Te zdjecia byly robione na negatywach Kodak i Fuji (a nie na ORWO). Teraz wystarczy dobry skaner do negatywow (firmy Canon), troszke pracy na Photoshopie i juz ...
Te zdjecia byly robione na negatywach Kodak i Fuji (a nie na ORWO). Teraz wystarczy dobry skaner do negatywow (firmy Canon), troszke pracy na Photoshopie i juz ...
Jeden zmotoryzowany mieszkaniec proponuje nam wycieczkê samochodem do San Antonio. Przeje¿d¿amy przez plantacjê kawy, zielone ziarna zaczynaj± siê czerwieniæ.
Zje¿d¿amy strom±, ledwo utwardzon± drog± do osiedla. Po obu stronach sklepiki i warsztaty rodzinne ci±gn± siê przez kilkadziesi±t metrów i jeszcze wokó³ rynku. W ¶rodku ró¿no¶ci ; makaty, nakrycia w najró¿niejszych kolorach, torby, paski. A wszystkie tak piêkne, ¿e nie wiadomo na czym spojrzenie zawiesiæ ani co wybraæ. Niemniej nie wracamy z pustymi rêkami.
![]()
Po po³udniu jedziemy wszyscy razem w kierunku jeziora Atitlan. Znowu rozklekotany autobus, droga wije siê miêdzy górami, towarzyszy nam nieprzerwany ci±g osiedli i pola kukurydzy. Siwe chmury rozsunê³y siê i ustapi³y miejsca bia³ym ob³okom i s³oñce przygrzewa. W osiedlach z murów zwieszaj± siê kolorowe, gêste bugenvillie, z ich czerownych kwiatów wyrabia siê farbkê do tkanin. Przy drodze w du¿ych, murowanych studniach z kamiennym basenem i ma³± fontann± w ¶rodku kobiety pior± bieliznê.
Po godzinie jazdy wysypujemy siê z autobusu w Chimaltenango. Przesiadka. Nadje¿d¿a " nasz " autobus, ju¿ pe³ny ale wpychamy siê na trzeciego na siedzenia podpatrzonym tutejszym zwyczajem. Droga wspina siê ostro pod górê, skrêt w prawo, drugi w lewo i … jeste¶my w chmurach. Górskie serpentyny pokonujemy zawrotnie szybko zwa¿ywszy tê gêst± mg³ê. Momentami migaj± palmy, jakie¶ drzewa li¶ciaste, poletka kukurydzy.
Wreszcie zjed¿amy ni¿ej, widaæ osiedla, kobiety ubrane w bardzo kolorowe bluzki i takie¿ d³ugie spódnice, przewi±zane kolorowym paskiem. Od czasu do czasu miêdzy drzewami prze¶wieca w dole tafla jeziora Atitlan.
![]()
Po blisko 3 godzinach jazdy jeste¶my w Panajachel. Dawne osiedle przekszta³ci³o siê w o¶rodek turystyczny, hotele wzd³u¿ drogi, restauracje, sklepiki, stragany.
Gdy zasiadamy w restauracji do okr±g³ego sto³u na kolacjê zaczyna laæ deszcz. Noc jest do¶æ ch³odna i wieje silny wiatr wprawiaj±cy szyby w nieprzyjemne dr¿enie.
Rano ju¿ ¶wieci s³oñce ale na szczytach wulkanów zawiesi³y siê chmury. Na brzegu jeziora otaczaj± nas sprzedawczynie i dzieci z narêczami kolorowych tkanin. Kupujemy kilka drobiazgów. W Panajachel wszystkie spotykane kobiety nosz± swoje tradycyjne stroje, obficie haftowane, wiele nosi na plecach dzieci spowite w kolorowe " rebozo " (d³ugi szal), a jeszcze na g³owach d¼wigaj± olbrzymie, pêkate tobo³y lub p³askie kosze. Podobnie ubrane s± ma³e dziewczynki.
![]()
K±piemy siê, woda jest zadziwiaj±co ciep³a po zimnej nocy. Przy brzegu kobiety robi± pranie prosto w jeziorze ; maj± ca³e tobo³y tych kolorowych ubrañ.
A panowie ? P³ywaj± na ³ódkach po jeziorze, mówi±, ¿e ³owi± ryby...
![]()
Wszêdzie pe³no jest kwiatów o ostrych kolorach, mo¿e to one podsunê³y mieszkañcom pomys³ ubierania siê tak pstrokato ?
![]()
Po po³udniu ca³± grup± p³yniemy bark± po jeziorze na drugi brzeg do Santiago Atitlan. £ódki tutejszych rybaków w wiêkszo¶ci wydr±¿one s± z jednego pnia drzewa, rzadko zbite z desek. Maj± bardzo p³askie dno i zadarty do góry, lekko podniesiony p³aski dziub.
Wychodzimy na brzeg i znowu wpadamy w ¶wiat kolorów choæ inaczej skomponowanych. Mê¿czy¼ni nosz± spodnie do zaledwie poni¿ej kolan, w bia³oczerwone pionowe paski lub bia³ofioletowe paski, bardzo czêsto do³em obficie i kolorowo haftowane w drobne ptaszki, kwiatki, ludziki i zwierzêta. Koszule te¿ maj± wielokolorowe i haftowane, s³omiane kapelusze. Chodz± szybko drobnymi kroczkami nios±c na plecach wielkie tobo³y przytrzymywane za pomocy przepaski na czole.
Kobiety i ma³e dziewczynki nosz± kolorowe spódnice i jeszcze bardziej kolorowe, haftowane bluzki przewi±zane kolorowym szerokim pasem obiegaj±cym kilkakrotnie taliê. Podobne pasy nosz± me¿czy¼ni.
![]()
Osada liczy kilkana¶cie tysiêcy mieszkañców. Zabudowa jest bardzo gêsta, zagroda przy zagrodzie, oddzielone kamiennymi murkami, z niektórych dobiega chrz±kanie ¶winiaków. Chaty maj± strzechy z li¶ci palmowych, bananowce rosn± obok.
Chyba wszyscy mieszkañcy s± na ulicach, nie tyle powodowani zaciekawieniem turystami ile wyczuciem mo¿liwo¶ci ³atwego zarobku, niektóre kobiety ¿±daj± nawet pieni±¿ków za zrobienie im zdjêcia. Prawie w ka¿dej chacie jest warsztat tkacki, kobiety m³ode i starsze siedz± przed nim na piêtach i zapalczywie tkaj±, po k±tach izb pietrz± siê stosy utkanych makat, kilimów, serwet, materia³ów na ubrania i torby…
W ¶rodku osiedla jest szko³a, dzieciaki nie w mundurkach a w swoich tradycjonalnych, kolorowych ubiorach uganaj± siê za pi³k± na boisku. Jest kilka sklepików z takimi « ichnimi » ubiorami ale i sklep z ubiorami « europejskimi » - d¿insy, koszule, boty. S± te¿ spo¿ywczaki, apteka.
![]()
Gdy wracamy, niebo pokry³o siê tradycyjnie chmurami i zaczyna laæ deszcz, obs³uga barki pospiesznie zawiesza plastikowe os³ony wzd³u¿ burt. Zrywa siê wiatr, zaczyna nie¼le kiwaæ bark± a jeszcze nawet nie osi±gnêli¶my ¶rodka jeziora i podró¿ staje siê mniej przyjemna. Wreszcie dop³ywamy we mgle i pod szarymi chmurami ale ju¿ bez deszczu.
![]()
15 sierpnia to dzieñ wielkiego ¶wiêta w Sololo, gdzie chrystianizm przeplata siê z tradycyjnymi zwyczajami pogañskimi, wspomnienie tragicznych wydarzeñ historycznych staje siê tematem do teatralnego przedstawienia a wszystko odbywa siê w atmosferze jarmarku, przy d¼wiêkach bêbnów i piszcza³ek, otoczne dymem z kadzide³, oparami z gotowanych potraw i podlane miejscowym piwem.
Od rana pogoda dopisuje, s³oñce grzeje, idziemy szos± pieszo pod górkê do Sololo, okr±¿aj±c jezioro. Co chwila mijaj± nas samochody, piesi, wszyscy uroczy¶cie ubrani, to ¶wiêto przyci±ga wielu tubylców, nawet z dalszych okolic i oczywi¶cie turystów. Z daleka widaæ jasne mury ko¶cio³a. Na rynku ju¿ jest gêsty, faluj±cy t³um, wciskamy siê pomiêdzy ludzi. Pod daszkiem siedzi okriestra w sk³adzie : 1 wielki bêben i 2 piszcza³ki, do³±cza siê muzyka p³yn±ca z g³o¶ników.
![]()
Na ulicy przed ko¶cio³em, otoczone zwartym, kolorowym kordonem ludzkim, dwie grupy tancerzy szykuj± siê do tañca maj±cego przedstawiaæ walkê indian z konkwistatorami.
Jedni przebrani w indiañskie stroje, z kolorowymi pióropuszami na g³owach, inni, odziani w ciemnogranatowe, obszywane lamówkami ubrania, niby hiszpañskie mundury z okresu podboju, z maskami na twarzach imituj±cymi jasnow³osych naje¼d¼ców. Potrz±saj± trzymanymi w rêkach grzechotkami i dzwoneczkami naszytymi na ubraniu.
Udaje mi siê wdrapaæ na murek ponad straganami, to dogodna pozycja do obserwacji i fotografowania.
![]()
Wszyscy, kobiety, mê¿czy¼ni, dzieci ubrani s± w stroje regionalne ze swoich wiosek (my nazywamy je - ludowe).
![]()
Ale Ci siê uda³o akurat w ¶wiêto tam trafiæ.
Jak bez kolców nie ma ró¿y
Tak bez VF nie ma podró¿y
Caly program byl ulozony aby wlasnie trafic na to swieto !
Spacerujê w¶rod t³umu i pomiêdzy straganami z jarmarkowymi ró¿no¶ciami, s± te¿ owoce, warzywa, wêdliny, buty. Trafiam do hali targowej gdzie mo¿na kupiæ wszystko co potrzeba tym ludziom do ¿ycia ale niestety jest te¿ du¿o " miejskiej " tandety ; ubrania z tworzyw sztucznych w ohydnych kolorach, okropne niekszta³tne buciska.
Ciekawe co teraz, w pocz±tku XXI wieku sprzedaj± w tej hali i jakie ubrania przywdziewaj± tubylcy na to coroczne spotkanie ?
Mo¿e moje fotografie stanowi± ju¿ tylko historyczny dokument z minionych, kolorowych czasów ?
![]()