+ Odpowiedz na ten temat
Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 1 2
Pokaż wyniki od 16 do 23 z 23

Temat: Na europejsko-azjatyckiej wędrówce-epilog

  1. #16
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Tu przyszedł nam do głowy trochę wariacki pomysł - skoro jesteśmy tak blisko wyspy Salaminy to wypada na nią zajrzeć.
    Po skomplikowanym wyjeździe z portu znajdujemy drogę do Peramy i o 8-ej jesteśmy na promie, traktowanym tu jak tramwaj, którym jedzie się do pracy, prom odpływa co 15 min i płynie się też 15 min. Płacimy 7 €, dostajemy kolorowe bileciki i niedługo, zbliżając się do Salaminy, widzimy po prawej port, gdzie czekały tiremy greckie (obecnie rownież port wojenny) i wzgórze, skąd Xerkses obserwowal bitwę w 480 r. pne.
    Robimy objazd Salaminy, kształtem przypominającej podkowę. Ciekawsza jest jej wewnętrzna, zachodnia część, jakby wielka zatoka. Na zboczu wśrod sosen jest klasztor św.Mikołaja Cytrynowego, dzwonimy do bramy, wychodzi do nas bardzo wiekowa siostrzyczka, ubrana na czarno, wspierając się na długim kiju, zalewa nas potokiem greckich słów, powtarzanych w kółko. Po chwili wyławiamy, że pyta skąd jesteśmy. Każe iść do kaplicy św.Nikiforosa, postawić świeczkę i wrzucić monety do skarbonki. Mówi, że teraz możemy się bezpiecznie kąpać bo Święty ma nas bronić od utopienia się, i zaraz pospiesznie wygania nas za drzwi. Wobec tego jedziemy na plażę, słońce grzeje mocno, w dzień mamy ciągle ponad 30°C .








  2. #17
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491


    Na kontynent zawozi nas inny prom, w 10 min za 4,50 € w okolice Megary. Korzystamy z autostrady aby podjechać bliżej Nemea. Zamarzyło nam się spędzić noc przy ruinach świątyni Herkulesa pośrod winnic.



    Rano zwiedzamy Nemeę, najpierw stadion, bo świątynia Zeusa i muzeum są dalej – za jeden bilet wstępu.




  3. #18
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491




    Okolice Nemea są znanym regionem produkcji win, które pod względem smaku niewiele ustepują winom francuskim a za to wiele ustepują ceną. Robimy solidne zakupy, prosto u winiarza.
    Wokół trwa winobranie, traktory wożą przyczepy pełne skrzynek, koszów, ostry, upajający zapach wytłoków unosi się w powietrzu. Oglądamy, degustujemy, zaglądamy do miejscowej kooperatywy, nawet trafiamy do laboratorium oenologicznego, gdzie częstują nas specjalnym plackiem, upieczonym na młodym, musującym, już nie soku a jeszcze nie winie i posypanym orzechami i sezamem. Tego dnia nie pokonaliśmy zbyt wielu kilometrów, z noclegu przy kościółku z widokiem na winne zbiorniki nieledwie widać poprzedni nocleg „u Herkulesa”.




  4. #19
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Rano grzejemy w słońcu wodę w plastikowych worach na przysznic, łazienka ma ściany z winorosli, są naturalne wieszaki na ręczniki i ubranie, brak tylko kafelków pod stopami.
    Aby opuścić Peloponez wybieramy drogę nad samym morzem wzdłuż Golfu Korynckiego przez Xylokastro i Diakofto do Egio.

    Tak dojrzewają winogrona, pod daszkami aby ich słońce nie spaliło,



    tak suszą sie rodzynki, aby ich słońce nie spaliło.






  5. #20
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Na prom wjeżdzamy w momencie zdejmowania cumy, jest godz 17, to ostatni rejs, płacimy 19,50 €. Jest zaledwie kilku pasażerów, duje silny wiatr, fale nie są duże ale struktura górnego pokładu buja się i brzęczy. Podmuchy wiatru wzbijają kropelki wody, słońce tworzy na nich piękne tęcze.
    Na zachodzie widać we mgle eleganckie filary mostu Patras-Antirio. Po około godzinie wpływamy do małego portu Agios Nicolaos i jedziemy na zakupy do Nafpaktos. Kupujemy w supermarkiecie na głównej ulicy, jest sobota i prawie wszystkie sklepy są pozamykane.



    W niedzielę zwiedzamy starożytne miasto Termos niedaleko jeziora Trichonida. Wstęp jest bezpłatny.
    Mury z II w. pne wyznaczają rozległy prostokąt miasta. Archeologowie odsłonili tu ruiny kilku następujących po sobie światyń, są pozostałości agory, fontanny. Małe muzeum posiada niepoliczalną ilość fragmentów ceramiki użytkowej i dekoracyjnej ze świątyń. Na ruinach rozrosły się figowce, orzechy włoskie, granaty – tu robimy nasze „zakupy”.


