i różowe dla pani ! Po aperitifie w barku, dobrze zaopatrzonym, jemy kolację w restauracji obok, gdzie stoliki stoją wprost na gęstej, zielonej trawie.
    szkoda, że nie masz z tego lokalu fotografii...
    bo Twój bogaty opis przypomniał mi, że chyba myśmy z marylą obok jedli śniadanie z kanapek i termosu a kelner nas nawoływał...
    :)
    to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...

  13. #13
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Ano nie mam fotografii z tego miejsca bo mi wtedy ayranowe lakomstwo zaczelo troche "wychodzic bokiem".

+ Odpowiedz na ten temat

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów