-
Moderator
Maxitravelek
Pod wieczór zbaczamy z głównej szosy w Zarakes do Paralia Zarakon na plażę. Urocza zatoka obramowana skałami z rzędem wielkich głazów po środku, które zachowują się jak falochron. Piasek jest tu drobny, słomiane parasole i leżaki do wolnego użytku, woda spokojna, kilkanaście tamaryszków tworzy malutki lasek, jedyna tawerna prowadzona jest przez sympatycznego właściciela i miłośnika kotów sądząc po licznej kociej populacji. Turystycznego przeludnienia nie ma, fakt, że sezon zbliża się ku końcowi. Szkoda że wieczorem wieje dość chłodny wiatr, który szybko wypłasza nas z plaży do tawerny, tego królestwa kocurków.
Na noc rozkładamy się pod wysoką skałą zamykającą wybrzeże od południa, w niby szerokiej grocie w płaskim, piaszczystym kręgu na skalistym podłożu. Namiotu nie stawiamy, aby materace nie ześlizgnęły się do wody blokujemy je płaskimi kamieniami. Księżyc nam przyświeca przy kolacji i oświetla płaskie dno w miarę jak morze powoli odchodzi od nas. Rano stwierdzamy, że niewielki odpływ „odsunął” brzeg morski daleko od naszego obozowiska. Po śniadaniu w cieniu skały przenosimy się na plażę. Dopiero po południu ruszamy się stąd, ze smutną świadomością, że wkraczamy na drogę powrotu z wakacji...
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Opuszczamy Evię nie promem, lecz bardziej prozaicznie, autostradą w kierunku Aten, szybko ją porzucając aby przeskoczyć drogą krajową przez Thiva do autostrady Ateny – Patras, z której zjeżdżamy o zachodzie słońca przed Koryntem, ponieważ kierujemy się na półwysep Ireo wcinający się w zatokę Koryncką.
Pora jest późna i już po nocy dojeżdżamy do brzegów jeziora Vouliagmeni, mającego połącznie z morzem przez bardzo wąski przesmyk. Ciekawe jezioro ponieważ jednocześnie napełniają je z jednej strony słone wody morskie a z jego dna – mineralne źrodła ciepłe, stąd temperatura jego wody zawsze wynosi 20 °C. Biwakujemy na brzegu pod skromnym drzewkiem.
Od rana zwiedzamy odkrywkę archeologiczną na skalistym cyplu, tu miała w okresie od IX w.p.n.e. do II w. p.n.e. swoje sanktuarium bogini Hera.
Betonowa ścieżka i schodki prowadzą od parkingu do uroczej zatoki z językiem malutkiego nadbrzeża dla łodzi rybackich u stóp latarni morskiej. Patrzymy z góry na zielonkawo-niebieskie, bardzo przejrzyste wody i odkopane ruiny antycznych budowli. Sanktuarium było na zniwelowanej przestrzeni wyszarpniętej ze skalnego cypla i opierało się o zbocze.
Schodząc od współczesnego kościółka na dół trafiamy na pozostałości pierwszej budowli, była to kolumnada (stoa) na planie litery L wciśnięta w stromą ścianę zbocza. Miała dwa poziomy o nietypowej konstrukcji; na parterze były kolumny w stylu doryckim a na piętrze – w stylu jońskim, zachowały się ich fragmenty.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Pozostałe budowle znajdowały się powyżej współczesnego kościółka; najciekawsza to głęboka cysterna na wodę, wydrążona w ziemi, długa na ponad 20 m, jej sklepienie wspierało się na 11 przęsłach, pozostały resztki 7-miu. Mogła pomieścić 300 m3 wody. Powyżej niej była wielka, 2-salowa jadalnia z tarasem a nieco dalej basen, najprawdopodobniej do rytualnych ablucji.
Antyczny mur, częściowo w rozsypce odgradza dalszą część terenu, nie przebadaną jeszcze archeologicznie.
Potem idziemy ścieżką pod latarnię morską.
Wybudowano ją w 1897, źródłem energii używanej do lampy był olej, ot, była to taka większa lampka oliwna przystawiona do soczewki. Tak przetrwała drugą wojnę światową, dopiero w 1982 przestawiono latarnię na zasilanie elektryczne.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Znad zatoki Korynckiej pojechaliśmy wzdłuż morza do Possidonii aby dostać się nad kanał Koryncki.
Idea budowy kanału powstała już w starożytności. Do realizacji przystapił Neron inaugurując złotą łopatą budowę, wkrótce przerwaną, w efekcie kanał ukończono dopiero w 1894.
Drogowskazów z tej strony brak całkowicie i trzeba jechać na wyczucie. Kluczymy pomiędzy domami po krótkich i wąskich uliczkach. Wreszcie widać z daleka półokrągłe, niebieskie pręty nośne niewielkiego mostu. Betonowe zapory uniemożliwiają przejazd samochodom, most jest dla pieszych, ewentualnie rowerzystów i „szczupłych” motocykli.
Spoglądamy z wysoka w dół, na lewo, na prawo, strome ściany wycięte są w skale równo jakby kto nożem miękkie ciasto krajał, pomiędzy nimi niebieska woda. Kanał ma długość: 6,343 km, szerokość: 24,6 m, głębokość wody: 8 m, wysokość ścian: 52 m. Wzdłuż obu jego ścian pozostały wykute w skale drogi do przeciągania linami statków żaglowych nie posiadających motorów.
Most przy wejściu kanału do zatoki Korynckiej ledwo widać, jest specyficzny, na poziomie wody, zanurzany aby przepuścić przepływające statki, most przy wejściu od strony morza Egejskiego jest podobny , więc też go nie widać. Natomiast w oddali wyraźnie widać jako czarne kreski mosty; drogowe, kolejowe i dwa autostradowe.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Do Grecji Centralnej wracamy z Patras promem, stale kursującym obok słynnego mostu; za cenę o połowę mniejszą mamy dodatkowo przejażdżkę morską i piękny widok na most. Dalej pospieszamy poprzez prawie niezamieszkały, górzysty i zalesiony obszar między Nafpaktos a jezioremTrichonida. Zapada zmrok i tym bardziej mamy wrażenie, że znajdujemy się w jakimś dzikim, bezludnym terenie gdzie zza drzewa może wyskoczyć jakiś przerażający zwierz lub ... duch. Miasteczko Thermos, przeciwnie, wcale nie jest wyludnione mimo późnej pory ; wszystkie tawerny i bary są otwarte, wszystkie stoliki rozstawione ciasno na centralnym, olbrzymim placu są zajęte, jaśniejące światła i ludzki gwar stanowią zaskakujący kontras z ciszą i spokojem leśnym. Rzut oka na kalendarz ... i wszystko jasne - to jest sobotni wieczór.
Biwakujemy za miastem na terenie przykościelnym między nowym kościołem Agios Kosmas z klasztorem a malutkim, starym 19-wiecznym kościółkiem. Rano budzi nas potężny dwięk dzwonów, potem mamy okazję do wysłuchania mszy śpiewanej oczywiście po grecku, i zwiedzamy nowy kościół. Teren klasztorny zadrzewiony jest kasztanowcami, tymi jadalnymi, to rzadkość, przy klasztorach greckich tradycyjnie rosną orzechy włoskie.
Hmmmm, mam skojarzenia ...
Ostatnio edytowane przez pixi ; 08-03-2018 o 15:15
-
Moderator
Maxitravelek
Wracamy do Thermosu, odkrywka archeologiczna znajduje się tuż pod miasteczkiem, zwiedzanie nie wymaga opłaty, brama jest gościnnie otwarta.
Spoglądając od wejścia, z górki, można od razu zdać sobie sprawę z ogromu terenu jaki zajmował antyczny obiekt. Otaczający go, prawie regularny prostokąt murów z wieżami jest dobrze zachowany i widoczny wokół. Bronił powstałej w IV w. p.n.e. siedziby Ligii Etolijskiej, związku zawartego przez miasta górzystego regionu centralnego, Etolii.
Każde polis (miasto) przysyłało swoich reprezentantów na walne zebrania odbywające się dwa razy w roku. Tu mieścił się budynek rady (Buleterion), skarbiec, tutaj odbywały się także doroczne targi i imprezy sportowe.
Siedziba ligi była także centrum religijnym, posiadała wielką świątynię Apollona. To pierwsze ruiny wynurzające się zza drzew po prawej stronie gdy schodzimy ścieżką na dół. Świątynia była na planie prostokąta, otoczona licznymi kolumnami wokół, niewiele z nich się zachowało. Więcej pozostało z ceramicznej dekoracji dachu i frontonu świątyni, obecnie w muzeum.
Ścieżka prowadzi najpierw do fontanny wybudowanej na źródle ujętym w obszerny, kamienny, prostokątny basen, obecnie też wypełniony wodą. Nad nim wznosi się ściana z półokrągłą platformą z wielkich bloków kamienia. Porozrzucane wokół inne ich fragmenty pozwalają przypuszczać, że fontanna posiadała bogatą, rzeźbiarską dekorację.
-
Moderator
Maxitravelek
-
Moderator
Maxitravelek
Pozostały z nich postumenty, półokrągłe podesty na posągi, dekoracyjne platformy.
Kamienne naczynia
Siedziba Ligi została zniszczona najpierw przez najazd Filipa z Macedonii, potem przez Persów a ostatecznego zniszczenia dokonali Rzymianie (III – II w. p.n.e.).
Nowy budynek muzeum z nowoczesną ekspozycją, bardzo przystępnymi wyjaśnieniami w niczym nie przypomina dawnego pełnego drewnianych witryn przepełnionych ceramiką. Ma tylko jedną wadę - absolutny zakaz fotografowania, dla pewności konfiskują mi przy wejściu aparat fotograficzny ! Muzeum zawiera oprócz typowych, różnorodnych eksponatów wykopanych na miejscu, bardzo cenne, unikalne fragmenty ceramiczne kolorowo malowanych dekoracji z sankturaium Apollona.
Po porcji strawy kulturalnej jesteśmy prozaicznie głodni i jemy obiad w mieście na placu pod platanami, w restauracji bez menu i bez cennika. W odpowiedzi na pytanie co można zjeść, właściciel prowadzi do kuchni, pozwala zajrzeć w gary i wyjaśnia, że wszystkie dania kosztują tak samo, po 6,50 €. Porcje są bardzo smaczne i obfite, część jedzenia idzie dyskretnie do doggy bag. W efekcie z braku psa, zjadamy je sami na kolacje.
Jest już zaawansowany wrzesień i mimo codziennych 30°C , zmrok zapada wyraźnie szybciej, a kalendarz nieubłganie informuje, że nadchodzi czas końca wakacji. Przez Amfilochię, Prevezę wracamy do Igumenicy i tym samym statkiem „Cruise Europa” opuszczamy Grecję, która żegna nas właśnie dojrzewającymi pomarańczami.
Tagi dla tego tematu
Uprawnienia
- Nie możesz zakładać nowych tematów
- Nie możesz pisać wiadomości
- Nie możesz dodawać załączników
- Nie możesz edytować swoich postów
Zasady na forum