+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 3 1 2 3 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 15 z 35

Temat: Tropem Hannibala

  1. #1
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491

    Tropem Hannibala

    Hannibal kartagiński potrafił w III w.p.n.e. zorganizować samodzielnie wyprawę przez Europę do Rzymu, przyszło mi na myśl zorganizować samodzielnie wyprawę z Europy do Kartaginy i spenetrować okoliczne tereny, wiosna 2010 r. Hannibal przeprowadził swoje słonie przez zaśnieżone Alpy, wywołał drugą wojnę punicką i poniósł klęskę pod Zamą, nam wystarczy oglądać ośnieżone szczyty z samolotu, a przy dobrym przygotowaniu pewnie unikniemy „zamy”.

    Szybko okazało się, że z „laste minute” przelot wypada około 2-ej w nocy, zakwaterowanie jest w „kombinacie turystycznym” daleko od miasta, na nielicznych i drogich „wycieczkach fakultatywnych” zwiedzanie trwa za krótko (a czekanie na spóźnialskich za długo) a na dodatek, my nie lubimy gdy ktoś organizuje nam program dnia, dyktuje godziny posiłków... i zamyka w trójkącie: hotel - restauracja - plaża (mało przydatna w marcu).

    Przygotowania rozpoczęły się od internetowego wyszukania taniego przelotu i taniego hotelu w Hammamecie, w mieście, w drugiej połowie marca, na tydzień. Mając możliwość dowolnego wyboru terminu, po wielokrotnych symulacjach znajdujemy: hotel 3* Residence La Paix, pokój 2-osobowy z kątem kuchennym, łazienką, klimatyzacją i tarasem za 10,80 € za dobę. Znajdujemy też zniżkowy przelot linią regularną z możliwością wyboru godziny lotu na wybrany dzień.
    Szybka opłata kartą kredytową, po kilku minutach już „przychodzi” bilet „elektroniczny” i potwierdzenie rezerwacji, które trzeba sobie wydrukować.
    Potem zbieram wszelkie przydatne tam adresy, rozkłady jazdy, plany, godziny otwarcia zabytków, ceny i studiuję przewodniki.








  2. #2
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Dzień D – pewien marcowy wtorek. Jak zwykle czynności około lotowe, rozliczne kontrole zabierają wiecej czasu niż sam przelot. Lecimy nad Alpami, pięknie wyglądają białe, ostre szczyty, popołudniowe słońce podkreśla relief. Lądowanie na Tunis – Carthage z lekkim opóźnieniem ale kontynent zdobyty !
    Szybko pospieszamy do kontroli, prawie biegiem po odbiór bagażu, w przelocie pobieramy pierwsze dinary z dystrybutora ustawionego przemyślnie w korytarzu niedaleko taśmociągu i wychodzimy na zewnątrz aeroportu, ponieważ po lewej od wyjścia, przy szosie już czeka bezpośredni, biało-czerwony autobus nr. 104 do Hamametu ( kurs tylko o godz.13.30 i o 18-ej, w sezonie są 4 kursy dziennie). Cena biletu (u kierowcy) wynosi 4 dinary i 100 milimów, zabawne ? (= 2,1525 € = 8,60 zł). Czas przejazdu 1 godz 15 min, to niecałe 100 km.

    Jedziemy wzdłuż strefy zabudowy podmiejskiej do Tunisu, potem autostradą, zostawiając po prawej centrum i szybko jesteśmy za miastem. Przy drodze rosną eukaliptusy, szeregi opuncji, wielkie drzewiaste mimozy z naręczami gałęzi pokrytych żółtymi kulkami kwiatów ale też i drzewa iglaste, pejsaż uzupełniają gaje oliwne, winnice, jeszcze bezlistne i łąki pokryte żółto kwitnącym kwieciem wiosennym.
    Jest jednak dość zimno, przez cały poprzedni tydzien padał tu deszcz o czym przypominają przydrożne kałuże. Przejeżdżamy przez niewysokie pasmo górskie, w dali na wsch. widać skalisty wyższy grzbiet, przypominający koguci grzebień i zaraz zapada zmrok.





