Wyruszamy, kierunek – wschód, cel – Alzacja. Wyje¿dzamy ze stolicy przez A4, jak do Disneylandu i zje¿d¿amy z autostrady zjazdem nr 13 bo dot±d jazda by³a bezp³atna, dalej ju¿ trzeba siê s³ono op³aciæ.
P³asko, pola i pola, zagony kwitn±cych kartofli, czasem obszary drzewiaste bo trudno nazwaæ je lasami, zgromadzenia domków to bardziej wioski ni¿ miasteczka.
Przekraczamy granicê po³udniowego skrawka regionu Szampanii, po pó³nocnej stronie widaæ ma³e wzgórza pokryte równymi rz±dkami winoro¶li. Oj, pociek³a mi ¶linka do szampañskich b±belków…
Droga jest prosta jak przys³owiowy drut, czasem ukryty radar przypomina aby zbytnio siê nie rozpêdzaæ. Pola, pola ; rosn± cztery zbo¿a i ró¿ne ro¶liny pastewne. Nudno, « w³±czamy » bu³garski areon i od razu rozchodzi siê zapach cytryny, trochê sztuczny wprawdzie.
Wreszcie pojawiaj± siê pagóry, pastwiska i pierwsze krowy, jeste¶my prawie 300 km od stolicy.
Jeszcze kilkadziesi±t kilometrów bocznymi, nieco krêtymi drogami po¶rod sympatycznych wsi i miasteczek i doje¿d¿amy do podnó¿a Wogezów. Na kilkudniow± bazê wybrali¶my ma³y, spokojny, nadrzeczny camping w « kryszta³owym », s³ynnym z ich produkcji mie¶cie Baccarat.
Zaraz robimy ma³y spacer nad rzekê, mostkiem przez tamê, przez park i ze zdziwieniem zauwa¿am ¿e nic mnie nie gryzie bo tu nie ma komarów ? Wprawdzie pogoda jest od kilku dni upalna, mo¿e s³once je wypiek³o ?