Gdy smoke zapada nad miastem uciekaj do lasu. Uciekliśmy, niezbyt daleko, niecałe 50 km, na południowy zachód.
Najważniejsze to z obwodnicy wskoczyć w odpowiednią autostradę i szybko z niej wyskoczyć w odpowiednim miejscu na zwykłą drogę.
Naszym celem było niewielkie miasteczko Chevreuse, które zachowało swój odrębny, specyficzny charakter, szlifowany przez kolejne stulecia historii. Jego nazwa pochodzi od kopytkowego, roślinnożernego ssaka przeżuwacza ujarzmionego około 10 tys lat temu jako potencjalnego dawcę mleka, wełny, mięsa i skóry, czyli … kozy ! Capra - po łacinie, chevre – po francusku.
W XI w. miejscowy władca wzniosł na wysokim wzgórzu obronny zamek otoczony wałami ziemnymi z palisadą, w następnym wieku wyposażono go w potężny, murowany z kamienia, donżon. Z biegiem czasu powstały kamienne mury, baszty, a kwadratowe, wyniosłe wieże dodano w XV w.
W 16-ym stuleciu na skutek różnych perturbacji rodzinnych i braku spadkobierców zamek przypadł Ludwikowi XIV ale nie zaskarbił sobie jego zainteresowania i został porzucony.
Dopiero w XX w. zainteresowały się nim lokalne władze i przystąpiły do odbudowy.
Z miasta prowadzi na zamek piesza choć brukowana ścieżka. Wspinamy się mozolnie przez rzadki lasek, zadzierając głowy do góry aby dojrzeć szczyty wież. Próbuję wyobrazić sobie co czuł średniowieczny wojownik zdobywający zamek, o ile zdążył poczuć cokolwiek zanim dosięgła go strzała z łuku obronców skrytych za zębami krenelażu.