    Ostatnio edytowane przez pixi ; 14-02-2011 o 09:27

  3. #3
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W Hammamecie taksówek jest pod dostatkiem i za umowione 4 dinary dojeżdżamy do naszego hotelu. Hotel ma inny adres a gdzie indziej fasadę i wejście....
    Nasz pokój ma ze 30 m², 1 podwójne łóżko i jedno dodatkowe (małe dzieci śpią bezpłatnie), obszerny stół, taras ze stołem i 3 krzesełkami, wielką łazienkę z wanną, kącik kuchenny z lodówką i kilkoma naczyniami itp. Klimatyzację przez pierwsze trzy dni używamy w pozycji „grzanie”.
    Wyposażenie jest minimalnie podstawowe ale wystarczające. Hotel ma 3 gwiazdki i choć nie mam wielkiego doświadczenia w takich noclegach, wydaje mi się że firmament europejski nie jest tak chojny i dałby mu najwyżej jedną. Pokój jest jednak odnowiony i czysty. Problem w tym, że ten sam pokój w sezonie kosztuje 6 razy więcej a nie sadzę aby był 6 razy bardziej komfortowy i lepiej wyposażony.







    Jest godz.19.30 i z wydrukowanym internetowym planem wyruszamy pieszo na wieczorne zapoznanie się z miastem. Do centrum mamy najwyżej 15 min, sklepy są jeszcze otwarte, restauracje zapraszają, robimy zakupy w supermarkiecie, wszystko jest bardzo tanie. Wino, piwo i alkohole kupuje się w dziale obok, zza bardzo wysokiej lady, bez możliwości bliższego obejrzenia butelki (w piątki nie sprzedaje się alkoholu). Z porozumieniem nie ma problemu, tu wszyscy mowią po francusku i większość napisów jest też i w tym języku.

    Szczęśliwe przybycie świętujemy w barze winnym doskonałym muskatem z pobliskich winnic w Kelibia i wracając koło północy zagryzamy plackiem z chawarmą, mocno podsmarowanym pikantną harissą, kupionym w otwartym jeszcze ulicznym „fastfoodzie”. Miasto już śpi spokojne, sklepiki są pozamykane, przyświeca nam księżycowy „rogalik”, zupełnie poziomy.

  4. #4
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Po nocy pełnej hałasu pracującej pompy (?), darcia się kocurów, przecież to marzec, świergolenia ptaszków o świcie, budzi nas słońce, pomiędzy połyskującymi liśćmi palm prześwieca morze – uświadamiamy sobie że jesteśmy na wakacjach i to w Afryce !

    Po spokojnym śniadanku rozpatrujemy możliwość wynajęcia samochodu; cztery kolejne wypożyczalnie proponują to samo, po 50 dinarów za dzień, tłumaczą że mniejszych, tańszych samochodów już nie mają, to i tak taniej niż w internecie i rezerwujemy Polo na następny ranek.
    Dziś jedziemy autobusem nr. 105 do Tunisu za 3,970 dinara/osobę, na dworzec centralny Bab Alioua, stąd jest tramwaj nr. 1 lub 6 przez Pl. Barcelona (z dworcem kolejowym) do stacji kolejki podmiejskiej Tunis Marine, w kierunku Kartaginy.
    Na dziś przewidujemy jednak muzeum Bardo z salami pełnymi pięknych mozaik. Przesiadka na pl.Barcelony na linię nr. 4 (bilety kupuje się za każdym razem w kiosku na przystanku, po 300 milimów/osobę). Jedziemy dość długo, w tłoku, 6-ciowagonikowym przegubowym zielonym tramwajem, bardziej przypominającym metro. Potem jeszcze trzeba iść kawałek na piechotę, dzielnica jakaś niekomercjalna, zaledwie kafejka i bar ale mają doskonałe, olbrzymie, tanie (po 3,500 dinara) pizze.

    Wejście do muzeum przez teren budowy, cena biletu 8 dinarów plus 1 dinar za fotografowanie. Szkoda że „zapomnieli” poinformować, że ponad 60 % sal jest niedostępnych z powodu remontu... a Muzeum Bardo było najmocniejszym punktem naszego programu, właściwie do niego tu jechaliśmy.






