a biedny piesio nie dostał okruchów ze stoła...
to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
Słynna Wieża Czaszek - Ćele Kula znajduje się w parku przy bulwarze Zorana Djindjica około 2 km od centrum. Kryje ją czworoboczna kaplica z niską wieżą. Po krwawym stłumieniu antytureckiego powstania w bitwie pod Niszem w 1809 r. Hurszid Pasza wystawił „ku przestrodze” kwadratową wieżę z wmurowanymi w jej ściany 952 czaszkami poległych Serbów. Część z nich pozostała do dziś i robi makabryczne wrażenie; na czaszkach widać rany postrzałowe, cięcia szablą, pęknięcia.
Blisko naszego hoteliku, przy tym samym bulwarze znajduje się Mediana – ruiny rzymskiego miasta Naissus z I połowy IV w. w którym urodził się imperator Konstantyn Wielki. Dokładniej, są to ruiny letniej, pałacowej rezydencji imperatora. W połowie V w. Attila zburzył Naissus, odbudowany nie obronił się ani Słowianom (to oni nadali mu nazwę Nisz) ani Bułgarom ani Węgrom, aż w XII w. dostał się Serbom, na krótko bo zdobyli go Bułgarzy. Pogodzili ich Turcy w XIV w. zawładając miastem na 400 lat.
Mediana otwarta jest od wtorku do soboty w godz 9 – 16, w niedzielę do godz 14, wstęp: 130 dinarów.
Od bramy teren wykopalisk rozciąga się daleko w głąb łąki. Dostajemy początkującą przewodniczkę w języku angielskim, która z zapałem opowiada nam całą historię miasta. Wielki dziedziniec z bazami po kolumnach i kilkoma trzonami nisko ułamanymi świadczy o ogromie pałacu.
Pawilon w stylu rzymskim kryje basen z zachowanymi mozaikami. Te najładniejsze; boga rzek i meduzy są niestety dobrze ukryte. Meduzę widzimy tylko na bilecie.
Na terenie są jeszcze ruiny łaźni, kilku willi, magazynów.
Zwiedziliśmy Nisz dokładnie, nie zdążyliśmy jedynie wejść na teren byłego nazistowskiego obozu koncentracyjnego z lat 1941 – 1944, otwartego tylko do godz 16.
[QUOTE=pixi;38989]Pawilon w stylu rzymskim kryje basen z zachowanymi mozaikami. Te najładniejsze; boga rzek i meduzy są niestety dobrze ukryte. Meduzę widzimy tylko na bilecie.
Meduzy mają zdaje się to do siebie, że lubią stawać się przeźroczyste.
No i france parzą od spodu
Opuszczamy Nisz boczną drogą i przez Brestovac, Bojnik docieramy do Lebane. Tutejsza okolica to królestwo kukurydzy. Zniknęły stogi siana, teren jest lekko pagórkowaty ale dość płaski na małe poletka uparawiane wyraźne w systemie trójpolówki. Dalej zaczynają się góry, więcej lasu niż upraw a za Lebane pojawia się towarzyszący szosie szlak znakowany czerwonym kółkiem z białym środkiem. Domyślamy się, że prowadzi do tego czego szukamy - Caricin Grad czyli Justiniana Prima, przy skrzyżowaniu dróg jest strzałka i gruntowa droga prowadzi do ruin, usytuowanych 7 km od miasta. Podjazd przez zbocze i zaraz ukazują się ruiny łażni rzymskiej z charakterystycznymi słupkami z cegiełek w teplarium.
Tyle było...
...a tyle zostało
Opłacamy wejście po 100 dinarów od osoby, nie ma przewodnika ale są tablice doskonale objaśniające każdy obiekt, po serbsku i angielsku. Ruiny dawnego miasta bizantyjskiego zajmują ogromny teren, część górna otoczona murami zachowała się lepiej. Brak wprawdzie stojących komunm ale wokół wszędzie widać mury z kamieni i czerwonych, płaskich cegieł. Widać również betonowe ślady konserwacji chyba nieszczególnie poprawnej historycznie.
