Wokół widać było rozrzucone małe, murowane domki letniskowe, a teren porastały jakieś agawopodobne rośliny. Miejsce zachwyciło nas swoją egzotyką, ciszą i spokojem a zapadający zmierzch skrył ubytki minionego splendoru i zrozumieliśmy co mogli odczuwać Anglicy, byli kolonisatorzy regionu siedząc na tym tarasie i widząc taki krajobraz u ich stóp. Po kolacji rozpaliliśmy ognisko z zeschłych liści tych agaw czy aloesów, okropnie twardych i włóknistych.