Fragment ze starej kroniki pisanej w tamtych czasach przez klubowego kronikarza, czyli mnie.
Myślę, że niektórym przypomni dawne czasy pierwszych, nieśmiałych i niedoświadczonych PRL-owskich wyjazdów samodzielnych lub organizowanych przez kluby studenckie. Nasz wyjazd był to bułgarski oboz studenckiego klubu turystycznego jednego z wydziałów Politechniki Warszawskiej, zorganizowany gdy „już było można” ale borykający się z ówczesnymi problemami walutowymi i ogromnym brakiem wszelkich informacji na temat bratniego kraju z „Demoludów”, co czyniło go prawdziwie „eksploracyjnym wyjazdem w nieznane”.
Kronikarz pisał :
To nasz pierwszy obóz zagraniczny – spędzimy tydzień w górach Riła i tydzień nad morzem koło Warny. Starannie zbieraliśmy informacje o trasie i kraju ale mimo to czeka nas wielka niewiadoma.
2 sierpnia 1972 godz. 5.50 Dworzec Centralny. Odjazd. Obóz się zaczął. Właściwie dla kierownika Marka i gospodarczego (to ja) zaczął się już parę miesięcy wcześniej. Trzeba było wysłać „pisma żebracze” do zakładów (dostaliśmy pasztet i mielonkę z „Okęcia”), załatwić rezerwacje miejsc, na parę dni przed wyjazdem zakupić żywność na cały pobyt. Mamy miejscówki, bilety (!) od razu powrotne - takie różowe książeczki. Wojtek zapomniał kociołka i mamy jeden garnek 12-litrowy na 14 osób.
Plecaki okropnie ciężkie a i tak nie wszyscy wszystko zmieścili, Hanka straszy damską torebką, ktoś dzierży w ręku słoik z pulpetami, jakieś siatki itp.