+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 5 1 2 3 ... OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 69

Temat: Sensacje Minionych Epok

  1. #1
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476

    Sensacje Minionych Epok

    Rachunek Hitlera za pobyt w sopockim Kasino-Hotel

    Miłośnicy historii Sopotu dostali z Bundesarchiv w Berlinie kopię rachunku Hitlera z 1939 r. z Kasino-Hotel, czyli obecnego Grand Hotelu.
    Sekcja Historyczno-Eksploracyjna Towarzystwa Przyjaciół Sopotu odkryła, że w jednym z działów Bundesarchiv znajdują się cenne dokumenty z pobytu Adolfa Hitlera w Sopocie. Hitler przebywał w kurorcie w dniach od 21 do 23 września 1939 r., a Kasino-Hotel należał do tzw. ruchomych kwater Hitlera. Przyjechał on tu w czasie kampanii.

    Zbigniew Okuniewski z Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu wyjaśnił - Z okresu wojny jest bardzo mało dokumentów dotyczących Sopotu. Dlatego tak bardzo się ucieszyliśmy, kiedy dostaliśmy z Bundesarchiv tę wglądówkę. To nie jest oryginalny dokument, żeby taki dostać, trzeba niestety zapłacić, ale myślę, że warto. To może być nie tylko wartościowy dokument dla muzeum miasta, ale przede wszystkim to jest potrzebne do opracowań historycznych na temat kurortu. W tym archiwum dokumentów dotyczących wizyty Hitlera jest więcej. Na początek trzeba by było zrobić kwerendę wszystkiego.

    Czy dojdzie do zakupu dokumentu? Zdaniem wiceprezydenta kurortu Wojciech Fułek najpierw muzealnicy i historycy powinni ocenić na ile jest on wartościowy i do jakich materiałów może służyć.

  2. #2
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Zmartwychwstanie Jezusa; sensacyjne odkrycie naukowca

    Naukowiec Ray Downing zajmujący się badaniem Całunu Turyńskiego twierdzi, że zawiera on dowody na zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jak podkreśla, wiadomość "zakodowana" w Całunie dostarcza dowodów zarówno na to jak wyglądała twarz Chrystusa, jak i jego "przejście ze śmierci w życie".
    - Ludzie nie zapomną tej Wielkanocy o twarzy Chrystusa – mówi Ray Downing, twórca trójwymiarowej technologii komputerowej, dzięki której, opierając się na badaniach Całunu Turyńskiego, odtworzono twarz Jezusa. Odkrycie naukowców zostało zaprezentowane w programie emitowanym przez kanał History Channel.

    - Jezus był czymś więcej niż tylko duchowym doświadczeniem – twierdzi Downing. – Badając Całun Turyński w celu odtworzenia twarzy Jezusa w trójwymiarze trafiliśmy na naukowe dowody, z których wynika, że zmartwychwstanie było prawdziwym fizycznym wydarzeniem, do którego doszło dwa tysiące lat temu – podkreśla.
    Naukowiec twierdzi, że Całun ma w sobie zakodowaną wiadomość, którą można było odczytać dopiero teraz dzięki zaawansowanej technologii. Jak dodaje, Całun Turyński "zapamiętał moment zmartwychwstania".

    - Patrząc na Całun Turyński przez "szkiełko nauki" odnaleźliśmy kod, który potwierdza, że zmartwychwstanie Jezusa było wydarzeniem historycznym – mówi Downing.

    Pracownicy History Channel podkreślają, że postanowili "rozwinąć tę część historii, o której wiele osób sądzi, że już została dogłębnie wyjaśniona". – Film dokumentalny "Prawdziwa Twarz" to niewiarygodnie inspirujący film, który przedstawia "pochowane dawno temu" informacje – mówi rzeczniczka telewizji Vicky Kahn.

    Pracownicy History Channel pracowali z Downingiem nad stworzeniem obrazu twarzy Jezusa na podstawie włókien Całunu. Uzyskany obraz przypominał negatyw w kolorach brązowo-czerwonych. – Obecność informacji trójwymiarowych zakodowanych w dwuwymiarowym obrazie jest niezwykle unikalna – ocenił Downing. – Te informacje są instrukcją, jak na podstawie obrazu stworzyć rzeźbę - dodał.

    Według naukowca, Całun zawiera w sobie dwie historie. – Po pierwsze, zawiera on w sobie artystyczną i naukową historię przejścia z dwóch wymiarów w trzy wymiary. Po drugie, Całun opowiada historię człowieka i upamiętnia jego transformację "ze śmierci do życia" – mówi Downing.