  6. #21
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    zwiedzamy starożytne miasto Termos









    Potem posilamy się w nowożytnym mieście, w tawernie na dwupoziomowym placu z kaskadą i rozłożystymi platanami o bardzo grubych pniach.

  7. #22
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Wypada myśleć o opuszczeniu Grecji, przemierzamy Agrinio, Amfilochię, zatokę Amvrakilos. Zostajemy na nocleg na polanie w górach, nieopodal widocznego z daleka, pielgrzymkowego monastyru Moni Rete, rozbudowującego się, mimo że mieszka tu tylko dwóch mnichów. Mały, XVIII w. kościółek mieści drewniany, kolorowy ikonostas i liczne freski.





    Rano odwiedza nas właściciel pobliskiej hodowli kur i zaraz sprawdza, czy jego podopieczne przeżyły nasz „najazd”. Zazdrościmy mu czarnego, lśniącego, nowego 4x4, widocznie greckie kury znoszą złote jaja.

    Strajk okupacyjny ? Aby opóźnić nasz odjazd ?



    Nieuchronnie kierujemy się do Igumenicy. W Platarii na plaży przepakowujemy samochód, szykujemy rzeczy na statek, bierzemy ostatnią kąpiel a wieczorem jemy rybki w restauracji „Olga”. O północy odpływamy z Igumenicy na „Cruise Olympia” zadekowani na 7-ym pokładzie.
    Noc jest gwiaździsta, rozpoznaję linię brzegową przygranicznej Grecji z płaską laguną, piaszczystym językiem lądu i światełka małej restauracji. Trochę dalej płyniemy wzdłuż albańskiego brzegu, co za niespodzianka; Saranda jest rzęsiście oświetlona, port, nadbrzeże, domki na zboczu i stroma ulica wiodąca pod górkę w głąb kraju. A jeszcze 3 lata temu w tym miejscu była prawie kompletnie czarna plama, znaczona tylko słabą latarnią w porcie.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 11-02-2011 o 17:37

  8. #23
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Wczesnym popołudniem przybijamy do portu w Anconie. Autostradą, bo innej drogi tu nie ma, z zatrzymaniem w Jesi na zakupy i pizzę, docieramy nad jezioro Trasimeno. Z licznych campingów większość jest już pozesonowo zamknięta, przyjmują nas na „Polvese” w San Arcangelo za 18 €/noc. Jest kilka kamperów i kilku namiotowców, w większości emeryci.
    Wieczór jest ciepły, spacerujemy nad jeziorem, obserwując piżmaki. Podpływają blisko, jakby czekały na „kolację”, nic dla nich nie mamy i ten najbliższy, rozczarowany, odwraca się zabawnie zadkiem.

    Rano zaglądamy do Castiglione del Lago, mały spacer uliczkami, gdzie królują sklepiki z miejscowymi przysmakami.





    Prawdziwy "Rital" nie wrzuci byle jakiej fasoli do każdej zupy



    Potem wjeżdżamy na darmową Fi-Pi-Li, dalej autostradą do Genova, skręcamy na Alessandrię i na kamping koło Ovada. Rano chmury, mgła i zimno – koniec pogody. Omijamy Torino autostradą, zjeżdżamy do Susa, ładnego, zabytkowego miasteczka, gdzie jazdę utrudniają bardzo wąskie, jednokierunkowe uliczki. Gdy pijemy ostatnie cappuccino na placu, zaczyna padać deszcz.
    Przejazd przez Alpy odbywa się w deszczu i mgle, z pięknych widoków nie widzimy nic a to dla nich wybraliśmy te trasę. Teperatura spada do 5°C, wieje lodowaty wiatr, nawet nie chce nam się zatrzymać na piknik, z głodu podgryzamy suszone owoce. Przekraczamy granicę i po stronie francuskiej pogoda jest podobna. Na noc zatrzymujemy się na kampingu w Tournus. Błotnisty teren po niedawnej ulewie, pełny jest kamperów, to punkt etapowy dla powracających z francuskiej riwiery.
    W sobotę, 25 września, w drodze do domu, zbaczamy jeszcze do kilku producentów wina, z trudem upycham jeszcze kilka kartonów butelek w samochodzie.
    Wieczorem, po pokonaniu korka, jak zwykle przy wjeździe do Paryża od strony Fontainebleau i wielkiej blokady na zjeździe z obwodnicy, meldujemy się w domu, radośnie przyjęci przez tęskniącego kocura.

    W sumie nasza włóczęga trwała 70 dni, zrobiliśmy 9360 km, przejechaliśmy Francję, Italię, Grecję, Bułgarię, zajrzeliśmy do Turcji, wracaliśmy drogą morską do Grecji, ponownie przez Italię i Francję ale już inną drogą, do domu. Była to swobodna włóczęga, po miejscach częściowo znanych i tych nowo odkrywanych a nie ostre zwiedzanie.

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 2 z 2 PierwszyPierwszy 1 2

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów