Wreszcie trafiamy (droga koło restauracji w las i nad brzeg potoku, śledząc tablice o przyrodzie); nie jest to prawdziwy camping a wielki oboz harcerski.
Wartownik zaraz woła Komendanta. Harcerze adoptują nas natychmiast, przydzielają miejsce na namiot na polanie generalicji, pomagają go rozstawić, pokazują gdzie latryna, gdzie łazienka (bush-shower), zapraszają do kotła i na ognisko. Nocnym rozmowom nie ma końca, zaczynamy po polsku-serbsku (my już znamy kilkanaście słów !), potem przechodzimy na angielski.
Rankiem, trąbka wyrywa nas ze snu, mamy piękny, słoneczny poranek wśrod wysokich drzew. W rzece pełno raków, niestety, nie pojemy, są pod ochroną. I są to jedyne zwierzęta w tym rezerwacie jakie udało nam się naocznie zobaczyć ze wszystkich zapowiadanych na tablicach. Jest tu tak wspaniale, że postanawiamy pozostać na drugą noc.