    Program opisujący odkrycia Downinga wyemitowano we wtorek. W związku z ogromną popularnością zostanie on powtórzony w sobotę. O odkryciu naukowca informowały inne amerykańskie telewizje, a także media w innych krajach – czytamy w serwisie wnd.com.
    .onet-ad-main2-box { display: none }

  3. #3
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Hitler próbował ukraść Całun Turyński
    Lider III Rzeszy uznany za jednego z największych zbrodniarzy wszech czasów miał jedną wielką słabość - obsesyjnie pragnął wejść w posiadanie przedmiotów, które stanowiły obiekt kultu chrześcijan. Swoje spojrzenie kierował przede wszystkim w kierunku Włóczni Przeznaczenia - legendarnej broni, którą Chrystus został przebity na krzyżu. Ponad wszystko pragnął jednak przywłaszczyć sobie Całun Turyński - płótno, w które Jezus miał zostać owinięty po śmierci. O tym sensacyjnym epizodzie przypomniał ojciec Andrea Davide Cardin z klasztoru Montevergine.
    Zaraz po wizycie we Włoszech w 1938 r. Hitler postanowił wdrożyć w życie swój szaleńczy plan. Utworzył specjalną komórkę operacyjną, która miała zająć się przejęciem relikwii. Już podczas pobytu w Italii w 1938 r. współpracownicy dyktatora oraz sam Fuhrer wyrażali niezdrowe zainteresowanie kawałkiem płótna wzbudzając w ten sposób zaniepokojenie samego Watykanu. Wkrótce zapadła decyzja o przeniesieniu materiału z Turynu i ukryciu go w klasztorze Montevergine w Kampanii.

    Całun został przeniesiony do klasztoru na polecenie Watykanu oraz przedstawicieli dynastii sabaudzkiej. "Oficjalnie chodziło o uchronienie go przed skutkami możliwego bombardowania." - wyznał ojciec Andrea Davide Cardin - dyrektor biblioteki przy klasztorze Montevergine. "W rzeczywistości chodziło o to, by ukryć go przed Hitlerem, który miał na jego punkcie obsesję."

    Ludzie Hitlera byli jednak zdeterminowani, by zdobyć Całun i szybki udało im się pozyskać cenne informacje na temat nowego miejsca, do którego przeniesiono obiekt. Do klasztoru Montevergine dotarli w 1943 r. Tam czekała na nich jednak kolejna przeszkoda w postaci grupy dzielnych mnichów, którzy mężnie otoczyli ołtarz, w którym ukryta była relikwia. Zakonnicy cały czas sprawowali przy ołtarzu modły, blokując w ten sposób dostęp do niego złodziejskim łapom nazistów, którzy nie mieli jak go przeszukać. - poinformowała włoska agencja prasowa ANSA.
    Jak wiadomo, Hitlerowi nie udało się zrealizować planu przechwycenia Całunu Turyńskiego. Przedmiot przebywał w klasztorze Montevergine aż do zakończenia wojny. Dopiero w roku 1946 został przeniesiony z powrotem do katedry św. Jana Chrzciciela w Turynie.

    Nad samym Całunem Turyńskim nieprzerwanie od kilkuset lat unosi się aura tajemniczości. Dla wielu chrześcijan jest to jeden z wielu dowodów na istnienie Jezusa, potwierdzający prawdziwość zapisów nt. Męki Pańskiej, które zawarte są w Ewangeliach. Sceptycy, wśród których jest wielu naukowców, a także samych wyznawców Jezusa - mówią o skrupulatnie spreparowanym falsyfikacie, który powstał setki lat po wydarzeniach opisanych w pismach chrześcijańskich.
    źródło: niewiarygodne.pl

  4. #4
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Konflikt wawelski
    Działo się to po śmierci Marszałka Piłsudskiego w 1935 roku.
    W latach 30-tych XX wieku to bowiem arcybiskup krakowski Adam Sapieha sprzeciwił się pochówkowi marszałka w wawelskich kryptach. Działał zresztą z żelazną konsekwencją.
    W 1916 roku odmówił Ignacemu Janowi Paderewskiemu pochowania między królami Henryka Sienkiewicza. W 1927 roku wymógł na marszałku Piłsudskim obietnicę, że ostatnim pochowanym w starych kryptach będzie Juliusz Słowacki, którego prochy sprowadzono z Paryża.


    Gdy po śmierci ukochanego marszałka - będącego niewątpliwie bohaterem, który miał kluczowy udział w odzyskaniu przez Polskę w 1918 roku niepodległości - zdecydowano o pochowaniu go na Wawelu, pojawiły się wątpliwości.
    Wielu miało bowiem dużo do zarzucenia jego rządom, zamachowi stanu, walce z opozycją. I choć Sapieha zgodził się na tymczasowy pochówek w krypcie św. Leonarda obok króla Jana III Sobieskiego, gdy okazało się, że władze chcą, by marszałek pozostał tam już na zawsze, biskup nakazał przenieść zwłoki wodza pod Wieżę Srebrnych Dzwonów.