  5. #5
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491








    Potem robimy spacer po centralnej, szerokiej aterii miejskiej imienia prezydenta Habib Burgiba, bardzo tu europejsko, nowocześnie, ładne sklepy, pełno kafejek na szerokich chodnikach, fontanna przy wieży zegarowej i tylko palmy przypominają że jesteśmy w Afryce. Zaglądamy na medinę, trudno przeciskać się wąskimi uliczkami pomiędzy sklepikami i w tłumie przechodniów.
    Znowu tramwajem, autobusem wracamy do Hammametu, tu medina jest znacznie przyjemniesza, spokojniejsza. Wieczorem jemy w restauracji, rybę można sobie wybrać z olbrzymiej tacy prezentującej efekt dzisiejszego połowu. Miejscowe wino bez ograniczeń.
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 13-02-2011 o 20:03

  6. #6
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W czwartek odbieramy samochód, (trochę poobijany, kufer się blokuje, drzwi kiepsko zamykają, bak pusty, na liczniku dobrze ponad 100.000 km) i jedziemy do Kairouanu (około 100 km) aby zwiedzić słynny meczet przed końcem tygodnia (otwarty codzień do 14-ej, w piątek już tylko do 12-ej).
    Autostrada w kierunku Sousse jest prawie pusta, skończyły się gaje oliwne, po prawej na horyzoncie górki po lewej zupełnie płasko. Bramka, płacimy 900 milimów i zjazd na inną drogę, roślinność szybko zanika i pozostają tylko nędzne kępki trawy skubane przez żarłoczne barany, pilnowane przez pasterzy w długich kapotach z ciemnej wełny, z kapturem. Rzadkie drzewa przydrożne to eukaliptusy i tamaryszki, przejeżdżamy przez strefę podmokłą, raj dla ptaków, na małych krzaczkach każda gałązka wykorzystana jest na gniazdo, a liczne bocianie gniazda usadowiły się na słupach elektrycznych.

    Do centrum Kairouanu prowadzi szeroka aleja wjazdowa, udekorowana sznurami czerwonych chorągiewek, transparentów i licznymi portretami przezydenta bo jutro jest święto 54 rocznicy niepodległości a po jutrze - święto młodzieży. Taka dekoracja przywołuje pewne obrazy z pamięci.... Na rondzie z daleka widać duże, niebieskie postacie niby ludzkie ale o zwierzęcych głowach z wielkimi uszami – to stylizowane fenki, pieski pustynne, tu zwane labib, które służą jako symbol kampanii czystości: „nie zaśmiecajmy Tunezji, nie rzucajcie śmieci byle gdzie”.



    Kairouan to święte miejsce dla wyznawców islamu; 7 tutejszych pielgrzymek równa się jednej do Mekki. Parkujemy na placu z tyłu meczetu z IX w. o surowych, ceglanych, wysokich murach, pełniącego wtedy również rolę cytadeli. Obchodzimy wokół i tu nagle... otwarta brama aby przepuścić grubą rurę, wijacą się jak czarny wąż, wchodzimy... i dopiero na środku dziedzińca orientujemy się że weszlismy „na gapę”, omijając kasę...i zostajemy.
    Dziedziniec olbrzymi z podcieniami na kolumnach pozyskanych z ruin budowli rzymskich, kwadratowa ceglana wieża minaretu malowniczo rysuje się na tle bardzo niebieskiego nieba, na środku, na podeście ze schodkami jest zegar słoneczny ze skomplikowanymi rysunkami i napisami po arabsku. Sala modlitw jest niedostępna dla „niewiernych” ale drzwi są szeroko otwarte, można podziwiać szeregi kolumn podtrzymujących łuki sklepienia, jest ich 288, w głębi mihrab dekorowany fajansowymi kafelkami a dołem wspaniałe, kolorowe dywany.






  7. #7
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491




    Wychodzimy już właściwymi drzwiami na spacer po medinie, otoczonej płowymi ceglanymi murami. Z bielą ścian domów przyjemnie kontrastują niebieskie drzwi, okna, metalowe fantazyjne kraty, kafelkowe obramowania.

    Na medinie, na suku, liczni młodsi i starsi chłopcy improwizują się przewodnikami, proponując zaprowadzić nas do zabytkowego obiektu (znamy to, skorzystamy, a potem oni zażądają monety), sprzedawcy ciągną do każdego sklepiku; rozmawiamy po polsku co mocno studzi ich zapał, stajemy się „dzicy i nietykalni”. Zwiedzamy sobie spokojnie z książkowym przewodnikiem i notatkami w ręku.



    Ostatnio edytowane przez pixi ; 14-02-2011 o 09:16

  8. #8
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491




    Najoryginalniejszą atrakcją jest stara studnia, noria Bir Baruta, strome schodki prowadzą na piętro, gdzie w kółko chodzi wielbłąd, napedzając koło wodne. Dziś jest to już tylko turystyczna atrakcja i kafejka.



