Najpierw Pieniny !



Mkniemy w stronę Krakowa, za Białym Klasztorem omijamy starodawną stolicę wielkim łukiem obwodnicy aby znaleźć się na „zakopiance”, dość pustawej i bez zwyczajowych korków. Nic dziwnego jest zaledwie środowe przedpołudnie. Zamglony, monotonnie szaro-siny widok na góry nie wróży dobrej pogody mimo naszych oczekiwań a raczej życzeń...
W Mszanie Dolnej skręcamy na wschód i wzdłuż Dunajca toczącego wartko swoje szarobrązowe wody dojeżdżamy do Krościenka.
Doskonały obiad w restauracji szkoły hotelarsko – gastronomicznej zaspokaja nasze potrzeby energetyczne ale nie poprawia humorów bo za oknem siąpi deszczyk i robi pogodę prawdziwie „barową”.
Zakwaterowanie mamy w zarezerwowanej willi u pani Ewy na ulicy Pienińskiej, gdzie zajmujemy całe drugie pięterko. Próbujemy przeczekać opady przy „harnasiu” i dyskusjach zaklinając pogodę, bez skutku. Spacer po miesteczku popołudniową porą odbywa się w „kapuśniaczku” marząc że jutro słońce będzie dla nas bardziej przychylne.