    Trumna, cel pielgrzymek Polaków, trafiła w 1937 roku na miejsce, gdzie przebywa do dziś.
    Ale przeniesienie zwłok marszałka spotkało się z wielkim sprzeciwem tak generała Bolesława Wieniawy-Długoszewskiego, jak i prezydenta Ignacego Mościckiego oraz całego narodu, który w większości kochał Piłsudskiego. W skutek ogólnonarodowej dyskusji, która trafiła nawet do Watykanu, oskarżony o obrazę majestatu prezydenta abp Sapieha musiał publicznie przeprosić w Sejmie. Jego decyzji jednak już nie cofnięto.

  5. #5
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Czy ktoś słyszał o Nigeryjczyku, który brał udział w Powstaniu Warszawskim? Nie? Jego historię udało się ocalić od zapomnienia. Właśnie ukazała się książka "Afryka w Warszawie". A w niej niezwykłe, nieznane szerzej opowieści

    - Ta historia jest bardzo tajemnicza - przyznaje dr Zbigniew Osiński z Muzeum Powstania Warszawskiego. - Nie ulega wątpliwości: August Agbala (lub Agboola) O'Brown brał udział w Powstaniu Warszawskim i był jego jedynym czarnoskórym uczestnikiem. Walczył w Śródmieściu, w batalionie "Iwo", jego przełożonym był kapral Aleksander Marcińczyk, ps. "Łabędź".

    Muzeum Powstania Warszawskiego na ślad Nigeryjczyka trafiło dwa lata temu. Teraz można przeczytać o nim w książce wydanej przez fundację Afryka Inaczej. Są tam też inne opowieści: o afroamerykańskim aktorze Ira Aldridge'u, który w XIX w. występował na deskach Teatru Wielkiego, o losach Mokpokpo Dravi, odtwórcy roli Murzyna Jumbo w "Cafe Pod Minogą", o szczątkach biskupów z sudańskiego Faras, które spoczywają na Cmentarzu Bródnowskim czy o byłym prezydencie Mali, który studiował w Warszawie. Ale najciekawszy jest rozdział "Powstaniec z Nigerii". O Auguście Agbala O'Brown nie słyszeli nawet historycy zajmujący się Powstaniem Warszawskim.

    - Przygotowując biogramy do słownika uczestników Powstania Warszawskiego, trafiliśmy w teczkach Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych na kartę zgłoszeniową Agbali do ZboWiD-u - wspomina dr. Osiński. - Wypełnił ją w 1949 roku. W Polsce panował stalinizm, a on przyznał się, że był powstańcem.

    O Agbali wiadomo niewiele. - Brał udział w obronie Warszawy w 1939 roku. Wydaje się mało prawdopodobne, by działał w konspiracji ze względu na kolor jego skóry - mówi dr Osiński. - W archiwalnych dokumentach natrafiłem na relacje o tym, że ktoś słyszał o walczącym w Powstaniu Warszawskim w okolicach Śródmieścia Murzynie.

    A skąd August Agbala wziął się w Warszawie? Z jego karty zgłoszeniowej do ZboWiD-u wiadomo, że urodził się w 1895 roku w Nigerii. Jako młody chłopak zaokrętował się na angielski statek. Przez jakiś czas przebywał w Wielkiej Brytanii, później w Wolnym Mieście Gdańsk. Do Warszawy trafił w 1922 roku i zamieszkał przy Złotej. Był perkusistą jazzowym, grywał w najlepszych warszawskich lokalach rozrywkowych. Ożenił się z Polką. Miał z nią dwoje dzieci - Ryszarda (ur. 1928) i Aleksandra (ur. 1929).

    - Nie wiemy, co robił w czasie, gdy z Warszawy Niemcy wypędzili ludność cywilną. Nie wiemy też nic o pierwszych powojennych latach. W 1949 r., jak wynika z jego ankiety, był zatrudniony w Wydziale Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego w Warszawie. Pod koniec lat 40. i w latach 50. grywał znowu w warszawskich restauracjach. W 1958 roku wyjechał z dziećmi z Polski do Wielkiej Brytanii - mówi dr Osiński. - Tu ślad po nim się urywa. Rodzina jego żony mieszka najprawdopodobniej w Krakowie.
    - Przez tę książkę chcemy pokazać wielokulturową przeszłość Warszawy, że Afrykanie są tu od wieków - mówi Paweł Średziński z Afryki Inaczej. Opowiada: - Pomysł wziął się stąd, że od dłuższego czasu zastanawiałem się, co stało się z odtwórcą roli Murzyna Jumbo w "Cafe Pod Minogą". Udało się go odnaleźć dzięki jego córce, która przez przypadek trafiła na tekst o ojcu na naszym portalu. Mokpokpo Dravi jest na emeryturze. Mieszka w Lome w Togo. Książkę dedykujemy jego pamięci.

    Doktor Osiński rozdział o powstańcu z Nigerii kończy tak: „Życiorys Agboli to historia człowieka, który uznawał Polskę za swoją drugą ojczyznę i czuł się jej pełnoprawnym obywatelem. Wśród tysięcy ochotników w Powstaniu był też strzelec Agbola, ps. » Ali «, przybysz z Afryki”.

    Książka powstała dzięki wsparciu urzędu miasta. Trafi do bibliotek publicznych i akademickich. Możną ją też za darmo ściągnąć ze strony: Afryka.org: Afryka - forum. Afryka po polsku. Afryka - Polska - Świat. Afryka - blogi. Codziennie o Afryce po polsku..
    gazeta.pl

  6. #6
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Sfinks, który dziś cieszy turystów i pozuje wraz z nimi na wakacyjnych zdjęciach, od zawsze był tematem wielu dyskusji i badań. Przypisywano mu wiele tożsamości i snuto na jego temat wiele legend. Dziś wiemy kogo przedstawia i w jakim celu powstał.

    Od lat nie ma wątpliwości co do faktu, że słynny egipski posąg ma twarz jednego z faraonów panujących w Starożytnym Egipcie. Naukowcy nie byli jednak zgodni, który władca został tak upamiętniony. Niedawno dr Mark Lehner, amerykański archeolog, dyrektor Ancient Egypt Research Associates, zdołał rozwiązać zagadkę Sfinksa. Mark Lehner od od prawie 40 lat bada Sfinksa wraz z kompleksem grobowym w Gizie i zawsze pewien był, że twarz egipskiego lwa należy do jednego z faraonów.

    Historycy i archeologowie od XIX wieku starają się określić, kogo podobiznę miał przedstawiać Sfinks. Dość szybko pojawiła się propozycja mówiąca o tym, że Sfinks ma twarz faraona Chefrena, który rządził w okresie zwanym Starym Państwem między 2570 a 2540 rokiem p.n.e. Świątynia tego władcy, której ruiny wykopano w 1853 roku, znajduje się bowiem w pobliżu wielkiego posągu. Nikt jednak nie zdołał potwierdzić tej hipotezy, ponieważ brakowało przekonujących dowodów.

    W ubiegłym stuleciu podejrzewano, że Sfinks jest podobizną faraona Cheopsa, ojca Chefrena. Proponowano także drugiego syna Cheopsa – Dżedefre jako właściciela twarzy lwa. Szybko jednak porzucono tę ewentualność, jako że grobowiec tego władcy znajduje się za daleko od posągu, co wyklucza jego kandydaturę.
    Dr Lehner od początku swoich badań był pewien, że Sfinks w istocie ma twarz Chefrena. W celu udowodenienia swojej hipotezy, przeprowadził szczegółową analizę geologiczną skał budujących świątynie Chefrena oraz Sfinksa. Podczas badań, współpracował z niemieckim geologiem Tomem Aignerem i wspólnie ustalili, że w blokach wapiennych obu tych budowli występuje identyczny układ warstw, które kryją skamieniałe szczątki numulitów (morskie organizmy). Na tej podstawie zgodnie określili, że zarówno mityczny posąg jak i świątynia Chefrena zostały wykute z bloków skalnych, które pochodzą z tego samego miejsca – z kamieniołomu, który otacza Sfinksa. Dr Lehner dodał także, że Sfinks jest integralną częścią płaskowyżu, w którym się znajduje. Twierdzi, że został wykuty ze skały tzw.ostańca, który stanowił element krajobrazu pustyni w Gizie. Według Lehnera wykucie ogromnego lwa zajęło około 100 tys. Egipcjanom niemal 3 lata.

    Lokalizacja piramidy Chefrena i Sfinksa również nie są przypadkowe. W dniu wiosennego przesilenia, cień egipskiego lwa i piramidy Chefrena idealnie się pokrywają. Według wiary Starożytnych Egipcjan oznacza to, że Sfinks pomaga władcy zejść do zaświatów i rozpocząć dalsze życie wieczne.

    XIII wieku Arabowie oszpecili Sfinksa, ponieważ islam zakazywał przedstawiania ludzkich postaci. Wizerunek egipskiego posągu gwałcił zasady ich wiary, toteż pozbawili go nosa i ureusza - symbolu władzy boskiej i królewskiej, który zdobił jego czoło.

  7. #7
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    WG BADACZA TO SYN KRÓLA WŁADYSŁAWA III WARNEŃCZYKA

    Odkrywca Ameryki to nie żaden Genueńczyk Cristoforo Colombo, tylko Polak Krzysztof Kolumbowicz - twierdzi amerykański naukowiec. Jak dowodzi w swej niedawno wydanej książce wykładowca z Uniwersytetu w Duke (Północna Karolina) Manuel Rosa, słynny podróżnik nie był synem genueńskiego tkacza i kupca, a króla Polski, Władysława III.
    ***** nad dziełem zajęła Amerykaninowi 20 lat badań. Na ich podstawie przekonuje, że ojcem Kolumbowicza był Władysław III Warneńczyk. I nie robi na nim wrażenia, że polski król zmarł w 1444 roku w bitwie pod Warną, a Kolumb urodził się dopiero siedem lat później.

