W tej hiży przyjęcie jest „królewskie”: duży pokój, nowe drewniane mebelki (10 lv od osoby), a są i zbiorowe sale, możemy zaraz zejść na posiłek. Usadzają nas w kuchni-jadalni za długim stołem, sałatka, kiftety i buteleczki już są na stole, dostajemy też zupę, pykającą na ogniu w wielkim garnku. Może to obecności postawnego pana „komisara” policji z Banska zawdzięczamy tę rubaszną atmosferę. Jego nastoletni syn praktykuje, słaby jeszcze angielski. Probuję porozumieć się po rosyjsku, tylko kierownik schroniska zna go nieźle, inni są zbyt młodzi...mimo to języki się rozkręcają i nawet małomówny były zawodnik karate opowiada o swoim uczestnictwie w mistrzostwach w...Olsztynie, gdzie sam dojechał samochodem.
Rano, przez niedomkniętą okiennicę, słońce rzuca jasną plamę na ścianę, wyskakuję z łóżka, symboliczne mycie pod bierzacą wodą w kamiennym obmurowaniu, gdzie niżej moczą się naczynia z wczorajszej kolacji. Śniadanie i w góry ! Inni też idą w góry, z dołu pędzi gęsty tłum niedzielnych turystów w różnym wieku, różnych butach, różnych strojach. Ścieżka zamienia się w błotnistą ślizgawkę. Kilka fotografii „Rybnego” jeziora, „Trilistnika”, potem „Bliźniaczego”. Bułgarzy ciągle idą w góry, chmury niestety też, słoneczka wystarcza do „Nerki”.
jezioro Rybne
jezioro Blizniacze