Zimową porą nastąpiło oświecenie penetracji nieco dalszych kierunków wschodnich.
Początkowo wybór padł na Tajlandię, ale z różnych względów subiektywnych należało ten pomysł odłożyć.
Latem z kolei w Tajlandii niekorzystny monsunowy klimat.
Wystarczy jednak spojrzeć na mapę, zasięgnąć trochę informacji co do warunków meteorologicznych letnią porą
i wybór staje się oczywisty- lecimy do Indonezji!!!
Łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować, w końcu Indonezja jest tak odległa i składa się z blisko 2000 wysp.
Którą wybrać, jak się dostać, ile naszykować kasy?
To były niekończące się pytania, na które z czasem znalazłem odpowiedź wertując czeluście internetu.
Szukanie, analizowanie aż w końcu zapadła decyzja lotu skonfigurowanego za pomocą strony www.skyscanner.pl
Co prawda, skonfigurowane połączenie lotnicze nie należało do najtańszych, za to na pewno było w wystarczającym stopniu komfortowe.
Start z Warszawy o 6:50 Lufthansą do Frankfurtu nad Menem.
Na tym ogromnym lotnisku niestety mamy dość dużo czasu na przesiadkę- ponad 5 godzin.
Kolejką naziemną przejeżdżamy do innego terminala, gdzie czeka na nas potężny BOEING 747-400 linii Cathay Pacific z Hong Kongu.
Już teraz czuć powiew dalekiego wschodu. Do samolotu wsiadają głównie przedstawiciele nacji żóltej, bialasy,
w tym my, są w wyraźnej defenzywie...
Lot dłuuugi trwający 11 godzin, za to umilany przez ujmujące malutkie stewardesy,
ekrany multimedialne zamontowane w oparciach foteli i smakowite posiłki.
Na lotnisku w Hong Kongu jesteśmy o godzinie 6:50 miejscowego czasu (przesunięcie względem Polski o 6 godzin do przodu).
Na tym supernowoczesnym obiekcie "koczujemy" 4 godziny, by w końcu wsiąść na pokład kolejnego ogromnego BOEINGA,
tym razem 777-300. Po 4,5 godzinach lotu w końcu lądujemy na lotnisku Denpasar na wyspie Bali.
O jeżu- jesteśmy już na Dalekim Wschodzie