    W śmierć króla na polu bitwy niektórzy powątpiewali od samego wydarzenia. No dowód wskazywano, że nigdy przecież nie odnaleziono jego ciała ani zbroi króla. Tę wersję Manuel Rosa potwierdza tę wersję w swojej książce "Kolumb: Nieopowiedziana historia" (Columbus: The Untold Story). Stoi ona w sprzeczności z tureckimi opowieściami, że sułtan otrzymał głowę polskiego króla i przechowywał ją w garnku z miodem.

    Według Rosy król miał przeżyć i uciec na Maderę. Tam rzekomo ożenił się z portugalską szlachcianką i był znany jako Henrique Alemao (Henryk Niemiec). Na wyspie nasz król miał dożyć starości w szczęściu i dostatku.
    Waga dowodów jest taka, że tylko głupcy zostaną przy bajeczce o tkaczu z Genui i jego synu który stał się odkrywcą – mówi Rosa. Argumentuje też, że Kolumb (czy jak chce: Kolumbowicz) przekonał króla Hiszpanii do sponsorowania rejsu przez ocean atlantycki tylko dlatego, że sam pochodził z królewskiej rodziny.

    - To kolejna głupia teoria spisku. Tak sobie pomyślałem, kiedy zacząłem lekturę książki – mówi amerykański prof. James T. McDonough. – Teraz wierzę, że Kolumb jest winny oszustwa przeciw patronom swojego rejsu – dodaje.

    Przez całe swoje życie słynny odkrywca nie zdradził, że w jego żyłach płynie królewska krew.

    Inny historyk, prof. Jose Carlos Calazans z Portugalii, również wątpił w te odkrycia, ale zaczął wierzyć, gdy dostał do ręki dowód w postaci pracy Rosa. - Ta książka na zawsze zmieni sposób, w jaki patrzymy na naszą historię – mówi.

    Autor książki ostatecznego dowodu na potwierdzenie swych tez upatruje w badaniach DNA i chciałby zdobyć materiał genetyczny Jagiellonów. Naukowiec twierdzi, że wysłał prośbę do katedry na Wawelu o możliwość zbadania szczątków ojca króla Warneńczyka, Władysława II Jagiełły. DNA samego Kolumba oraz jego bliskich naukowcy już mają.

  8. #8
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Przyjaciel Adolfa Hitlera
    Jako jeden z nielicznych mówił do Hitlera na „ty”. Takiego zaszczytu nie dostąpili ani Joseph Goebbels, ani Heinrich Himmler, ani Reinhard Heydrich. Oni mimo że zajmowali najwyższe stanowiska zawsze zwracali się do niego: Mój wodzu. Emil Maurice był przyjacielem Hitlera. Miłość do tej samej kobiety omal nie zakończyła tragicznie tej przyjaźni. Führer ochronił go nawet wtedy, kiedy okazało się, że jego przodkowie byli Żydami.


    Więcej tu:
    http://portalwiedzy.onet.pl/4869,805...zasopisma.html

  9. #9
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Brytyjskie Ministerstwo Obrony ujawniło tajne dokumenty dotyczące UFO

    W 1967 roku Brytyjczykom wydawało się, że wybuchła wojna światów. Na południu Anglii znaleziono sześć latających talerzy położonych w jednej linii.
    Wojsko otrzymało wiele alarmistycznych telefonów, na miejsce wysłano saperów. Z czasem okazało się - czego dowodzą przedstawione dziś archiwa - że cała sprawa, to dowcip studentów.
    O UFO dyskutowano kiedyś poważnie, nawet na forum ONZ. Dziś sceptycy mówią, że przybyszów z kosmosu nigdy na Ziemi nie było.
    - Białe plamy na chmurach to odbijające się promienie światła wysyłane przez meteorologów. Nie zapominajmy też o balonach pogodowych - mówi Richard Angwin z brytyjskiego Biura Meteorologicznego.
    Wielu ludzi uważa jednak, że widziało UFO na własne oczy. Brytyjskie dokumenty zawierają wiele amatorskich rysunków zarówno prymitywnych, jak i bardzo skomplikowanych latających talerzy. W archiwach są też zeznania osób, które zapewniają, że kiedyś uprowadziły je ufoludki.
    IAR, aj

  10. #10
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Dlaczego Henryk VIII nie doczekał się syna?
    http://odkrywcy.pl/kat,122994,title,...wiadomosc.html

  11. #11
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Terytorium Polski może się powiększyć

    Z powodu błędu popełnionego w latach 50. XX wieku przy wyznaczaniu granic państwowych, Czechy mają oddać Polsce 365 hektarów terenów położonych w Sudetach Zachodnich - poinformowało czeskie radio publiczne. Według rozgłośni, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Pradze zamierza przekazać Polsce fragment województwa libereckiego, leżący na tzw. cyplu frydlandzkim, między Świeradowem-Zdrojem a Bogatynią.