    Na północy miasta znajdują się dawne baseny z czasów dynastii Aglabidów, magazynujące wodę dla ludności, doprowadzaną akweduktem. Pozostały 4 z 14, obecnie też są wypełnione wodą ale z dużym procentem śmieci a park wokół stanowi miejsce spacerów i pikników.


  9. #9
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Najbardziej islamski zabytek to mauzoleum z XV-XVII w. z grobowcem Sidi Sahiba, towarzysza Mahometa, (na płn-zach. od mediny, na obrzeżu miasta). Za białym wysokim murem jest obszerny dziedziniec z minaretem, dalej przejście systemem sal i korytarzy, o ścianach pokrytych stiukiem i dekoracyjnymi, fajansowymi kafelkami na następny, mniejszy dziedziniec z ozdobnymi podcieniami. Do sali pod kopułą mogą wejść już tylko wyznawcy islamu, po zdjęciu butów a panie muszą jeszcze założyć chustę na głowę.








  10. #10
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491






    Darujemy sobie muzeum dywanów, zakupy, ponieważ wielki supermarkiet przy medinie, na ul.Mahdia jest w przebudowie na jeszcze większy i po błądzeniu po mieście bo tu wszystkie ulice mają tabliczki po arabsku, jeśli w ogóle mają, opuszczamy Kairouan.

  11. #11
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    Wracamy tą samą drogą, osiedla są małe i nieliczne, przy drodze zwracają uwagę ekspozycje olbrzymich glinianych waz i dzbanów w bardzo krzyczących kolorach, format absolutnie nie kieszonkowy, nawet nie walizkowy, nie kupujemy. Są też budki - sklepiki rzeźników; do zakupu zachęca wywieszona głowa sprzedawanego zwierzaka, są to... wielbłądy! Obok na trawie w rowie pasie się „zapas towaru”. Kupujemy ładny kawałek z udźca, wyglądem przypomina cielęcinę, po 12 dinarów/kg.
    Resztę zakupów robimy dalej, w miasteczku rozłożonym po obu stronach szosy bo nie wjedżamy już na autostradę.
    Na kolację pichcimy w naszym dwugarnkowym kąciku kuchennym kuskus z wielbłąda z lokalnymi jarzynami, przyprawami – wychodzi pycha !





    Co piątek jest wielki targ jarmark w Nabeulu, to tylko 17 km na pn. od Hammametu i na naszej trasie objazdu przylądka Cap Bon. Jedziemy brzegiem morza, szeroka plaża z białym piaskiem, po drugiej stronie nieprzerwany ciąg białych hoteli i willi, słońce mocno przygrzewa ale lodowaty wiatr skutecznie chłodzi. W Nabeulu tłok na jezdniach, tłok na chodnikach, autokary wycieczkowe próbują się przepchać pomiędzy taksówkami na ulicach, trudno zaparkować.
    Nabeul, położony wśrod pomarańczowych gajów wyraźnie chce być stolicą pomarańczy, które widać tu na każdym kroku. Suk jest za bramą na jednej z głównych ulic Habib Thameur i jej przedłużeniu, Farhat Hached. Pełno tu sklepów z wymyślną ceramiką, wyrobami ze skóry, odzieżą szytą w Tunezji na zamówienie firm europejskich i wszędzie królują sklepy z kapciami „babusz”.





    Ceny to osobna sprawa, parę skórzanych, wyszywanych, ozdobnych babusz na gumie można z początkowej, wywoławczej 85 dinarów kupić, po targu, za 15 dinarów, inne wyroby skórzane podobnie. Są już jednak sklepy afiszujące stałe ceny, zupełnie rozsądne, o ceramikę też już nie trzeba się targować a dżinsy są równo po 22 dinary.
    Być może sprzedawcy stracili cierpliwość do opornych klientów ?
    Ostatnio edytowane przez pixi ; 14-02-2011 o 09:28

  12. #12
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491








    Po zakupach kontunuujemy podróż pośród gajów oliwnych, pomarańczowych, winnic i poletek jarzynowych, na niektórych widać oracza za pługiem ciągniętym przez muła. Właśnie jest zbiór olbrzymich bulw koprów włoskich zwożonych razem z długimi łodygami na przeładowanych ponad miarę ciężarówkach. Są też pastwiska, na nich częściej krowy niż barany.

  13. #13
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491
    W południe przegryzamy pizzę w małej knajpce w Kelibia, tak wielką że wystarcza jedna na dwie osoby. Przy sąsiednim stoliku zasiada piątka Francuzów, przyjechali mikrobusem z lokalnym kierowcą. I dobrze się składa, ruszamy zaraz za nimi, słusznie podejrzewając że ich kierowca wie jak przejechać przez medinę i trafić do ruin punickiego miasta w Kerkouene z VI w.p.n.e. zniszczonego przez Rzymian. Bilety po 5 dinarów/osobę + 1 za fotografowanie, jak zwykle.





    Teren wykopalisk jest bardzo rozległy, trudno dokładnie wyobrazić sobie te domy ogladając jedynie przyziemia ale wszędzie rzucają się w oczy, doskonale zachowane wanny „na siedząco” w różowym kolorze i sprytny system doprowadzania wody i odprowadzania zużytej. Jest to jedyne miasto punickie na ruinach którego nigdy nie budowano później i dlatego tak cenne dla historyków, 2/3 ruin czekają jeszcze na badaczy.




  14. #14
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491


    Dalej wspinamy się pod górę na szczyt półwyspu Cap Bon pod latarnię morską figurującą na słynnych tubkach z harissą a tu nie widać żadnej latarni a sam szczyt jest niedostępny, to tereny militarno-przekaźnikowe.



    Wracając, błądzimy trochę po małych miasteczkach, drogowskazów tu nie ma żadnych. Zatrzymujemy się na zakupy ale właściciel sklepiku, zostawił wszystko otwarte, zaraz wróci, wyskoczył tylko na wieczorną modlitwę do meczetu. Udaje nam się kupić baraninę (w cenie wielbłądziny), mergezki i piękne, olbrzymie, soczyste pomarańcze, po 1dinar 800 milimów za kg.
    Jakoś trafiamy na autostradę i wracamy do hotelu.

    Nasz hotel jest skromny ale w mieście, w części willowej, chcemy niemniej rzucić okiem na być może utracony „raj last minute” czyli zespół turystyczno-hotelowy na 30 tys miejsc w Hammamet Yasmine, 10 km na pd. Jest to długie skupisko wielopiętrowych hoteli ze szlabanami i policją na wjeździe, wybudowane wzdłuż plaży przy nadmorskiej, szerokiej, wysadzanej palmami aleji i drugiej rownoległej. Wszędzie sklepy głównie z eksportową odzieżą i z pamiątkami, bary, jeden supermarkiet, towary raczej dla personelu hoteli bo tu turysta ma wszystko zapewnione.
    Do rozrywki jest też ******, liczne bary, sztuczne lodowisko, parki atrakcji m.in. Carthageland a nawet sztuczna medina z prawdziwymi sklepikami. Ceny wszędzie wyższe niż w mieście. Jeżeli już jednak ktoś bardzo chce wyjrzeć za bramy tego raju to jest autobus nr. 115 do Nabeulu przez Hammmamet co pół godziny, małe elektryczne kolejki i oczywiście taksówki.




  15. #15
    Moderator Maxitravelek pixi is on a distinguished road Avatar pixi
    Zarejestrowany
    Feb 2011
    Postów
    7,491






    Na dzisiaj planujemy wyjazd do Dougga, dawnego miasta nubijskiego, zdobytego przez Rzymian w 46 r.p.n.e. i przez nich rozbudowanego w II w., największego kiedyś w Tunezji a zrujnowanego najazdem Wandali. Mamy do przejechania około 180 km na zachód, znowu przez gaje oliwne, zielone pola, przecinamy to niewysokie pasmo górskie porośnięte lasem, droga jest w przebudowie i w trakcie poszerzania, kurz okropny i błoto.
    Zbliżamy się do Zaghouanu, z daleka widać wysoki do 1295 m skalny masyw, u jego stóp rozłożyło się białe miasto. Na skrzyżowaniu jest targ warzywny, duży wybór pomarańczy, pomidorów i oczywiście te wielkie bulwy kopru włoskiego.

    Ostatnio edytowane przez pixi ; 08-05-2012 o 23:10

+ Odpowiedz na ten temat
Strona 1 z 3 1 2 3 OstatniOstatni

Tagi dla tego tematu

Uprawnienia

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów