-
Moderator
Maxitravelek
Szukamy miejsca na nocleg ale albo brzeg rzeki jest zbyt stromy albo polana za mała, za kolejną wioską trafiamy na kościół na wzgórzu, obok stoły i ławy zwyczajowo służące do poczęstunku przy chrzcie, weselu czy stypie.
Zaczynamy okupować miejsce i powoli przygotowywać wieczorny posiłek. Niewiadomo dlaczego paskudnie atakują nas muchy, po zmroku dają spokój, gdy rozkładamy materace i śpiwory wizytują nas olbrzymie brązowożółte szerszenie, łatwo dajemy im radę, potem duży włochaty pająk też dostał szybką eksmisję.
Zasypiamy przy trzasku spadających gałązek1, mącących nocną ciszę i trelach jakich nocnych ptaszków.
W nocy budzą nas jakieś bulgotania, drapanie... może to ten wieczorny gość – żółw spaceruje, może lisek zwabiony resztkami po wieczerzy na talerzach... a może i niedźwiedź z tej tablicy ostrzegawczej ? Nad rankem na dodatek pohukuje puszczyk. Krótko mówiąc ... niewyspaliśmy się.
A tu jeszcze rano okazało się, że wczoraj zmyliliśmy drogę bo ten zbawczy kościół znajduje się całkiem z boku naszej trasy.
Od Greveny zrobiliśmy niezły przeskok autostradami na wschodnie wybrzeże, do Makrygialos na Riwierze Olimpijskiej. Kosztowało nas to zaledwie kilka euro, autostrady greckie są nowe, dobre, mało uczęszczane i tanie, nierzadko nawet darmowe.
W Makrygialos rozbiliśmy się na krótki pobyt na kampingu „Agiannis”, na północ od miasta; niewielki, położony na wzniesieniu, ze schodkami na piaszczystą, pobliską plażę poniżej, posiada basen z barem, restaurację a także hotel.
Zaraz idziemy na plażę, leżaki i słomiane parasole do dyspozycji, ludzi mało bo większość siedzi na górze przy basenie w barze. Daleko w morzu widać kolonie kolorowych plastikowych bębnów, to hodowla omółkow, które można kupić w sklepie w miasteczku przy wybrzeżu, niedaleko baru „@nonimo” (internet wi-fi).
-
Moderator
Maxitravelek
Zaledwie parę kilometrów na południe od Makrygialos leży na wysokim brzegu morskim antyczna Pydna, ważne miejsce historyczne znane z bitwy stoczonej tu w lipcu w 168 r. przed naszą erą między zhellenizowanymi Macedończykami reprezentującymi kulturę grecką, wspieranymi przez posiłki Traków a armią rzymską złożoną z 2 legionów i posiadającą 22 słonie bojowe, posiłki Kreteńczyków oraz dysponujacą także flotyllą.
Zwiedzamy to miejsce zaledwie w 2 tygodnie po prawie dwatysiacedwusetnej rocznicy bitwy.
Probuję sobie wyobrazić jak dwie armie; rzymska - 39 tys, grecka – 44 tys; ilość kawalerii w obu armiach była jednakowa – 4 000, starły się na tej równinie pod prażącym słońcem na froncie liczącym 3,5 km. Formacje manipułów rzymskich wykazały swoją wyższość w manewrach i zwycieżyły falangę grecką najeżoną sarissami, na dodatek słonie odegrały swoją rolę płosząc konie greckie.
I to był koniec świata greckiego a początek świata rzymskiego, odtąd tereny północnej Grecji (Macedonii) stały się rzymskie administracyjnie a z czasem i kulturowo.
Z antycznego miasta przetrwaly ślady, głównie z okresu późniejszego, bizantyjskiego – ruiny wielkiej 3-nawowej bazyliki wczesnochrześcijańskiej z fragmentami kolumn, dekoracyjnej kamieniarki, i część murów otaczających wzgórze.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Granica BG/GR jest wysoko w górach w Rodopach bułgarskich, przejeżdzamy ją bez czekania, bez sprawdzania i od niej poprzez niezliczone meandry szosy zjeżdżamy w dół przez Rodopy greckie, przez region zamieszkały przez Pomaków, o specyficznej kulturze, zwyczajach, rządzący się oddzielnymi zasadami. Od Xanthi jedziemy w region Chalkidiki do Asprowalty, autostradą aby oszczędzić cenny czas wakacji.
Robimy małe zakupy w markiecie „Masoutis”, niestety nie ma dziś „doro” – prezentu : kupujesz 1 butelkę wina i dostajesz drugą gratis. Szybko pijemy kawę i piwo w barze przy głównej ulicy, ceny różne, zależnie od położenia baru, wystroju, kształtu krzeseł ale internet wi-fi jest prawie wszędzie.
Na nocleg mamy upatrzone, wypróbowane miejsce na dziki biwak na kamienistej plaży na południe od pobliskiego Stavros. Nie jesteśmy sami, rozkładamy się między „obozem greckim” a „obozem bułgarskim”. Namiot stoi, zasiadamy przy stoliku, popijając aperitif spoglądamy na wyspę Thasos, na okryty mgłą Mont Athos. Po zmroku pieczemy szaszłyki na ognisku.
W nocy wzburzone fale robią wielki hałas a bardzo wilgotne powietrze skrapla się na namiocie.
Rano słońce świeci jak dawniej i mimo że to już początek września termometr pokazuje ponad 30 °C. Jednak bardziej niż plaża interesują nas archeologiczne wykopaliska antycznego miasta Stagira koło położonej 15 km na południe Olimpiady.
Wysunięty w morze górzysty cypel zajmowało niegdyś miasto rozłożone na dwóch jego wzgórzach. Otaczał je wysoki mur z wielkich bloków kamiennych zachowany w dużej części i dobrze widoczny z szosy od południa, mał 2 km długości.
-
Moderator
Maxitravelek
Na teren wykopalisk są dwa wejścia; północne bliżej miasteczka Olimpiada i południowe, bardziej oficjalne pozwalające na wizytę w porządku chronologicznym. Spacer po cyplu zajmuje około godziny, znakowana ścieżka prowadzi do poszczególnych obiektów, wszędzie są tablice informacyjne po grecku i po angielsku. Miejscami pomiędzy drzewami prześwieca skalisty, poszarpany, bardzo malowniczy brzeg i można podziwiać urocze widoki na okolicę.
Stagira założona została w 656 r. p.n.e. przez greckich kolonów przybyłych z wyspy Andros. Po okresie burzliwych losów i niefortunnie zawiązywanych przymierzy, została zdobyta przez Filipa Macedońskiego i zrujnowana ale ze względu na fakt, że stąd pochodził Arystotes nauczciel jego syna, Filip odbudował a nawet rozbudował miasto.
Podchodzimy na wzgórze, drogę zagradza nam długi, wysoki mur, po przekroczeniu bramy skrytej za obronną, masywną, okrągłą basztą znajdujemy się w na cytadeli położonej na wyższym wzgórzu. Odrestaurowane mury dobrze świadczą o jej obronności, ich odgałęzienia schodziły aż do morza a na podwórcu znajdowała się też cysterna na wodę.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Powracamy do Stavros i znowu robimy autostradowy skok poprzez Thessaloniki, Larisę, do zjazdu do Almiros, ten 300 km odcinek kosztował na niewiele ponad 10 €. Dalej szukamy drogi do jakiejś miejscowości nad morzem, trafiamy już po ciemku na plażę koło Sourpi. Dobra mapa jest nieocenioną pomocą. W ciemnościach trudno się rozeznać, widzimy jakieś kampery, przyczepy, budki, czy to camping ? Pytamy Greków żywo dyskutujących przy jednym z nich – jesteśmy miło przyjęci, możemy zostać, jest to dziki camping a właściwie letnie niezbyt formalne „dacze” mieszkańców z Larisy.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Uprawnienia
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
Zasady na forum