    Z pomysłem czeskiego MSW nie zgadzają się władze regionalne i lokalne. Wojewoda liberecki Stanislav Eichler proponował odkupienie terenów błędnie przypisanych Czechom.
    Jeśli chodzi o powierzchnię, jesteśmy najmniejszym województwem. Dlatego też zabiegaliśmy, by - jeśli ma dojść do jakichkolwiek reparacji - doszło do nich w kraju morawsko-śląskim albo innych, większych województwach - powiedział.
    Z Polską na długości 800 km graniczy pięć czeskich województw: libereckie, hradeckie, pardubickie, ołomunieckie i morawsko-śląskie. Problem regulacji granicy dotyczy niemal wszystkich, choć nie wszędzie powodem jest pomyłka demarkacyjna, lecz tzw. dług graniczny, także z lat 1950.
    Dług powstał w 1958 roku przy ostatecznym wytyczaniu granicy między Polską a ówczesną Czechosłowacją. Czesi od Polaków otrzymali 1205,9 ha, Polacy od Czechów - 837,46 ha. Różnica 368,44 - na niekorzyść Polski - do dziś nie została uregulowana.
    Rozwiązaniem sprawy zajmuje się od 1992 roku Stała Polsko-Czeska Komisja Graniczna przy MSW w Warszawie.

  12. #12
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Ja też nie wiedziałam,że na tronie papieskim mieliśmy aż dwóch Polaków!
    Oczywiste,że Jan Paweł II był Polakiem i że dla większości z nas Jego pontyfikat był sporą częścia naszego życia.
    Ale był jeszcze jeden papież z polskim rodowodem: Pius X czyli Giuseppe Melchiorre Sarto,który zasiadał w Watykanie w latach 1903-1914.Ojciec przyszłego papieża-listonosz Jan Krawiec wyemigrował z Wielkopolski najpierw do Niemiec,a potem do Włoch,gdzie w 1835 roku na świat przyszedł jego syn-Józef Melchior.Ponieważ nazwisko "Krawiec" utrudniało karierę i życie we Włoszech,nasz bohater zmienił go na włoski odpowiednik krawca i od 1858 roku znamy go jako Sarto,w pełnym brzmieniu:Giuseppe Melchiorre Sarto.W tym samym roku zaczął karierę duchowną aby w 1884 roku zostać już biskupem Mantui,a w 1892-kardynałem Wenecji.11 lat później został papieżem Pisem X.
    Kiedy po śmierci Leona XIII zebrało się konklawe,było dwóch faworytów:Mariano Rampolla /popierany przez sojusz francusko-rosyjski/ oraz Girolamo Maria Gotti /popierany przez Austro-Węgry,Włochy i Niemcy/.Kiedy szala "papieskiego"
    zwycięstwa zaczęła się przesuwać na stronę Rampolla,sam cesarz Franciszek Józef zaczął działać.Wśród kandydatów byli jeszcze Giuseppe Melchiorre Sarto,
    który dostał 5 głosów i Jan Puzyna z Krakowa /bez poparcia/.Tajną bronią arcyksięcia był nasz krakowianin-Jan Puzyna,którego cesarz zobowiązał do zgłoszenia veta,gdyby Rampolla uzyskał niebezpieczną przewagę.I tak Puzyna zrobił,a veto spowodowało,że kardynałowie odrzucili obu kandydatów:Rampolla i Gottiego i postanowili poszukać trzeciego.Za siódmym podejściem nasz zwłoszczony Melchior Krawiec otrzymał 50 głosów na 63 i został papieżem.
    Dopiero trzy dni później cesarz Franciszek Józef otrzymał raport wywiadowczy,z którego wynikalo,że Pius X jest Polakiem!Zapewne pomyśłał o jakimś zrywie wolnościowym,do którego nie doszło bo nowy papież go nie zainicjował,jak się wielu spodziewało.Słowiańskie korzenie nie wystarczyły.Na terenie trzech zaborów i we Włoszech konsekwentnie zniszczono wszelkie dokumenty wskazujące na polskie pochodzenie Piusa X.Sam biskup Rzymu do końca swego pontyfikatu na temat swego pochodzenia milczał jak grób,także w obawie przed utratą Tronu
    Piotrowego.Administracji watykańskiej bardzo zależało na ukryciu pochodzenia
    Piusa X właśnie przed Polakami.Gdyby nie badania amerykańskiego archiwisty i byłego jezuity Malachiego Martina,pewnie świat i Polacy nie dowiedzieliby się,że Pisem X był polski duchowny Krawiec.Jezuita ten,będąc doradcą kardynała Augustina Bei i pracując w archiwach watykańskich,jako pierwszy powiadomił świat o polskości paieża piusa X w pracy pt."Klucze tej krwi".Tajemnicą pozostaje dlaczego tą historią nie zajęli się watykańscy archiwiści podczas pontyfikatu Jana Pawła II.Może nie chcieli drażnić Niemców,którzy beatyfikowanego Piusa X uznali za swojego świętego?A może przekręt dokonany w 1904 roku,podczas pamiętne-
    go sierpniowego konklawe,był dla kościoła równie wstydliwy jak wspólczesne afery?

  13. #13
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Na Bałtyku dokonano nie lada odkrycia. Grupa płetwonurków znalazła wrak żaglowca kupieckiego z połowy XVIII wieku. Statek, który prawdopodobnie 250 lat temu pływał pod banderą angielską, zatonął 20 mil morskich na północ od Łeby. Osiadł na głębokości 40 metrów.
    Na razie niewiele jeszcze wiadomo o pochodzeniu i historii znaleziska. Badania zostały powierzone Centralnemu Muzeum Morskiemu, które w niedalekiej przyszłości ma dokładnie zbadać statek. Do tej pory – na podstawie pierwszej próbki drewna – stwierdzono, że wrak może liczyć około 250 lat. Był najprawdopodobniej żaglowcem handlowym, który płynął z zachodu na wschód. Przypuszcza się, że pływał pod banderą angielską w czasach, gdy angielska flota rosła w potęgę. Niewykluczone, że pod trzema zawalonymi pokładami do dziś kryją się kosztowności, na przykład złoto lub inny ówczesny środek płatniczy. Nie wiadomo też, czy marynarze uratowali się, czy też nie.
    Według płetwonurków statek
    był ogromny. Pomiary wskazały,
    że miał 30 metrów długości i 8 szerokości. Znaleziono na nim m.in. fragmenty ceramiki, podeszwę XVIII-wiecznego buta, szczątki przyrządów żeglarskich. Wrak
    statku zachował się w doskonałym stanie.
    Do odkrycia doszło przez niesamowity przypadek, a właściwie przez deskę, którą znalazł rybak łowiący na morzu dorsze. Nie ulega wątpliwości, że to jedno z największych odkryć archeologicznych w historii Bałtyku.

  14. #14
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    W 1943 roku w Górach Sowich rozpoczęto realizację ogromnego przedsięwzięcia budowlanego, które swym ogromem, możliwościami technicznymi oraz tempem prowadzonych prac, budzi podziw do dnia dzisiejszego. Równie intrygujący jest cel, dla którego Niemcy zdecydowali się na tak potężną budowę.


    W czasie drugiej wojny światowej w Górach Sowich prowadzono na dużą skalę prace górnicze i budowlane. Planowano wykonanie połączonego ze sobą systemu obiektów - kompleksów składających się z części podziemnej i naziemnej. Była to inwestycja realizowana przez Niemców. Ze względu na liczebność i wielkość obiektów, budowany kompleks otrzymał kryptonim Olbrzym (po niemiecku Riese). Składał się on z 7 małych kompleksów: Gontowa (Schindelberg), Jugowice (Hausdorf), Osówka (Säuferhöfen), Rzeczka (Dorfbach), Soboń (Ramenberg), Włodarz (Wolfsberg) i Książ (Fürstenstein). Obecnie znanych jest 30 wejść do podziemi, z czego tylko 16 jest drożnych, pozostałe są zawalone, zamurowane bądź nieukończone.

    Wszystkie kompleksy tworzone były według podobnego schematu. Budowano sztolnie wejściowe biegnące w głąb gór oraz cały system chodników i komór krzyżujących się prostopadle do siebie, tworzących na planie obraz siatki. Roboty górnicze prowadzono metodami tradycyjnymi: wiercenie skał, a następnie rozsadzanie ich materiałem wybuchowym. Większe komory uzyskiwano drążąc dwa chodniki jeden nad drugim, następnie dzielącą je skałę wysadzano. Prace posuwały się bardzo powoli - w ciągu miesiąca około 100 metrów w głąb góry.

    Siłę roboczą stanowili więźniowie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, którego kilka filii powstało w Górach Sowich. Bardzo duża liczba osób przypłaciła życiem pracę w tak ciężkich warunkach i przy minimalnej racji żywnościowej. Według danych z zachowanych list obozowych przy budowie "Riese" zginęło ok. 5 tys. ludzi. Ocenia się jednak, że właściwa liczba ofiar wynosi 20 - 50 tys.

    Do dziś właściwie nie wiadomo, jakie miało być przeznaczenie budowanych obiektów. Jedna z hipotez głosi, iż w podziemiach miała się mieścić Kwatera Główną Hitlera. Inna podaje, że miały tu powstać fabryki produkujące uzbrojenie. Wszystko to jednak tylko domysły, nie są one poparte żadnymi dowodami. W chwili obecnej turyści mogą zwiedzać dwa z siedmiu kompleksów: Rzeczka (przy drodze z Walimia) i Osówka. Pozostałe nie zostały dokładnie poznane i nie są na tyle bezpieczne, aby można było się w nich swobodnie poruszać.

  15. #15
    Administrator Maxitravelek Natasza ma wyłączoną reputację Avatar Natasza
    Zarejestrowany
    Jan 2011
    Postów
    30,476
    Złoty Pociąg wyruszył w listopadzie 1944 r. z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Lokomotywa ciągnęła 12 wagonów wyładowanych złotem i kosztownościami. Tego skarbu do dziś nie znaleziono.

    Jak mówi czarna legenda hitlerowskich skarbów, Złoty Pociąg został zatrzymany, a cała obsługa - zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Potem pociąg wjechał tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami na Śląsku, w rejonie Jeleniej Góry. Ma tam być do dziś.
    Zależnie od źródeł, w wagonach znajdowało się złoto Wrocławia, Bursztynowa Komnata, część depozytów Centralnego Banku Rzeszy, dzieła sztuki zrabowane w Polsce i Rosji, ewentualnie tajne archiwa III Rzeszy.

    Wymieniane przy tej okazji Złoto Wrocławia jest wciąż nieodkrytym realnym skarbem. Był to wielki zbiór cennych przedmiotów oddanych do depozytu przez ludność Dolnego Śląska, na mocy wydanego w 1944 r. zarządzenia ministerstwa finansów III Rzeszy.

    Czy złożony z 12 wagonów pociąg ze skarbami mógł zostać
    ukryty w górze Sobiesz?

    Niektórzy znawcy tematu twierdzą, że nie miało to sensu. Inni dowodzą, że przecież w pobliskich Piechowicach znajdowała się fabryka zbrojeniowa i część tego obiektu mogła mieć w górze wielopoziomowy schron połączony z zakładem podziemnym tunelem.

    Podobno przy drodze z Piechowic na Cichą Dolinę i w okolicach Grzybowcy są wejścia do tuneli zamknięte stalowymi bramami.

    Złotego Pociągu i za czasów PRL-u, i w III RP, szukało wielu polskich łowców skarbów. Bez skutku. W 1995 r. zainteresowanie tymi zrabowanymi dobrami powróciło za sprawą Władysława Podsibirskiego, persony wówczas właściwie nieznanej w środowisku polskich poszukiwaczy skarbów.
    Sensacyjna jest za to mnogość śladów wskazujących, że jakiś pohitlerowski skarb
    rzeczywiście wciąż czeka na swego odkrywcę. - W Górach Sowich, w podziemiach, ukryliśmy skrzynie z cenną zawartością - pisał w swym testamencie niemiecki saper, major Hans von Schreck.

    A może Złoty Pociąg nie był pociągiem szynowym tylko drogowym? W marcu 1945 r. do twierdzy w Srebrnej Górze przyjechała od strony Ząbkowic Śląskich kolumna kilkudziesięciu ciężarówek. Według relacji świadków, transport ten był tak tajny, że konwojujący go esesmani nakazali mieszkańcom miasteczka - pod karą śmierci! - pozostać w domach i zasłonić okna.

    Świadkowie twierdzili, że ciężarówki wyjechały ze Srebrnej Góry puste, a wyjazd transportu poprzedziła seria wybuchów. Zakładano, że Niemcy ukryli coś w podziemiach twierdzy, po czym wysadzili wejścia do lochów.

    Po wojnie próbowano ten rejon zbadać - do dziś niczego nie znaleziono. Pod koniec II wojny światowej wycofujące się wojska hitlerowskie ukryły wiele dóbr i archiwów, znalezionych później przez Amerykanów w sztolniach kopalni
    na terenie Niemiec. Także w Polsce odkryto nie jeden nazistowski skarb pochodzący z rabunku. Poza tym jakiś Złoty Pociąg rzeczywiście istniał. Był to pociąg ze złotem zrabowanym na Węgrzech.

    Węgierski Złoty Pociąg wyjechał pod koniec kwietnia 1945 r. z Budapesztu. Amerykanie odkryli go w Tunelu Tauryjskim w pobliżu Bockstein w Austrii. Skład tworzyły 24 wagony wyładowane kosztownościami zrabowanymi zamożnym Węgrom pochodzenia żydowskiego. Były tam skrzynie pełne złotych obrączek i świeczników, diamentów, biżuterii, a także ponad 1 tys. 200 cennych obrazów. 11 maja 1945 r. ten skarb przejęli amerykańscy żołnierze.

    "Polskiego" Złotego Pociągu, jak dotąd, nie znaleziono. Może ukryto go w innym miejscu, niż się zakłada, możliwe też, że faktycznie jest legendą. Nie oznacza to jednak, że nie warto skarbu szukać.

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 5 1 2 3 ... OstatniOstatni

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów