Pewnego zaawansowanego poranka w połowie grudnia wyjeżdżamy ze stolicy kierując się do Burgundii. Niebo niebieskie tylko nad nami wisi dziwna, biała chmura. Jakby ktoś tam, daleko za horyzontem przewrócił butelkę i mleko się rozlało wachlarzowato i z rozpryskami. Jedziemy w kierunku tej butelki. Noc była chłodna, widać szron na polach i cienki lód na rzeczce, którego nie potrafi stopić blady krążek słońca nieśmiało prześwitujący przez to « mleko ». Zatrzymujemy się na krótki piknik, zimno, ręce przymarzają prawie do bagietki.
Za półtora tygodnia mamy święta Bożego Narodzenia i mijane miasteczka i wioski prześcigają się w choinkowych dekoracjach. Kolorowo przybrane drzewka są wszędzie, na wjeździe i wyjeździe, przy merostwie, na placyku, pod kościołem. W jednym miasteczku postawiono choinkę przy każdym słupie latarnianym. Często towarzyszą im świetlne dekoracje.