-
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Polecono nam absolutnie pojechać do pobliskiej Shipckë, choć droga to marna żwirówka wijąca się zygzakami przez las po górach. Na zboczu, pod szarym, łupkowym, wysokim dachem stoi niska cerkiew św.Jerzego z arkadami i dużym narteksem na filarach. Mamy szczęście, jest tu już grupa Greków, po dyskusji sądzac profesorów lub specjalistów w temacie czekająca na uprzedzonego klucznika, wchodzimy z nimi do środka. Cerkiew jest wewnątrz całkowicie pokryta freskami o wysokiej wartości artystycznej, niedawno odrestaurowanymi, podobnie jak wielki, złocony krzyż oparty na stylizowanych krokodylach. Ze ścian trzech naw, z kopuły, ze sklepień patrzy na nas tłum świętych postaci, proroków, aniołów w złoconych aureolach, twarze innych spoglądają na nas z okragłych medalionów. Robi nam się trochę nieswojo – czujemy się obserwowani...
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Niewątpliwie te wszystkie remonty, tablice informacyjne są opłacone z funduszow Unii Europejskiej, to na to idzie część, jaka ? moich podatków, czemu nie .... .
W okolicy jest jeszcze niejeden taki stary most.
Wracamy tą samą żwirówką, mozolnie pokonując zakręty, przydałaby się tu porządna, asfaltowa szosa aby przybliżyć ten unikalny obiekt do zwiedzających ale chyba nieprędko to nastapi ponieważ w tym samym lesie chowa się albańska baza wojskowa.
Wracamy do Korcë i trafiamy w centrum na taki znak drogowy.
Potem podążamy wąską szosą, mocno reperowaną na południe, pokonującą w niezliczonych zakrętach przełęcz. Nad górami kłębią się chmury, zaczyna padać deszcz. Wjeżdżamy do Ersekë, małe, senne miasteczko, posiada kilka piętrowych, ceglanych kamienic wybudowanych według szablonowego wzoru, podobnie jak w innych miastach. Szosa robi się coraz gorsza ale przejezdna, w pewnym miejscu jest błotnisty objazd bo asfalt zjechał z wiosennymi ulewami, okolica jest górzysta, pokryta lasem i bezludna. Mijamy kilka bunkrów w formacji po trzy, spoglądających w stronę Grecji.
-
Moderator
Maxitravelek
Wreszcie dojeżdżamy do fermy „Sotira” usytuowanej 15 km na północ od Leskovika. Jest to hodowla pstrągów z restauracją, kilkoma drewnianymi domkami do wynajęcia dla letników i polem namiotowym „free camping”. Ładnie zagospodarowany teren nad bystrą rzeczką, drewniane kioski, ławeczki, mostki, kwiatowe dekoracje. Jemy w restauracji, w jadłospisie są pstrągi i pieczona baranina, pysznie przygotowane, ładnie podane ale i cena wygórowana jak okolica. Znowu - „Peshku”, wszędzie spotykamy te „peshku”, hodowla pstrągów w Albanii stała się dosyć popularna i wyraźnie rentowna. Trzeba przyznać że mają na to górskie, dogodne warunki.
Rankiem budzi nas rzeźkie górskie powietrze, słońce przyświeca na błękitnym niebie, wysuszając łąkę po wczorajszych opadach.
Nasza droga im bliżej do kresu Albanii tym staje się gorsza i bardziej kręta i dziurawa. Na horyzoncie ukazuje się wysoki skalisty wał gór, sprawdzam z mapą to z pewnością Dhëmbēl Nemërçkë sięgajacy prawie 2500 m npm.
-
Moderator
Maxitravelek
Ostatnie miasto przed granicą to Leskovik, przy wjeździe widać duże bunkry pokryte zielonymi czapami trawy, pewnie dla niepoznaki z lotu samolotu. Niewątpliwie było to miasto garnizonowe, wokól kilku uliczek stoją piętrowe budynki takie same jak wszędzie, jedyna różnica – tutaj są otyknowane, na górce stary kościół, wyraźnie w trakcie remontu, jest też młodszy meczet, kilka starych domów i nowe wille. Miasto ma duży, stosunkowo markiet, kilka mniejszych sklepów ale nie ma ani jednej stacji benzynowej ??? Relikt z przeszłości ? Aby nikomu nie przyszło do głowy uciekać z raju Hodży do Grecji autem?
Szosa wyjazdowa w stronę Grecji nie jest oznakowana, ma tylko drogowskaz na Përmet, jest jeszcze bardziej kręta i dziurawa ale przejezdna. Wspina się na zbocze i prowadzi nim dalej wzdłuż rzeki do Çarshove, tu dołącza szosa z Përmetu.
Wydajemy ostatnie Leki; pijemy kawę na piętrze na tarasie sklepo-kawiarni podczas gdy nasze auto przechodzi na parterze generalne mycie. Naszym tłumaczem jest 8-letni syn właściciela mówiący po angielsku, grecku i odrobinę po francusku.
Przejście graniczne osiągamy po 8 km, żadnej kolejki, czekamy, zniecierpliwieni zaczynamy poszukiwania funkcjonariusza, wreszcie otrzymujemy pieczątki w paszportach, po stronie greckiej podobnie, okienka zamknięte i nie możemy nikogo wypukać, nic dziwnego to pora sjesty. Wreszcie szlaban podnosi się, jesteśmy na ziemi greckiej, 50 km dzieli nas od Ioaniny.
Tagi dla tego tematu
Uprawnienia
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
Zasady na forum