+ Odpowiedz na ten temat
Strona 3 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3
Pokaż wyniki od 31 do 36 z 36

Temat: W poszukiwaniu słupów milowych

  1. #31
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Pędzimy do Kawali aby zdążyć jeszcze do muzeum archeologicznego, które mieści się przy nadbrzeżu, to duży, smutny, płaski budynek z fragmentami stelli, rzeźb w ogrodzie, tuż obok placu targowego. Oczywiście, najpierw szukam słupów milowych, obsługa nic o nich nie wie, mimo że są wspomniene w muzealnym folderze ? Znajduję je na jednym z zewnętrznych dziedzińców, cztery masywne, kamienne, cylindryczne walce !









    Wyryte na nich napisy podawały kto wybrukował, odnowił lub ulepszył drogę i odległości do dwóch ważniejszych miast. Nazwiska są jeszcze czytelne.

  2. #32
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Ogólnie muzeum eksponuje to co ziemia oddała archeologom w czasie wykopalisk w okolicy ; stelle nagrobne, fragmenty rzeźb, gliniane figurki, mozaiki rzymskie, biżuterię złotą, ceramikę różnych rozmiarów, od malutkich naczyń do olbrzymich waz do mieszania wina z wodą, tzw kraterów o pojemności około 20 litrów.







    Fragment bardzo ozdobnego kapitela


  3. #33
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Kratery na wino






  4. #34
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Niektóre naczynia mają rysunki erotyczne całkiem niedwuznaczne…









    Są też eksponaty zwiazane z nowszą historią Kavali.

    Wychodząc, korzystając z bazaru robimy zakupy; winogrona bez pestek, wielkie brzoskwinie, melon, oliwki, strączki bamies (gombos).

    Wyjeżdżamy z miasta w kierunku Salonik nowoczesną autostradą zwaną Via Egnatia. Opuszczamy ją w nadmorskiej Asprovalta, doceniamy jej handlowe uliczki krzyżujące się pod kątem prostym, jej doskonale zagospodarowane nadbrzeże z licznymi kafejkami i tawernami, jednak wolimy bardziej swobodną, « dziką » plażę w Nea Vrasna. Wyciągamy się na ciepłym piasku, moczymy w wodzie, mimo że słońce jakieś blade chowa się za białawe welony zasnuwające niebo. Wzdłuż plaży wędruje nieprzerwanie korowód afrykańskich komiwojażerów, na przenośnych straganach – tablicach oferują zegarki, okulary, naszyjniki oraz naręcza damskich torebek, parasolek, kapeluszy. A zblazowani klienci, głównie słowiańsko-języczni nawet nie zwracają na nich uwagi.

    Wieczorem zagłębiamy się w góry szukając polany na biwak. Wybieramy kawałek łąki niedaleko szosy, przy źródle pod rozłożystym dębem, trzeba tylko trochę posprzątać – usunąć zeschnięte krowie placki z « patio ». Kolacja upływa spokojnie, z dala dobiegają dzwięki bydlęcych dzwonków, na horyzoncie zaczyna się nieco błyskać…

    W nocy budzi nas gwałtowna burza, szczeka jakiś pies, deszcz leje bębniąc po tropiku namiotu mimo jak nam się zdawało nieprzemakalnego dębowego listowia. Rano deszcz leje bez przerwy, rezygnujemy ze śniadania i zaraz potem nawet z wyjścia z namiotu. Leje warkoczami, niby przestaje ale po chwili ulewa wzmaga się jeszcze silniej. Czekamy, niemożliwe opróżnić namiot ani spakować się do auta. Drogą koło źródła spływają do szosy potoki wody, robi się brunatne błoto. Zaczynamy się obawiać o zjazd a raczej ześlizg spod dębu. Po paru godzinach jest mała poprawa pogody, chmury idą wyżej. Wrzucam parę rzeczy do samochodu i nawrót ulewy blokuje mnie w środku, znowu czekamy. Gdy deszcz trochę ustaje pakujemy resztę rzeczy, wrzucamy mokry namiot zwinięty byle jak do auta i spływamy na szosę.

  5. #35
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Pomykamy mokrą autostradą do Salonik omijając z daleka Chalkidiki. Nie lubię tego miasta. Co mi zrobiło ? Nic. Ale nie lubię jego zatłoczonych ulic, niemożliwości zaparkowania auta, brudnych fasad kamienic i biurowców o dawno niemytych oknach, wieloletnich robót drogowych na głównych arteriach, jego przemysłowych, brzydkich okropnie przedmieść, jego braku charakteru, oryginalności. Kilkanaście zabytkowych obiektów dusi się w kurzu i wielkomiejskim zgiełku.

    Zwiedzamy tylko muzeum archeologiczne położone na południu miasta, blisko nadbrzeża. Bilety wstępu są po 6 €, zniżkowe po 3 €. Wystawa nie jest chronologiczna jak to zwykle bywa, nie zaczyna się od gablot z ułomkami krzemiennych grotów strzał a pokazuje życie mieszkańców regionu w działach poświęconych różnym jego aspektom. Osobno najdawniejsze zajęcia ludności : rybołóstwo, polowania, hodowla, rolnictwo, tkactwo, osobno powstawanie miast macedońskich i wymianę towarów pomiędzy nimi, drogi komunikacyjne. Inne działy pokazują eksponaty dotyczące życia prywatnego i organizacji publicznego, militarnego, religijnego zgrupowane tematycznie. Są też wyroby ze złota pochodzące z macedońskich grobowców. Najwięcej jest przedmiotów związanych z historią samych Salonik. Jeden specyficzny obiekt interesuje mnie najbardziej – słup milowy, ten najważniejszy, ufundowany przez prokonsula Egnatiusa znaczący odległość 260 mil od Dyrrachium (czyli około 385 km od Durres) do rzeki Gallikos koło Salonik gdzie został znaleziony.



    Wychodzimy po 2 godzinach, żegna nas sam imperator, deszcz ciągle pada, tyle że już tylko kropi.


  6. #36
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Pokonalismy w Grecji trasę najpierw od Floriny poprzez Longos, Pellę do Salonik a wracając; - od Kavali poprzez Filippi do Salonik. W ten sposób przejechaliśmy większą część greckiego odcinka antycznego traktu via Egnatia.

    Mapa odcinka antycznej via Egnatia w okolicy Kavali i wyspy Tassos to ta przerywana czerwona linia na północ od góry Pangaion. Saloniki znajdują się na wschodzie, za mapką.



    Szukamy lepszej pogody na południu, znowu rozkładamy się na kampingu w Makrygialos. Pustawo już na nim, dostajemy posezonową zniżkę i rozkoszujemy się ciepłą jeszcze wodą w morzu i piaszczystą plażą. Suszenie namiotu, ostatnie pranie… omółki i ryby na kolację. Garnki i talerze po posiłku szorują nam swomi języczkami cztery tutejsze, trochę dzikie kociaki. Dyskutujemy długo przy świecy w ciepły jeszcze wieczór.
    Niemniej pachnie końcem wakacji. Za parę dni mamy zarezerwowany bilet na statek z Igumenitsy.

    Odjeżdżamy, słońce pozostaje nad morzem, posuwamy się na zachód, towarzyszą nam ciemne, szaro-ołowiane chmury, coraz cięższe w miarę jak zbliżamy się do gór. Od czasu do czasu pękają spuszczając na nas litry deszczówki. Przy takiej pogodzie na malownicze pejzaże nie ma co liczyć i zdecydowaliśmy się na jazdę autostradą choć tego nie lubimy. Veroia, Kozani, mijają szybko, w Siatista robimy skok do miasta szukając benzyny bo tutejsze autostrady nie obfitują w stacje paliwowe. Długie miasteczko zajmuje szczyt wysokiego wzgórza, dotarcie do stacji wymaga przejechania go wzdłuż. Zauważam blisko tuzin sklepów futrzarskich, na wszystkich szyldy reklamujace « szuby » w ojczystej pisowni tego słowa. Dlaczego, zagadka, bo Siatista wcale nie wygląda na międzynarodowy ośrodek turystyczny. Wracamy na autostradę, przejeżdżamy niezliczone, długie tunele, pomiędzy nimi leje deszcz, w chmurach zbliżamy się do najwyższych gór greckich – Pindos. Na zboczu ukazują się czerwone dachy Metsova, ledwo widoczne w strugach deszczu, szarej mgle i przy szybko migających wycieraczkach. Tu miał być nasz nocleg, nasz górski biwak…

    Joanina, wreszcie robi się jaśniej i mniej wody leje się z nieba. Decydujemy się jechać starą, malowniczą i trochę dziką drogą przez góry. W monastyrze Paliouris było jakieś święto, nabożeństwo właśnie się skończyło ale plac przed bramą pełen jest wiernych i miejsce chyba nie szybko opustoszeje, nijak się rozkładać a zmrok blisko. Szukamy dalej a właściwie marzy nam się mały hotelik, no chociaż jakiś bungalow…
    I nagle na skrzyżowaniu jest drogowskaz do hotelu - 4 km, skręcamy. W nocy niewiele widać mimo pełni księżyca bo chmury zasłaniają kawał nieba. Wieś w górach, hotel nieczynny, po wielkim, brukowanym placu w cieniu kościoła hula wiatr ale jest tawerna, w niej siedzą chyba wszyscy mieszkańcy płci męskiej… a żeńskiej ? gdzie ?
    Wysyłają nas do hotelu 7 km dalej w góry, jest hotel, klucze i recepcja w … tawernie. Tak trafiamy do Granitsopoula do Kentro Xenos czyli centrum dla obcych gości wybudowanego i utrzymywanego na koszt gminy. Jesteśmy w nim jedynymi « xenos », w ogóle jedynymi gośćmi. Za pokój z balkonem, kuchenką, lodówką, łazienką i internetem wi-fi płacimy 20 €. Smażymy naszą rybę, kupioną jeszcze rano nad morzem i pałaszujemy kolację na balkonie, deszcz nie pada, nad nami błyszczą gwiazdy.

    Rano pokonujemy tę niecałą setkę kilometrów pozostałych do Igumenitsy. Robimy ostatnie zakupy greckich specjałów. Jeszcze plażowanie w Platarii i przepakowanie bagaży na statek bo jako pasażerowie z najtańszymi biletami śpimy na pokładzie i potrzebujemy materace, śpiwory i prowiant na 15–to godzinną podróż. Ostatnia grecka kolacja w restauracji « Olga » w otoczeniu szczupłych, greckich kocurków. O północy zaokrętowani na 10 pokładzie « Cruise Europa » rozpoczynamy rejs do Ancony przy silnym wietrze ale pod gwiaździstym niebem z okrągłym księżycem.

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 3 z 3 PierwszyPierwszy 1 2 3

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów