+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 26

Temat: Na bułgarskim szlaku daleko od morza

  1. #1
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491

    Na bułgarskim szlaku daleko od morza

    Bułgaria, kraj naszych wakacyjnych marzeń w okresie studenckim, zachowany w pamięci jako teren wysokogórskich wędrówek i miłego wylegiwania się na plaży pod prażącym słońcem po kąpieli w ciepłym morzu.
    Po wielu podróżach po świecie przyszła mi chęć tam powrócić i zobaczyć co pozostało tak jak dawniej a co się zmieniło, szczególnie wobec tylu zmian na mapie politycznej Europy.


    Oto postęp po bułgarsku

    W sierpniu 2009 r. wjeżdżamy do Bułgarii od strony Macedonii, małe przejście graniczne Delczevo – Lisiczkovo, inny kraj, inne napisy a krajobrazy takie same.
    Pierwsze docelowe miasto – Błagojevgrad; główna ulica jest w przebudowie, asfalt kompletnie zrypany, kurz, żwirek, maszyny drogowe blokujące drogę, ulica prawie nieprzejezdna ale samochody bułgarskie jadą, to my też. Skrzyżowanie, następna ulica w podobnym stanie, ani tablicy ani znaku, ani objazdu, pchamy się do jakiegoś centrum. Potrzebujemy tylko „dziury z levami” czyli dystrybutora pieniążków, zakupy odkładamy na poźniej... Jest jakiś bank, dziura „mówi” po angielsku, mamy nasze „lwy”.
    Następnie kierujemy się do Dupnicy (bez skojarzeń, proszę, choć miasto niezbyt duże...) a potem na Bobov Doł aby dojechać do Zemen.
    Bobov Doł, nazwa mówi sama za siebie, tyle że dla fundatorów było to miasto robotnicze zbudowane obok kopalni odkrywkowej a obecnie jest to grobowiec utopijnych idei socjalistycznych. Po ilości zaparkowanych samochodów widać, że kopalnia ledwie pracuje, ale po ilości nieczynnych taśmociągów i zardzewiałych urządzeń widać, że przyszłość kopalni i fabryki nie wytrzymuje próby nowych czasów. Bobov Doł, przecięty linią kolejową, pół stara wioska z biednymi chałupami, pół miasto – kilka wielopiętrowych bloków, postawionych wprost na trawiastym zboczu.
    Między blokami jest mały placyk, pomyślany jako nowa agora dla pieszych ze sklepami i restauracją w środku, ale bez możliwości dojazdu nawet dla dostawców.
    Aktualnie sklepiki i kafejki znalazły swoje miejsce na obrzeżu osiedla przy ulicach, gdzie można zaparkować. Budynki od lat nie remontowane, tynki odpadają a metalowe barierki balkonów żre rdza, betonowe schodki zapadają się, bieda aż piszczy, prawdopodobnie bezrobocie jest znaczne. Wokół bloków rośnie wysoka, dzika trawa. Wszystko razem robi przygnębiające wrażenie, nawet nie fotografuję bo mi wstyd...
    Jedziemy, objeżdżając zabudowania i teren kopalni odkrywkowej, do lasu powyżej kopalni na piknik. Pod niskimi szarymi chmurami z których zaczyna kropić deszcz, przyszłość tutejsza wydaje się jeszcze bardziej smutna. To tu widać całą utopię socjalizmu.
    Już na szosie Kjustendił – Radomir stoją nowe drogowskazy do monastyru w Zemen, moje wydruki z google earth nie są potrzebne.
    Zemen to rozległe, małe miasteczko, ustytuowane wzdłuż linii kolejowej, biegnącej górskim wąwozem rzeki Struma, gdzie dawniej (XI-XVI w.) był zamek Ziemlen Grad. Monastyr znajduje się na pn-zach. krańcu miasta, w odległości 2 km, w lesie na górce. (zwiedzanie w godz. 9-17.30, wejście: 3 lv, w poniedziałki gratis). Dziś jest... właśnie poniedziałek.
    Wchodzimy




  2. #2
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Teren Zemeńskiego Monastyru otoczony jest murem z bramką wejściową, wewnątrz na trawiastym dziedzińcu, gdzie z jednej strony mamy długi budynek z pomieszczeniami klasztornymi i dzwonnicę, niedawno odstaurowane, wznosi się pośrodku kościół św. Jana Teologa z XI – XIV w. Zbudowany na planie kwadratu z trzema płytkimi, półkolistymi, wysokimi absydami od wsch. ( środkowa z biforium), nakryty piramidkowym dachem z kopułą na wysokim bębnie. Jest to rzadki egzemplarz średniowiecznej sztuki lokalnej, odbiegający od kanonów oficjalnego stylu bizantyjskiego.
    Ściany wewnętrzne i kopuła pokryte są całkowicie freskami z XI a głównie z XIV w. – sceny od Zwiastowania do Ukrzyżowania, jest też portret św. Jana Rylskiego i pary królewskiej: król Dejan i jego żona Doja, fundatorów fresków. Posadzkę stanowi dziwna mieszanka płytek marmurowych i kamiennych; są to dary miejscowej ludności.






  3. #3
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Wracamy do miasta na piwo i zakupy, piwo znajdujemy bardzo łatwo w jednym z barów ze stolikami na tarasie na ulicy, gorzej z zakupami, bo chcemy absolutnie kawałek świeżego boczku. Uprzejmy mieszkaniec prowadzi nas od sklepiku do sklepiku ale nigdzie nie ma boczku a tym bardziej świeżego mięsa, same mrożonki, nie mówiąc już, że w mieście nie ma sklepu mięsnego. Zadawalamy się czymś co przypomina kawałek tłustej szynki.
    W Zemenie nie ma gdzie spać bo to jeszcze nie jest miejscowość turystyczna. Decydujemy się szukać szczęścia nad niedalekim jeziorem Pczelina, okrążając je od zachodu. Jest drogowskaz do bazy wodnej (?), zjeżdżamy po kiepskiej drodze, przystań, kilka łódek rdzewiejących na brzegu, kilka w wodzie, budynek udający hotel, restauracja z tarasem i pomost. Na powitanie obszczekują nas dwa psy. Właściciel hotelu zza baru, mówi po niemiecku, oferuje hotel za 35 leva lub możliwość postawienia namiotu pośród tych starych kryp na skraju terenu za 10 leva. Wszystko razem nie do przyjęcia, odjeżdżamy a hotelarz obraża się.
    Z szosy widać w dole jezioro i dwa samochody rybaków, skręcamy.
    Trzej rybacy stoją w wodzie po pas i moczą „kije” znaczy wędki, żaby rechoczą, ze wsi za wodą dobiegają słabe wieczorne odgłosy, sielanka. Kręcimy się koło samochodu, niby coś poprawiając.
    O zmroku rybacy wychodzą z wody bez ryb, mówię „dober veczer”, wymieniamy uśmiechy, jeden z nich od razu tłumaczy, że tam wyżej, 200 m dalej, jest lepsze miejse na biwak... ślicznie dziękujemy, nieśmiało pytam, co na to powie policja ? – reakcja gwałtowna w stylu: no niech tylko spróbują !



    Doskonale smakuje kolacja pod gwiazdami i z panoramicznym widokiem na jezioro. Zasypiamy w śpiworach pod gwiaździstą kopułą, rano, niestety to nie śliczne niebo nas budzi ale deszczowe, kapiące chmury.

  4. #4
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Okrążamy jezioro przez małe wioski i gubimy drogę, tubulcy mówią, że trzeba nazad i koło samolotu skręcić w lewo...? Tu nie wierzę własnym uszom i mam wątpliwości, czy słowo samolot po bulgarsku znaczy to samo ? Okazuje się że jest samolot, stary MIG na słupie jako pomnik-trofeum.
    Wjeżdżamy do Sofi, deszcz ciągle pada i to coraz większy. Posługujemy się planem miasta sprzed 30 lat, osiągamy centralny plac i parkujemy przed międzynarodowym hotelem. Pierwsze kroki kierujemy do księgarni po mapy i słowniki; mapa Riły jest, słownik PL-BG nie ma, FR-BG nie ma, IT-BG nie ma, o rosyjski delikatnie nie pytamy, sprzedawczyni traci cierpliwość i pyta: - iloma językami mówicie ? – no, razem to będzie 6-cioma, ona kręci głową, z podziwem czy niedowierzaniem ? Wychodzimy ze słownikiem angielsko-bułgarskim i rozmówkami bułgarsko-polskimi.
    Deszcz leje już zupełnie jak z cebra ale decydujemy się na zwiedzanie miasta bo w góry i tak nie będzie można iść.
    W Sofi nie widzę wiele zmian, owszem są kolorowe reklamy, banki, nowoczesne sklepy o ładnych witrynach ale dawne budynki rządowe są tak samo smutne, brak toalet publicznych a płyty chodnikowe udają huśtawki i chlapią błotem zależnie gdzie stopa stanie. Jedynie drzewa rozrosły się niesamowicie.
    Deszcz ustaje, jedziemy na południe miasta do dzielnicy Bojana, do zabytkowej cerkwi prowadzą nowe strzałki (wejście: 10 leva ale razem z sofijskim Muzeum Historycznym, otwarta w godz. 9 - 17). Cerkiew bojańska to zespoł trzech budowli z różnych okresów w otoczeniu pięknych, wiekowych drzew.





