Po wymoczeniu się w ciepłym morzu, wygrzaniu na plaży po zimnej wiosnie i obejrzeniu kilku hellenistycznych ruin w Grecji przekraczamy granicę grecko-bułgarską w Kulacie i ... wjeżdżamy w inny świat na prawie miesiąc.
Główna droga jest w przebudowie i kierują nas przez Petricz, robi się wiejsko i sielsko; zakurzona szosa bez poboczy wiedzie opłotkami, bocianie gniazda na słupach. W pierwszej stacji paliw Lukoil kupujemy winietkę, paliwo i worek lodu do „spiżarni”. Do banku po levy uderzamy w Sandanski. Na wjeździe straszy ten sam monument ale miasto zrobiło się ładniejsze niż parę lat temu, posprzątane, odnowione, bardziej kolorowe.
Przez Simitli, Razlog jedziemy do Bansko, zielono i kręto, na horyzoncie stale widać wysokie góry, potem pojawia się bielejąca piramida Wihrenu (2914 m). W Bansko strefa hotelików i pensjonatów podchodzi już pod świerkowy las i jeszcze budują nowe. Latem, 90 % z nich świeci pustkami, spodziewam się, że zima zapełniają je narciarze. Kilka markietów z szybami zaklejonymi gazetami, wyraźnie zamkniętych teraz może też otwiera swe podwoje tylko zimą ? Zakupy spożywcze można zrobić tylko w kilku sklepikach na głównej ulicy Pirin i placu targowym, za to restauracje i kafejki zajmują ulicę Cara Simeona.
Mechany (restauracje)
Okazała cerkiew w Bansko skryta za murem, wybudowana pod panowaniem tureckim, mimo zakazu wznoszenia wyższych niż konny jeździec - tu sułtan dał specjalne pozwolenie.