Trudno dopatrzec sie tych budowli w terenie
Justiniana Prima ufundowana została przez imperatora Justiniana w VI w. jako siedziba arcybiskupstwa czyli ośrodka administracji. Otoczona murami z 2 wieżami i 4 basztami posiadała wielką bazylikę biskupią, duże baptysterium, obszerny pałac biskupi i budynek konsylium. Poniżej był wielki plac z gwiaździście wychodzącymi ulicami i budynkami publicznymi. W rozciągniętym na wzgórzu dolnym mieście otoczonym murem z zachowanymi bramami, wzniesiono 9 cerkwi, fontanny miejskie, łaźnie, liczne zakłady rzemieślnicze, w tym pracownię znaną z produkcji szkła do ówczesnych serbskich mozaik. Wodę doprowadzano akwaduktem.
Z tego wspaniałego miasta po przemarszu Awarów w VII w. pozostały tylko ruiny. Kilka eksponatów kamieniarskich wystawiono koło domku strażnika.
Nigdy nie mogłem zrozumieć, co kierowało takich barbarzyńskich najeźdźców w niszczeniu wszystkiego co zastali...
Nie wystarczał sam podbój?
Opuszczamy wiekowe ruiny późnym popołudniem i wracamy do Lebane. Już od paru godzin niebo zasnuwa się niskimi, szarymi chmurami, gdy robimy zakupy spada kilka kropel deszczu a coraz głośniejsze grzmoty zapowiadają następne. W Leskovacu już się pożądnie błyska, ściemnia burzowo i decydujemy się spać w hotelu – bardzo nie lubimy zwijać mokrego namiotu. Na dodatek Kosovo jest blisko i jakaś ciężka atmosfera wisi w powietrzu.
Wysoki budynek postkomunistycznego hotelu wcale nas nie zachęca, pytamy o miły, tani hotelik, polecają nam „Pansion Perla” w południowej części miasta, blisko drogi do Vucje, trafiamy pomimo pokrętnych objaśnień dojazdu. Obszerny 2-osobowy pokoik z balkonem za 3600 dinarów za noc. Jemy, za radą recepcjonistki w restauracji „Cap Cap”, serwującej najlepsze „plaskavice” w mieście.
A błyskawice i grzmoty ? Ot, burza się rozeszła !
Droga wyjazdowa z Leskovaca w kierunku południowym brukowana jest czarną, bazaltową kostką, pewnie jeszcze z 1 połowy XX w. dopiero dalej buduje się odcinkami szeroką drogę.
Po niecałej godzinie skręcamy na wchód do osławionej Vranjskiej Banji z najcieplejszymi źródłami w Europie. Ocieniony drzewami stary budynek łaźni tynkowany na zielono i żółto nasuwa na myśl dawne „wyjazdy do wód” i jest stale czynny.
Zgłaszamy na recepcji że chcemy tu wszystko zobaczyć ale niekoniecznie zażywać kąpieli. Wołają młodego pracownika z administracji, który bardzo miło oprowadza nas wszędzie i objaśnia po angielsku. Oglądamy prywatną łazienkę cara Piotra I serbskiego cierpiącego na reumatyzm, potem łazienki dla „plebsu”, te są już „nieco” inne w kolorze i wystroju.
... dla cara...
i dla "maluczkich"
Wszystkie mają kafelkowe baseniki i dwie rury z kranami: jedna ze źrodlaną wodą o temperaturze 110 °C i druga z tę samą wodą ale już schłodzoną. Są też różne sale z aparaturą do zabiegów specjalnych. Tu się leczy : reumatyzm, przewlekłe choroby skóry. Oglądamy rownież z tyłu zakładu spowite w gorących oparach kłębowisko starych, cieknących rur i zapuszczony stary basen, zaniedbane w minionym ustroju i czekające na pilny remont. Na koniec jesteśmy zaproszeni do biura na kawę i pogawędkę.