    Najstarsza pochodzi z X w., z czerwonej cegły, na planie kwadratu (wewnątrz: krzyża greckiego), z półkolistą absydą, nakryta kopułą na wysokim okrągłym bębnie. Ściany zewnętrzne dekorują nisze i ceglane fryzy. Druga część została dobudowana w pocz. XIII w. też na planie kwadratu, z kaplicą na piętrze, dostępną przez zewnętrzne schodki. W pocz. XIX w. dobudowano trzecią część z kamienia, bez wartości artystycznych.
    Wnętrze zostało w 1259 r. całkowicie pokryte freskami, które stały siexy prekursorem nowego stylu malowania na Bałkanach i stanowią jeden z najważniejszych zespołów średniowiecznych fresków bułgarskich; sceny biblijne zawierają 240 postaci, m.in. św. Jan Rylski i władca Kałojan z żoną Desisławą, para fundatorów. Z pierwotnych X-wiecznych pozostały tylko fragmenty. Jakiekolwiek fotografowanie jest ściśle zabronione.

  5. #5
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Trudności z wyjazdem z miasta w godzinach szczytu to wątpliwy przywilej wszystkich europejskich stolic, na dodatek trwają prace drogowe a deszcz przypomniał sobie że powinien padać. Zamiast do Rylskiego Monastyru decydujemy się jechać do Saparewej Bani, na północnych stokach gór Riła. Są hotele, wille, ale brak miejsc, deszcz tak leje że nie widać ogłoszeń o kwaterach, oświetlony geyser ledwo majaczy między budynkami. Lądujemy już na progu nocy w willi za 36 leva w dużym apartamencie, to nie czas na targowanie się. W deszczu pędzimy na kolację do pobliskiej stylowej restauracji „Flora” i tu już po szklance wermutu humor nam się poprawia.
    Rano zerkam za okno, pada, raczej leje, nawet pobliską choinę widać jak przez mgłę, przerzucamy zdjęcia na laptopa, dochodzi południe, internetowe prognozy są pomyślne... ale za dwa dni. Opuszczamy willę i wyruszamy na zakupy i słoneczko też powoli wyrusza na niebo.
    W drodze do Rylskiego Monastyru, we wsi Stoby skręcamy na południe na „Stobskie Piramidy” (2 km) – rezerwat dziwacznych formacji skalnych, spowodowanych erozyjnym działaniem wody na zbocza. Jest budka przy wejściu, trzeba płacić 2 lv od osoby, otrzymujemy folder, dopiero potem orientujemy się, że po godz.17-ej budka jest zamknięta, czyli wstęp wolny bo szlabanu brak, z czego skwapliwie korzystają tubylcy.



    Juz widać pierwsze piramidy
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 03-02-2011 o 22:24

  6. #6
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Spojrzenie na Stobskie Piramidy





    Droga okrąża wzgórze, niestety po deszczu zmieniła się w błotniste rozlewisko, potem wznosi się stromo do góry na szczyt (około 30 min marszu). Już widać wieże, kominy, igły skalne, często nakryte kamiennymi czapami, osiągają wysokość kilkunastu metrów, swoje formy zawdzięczają wodzie złobiącej zbocze z bardzo miękkiego piaskowca. Szczególnie ładnie wyglądają w promieniach zachodzącego słońca, które barwi je w odcieniach od żółci do brązu. Wracając można zejść „na skróty” stromą scieżką wprost na parking w miasteczku.



    Ostatnio edytowane przez pixi ; 03-02-2011 o 22:26

  7. #7
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Przed wieczorem docieramy do słynnego Rylskiego Monastyru, zagubionego wśród stromych zboczy górskich pokrytych pięknym, wiekowym, gęstym lasem (park narodowy). Kierujemy się na kamping.



    Kampingi sa 2 - wybieramy "Bor", który wydał się nam rajem wolności i dzikości, choć „Zodiak” ma lepszą opinię internetową. "Bor" położony bliżej klasztoru, (1 km szosą na wsch.) za rzeką, jest trawiasty, kilka zielonych małych domków, niżej bar-sklep, sanitariaty z czasów dinozaurów...
    Wyżej na końcu drogi, druga część; 15 dużych domków z werandami, ustawionych liniowo na opadającym zboczu, środkiem soczysta trawa, wspaniały widok na grań i skaliste góry, jakby tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Po drugiej stronie polany pozostałość komunistyczna: budynek świetlicowo-kuchenny, teraz do wolnego użytku dla kampowiczów. W wielkiej kuchni zachowały się nawet częściowo talerze, szklanki itp z dawnych serwisów, kuchnia, pralka, lodówka do dyspozycji. Z tyłu budynku jest WC w tragiczym stanie, 1 oczko i sala przyszniców, duża ale została tylko jedna rura z improwizowanym sitkiem. Woda leci jednak bardzo gorąca.
    Atmosfera obozowa, każdy stawia namiot i pali ognisko gdzie chce. Decydujemy się na wynajęcie domku z werandą bo pada deszcz (przy kilkudniowym pobycie stanowi to 8 lv na łebka za noc). Domek nie widział remontów od ...urodzenia, materace i pościel podobnie, jedynie rozcięto poszwy na prześcieradła ale są obrębione i czyste (!) koców dostatek. Wewnątrz, 4 łóżka, szafka, podstawowe wyposażenie mocno wysłużone. Zresztą są domki w lepszym i gorszym stanie.





    Nieco dalej, przy szosie na Kiriłową Polanę jest kamping "Zodiak". Najwięcej miejsca na nim zajmuje nowa, nowoczesna restauracja z tarasami, stołami na trawie i nad wodą, szerokie menu, smaczne, kelner w para-ludowym stroju, ceny przystępne. Jest też bar i nowe łazienko-kible, czyli zwyczajem bułgarskim prysznic nad sedesem z umywalką obok.
    Domki (10 sztuk) są takiej samej konstrukcji ale w miarę odnowione i mają nowe wyposażenie i wyższą cenę, tłoczą się z brzegu asfaltowego placu pod lasem. Za restauracją jest kamienisty teren dla kamperów i kawałek trawy dla namiotów i 2 drewniane sławojki.

  8. #8
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Następny dzień przeznaczamy na zwiedzanie Rylskiego Monastyru. Z rana, tu na dole pogoda jest słoneczna, jedynie na grani wiszą ciemne chmury.
    Na dziedzińcu monastyru tłum turystów, zakonników niewielu, jedynie z daleka wyróżnia się jeden wysoki, „dwumetrowy”. Podziwiamy piętrowe zabudowania klasztorne wokół dziedzińca, ich ozdobną kolorystykę, elementy dekoracji drewnianej, niestety schody na piętrowe arkady są zabronione dla nie VIP-ów i nie możemy zobaczyć pomieszczeń służących dawniej bogatym pielgrzymom za hotel i ozdobionych przez ich rodzime miasta.....
    Monastyr, mityczny symbol wiary ortodoksyjnej dla każdego Bułgara, został założony przez mnicha Jana w IX w. Przechodził różne koleje losu, ostatecznie został odbudowany w aktualnej formie w I pol. XIX w..
    Całe podcienia wokół usytuowanej na środku cerkwi pokryte są freskami o bardzo bogatej tematyce, wnętrze również, choć panujący mrok nie pozwala ich docenić.








  9. #9
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Rozgladąmy się wokół dziedzińca








  10. #10
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Podziwiamy freski








  11. #11
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491







  12. #12
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491


    jeszcze rzut oka na cerkiew



    i dziedziniec



    i wychodzimy

  13. #13
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Po posiłku na werandzie w naszym domku: sałatka z bułgarskich pomidorów z macedońskimi ogórkami i grecką cebulą, posypana serem bułgarskim, udajemy się do eremu św.Jana Rylskiego, do którego prowadzi kamienista ścieżka.
    Właśnie nadchodzi grupa francuskich turystów z bułgarskim przewodnikiem, który po zwyczajowej gadce, zachęca ich również do przepchania się przez wąski otwór w grocie, mówiąc że to jest miernik grzechów - niepoprawni grzesznicy nie przecisną się. No.., jest to raczej ucho igielne dla grubasów. Przechodzimy, choć wymaga to niezłej giętkości kręgosłupa.
    Nieco dalej, jest „skała życzeń”, trzeba wetknąć w rysy kartkę z napisanym życzeniem a może się spełni - prosimy o ładną pogodę na najbliższe dni.
    Jest piątek, 14 sierpnia i już od wczoraj trwają przygotowania do święta. Przy drodze stają stragany, improwizowane bary, a w lesie wyrastają namioty.
    Zostawiamy samochód pod lasem na kampingu i idziemy w góry na kilka dni. Idziemy „na lekko”, bez sprzętu biwakowego, nawet bez śpiworów, licząc na noclegi w schroniskach – hiżach. W małych plecakach zabieramy jedynie ciepłą odzież i prowiant... na wszelki wypadek.






    informacja o gatunkach drzew spotykanych w lesie

    Odnalezienie początku niebieskiego szlaku nie jest łatwe, droga wiodąca spod klasztoru, koło restauracji, nad strumieniem w las, jest zagrodzona budową hotelu i zatarasowana kupą kamulców. Nie zauważamy odejścia scieżki w prawo (brak jakiegokolwiek oznakowania) i zapędzamy się trochę za daleko wzdłuż strumienia. Ponieważ nie lubimy cofać się, wybieramy wejście na przełaj na zbocze po prawej, prostopadle do rzeki, licząc, że niedługo złapiemy niebieski szlak.
    To „niedługo” trwa dość długo, zbocze o dużym stopniu nachylenia, pokryte zeschłymi liśćmi nie daje należytego zaczepienia stopom. Idziemy od buka do buka, od choiny do choiny, cały czas licząc się z możliwością, wcale nie pociągającą, zaliczenia zjazdu na brzuchu aż do strumienia w razie nagłego potknięcia się. Wreszcie po około godzinie osiągamy ścieżkę szlakową.



    Drzewa stają się rzadsze, przechodzimy przez wysokie trawy, mijamy schodzące z góry dwie Słowaczki z dużymi plecakami, z ich min wnioskujemy że droga będzie długa. Robimy krótki postój przy źródełku na posiłek. Stromą ścieżką, długim ostrym podejściem przechodzimy przez połacie wysokich roślin o rozłożystych liściach, odcinkami zakrywających całkowicie wąską ścieżkę. Żartujemy, że to bułgarska koza wytyczyła szlak. Trawersujemy zieloną łakę i za każdym krokiem mamy wrażenie, że ta grań miedzy Małyk Mramorec a Goljam Mramorec oddala się od nas. Kiedyś, eksplorując Riłę w klubowej grupie za studenckich czasów nazywaliśmy je „krowimi górami”, te zielone zbocza przypominały pastwiska. Na górze, na wysokości ponad 2500 m, a więc pokonaliśmy ponad 1400 m w górę od klasztoru (1150 m.n.p.m.) na odległości prawie 3 km, jest dużo zimniej, od północy nadchodzą chmury.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 09-02-2011 o 21:21

  14. #14
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Skrzyżowanie z czerwonym szlakiem - udajemy się nim w prawo, w stronę Maliovicy. Ścieżka znaczona jest też tyczkami tak pomocnymi we mgle i śniegu. Szybko i łatwo wchodzimy na Elenin Vrah (2654 m), zostawiając po lewej ścieżkę na samą Maliovicę, dalej...koniec „krowiej góry”, ostre zejście w dól poprzez skałki, ruchome kamienie, brzegiem grani, widoki w dół nie dla osób z lękiem przestrzeni.
    Trochę niżej zatrzymujemy się na krótką rozmowę z dwoma Bułgarami, którzy właśnie rozkładają namiot na materacu z kosówki. Zbliża się wieczór, schodzimy do hiży Maliovica, według informacji bułgarskiej o schroniskach, powtórzonej w przewodniku „Bezdroży”, powinniśmy tam być za 1,5 godziny, tymczasem pokonaliśmy już trawers przy Eleni Ezera, schodzimy na kolejne tarasy, spodziewając się zobaczyć hiżę za każdym kolejnym, skalnym progiem, jednakże kamienista droga nie pozwla na szybki marsz, a czas ucieka.
    Niżej, środkiem doliny płynie rzeka dzieląca się na wiele małych strumyków, pojawiła się już wysoka kosówka, są teraz i duże głazy co utrudnia posuwanie się a noc już właściwie zapadła. Gubimy kilkakrotnie szlak, z dawnych wędrówek pamiętam, że schronisko jest na brzegu rzeki, dobrze ukryte w drzewach, jednakże w świetle czołówek trudno coś dostrzec, nagle słychać szczekanie psa i zaraz potem dostrzegamy słabe światło. Jeszcze tylko przeprawa przez rzekę i podmokłą łąkę i wchodzimy do środka.
    Jest godz. 22.05 kuchnia już nieczynna, bufet łaskawie sprzedaje nam 2 butelki piwa, dostajemy pokój. Dziwimy się że nikogo tu nie obchodzi nocne zejście turystów z gór przy świetle latarek... właściwie tylko pies nas wita. Nie takie były kiedyś górskie obyczaje.
    Całe zejście trwało aż 3 godz. dlaczego tak długo? Później, inni spotkani turyści też potwierdzają, że te „oficjalne” czasy przejścia są zbyt optymistyczne, szczególnie z dużym plecakiem i zatrzymaniami na fotografowanie....
    Pokój malutki, stare piętrowe łóżko (14 lv od osoby), dwa stoły i żadnego krzesła, szafka bez drzwi, zaczynamy od zdjęcia butów i wypicia tych piw, dopiero potem wyciągamy puszkę mielonki. Prysznica nie ma ale jest gorąca woda w kranach we wspólnej łazience.
    Nastepnego dnia od rana leje deszcz, jesteśmy w kompletnej mgle, nawet słabo widać drugi, bliski bydynek, to mocno krzyżuje nasze plany. Schodzimy do jadalni na kawę (ochydna lura tyle że ciepła), razem z pozostałymi gośćmi zastanawiamy się co dalej.
    Niektórzy wracają do kompleksu Maliovica, okolo 11-ej, większość wychodzi grupkami w góry bo się trochę przetarło. Przy skale-pomniku z tabliczkami na pamiatkę bułgarskim wspinaczom poległym w górach świata już deszcz nie pada i widoczność jest lepsza.








  15. #15
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Podchodząc do Eleni jeziorek, spotykamy grupę polskich studentów z Podhala, to ich głosy słyszeliśmy wczoraj z góry. Jeziorka można zobaczyć, jak chmury się uchylą. Po deszczu droga wydaje się łatwiejsza, błotko przytrzymało te wszystkie ruchome kamyczki. Wdrapujemy się na Elenin Vrah, wejście trwa też 3 godz. (a nie zapowiadane 2,5), skręcamy na północ ścieżką na właściwą Maliovicę (2729 m), to tylko 10 min ale pogoda zmienia się momentalnie, leje deszcz, pamiątkowe zdjęcie pod słupkiem, nawet nie widać tej kilkusetmetrowej przepaści.
    W strugach deszczu wracamy na czerwony szlak i idziemy do doliny Sedemte Ezera obejrzeć te 7 malowniczych, polodowcowych jeziorek. Przejście jest łatwe, w większości po trawiastym terenie, jedyne skaliste podejścia to na Dodov Vrah i potem na Damgę. Idziemy ciągle w chmurach napływających z północy, czasem tylko ukazuje się jedno z Urdini Ezera. Szlak znakowany jest farbą na kamieniach i tyczkami z tabliczkami absolutnie już nieczytelnymi, rdza zżarła napisy.
    Wreszcie jest charakterystyczna, widoczna z daleka dzwonnica na Razdeli.





    Maszerujemy dalej, wieczorem chmury rozsuwają się i już widzimy pierwsze z siedmiu jezior, najmniejsze, „Łzę”, na grzbiecie obok po prawej – bardzo liczne, charakterystyczne kamienne kopczyki usypane przez turystów. Błotnista, rozdeptana droga prowadzi do niższego ”Oka”, prawie okrągłe, najgłębsze, ponoć 37 m i najładniejsze i jeszcze niżej półkolista „Nerka”. Już widać schronisko, nieduży budynek z kamienia o rozpłaszczonym dachu, skręcamy niebieskim szlakiem. Trasa dzisiaj trwała 7 a nie 6 godz. jak podaje przewodnik, nawet sami Bułgarzy przyznają że potrzeba 9 godz.


+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów